Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Delikatnie mówiąc ta książką jest nierówna i wybiórcza. Jest jednak pewna różnica między popełnianiem błędów przy projektowaniu dyszy albo odkurzacza, a uczeniem się na błędach w przypadku lotnictwa. Zestawianie branż takich jak opieka zdrowotna i lotnictwo i dlaczego jedni uczą się na błędach, a inni nie - cóż, niewiele osób wsiądzie do samolotu, kiedy ryzyko rozbicia będzie duże, jednak w przypadku choroby, a już na pewno poważnej, i tak będziemy korzystać ze służby zdrowia. Jeśli jedna branża musi zabiegać o klientów, a druga ma ich tak czy inaczej zapewnionych, to myślę, że odpowiedź jest oczywista w kwestii do podejścia jakości oferowanych usług i ich usprawniania.

Nie znalazłem mówiąc szczerze informacji o tym, czy autor książki jest osobą wierzącą, czy nie. Jedynie informację o ojcu, który zmienił religię. Natomiast byłoby ciekawie, gdyby rozpisywanie się o dysonansie poznawczym objęło właśnie religię w zestawieniu z nauką.

Delikatnie mówiąc ta książką jest nierówna i wybiórcza. Jest jednak pewna różnica między popełnianiem błędów przy projektowaniu dyszy albo odkurzacza, a uczeniem się na błędach w przypadku lotnictwa. Zestawianie branż takich jak opieka zdrowotna i lotnictwo i dlaczego jedni uczą się na błędach, a inni nie - cóż, niewiele osób wsiądzie do samolotu, kiedy ryzyko rozbicia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wystawię oceny, ponieważ nie dokończyłem książki, nie dałem rady. Pierwszy powód - źle mi się to czytało. Miałem wrażenie, że czytam książkę, której autor nie skończył pisać/edytować, jakby pośmiertne wydanie w stanie takim, jakim jest, albo trochę pisane na kolanie. Po drugie nie lubię naiwnego tytułowania, nazywania rzeczy zwykłymi, a zestawiane historie, niby od niechcenie, mają pokazywać jak świat jest niesprawiedliwy, jak nierówne szanse mają ludzie żyjący w różnych częściach świata. Nie uważam się za wielkiego obieżyświata, ale trzeba być wyjątkowo albo naiwnym, albo wręcz ignorantem, żeby nie wiedzieć, że ziemia na której żyli i nadal żyją ludzie to nie jest kraina mlekiem i miodem płynąca. Nie chcę nikogo obrażać, ani autora, ani osoby zachwycone tą książką, ale jeśli ktokolwiek interesuje się światem w promieniu większym niż sąsiednie kraje, raczej nie znajdzie nic dla siebie wartościowego.

Nie wystawię oceny, ponieważ nie dokończyłem książki, nie dałem rady. Pierwszy powód - źle mi się to czytało. Miałem wrażenie, że czytam książkę, której autor nie skończył pisać/edytować, jakby pośmiertne wydanie w stanie takim, jakim jest, albo trochę pisane na kolanie. Po drugie nie lubię naiwnego tytułowania, nazywania rzeczy zwykłymi, a zestawiane historie, niby od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Największy zarzut - sprytne plątanie faktów z własnymi przemyśleniami autora. Nie wiem, co jest potwierdzonymi faktami, a co własnymi wnioskami autora. Raz informacja, że niewiele wiemy o naszych przodkach, za chwilę kwieciste opisy "jak to było". Przeskoki między okresami, głupie przykłady, pseudomentorski styl. Po wysłuchaniu tej pozycji to na co mam ochotę, to po pierwsze zweryfikowanie informacji podanych przez autora. Po drugie - nie mam zamiaru czytać więcej książek tego pana. Z całym szacunkiem, ale 9 pozycji na tak ważne tematy sugeruje dwie opcje - albo jest geniuszem, albo do treści swoich książek podchodzi, delikatnie mówiąc, wybiórczo. Aha, taka mała sugestia dotycząca kategorii - nie, nie popularnonaukowa, raczej science fiction.

Największy zarzut - sprytne plątanie faktów z własnymi przemyśleniami autora. Nie wiem, co jest potwierdzonymi faktami, a co własnymi wnioskami autora. Raz informacja, że niewiele wiemy o naszych przodkach, za chwilę kwieciste opisy "jak to było". Przeskoki między okresami, głupie przykłady, pseudomentorski styl. Po wysłuchaniu tej pozycji to na co mam ochotę, to po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł tej książki, okładka, nie zapowiadały brutalnego kopa, jakiego dostałem czytając ją. To jest pozycja, która absolutnie może podważyć wiarę lub jej ewentualne resztki w ludzkość. Próbowałem sobie wyobrazić jak do czegoś takiego mogło w ogóle dojść. Nie potrafię tego w żaden sposób wytłumaczyć. Co gorsze, tu nie chodzi o zdobycie bogactwa, tu nie chodzi nawet o wygranie jakiejś wojny. To nawet nie miało podłoża religijnego, chociaż trzeba uczciwie przyznać, że kościół wspiął się na wyżyny swojej perwersji. Dla tych, którzy uważają, że dokumenty Sekielskich o pedofilii w kościele to już za dużo - nie sięgajcie po tę pozycje. Ale to nie jest książka tylko o pedofilii. Rola kościoła tutaj była sprowadzona do narzędzia (co w żaden sposób nie usprawiedliwia tej instytucji). Poza pedofilią, na skalę naprawdę trudną do wyobrażenia, mamy tutaj perfidnie wyrafinowaną eksterminację etniczną na masową skalę. Tu nie chodzi nawet o zabijanie, tu nie ma opisu przerażających morderstw, ludobójstwa. To jest osobna kategoria podłości ludzkiej. Okrucieństwa wojen to naprawdę nie jest szczyt bestialstwa ludzi. Ocena 10, chociaż oznaczenie tej oceny na tym portalu - arcydzieło - budzi dyskomfort. Nie chodzi o styl pisania, ale temat. Takie książki nie powinny powstawać, takie historie nie powinny się zdarzać. Ale tak, za zmierzenie się z tematem zdecydowanie maksymalna ocena.

Tytuł tej książki, okładka, nie zapowiadały brutalnego kopa, jakiego dostałem czytając ją. To jest pozycja, która absolutnie może podważyć wiarę lub jej ewentualne resztki w ludzkość. Próbowałem sobie wyobrazić jak do czegoś takiego mogło w ogóle dojść. Nie potrafię tego w żaden sposób wytłumaczyć. Co gorsze, tu nie chodzi o zdobycie bogactwa, tu nie chodzi nawet o wygranie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Aż się boję co jest w tomie 3. Krzyżówka papieża i ufoludków? Swoją drogą nie wiem czy to brak fantazji, czy głupota, żeby sobie takie "jaja" robić z poważnego tematu pedofilii. Tak, wiem, że to fikcja literacka, ale jednak zbudowana na temacie, który wymaga tak po ludzku, w stosunku do ofiar, poważniejszego traktowania. Co dostajemy? Obraz Policji, która sobie nie radzi, bdsm panią prokurator, detektywa "robię co chcę", pseudo miłosny trójkąt a to wszystko na tle... pedofili w instytucji kościoła. No i "wilkołak".
Jakimi cudem to ma tak wysokie oceny?

Aż się boję co jest w tomie 3. Krzyżówka papieża i ufoludków? Swoją drogą nie wiem czy to brak fantazji, czy głupota, żeby sobie takie "jaja" robić z poważnego tematu pedofilii. Tak, wiem, że to fikcja literacka, ale jednak zbudowana na temacie, który wymaga tak po ludzku, w stosunku do ofiar, poważniejszego traktowania. Co dostajemy? Obraz Policji, która sobie nie radzi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W świecie kryminałów, a przynajmniej tych, które miałem okazje czytać, to jest chyba jeden i ten sam detektyw/inspektor/komisarz. Nieprzeciętnie inteligentny, chodzący własnymi ścieżkami na którego lecą atrakcyjne kobiety. Zmienia się tylko imię i nazwisko bohatera, ale typ osobowości ten sam. Jakimi cudem P. Vega w Pitbulu pokazał aż tyle różnych ciekawych osobowości policyjnych nie mam pojęcia, ale no szacun.
A więc i tutaj mamy typowego głównego bohatera pana super policjanta. Oczywiście z przeszłością, oczywiście przeszłość go dogania. Jako czytelnik dość szybko zorientujesz się, któż to tak morduje zaciekle, ale autor kryminału będzie rozciągał "finał" tak, że robi się to nie tyle męczące, co irytujące. Rozumiem zabawę z czytelnikiem, ale czytając tę książkę miałem chwilami wrażenie, że to nie zabawa z czytelnikiem, co czytelnikiem. Taka mocna kawa, ale jednak zbożowa, takie piwo, ale bezalkoholowe. Chociaż nie, źle. To kawa, mocna, którą upijasz, a ktoś ciągle dolewa wody. I na końcu... no właśnie, leje się sama woda.

W świecie kryminałów, a przynajmniej tych, które miałem okazje czytać, to jest chyba jeden i ten sam detektyw/inspektor/komisarz. Nieprzeciętnie inteligentny, chodzący własnymi ścieżkami na którego lecą atrakcyjne kobiety. Zmienia się tylko imię i nazwisko bohatera, ale typ osobowości ten sam. Jakimi cudem P. Vega w Pitbulu pokazał aż tyle różnych ciekawych osobowości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo późno sięgnąłem po tę pozycję i żałuję, że ją przeczytałem. Trudno uznać wizje Orwell'a za jakąś naprawdę straszną, jeśli zna się prawdziwe, nie wymyślone dokonania ludzkości. I wcale nie nawiązuję tutaj do wydarzeń, które miały miejsce już po śmierci autora książki. Sama lektura była dla mnie męcząca, nudna i absolutnie nie wnosząca do mojego światopoglądu niczego nowego. Problem z książkami "wizjonerskimi" polega dla mnie na tym, że bardzo rzadko wizje doganiają rzeczywistość. I nie chodzi mi tutaj o takie wydarzenia jak I i II wojna światowa. Jeśli ktokolwiek orientuje się w działaniach krajów kolonialnych, gdzie przez długie, długie lata systemowo wprowadzane były znacznie bardziej okrutne i podłe metody kontroli ludzkości, to "Rok 1984" jest .... (proszę sobie wstawić dowolny epitet).
Rok 1984 jeśli niesie w sobie i ze sobą jakąś wartość, to tylko to, że pomimo wyjątkowych narzędzi jakie nasze czasy oferują, ludzie i tak klaszczą i mówią "wow, jaka trafna wizja!". Jak nigdy w dzisiejszych czasach mamy wyjątkową możliwość znaczenie lepszej weryfikacji informacji, bezpośredniego zwrócenia się do osób, które są w centrum wydarzeń, przekazywania na żywo relacji z zapalnych regionów. Właściwie jedynym wymogiem jest dostęp do internetu. Nie jesteśmy skazani na artykuły w prasie, na księdza z ambony, na jedną słuszną wersję wydarzeń. A jednak ludzie z pełnym zapałem kiwają głowami, cóż za trafna wizja ten 1984! Owszem, pod jednym względem. Niezależnie od sytuacji, dostępnych narzędzi ludzi zawsze da się zmanipulować, wmówić im przeróżne rzeczy i to bez teleekranów (w przypadku wątpliwości proszę prześledzić w jaki sposób powstały religie i jak przejęły władzę....). Jeśli miałbym bronić swojej oceny (dlaczego 4 a nie 1), to tylko dlatego, że przy odwróceniu tej książki na lewą stronę da się zobaczyć, że ludzkość wybiera bierność. Chociaż nie jestem przekonany, czy Orwell akurat to chciał przekazać. To też w tej książce jest aż nad wyraz naiwne, proste - system jest zły. Tu nie ma miejsca na dwuznaczność, linia jest narysowana bardzo wyraźnie od samego początku. Problem polega na tym, że system nie może istnieć bez ludzi. To jest symbioza. System żyje z ludzi.
I na koniec, już bardziej poważnie, 1984 to kalka z dowolnej religii. Policja myśli to nic innego jak grzech. Wielki Bart to nic innego jak dowolny bóg. Partia to nic innego jak kler, prole to zwykli obywatele. W każdym razie - żadna wizja.

Bardzo późno sięgnąłem po tę pozycję i żałuję, że ją przeczytałem. Trudno uznać wizje Orwell'a za jakąś naprawdę straszną, jeśli zna się prawdziwe, nie wymyślone dokonania ludzkości. I wcale nie nawiązuję tutaj do wydarzeń, które miały miejsce już po śmierci autora książki. Sama lektura była dla mnie męcząca, nudna i absolutnie nie wnosząca do mojego światopoglądu niczego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie znam historii z psem i nie chcę się nawet zagłębiać dalej w jakikolwiek sposób w zaznajomienie się z postacią autora "książki". Tak, cudzysłów jest zamierzony, celowy, w mojej ocenie ciężko to uznać za książkę. Przebiegnięcia trzech kontynentów - trzeba być wyjątkowo płytkim człowiekiem, żeby z takiej wyprawy przekazać tylko religijny bełkot... i hipokryzję... nie polecam, co więcej - odradzam.

Nie znam historii z psem i nie chcę się nawet zagłębiać dalej w jakikolwiek sposób w zaznajomienie się z postacią autora "książki". Tak, cudzysłów jest zamierzony, celowy, w mojej ocenie ciężko to uznać za książkę. Przebiegnięcia trzech kontynentów - trzeba być wyjątkowo płytkim człowiekiem, żeby z takiej wyprawy przekazać tylko religijny bełkot... i hipokryzję... nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Daję dychę. Powodów jest kilka (bez gradacji)
- zajebisty pomysł na nagrody i jak udowadnia książka - to nie pieniądze stwarzają Kolosa...
- za inspirację - no, ciężko znaleźć wymówkę, żeby czegoś samemu nie zrobić. Nie chodzi oczywiście o jakieś ekstremalne sprawy, ale żeby mieć pasję w życiu
- za przełamywanie schematów
- za to, że ta książka dalej będzie pisała się sama, co roku nowe rozdziały będą dopisywane nie przez pieniądze, ale przez pomysły, pasje, marzenia
- za pokorę - piekarz, emeryt, niepełnosprawny - zabierają każdy jeden argument, że się nie da. Nie da się to stan umysłu, a nie stanu konta

polecam wszystkim, którzy chcą coś w życiu przeżyć, a ... no właśnie, ciągla mają jakieś "a". Ci, co już doszli do kolejnych liter alfabetu też polecam, bo książka naprawdę inspiruje, pcha do przodu.

Daję dychę. Powodów jest kilka (bez gradacji)
- zajebisty pomysł na nagrody i jak udowadnia książka - to nie pieniądze stwarzają Kolosa...
- za inspirację - no, ciężko znaleźć wymówkę, żeby czegoś samemu nie zrobić. Nie chodzi oczywiście o jakieś ekstremalne sprawy, ale żeby mieć pasję w życiu
- za przełamywanie schematów
- za to, że ta książka dalej będzie pisała się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja mama jest mniej więcej w wieku Olka, przy czym mniej więcej oznacza różnicę kilku lat, w dół. Jest młodsza, po prostu. Siłę tej książki, jej bohatera można sobie wyobrazić w bardzo prosty sposób - w moim przypadku próbowałem sobie wyobrazić moją własną mamę (tata nie żyje), którą bardzo kocham, ale niestety... pomimo, że młodsza od Olka to cóż... Nie to, że chcę, żeby moja mama wpakowała się na kajak i proszę, płynie,nie nie, nie tak. To, czego z całego serca życzę mojej mamie, sobie i wszystkim po kolei to siły, odwagi, determinacji, zdrowia, wiary, pogody ducha jaką ma Olek. Czy słyszałem o jego wyczynie wcześniej? Tak, jasne. Tylko nie do końca do mnie docierała skala tego wszystkiego.

A teraz próbowałem samego siebie wyobrazić.... Jeszcze większy szacun...

PS. Mamo, nie kupię ci kajaka, ale możemy pogadać o innych wyczynach

Moja mama jest mniej więcej w wieku Olka, przy czym mniej więcej oznacza różnicę kilku lat, w dół. Jest młodsza, po prostu. Siłę tej książki, jej bohatera można sobie wyobrazić w bardzo prosty sposób - w moim przypadku próbowałem sobie wyobrazić moją własną mamę (tata nie żyje), którą bardzo kocham, ale niestety... pomimo, że młodsza od Olka to cóż... Nie to, że chcę, żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo długo szukałem dobrej pozycji traktującej temat motywacji, sukcesów osobistych nie jako dobro, które jest osiągane po odbyciu niezmierzonych podróży w głąb siebie czy też innych mistyczynych uniesień. Zupełnie nie zgodzę się również z oceną przedstawioną przez dalecooper. Tak przy okazji - milionerem nie zostaje się przez samo czytanie książek... :) Postatam się zwięźle wypunktować dlaczego warto książkę przeczytać:
1. Książkę napisał ktoś, kto nie jest teoretykiem w temacie osiągania sukcesu. Autor nie jest też dziedzicem fortuny rodzinnej. Mało tego - autor miał również okazję zbankrutować i ponownie wyjść na prostą.
2. Wbrew pozorom nie ma zbędnego bla bla bla. Ok, jeżeli ktoś oczekuje, że w książce jest zawarte magicze zaklęcie które wystarczy wypowiedzieć i będzie super... no niestety nie. Jeżeli przeczytam książkę o naprawie samochodów to od samej tej czynności (czytania) aut nie naprawię. Muszę po prostu ruszyć dupę
3. Sprawy poruszane w książce oscylują wokół prostych, codziennych spraw. Tak prostych i tak banalnych, że aż się wierzyć nie chce. Ale jednocześnie są cholernie szczerze i do bólu weryfikowalne bez żadnych dodatkowych nakładów na kolejne pozycje, nagrania, sesje, zjazdy czy cokolwiek innego co ma za zadanie wyciągnąć kasę. Tak, są rekomendacje do książek, ale to nie jest łańcuszek sprzedaży
4. Książka nie oferuje również niczego nowego... do czego przyznaje się sam autor. Serio. Nie odkrywa koła, bo koło już wynaleziono. Ta książka to solidne podsumowanie wiedzy o tym, jak osiągnąć własne cele.
5. Działa. No nie tak, że samo czytanie załatwia sprawę. Czy jestem przesadnie zachwycony książką? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, wiem tylko, że skutecznie osiągam to co chcę a ta książka naprawdę bardzo mi w tym pomogła. Najmocniejszą zaletą tej książki jest łatwość zweryfikowania tego, o czym pisze autor.

Bardzo długo szukałem dobrej pozycji traktującej temat motywacji, sukcesów osobistych nie jako dobro, które jest osiągane po odbyciu niezmierzonych podróży w głąb siebie czy też innych mistyczynych uniesień. Zupełnie nie zgodzę się również z oceną przedstawioną przez dalecooper. Tak przy okazji - milionerem nie zostaje się przez samo czytanie książek... :) Postatam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Plusy - krótka, zwięźle napisana, dobra dla kogoś, kto zaczyna interesować się tematem. Sporo bardzo cennych wskazówek. I co jest dużym plusem - pozycja dobra również dla osób, które nie programują, ale chcą np zlecić napisanie aplikacji.
Minusy - za mało o marketingu aplikacji. Przez całą książkę czekałem na opis jak wprowadzić aplikację na rynek, jak reklamować, które metody dotarcia do potencjalnych klientów są najskuteczniejsze. Niestety, tutaj rozczarowanie, i to duże. Widać też znak czasu, i sporą liczbę danych podawanych w książce należy zweryfikować (co może też pokazać trend na rynku aplikacji mobilnych). Pomimo tytułu książka skupia się przede wszystkim na grach. I bardzo duży minus, chyba największy - zero informacji, choćby poglądowych, na temat budżetu tworzenia aplikacji. Nie ma ani słowa o podziale kosztów: development aplikacji (grafik, koder etc itp), koszty reklamy, rozwijanie aplikacji itd . Auto zakłada, że czytelnik sięgający po tę książke sam będzie kodował i prowadzi swoją własną firmę zajmującą się tworzeniem aplikacji.

Podsumowanie: książka dobra jako początek zapoznania się z tematem dotyczącym aplikacji mobilnych. Uświadmia, że sama aplikacja to nie wszystko, chociaż ok 80% książki traktuje o samej aplikacji, tym co w niej powinno być wbudowane etc itp. Brak konkretnego studium przypadku, a szkoda, bo sam autor książki miałby na pewno sporo do opowiedzenia. Zdecydowanie książka nie wyczerpuje tematu.

Plusy - krótka, zwięźle napisana, dobra dla kogoś, kto zaczyna interesować się tematem. Sporo bardzo cennych wskazówek. I co jest dużym plusem - pozycja dobra również dla osób, które nie programują, ale chcą np zlecić napisanie aplikacji.
Minusy - za mało o marketingu aplikacji. Przez całą książkę czekałem na opis jak wprowadzić aplikację na rynek, jak reklamować, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No coż, najwidoczniej Elon Musk wywarł aż tak wielkie wrażenie na autorze jego biografii, że przynajmniej wg mnie spokojnie może ubiegać się o tytuł jego adwokata, obrońcy, ale chyba najmniej bioggrafa. Paypal, Tesla - to firmy których Musk nie założył... Owszem, rozwinał je, zainwestował w nie, niewatpliwie miał lub nadal ma na nie ogromny wpływ, ale ich nie założył. Najgorszy w całej książce, poza naprawdę kilkoma wyjątkami, jest schemat: Musk zachował się okropnie, tragicznie, fatalnie, ale... ma misję, wszystko da się wytłumaczyć. Nie zawsze autor zostawia miejsce na własne wnioski, podsuwa gotowce. Tak jakby książka broniła z góry założoną tezę - tylko Musk wie jak to zrobić najlepiej.
Musk, Jobs i paru podobnych - to są przede wszystkim bardzo sprawni biznesmeni, których "wynalazki" są naprawę dobre jeżeli chodzi o jakośc, ale przynajmniej wg mnie przewartościowane. W biografii pojawia się odpowiednia uwaga o produktach Apple, ale Musk? On robi tylko cudowne rzeczy, pomimo, że samochody Tesli nie były pierwszymi elektrycznymi samochodami, Musk nie wynalazł rakiety, wahadłowce kosmiczne miały podobne cechy jakie Musk chce osiągnąć z rakietami (wielokrotny użytek), panele słoczene (Solar City) to też nic nowego. To, co Musk niewątpliwie robi można spokojnie nazwać "process improvement", czyli jak zrobić to samo tylko lepiej, inaczej, taniej, szybciej. Czy to jednak jest aż tak odkrywcze? Czy wybudowanie stacji ładowania samochodów to naprawdę rewolucja? W takim razie za podobnego rewolucjonistę/kę/ów/ki należy uznać osoby, które zaczęły budować stacje benzynowe w momencie, w którym auta spalinowe pozwalały na dalekie przemieszczanie się. Być może tylko dla mnie działania Muska w tym obszarze to nic naprawdę oryginalnego. Stacja kosmiczna na orbicie powstała bez Muska a póki co Musk nie wylądował jeszcze na Marsie. Ale to są sprawy techniczne, silniki, napędy, ja po przeczytaniu książki zadałem sobie pytanie - czy chciałbym, żeby człowiek o takich cechach jak Musk, który z jednej strony wyszukuje tylko wybitnych specjalistów, tzw pierwszoligowców, z drugiej traktuje ich gorzej niż g...o (przykład jego asystentki, jako jeden z bardzo wielu) odpowiadał za kolonizację kosmosu? Autor biografii pomija kompletnie to zagadnienie. Płytko bardzo, szkoda. Dostajemy lakoniczne stwierdzenia, że Elon w domu to fajny gośc, w pracy zupełnie inny i nic więcej. A tutaj aż prosi się o postawienie takiego pytania. Lub na ile działania Muska wpływają na moje codzienne życie? Facet, który opowiada ciągle o misji ratowania ludzkości, ok, super, ale jak to wpływa bezpośrednio na ludzi? No wpływa... jeżeli jesteś zamożnym gościem, którego stać na Teslę model S, albo X, albo nawet 3 (ok 35 tys dolarów) możesz ładować samochód za darmo. SpaceX działa już jakiś czas, wynosi różne ładunki w przetrzeń kosmiczną, i poza tym, że robi to taniej nie pada żaden inny przykład korzyści jakie mają płynąć z misji Muska dla szeroko rozumianej ludzkości. Może są, ale zostały kompletnie pominięte. A tutaj aż prosi się o kolejne konkretne pytanie - jakie firmy i ile zaoszczędziły dzięki SpaceX i co z tymi pieniędzmi się dzieje? Czy może jest jednak tak, że Musk po prostu robi swiętną robotę dla wąskiej grupy ludzi?
Musk tak bardzo kontroluje swoje firmy, że nie zauważył, że Tesla o mały włos nie pociągnęła go na dno. Aż trudno uwierzyć, że ten sam facet, który równoległe zarządzał SpaceX i dążył do lotów w kosmos jednocześnie nie wiedział, że koszty roadstera są aż tak niedoszacowane... I to mając już na koncie doświadczenie z 2 wcześniejszych firm/start-upów. Osobiście nie kupuję Muska przedstawionego w biografii. Trudno nie docenić go za wiele rzeczy, które niewątpliwie osiągnął, ale są granice malowania trawy na zielono. W biografii mnóstwo jest miejsca na opisy sukcesów, stawianie Muska w reflektorach, ale sprawy kontrowersyjne są traktowane po łebkach. Miałem wrażenie, że niewygodne tematy Musk po prostu zbywa, a autor biografii chyba nie był zainteresowany sprawdzeniem dogłębnie tematu. Są miejsca, gdzie aż się prosi o ich postawienie.
I na koniec jeszcze jedno - polskie wydanie tej biografii w wersji elektronicznej jest po prostu tragiczne.... Nie wiem czy była tu jakaś korekta.

No coż, najwidoczniej Elon Musk wywarł aż tak wielkie wrażenie na autorze jego biografii, że przynajmniej wg mnie spokojnie może ubiegać się o tytuł jego adwokata, obrońcy, ale chyba najmniej bioggrafa. Paypal, Tesla - to firmy których Musk nie założył... Owszem, rozwinał je, zainwestował w nie, niewatpliwie miał lub nadal ma na nie ogromny wpływ, ale ich nie założył....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałem bardzo serdecznie pogratulować autorowi książki - udało mu się zmotywować mnie do napisania pierwszej opinii w serwisie. I tylko dlatego zamiast jednej są dwie gwiazdki. Szanowny autorze, twoja książka jest jak dla mnie nieudolną reklamą czegoś o feniksie, twojej innej książki. W pierwszych dwóch rozdziałach kilka razy odsyłasz mnie do innej swojej pozycji zwrotami np "czytałeś". Nie, nie czytałem. Tytuł "Motywacja bez granic" nie sugeruje nawet, że przez pierwsze kilkanaście stron jest aż tyle odnośników do jakiegoś feniksa, że czytając "Motywację" miałem poczucie, że czegoś nie wiem. Powiem więcej - jest to pierwsza pozycja jaką w ogóle w życiu czytałem, która aż tak nachalnie promuje własną twórczość autora. Jak dla mnie jest to po prostu więcej niż niesmaczne i kojarzy mi się z bardzo tandetnym naciąganiem. Efekt? Raczej nieprędko jeśli w ogóle sięgnę po jakiekolwiek pozycje spod szyldu Marszałek.

Chciałem bardzo serdecznie pogratulować autorowi książki - udało mu się zmotywować mnie do napisania pierwszej opinii w serwisie. I tylko dlatego zamiast jednej są dwie gwiazdki. Szanowny autorze, twoja książka jest jak dla mnie nieudolną reklamą czegoś o feniksie, twojej innej książki. W pierwszych dwóch rozdziałach kilka razy odsyłasz mnie do innej swojej pozycji zwrotami...

więcej Pokaż mimo to