-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
"Zagrani na śmierć" to reportaż o współtwórcach polskiej alternatywnej sceny muzycznej lat 80/90., których łączy, jak się bliżej przyjrzeć, zaskakująco wiele: nie tylko niewątpliwy talent, ale też determinacja przełożona na ciężką, codzienną pracę nad spełnieniem ambicji, przygody z substancjami psychoaktywnymi i uzależniającymi oraz przedwczesna śmierć pozostająca w bezpośrednim związku z powyższymi (tzn. substancjami, bo samo wielogodzinne granie oraz późne kładzenie się spać chyba jednak tak ludzi nie wykańcza). Książka jest warta przeczytania przynajmniej kilku powodów: traktuje o bez wątpienia wyjątkowych ludziach, ciekawym okresie przemian i przełomów, oraz o nowatorskiej twórczości w niełatwych okolicznościach, w czasach cenzury, niedoborów i w cieniu stanu wojennego.
Autor powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza własnego i poprzestał na skomponowaniu składanki wypowiedzi swoich rozmówców, osób, które znały nieobecnych bohaterów osobiście. Jest to forma adekwatna do tematu i łatwa w czytaniu, chociaż nierówna: części o Januszu Rołcie (perkusista związany m.in. z zespołem Armia) i Skandalu (wokalista Dezertera) są bardzo ciekawe, bo rzeczywiście koncentrują się na głównych bohaterach, ale część trzecia - o niejakim Sadku - opowiada już, mam wrażenie, nie tyle o tym przedwcześnie zmarłym gitarzyście, co o niespełnionych ambicjach jego kolegów z zespołu, którzy nie mogą się pogodzić z tym że ich przełomowa wizja muzyczna nie została doceniona w Polsce i na świecie. Przez to ta część tekstu odstaje od reszty na minus, jest siłą rzeczy trochę nudnawa.
Ale cały reportaż spoczko. Się czytało.
"Zagrani na śmierć" to reportaż o współtwórcach polskiej alternatywnej sceny muzycznej lat 80/90., których łączy, jak się bliżej przyjrzeć, zaskakująco wiele: nie tylko niewątpliwy talent, ale też determinacja przełożona na ciężką, codzienną pracę nad spełnieniem ambicji, przygody z substancjami psychoaktywnymi i uzależniającymi oraz przedwczesna śmierć pozostająca w...
więcej mniej Pokaż mimo toWstrząsający, choć niedługi reportaż o procederze bezczeszczenia i okradania masowych grobów wokół obozów zagłady, na których okoliczni mieszkańcy urządzali - cytat - "amatorskie kopalnie odkrywkowe", płucząc kości całymi wagonami w poszukiwaniu cennych metali. Autor nie wyczerpuje tematu, bo pisze o wybranych (nielicznych) lokalizacjach, ale to i tak pozycja bardzo cenna ze względu na przytaczane dosłownie relacje wspomnieniowe naocznych świadków, którzy zresztą opowiadają rzeczy makabryczne. Do pewnego stopnia można lepiej zrozumieć ten temat, jeśli czytało się już jakieś książki o kondycji społeczeństwa polskiego tuż po wojnie ("1945" Grzebałkowskiej, "Wielka trwoga" Zaremby), ale najbardziej szokuje, że "chodzenie na żydki" (określenie to cytat) trwało dziesiątki lat po wojnie, kontynuowane przez kolejne pokolenia.
Wstrząsający, choć niedługi reportaż o procederze bezczeszczenia i okradania masowych grobów wokół obozów zagłady, na których okoliczni mieszkańcy urządzali - cytat - "amatorskie kopalnie odkrywkowe", płucząc kości całymi wagonami w poszukiwaniu cennych metali. Autor nie wyczerpuje tematu, bo pisze o wybranych (nielicznych) lokalizacjach, ale to i tak pozycja bardzo cenna...
więcej mniej Pokaż mimo toPRLu jako ustroju nie pamiętam, ale kiedy on umierał, ja się rodziłam, więc na pewno mamy więź astralną. PRLowska rzeczywistość zakupowo-kolejkowo-bazarowa zyskała już status legendarnej, więc usystematyzowane opracowanie tematu to pożądana rzecz. To tutaj opracowanie nie jest może jakąś wyższą sztuką reportażu, ale spełniło moje oczekiwania. Pan autor starannie przemyślał ujęcie zagadnienia i wydał ciekawy, urozmaicony tekst, w którym i starsi, i młodsi znajdą coś dla siebie. Ci pierwsi zapewne docenią nutę (czy nawet więcej niż nutę) sentymentu w pochwyconych na papierze wspomnieniach (własnych autora i cudzych), pełnych szczegółów i odwołań do wrażeń sensualnych: smaków, zapachów i dźwięków. Z kolei młodsi znajdą tu wieloaspektowy obraz rzeczywistości PRLu i odpowiedzi na wiele pytań. Podoba mi się, że te odpowiedzi nigdy nie są patronizujące i wyjaśniają również najbardziej podstawowe kwestie, które dla starszych byłyby prawdopodobnie oczywiste (kim byli cinkciarze a kim badylarze, czy kartki były jak pieniądze, czy istniały sklepy samoobsługowe, no i SKĄD właściwie brały się te kolejki). Tematyka szczegółowa jest bardzo szeroka, chociaż rozwinięcie podtematów bywa skrótowe: na przykład giełdy samochodowe doczekały się tekstu który ma nie wiem czy więcej niż stronę, a jeśli chodzi o czytelnictwo w PRL, autor przytacza wspomnienia jednego księgarza, i chociaż lepsze to niż nic, założę się, że temat nie został nawet w przybliżeniu wyczerpany. Bardzo ciekawym pomysłem było przytaczanie i komentowanie historii z filmów i książek z epoki, nie brakuje też zdjęć, skanów artykułów prasowych i etykiet. Bardzo fajna pozycja, polecanko!
PRLu jako ustroju nie pamiętam, ale kiedy on umierał, ja się rodziłam, więc na pewno mamy więź astralną. PRLowska rzeczywistość zakupowo-kolejkowo-bazarowa zyskała już status legendarnej, więc usystematyzowane opracowanie tematu to pożądana rzecz. To tutaj opracowanie nie jest może jakąś wyższą sztuką reportażu, ale spełniło moje oczekiwania. Pan autor starannie przemyślał...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rewelacyjna, jak zawsze tej autorki, właściwie nie widzę żadnych minusów. Duży i kontrowersyjny temat naświetlony z ciekawych ujęć, pełen świadectw, a do tego literacko bardzo dobra lektura. Warsztat autorki ma tę olbrzymią zaletę, że nie polega na siedzeniu w bibliotece i pisaniu kolejnej pracy doktorskiej na podstawie Prusa i Orzeszkowej, przepraszam, w tym wypadku byłby to pewnie Reymont i Zola (tak, piję do innej autorki, która pisze książki historyczno-feministyczne, przegrywając na jakość w przedbiegach, choć oczywiście na bezrybiu i rak ryba) tylko na zbieraniu i opracowywaniu autentycznych historii prawdziwych ludzi. Przez to na każdą kolejną książkę trzeba poczekać, ale czekać warto, a jakość wygrywa z ilością.
Polecam serdecznie, można od razu dziękować losowi, że się żyje w Europie dwudziestopierwszowiecznej.
Rewelacyjna, jak zawsze tej autorki, właściwie nie widzę żadnych minusów. Duży i kontrowersyjny temat naświetlony z ciekawych ujęć, pełen świadectw, a do tego literacko bardzo dobra lektura. Warsztat autorki ma tę olbrzymią zaletę, że nie polega na siedzeniu w bibliotece i pisaniu kolejnej pracy doktorskiej na podstawie Prusa i Orzeszkowej, przepraszam, w tym wypadku byłby...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ciekawa, wieloaspektowa i dość dobrze uporządkowana książka o dumnej instytucji małżeństwa, chociaż niektóre cytaty się powtarzają, a pojedyncze wnioski wydały mi się nie do końca trafne czy zbyt daleko idące. Na pewno jednak analityczny komentarz autorki pomaga zrozumieć ciężar i społeczne konsekwencje tematu.
Sporą objętość zajmują analizy fikcji literackiej, ale nie uważam, żeby była to wada, ostatecznie literatura, zwłaszcza realistyczna, przemyca cenne informacje o czasach sobie współczesnych. Autorka sięgała też do reportaży, prasy i literatury faktu, więc nie brakuje autentycznych listów, ogłoszeń i komentarzy z epoki, stosownie durnych i beznadziejnie mizoginistycznych.
Co prawda wyżej w tematyce historyczno-feministycznej stawiam książki J. Kuciel-Frydryszak, ale opracowania AU-K są dostatecznie dobre i już w kolejeczce czeka na mnie kolejne, o pracy seksualnej. Zupełnie warto.
Ciekawa, wieloaspektowa i dość dobrze uporządkowana książka o dumnej instytucji małżeństwa, chociaż niektóre cytaty się powtarzają, a pojedyncze wnioski wydały mi się nie do końca trafne czy zbyt daleko idące. Na pewno jednak analityczny komentarz autorki pomaga zrozumieć ciężar i społeczne konsekwencje tematu.
Sporą objętość zajmują analizy fikcji literackiej, ale nie...
Jest to pierwsza biografia MM, którą przeczytałam w całości - pod wpływem zresztą filmu "Blondynka" (2022), atrakcyjnej wizualnie fantazji o bardzo uległej kobiecie. Nie mam porównania z innymi biografiami, ale domyślam się, że w przypadku rozbudzającej wyobraźnię milionów, ikonicznej postaci słynnej aktorki kusząca dla autorów (i odbiorców) jest sensacyjność, a nie rzetelność. Pan Spoto postawił na to ostatnie. Książka rzeczywiście jest rzetelna i szczegółowa, a jako biografia dobra, choć nie świetna ani nie wybitna. Być może tłumaczenie (jakoś mam wrażenie że zbyt dosłowne i przez to koślawe) trochę jej zaszkodziło, płynność lektury szwankuje, zdania bywają przepiętrzone, rozdmuchane, ale bardziej efekciarskie niż nasycone rzeczywistą treścią. Szczegółów jest wiele, ale nie wszystkie są w pełni na temat, niektóre przypisy wydają się nie mieć nijak powiązania z tekstem głównym, jakby autor koniecznie chciał wspomnieć o jakimś pobocznym aspekcie życia aktorki, ale już zupełnie nie miał pomysłu, gdzie doczepić go do tekstu.
Najciekawszy był dla mnie początek o korzeniach Marilyn, zmieniającej się Ameryce i pączkującym przemyśle filmowym, oraz czytane między wierszami napomknienia o ciemnych stronach Hollywood (lekomania, mizoginia, instrumentalne traktowanie aktorek i inne). Niestety często-gęsto nadmiar szczegółów przeplatany mało zrozumiałymi i w znikomym stopniu merytorycznymi quasi-recenzenckimi przemyśleniami autora obniżał wrażenia z lektury. Z drugiej strony trzeba przyznać, że autor podszedł do swojej bohaterki z empatią, życzliwością i uwagą, jakby rzeczywiście chciał zrozumieć, co kierowało jej motywacjami. Na pewno nie robi jej krzywdy.
Trochę tak, trochę nie.
Jest to pierwsza biografia MM, którą przeczytałam w całości - pod wpływem zresztą filmu "Blondynka" (2022), atrakcyjnej wizualnie fantazji o bardzo uległej kobiecie. Nie mam porównania z innymi biografiami, ale domyślam się, że w przypadku rozbudzającej wyobraźnię milionów, ikonicznej postaci słynnej aktorki kusząca dla autorów (i odbiorców) jest sensacyjność, a nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-24
Janina bawi i uczy - niepoważna książka o tematach ważnych to wyborny pomysł, bo można zabrać lekką, zabawną lekturkę na wczasy i zupełnie "przez przypadek" dowiedzieć się czegoś wartościowego (to coś jak przemycanie drastycznie zdrowych brokułów w ociekającej pysznymi tłuszczami trans zapiekance... jeśli trzymać się konwencji humoru z książki).
Dziełko traktuje o podstawach statystyki i metodologii prowadzenia badań naukowych, ale trzeba przyznać jedno: mimo że żadnych ciekawostek dla starych wyjadaczy się w nim nie uświadczy, to jednak te podstawy podstaw są bardzo zrozumiale wyjaśnione. Myślę, że porcja wiadomości zaserwowana w tym tomiku jest zupełnie wystarczająca dla statystycznego (nomen omen, omg, lols) czytelnika, który dowie się paru przydatnych rzeczy o tym, jak wizualizować dane, żeby nie wprowadzać odbiorcy w błąd, jak rozpoznać (nie)wartościowe badanie naukowe, i jak nie dać się nabrać na któryś z najpopularniejszych błędów wnioskowania. Całkiem nieźle!
Poczucie humoru autorki bez wątpienia sprawia, że robi się człowiekowi sympatyczniej, a do lektury miło i chętnie się wraca. Jednak to właśnie w warstwie humoru zrodziło się jedyne właściwie zastrzeżenie, jakie mam do książki jako całości (uwaga, zastrzeżenie ma podpunkty).
Po pierwsze, humor to miły, ale powtarzalny - do tego stopnia, że żarty można z grubsza posortować na te o zwierzętach ("puchate" owce, labradory) i te o słodyczach (cukiernia i różne rodzaje ciast). Po drugie, czasem to żartowanie przypomina próbę zagłaskania kotka na śmierć: te piętrowe, ciągnące się przez pół strony humorystyczne porównania (nie do końca uzasadnione, jeśli wziąć pod uwagę wspomnianą wyżej powtarzalność) sprawiały czasem, że trudno było uchwycić celowość zdania. Niemniej nie znaczy to, że tejże celowości gdzieś brakowało - treść jako taka (po obraniu jej z żarcików) jest bardzo dobrze przemyślana, i chylę czoła, że autorce udało się zaplanować tak gładko łączący się tekst z tymi wszystkimi anegdotkami, wtrąceniami i oczywiście treścią merytoryczną. Jedyna wtopa, a właściwie wtopcia (bo bez znaczenia dla całości), to wzmianka o tym, że Kopernik obalił teorię heliocentryczną Ptolemeusza. Hm.
Ale tam. Ogólnie: warto. Przyznaję to, chociaż z humorem autorki nie jest mi znowu tak w stu procentach po drodze, a bloga nie czytam. Lecz to bądź co bądź miła książka z wartościowym przekazem.
Janina bawi i uczy - niepoważna książka o tematach ważnych to wyborny pomysł, bo można zabrać lekką, zabawną lekturkę na wczasy i zupełnie "przez przypadek" dowiedzieć się czegoś wartościowego (to coś jak przemycanie drastycznie zdrowych brokułów w ociekającej pysznymi tłuszczami trans zapiekance... jeśli trzymać się konwencji humoru z książki).
Dziełko traktuje o...
2021-10-17
Jacek Hołub poważnie podchodzi do zadania pisania reportaży na trudne, aktualne tematy nierozerwalnie związane z polską rzeczywistością, a każda kolejna jego publikacja jest lepsza od poprzedniej. "Beze mnie jesteś nikim" to reportaż najnowszy i najlepszy, ale też najbardziej drastyczny ze wszystkich dotychczasowych tego autora. Jeszcze niedawno bardzo przeżywałabym jego treść, widząc przemoc jako coś beznadziejnie nieuniknionego, ale teraz patrzę na zachowania przemocowe jako na część większego obrazu (kolejny akapit dla dociekliwych).
Jak uczą książki popularnonaukowe o antropologii i behawiorze małp naczelnych, nieodłączną częścią człowieka jako zwierzęcia jest agresja i skłonności do bezwzględnego podporządkowania sobie otoczenia (jest to pewne ewolucyjne kontinuum), ale też, równorzędnie, zdolność do współdziałania oraz naśladowania, typowa dla zwierząt społecznych. Ludzie stosujący przemoc (i/lub autodestrukcję, która też jest formą agresji) ugruntowali taki styl porozumiewania się i rozwiązywania konfliktów w społecznym procesie przejmowania wzorców otoczenia przemocowego, tak jak od otoczenia nauczyli się mówić w określonym języku, z określonym akcentem. Dobra wiadomość jest taka, że każdy sprawca i ofiara przemocy (typowym jest, że te role się przenikają) może zrobić użytek z wyższych struktur mózgowia i, mimo że wzorców nabywanych od dzieciństwa nie da się eradykować (co wynika ze specyficznej plastyczności mózgu we wczesnych latach życia - to się zapisuje na dysku twardym!), może ograniczyć ich destrukcyjne skutki podejmując świadomy, celowy wysiłek. Uważam, że rozwojowym i ważnym, a obecnie zupełnie niedoinwestowanym pomysłem są grupy wsparcia dla stosujących przemoc, o których pisze też J. Hołub w swoim reportażu - tym osobom potrzebne są narzędzia zastępcze, w które najbliższe otoczenie nigdy ich nie wyposażyło. Jest faktem, że potrzebują pomocy.
Równie trudną, ale możliwą do wykonania robotę ma społeczeństwo, które ze wszystkich sił powinno wygaszać poparcie dla zachowań przemocowych.
Najwyższa pora zrozumieć, że przemoc wobec dzieci jest NIE-DO-PU-SZCZA-LNA ponieważ ma skutki na dłuższą metę KA-TA-STRO-FAL-NE, a jeśli w konkretnych przypadkach nie katastrofalne, to przynajmniej szkodliwe (a po co komu szkody). W miejsce stosowania przemocy czy to fizycznej, czy psychicznej, co jest kuszącym pomysłem wymuszenia podporządkowania (przemoc jest doraźnie skuteczna), trzeba świadomie sięgać po inne narzędzia minimalizujące niekorzystne następstwa nieuniknionych konfliktów występujących naturalnie w rodzinie (można się stosowania tych narzędzi uczyć - polecam np. książki Jespera Juula).
Zaletą reportażu Jacka Hołuba jest wieloaspektowość: pokazanie różnych perspektyw pozwala objąć problem przemocy jako system naczyń połączonych. Jacek Hołub pisze o sprawcach, ofiarach, różnych rodzajach przemocy: fizycznej, psychicznej, seksualnej, ekonomicznej, dorosłych wobec dzieci, mężczyzn wobec kobiet i kobiet wobec mężczyzn, przemocy w tak zwanej "patologii" i "dobrych domach". Składa się to na dobrą, satysfakcjonującą pozycję wartą przeczytania.
Jacek Hołub poważnie podchodzi do zadania pisania reportaży na trudne, aktualne tematy nierozerwalnie związane z polską rzeczywistością, a każda kolejna jego publikacja jest lepsza od poprzedniej. "Beze mnie jesteś nikim" to reportaż najnowszy i najlepszy, ale też najbardziej drastyczny ze wszystkich dotychczasowych tego autora. Jeszcze niedawno bardzo przeżywałabym jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-31
Kawał dobrego reportażu. Trochę o teorii, dużo o praktyce z perspektywy adoptujących i adoptowanych. Wzbudza podziw, jak różnorodne punkty widzenia zdołała autorka wyłapać i zamknąć w tej książce, i uchwycić dzięki temu pełną paletę odcieni badanego tematu. Równie wciągające co informacyjne.
Kawał dobrego reportażu. Trochę o teorii, dużo o praktyce z perspektywy adoptujących i adoptowanych. Wzbudza podziw, jak różnorodne punkty widzenia zdołała autorka wyłapać i zamknąć w tej książce, i uchwycić dzięki temu pełną paletę odcieni badanego tematu. Równie wciągające co informacyjne.
Pokaż mimo to2021-06-18
Ta książka jest świetna z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim pozwala złapać dystansik: do cudzych ocen i własnej rzekomej nieomylności.
Napisana przystępnym, ale wciąż maksymalnie rzeczowym językiem, przelatuje wszystkie najważniejsze błędy poznawcze i wprost pęka od konkretnych przykładów na to, że ludzie są znacznie mniej racjonalni, niż im samym się przeważnie wydaje. Dzięki takiej oczyszczającej perspektywie można łatwiej zluzować i przyjąć do wiadomości, że nikt nie jest racjonalny cały czas, ani nawet przez większość czasu. A skoro wiadomo, że można się pomylić, łatwiej jest być uważniejszym i bardziej świadomym homo, nomen omen, sapiens.
Szalenie rozwijająca pozycja! Jeśli miałoby się w życiu przeczytać z jakichś przyczyn tylko kilka książek popularnonaukowych, to ta na pewno powinna się znaleźć wśród nich!
Ta książka jest świetna z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim pozwala złapać dystansik: do cudzych ocen i własnej rzekomej nieomylności.
Napisana przystępnym, ale wciąż maksymalnie rzeczowym językiem, przelatuje wszystkie najważniejsze błędy poznawcze i wprost pęka od konkretnych przykładów na to, że ludzie są znacznie mniej racjonalni, niż im samym się przeważnie...
2021-04-20
Czy ja wiem? Na podstawie entuzjastycznych opisów z okładki ("wciągająca narracja", "porywająca", "malarska", "filmowa") miałam, śmiem twierdzić, prawo, spodziewać się czegoś trochę innego, niż otrzymałam faktycznie, id est ujęcia socjologicznego, nuty beletrystyki w pisaniu o prawdziwych ludziach budujących nowy kraj, itepe, or sth.
Tymczasem "My, naród" to przede wszystkim analiza politologiczna podlana zagadnieniami z prawodawstwa, a także skrupulatne przepisywanie podręczników akademickich do nowej kompilacji.
Historii mniej znanej, bardziej związanej z ludem (tytuł jakoś tam zobowiązuje, co nie?) praktycznie tu nie ma, bohaterowie autorki to persony z samego szczytu szczytów, elita, której nazwiska odmieniane były już milion razy przez wszystkie przypadki. Wpuszczono mnie tylko na chwilę do pustelniczej chatki Henry'ego Davida Thoreau i to tyle imprezy.
Teksty na obwolucie kuszą, że to opracowanie jest takie dobre literacko i ekscytująco napisane, ale tu akurat nie ma żadnego szału pał. Autorka popełnia co prawda kilka bombastycznych, egzaltowanych, trącących kiczem metafor (apogeum tego stylu jest patetyczny epilog), ale to są trzy ziarnka w silosie maku - pisze prawie wyłącznie faktograficznie, przystrajając całość szkolnymi opisami fizyczności swoich historycznych bohaterów. Produkty jej indywidualnego stylu są raczej niefortunne, pisze na przykład, że Nixon pochodził z "miasteczka porośniętego kaktusami i mędrcami" (no okej, może w oryginale ta przenośnia brzmiała lepiej), bywa w stylu nieprecyzyjna - na przykład opis, że tenże Nixon po odejściu z urzędu "był widziany PO RAZ OSTATNI za kuloodporną szybą helikoptera" kazał mi pomyśleć, czy aby ów okryty złą sławą prezydent nie zginął w katastrofie lotniczej, i jakim cudem do tej pory nic o tym nie słyszałam.
"Nowa historia" w tytule nie znamionuje IMO, wbrew pozorom, żadnego odkrywczego spojrzenia na historię USA, raczej oznacza, że opracowanie obejmuje czasy najnowsze (ostatnim bohaterem jest D. Trump i media społecznościowe), a wydawca sporo naciągnął i ubarwił, układając tekst na obwolutę.
Tom jest wyładowany informacjami, pewnie będę wracać do niektórych fragmentów, ale tak, jak się wraca do encyklopedii.
Czy warto? Ogółem tak, ale też zależy, kto czego szuka.
Czy ja wiem? Na podstawie entuzjastycznych opisów z okładki ("wciągająca narracja", "porywająca", "malarska", "filmowa") miałam, śmiem twierdzić, prawo, spodziewać się czegoś trochę innego, niż otrzymałam faktycznie, id est ujęcia socjologicznego, nuty beletrystyki w pisaniu o prawdziwych ludziach budujących nowy kraj, itepe, or sth.
Tymczasem "My, naród" to przede...
2021-01-15
"Wszyscy jesteśmy dziwni" to reportaż o osobach związanych z Coney Island - dzielnicą Nowego Jorku słynącą z parków rozrywki, tłumnie odwiedzanej plaży, dziwnych parad i ekscentrycznych pokazów. Temat ciekawy, oprócz opowieści o ludziach jest też trochę historii i tła politycznego, ale czegoś temu zbiorkowi brakuje - trudno mi było poczuć klimat lokacji, a styl pełen krótkich, urwanych zdań może wydać się trochę pretensjonalny. "Opowieści z Coney Island" to taka wprawka reporterska, autorka nie rozwinęła tu jeszcze pełni swojego talentu.
"Wszyscy jesteśmy dziwni" to reportaż o osobach związanych z Coney Island - dzielnicą Nowego Jorku słynącą z parków rozrywki, tłumnie odwiedzanej plaży, dziwnych parad i ekscentrycznych pokazów. Temat ciekawy, oprócz opowieści o ludziach jest też trochę historii i tła politycznego, ale czegoś temu zbiorkowi brakuje - trudno mi było poczuć klimat lokacji, a styl pełen...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-15
Autor oddaje głos matkom autystów, dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej lub ze zdiagnozowanym ADHD, i konfrontuje te opowieści z relacjami innych osób z otoczenia małoletnich bohaterów: nauczyciela, trenera, dyrektorki szkoły, ojczyma jednego z chłopców (znamienne, jak dużo na tych kartkach matek i jak mało ojców). Zbiorek spina mało treściwy wywiad z psychologiem, który powiedział coś tam i nic.
Drugim dnem opowieści jest absurd reakcji otoczenia wobec zachowań nietypowych, nawet jeśli są to zachowania kompletnie nieszkodliwe. Jak powiedział jeden z bohaterów: "Cały czas ktoś ode mnie wymaga, żebym zachowywał się i myślał tak jak on". Brzmi znajomo. O tym też są te historie.
Autor oddaje głos matkom autystów, dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej lub ze zdiagnozowanym ADHD, i konfrontuje te opowieści z relacjami innych osób z otoczenia małoletnich bohaterów: nauczyciela, trenera, dyrektorki szkoły, ojczyma jednego z chłopców (znamienne, jak dużo na tych kartkach matek i jak mało ojców). Zbiorek spina mało treściwy wywiad z psychologiem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-10
Robotnica z przełomu wieków XIX/XX jako kobieta, pracownica, matka, niby członkini społeczeństwa ale realnie obywatelka podłej kategorii, mikroskopijny aż do niewidzialności trybik w machinie.
Opracowanie jako takie podobało mi się, byłoby jeszcze lepiej, gdyby było w nim więcej autentycznych historii, ale widać autorkę ograniczał niedobór źródeł. Więcej tu rozważań o hipotetycznych poczynaniach bohaterek literackich, niż przedstawiania sylwetek prawdziwych kobiet. Temat został potraktowany wieloaspektowo i całkiem wnikliwie, ale dają się zauważyć pewne powtórzenia, ciągle nie znam odpowiedzi na pewne pytania (na przykład o szczegółach opieki nad dziećmi - ok, ochronka od drugiego roku życia, a wcześniej?) a końcowe rozdziały (ten o edukacji na przykład) bywały już momentami tylko wyliczaniem statystyk, przez co finiszowałam pozycję z pewnym znużeniem.
Mimo to wartość merytoryczna i osadzenie tematu w szerszym kontekście społeczno-kulturowym czynią tę pozycję IMO wartą przeczytania, tym bardziej, im bardziej jest się zainteresowanym socjologicznymi aspektami XIX wieku.
Robotnica z przełomu wieków XIX/XX jako kobieta, pracownica, matka, niby członkini społeczeństwa ale realnie obywatelka podłej kategorii, mikroskopijny aż do niewidzialności trybik w machinie.
Opracowanie jako takie podobało mi się, byłoby jeszcze lepiej, gdyby było w nim więcej autentycznych historii, ale widać autorkę ograniczał niedobór źródeł. Więcej tu rozważań o...
2020-12-23
Całościowo podobała mi się ta książka, jeszcze nie miałam okazji poznać historii ruchów antyszczepionkowych i powiązania szczepień z autyzmem w tak pełnej i wyczerpującej formie, chociaż autor, z racji miejsca zamieszkania, nie rusza się właściwie poza własne podwórko, czyli USA.
Mimo to polskie wydanie czyta się bardzo dobrze, choć nie jest wolne od drobnych błędów: pomylenie w jednym miejscu ospy prawdziwej z wietrzną, pisanie o "prekursorce zdrowej żywności i neuropatii" (?), dwukrotnie o leczeniu choroby wirusowej antybiotykami (nie jestem lekarzem ale coś mi się to dziwne wydaje, może się mylę), czy o - moje ulubione - "nieswoistym zapaleniu elit" ¯\_(ツ)_/¯ .
Jednostkowe błędy polskiego wydania nie wpływają jednak ujemnie na ogólną wartość merytoryczną. Publikacja jest rzetelna, choć nie wszystkie fragmenty były równie jasne, jak ustępy odwołujące się do prawodawstwa czy polskie tłumaczenia wypowiedzi naukowców z kongresów na temat szczepień - autor twierdzi, że antyszczepionkowcy i szukający sensacji dziennikarze przeinaczają te wypowiedzi, ale niekiedy z przytoczonych fragmentów nie wynika to bardzo jednoznacznie. Podkreśliłabym też jeszcze bardziej aspekt ratowania życia przez szczepionki - szczepienia to najbardziej chyba doniosłe odkrycie współczesnej medycyny, obok antybiotyków. Trzeba o tym pisać wielkim, tłustym tekstem. Autor tego nie unika, ale ja jeszcze bardziej wyciągnęłabym ten aspekt przed nawias. Duży plus za pisanie otwartym tekstem o wielkich wtopach amerykańskiej służby zdrowia związanych ze szczepieniami. Pogląd autora na temat szczepień jest jednoznaczny, ale udało mu się nie przedstawić tematu w sposób stricte czarno-biały.
Ciekawe i warto.
Całościowo podobała mi się ta książka, jeszcze nie miałam okazji poznać historii ruchów antyszczepionkowych i powiązania szczepień z autyzmem w tak pełnej i wyczerpującej formie, chociaż autor, z racji miejsca zamieszkania, nie rusza się właściwie poza własne podwórko, czyli USA.
Mimo to polskie wydanie czyta się bardzo dobrze, choć nie jest wolne od drobnych błędów:...
2020-12-23
Skrótowy tekst z obwoluty "Rzeczy osobistych" wydał mi się co najmniej niefortunny:
"Kobiecość ma oznaczać piękno. A ono jest budowane codziennym dbaniem o urodę - myciem fryzurą, makijażem, perfumami. Kobiety w obozach, pozbawione włosów, strojów, możliwości codziennego krzątania się wokół swego wyglądu, tracą poczucie własnej wartości"
- no bo, myślę, czy to rzeczywiście był to problem w TAKICH okolicznościach? Czy uprawnione jest sprowadzanie sytuacji kobiet w obozach do - znowu i tylko - wyglądu? Meeeh?
Ale potem pojawiła się myśl: a co ja właściwie mogę o tym wiedzieć, skoro patrzę tylko przez, właściwie, dziurę w murze, przez fotoplastykon?
I rzeczywiście, nie miałam racji. Jak wyjaśnia była więźniarka Alicja:
"Wydawałoby się, że w trudnej chwili jako pierwsze odrzucimy błahe rzeczy, których normalnie nie zauważamy. Drobnostki niewarte wspomnienia. A to nieprawda. Drobnostki to są właśnie kamienie milowe przetrwania." (str. 300) Treść całej książki wyjaśnia wszystko i więcej.
A jakoś nie oczekiwałam po "Rzeczach osobistych" zbyt wiele, wydawało mi się, że będzie to książka złożona głównie z powietrza, bardziej broszura, może parę zdjęć, przepastna interlinia i tyle. Na pewno nie spodziewałam się tak wyczerpującego, wieloaspektowego, pełnego, uważnego studium, do tego napisanego świetnym językiem. A tu taka hojność losu!
Autorka porusza właściwie każdy temat związany z ubraniami i "drobnostkami", rzeczami osobistymi, o jakim tylko można pomyśleć w kontekście obozów zagłady; nie tylko studiuje faktury, tkaniny, kolory, desenie, kształty, ale jeszcze ubiera w nie prawdziwych ludzi, pisze, jak strój robił człowieka; odwiedza miejsca pamięci i prywatne strychy, rozmawia z Ocalonymi, z naukowcami, współczesnymi pasjonatami, a wszystko to osadza w szerszym kontekście kulturowym i antropologicznym! Jednym słowem efekt końcowy zawiera dokładnie wszystko, czego mogłabym oczekiwać od literatury faktu. Rozpływam się ze szczęścia!
To nie tylko dobra książka, to książka z gatunku mind-blowing, skończona i kompletna, dojechałam do ostatniej strony w nocy i miałam potem trudności z zaśnięciem. Wszystko jest w niej świetne, nawet podziękowania (!).
Dzieło!
Skrótowy tekst z obwoluty "Rzeczy osobistych" wydał mi się co najmniej niefortunny:
"Kobiecość ma oznaczać piękno. A ono jest budowane codziennym dbaniem o urodę - myciem fryzurą, makijażem, perfumami. Kobiety w obozach, pozbawione włosów, strojów, możliwości codziennego krzątania się wokół swego wyglądu, tracą poczucie własnej wartości"
- no bo, myślę, czy to...
2020-12-09
"O północy w Czarnobylu" to imponująca analiza przyczyn i następstw katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, napisana w oparciu o czterocyfrową liczbę źródeł, sięgająca od pierwszych osadników budujących osadę Prypeć po, dosłownie, radioaktywne jeże w Czerwonym Lesie. Finiszuje gdzieś na ukończeniu budowy nowego sarkofagu, aka Arki, dla ruin reaktora.
Wielkie to i wyczerpujące dla nie-geeka, ale skłamię, jeśli powiem, że tak świetnie mi się czytało to tłuste kompendium. Autor bardzo pilnuje się, żeby opisywać wszystko żywo, barwnie i szczegółowo, i ostatecznie cokolwiek przedobrzył. To nawet nie chodzi o szczegóły naukowe - wręcz przeciwnie, tu poziom szczegółów jest taki, o, akurat dla uważnego laika - ale o całokształt; o pisanie, jakie kto ma wykształcenie, sposób bycia, jakie miał dzieciństwo, gdzie mieszka, jakie lubi krawaty i czy czesze się na boczek, a wszystko to w jednym zdaniu - no nie, to nie jest takie znowu miłe w czytaniu. Autor jest bardzo dobry w wierceniu w źródłach, ale pisarzem mógłby być nieco lepszym, żeby było naprawdę wyśmienicie.
Lekturę mimo wszystko warto dokończyć, bo jest taka solidna, ale pokonywanie kolejnych wypiętrzeń tekstu przypomina raczej pełzanie w ołowianym pancerzu (dobrze chroni przed promieniowaniem gamma, co nie) po zwałach bitumicznych, niż lekki locik nad całokształtem zagadnienia, dostarczający pouczającej rozrywki.
"O północy w Czarnobylu" to imponująca analiza przyczyn i następstw katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, napisana w oparciu o czterocyfrową liczbę źródeł, sięgająca od pierwszych osadników budujących osadę Prypeć po, dosłownie, radioaktywne jeże w Czerwonym Lesie. Finiszuje gdzieś na ukończeniu budowy nowego sarkofagu, aka Arki, dla ruin reaktora.
Wielkie to i...
2020-06-02
Po przeczytaniu pysznych "Światów równoległych" Łukasza Lamży siłą rozpędu zabrałam się od razu za "Fakt, nie mit", który wzięłam na czytelniczy celownik odkąd tylko wyszedł. Bardzo cenię autorów bloga "Crazy nauka" za rzeczowe i ciekawe artykuły popularnonaukowe. Autorzy bez wątpienia mają talent popularyzatorski, i w warunkach Internetu sprawdza się on świetnie. W przypadku książki... Mam parę "ale".
Pomysł na "Fakt, nie mit" to gruntowne rozprawienie się z fałszywymi (z gruntu lub przeważnie) przekonaniami z obrębu tematów okołonaukowych, zrealizowane w uporządkowanej, przyjaznej czytelnikowi formie: każdy rozdział ma streszczenie, część z odpowiedziami na najczęstsze pytania itd.
Realizacja tegoż pomysłu jest dobra, ale nie idealna. Chyba rzecz w tym, że to, co sprawdza się w (z natury swej pędzących do przodu) mediach społecznościowych, ujawnia swoje braki i braczki w przypadku książki. Na przykład wygłaszanie stwierdzeń kategorycznych ("na zdaniu rodziców nie powinno się opierać żadnych poważnych badań naukowych") jest dopuszczalne na fejsie, bo jest chwytliwe, ale na papierze prosi się o gruntowne uargumentowanie, szersze niż tylko "bo rodziców ponoszą emocje" - na miejscu samych zainteresowanych, tzn. rodziców, poczułabym się zlekceważona. Zabrakło mi tu też położenia na drugiej szali zalet badań przekrojowych, bo przecież nie można powiedzieć, że wywiady z respondentami są kompletnie bezużytecznym i nienaukowym narzędziem, co nie. W tym samym rozdziale o szczepionkach można zresztą znaleźć niedociągnięcia, które niekiedy wręcz zniekształcają przekaz: "Tej chorobie [śwince] towarzyszą również inne powikłania, np. zapalenie płuc czy ucha środkowego, które zachodzą w przypadku szczepienia" (z kontekstu wynika, że nie zachodzą). "Tiomersal bywa używany jako środek zabezpieczający szczepionki przed bakteriami i grzybami lub jako substancja pozostała po produkcji szczepionki". E? Produktu ubocznego się "używa"? Dalej: autor aż dwa razy podkreśla, że w ciągu ostatnich 20 lat nie odnotowano żadnego zgonu w następstwie szczepienia, ale nie wyjaśnia nic bliżej - nie wiadomo, czy dwadzieścia lat temu był zgon, czy nie ma takich statystyk, czy skąd się wziął właściwie taki a nie inny okres.
Rozdziały są dość nierówne, na przykład teoria ewolucji została potraktowana bardzo skrótowo i trochę po macoszemu, a za to "groźne promieniowanie" emitowane przez rozmaite urządzenia doczekało się de facto aż trzech osobnych rozdziałów (ale trzeba przyznać, że obrazowe porównania z tych trzech rozdziałów pozwoliły mi naprawdę dobrze zrozumieć, o co kaman).
Wreszcie, "Światy równoległe" podobały mi się bardziej, bo Ł. Lamża ma po prostu lepsze pióro, lepsze do pisania książek, jeśli wiecie, co mam na myśli - w przypadku wydań papierowych ma się trochę wyższe, czy też może po prostu nieco inne, wymagania niż wobec tekstów internetowych. Na przykład: memiczne internetowe powiedzonka ("i tu wchodzi, cały na biało...") są nadużywane już w samym necie, po co powtarzać je jeszcze w książkach?
Ogółem, nie jest to najlepsza książka popularnonaukowa, jaką można przeczytać. Ale czy przeczytać ją warto? Oczywiście, że tak - można się dowiedzieć z niej wielu ciekawych rzeczy o świecie. To nie jest zła pozycja. Można łyknąć ebuczka.
Po przeczytaniu pysznych "Światów równoległych" Łukasza Lamży siłą rozpędu zabrałam się od razu za "Fakt, nie mit", który wzięłam na czytelniczy celownik odkąd tylko wyszedł. Bardzo cenię autorów bloga "Crazy nauka" za rzeczowe i ciekawe artykuły popularnonaukowe. Autorzy bez wątpienia mają talent popularyzatorski, i w warunkach Internetu sprawdza się on świetnie. W...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-27
Dość syntetyczna, ale bogata merytorycznie i szalenie ciekawa książka o teoriach pseudonaukowych i spiskowych. Bardzo zaimponowało mi podejście autora przyświecające mu w pisaniu tej pozycji i nie ukrywam, że podobnego brakuje mi w Internecie, nawet wśród tych z internautów, którzy twierdzą, że "promują naukę" - otóż, jak pisze sam autor, "łatwiej jest wyśmiać, niż argumentować" - ot co. A kpina i szyderstwo, chociaż łatwe i przyjemne dla szydzącego, nie prowadzą na dłuższą metę do niczego wartościowego. Tym samym autor założył sobie, że nie będzie odrzucał z automatu najbardziej nawet absurdalnej z pozoru teorii ani oceniał jej zwolenników, tylko zgromadzi argumenty za i przeciw, a potem przedstawi je czytelnikowi.
Owoce tego podejścia są obfite i odżywcze: po pierwsze, z każdego rozdziału możemy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy z naprawdę szerokiego przekroju wiedzy jaką oferuje współczesna nauka. Po drugie, możemy się poczęstować jednym z wielu wartościowych wniosków pośrednich: na przykład, że zwolennicy niektórych pseudoteorii odwołują się do "krytycznego myślenia" i "indywidualizmu naukowego" (no wiecie... "włącz myślenie" i "otwórz oczy") a sami operują nie tyle logicznym wnioskowaniem i oceną mierzalnych faktów, co przede wszystkim emocjami, a jawne sprzeczności w swoich teoriach ignorują z uporem lodowca. Po trzecie wreszcie, autor wyjaśnia bardzo nieraz złożone i skomplikowane zagadnienia w zrozumiały i łatwy do śledzenia sposób, nie upraszczając ich przy tym do przesady, a z jego tez i wniosków wprost bije zdrowy rozsądek i krytyczne podejście - krytyczne w dobrym sensie, to znaczy z założeniem, że dobrze zachować otwarty umysł, i - jeśli dowody na to pozwolą - dać się przekonać. Bardzo to wszystko eleganckie i przekonujące zdrowym umiarkowaniem.
Trochę szkoda, że książka nie jest nieco bardziej szczegółowa, jest w niej parę ewidentnych (nawet jeśli zgodzić się na skrótowość formy) luczek; z drugiej strony - szerokie omówienie podejmowanych zagadnień można znaleźć w tomach w całości im poświęconych. I tak szacun za zupełnie satysfakcjonujący rezultat próby kondensacji tak gargantuicznych naukowych wieloświatów.
Polecam, świetnie się bawiłam.
Dość syntetyczna, ale bogata merytorycznie i szalenie ciekawa książka o teoriach pseudonaukowych i spiskowych. Bardzo zaimponowało mi podejście autora przyświecające mu w pisaniu tej pozycji i nie ukrywam, że podobnego brakuje mi w Internecie, nawet wśród tych z internautów, którzy twierdzą, że "promują naukę" - otóż, jak pisze sam autor, "łatwiej jest wyśmiać, niż...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytam książki autorki bo porusza ciekawe kwestie feministyczno-historyczne i solidnie opracowuje tematy, ale w jej książkach zawsze mi czegoś brakuje do pełnej satysfakcji. Autorka w swoich pracach w znacznym stopniu opiera się na analizie tekstów fikcyjnych, co zawsze jest ciekawym uzupełnieniem tematu, ale tu wydaje się grać większą rolę niż uzupełnienie - jest wyciągane na pierwszy plan, chyba każdy rozdział rozpoczyna się opisem jakiejś fikcyjnej fabuły, do tego rzadko są to teksty inne niż te najbardziej popularne, z "Lalką" i "Martą" w prawie każdym rozdziale każdej publikacji (przepadam za obiema powieściami, ale już zaczęło mnie to trochę uwierać). Sięganie do literatury faktu trochę za często kończy się skrupulatnym, ale suchym wyliczaniem liczb. Cytatom jakby brakuje dostatecznie przenikliwego i obszernego komentarza, żeby udało mi się prawdziwie wczuć w punkt widzenia postaci z epoki. Do tego nie mam poczucia, że autorka wyjaśnia temat kompleksowo, i nierzadko w jej wnioskach coś mi nie pasuje. Jej książki trochę mnie nużą przez to wszystko, ale zawsze jakiś ciekawy fakt przy okazji lektury wpadnie do koszyczka.
Czytam książki autorki bo porusza ciekawe kwestie feministyczno-historyczne i solidnie opracowuje tematy, ale w jej książkach zawsze mi czegoś brakuje do pełnej satysfakcji. Autorka w swoich pracach w znacznym stopniu opiera się na analizie tekstów fikcyjnych, co zawsze jest ciekawym uzupełnieniem tematu, ale tu wydaje się grać większą rolę niż uzupełnienie - jest wyciągane...
więcej Pokaż mimo to