-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2023-03-21
2023-05-13
2022-11-06
https://panikultura.pl/niespokojni-ludzie-fredrik-backman/
https://panikultura.pl/niespokojni-ludzie-fredrik-backman/
Pokaż mimo to2023-03-02
https://panikultura.pl/wrony-petra-dvorakova/
https://panikultura.pl/wrony-petra-dvorakova/
Pokaż mimo to2023-02-11
2012-01-26
"Zła miłość" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandra Sowy. Zastanawiam się czy to dobry wybór na początek, ponieważ słyszałam pozytywniejsze opinie o innych książkach tego autora. Jak na taką ilość stron czytałam ją dosyć długo. Kilkakrotnie musiałam powracać do zdania, które wcześniej czytałam.
Narracja jest niby prowadzona z perspektywy małej, sześcioletniej dziewczynki. Patrząc na zasób słownictwa, którego używa jestem w stanie skłonić się, co do tego, że jest prowadzona bardziej przez tą dorosłą osobę, aniżeli przez tak małą osóbkę. Większość słów, które wypowiadała moim zdaniem nie zna przeciętna dziewczynka w tym wieku. Autor próbował to nadrobić dodając w niektórych miejscach wyrazy, albo częste pytania, które wypowiadają dzieci. Ale irytowało mnie także to, że odpowiadając na pytanie zaczynała już kolejną część swojego snu, nawet nie wiadomo kiedy.
Książka tak jak jest napisane na okładce jest historią o nadziei, miłości i przeznaczeniu. Jest wiele cytatów, które mi się podoba i które na pewno gdzieś sobie zapiszę. Pomysł jest niebanalny, ale przelanie tego na papier trochę pogmatwane. Utwór ten był często porównywany z „Małym Księciem”, którego nie czytałam, ale postaram się to w najbliższym czasie nadrobić. Wtedy o to przekonam się czy te pozycje są do siebie tak podobne.
Po twórczość tego pana na pewno jeszcze sięgnę, gdyż czytałam pozytywną opinię o innej pozycji. A czy "Złą miłość" polecam? Nie wiem, jeśli ktoś będzie chciał to przeczyta. Ale moim, skromnym zdaniem są o wiele lepsze książki do przeczytania, które z czystym sercem mogę polecić.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
"Zła miłość" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandra Sowy. Zastanawiam się czy to dobry wybór na początek, ponieważ słyszałam pozytywniejsze opinie o innych książkach tego autora. Jak na taką ilość stron czytałam ją dosyć długo. Kilkakrotnie musiałam powracać do zdania, które wcześniej czytałam.
Narracja jest niby prowadzona z perspektywy małej, sześcioletniej...
2014-05-04
Żółta sukienka otrzymana od babci. Ulubiona lalka, będąca towarzyszką zabaw. Tajemniczy ogród, będący całym twoim światem. Czy zawsze są oznakami szczęśliwego dzieciństwa? Czy zawsze będą wywoływać uśmiech na twarzy? Czy zawsze będzie chciało się wracać wspomnień do tamtych odległych dni? Czy emigracja w celu poszukiwania lepszego jutra zawsze tym będzie?
Beata Gołembiowska to polska autorka, która urodziła się w 1957 roku w Poznaniu, zaś w 1989 r. wyemigrowała wraz z mężem i dwoma córkami do Kanady. Pracowała, jako malarka dekoracyjna w programach Debbie Travis-Painted House i Fecelit i to właśnie w tym okresie zaczęła się jej przygoda ze słowem pisanym – opowiadaniami, scenariuszami oraz artykułami o fotografii, malarstwie i przyrodzie.
Autorka stworzyła bardzo życiową powieść. Opowieść o życiu na emigracji, a co najważniejsze o życiu z widmami przeszłości. Napisać sprawnie o takim temacie, jakim jest gwałt jest trudne. Bo nie chodzi wcale o to, aby zalać czytelnika informacjami i obrazującymi opisami. Wtedy byłoby to w jakiś sposób nietaktowne. Na szczęście Gołembiowska tak nie postąpiła. Wywarzyła wszystkie emocje i wspomnienia idealnie.
Oprócz najważniejszego problemu autorka porusza także inne – jak choćby skutki emigracji. Ale emigracja nie byle jaka, bo za burzliwych czasów w historii Polski, kiedy wszystko i wszyscy byli podejrzani. Kiedy ze wszystkim trzeba było się kryć, pokazując tylko to, co może być widoczne publicznie. Zaś takowa emigracja nie jest zawsze tak dobra, jak się wydaje. I czy takową ona pozostaje w obliczu takiej tragedii, czy nie zmienia się w ucieczkę od przeszłości?
Polka świetnie przedstawiła także typową rodzinę PRL-u. Matka zagorzała dewotka, ojciec, który chce dla swojej rodziny jak najlepiej, żyjący minionymi latami i w tym wszystkim dzieci, starające się zrozumieć otaczającą ją rzeczywistość. Przypadło mi do gustu to, że nie była ona wyidealizowana lub odwrotnie – do szpiku kości zepsuta i zła. I dzięki temu właśnie ukazała, że i w takiej rodzinie mają miejsca tragedie, o których nie wie nikt, ukryte gdzieś pod maską, w czeluściach umysłu, wypalając piętno na całe życie.
Portret psychologiczny głównej bohaterki jest dość wyraźny, choć czegoś mi w nim brakowało. Nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystkie działania są wytłumaczone. Kobiet po przejściach jest dziś niezwykle dużo, tak jak i matek samotnie wychowujących swoje pociechy. Po czymś takim trudno zaufać płci przeciwnej, a w niektórych przypadkach jest to nawet obawa przed jakimkolwiek głębszym uczucie. Na przykładzie Paula zaś można zauważyć znienawidzenie litości, jaką zazwyczaj ludzie oferują niepełnosprawnych, kiedy oni pragną tylko przyjaźni i zrozumienia. Oni chcą być samodzielni, to tylko osoby „pełnosprawne” ubzdurały sobie, że ci ludzie nie potrafią nic zrobić. Szkoda, że zapomina się o tym. Tak samo jak zapomina się o istocie patriotyzmu i chęci przynależność do danej społeczności. Dla dzieci ważne jest poznanie rodziny, jeśli przez niemal całe życie jest się na obczyźnie, poszukiwanie korzeni, historie przodków. O tym też warto pamiętać.
W ogólnym rozrachunku Żółta sukienka jest dobra. Nie jest jedną z najlepszych powieści tego typu, jakie miałam okazję czytać, ale jest dobra, a to wystarczy, żeby nie żałować wyboru. Debiut Polki zasługuje na uwagę z pewnością tych, którzy czytają tytuły poruszające trudną tematykę. Beata Gołembiowska ma naprawdę poprawny styl, jak na debiutantkę, więc czytanie nie było katorgą. Jestem ciekawa czy autorka ma w planach napisać jeszcze inne książki, które by mnie zainteresowały. Jeśli takowa się znajdzie na pewno przeczytam.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/05/zota-sukienka-beata-goembiowska.html
Żółta sukienka otrzymana od babci. Ulubiona lalka, będąca towarzyszką zabaw. Tajemniczy ogród, będący całym twoim światem. Czy zawsze są oznakami szczęśliwego dzieciństwa? Czy zawsze będą wywoływać uśmiech na twarzy? Czy zawsze będzie chciało się wracać wspomnień do tamtych odległych dni? Czy emigracja w celu poszukiwania lepszego jutra zawsze tym będzie?
Beata...
2014-06-21
Zośka, jak większość osób po studiach ma pełno planów na przyszłość. Praca w zawodzie psychoterapeuty to dla niej spełnienie marzeń, jednak rzeczywistość okazuje się bolesna. Biuro dworactwa zawodowego nie jest miejscem, w którym chciałaby pracować, a do tego brak drugiej połówki sprawia, że zamierza wziąć sprawy w swoje ręce w dość nietypowy sposób – dzięki zakopaniu karteczek ze swoimi marzeniami, ale nikomu nie zdradzając ich treści. Czy ta zabawa z podstawówki się sprawdzi? Czy Zośka ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi odnajdą szczęście?
Karolina Frankowska jest scenarzystką i pomysłodawczynią pierwszych serii Prawa Agaty oraz autorką pomysłu i scenariusza serialu Nowa. Pracowała także przy Komisarzu Aleksie, Ojcu Mateuszu, Kryminalnych czy też takich filmach, jak Dlaczego nie i Tylko mnie kochaj. Urodziła się w Warszawie w 1975 roku. Od 3 lipca 2014 roku będzie można zapoznać się z jej debiutancką książką Zaczaruj mnie.
Muszę przyznać, że przepadłam, a zarwanie całej nocy dla tej powieści jest tego dowodem. Dawno nie czytałam, czegoś tak lekkiego i choć przewidywalnego to naprawdę dobrego. Akcja nie należy do wybitnych. Widoczne tu są pewne elementy z polskich filmów, przy których pracowała autorka. I może to jest właśnie to, co tak w pewien sposób intryguje. Bo choć niemal każdy wie, co się wydarzy i jakie będzie zakończenie i tak ogląda tego typu produkcje nawet kilkukrotnie. W Zaczaruj mnie odnalazłam podobny klimat.
Nie zżyłam się z bohaterami, bo niestety autorka nie przedstawiła ich portretów dokładnie. Oni po prostu są i nic więcej. Dlatego czytałam historię Zośki i jej przyjaciół z zainteresowaniem, ale nie przeżywałam jej, jak w niektórych innych powieściach. Szkoda, że Frankowska nie skupiła się na poszczególnych, co ciekawszych postaciach, jak choćby główna bohaterka Zośka, czy słynny serialowy aktor.
Dzięki debiutowi Karoliny Frankowskiej mamy okazję zaznajomić się z pracą na planie serialu. Żałuję, że nie było tego więcej, bo ten temat jest naprawdę ciekawy, a co, jak co, ale akurat autorka wie, jak to wszystko wygląda z własnego doświadczenia. Byłoby to interesujące tło to poszczególnych fragmentów, niestety potencjał tego pomysłu nie został do końca wykorzystany. A szkoda, bo oprócz dość fajnej historii czytelnicy otrzymaliby ciekawostki na temat pracy nad serialem – pokazanie, że nie zawsze wszystko wygląda tak kolorowo i że na finalny efekt składa się naprawdę wiele wysiłku, a także, co i jacy ludzie są potrzebni, żeby go uzyskać.
Zazwyczaj denerwują mnie zbyt dobre zakończenia w książkach, jednak tutaj takowe mi pasowało. Jest to ten typ historii, od którego nie można wymagać zbyt wiele. Tak jak już wspomniałam całkowicie podobna do polskich produkcji filmowych, które przyciągają w szczególności damską część widowni, a więc „happy end” jest wręcz pożądany.
Opowieść o sile przyjaźni i marzeniach z pewnością spodoba się paniom – starszym, jak i młodszym. Niewymagająca lektura umili nie jeden dzień urlopu czy wakacji. Ja bawiłam się przy nie naprawdę dobrze, co mnie pozytywnie zaskoczyło, bo nie tego się spodziewałam. Nie wymagając od Zaczaruj mnie wiele więcej zyska się niż straci. Debiut Karoliny Frankowskiej szczerze polecam miłośniczkom polskich filmowych romansów i literatury kobiecej. Życzę autorce, żeby udało się jej powieść zekranizować, bo aż się o to prosi. Ja z chęcią obejrzałabym losy Zośki, Kaśki i Bartka na ekranie, bo byłoby to prawdziwym dopełnieniem tej książki.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/06/przedpremierowo-zaczaruj-mnie-karolina.html
Zośka, jak większość osób po studiach ma pełno planów na przyszłość. Praca w zawodzie psychoterapeuty to dla niej spełnienie marzeń, jednak rzeczywistość okazuje się bolesna. Biuro dworactwa zawodowego nie jest miejscem, w którym chciałaby pracować, a do tego brak drugiej połówki sprawia, że zamierza wziąć sprawy w swoje ręce w dość nietypowy sposób – dzięki zakopaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-28
Tak więc szkoda tracić życie na coś, co nie sprawia nam żadnej przyjemności. I jest dokładnie tak, jak wskazuje tytuł powieści Księgarenka w Big Stone Gap jest O przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki. W stu procentach.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/ksiegarenka-w-big-stone-gap-wendy-welch/
Tak więc szkoda tracić życie na coś, co nie sprawia nam żadnej przyjemności. I jest dokładnie tak, jak wskazuje tytuł powieści Księgarenka w Big Stone Gap jest O przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki. W stu procentach.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/ksiegarenka-w-big-stone-gap-wendy-welch/
2016-09-29
2016-09-20
2015-04-18
Pewnie nie raz i nie dwa widziałeś w swojej szkole osobę wycofaną, trzymającą się z boku od wszystkich na każdej niemal przerwie, która czytała książkę, słuchała muzyki albo po prostu się uczyła. Tak zwanego outsidera. Jeden chce się z kimś zaprzyjaźnić, drugi niekoniecznie. Co człowiek, to inny. A co się stanie, gdy dobiorą się dwie takie osoby?
Do typowych outsiderów należą Billie i Franck. Nic dziwnego, wykraczają bowiem poza niepisane szkolne normy ustanowione przez uczniów na przestrzeni wielu lat. Czasami ktoś spojrzy na nich łaskawszym okiem, ale na co dzień po prostu nie istnieją dla swoich rówieśników. Ale pewne wydarzenie to zmienia i wreszcie pokazują na co ich tak naprawdę stać.
Anna Gavalda jest francuską pisarką, nauczycielką i dziennikarką. Urodziła się w 1970 roku w Boulogne-Billancourt, we Francji. Zadebiutowała w 1999 roku zbiorem opowiadań „Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał”. Wydawnictwo Literackie zapowiedziało już kolejny, pt. „Lepsze życie”, które ukaże się w Polsce 7 maja 2015 roku.
„Billie” to niezwykle życiowa opowieść o outsiderach. Naturalna, nieprzerysowana i trochę przerażająca, bo z jednej strony dziw bierze, że młodzi ludzie żyją w tak trudnym otoczeniu i są tak przez nie traktowani, z drugiej jednak to normalne, na porządku dziennym, a i inni mają gorzej, choć każdy ma swoje problemy. Brak tutaj cukru pudru i nadmiernej lukrowości jednak w tym wszystkim jest w niej coś – w dziwny sposób – kochanego.
Może to za sprawą postaci, które zdążyłam nawet polubić. Billie to fajna dziewczyna, choć po wielu przejściach i przeszłości, o której chyba nikt by nie chciał słyszeć. A my jesteśmy świadkami, gdy zwierza się nam niczym najlepszemu przyjacielowi czy oddanej przyjaciółce. I może to sprawia, że w jakimś stopniu zaczynamy ją rozumieć. Mało tego, my chcemy jej pomóc, pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i w niektórych momentach nawet się z nią utożsamiamy. Mocna i twarda, choć w głębi serca... delikatna jak każda przedstawicielka płci pięknej. Franck zaś jest zupełnym przeciwieństwem Billie i to chyba właśnie dzięki temu tworzą tak intrygującą parę bohaterów.
Napisana prostym językiem lecz to nie znaczy wcale, że zwyczajnym. Bo on ma w sobie to coś, co nadaje wyjątkowości. Narratorka nie ustrzega się przed wulgaryzmami, jednak jest to zupełnie zrozumiałe mając na uwadze fakt z jakiego środowiska się wywodzi. I może właśnie również dzięki temu powieść nabrała swego rodzaju autentyczności?
Nie jest to tylko ckliwa historia miłosna. To bolesna historia o życiu i dorastaniu. O wyciąganiu z opresji i egzystencjalnego marazmu. O chwilach pięknych i trudnych. O kształtowaniu się młodego człowieka i co tak naprawdę na niego wpływa. O potędze słów i czynów. O przyjaźni i miłości pod różnymi postaciami. O przeciwieństwach i o zrządzeniach losu. O zrozumieniu i wybaczaniu.
Nie wiem co mam myśleć o „Billie”. Chyba spodziewałam się po niej za dużo. Oczekiwałam pięknej, poruszającej historii. Nie mam poczucia zmarnowanego czasu, jednak myślałam, że będzie ona o wiele lepsza. Nie żałuję, że się z nią zapoznałam, ale myślę, że nie przypadnie do gustu każdemu. Spodoba się, a i może, ale nie stanie się jedną z najlepszych powieści życia. Chociaż... może się mylę? Na pewno każdy odkryje w niej coś innego, zinterpretuje ją na swój sposób i wyciągnie różne wnioski.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Pewnie nie raz i nie dwa widziałeś w swojej szkole osobę wycofaną, trzymającą się z boku od wszystkich na każdej niemal przerwie, która czytała książkę, słuchała muzyki albo po prostu się uczyła. Tak zwanego outsidera. Jeden chce się z kimś zaprzyjaźnić, drugi niekoniecznie. Co człowiek, to inny. A co się stanie, gdy dobiorą się dwie takie osoby?
Do typowych outsiderów...
2011-07-16
"Siostry" autorstwa Lori Lansens to moja pierwsza ksiązka tej autorki, ale na pewno nie ostatnia.
Książka ta, to autobiogrfia najstarszych bliźniaczek craniopagus. Choć jest fikcyjna czułam się jakbym czytała prawdziwą historię, żyjących kiedyś bliźniacek. "Siostry" to powieść napisana prostym językiem, i w moim przypadku chytająca za serce. Można zobaczyć, że choć są tak niezwykłe to są normalnymi ludźmi, którzy czują, oddychają, jedzą i co najważniejsze żyją. Było w historii kilka takich par np. Chan i Eng Bunker. Są opisane niektore przypadki i dzięki temu dowiedziałam się o tym trochę więcej, pewnie bez tego niedowiedziałabym się o nich.
Książka bardzo mi się podobała i w tym momencie trafia do moich ulubionych. Gorąco polecam.
"Siostry" autorstwa Lori Lansens to moja pierwsza ksiązka tej autorki, ale na pewno nie ostatnia.
Książka ta, to autobiogrfia najstarszych bliźniaczek craniopagus. Choć jest fikcyjna czułam się jakbym czytała prawdziwą historię, żyjących kiedyś bliźniacek. "Siostry" to powieść napisana prostym językiem, i w moim przypadku chytająca za serce. Można zobaczyć, że choć są tak...
2011-08-07
"Klejnot Medyny" to książka o życiu za czasu proroka Mahometa i co się z tym wiąże także tradycje i prawa panujące w tym czasie w Medynie i w Mekce. O tym jak mężczyzna może mieć wiele żon i tylko on jest najważniejszy, że nie liczy się zdanie kobiety.
Książka jest godna uwagi. Mnie wciągnęła tak, że nie mogłam się od niej oderwać, a jak już musiałam iść spać czy też skończyć ją na chwilę z innych powodów rozmyślałam nad życiem kobiet w tamtym okresie jak i w tym. Książkę polecam wszystkim. Przeniesie was w zupełnie inny świat, w którym nie będziecie się nudzić.
"Klejnot Medyny" to książka o życiu za czasu proroka Mahometa i co się z tym wiąże także tradycje i prawa panujące w tym czasie w Medynie i w Mekce. O tym jak mężczyzna może mieć wiele żon i tylko on jest najważniejszy, że nie liczy się zdanie kobiety.
Książka jest godna uwagi. Mnie wciągnęła tak, że nie mogłam się od niej oderwać, a jak już musiałam iść spać czy też...
2012-02-14
Gdy leżałam w łóżku i kończyłam „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” już się zastanawiałam, po jaką książkę sięgnę po tej. Czekało na mnie dużo pozycji, które musiałam przeczytać w pierwszej kolejności z tej bezradności spytałam się na forum, jaką teraz to powinnam czytać. Jedna z użytkowniczek poleciła mnie, abym zaczęła „Cień wiatru”, a ponieważ będąc chora, miałam więcej czasu na czytanie, a co za tym idzie na wciągnięciu się w fabułę.
„...ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami.”
„Cień wiatru” jest to książka o przyjaźni, miłości, dążeniu do celu, przywiązaniu i roli książki w życiu człowieka. Ja tak to odbieram. Pewnego ranka ojciec postanawia pokazać swojemu dziesięcioletniemu snowi pewne, tajemnicze miejsce, do którego dostęp mają nieliczni. Jest to Cmentarz Zapomnianych Książek. Miejsce, do którego pewnie nie jedno z nas, książkowych moli chciałoby trafić. I o to wtedy ojciec pozwala wybrać jedną książkę swojemu synkowi. Pośród labiryntu półek uginających się pod ciężarem książek, o to ów chłopiec wybiera jedną powieść. Po tym w domu zagłębia się w świat magii stworzony przez nie jakiego Juliana Caraxa. I od momentu przeczytania książki pragnie dowiedzieć się, co nieco o tym świetnym pisarzu, lecz o dziwo nawet jego własny ojciec nie słyszał nic o tej postaci. I od tego wszystko się zaczyna…
„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”
Narracja jest pierwszoosobowa i prowadzona w czasie przeszłym.
Głównym bohaterem jest Daniel Sempere, ów dziesięcioletni chłopiec, który zatopił się w dziele znalezionym na Cmentarzu. Niekiedy możemy się spotkać z historią Juliana Caraxa jak i innych bohaterów powieści. Jest napisana łatwym językiem, dlatego czyta się ją bardzo szybko, ale trzeba także znaleźć czas na przemyślenia, bowiem nie jest to zwykła opowiastka o człowieku, który szuka jakiegoś tam człowieka. "Cień wiatru" jest bogaty w wiele cytatów, przesłań co jest ważne w życiu człowieka.
„Istniejemy póki ktoś o nas pamięta.”
Książka według mnie jest arcydziełem. Czegoś takiego potrzebowałam. Faktem jest, że dosyć długo czytałam tę książkę, ale to raczej z własnych pobudek, aniżeli z winy tego, że książka była nudna czy mnie nie zachwycała. Nigdy nie powiem, że ta pozycja mną nie poruszyła, a wręcz przeciwnie. Nie mogłam nadziwić się tym jaką powieść nam zaserwował pan Carlos. Tu jest wszystko od miłości i przyjaźni po nienawiść. Odczuwałam przy niej wiele emocji, ale najczęstszym było u mnie jak już wspomniałam zdziwienie. To jak manipulował mną autor przy kolejnych rozwiązaniach zagadki, ale na końcu oczywiście okazało się zupełnie, co innego niż się spodziewałam. Można powiedzieć, że lepszej książki nie czytałam z gatunku, który nie jest fantastyką. Polecam ją wszystkim. Tym, którzy czytają fantastykę, thrillery, horrory, kryminały czy jeszcze innym. Każdy znajdzie tu coś dla siebie wątek miłosny, zagadkę do rozwiązania niczym z powieści detektywistycznej, czy też bezgraniczną przyjaźń w dosłownym znaczeniu. Do tej pozycji pewnie jeszcze wrócę, bo jest tego naprawdę warta i „Cień wiatru” na pewno nie jest moją ostatnią książką tego autora.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Gdy leżałam w łóżku i kończyłam „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” już się zastanawiałam, po jaką książkę sięgnę po tej. Czekało na mnie dużo pozycji, które musiałam przeczytać w pierwszej kolejności z tej bezradności spytałam się na forum, jaką teraz to powinnam czytać. Jedna z użytkowniczek poleciła mnie, abym zaczęła „Cień wiatru”, a ponieważ będąc chora, miałam więcej...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-04-06
Ed Kennedy – zakochany w swojej przyjaciółce dziewiętnastolatek, (przeciętny) taksówkarz, (kiepski) karciarz mieszkający ze swoim psem Odźwiernym, z którym dzieli się nawet kawą. Jedno wydarzenie zmienia wszystko. Jeden napad na bank, którego był świadkiem zmienia całe jego życie. Po tym jak został bohaterem dostaje pierwszą wiadomość. Pierwszego asa, po którym już nie będzie tym samym człowiekiem. Teraz będzie robił coś dla ludzi, coś, co zmieni ich i jego życie na zawsze. Czy poradzi sobie ze wszystkimi asami? Czy podoła wyzwaniu? Czy sprawdzi się w roli Posłańca?
Jest to moja pierwsza książka Markusa Zusaka. Nie mogę jej porównywać do znanej wszystkim „Złodziejki książek”, bo ta pozycja dopiero przede mną. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po autorze. Czy stać go na wiele więcej czy jednak pokazał to, co miał nam do pokazania. Szczerze? Nie wiem czy książka mi się podobała. Mam pełno wątpliwości. Z jednej strony wciągnęła mnie do swojego świata, a z drugiej strony chyba oczekiwałam czegoś lepszego po tych pochwałach nad wcześniej wymienioną książką. Nie mogę zdefiniować tego, co czuję. Czy czuję zachwyt, czy jednak nie. Przyznam, że od pierwszych stron z chęcią ją czytałam i nie miałam ochoty jej odłożyć, bo nie nudziła mnie, ale jednak… Jednak jej specyficzny język do mnie w pełni nie przemówił. W ogóle nie poczułam tego, że narrator, a równocześnie główny bohater, czyli Ed miał dziewiętnaście lat. Nie wyrażał się w taki sposób jak to robią jego rówieśnicy. Czułam się jakby to był facet po trzydziestce lub czterdziestce, a nie mężczyzna w kwiecie wieku. Chłopak, który ma jeszcze przed sobą prawie całe życie.
Muszę jeszcze napisać kilka słów o wydaniu. Moim zdaniem jest świetna. Nie mogę się do niej doczepić. Nie zauważyłam tam ani jednego błędu, a oprawa graficzna ma coś w sobie. Może nie jest cudowna, ale ma klimat. Patrząc na zagraniczne okładki stwierdzam, że jest chyba najlepsza. Duże litery sprawiają, że książkę czyta się jeszcze szybciej.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Markusa Zusaka i na pewno nie ostatnie, bo „Złodziejka książek” już leży na półce i tylko czeka na swoją kolej. Książkę polecam tym, którzy chcą zapoznać się z autorem po przeczytaniu „Złodziejki…”. Nie wiem może tak jak mówią niektórzy nie można się zrażać po jednej książce i sięgnąć po następną, co ja na pewno zrobię, bo nie mogę sobie odpuścić przeczytania jej. Pierwsze spotkanie uważam za udane, ale jednak od tego drugiego już oczekuję trochę więcej, jeśli cieszy się aż tak pochlebną opinią, bo to jednak nie było to, czego oczekiwałam.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Ed Kennedy – zakochany w swojej przyjaciółce dziewiętnastolatek, (przeciętny) taksówkarz, (kiepski) karciarz mieszkający ze swoim psem Odźwiernym, z którym dzieli się nawet kawą. Jedno wydarzenie zmienia wszystko. Jeden napad na bank, którego był świadkiem zmienia całe jego życie. Po tym jak został bohaterem dostaje pierwszą wiadomość. Pierwszego asa, po którym już nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-09
Dwudziestokilkuletni Andy jest bezdomny. Nie ma nadziei na lepsze jutro. Nie wie, co ze sobą zrobić aż do dnia, kiedy spotyka Jonesa. Staruszek rozmawia z nim, radzi i mówi o spojrzeniu na życie z „szerszej perspektywy”. Następnie młode małżeństwo, które już zbliża się do podpisania papierów rozwodowych. Nawet nie mają pojęcia, co tak naprawdę zrobili źle i przez jakie „głupstwo” mogli popełnić najgorszą decyzję w życiu. Możemy spotkać się także z Henrym, który źle traktuje swoją żonę, a także swoich pracowników i pracodawców. Nie widzi nic złego w swoim postępowaniu, które ma jego zdaniem zaprowadzić go na sam szczyt. O co chodzi Jonesowi? Co nosi w swojej walizce? Co powiedział Andy’emu? Co takiego zrobił dla rozpadającego się małżeństwa? Co to jest „Język miłości”? Jakim Ty językiem się posługujesz? Co to jest „odpowiednia perspektywa”, o której mówi Jones? Jaka różnica jest między świadomym wyborem, a pomyłką? Na te i inne ciekawe pytania znajdziecie odpowiedzi w „Mistrzu”.
„A tak w ogóle, to gdy ty jadłeś na plaży sardynki z puszki – wyszczerzył zęby w uśmiechu – ja raczyłem się daniem mięsno-rybnym w malowniczym zakątku, z którego roztacza się cudowny widok na ocean. – Klepnął mnie po plecach. – To wszystko kwestia punktu widzenia.” [s.22]
Nie spodziewałam się tego, że książka wciągnie mnie dosłownie już od pierwszych stron. W żadnym momencie mnie nie nudziła. Autor w ciekawy sposób przekazuje nam ważne życiowe wartości i pokazuje jak możemy się zmienić. Nie jest to łatwe, ale także nie jest to nie do zrobienia. Jeśli wytrwale dąży się do celu, w końcu się to uda, ale potrzeba na to czasu i cierpliwości, ale także ciężkiej pracy. Pan Andrews pokazuje jak możemy spojrzeć na swoje życie z innej, „szerszej perspektywy”. Z historiami i z ludźmi, które przedstawił w swojej powieści zapewne zetknął się nie jeden z nas, w bezpośredni sposób, lub w opowieściach znajomych, albo też to dopiero przed nami. Nie wiadomo, kiedy i gdzie nas to może spotkać, a wtedy rady Mistrza na pewno się przydadzą.
„Przestań mnożyć możliwości, a skup się na obliczaniu prawdopodobieństwa” [s.64]
Andy Andrews posługuje się łatwym w odbiorze językiem, dlatego „Mistrza” czyta się w zastraszająco szybkim tempie. Brak tu nudnych opisów, co tylko jest plusem. Wszystko jak dla mnie jest zapięte na ostatni guzik. Bohaterowie to różne typy osobowości, które możemy spotkać na swej drodze. W wydaniu nie dopatrzyłam się żadnych błędów, a jednie, co to mogę je chwalić, bo bardzo mi się podoba. Intrygująca (w moim wypadku) pomarańczowa okładka jest moim zdaniem symboliką biografii, które dostawał Andy od Jonesa, dlatego o wiele bardziej pasuje niż ta niebieska, chociaż odwołując się do znaczenia kolorów to opisując osobę kolorem niebieskim jest ona analityczna, spostrzegawcza, pełna wyobraźni i talentów twórczych i jest to także kolor zaufania, czyli tym, czym wyróżniał się Jones. Postać staruszka jest tak ciepła i tak mądra, że chciałoby się z nim zapoznać i samemu zamienić z nim kilka słów.
„-Naprawdę nie wiesz, ile masz lat?
- Cóż, z pewnością nie mniej niż kilkadziesiąt – odparł Jones – ale po co zawracać sobie głowę dokładną rachubą? Czy powinniśmy pozwolić, by jedna liczba rządziła naszym życiem i dyktowała, jak mamy się czuć?” [s.95-96]
„Mistrz” autorstwa Andy’ego Andrewsa to powieść pełna mądrych i życiowych rad, które mogą się każdemu z nas przydać napisana łatwym językiem. Komu ją mogę polecić? Wszystkim. Dosłownie wszystkim, bo każdy tu znajdzie coś dla siebie, albo odnajdzie tu siebie. Ja tylko ubolewam nad tym, że nie ma przetłumaczonych więcej tytułów tego autora, bo z pewnością bym po nie sięgnęła. No nic… pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że w najbliższym czasie to się zmieni i będę mogła zapoznać się z innymi książkami tego autora.
____
Recenzja pochodzi z: http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/07/mistrz-andy-andrews.html
Dwudziestokilkuletni Andy jest bezdomny. Nie ma nadziei na lepsze jutro. Nie wie, co ze sobą zrobić aż do dnia, kiedy spotyka Jonesa. Staruszek rozmawia z nim, radzi i mówi o spojrzeniu na życie z „szerszej perspektywy”. Następnie młode małżeństwo, które już zbliża się do podpisania papierów rozwodowych. Nawet nie mają pojęcia, co tak naprawdę zrobili źle i przez jakie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-11
Carlos Ruiz Zafón, kto nie słyszał o takim człowieku? A „Cień wiatru”? Mówi wam to coś? Jednym świta, drugim nie, trzecim może dopiero zaświta. Jestem przekonana, że większość z was o nim słyszała. Bo kto z moli książkowych i blogerów o nim nie słyszał? Wcześniej wspomniana książka jest wręcz wychwalana przez większość. Nie piszę przez wszystkich, tylko przez większość, bo wiadomo, że każdy ma swój gust i nie każdemu może się spodobać styl Zafóna. A słyszał ktoś o „Grze anioła” właśnie tego autora? Część powie, że tak, znowu część powie, że nie, ale Ci drudzy zaraz będą mogli to zmienić. W jaki sposób? A spróbuję wam, co nieco powiedzieć o tej pozycji. Czy warto po nią sięgnąć? O tym zaraz się przekonacie. ;)
Barcelona, lata dwudzieste XX w. Siedemnastoletni David Martin pracujący w gazecie „La Voz de la Industria”, nagle dostaje od swojego szefa propozycję zapełnienia jednej rubryki swoją kryminalną powieścią w odcinkach. Po swoim debiucie w prasie, dostaje tajemniczy list od nieznajomego „A.C.”, który zaprasza go na spotkanie. Miejsce jak i spotkanie do nadzwyczajnych nie należy. Zaś potem dostaje ofertę od tajemniczego paryskiego wydawcy. Czy przyjmie propozycję? Kim okaże się tajemniczy „A.C”? Czy córka szofera jego przyjaciela Pedro Vidala odwzajemni jego miłość? Jakie tajemnice kryje dom z wieżyczką, w którym zamieszkał po kilkunastu latach marzeń o nim?
Może niektórzy z was słyszeli o tym, że „Gra anioła” jest podobno kontynuacją wcześniej wspomnianego „Cienia wiatru”? Ja bym tak tego nie określiła, a dlaczego? Bowiem jak dla mnie powiązaniem są tylko niektóre miejsca i bohaterowie, np. księgarnia „Sempere i synowie”, Cmentarz Zapomnianych Książek wraz ze strażnikiem tego jakże pięknego miejsca, Isaac'iem, pan Sempere, jak i jego młodszy syn oraz księgarz Gustavo Barceló. No i oczywiście owiana tajemnicą Barcelona. Poza tymi przykładami tak naprawdę nic nie jest ze sobą powiązane, aczkolwiek cieszę się, że to „Cień wiatru” przeczytałam pierwszy, ponieważ tam mamy okazję zapoznać się bliżej z księgarnią „Sempere i Synowie” jak i z jego właścicielami, dlatego też wam polecam czytać to w takiej kolejności. ;)
Narratorem „Gry anioła” jest główny bohater, co nadaje większej tajemniczości i sprawia, że wspólnie możemy odkrywać tajemnice miasta położonego w północno-wschodniej Hiszpanii. Wiemy tyle, co David i tyle też odkrywamy. Polubiłam go, jak i jego wygadaną i młodą asystentkę Isabellę, która dodawała humoru tej powieści. No i nie mogę zapomnieć o starym, poczciwym właścicielu księgarni, panu Sempere, który wręcz emanuje optymizmem. Każda postać jest nakreślona w dokładny sposób, bo jeśli ktoś chciałby więcej wiedzieć o „Sempere i Synowie” zapraszam do zapoznania się z „Cieniem wiatru”.
Akcja powieści nie leci na łeb na szyję. Toczy się własnym, spokojnym tempem, kiedy nagle buch! i Zafón postanawia zaskoczyć czytelnika, co zdarzało mu się bardzo często. Zaskakujące zwroty akcji jak i rozwiązania, niektórych zagadek. Czy się czegoś spodziewałam? Na pewno nie. Przez myśl nawet mi nie przeszło to, co przyszło do głowy autorowi. Język powieści jest taki sam jak w „Cieniu wiatru”. Opisy miasta, uliczek, miejsc, których nie ma zbyt dużo są napisane w taki sposób, aby czuło się tę aurę tajemniczości, którą chciał stworzyć Zafón i co mu się na pewno udało.
Carlos Ruiz Zafón po raz kolejny pokazał, że jest świetny w tym, co robi, w pisaniu książek, w otulaniu swoich historii aurą tajemniczości oraz zaskakiwaniu czytelnika swoimi pomysłami i po raz kolejny się nie zawiodłam. Z pewnością sięgnę po resztę jego powieści, bo uwielbiam to, w jaki sposób oddaje on klimat Barcelony. „Grę anioła” polecam wszystkim, ale radzę sięgnąć najpierw po „Cień wiatru”, jeśli tego jeszcze nie zrobiliście.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/09/gra-anioa-carlos-ruiz-zafon.html
Carlos Ruiz Zafón, kto nie słyszał o takim człowieku? A „Cień wiatru”? Mówi wam to coś? Jednym świta, drugim nie, trzecim może dopiero zaświta. Jestem przekonana, że większość z was o nim słyszała. Bo kto z moli książkowych i blogerów o nim nie słyszał? Wcześniej wspomniana książka jest wręcz wychwalana przez większość. Nie piszę przez wszystkich, tylko przez większość, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-21
II wojna światowa. Kto o niej nie słyszał? A szczególnie Polacy, bo to nas bardzo dotkliwie ona dotknęła. Czasy, w których panował Hitler nie należały dla nas do najlepszych. Ani dla nas, ani dla Żydów, bo kto nie słyszał także o Holokauście? Pewnie gdzieś tam przewinęło się to słowo, choćby raz. Holokaust, Holocaust, … Co to tak naprawdę było? Młode pokolenie tego nie wie i miejmy nadzieję, że nie zobaczy na własne oczy, jednak nasi dziadkowie czy pradziadkowie pewnie to widzieli. Byli świadkami prześladowania tych ludzi. Widzieli to, co się działo na ulicach. Widzieli spadające bomby i pewnie większość z nich broniła naszego kraju, aby nam, teraz żyło się dobrze.
II wojna światowa. Opowiadającym jest Śmierć, bo kto jak nie ona wie najlepiej ile ludzi zginęło, ile ludzi musiała zabrać z tego świata podczas wojny i nie tylko. Podczas całego istnienia ludzkości. Jednak jak na razie zatrzymajmy się do okresu za panowania Hitlera. Śmierć opowiada nam historię dziewczynki. Liesel Meminger. Tak, to o niej mówi. Dziewczynka, jak każda inna. Co w niej jest takiego, aby o niej opowiadać? A która dziewczynka zdobyłaby się na kradzież książki? Która dziewczyna w wieku dziesięciu lat, w tych czasach tak zawzięcie pragnęła nauczyć się czytać i pisać? To właśnie jest historia o takiej dziewczynce. Dziewczynce, która wiele przeżyła i która wiedziała, czego chce. Straciła brata podczas podróży pociągiem do zastępczej rodziny. Jej pierwszą ukradzioną książką był „Podręcznik grabarza” zabrany o nic niepodejrzewającemu grabarzowi, który pochował jej brata. To na niej nauczyła się czytać. Powiecie pewnie, że to nie jest odpowiednia książka dla dziesięcioletniej dziewczynki. I tak, muszę przyznać wam rację. Ale co miała zrobić Liesel, kiedy nie było takiej możliwości z kupnem książki co teraz. Obiecała sobie, że kiedyś ją przeczyta w całości i tak się stało. A pomógł jej w tym Hans Hubermann, papa, bo tak nazywała swojego przybranego ojca, którego nigdy nie miała, ponieważ swojego nigdy nie widziała. To on nauczył ją pisać i czytać po nocnych koszmarach, po których zawsze się budziła. Zawsze przy niej był i zawsze ją wspierał. A kim była jej przybrana matka? Rosa Hubermann z najbardziej ciętym językiem na Himmelstrasse. Choć nie pokazywała tego w sposób oczywisty Liesel i tak wiedziała, że jest to kobieta o wielkim sercu, nawet ze swoim ciętym językiem. Ile i jakie książki jeszcze ukradła Liesel? Jakich ludzi spotkała na swej drodze? Czy przeżyła wojnę wraz ze swoimi rodzicami? A co z Rudym? Tak, nie można zapomnieć o jej najlepszym przyjacielu. Czy przeżył? Kim był żydowski bokser, który wielokrotnie walczył z Früherem?
Pierwszy raz spotkałam się z książką, w której narratorem była Śmierć, ale było to chyba najlepsze rozwiązanie, bo chyba żadna inna postać, jako narrator nie sprawdziłby się tak jak ona. W ten sposób jeszcze bardziej porusza zakamarki naszej duszy. Bo to ona najlepiej wie jak zakończył się żywot danego człowieka, jak wyglądała jego dusza, którą niosła na swoich ramionach. Postać Śmierci wyobrażamy sobie najczęściej, jako zjawę, albo kościotrupa w czarnej szacie, tudzież pelerynie z kosą lub sierpem w ręku. Bezlitosna postać, bez serca. Jest tutaj jest przedstawiona w zupełnie inny, odbiegający od naszych wyobrażeń sposób.
Z Markusem Zusakiem spotkałam się już po raz drugi, bo pierwszą moją książką był „Posłaniec”. Tamto spotkanie nie było najgorsze, ale nie należało także do wybitnych. Teraz wiem, dlaczego większość zachwyca się „Złodziejką książek”, bo nie sposób tego nie robić. Naprawdę nie wiem jak autor mógł pokazać nam obraz hitlerowskich Niemiec, jeśli sam tego nie przeżył i w tak ciekawy, interesujący i naprawdę realistyczny sposób.
"Złodziejka książek" autorstwa Markusa Zusaka jest naprawdę godna uwagi. Jest to historia tak realistyczna, że jestem i będę godna podziwu dla autora. Nie można się od niej oderwać już od pierwszych stron. Markus ma naprawdę świetny warsztat pisarski. Wyrazy, zdania i skróty, które zostały przez niego użyte w języku niemieckim są od razu również przez niego tłumaczone, a właśnie te obcojęzyczne zwroty powodują, że można bardziej wczuć się w powieść, poczuć naprawdę niemiecki klimat powieści, choć sam autor jest Australijczykiem. Polecam ją każdemu, tym, którzy interesują się historią, a szczególnie największym konfliktem zbrojnym w historii świata, oraz wszystkim innym, którzy chcieli zapoznać się z tą powieścią, ale mieli przed tym opory.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/08/zodziejka-ksiazek-markus-zusak.html
II wojna światowa. Kto o niej nie słyszał? A szczególnie Polacy, bo to nas bardzo dotkliwie ona dotknęła. Czasy, w których panował Hitler nie należały dla nas do najlepszych. Ani dla nas, ani dla Żydów, bo kto nie słyszał także o Holokauście? Pewnie gdzieś tam przewinęło się to słowo, choćby raz. Holokaust, Holocaust, … Co to tak naprawdę było? Młode pokolenie tego nie wie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-04
Synu, jesteś kotem mimo swej małej objętości dała mi znacznie więcej niż się spodziewałam. Może to właśnie dzięki braku oczekiwań oraz otwartej głowie spędziłam z nią dobre i pełne refleksji chwile.
Więcej o książce dowiesz się z recenzji na moim blogu:
https://panikultura.pl/synu-jestes-kotem-katarzyna-michalczak/
Synu, jesteś kotem mimo swej małej objętości dała mi znacznie więcej niż się spodziewałam. Może to właśnie dzięki braku oczekiwań oraz otwartej głowie spędziłam z nią dobre i pełne refleksji chwile.
Pokaż mimo toWięcej o książce dowiesz się z recenzji na moim blogu:
https://panikultura.pl/synu-jestes-kotem-katarzyna-michalczak/