Odnaleziony po latach Agnieszka Szygenda 5,5
ocenił(a) na 36 lata temu Zdarzyło Wam się kiedyś słuchać lub czytać o czymś ważnym, ale sposób przekazu był nieco nieudolny i w efekcie czuliście znużenie? Spotkało mnie coś podobnego podczas czytania „Odnalezionego po latach” Agnieszki Szygendy.
„W ciągu jednego miesiąca zwolniono mnie z pracy, syn postanowił wynieść się do matki, a lekarz, zaniepokojony wynikami moich badań, zasugerował wizytę u onkologa”
Główny bohater to 46-letni mężczyzna, którego imienia czytelnikowi nie dane jest poznać. Traci pracę, poniekąd syna i być może również życie. Mężczyzna nie radzi sobie z życiem, więc postanawia uciec; w tym celu zmienia miejsce zamieszkania i nie podaje nikomu nowego adresu. Na miejscu próbuje sam siebie „reanimować” i robi to z różnym skutkiem. Ale pewnego dnia odkrywa ukryty pod podłogą właz. Czy to znalezisko odmieni jego życie?
„Jeszcze miesiąc temu miałem wielu dobrych przyjaciół, tak wielu, jak tylko może mieć dyrektor departamentu ważnego ministerstwa. Ale teraz byłem nikim, który w dodatku musiał udawać, że jest kimś, tyle że na urlopie”
Kompletnie nie wiem, jak mam się odnieść do tej książki. Zaskoczyło mnie w niej naprawdę wiele rzeczy. Przede wszystkim dialogi, a właściwie ich brak. Rzadko trafia mi się książka z kategorii „nienaukowa”, w której bohaterowie nie wymawiają ani jednego zdania! W pewien sposób mnie to męczyło. Nie potrafiłam się odnaleźć. A jakby tego było mało, książka nie ma ani jednego rozdziału! Tak, nie żartuję. Ani nawet gwiazdek, które w jakiś delikatny sposób dzieliłyby treść. No nic. Przeszkadzało mi to szalenie i nie pomógł nawet fakt, że książka ma niecałe 200 stron.
„Odnaleziony po latach” traktuje o codziennym życiu. Główny bohater opowiada czytelnikowi swoją historię. Nie stroni od ironii, użalania się nad sobą ani od częstotliwości onanizowania się. Obnaża się z sekretów, marzeń oraz obaw. W pewien zagmatwany sposób przekazuje pewne wartości, których na co dzień nie doceniamy, a jemu się udało. Przejrzał na oczy i chce, abyśmy i my to zrobili. Wszystko pięknie, ale jakoś nie potrafiłam się wczuć w jego historię. Nie potrafił mnie zaciekawić. Gdybyśmy siedzieli w kawiarni przy kawie, prawdopodobnie walczyłabym ze sobą, by nie spoglądać na przechodzących ulicą ludzi. A szkoda, bo ta książka ma dużą wartość.
Zaciekawił mnie jednak wątek, który autorka wplotła jako tło. Chodzi o historię 17-letniej Sary, uciekinierki z getta, która urodziła bliźniaczki. Dziewczynki rozdzielone zostały zaraz po urodzeniu, przez co nie miały szans się poznać. Jedyną ich szansą jest bezimienny bohater – wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego autorka go nie zdradziła – który może, ale nie musi spróbować je odnaleźć i połączyć. Szkoda, że przeszłość była tylko tłem, bo ważniejsze wciąż pozostawało czy 46-latek kupi alkohol czy jedzenie.
„(…) jeśli przechodzisz przez piekło, nie daj się zatrzymać, idź dalej. To w końcu tylko droga, nawet jeśli pierwsza i równocześnie ostatnia”
„Odnaleziony po latach” to tak naprawdę życie przeciętnego człowieka, który pogubił się w życiu. To opis codzienności, czyli walki z okrutnym losem, który postanowił się na kimś uwziąć, nie podając żadnego powodu. Książka nie wnosi nic odkrywczego. Czyta się szalenie szybko, przesłanie jest widoczne, tylko szkoda, że treść w ogóle nie ciekawi. A jedyny wątek, który zasługuje na wiele uwagi, zepchnięty został w kąt – jakby za karę.
Nie polecam nikomu, kto szuka intrygującej historii, która nie da w nocy spać. „Odnaleziony po latach” to coś, co szybko wietrzeje z głowy.
Zapraszam również do przeczytania innych recenzji... https://naszerecenzje.wordpress.com/