rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

niepokojąca opowieść, pełna czarnego humoru, w którymś momencie zupełnie traci rozmach. dość ciekawie rozpoczęte historie kończą się dość banalnie, a to, co wydawało się być historią mrocznych instynktów, niespełnienia, kompensacji, staje się przypowieścią z morałem i dobrym zakończeniem.
szkoda.

niepokojąca opowieść, pełna czarnego humoru, w którymś momencie zupełnie traci rozmach. dość ciekawie rozpoczęte historie kończą się dość banalnie, a to, co wydawało się być historią mrocznych instynktów, niespełnienia, kompensacji, staje się przypowieścią z morałem i dobrym zakończeniem.
szkoda.

Pokaż mimo to


Na półkach:

nie pamiętam już, jak po raz pierwszy trafiłam na kanał Radzki na youtube, pamiętam za to, że charakterna i żywa Magdalena, pokazują swoje czerpiące z folku czy mody retro stylizacje i dająca sporo praktycznych wskazówek, zrobiła na mnie wystarczająco dobre wrażenie, bym wracała na jej kanał w miarę regularnie. gdy dowiedziałam się, że Radzka pracuje nad książką, oczekiwałam z niecierpliwością dnia premiery.

co dokładnie wpadło w moje łapki?
sama Radzka nazywa swoje dziełko poradnikiem modowo-sylwetkowym; w istocie otrzymujemy rzetelną książkę, na którą warto zwrócić uwagę w zalewie innych wydawnictw parających się tą tematyką. sam tytuł budzi uśmiech - pochodzi z czołówki Radzki, więc aż chce się go mimowolnie zanucić pod nosem. uwagę zwraca strona estetyczna tej książki - została wydana pięknie, można się zakochać od pierwszego wejrzenia; myślę, że ci, którzy Radzki nie kojarzą, mogą dać jej od razu pewien kredyt zaufania, ponieważ czuwała i nad tym, a po osobie zajmującej się modą można by oczekiwać właśnie dobrego gustu. każdy rozdział poprzedzają cudowne ilustracje Agaty Rek.
książka jest w gruncie rzeczy dosyć różnorodna - Radzka serwuje nam krótki przegląd trendów XX wieku, wylicza najbardziej znane akcesoria świata mody, roztacza swoją wizję ubrań przydatnych w każdej szafie, opowiada o materiałach czy wyjaśnia asocjacje budzone przez kolory. szczególnie ważną częścią jest - w moim odczuciu - rozdział traktujący o sylwetkach. Radzka dzieli je przejrzyście na cztery typy, dodając też typy "powiększone", czyli większe rozmiarem. jej charakterystyki są rzeczowe, zamiast miliona różnych - dostajemy cztery bazowe, ponadto Radzka nie bawi się rozdrabnianie sylwetki na pół tysiąca elementów, w zamian udziela wskazówek, które sprowadzają się do zbudowania harmonijnej sylwetki za pomocą odpowiednich ubrań - aż chce się jej rady od razu wprowadzić w życie.

tutaj dochodzimy do sedna: to dobra książka dla wszystkich kobiet, w szczególności tych, które odczuwają potrzebę zmian w swojej szafie, chcą się za nie zabrać z głową, a czują, że brak im potrzebnej wiedzy, dla tych, które potrzebują zebrania informacji w jednym miejscu (dla fanów Radzki są to rady Radzkiej w pigułce - zamiast szukać filmików z różnych okresów, mamy je zebrane w jednym miejscu). u Radzki sporo jest wyjaśnień, czemu dany fason jest korzystny dla danej figury, więc jest w stanie przekonać nawet najbardziej opornych na zmiany.

książka napisana jest bardzo żywym językiem, sama Radzka już we wstępie zaznacza, że jest vlogerką, więc na co dzień słowo mówione jest jej bliższe od pisanego. dla niektórych luźny styl może być wadą, dla innych zaletą, na pewno jednak język, którym się posługuje jest przejrzysty, nie pozostawia miejsca na wątpliwości. ja czułam się trochę, jakby doradzała mi dobra znajoma, a nie stylistka (sypiąca nakazami i zakazami).

Radzka dobrze radzi!

nie pamiętam już, jak po raz pierwszy trafiłam na kanał Radzki na youtube, pamiętam za to, że charakterna i żywa Magdalena, pokazują swoje czerpiące z folku czy mody retro stylizacje i dająca sporo praktycznych wskazówek, zrobiła na mnie wystarczająco dobre wrażenie, bym wracała na jej kanał w miarę regularnie. gdy dowiedziałam się, że Radzka pracuje nad książką,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

dawno wobec żadnej powieści nie miałam tak mieszanych uczuć.
z jednej strony, Kosmowska jest pisarką-gawędziarką w starym stylu, tworzy rozbudowaną opowieść, budzącą ciekawość. z drugiej, sięga po pewne klisze i stereotypy w kreowaniu postaci, które - nawet jeśli przetworzone - rodzą pytanie, czy bohaterowie stają się przez to bardziej wiarygodni, czy zupełnie papierowi. momentami razi naiwność Iwanki, ale za to Iwanka - znowuż - budzi sympatię czytelnika, chce się jej po cichu kibicować.
powieść nie pretenduje do miana głosu ludzi wyjeżdżających zarobkowo do "lepszego" świata, losy postaci są zbyt jednostkowe. niby pobrzmiewają tu pewne elementy życia każdego emigranta, ale mają one raczej za zadanie dodawać wiarygodności postaciom niż wywoływać dyskusję.
najbardziej zaskakuje zakończenie, powstaje pytanie, czy pozytywnie... niby gdzieś tkwiły momenty prowadzące do owej końcówki, jednak były tak niezauważalne, że czytelnik czuje się nabity w butelkę. niby jest spójne, łączy się z powieścią, ale zarazem - po tylu stronach emocjonalnego podglądania bohaterów - wydaje się być żartem.
warto przeczytać, by samemu się ustosunkować.

dawno wobec żadnej powieści nie miałam tak mieszanych uczuć.
z jednej strony, Kosmowska jest pisarką-gawędziarką w starym stylu, tworzy rozbudowaną opowieść, budzącą ciekawość. z drugiej, sięga po pewne klisze i stereotypy w kreowaniu postaci, które - nawet jeśli przetworzone - rodzą pytanie, czy bohaterowie stają się przez to bardziej wiarygodni, czy zupełnie papierowi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

spore rozczarowanie i zmarnowany potencjał.

wiązałam z tą pozycją nadzieje, spodziewając się subtelnego, poetyckiego języka, obrazów zapadających w pamięć, przedzierania się przez złożoną metaforykę oraz piękna poruszającego wyobraźnię. zapowiadało się nieźle: björk poleca, skojarzenia ze skandynawskimi pisarzami mam jak najlepsze, początek wydawał się zachęcać do sięgnięcia po więcej.

niestety, tę króciutką powieść czyta się ciężko, w czym - domyślam się - jest spora zasługa tłumacza. rozumiem, że szyk przestawny miał w zamyśle budzić skojarzenia z poezją, językiem niecodziennym i zapadającym w pamięć, ale stosowanie go w co drugim zdaniu utrudnia rozkoszowanie się lekturą i najzwyczajniej nuży. wpływa na sztuczność języka.

samej historii brak jakiegoś pierwiastka tajemnicy. wątki wiążą się ze sobą, brniemy przez na pierwszy rzut oka niezbyt powiązane fragmenty, by przekonać się, że są one spójne. pomysł jest niebanalny, ale w moim odczuciu - nie do końca wykorzystany. oszczędne zdania, krótkie urywki nie przekładają się na intensywność obrazów pobudzających wyobraźnię.

tym samym lektura ta nie zostanie w mojej pamięci na zbyt długo; na szczęście, nie czytało jej się też zbyt długo. można po nią sięgnąć, by potraktować ją jako ciekawostkę, lepiej jednak nie stawiać jej zbyt wielu wymagań.

jeśli masz ochotę zachwycić się subtelnym, poetyckim językiem, polecam norweskiego pisarza - Vesaas dostarczy ci ich (choćby w "pałacu lodowym" czy w "wiosennej nocy").
jeśli liczysz na powieść zbudowaną z krótkich, ale wymagających i poruszających zdań, polecam sprawdzić np. "murzyna" Tatiany Gromacy albo jedną z dwóch powieści Orneli Vorpsi, wydanych nakładem wydawnictwa Czarne.

w przypadku powieści "Skugga Baldur" istnieje spore ryzyko, że twoja wrażliwość pozostanie jak skuta lodem - niewzruszona wobec starań wyobraźni zaklętej w tej krótkiej książeczce.

spore rozczarowanie i zmarnowany potencjał.

wiązałam z tą pozycją nadzieje, spodziewając się subtelnego, poetyckiego języka, obrazów zapadających w pamięć, przedzierania się przez złożoną metaforykę oraz piękna poruszającego wyobraźnię. zapowiadało się nieźle: björk poleca, skojarzenia ze skandynawskimi pisarzami mam jak najlepsze, początek wydawał się zachęcać do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

proza, którą należy czytać ze sporą wnikliwością. kto miał do czynienia z twórczością vesaasa, ten wie, że można się u niego spodziewań wielu niedopowiedzeń, oszczędności zdaniowej i pewnej aury tajemnicy, tak, jakby odkrywanie kolejnych znaczeń kryło się w gestii czytelnika. "dom w ciemności" jest jednak dosyć nietypowy w porównaniu z najbardziej znanymi w polsce dziełami vesaasa.
po pierwsze - świat zarysowany w powieści został odseparowany od natury - tutaj ona nie potęguje nastrojów i akcji. minimalistyczny obraz literacki też nie jest pozbawiony nastroju niepokoju i oczekiwanania, osiągnięto je za to zgoła odmiennymi środkami.
po drugie - mamy do czynienia z bardzo oryginalnym pomysłem literackim: pojawia się tu motyw odmienionego na gorsze domu, ów dom tworzy specyficzny mikroświat, kojarzący się trochę z antyutopią. nie znamy jednak powodów, dla których nastąpiła zmiana - wiemy tylko, że nastąpiła. obserwujemy walkę, przyglądamy się skromnym, ale wymownym portretom psychologicznym.
ta ostatnia cecha, związana z konstrukcją postaci, fanów vesaasa nie zaskoczy, podobnie jak aura napięcia. z tej powieści przebija specyficzny styl. to dobra powieść wielkiego pisarza, wieloznaczna i dająca do myślenia. czym jest dom? jak traktować ciemność, która zalęgła w domu? (jasność oraz ciemność zwykle utożsamiane są z dobrem i złem.) o jakiej walce opowiada?
zostajemy z wieloma pytaniami na ustach i wieloma możliwościami interpretacji.

proza, którą należy czytać ze sporą wnikliwością. kto miał do czynienia z twórczością vesaasa, ten wie, że można się u niego spodziewań wielu niedopowiedzeń, oszczędności zdaniowej i pewnej aury tajemnicy, tak, jakby odkrywanie kolejnych znaczeń kryło się w gestii czytelnika. "dom w ciemności" jest jednak dosyć nietypowy w porównaniu z najbardziej znanymi w polsce dziełami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Brawurowa powieść pod względem językowym, pełna hiperbolizacji, nieoczywistych metafor i spójnego stylu. Niby postać pijaczyny pojawiała się już nieraz w literaturze (ja z tej okazji przypomniałam sobie o Nahaczowskim "Bomblu"), ale w wydaniu Patrycji Pustkowiak alkoholiczka zyskuje inne - bardziej zatracone - oblicze. Oto skrzywiona wizja codzienności, zabawna dzięki dobremu pióru, nieco okrutna w przesadzie, lecz bardzo interesująca. W dodatku powieść ta stanowi dowód, że język kultury ponowoczesnej nie musi być językiem Masłowskiej - w tym względzie widać pewną nową jakość.

Już na początku główna bohaterka, Tamara Mortus, zostaje przedstawiona jako morderczyni, nie należy jednak nastawiać się na wartką akcję i kryminalne zagadki. Przez następne strony brniemy razem z Tamarą w taniec upadku, towarzyszymy tej groteskowej postaci na każdym kroku, by przy ostatnich stronach dotrzeć do zapowiadanego - bez fajerwerków, bez zdziwienia, ponieważ stopniowo, wręcz niezauważalnie, taplamy się w smrodzie jej życia, bez szansy na jakąkolwiek poprawę.

Książka warta uwagi, choć dla niektórych jej największe zalety staną się wadami.

Brawurowa powieść pod względem językowym, pełna hiperbolizacji, nieoczywistych metafor i spójnego stylu. Niby postać pijaczyny pojawiała się już nieraz w literaturze (ja z tej okazji przypomniałam sobie o Nahaczowskim "Bomblu"), ale w wydaniu Patrycji Pustkowiak alkoholiczka zyskuje inne - bardziej zatracone - oblicze. Oto skrzywiona wizja codzienności, zabawna dzięki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsza książka opowiadająca o losach Jarlego Kleppa sprawiła mi przyjemność czytania i zaintrygowała mnie wystarczająco, bym z chęcią sięgnęła po uzupełnienie losów tego bohatera. Po lekturze mogę z zaskoczeniem stwierdzić, że w porównaniu do pierwszej części "Charlotte Isabel Hansen" jest bardziej dowcipna. Oto Jarle - poważny student, piszący pracę o Proustowskiej onomastyce - zostaje zderzony z faktem bycia ojcem uroczej, siedmioletniej istoty, o której istnieniu nie miał do tej pory najmniejszego pojęcia, w związku z czym stara się odnaleźć w roli ojca na czas wizyty swojej córki. Kontrast pomiędzy zachowaniem tych postaci jest zabawny, mała okazuje się być rezolutną dziewczynką, wprowadza zamieszanie w życie Jarlego, co znowu prowokuje humor sytuacyjny oraz słowny - w efekcie łapałam się na momentach śmiechu. Nastrój tajemnicy do rozwikłania, obecny w pierwszej części, znika, w zamian dostajemy żywą fabułę - momentami nieco naiwną i uroczą, lecz łatwo zapomnieć o tych zarzutach w trakcie czytania, bo historia jest mimo wszystko spójna i wciągająca.
Aż szkoda się rozstawać z Jarlem!

Pierwsza książka opowiadająca o losach Jarlego Kleppa sprawiła mi przyjemność czytania i zaintrygowała mnie wystarczająco, bym z chęcią sięgnęła po uzupełnienie losów tego bohatera. Po lekturze mogę z zaskoczeniem stwierdzić, że w porównaniu do pierwszej części "Charlotte Isabel Hansen" jest bardziej dowcipna. Oto Jarle - poważny student, piszący pracę o Proustowskiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta książka jest po prostu dojmująco piękna.

Kryje się w niej przede wszystkim wspomnienie bliskiego przyjaciela Patti Smith, Roberta Mapplethorpe'a. Nabieram wręcz przekonania, że książki pisane w hołdzie bliskim zwykle są uszlachetnione tą szczególną więzią - więzią przyjaźni.* Stąd mitologizacja niektórych wspólnie spędzonych chwil - stąd też wielość tych razem przeżytych momentów.

Patti i Robert przeżyli sporo. Wrażenie robi ich determinacja w spełnianiu obranego wcześniej celu. Zdumienie budzi stopień skomplikownia wzajemnych relacji między Patti a Robertem, zwłaszcza z czasem, gdy zaczęła się odzywać homoseksualna tożsamość Roberta, i zarazem pierwotna prostota i wierność przyjaźni. W podziw wpędzają nazwiska, wśród których obracali się bohaterowie.

To właśnie Robert Mapplethorpe jest odpowiedzialny za zdjęcie z okładki legendarnego albumu Patti Smith 'Horses'. Warto zagłębić się w świat matki proto-punku oraz twórczego fotografa - ja podczas czytania nie mogłam powstrzymać wzruszenia, radości czy smutku.

Jak widać, życie pisze czasem najlepsze piosenki i tworzy najpiękniejsze fotografie.

__________________________________________________
*polecam 'Opowieść dla Przyjaciela' Poświatowskiej oraz 'Kołysankę dla wisielca' Klimko-Dobrzanieckiego

Ta książka jest po prostu dojmująco piękna.

Kryje się w niej przede wszystkim wspomnienie bliskiego przyjaciela Patti Smith, Roberta Mapplethorpe'a. Nabieram wręcz przekonania, że książki pisane w hołdzie bliskim zwykle są uszlachetnione tą szczególną więzią - więzią przyjaźni.* Stąd mitologizacja niektórych wspólnie spędzonych chwil - stąd też wielość tych razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy czytałam "Żywoty świętych osiedlowych", ktoś zagadnął mnie o tę lekturę. Usłyszawszy tytuł, pokręcił tylko przecząco głową, na znak, że nie kojarzy ani autorki, ani - tym bardziej - tytułu. Nic dziwnego. Wydana w 2007 roku książka, była nominowana do Nike, statuetki nie zgarnęła, i dlatego "Żywoty świętych osiedlowych" znane są wtajemniczonym. Zupełnie niesłusznie.

Pamiętacie scenę stworzenia świata w "Silmarillionie"? Wyłonił się on z muzyki, przemyślanej i niewysłowienie pięknej. "Żywoty świętych osiedlowych" także rozpoczynają się od kosmogonii, za to całkowicie odmiennej. Spodziewacie się miejsca starannie rozplanowanego, dopracowanego, bo boskiego? Nie liczcie na to. Osiedle powstało z resztek betonowej pulpy, w pośpiechu, bo Pan obawiał się, że beton zastygnie. Wylał więc go na ziemię, przypadkiem stworzył opisywane miejsce. Odpadkowe osiedle zaroiło się jednak od nieświętych świętych, przewija się przez nie cała plejada postaci - groteskowych i wynaturzonych. Mamy więc Jaracza Blantów, który dziurami pamięci przynosił ukojenie, filozofa Szopenchałera czy Józka Drukarza, dziurawiciela sensu. Każda z hagiografii wprowadza w zdziwienie, bawi i zaskakuje. Nie brak tu stylizacji biblijnych, co tylko pogłębia rozdźwięk między zasługami danego świętego a czcią mu przypisaną.

"Żywoty świętych osiedlowych" to dziełko, w których sfera profanum zostaje podniesiona do sacrum. Zbudowane na nowatorskim pomyśle, wypełnione kontrastami i grami słownymi oraz - przede wszystkim - charakterystycznymi bohaterami, przy odrobinie dystansu i poczucia humoru, gwarantuje podróż na osiedle, na którym świętość wypija się z butelek wraz z alkoholem, a pytania o sens pojawiają przy okazji stania pod Jerychem (sklepem monopolowym). Stylizacje językowe pogłębiają komiczny efekt, kto jednak wie, co wy tam napotkacie, na tym osiedlu, na które sam Pan czasem oddelegowuje wysłanników. Warto się przekonać - obojętnie, czy znajdziecie głębszą treść, czy dobrą zabawę.

Gdy czytałam "Żywoty świętych osiedlowych", ktoś zagadnął mnie o tę lekturę. Usłyszawszy tytuł, pokręcił tylko przecząco głową, na znak, że nie kojarzy ani autorki, ani - tym bardziej - tytułu. Nic dziwnego. Wydana w 2007 roku książka, była nominowana do Nike, statuetki nie zgarnęła, i dlatego "Żywoty świętych osiedlowych" znane są wtajemniczonym. Zupełnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

- Jak Pan myśli, skąd się wzięła muzyka?
- To co ja gram, to z pokolenia.*

- Co jest najważniejsze w graniu?
- Wdzięk i dokładność taka, czysto żeby grał i dokładnie, no to jest dobry muzykant i przeważnie części jak się gra, no to po dwa razy powtarzać, raz się przegra i drugi raz powtórka.*

- Czy każdy może być muzykiem?
— Nie, nie każdy może być. Muzykanctwo, muzyka, to już jest wrodzone coś w tym. Ten co śpiewa, co zagra, co tańczy, to jest człowiek uprzywilejowany.*

- Jakie zdolności są potrzebne do tego, żeby grać na skrzypcach?
- Słuch musi być, no i ręce lekkie.*



Gdzie są ostatni wiejscy muzykanci?
Wit Szostak przywołuje w swojej powieści świat nieco zapomniany, zakurzony niczym stary bęben wiszący na półce. Historie te są nastrojowe niczym wiejskie granie i piękne niczym misterne oberki.
Opowiada dzieje rodu Wichrów, muzykantów z dziada pradziada, splatając wydarzenia prawdopodobne z wiejskimi legendami i starodawnymi wierzeniami, stąd cudowna, nieco baśniowa aura tej opowieści, w której wystarczy szczerze i z ogromną wirtuozerią grać na skrzypcach, by zakląć czas, melodie przychodzą do muzykanta same, a życzenie rzucone w złej godzinie spełnia się, choć niekoniecznie zgodnie z intencjami proszącego. Niektórzy z muzykantów byli nieraz podejrzewani o konszachty z siłami nieczystymi. Inni - szanowani, tacy jak Wichrowie, uczyli się ze słuchu, oberki same się ich trzymały, a muzyka wchodziła im w krew. Przy czym przekrój przez ród Wichrów pokazuje również przemiany kulturowe i socjologiczne, które dokonywaly się na wsi w rodzinie muzykantów. Stajemy się więc gośćmi, mogącymi obserwować odwracanie się od muzyki folkowej oraz jej powrót do łask.
Warto sięgnąć więc po "Oberki do końca świata", w których nawet pierwsze słowa rozdziałów nadążają za oberkową rytmiką. To piękna, przemyślana i wnikliwa proza, budząca tęsknotę taką, jak ta, która skryta jest w ludowych melodiach...

_________________________________________________________________

*rozmowa z Marianem Bujakiem, wiejskim muzykantem:
http://muzykatradycyjna.pl/pl/publikacje/item/28-stara-muzyka-z-marianem-bujakiem-rozmawia-ewa-s%C5%82awi%C5%84ska.html

- Jak Pan myśli, skąd się wzięła muzyka?
- To co ja gram, to z pokolenia.*

- Co jest najważniejsze w graniu?
- Wdzięk i dokładność taka, czysto żeby grał i dokładnie, no to jest dobry muzykant i przeważnie części jak się gra, no to po dwa razy powtarzać, raz się przegra i drugi raz powtórka.*

- Czy każdy może być muzykiem?
— Nie, nie każdy może być. Muzykanctwo, muzyka,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mikołajek René Goscinny, Jean-Jacques Sempé
Ocena 7,7
Mikołajek René Goscinny, Jean...

Na półkach:

remedium na deszczowe, jesienne nastroje, zły humor i nudę. Mikołajek przy asyście kubka gorącej czekolady przegoni każdy smuteczek!

remedium na deszczowe, jesienne nastroje, zły humor i nudę. Mikołajek przy asyście kubka gorącej czekolady przegoni każdy smuteczek!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

dzienniki Virginii to dzieło monumentalne, przez które najlepiej przebrnąć fragmentami, z przerwami, tak by delektować się ich treścią. warto po nie siegnąć, bo przybliżają osobowość Virginii - często zaskakująco zwyczajnej, jeszcze częściej - błyskotliwej i uważnej. obrazują powolne krystalizowanie się własnego stylu pisarki, jej dojrzewanie twórcze, pojawianie się konkretnych pomysłów na kolejne powieści. dzięki nim chociażby chronologia powstawania następujących po sobie dzieł wydaje się zrozumiała, bo obserwujemy przyczyny, dla których Virginia sięgała po różne formy. sporo tu też życia XX-wiecznej Anglii - spotkań z pisarzami, twórcami, wykładowcami. śledzenie pierwszych reakcji na lekturę Joyce'a czy rozmowy z T.S. Eliota to dodatkowa gratka. dziennik umożliwia zaobserwowanie siatki rozległych kontaktów towarzyskich, a niektóre znajomości były doprawdy imponujące, choć wcale nie zaskakujące - w końcu Virginia była bez wątpienia jedną z najważniejszych pisarek swego czasu.

lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników twórczości pisarki!

dzienniki Virginii to dzieło monumentalne, przez które najlepiej przebrnąć fragmentami, z przerwami, tak by delektować się ich treścią. warto po nie siegnąć, bo przybliżają osobowość Virginii - często zaskakująco zwyczajnej, jeszcze częściej - błyskotliwej i uważnej. obrazują powolne krystalizowanie się własnego stylu pisarki, jej dojrzewanie twórcze, pojawianie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie czytałam wcześniej żadnej książki Sylwii Chutnik, niemniej miałam przyjemność usłyszeć co nieco o autorce. Swego czasu zapełniałam pustkę lekcji w liceum lekturą jej felietonów z "Polityki", w których na pierwszy plan przebijała wrażliwość, wiedza historyczna o Warszawie, zaangażowanie i kobiecość. Później w ręcę wpadł mi wywiad z książki Agnieszki Drotkiewicz, w którym Sylwia Chutnik opowiada o swoich wyborach (w trakcie studiów została matką, z zafascynowania Warszawą została przewodniczką), w dodatku wspominała o dwóch stronach swego feminizmu - uczestniczyła w manifach, lecz zarazem działa aktywnie naukowo (jest kulturoznawcą, kończyła gender studies na UW). Odniosłam stąd wrażenie, że - po pierwsze - charakter to ona ma, po drugie - konsekwencji jej nie brak, po trzecie - że kobiecość w jej wydaniu pełna jest wyrazistości.

Jak to wszystko ma się do "Cwaniar"? Otóż następująco: "Cwaniary" to historia babska, bo głównymi bohaterkami są kobiety, ale za to - jakie! Z różnych środowisk, o różnej sytuacji, często doświadczone przez los, za to dzielne i odważne - to je łączy. "Cwaniary" to współczesna powieść łotrzykowska osadzona w Warszawie (dodatkowy smaczek dla Warszawiaków - na pewno znacie miejsca wspomniane w książce), a jej bohaterki - wzorem Robin Hooda - działają w obronie słabych i poniżanych, przemoc jest w ich wydaniu narzędziem sprawiedliwości. Przy tym wszystkim nie są to kobiety pozbawione wad.

Cała powieść jest skąpana w grotesce, momentami ocieka humorem, bo Sylwia Chutnik ma pióro lekkie i pełne skojarzeń. Tworzy pulpową rzeczywistość, w której kobiety pokazują uderzeniem z pięści, czym jest szacunek, babcia wciąż zna kanały jak własną kieszeń, a Halina potrafi "walnąć jednego" i iść na akcję pomimo ósmego miesiąca ciąży. Bohateri nawet pomimo niepowodzeń otrzepują się i idą dalej.

Sylwia Chutnik napisała zabawną powieść, na przekór stereotypom, z pomysłem i ku chwale kobiet. Niech ktoś tylko spróbuje stwierdzić, że w literaturze brakuje charakternych kobiet - oj, już Celina i Halina będą wiedziały, jak go przekonać, że jest inaczej!

Nie czytałam wcześniej żadnej książki Sylwii Chutnik, niemniej miałam przyjemność usłyszeć co nieco o autorce. Swego czasu zapełniałam pustkę lekcji w liceum lekturą jej felietonów z "Polityki", w których na pierwszy plan przebijała wrażliwość, wiedza historyczna o Warszawie, zaangażowanie i kobiecość. Później w ręcę wpadł mi wywiad z książki Agnieszki Drotkiewicz, w którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

jakiego języka używać, pisząc o seksualności?
problem tkwi w tym, że współcześnie nie wytworzyliśmy słów odpowiednich do tej sfery, które nie zdawałyby się określeniami albo medycznymi, albo wulgarnymi, albo infantylnymi. nie płoniemy, niczym klasycy, rumieńcem na dźwięk słów 'mentula' czy 'verpa', nie mamy - wzorem sarmatów - bogatego słownika na przejawy jurności płciowej. nasz język jest ubogi.

dobrze to widać na przykładzie powieści Felicjańskiej - opisy aktów seksualnych nie podniecają zmysłów - budzą niesmak lub śmiech.
z jednej strony pojawia się cała współczesna, pornograficzna tandeta - z rżnięciem, pchaniem i jęczeniem na czele, z drugiej - porywy i drżenia rodem z tanich pisemek. erudycja Felicjańskiej przejawia się we wspominaniu Millera czy Bukowskiego, to jednak nie ten kunszt, nie to łamanie reguł. 'zwrotnikowi raka', choć nie jest to lektura dla wszystkich, nie da się odmówić oryginalności i intelektualnych podniet, bukowski szokował przekrojem kobiet, które odmalowywał w bardzo różnych barwach; co ważniejsze, w przypadku wymienionych pisarzy skandal pojawiał się sam, był efektem ubocznym pisarstwa. tutaj nie jest to nawet ta finezja co u tego nudziarza de sade'a.
oto czyste epatowanie seksualnością - wystarczy otworzyć losowo wybraną stronę - niby uzasadnione, w nadmiarze nużące. nie sposób za to odmówić Felicjańskiej wiedzy w temacie.

w skrócie: pojawiają się fantazje, za to zabrakło wyobraźni.

jakiego języka używać, pisząc o seksualności?
problem tkwi w tym, że współcześnie nie wytworzyliśmy słów odpowiednich do tej sfery, które nie zdawałyby się określeniami albo medycznymi, albo wulgarnymi, albo infantylnymi. nie płoniemy, niczym klasycy, rumieńcem na dźwięk słów 'mentula' czy 'verpa', nie mamy - wzorem sarmatów - bogatego słownika na przejawy jurności...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

ponoć człowiek do pełni zdrowia psychicznego potrzebuje dwóch rzeczy: siatki powiązań społecznych oraz poczucia sprawczości. od podobnej konkluzji wychodzi eve ensler we wstępie: jak prezentuje się w świecie - wypełnionym głodem, konfliktami zbrojnymi - kobieta myśląca ustawicznie o swoim brzuchu? zaraz stawia drugie pytanie: dlaczego ta kobieta myśli o swoim brzuchu? tym samym pojawia się teza, że w niekontrolowanym świecie zewnętrznym część własnego ciała staje się tym, nad czym można zapanować.

kompleksy związane z ciałem stają się u eve okazją do rozliczenia się z duchami z przeszłości. eve sięga po klasyczną psychoanalizę, przemierza też kulturowy świat kobiet wzdłuż i wszerz. ciało w ujęciu eve nie jest dobre - jest nieposkramialne, nieposłuszne, trudne do zaakceptowania. eve jest w swoim postrzeganiu bardzo kobieca - skupia się na pewnych częściach, które stają się dominantą; taka też jest ta książka - jedno zagadnienie - akceptacji swego ciała - przesłania całą resztę, fabularną czy charakterologiczną. dzięki temu zabiegowi uwypuklony zostaje temat, który eve wybrała do swoich rozważań. autorka często operuje stereotypowi przedstawieniami, postaci zostały doprowadzone do absurdu, ich cechy zostały wyolbrzymione; tym silniej rozbrzmiewa ich głos.

eve stwierdziła, że to jej najbardziej osobista książka. osobista jak własne ciało. warto przeczytać tę próbę zmierzenia się z własną cielesnością.

ponoć człowiek do pełni zdrowia psychicznego potrzebuje dwóch rzeczy: siatki powiązań społecznych oraz poczucia sprawczości. od podobnej konkluzji wychodzi eve ensler we wstępie: jak prezentuje się w świecie - wypełnionym głodem, konfliktami zbrojnymi - kobieta myśląca ustawicznie o swoim brzuchu? zaraz stawia drugie pytanie: dlaczego ta kobieta myśli o swoim brzuchu? tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

'beztrosko trzymasz w palcach kamień, po czym ciskasz go w nurt rzeki. skutki tego nie muszą być dostrzegalne od razu. w miejscu, w którym kamień zmąci taflę, woda tylko lekko się zmarszczy i rozlegnie się plusk, stłumiony przez szmer fal.
wrzuć za to kamień do jeziora. skutek będzie nie tylko widoczny, ale o wiele trwalszy. kamień zaburzy nieruchome wody. tam, gdzie uderzy w taflę, utworzy się krąg, od którego natychmiast rozejdzie się kolejny, a potem jeszcze jeden. po chwili zmarszczki, wywołane jednym pluśnięciem kamienia, rozprzestrzenią się tak, że obejmą całe jezioro. zatrzymają i stopniowo wygładzą się dopiero wtedy, gdy dotrą do brzegu.'

Ella Rubinstein wiedzie, jak jej samej by się zdawało, spokojne, uporządkowane i szczęśliwe życie. dba o dzieci, ignoruje zdrady męża, gorszy się decyzją o ślubie córki, znajduje pracę - jak się później okaże, ta ostatnia sytuacja ma niebagatelny wpływ na jej los. oto otrzymuje do zrecenzowania powieść nikomu nieznanego, holenderskiego pisarza, który przeszedł na sufizm, opowiadającą o dziejach rumiego, genialnego perskiego poety. wtedy też Ella odkrywa, że do tej pory oszukiwała samą siebie. w jaki sposób jedna książka była w stanie przewartościować jej życie? Ella, do tej pory kierująca się rozumem, racjonalna do bólu, sama się temu dziwi - i coraz silniej zagłębia się w opowieść o rumim oraz szamsie z tebrizu, opowieść równie pasjonującą, jak jej własna.

Şafak po raz kolejny okazuje się mistrzynią opowieści, gawędziarką, snującą wiele wątków, budującą bogatą fabułę, pełną ozdobników i niezmiernie plastyczną. zmienia narratorów, sięga po mistycyzm, sufizm, kulturę wschodu. pisze z właściwią sobie lekkością - to proza gęsta od znaczeń, pełna odcieni, poruszająca wyobraźnię. jej celem nie jest przekazywanie banalnych prawd, lecz rozsnuwanie historii ociekających od emocji, zapachów, smaków i barw, a dar ów posiadła w stopniu niesłychanym!
bez wątpienia tę książkę czyta się szybko, można się w niej zatracić na czas lektury, śledząc losy poszczególnych bohaterów. bardzo przyjemna lektura, mogąca umilić niejeden wieczór i skłonić do refleksji.

'beztrosko trzymasz w palcach kamień, po czym ciskasz go w nurt rzeki. skutki tego nie muszą być dostrzegalne od razu. w miejscu, w którym kamień zmąci taflę, woda tylko lekko się zmarszczy i rozlegnie się plusk, stłumiony przez szmer fal.
wrzuć za to kamień do jeziora. skutek będzie nie tylko widoczny, ale o wiele trwalszy. kamień zaburzy nieruchome wody. tam, gdzie uderzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

nie szukałam Aglai. nie szukałam tej książki.
sama do mnie przyszła.
wchodząc do sławetnego krakowskiego składu tanich książek nawet przez myśl mi nie przeszło, że natrafię na biografię cenionej przeze mnie nietuzinkowej autorki, w tamtym momencie - przede wszystkim niemieckojęzycznej pisarki, mistrzyni krótkich, absurdalnych form, po lekturze - kobiety, która z analfabetki stała się erudytką, aktorki, pomysłodawczyni projektów kulturowych, utalentowanej artystki przekraczającej granice.

życiorys Aglai, sam w sobie, już od narodzin, mógłby posłużyć za kanwę nieprzewidywalnego filmu. córka cyrkowców, Monica Gina, zwiedziła z rodzicami pół świata, nie poznając go za grosz. uwaga często koncentrowała się na niej - później jej przyjaciel stwierdzi: 'dobrze jej robiło bycie w centrum' - po latach dziwi ją swoja własna, dziecięca potrzeba egocentryzmu połączona ze sporą ignorancją. brak stabilności, lata młodości wypełnione strachem nie sprzyjały kształtowaniu się osobowości.

dlatego z takim zainteresowaniem obserwujemy budzenie się Aglai, będącej do początku dorosłości pod wpływem ojca, budzenie się apetytu do wiedzy i do myślenia. pierwszy związek - z malarzem-architektem, z którym zamieszkuje - jest dla niej trudny, ale pomaga jej nabrać sił i poszukiwać (tak wynika z jej pamiętników). wykluwa się. jako twór niepełny, nieukończony - jakim jest człowiek z definicji egzystencjalnej - potrzebuje zapełnienia wewnętrznej pustki, potrzebuje znalezienia drogi. 'droga jest celem' - będzie później uczyć w schauspiel gemeinschaft. Aglaję trawi głód - gorączka poznawcza.

ma sporo szczęścia - trafia pod egidę bechera - ma też spory potencjał - hannes przyznaje, że dawno nie spotkał osoby tak szybko robiącej postępy. w ciągu trzech lat jest w stanie przyswoić sobie język niemiecki, okazuje się zdolną aktorką. nie mogąc znaleźć klucza do jednej z ról, nie mogąc osiągnąć pełni swych możliwości, zaczyna pisać. Aglaja Veteranyi, jakby na przekór swemu wcześniejszemu analfabetyzmowi, uczy się wyrażać swoją literacką wrażliwość. pisanie to sposób na uporanie się z traumami, pełni rolę terapeutyczną, kto jednak ograniczałby się do takiego sposobu patrzenia na jej formy literackie, nie pojąłby za grosz twórczości Aglai, skąpanej w absurdzie. kilka zdań wystarczyło jej do nakreślenia niełatwych sytuacji, groteskowych, rozbudowanych znaczeniowo. gry skojarzeń zmierzały ku zaskakująco trafnym pointom.

ten zbiór to zarazem biografia - zawierająca się we wstępie Katarzyny Leszczyńskiej, fragmenty pamiętnika, sztuk, miniatur prozatorskich, zdjęcia pochodzące z projektów inicjowanych przez Aglaję i jej przyjaciół. nie jest to dzieło skończone, jakim są obydwie książki Aglai, nie jest to świadomy wybór tekstów - dostajemy za to możność śledzenia Aglai, poszerzenia spojrzenia na jej osobę. jeżeli 'dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze?' oraz 'regał ostatnich tchnień' zajmują honorowe miejsce na twojej półce, a liczysz na bliższe poznanie kobiety, której autobiograficzna wyobraźnia kreśliła tak wyraziste zdania - nie masz się nad czym zastanawiać, powinieneś przeczytać; jeżeli nie znasz jeszcze Aglai, pozwól najpierw, by jej pisarstwo przedstawiło się samo, zacznij od dylogii z wątkami wyjętymi z życiorysu.

'szukajcie, a znajdziecie'? nieprawda.
właściwa książka sama was znajdzie - we właściwym czasie.

nie szukałam Aglai. nie szukałam tej książki.
sama do mnie przyszła.
wchodząc do sławetnego krakowskiego składu tanich książek nawet przez myśl mi nie przeszło, że natrafię na biografię cenionej przeze mnie nietuzinkowej autorki, w tamtym momencie - przede wszystkim niemieckojęzycznej pisarki, mistrzyni krótkich, absurdalnych form, po lekturze - kobiety, która z analfabetki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

łatwa, choć sięga po nie tak lekkie motywy - pojawia się tu saudade, czyli portugalska nostalgia, podróż śladem przeszłości, a wszystko okraszone sączącymi się w tle fado i gwarem ulic lizbony. główna bohaterka udaje się do ojczyzny Amálii Rodrigues z powodu tajemniczego listu od Rosy, bliskiej niegdyś jej kuzynowi. kim była kobieta, która wysłała tak emocjonalny list? co łączyło ją z Dominikiem? nasuwające się pytania sprawiają, że Alicja postanawia iść za impulsem i poszukać na nie odpowiedzi, stąd też pakuje rzeczy i wyrusza na poszukiwanie Rosy. czy uda się jej ją odnaleźć? jak skończy się ta historia?
autorka jest z wykształcenia dziennikarką i socjologiem, dlatego w powieści nie brak uważnych obserwacji społecznych czy krótkich historyjek tyczących się detali - wycinków codzienności, nawyków, pojedynczych sytuacji - nadających poszczególnym postaciom indywidualnego charakteru, a zdarzeniom - wyrazistości.
nie jest to powieść przewybitna, nie jest to monumentalne arcydzieło, lecz po prostu przystępnie opowiedziana historia z miłością w tle, pełna ciepełka i prostych, ludzkich emocji. opisy działają na wyobraźnię ze względu na nagromadzenie kolorów i zapachów. wsiadając z tą książką do tramwaju, ryzykujecie, że wasza jazda się skróci, a celem przez moment będzie odległy punkt na mapie. nawet jeśli po jakimś czasie wyda wam się nieco banalna, to docenicie jej urok i także zechcecie znaleźć się w portugalii.

łatwa, choć sięga po nie tak lekkie motywy - pojawia się tu saudade, czyli portugalska nostalgia, podróż śladem przeszłości, a wszystko okraszone sączącymi się w tle fado i gwarem ulic lizbony. główna bohaterka udaje się do ojczyzny Amálii Rodrigues z powodu tajemniczego listu od Rosy, bliskiej niegdyś jej kuzynowi. kim była kobieta, która wysłała tak emocjonalny list? co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

o ile zwykle podchodzę z rezerwą do wszelkiej maści poradników, o tyle ten jest całkiem inspirujący. Osho czyta się bardzo szybko i przyjemnie, język jest przystępny, dodatkowo spora ilość dykteryjek dodaje pozycji charakteru. niektóre rzeczy należy traktować ze sporym przymrużeniem oka, lecz jeżeli ktoś tylko zechce, to wyprowadzi stąd parę wskazówek dla siebie. nie dziwię się absolutnie popularności Osho na zachodzie, charyzmy mu nie brak.

o ile zwykle podchodzę z rezerwą do wszelkiej maści poradników, o tyle ten jest całkiem inspirujący. Osho czyta się bardzo szybko i przyjemnie, język jest przystępny, dodatkowo spora ilość dykteryjek dodaje pozycji charakteru. niektóre rzeczy należy traktować ze sporym przymrużeniem oka, lecz jeżeli ktoś tylko zechce, to wyprowadzi stąd parę wskazówek dla siebie. nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

co za uczta!

żona muzyka z powołania niszczy w porywie złości tar - instrument, na którym ów wygrywa swe piękne i tęskne melodie; niszczy mu tym samym życie: znalezienie substytutu okazuje się niemożliwe. odwiedza liczne sklepy, raz po raz udaje się do znajomego sprzedawcy, wydaje ostatni grosz na inny, niepowtarzalny tar skonstruowany przez mistrza. wszystko na nic. muzyk postanawia... umrzeć. jak czeka się na śmierć? co zabija najsilniej - brak miłości... do muzyki?
jak skończy się ta historia rodzinna, utkana z rzeczywistych losów krewniaka marjane satrapi? polecam się zapoznać, zwłaszcza, że w kinach pojawia się właśnie film na podstawie tego cudownie wykonanego i poruszającego komiksu.

'to live, it's not only to be alive!'

co za uczta!

żona muzyka z powołania niszczy w porywie złości tar - instrument, na którym ów wygrywa swe piękne i tęskne melodie; niszczy mu tym samym życie: znalezienie substytutu okazuje się niemożliwe. odwiedza liczne sklepy, raz po raz udaje się do znajomego sprzedawcy, wydaje ostatni grosz na inny, niepowtarzalny tar skonstruowany przez mistrza. wszystko na nic. muzyk...

więcej Pokaż mimo to