rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie jest to wyczerpująca pozycja, ale stanowi dobry punkt wyjścia do dalszych poszukiwań (dla mnie osobiście stanowiła przyzwoite uzupełnienie "MBC" Łysiaka, który zakończył swoją serię przed impresjonizmem). Prezentuje najważniejsze kierunki od czasów prehistorycznych aż do teraźniejszości, z wyraźnym akcentem na współczesność - wiek XX i XXI to równo połowa książki. W poszczególnych rozdziałach krótko i treściwie opisano charakterystykę omawianych nurtów i wrzucono sporo nazwisk artystów oraz niewielkie kalendaria. To, co mnie negatywnie zaskoczyło, to mała ilość obrazków (maksimum to jeden na rozdział, a niektóre rozdziały nie mają ich wcale), co w innych przypadkach nie byłoby istotnym kryterium oceny, ale w książce o sztuce przeszkadza i dziwi. Skończyło się na tym, że czytałam z telefonem pod ręką... a czytać w ten sposób zdecydowanie nie lubię.

Nie jest to wyczerpująca pozycja, ale stanowi dobry punkt wyjścia do dalszych poszukiwań (dla mnie osobiście stanowiła przyzwoite uzupełnienie "MBC" Łysiaka, który zakończył swoją serię przed impresjonizmem). Prezentuje najważniejsze kierunki od czasów prehistorycznych aż do teraźniejszości, z wyraźnym akcentem na współczesność - wiek XX i XXI to równo połowa książki. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytałam już jakiś czas temu parę książek pana Carrolla, ale pozostawiły one po sobie zgoła inne, bardziej pozytywne wrażenie, niż powyższy zbiór opowiadań. "Cylinder Heidelberga" to historie, które zaczynają się ni stąd ni zowąd, przez chwilkę wciągają czytelnika w swoją sieć, po czym wypalają się i gasną, nie prowadząc donikąd. Zawierają dobre pomysły na powieść, ale w tak krótkiej formie zupełnie się marnują. Wiele osób pisze o klimacie - ja go tutaj zupełnie nie czułam. Nie wiem, czy zmienił się Carroll, czy ja, ale nie spodziewałam się po nim czegoś takiego i było to prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie.

Czytałam już jakiś czas temu parę książek pana Carrolla, ale pozostawiły one po sobie zgoła inne, bardziej pozytywne wrażenie, niż powyższy zbiór opowiadań. "Cylinder Heidelberga" to historie, które zaczynają się ni stąd ni zowąd, przez chwilkę wciągają czytelnika w swoją sieć, po czym wypalają się i gasną, nie prowadząc donikąd. Zawierają dobre pomysły na powieść, ale w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Są takie książki, których tytułów nie zna większość społeczeństwa, internet milczy na ich temat, a pojedyncze egzemplarze można spotkać tylko przypadkiem - w bibliotece lub antykwariacie - i przepaść z kretesem. Taką książką są dla mnie właśnie "Cierpkie czereśnie", którą nabyłam podczas warszawskiej akcji "Cmentarzysko Zapomnianych Książek" kilka lat temu w grudniu i odtąd przeczytałam dwukrotnie. Za każdym razem byłam zachwycona.

O czym są "Cierpkie czereśnie"? O cierpieniu, okrucieństwie, ranach duchowych i nienawiści... ale także o sile woli, nadziei i leczącej potędze miłości. Nieprzekonani? I obawiam się, że samym opisem nikogo nie przekonam, gdyż takie historie już pisano, wszyscy je czytaliśmy. W czym tkwi więc wyjątkowość tej spod pióra Madeleine Szcodrowski? Trochę w prostym, suchym, nieco satyrycznym języku kontrastującym z treścią, trochę w klimacie szarych fabryk i świata dorosłych, trochę w spójności fabuły (autorka przez całą książkę pozostawia czytelnikowi strzępy informacji, które potem składają się pięknie w jedną całość świadczącą o rozwoju wewnętrznym głównej bohaterki). I pewnie trochę w moim ogromnym sentymencie do tej pozycji.

Nie każdemu się spodoba. Denerwować może wolno rozwijająca się akcja (akcja? większość książki to retrospekcja) oraz opisy spraw związanych z fabryką i robotnikami (związki zawodowe, jakieś skróty organizacji... na szczęście jest tego bardzo mało). Sądzę jednak, że naprawdę da się przeboleć, ponieważ na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się Zofia, jej otoczenie, życie i postrzeganie świata.

Komu więc tą pozycję polecam? Osobom cierpliwym, którym nigdzie się nie spieszy, wrażliwym na zło i krzywdę, szukającym słów niosących nadzieję nie obraną w banalne opakowanie "just be happy". Warto.

Są takie książki, których tytułów nie zna większość społeczeństwa, internet milczy na ich temat, a pojedyncze egzemplarze można spotkać tylko przypadkiem - w bibliotece lub antykwariacie - i przepaść z kretesem. Taką książką są dla mnie właśnie "Cierpkie czereśnie", którą nabyłam podczas warszawskiej akcji "Cmentarzysko Zapomnianych Książek" kilka lat temu w grudniu i odtąd...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Doskonały przykład tego, jak reklama może zrobić krzywdę treści i popsuć odbiór dzieła.

Pomijając już ten nacisk na podczepienie się do sławy Forresta Gumpa (za którym de facto nie przepadam); okładka tej książki okropnie nachalnie stara się pozyskać odbiorcę, a tego nie znoszę. "Książka wolna od stresu, tak jak pływanie z delfinami" - mówi napis z tyłu. Po pierwsze - "wolna od stresu"? Jeśli rozumieć to tak, że jej bohaterowie są wolni od stresu, muszę się nie zgodzić; to raczej sucha narracja autystycznej Karen sprawia takie wrażenie. Zresztą cały zwrot brzmi, jakby miał zachęcić do lektury przepracowane gospodynie domowe. A te "pływanie z delfinami"? Przez całą książkę Karen nie pływała z nimi ani razu, gdyż interesowały ją tuńczyki, a nie towarzyszące im ssaki. Sam opis fabuły z tylnej okładki też jest dość przekłamany i tchnie pustymi frazesami, o czym przekona się każdy, kto skończy czytać.

Ale zostawmy okładkę, w końcu to tylko dodatek. Jeśli chodzi o treść, to spodziewałam się czegoś zupełnie innego, może jakiegoś studium autyzmu na tle nadmorskiej miejscowości albo podróży wgłąb siebie tytułowej bohaterki. Początkowo autorka właściwie nie pozbyła mnie złudzeń, ale stopniowo opowieść coraz mniej dotyczyła Karen, a coraz bardziej tuńczyków, firmy ciotki Isabelle, ekologii i biznesu. Co prawda zdarzały się przerywniki - na przykład w postaci filozoficznych dywagacji o kartezjuszowskim "Myślę, więc jestem", jednak niezbyt mnie przekonały - zresztą mam nieodparte wrażenie, że Karen nie zrozumiała, o co Kartezjuszowi chodziło (moim zdaniem wcale nie o to, by stawiać myślenie ponad istnienie, ale o to, by jakoś utwierdzić się w tym, że zmysły go nie oszukują, ale co ja tam wiem). Być może, gdybym podeszła do tekstu z innym nastawieniem, podobałby mi się bardziej. Niestety bohaterów nie polubiłam, historia była ciekawa tylko momentami, a cała akcja z ARM zupełnie nie pasowała mi do całości i pozostawiła mnie z wyrazem twarzy pod tytułem "że co?".

Nie mogę jednak powiedzieć, że źle się czyta - bo czyta się szybko i dobrze. Szkoda tylko, że "Dziewczyny (...)" nie zapamiętam na dłużej - a wszystko przez to, że aspirowała do bycia czym innym, niż jest. Pozwoliła zajrzeć do umysłu autysty, ale później za bardzo rozwodziła się nad organizacjami i pieniędzmi. Szanowni twórcy reklam, okładek i tekstów zachęcających do kupna książek - istnieją pewne granice podkolorowywania fabuły.

Doskonały przykład tego, jak reklama może zrobić krzywdę treści i popsuć odbiór dzieła.

Pomijając już ten nacisk na podczepienie się do sławy Forresta Gumpa (za którym de facto nie przepadam); okładka tej książki okropnie nachalnie stara się pozyskać odbiorcę, a tego nie znoszę. "Książka wolna od stresu, tak jak pływanie z delfinami" - mówi napis z tyłu. Po pierwsze -...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W cieniu Mistrza Lawrence Block, Jan Burke, Michael Connelly, Thomas H. Cook, Nelson DeMille, Jeffery Deaver, Tess Gerritsen, Sue Grafton, Steve Hamilton, Edward D. Hoch, T. Jefferson Parker, Laurie R. King, Stephen King, Laura Lippman, Sara Paretsky, P.J. Parrish, Edgar Allan Poe, Peter Robinson, S. J. Rozan, Lisa Scottoline, Joseph Wambaugh
Ocena 7,5
W cieniu Mistrza Lawrence Block, Jan...

Na półkach: ,

O Poem słyszałam już od dawna, że klasyk, że niepowtarzalny, że trzeba przeczytać (co ciekawe, szczególnie upodobały go sobie moje rówieśniczki, mimo, że to raczej ciężka literatura). Nie miałam z nim jednak kontaktu aż do wydarzenia sprzed paru dni, kiedy to kierowana koniecznością zakupu książki na wyjazd, zajrzałam do lotniskowej pseudoksięgarni i patrzę - a tu ładna (choć niemiłosiernie porysowana, ale pomińmy lotniskowe standardy) antologia, która zachęca mnie do poznania najważniejszych opowiadań tegoż pisarza.

Antologię oczywiście zakupiłam i wchłonęłam ją w trzy dni (poszłoby szybciej, gdybym miała więcej wolnego czasu). Jakie odczucia po lekturze? Cóż, przede wszystkim robi wrażenie i zapada w pamięć (zgadzam się z Cookiem, który napisał w swoim eseju, że książki powinno się pamiętać, a nie tylko określać epitetem "wspaniała"). Opowiadania są makabryczne, przesiąknięte specyficznym klimatem, często wywołują wrażenie swego rodzaju klaustrofobii - ale o tym wiedzą już chyba wszyscy, którzy zetknęli się z twórczością Poego lub przeczytali opinie krytyków. Jeśli chodzi o eseje laureatów nagrody Edgara... nierówno. Niektóre były słabe i tylko zapełniały miejsce (jak ten "poemat" wzorowany na "Kruku" gdzieś pod koniec książki, który zostawił mnie z uczuciem zażenowania), inne aż miło się czytało.

Jako wstęp do twórczości Poego - bardzo dobra.

O Poem słyszałam już od dawna, że klasyk, że niepowtarzalny, że trzeba przeczytać (co ciekawe, szczególnie upodobały go sobie moje rówieśniczki, mimo, że to raczej ciężka literatura). Nie miałam z nim jednak kontaktu aż do wydarzenia sprzed paru dni, kiedy to kierowana koniecznością zakupu książki na wyjazd, zajrzałam do lotniskowej pseudoksięgarni i patrzę - a tu ładna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Hołd złożony możliwościom języka. Oto literatura dla mnie - nieco trudna w odbiorze, ciężka, ale za to jaka piękna i z jaką trafnością oddająca może nie tyle rzeczywistość, co postrzeganie jej przez konkretną, uwrażliwioną do granic możliwości jednostkę. Realizm przechodzi tu w oniryzm, przed oczami stają cudowne obrazy.

Jak czytać Schulza? W ciszy i samotności, uważnie, smakując każde zdanie i nie wahając się wracać do poprzednich akapitów, aby pojąć je lepiej i głębiej w nowych kontekstach.

Hołd złożony możliwościom języka. Oto literatura dla mnie - nieco trudna w odbiorze, ciężka, ale za to jaka piękna i z jaką trafnością oddająca może nie tyle rzeczywistość, co postrzeganie jej przez konkretną, uwrażliwioną do granic możliwości jednostkę. Realizm przechodzi tu w oniryzm, przed oczami stają cudowne obrazy.

Jak czytać Schulza? W ciszy i samotności, uważnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnimi czasy na "Igrzyska śmierci" natykałam się wszędzie. Tu ktoś zachwala książkę, koleżanka poszła na film i mówi, że świetny... Nabrałam ochoty do samodzielnego przekonania się o słuszności tych peanów. Co dostałam? Przeciętną książkę, dobrą młodzieżówkę.

Bohaterowie dają się lubić. Katniss nie jest ani mdła, ani ekstrawagancka i łatwo się w nią wczuć (tylko jej stosunek do śmierci nieco mnie dziwił). Prim i Rue stały się moimi ulubionymi postaciami. Gale był sympatyczny; tylko Peeta jakoś mnie irytował i nawet nie potrafię wyjaśnić, dlaczego. Fabuła trzymała w napięciu (mimo, że często udawało mi się przewidzieć, co będzie dalej), stanowiła idealnie wyważoną mieszankę akcji, romansu i dramatu. Żałuję tylko, że autorka nie rozwinęła szerzej koncepcji antyutopii - o Kapitolu wiemy w sumie tyle, że jest zły i sprawuje nad wszystkim kontrolę. Cóż, czekają na nas jeszcze kolejne tomy, choć nie jestem pewna, czy zamierzam po nie sięgnąć.

Dlaczego? "Igrzyska..." przecież nie są złe. Połknęłam je w nieco ponad jeden dzień i nie żałuję poświęconego im czasu. Niemniej jednak książka, którą dobrze się czyta, to dla mnie trochę za mało - oczekuję jeszcze wywołania we mnie jakiś silniejszych emocji i refleksji, która nie pierzchnie, kiedy zamknę książkę, jak stało się teraz. Kupiłam, przeczytałam, odłożyłam na półkę i prawdopodobnie niedługo o niej zapomnę.

Może to dlatego, że generalnie nie lubię młodzieżówek. Odczucia mam podobne, jak po skończeniu GONE (nawiasem mówiąc, widzę między tymi seriami wiele podobieństw, na przykład świetny pomysł) - wszystko pięknie, dobra rozrywka na nudny dzień długiego weekendu. Nic poza tym.

Ostatnimi czasy na "Igrzyska śmierci" natykałam się wszędzie. Tu ktoś zachwala książkę, koleżanka poszła na film i mówi, że świetny... Nabrałam ochoty do samodzielnego przekonania się o słuszności tych peanów. Co dostałam? Przeciętną książkę, dobrą młodzieżówkę.

Bohaterowie dają się lubić. Katniss nie jest ani mdła, ani ekstrawagancka i łatwo się w nią wczuć (tylko jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka niewątpliwie niesie ze sobą wiele wartości, ale natłok opisów, rozwleczenie fabuły i ciężki styl odpychają od treści. Chyba porwałam się na zbyt ambitną literaturę. Może za parę lat wrócę do Jima, może mi się nawet spodoba - na razie cieszę się, że wreszcie skończyłam (i mam nadzieję że w liceum nie trafi on na moją listę lektur). Pozostawiam bez oceny ze względu na dość ambiwalentne odczucia.

Książka niewątpliwie niesie ze sobą wiele wartości, ale natłok opisów, rozwleczenie fabuły i ciężki styl odpychają od treści. Chyba porwałam się na zbyt ambitną literaturę. Może za parę lat wrócę do Jima, może mi się nawet spodoba - na razie cieszę się, że wreszcie skończyłam (i mam nadzieję że w liceum nie trafi on na moją listę lektur). Pozostawiam bez oceny ze względu na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przed przeczytaniem nasłuchałam się tego, o czym słyszał chyba każdy - że nudna, że nie da się przeczytać, że "o niczym". A tymczasem połknęłam ją w jeden ranek.

Myślę, że "Stary człowiek i morze" po prostu nie jest dla młodych, którzy często pragną wartkiej akcji i tajemniczych bohaterów. Santiago to prosty człowiek, który stara się wykonywać swoją pracę jak najlepiej - nie ma w tym żadnej intrygi, która porwałaby za sobą nastoletnich czytelników. Książka opisuje niesamowitą wolę walki, zmaganie się z przeciwnościami przy jednoczesnym akceptowaniu tego, co nam się przytrafi. Dla jednych jest nudna. Dla mnie bardzo smutna. Czułam ból ramion i skaleczenia rybaka, czułam jego niemoc i rozumiałam myśli. Dlatego tak trudno było mi pogodzić się z zakończeniem, mimo, że sam zainteresowany (tak mi się wydaje) ostatecznie przyjął swój los.

Co przeszkadzało mi najbardziej? Moja niewiedza z zakresu rybołówstwa. Autor mógł (chociaż w przypisach) pokusić się o jakieś obszerniejsze tłumaczenia.

Przed przeczytaniem nasłuchałam się tego, o czym słyszał chyba każdy - że nudna, że nie da się przeczytać, że "o niczym". A tymczasem połknęłam ją w jeden ranek.

Myślę, że "Stary człowiek i morze" po prostu nie jest dla młodych, którzy często pragną wartkiej akcji i tajemniczych bohaterów. Santiago to prosty człowiek, który stara się wykonywać swoją pracę jak najlepiej -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niesamowite. Te postacie oddychają, żyją, uczą się na błędach i dokonują trudnych wyborów. Piękno i ból. Społeczeństwo i osamotnienie. Miłość i okrucieństwo. Walka w imię wyższych idei, a jednocześnie walka z samym sobą, z przeszłością, o przyszłość.
Mówi to osoba, która z natury czuje niechęć do science-fiction.

Niesamowite. Te postacie oddychają, żyją, uczą się na błędach i dokonują trudnych wyborów. Piękno i ból. Społeczeństwo i osamotnienie. Miłość i okrucieństwo. Walka w imię wyższych idei, a jednocześnie walka z samym sobą, z przeszłością, o przyszłość.
Mówi to osoba, która z natury czuje niechęć do science-fiction.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cudowne wydanie - książka na pierwszy rzut oka wydaje się encyklopedią, a tymczasem jest zbiorem stosunkowo lekkich tekstów uwrażliwiających na piękno. Jednocześnie eseje te stanowią prawdziwą kopalnię wiedzy na temat renesansu, renesansowych ludzi i nurtów, które wówczas obowiązywały. Nie poradziłam sobie z tym wszystkim na raz, więc pewnie będę jeszcze nie raz wracać do lektury, aczkolwiek coś w głowie zostało. Czasem się z autorem nie zgadzałam i zupełnie nie mogłam dopatrzeć się czegoś, co widział on w obrazie, niemniej jednak Łysiak zrobił rzecz niesamowitą - zaczął przekonywać mnie do sztuki z dawnych epok.

Cudowne wydanie - książka na pierwszy rzut oka wydaje się encyklopedią, a tymczasem jest zbiorem stosunkowo lekkich tekstów uwrażliwiających na piękno. Jednocześnie eseje te stanowią prawdziwą kopalnię wiedzy na temat renesansu, renesansowych ludzi i nurtów, które wówczas obowiązywały. Nie poradziłam sobie z tym wszystkim na raz, więc pewnie będę jeszcze nie raz wracać do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jestem pod wielkim wrażeniem. Z reguły nie lubię czytać komiksów, a już tym bardziej horrorów, ale to majstersztyk. Przepięknie (chociaż to może nieodpowiednie słowo, bo piękna jest tu raczej mało) narysowany i bardzo wciągający. Ostatnie sześć rozdziałów przeczytałam jednym tchem. Co podobało mi się najbardziej? Realizm, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało. Nie chodzi tu o samą historię, ale jej sposób przedstawienia. Miałam wrażenie, że to naprawdę mogło mieć miejsce, niektóre ujęcia, kadry, sytuacje, były takie życiowe, że dawały ułudę życiowości całej reszty.
I już nigdy nie spojrzę na spirale w ten sam sposób.

Jestem pod wielkim wrażeniem. Z reguły nie lubię czytać komiksów, a już tym bardziej horrorów, ale to majstersztyk. Przepięknie (chociaż to może nieodpowiednie słowo, bo piękna jest tu raczej mało) narysowany i bardzo wciągający. Ostatnie sześć rozdziałów przeczytałam jednym tchem. Co podobało mi się najbardziej? Realizm, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało. Nie chodzi tu o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przez "Pokój Jakuba" nie przebrnęłam. Nie wiem, na ile było to winą mojego samopoczucia, kiedy ją czytałam, a na ile faktycznej wartości książki. Postanowiłam dać jednak pani Woolf jeszcze jedną szansę, i przy najbliższej okazji zaopatrzyłam się w "Widoki Londynu". Muszę powiedzieć, że czytało się dużo lepiej.

Jest to zbiór sześciu esejów, dotyczących kolejno londyńskiego portu, ulicy kupieckiej, domów sławnych londyńczyków, kościołów, siedziby Izby Gmin i prywatnego domu panny Crowe. Tworzą one niekompletny, króciutki, ale wartościowy przekrój stolicy Anglii opisany właściwym Virginii stylem, który w niej uwielbiam.

Zazdroszczę autorce umiejętności patrzenia i dostrzegania szczegółów. Jak mówi tekst z tyłu okładki: "Widoki Londynu ukazują niezrównany talent Woolf do odświeżania naszego spojrzenia za pomocą tego, co znajome".

Przez "Pokój Jakuba" nie przebrnęłam. Nie wiem, na ile było to winą mojego samopoczucia, kiedy ją czytałam, a na ile faktycznej wartości książki. Postanowiłam dać jednak pani Woolf jeszcze jedną szansę, i przy najbliższej okazji zaopatrzyłam się w "Widoki Londynu". Muszę powiedzieć, że czytało się dużo lepiej.

Jest to zbiór sześciu esejów, dotyczących kolejno londyńskiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na łopatki rozłożył mnie humor tej książki - często wisielczy i zupełnie niestosowny do sytuacji... ale dawno nie czytałam niczego, co sprawiłoby, że zaśmiałabym się w głos, a nie w myślach. Wystarczy wspomnieć chociażby straszenie głosem z rynny czy numery z panią Renee de la Tour (? - nie mam pamięci do nazwisk).
Nie nazwałabym jednak "Czarnego obelisku" humorystycznym. Jest to smutny obraz Niemiec podczas szalejącej inflacji, kiedy to ceny liczyło się w milionach marek oraz historia kilku związków, przelotnych miłości, które często znikają, zanim człowiek na dobre uświadomi sobie, co czuje. Nie brakuje tu też pewnego rodzaju filozofii snutej - zwykle w postaci dyskusji z Izabellą albo Bodendiekiem - przez doświadczonego wojną dwudziestokilkulatka.
Garstka polityki, refleksji i żartów wpasowująca się w nastrój dwudziestolecia międzywojenego. 400 stron, od których - mimo nie do końca "mojej" tematyki - nie mogłam się oderwać.
"Czarny obelisk" jest jak taki ironicznie uśmiechnięty, choć w głębi duszy smutny człowiek.

Na łopatki rozłożył mnie humor tej książki - często wisielczy i zupełnie niestosowny do sytuacji... ale dawno nie czytałam niczego, co sprawiłoby, że zaśmiałabym się w głos, a nie w myślach. Wystarczy wspomnieć chociażby straszenie głosem z rynny czy numery z panią Renee de la Tour (? - nie mam pamięci do nazwisk).
Nie nazwałabym jednak "Czarnego obelisku" humorystycznym....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chyba najbardziej zaskakująca książka, jaką miałam okazję czytać. Wszystkie, z którymi się dotąd spotkałam, choć potrafiły zaszokować, zawsze czyniły to jednak w pewnych ramach swojego gatunku. "Pod skórą" ciężko włożyć do jakiejś szufladki. Zaczyna się jak thiller, a potem... Cóż, nie będę spojlerować.

Drażniły mnie czasem pojawiające się tu i ówdzie wulgaryzmy, ale po prostu jestem trochę przewrażliwiona. Poza tym czyta się bardzo szybko i płynnie - nad stylem autora nie zachwycałam się jakoś specjalnie, ale muszę mu przyznać, że zna się na tym, co robi. Stopniowo wzbudza ciekawość, buduje napięcie, podsuwa czytelnikowi strzępki informacji, które są umiejętnie wplecione w codzienne życie bohaterki. Jedynie zakończenie trochę mnie zawiodło, bo byłam prawie pewna, że stanie się coś podobnego.

Trochę psychologiczna, z elementami horroru i refleksji nad ludźmi i zwierzętami. Ostatecznie przekonała mnie (nie przepadam za tego typu lekturami), że słysząc "dreszczowiec" czy "horror", wcale nie trzeba się nastawiać na coś kiepskiego.

Chyba najbardziej zaskakująca książka, jaką miałam okazję czytać. Wszystkie, z którymi się dotąd spotkałam, choć potrafiły zaszokować, zawsze czyniły to jednak w pewnych ramach swojego gatunku. "Pod skórą" ciężko włożyć do jakiejś szufladki. Zaczyna się jak thiller, a potem... Cóż, nie będę spojlerować.

Drażniły mnie czasem pojawiające się tu i ówdzie wulgaryzmy, ale po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Dziewczyna z zapałkami" opowiada o kobiecie, która wybrała życie, jakiego tak naprawdę nie pragnęła. W młodości miała do wyboru pójście drogą rozwijania talentu lub założenie rodziny. Z obawy przed samotnością zdecydowała się na to drugie. Przeżyła wielkie rozczarowanie monotonią codziennego życia, wychowywania dzieci, prac domowych i usługiwania mężowi. Próbuje pisać - ale robi to bez entuzjazmu. Utknęła w matni zawiedzionych marzeń i strachu przed ostatecznym zerwaniem z tym wszystkim - czy to przez samobójstwo, czy ucieczkę.

Cała książka z punktu widzenia fabuły jest średnio interesująca. Mamy tu bowiem depresyjne zwierzenia Ha na przemian z jej filozofią kury domowej. Tak przynajmniej mógłby to ocenić czytelnik szukający wartkiej akcji. Ja lubię refleksyjne tytuły, a ta domorosła filozofia bardzo przypadła mi do gustu, jako że bohaterka wcale nie jest taka głupia - i w dodatku, jak na poetkę przystało, dość oczytana. Na uwagę zasługuje też język. Początkowo miałam wrażenie, że forma - piękne, poetyckie sformułowania, ciekawy styl - ma za zadanie przyćmić mało wartościową treść. Jednak z upływem czasu zmieniłam zdanie i odkryłam w "Dziewczynie..." bardzo ciekawe myśli, poglądy i spojrzenia na świat. Szczególnie podobały mi się opisy przeżyć wewnętrznych, były takie prawdziwe i ludzkie, jednocześnie posiadając wiele uroku.

Jest to, jak sądzę, literatura kobieca. Średnio pociągający gatunek, w samej definicji ma już coś na kształt obelgi. Ale mimo to warto sięgnąć. Ma w sobie coś niezwykłego, mimo, że opowiada o niczym innym, jak o szarej rzeczywistości - tyle, że oczami (niespełnionej) artystki.

Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna sprawa... Na ile ta powieść jest autobiograficzna? Podświadomie utożsamiałam Hankę z Anną Janko. Czy słusznie? Nie wiem, nie znalazłam żadnych informacji na ten temat.

"Dziewczyna z zapałkami" opowiada o kobiecie, która wybrała życie, jakiego tak naprawdę nie pragnęła. W młodości miała do wyboru pójście drogą rozwijania talentu lub założenie rodziny. Z obawy przed samotnością zdecydowała się na to drugie. Przeżyła wielkie rozczarowanie monotonią codziennego życia, wychowywania dzieci, prac domowych i usługiwania mężowi. Próbuje pisać -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciekawa pozycja, w całości napisana w formie chatu. Kilku ludzi budzi się w identycznych pomieszczeniach. Ariadna, która oprzytomniała jako pierwsza, zakłada wątek. Organizm(-:, Romeo-y-Cohiba, IsoldA, Monstradamus, Nutscracker, UGLI 666 oraz Sartrik dostają niezależne od nich nicki i odtąd niewiele mają do roboty poza spekulacjami i zwiedzaniem otoczenia znajdującego się poza pokojami. Rozmowa jest cenzurowana. Żaden z nich nie może przeklinać ani powiedzieć niczego o swoim zawodzie, imieniu lub wykształceniu. Im dłużej zastanawiają się nad sytuacją, tym więcej pojawia się pytań... Ale one przecież są równie ważne, jak odpowiedzi.

Przewrotna interpretacja mitu o bogatej symbolice, której nie sposób przetrawić po jednorazowej lekturze. Całkiem trafne, choć miejscami kontrowersyjne rozważania o naturze poznania, czasie i Bogu. Ja to kupuję, choć ostatnie kilkanaście stron pozostaje dla mnie zagadką. Być może muszę dorosnąć.

Wrócę do książki jeszcze nie raz - to wiem na pewno.

Ciekawa pozycja, w całości napisana w formie chatu. Kilku ludzi budzi się w identycznych pomieszczeniach. Ariadna, która oprzytomniała jako pierwsza, zakłada wątek. Organizm(-:, Romeo-y-Cohiba, IsoldA, Monstradamus, Nutscracker, UGLI 666 oraz Sartrik dostają niezależne od nich nicki i odtąd niewiele mają do roboty poza spekulacjami i zwiedzaniem otoczenia znajdującego się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mam serca ocenić "Ostatniego wykładu" niżej niż cztery gwiazdki. Książka tchnie tak niesamowitym optymizmem życiowym, że nie można się jej oprzeć. Wiele ciekawych anegdot, godne podziwu podejście do życia, a co najważniejsze - prawdziwość.
Dziecięce marzenia są naprawdę ważne.

http://www.youtube.com/watch?v=ji5_MqicxSo - zapraszam do obejrzenia wykładu na YouTube. Niestety w wersji angielskiej, ale nawet osoba, która nie zrozumie za dużo, może skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością.

Nie mam serca ocenić "Ostatniego wykładu" niżej niż cztery gwiazdki. Książka tchnie tak niesamowitym optymizmem życiowym, że nie można się jej oprzeć. Wiele ciekawych anegdot, godne podziwu podejście do życia, a co najważniejsze - prawdziwość.
Dziecięce marzenia są naprawdę ważne.

http://www.youtube.com/watch?v=ji5_MqicxSo - zapraszam do obejrzenia wykładu na YouTube....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dawno nie trafiłam na taką perełkę. Tej książki prostu nie da się opisać. To, co teraz zrobię, będzie tylko marną próbą z góry skazaną na niepowodzenie.

Historia wydarzyła się naprawdę. Pewnej nocy dziewiętnastoletni Fynn - który swojego prawdziwego nazwiska uparcie nie chce nam zdradzić - spotyka na ulicy kilkuletnią dziewczynkę o niejasnej, acz raczej niezbyt szczęśliwej przeszłości. Spędzają razem parę godzin, po czym Anna oświadcza, że będzie u Fynna mieszkała. A ponieważ Anna zawsze wydawała raczej rozkazy, niż prosiła, Fynn faktycznie wziął ją do siebie rozpoczynając tym samym najbarwniejszy okres swojego życia.

Ma cztery lata. Interesuje się wszystkim. Prowadzi eksperymenty, myśli, oblicza, rozważa, tworzy własne teorie i bawi się. Najważniejszym problemem, który przewijał się przez całe jej życie, była istota pana Boga. Całą swoją małą, choć niesamowicie ambitną duszą dążyła do jego poznania, nie akceptując prostych odpowiedzi. Mówiła, że ważniejsze od odpowiedzi jest pytanie. Pytań stawiała mnóstwo.

Książka jest - najprościej mówiąc - zapisem życia Anny. A żyła tak intensywnie, jak tylko można, w pełni wykorzystując swój potencjał. Towarzyszymy jej tokowi myślenia i wraz z Fynnem uczymy się patrzeć na świat spojrzeniem świeżym i wnikliwym, jednocześnie niepozbawionym humoru. Czyta się szybko, a wyjaśnienia dziewczynki doskonale oddają istotę rzeczy, dzięki czemu nie trzeba zatrzymywać się przy każdym doświadczeniu, czy rozmyślaniach.

Przyznam się bez bicia, że "Halo, pan Bóg? Tu Anna..." (nawiasem mówiąc, tytuł bardzo trudno przetłumaczyć - w oryginale jest "mister God", a nie sam "God", czyli tak, jak zwracamy się do starszego znajomego, a nie innego bytu) zaczęłam parę miesięcy temu, a skończyłam dopiero teraz. Głównie dlatego, że posiadam ebooka (jak coś, służę pomocą), a wiadomo, że na ekranie czyta się ciężej. Od dzisiaj zacznę tropienie tego tytułu po księgarniach, by mógł stanąć u mnie na półce. Wtedy przeczytam go jeszcze raz, spokojniej, lepiej. Muszę powiedzieć, że cieszę się na to ponowne spotkanie już teraz.

Pozycja obowiązkowa. O ile na przykład Gaarder pokazuje nam, jaki ten świat jest niesamowity, o tyle Anna uczy, dlaczego i w jaki sposób. Polecam całym sercem.

Dawno nie trafiłam na taką perełkę. Tej książki prostu nie da się opisać. To, co teraz zrobię, będzie tylko marną próbą z góry skazaną na niepowodzenie.

Historia wydarzyła się naprawdę. Pewnej nocy dziewiętnastoletni Fynn - który swojego prawdziwego nazwiska uparcie nie chce nam zdradzić - spotyka na ulicy kilkuletnią dziewczynkę o niejasnej, acz raczej niezbyt szczęśliwej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Buszujący w zbożu" to klasyka. Nasłuchałam się o książce wielu dobrych opinii, aż w końcu nadarzyła mi się okazja, by samodzielnie przekonać się o jej wartości i głębi. Wartość może i jakąś ma, ale rzekoma "głębia" jest według mnie bardzo płytka.

Co my tu mamy? Mamy Holdena, nastolatka, którego właśnie po raz kolejny wyrzucili z prestiżowej szkoły. Wraca więc do rodzinnego Nowego Jorku, pałęta się po klubach, umawia z dziewczynami, pije, pali i ogólnie zażywa wszelkich uciech samodzielnego życia. Ma parę dni, aż rodzice dowiedzą się o tym, że nie chodzi już do Pencey i - bardzo mądrze - postanawia wykorzystać je na hulanie sobie w mieście. Jak to się stało, że szesnastolatek (!) może sobie na tyle pozwolić? Autor tłumaczy to wysokim wzrostem i dorosłym wyglądem bohatera. Naciąganie...

Holden ma doprawdy ciekawy stosunek do życia. Ludzie niezmiernie go irytują, właściwie najbardziej lubi dzieci, bo nie są sztywne i nie szpanują wszystkim tak, jak starsi. Właściwie to marzy o tym, by w przyszłości zaszyć się gdzieś z dala od społeczeństwa. Ale jakoś samemu jest mu smutno, więc w chwilach nudy dzwoni z budki telefonicznej do kogo tylko się da, żeby wyjść z nim, a potem przeznaczyć akapit lub dwa na ponarzekanie sobie.

Język, jakim książka jest pisana, przyprawiał mnie o ból głowy. Typowy, młodzieżowy slang, pojawiały się też przekleństwa, choć raczej te "lżejsze". Zdarzało mi się, że musiałam dwa razy przeczytać to samo zdanie, żeby zrozumieć, o co chodzi. Pomimo tego, "Buszującego..." połknęłam w dwa dni. Wciągnął mnie, chociaż nie mam o nim najlepszego zdania.

Za co dwie gwiazdki? "Buszujący..." idealnie wpasowuje się w określenie "średni". Podobały mi się niektóre zawarte w nim przemyślenia, chociaż wydawać by się mogło, że autor skrzętnie ukrył je za irytującymi rozdziałami o głównej postaci. Myślę, że do książki powinien podejść każdy, chociażby po to, by przekonać się, co o niej sądzić. Co sądzę ja, już napisałam, ale przecież to tylko jeden z możliwych punktów widzenia.

"Buszujący w zbożu" to klasyka. Nasłuchałam się o książce wielu dobrych opinii, aż w końcu nadarzyła mi się okazja, by samodzielnie przekonać się o jej wartości i głębi. Wartość może i jakąś ma, ale rzekoma "głębia" jest według mnie bardzo płytka.

Co my tu mamy? Mamy Holdena, nastolatka, którego właśnie po raz kolejny wyrzucili z prestiżowej szkoły. Wraca więc do...

więcej Pokaż mimo to