Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Książka, której nigdy nie przeczytasz” to najnowsza, druga z kolei powieść Wiktora Orła. Już sam tytuł wydaje się nieco intrygujący, bo właściwie nie wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Jedyne, co uda nam się spostrzec na pierwszy rzut oka to to, że narracja została ciekawie poprowadzona. Autor podzielił ją bowiem na role, oddając głos każdemu z głównych bohaterów. Możemy więc spojrzeć na opisywane zdarzenia z różnych punktów widzenia. Podpatrujemy opisywaną historię okiem głównego bohatera, jego matki, ogrodnika i szofera.

A jeśli już mowa o głównym bohaterze – jest nim Zenon Dębiński, prawie trzydziestolatek, którego największą ambicją jest napisać i wydać książkę. Na co dzień jednak jego aspiracje są nieco bardziej przyziemne. Dotyczą głównie tego, by zaliczyć jak największą liczbę krakowskich lokali lub urządzać coraz to bardziej zakrapiane i szalone domówki pod nieobecność rodziców. Tak, rodziców, bo Zenon wciąż jeszcze nie wyprowadził się od rodzicieli. Zresztą, nie widzi chyba powodu, dla którego miałby to robić. Wydaje się bowiem, że ci zapewniają mu wszystko (łącznie z prywatnym szoferem), byle tylko zyskać święty spokój i być może zagłuszyć wyrzuty sumienia związane z tym, że daleko im do miana idealnej rodziny. Wydaje się, że każde z jej członków to zupełnie odrębna historia i jedynie przy niedzielnym stole starają się czasami udawać, że jest inaczej.

Jednak nie tylko w rodzinie Zenona, jak się okazuje, gęsto jest od powierzchownych uczuć, prowizorycznych znajomości i udawania zainteresowania drugą osobą. Świat, w którym funkcjonuje niedoszły pisarz, zdaje się właściwie opierać na takich właśnie relacjach. W wielkim krzywym zwierciadle przedstawiony jest cały „artystyczny światek”, do którego zalicza się również główny bohater. Liczy się tam raczej forma niż treść. Alkohol, narkotyki, przygodny seks podczas imprez, które wydają się nie mieć końca. Gdzieś tam w tle każdemu z tych młodych ludzi majaczą jakieś idee, wzniosłe cele, refleksje nad światem. Ale kończą one najczęściej jako tematy pijackich rozmów i planów bez pokrycia.

Książka podzielona jest na trzy akty i antrakt, co przywodzi na myśl sztukę teatralną. I być może, a raczej na pewno, nie jest to przypadek. Bo zagłębiając się coraz mocniej w fabułę, odkrywamy, że główny bohater to postać tragiczna. Wypada ze swojego życia, a potem znów do niego wraca, by jak się okazuje, odegrać rolę, nie do końca świadom tego, że w ogóle stoi na scenie.

Tak jak w poprzedniej książce Wiktora Orła – „I tak dalej” – tak i tu, świat przedstawiony jest bez zbędnych ozdobników. Jest tu całe spektrum bohaterów z krwi i kości, a w dodatku pytania, które majaczą gdzieś między wierszami. Co dzisiaj decyduje o jakości dzieła? O tym, że książka stanie się bestsellerem. Jaki jest na to w naszym świecie sposób? Jaką cenę musi zapłacić autor?

Jak to już u Orła bywało, jest kwaśno, prawdziwie i bez lukrowania. Są bohaterowie, których nie polubimy od „pierwszego wejrzenia”, bliżej im raczej do tego, by wzbudzać niechęć. Ale jeśli jesteście fanami takich autorów jak np. Palahniuk, to gwarantuję, że po przewróceniu ostatniej strony, nie będziecie zawiedzeni, a historia Zenona oprócz zwykłej przyjemności z lektury, dostarczy też paru gorzkich przemyśleń.

„Książka, której nigdy nie przeczytasz” to najnowsza, druga z kolei powieść Wiktora Orła. Już sam tytuł wydaje się nieco intrygujący, bo właściwie nie wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Jedyne, co uda nam się spostrzec na pierwszy rzut oka to to, że narracja została ciekawie poprowadzona. Autor podzielił ją bowiem na role, oddając głos każdemu z głównych bohaterów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest po prostu lekka książka do czytania na wakacje. Czytałam w podróży i nad jeziorem przy piwku. Nie spodziewałam się czegoś zbyt ambitnego i być może dlatego się nie zawiodłam. Bo nie ma co od tej lektury wymagać zbyt dużo. Wtedy faktycznie możemy się rozczarować. Nie wiem tylko, czy konieczne było aż wydawanie książki. Mnie by bardziej odpowiadała forma bloga np. z codziennymi zapiskami. Przyczepię się też do sposobu wydania. Dla mnie forma nieco przerasta treść - całe mnóstwo stron zapełnionych jedynie obrazkami jest trochę bez sensu. Jednak uśmiałam się, czytając. Więcej dystansu do tej książki, a gwarantuję, że zaliczycie całkiem miłą lekturę

To jest po prostu lekka książka do czytania na wakacje. Czytałam w podróży i nad jeziorem przy piwku. Nie spodziewałam się czegoś zbyt ambitnego i być może dlatego się nie zawiodłam. Bo nie ma co od tej lektury wymagać zbyt dużo. Wtedy faktycznie możemy się rozczarować. Nie wiem tylko, czy konieczne było aż wydawanie książki. Mnie by bardziej odpowiadała forma bloga np. z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapewne każdy z nas, otwierając wybraną przez siebie książkę, wiąże z nią pewne oczekiwania. W zależności od nastroju, gustu, sposobu postrzegania świata są one bardzo zróżnicowane. Czego zatem możemy się spodziewać po niewielkich rozmiarów białej książeczce, w której na pierwszej stronie autor wita nas słowami Kurta Vonnegut'a, mówiącymi, że życie to gar gówna, i życzy smacznego?

I tak dalej to debiutancka powieść Wiktora Orła. Książka ukazała się pod szyldem wydawnictwa Novae Res i od kilku dni jest już w sprzedaży.
Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem jest Karol, którego nie przez przypadek poznajemy, gdy siedzi w knajpie, sącząc kolejne piwo. Od tej pory krakowskie bary i speluny będą nam towarzyszyć niemal na każdej karcie tej powieści. Przesączona papierosowym dymem i oparami alkoholu, duszna atmosfera opisanych w niej miejsc, napiera na czytelnika i wywołuje fascynację połączoną z niesmakiem. Taka ambiwalencja odczuć może spowodować zawroty głowy, ale z pewnością nie zniechęci do dalszej eksploracji świata, w który właśnie wkroczyliśmy. Od nocnego, ciemnego Krakowa, po dalekie i wcale nie tak ciepłe, maltańskie uliczki.

Próżno tu szukać podziału między rzeczywistością a snem. Autor tak precyzyjnie zatarł tę granicę, że nie pozostała po niej nawet, bardzo wymowna zresztą w tym kontekście, biała kreska. I choćbyśmy nie wiadomo jak byli czujni, nawet się nie spostrzeżemy, kiedy nagle, z tego co realne, wypłyniemy na głębokie wody narkotycznych wizji i onirycznych zdarzeń – równie niebezpiecznych, co ekscytujących.

Podczas czytania trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że nie jest to książka dla wszystkich – ot, bestseller, zaskarbiający sobie roztrzepotane serca i umysły milionów ludzi na świecie. Dlaczego debiut Wiktora Orła nie będzie się zaliczał do tego gatunku prozy? Przede wszystkim dlatego, że nie jest to lektura łatwa, lekka i przyjemna. Z pewnością nie dla tych, którzy w literaturze szukają jedynie wzbudzających niekwestionowaną sympatię postaci. Tutaj raczej spotkać możemy ich zupełną odwrotność. Głównego bohatera cechuje brak ambicji, chęci do życia i perspektyw –

(...) podobno jestem opryskliwy, a nawet bardzo niemiły, i według mojej szefowej nie nadaje się do pracy w księgarni – nawet na sprzedawcę się nie nadaję. Zapewne nie nadaję się również do wielu innych życiowych wyzwań, jestem dysfunkcyjnym bezrobotnym i piję za to, co zostało, a potem na kredyt. Taki mam plan.*

A plan ów wciela w życie bardzo skutecznie, napotykając na swojej drodze podobne widma, z których każde wiruje po własnej orbicie, próbując nadać temu sens lub sprawić, że zniknie on zupełnie. Mamy więc do czynienia z całą gamą mniej lub bardziej przypadkowych postaci. Zarówno tych z krwi i kości, jak i ulotnych duchów, snujących się po zakamarkach umysłów tych pierwszych. Pojawiają się, by za chwilę zniknąć, pozostawiając czytelnika w stanie dezorientacji.

I mimo że bohaterowie zdają się być destrukcyjni i antypatyczni, to równocześnie jest w nich coś intrygującego, co sprawia, że zaczynamy zastanawiać się, czy ich podejście do życia jest tak do końca nieuzasadnione. Bo czy świat bez oczekiwań, gdzie liczy się tylko chwila zapisana gdzieś pod powiekami, nie rozproszona błyskiem smartfonowego flesza, jest czymś złym? Gorszym od świata wypchanego wartościami z kolorowych gazet, zakrzyczanego zachwytami, które w samotności okazują się kolejną tandetną kopią nas samych, wrzuconą w internet ku zazdrości gawiedzi?

To jedno z pytań, na które nie znajdziemy tutaj odpowiedzi, ponieważ autor nawet nie sugeruje, by jakiekolwiek pytania sobie stawiać. Ale sam fakt, że po lekturze kiełkują one gdzieś w podświadomości, przemawia za tym, by po tę książkę sięgnąć.

Ostrzegam jednak – fani pluszowych opisów i postaci mogą poczuć się lekko zdegustowani albo nawet znacznie zniesmaczeni dekadenckim klimatem powieści. Ale jeśli nie przeszkadza ci duszna od papierosowego dymu atmosfera podrzędnych lokali lub masz ochotę na brawurowo szybką jazdę bez trzymanki, I tak dalej Wiktora Orła to książka dla ciebie. Suto doprawiona czarnym humorem oraz wartką, miejscami cierpką narracją, sprawi, że po odłożeniu jej na półkę jeszcze długo będziesz czuł na skórze brudny pył, jaki pozostawiła po sobie ta podróż.



* Wiktor Orzeł – I tak dalej, s. 8

Zapewne każdy z nas, otwierając wybraną przez siebie książkę, wiąże z nią pewne oczekiwania. W zależności od nastroju, gustu, sposobu postrzegania świata są one bardzo zróżnicowane. Czego zatem możemy się spodziewać po niewielkich rozmiarów białej książeczce, w której na pierwszej stronie autor wita nas słowami Kurta Vonnegut'a, mówiącymi, że życie to gar gówna, i życzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za to właśnie kocham książki - wprowadzają nas w świat, o którym do tej pory mogliśmy nie mieć nawet bladego pojęcia. Tak też było w przypadku tej pozycji. Nigdy wcześniej nie słyszałam o pani Simonie Kossak, choć oczywiście nazwisko jej przodków było mi doskonale znane. Weszłam więc w ten świat, zupełnie się nie spodziewając, jaką osobę mogę w nim spotkać...

Przewodniczką, która mnie po nim oprowadzała, była Anna Kamińska - dziennikarka i wydawca telewizyjny. Przed napisaniem biografii o Simonie Kossak miała już na swoim koncie dwie książki. Dlaczego tym razem postanowiła napisać o jednej z potomków rodu Kossaków? A może pytanie powinno brzmieć, dlaczego właśnie o Simonie?

Miała urodzić się chłopcem, czwartym Kossakiem - malarzem batalistą, który po słynnym pradziadku, dziadku i ojcu przedłuży ród i z dumą będzie dzierżył w ręku pędzel, przynosząc chwałę i splendor nazwisku. Nic więc dziwnego, że od samego początku czuła się nieakceptowana. Nie odziedziczyła po przodkach talentu do malowania, nie umiała też pisać wierszy, jak jej ciotki - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, czy Magdalena Samozwaniec. Jak brzydkie kaczątko, czuła, że nie pasuje do tego świata, w którym przyszło jej się wychowywać. I mimo, że początkowo starała się dopasować do artystycznego środowiska (zdawała do szkoły aktorskiej), to Kraków, w którym się urodziła i spędziła dzieciństwo, bardzo ją uwierał. Szukając swojej drogi wybrała kierunek zupełnie różny od tego, którym kroczyli członkowie jej rodziny. Po skończeniu biologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, wyjechała w głusz. Nie sądziła, że leśniczówka bez wody i prądu, w samym środku Puszczy Białowieskiej, stanie się jej domem na ponad trzydzieści lat. A jednak znalazła tam to, czego próżno było szukać w rodzinnym mieście - poczucie spełnienia.

"Gdybym posłuchała rad osób, które uważałam za mądrzejsze od siebie, to dzisiaj byłabym zwykłym mieszczuchem krakowskim, zgorzkniałym w całym tym światku jaki tam był i miałabym niespełnione marzenie, że mogłam mieć zupełnie inne życie."*

Była prawdziwym przyjacielem i obrońcą zwierząt. Ich dobro stawiała zawsze na pierwszym miejscu. Nawet, gdy groziło to rozpadem wieloletnich przyjaźni z ludźmi. Bezkompromisowa w walce o Puszczę i jej mieszkańców. Czarownica - tak o niej mówili niektórzy rodowici białowieżanie, bo potrafiła rozmawiać ze zwierzętami i rozumiała ich potrzeby. Mieszkała z krukiem, który terroryzował wieś atakując rowerzystów i pokaźną lochą Żabką. Były też krowy, owce, psy i całe mnóstwo innych, nie tylko czworonożnych przyjaciół. Na "Dziedzince", bo tak nazywała się leśniczówka, rządziły właśnie zwierzęta.

"Wróciłam na "Dziedzinkę" [...], urzędnik wszedł do pierwszego pomieszczenia: ciemne mieszkanie, obrazy Kossaków, stoi zaskoczony, zaproponowałam więc, żeby usiadł. Podszedł do fotela, podniósł płaszcz, który na nim leżał i już chciał usiąść, gdy zobaczył myszy, które Simona przyniosła dla puszczyka. [...] Potem zobaczył drugi fotel, a na nim sowę, ale myślał, że nieprawdziwa. Jak puszczyk kłapnął dziobem to facet znowu się wystraszył."*

Z czasem, profesor nauk leśnych, Simona Kossak stanie się popularyzatorką wiedzy o naszej florze i faunie wydając kolejne książki i prowadząc audycję w Radiu Białystok "Dlaczego w trawie piszczy?", której wielu będzie słuchało z zapartym tchem. Co nikogo nie powinno dziwić, zważając na fakt, że była pasjonatką. Chciała przekazać światu, że człowiek to nie jest odrębny, wyjątkowy gatunek, lecz wręcz przeciwnie - dzięki obserwacji obyczajów zwierząt, możemy znaleźć odpowiedzi na wiele pytań dotyczących podstaw ludzkiego zachowania. Walka w obronie przyrody stanie się celem, który uświęca środki.

Dla jednych czarownica i wariatka, dla innych bohaterka bez reszty zaangażowana w walkę o dobro zwierząt. Podziwiania i jednocześnie nieakceptowana, przez swoją apodyktyczność i trudny charakter. Taka Simonę poznajemy dzięki Annie Kamińskiej, która w swojej książce starała się przedstawić postać Kossakówny jak najbardziej obiektywnie.

"Wzięłam sobie do serca prośbę większości moich rozmówców, którzy oczekiwali, że nie będę tworzyć hagiografii, ani niszczyć pomnika, tylko opiszę prawdziwą historię Simony Kossak."*

Książka podzielona jest na dwie części, tę krakowską i białowieską. Obie są bogate w anegdoty i fragmenty rozmów, które autorka przeprowadziła z osobami z otoczenia Simony. Szczególnie ciekawe są relacje Lecha Wilczka - artysty fotografa, który razem z bohaterką biografii dzielił leśniczówkę, a z czasem stał się towarzyszem jej życia. Wielu chciałoby znaleźć w tej książce konkretną odpowiedź na pytanie, co naprawdę łączyło tych dwoje outsiderów. Jednak uogólnić tę więź jest równie niemożliwym, jak jednoznacznie określić postać samej Simony.

To, co jest w tej pozycji warte podkreślenia, to całkowity obiektywizm autorki. Nie stara się ona ani usprawiedliwiać, ani linczować swojej bohaterki, ale (za pomocą relacji innych osób) przedstawić ją jak najbardziej bezstronnie i z szacunkiem.

Nie chciałam "malować" Pani nago - tworzyć Pani aktu, chciałam sportretować Pani siłę - pisze Anna Kamińska w swoim liście do Simony , którego jednak adresatka nigdy już nie będzie mogła przeczytać.

Simona Kossak zmarła w 2007 roku, w wieku sześćdziesięciu czterech lat, jednak dziedzictwo, które po sobie pozostawiła z pewnością może konkurować z artystycznym dorobkiem jej przodków. Jeśli ktoś, tak jak ja, nie zdążył usłyszeć o niej za jej życia, teraz ma okazję, choć w pewnym stopniu, nadrobić tę stratę właśnie dzięki tej książce. A przede wszystkim, wyciągnąć z jej życiorysu wnioski dla samych siebie. Bo zawsze warto brać przykład z ludzi, którzy nie boją się realizować własnego modelu życia, bez względu na to, do czego od urodzenia zostali zobligowani.



*Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak" - A. Kamińska, Wydawnictwo Literackie, 2015

Za to właśnie kocham książki - wprowadzają nas w świat, o którym do tej pory mogliśmy nie mieć nawet bladego pojęcia. Tak też było w przypadku tej pozycji. Nigdy wcześniej nie słyszałam o pani Simonie Kossak, choć oczywiście nazwisko jej przodków było mi doskonale znane. Weszłam więc w ten świat, zupełnie się nie spodziewając, jaką osobę mogę w nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Andreas Altmann, niemiecki reporter, który wydał już wiele książek opisując swoje podróże po najróżniejszych zakątkach świata, w końcu postanowił zagłębić się w ten sobie najbliższy. Napisać o krainie, której nikt z nas z pewnością nie chciałbym odwiedzić, a w której jemu przyszło dorastać.

Już sam tytuł intryguje, sprawia, że nie sposób przejść obojętnie obok tej książki, sugerując jednocześnie, iż nie będziemy mieli do czynienia z literaturą łatwą, lekką i przyjemną. Jeśli jednak mamy ochotę na coś bardziej ambitnego niż romansidło z najbliższego kiosku ruchu, jest to lektura zdecydowanie do polecenia. By wciągnąć się w świat opisywany przez autora potrzeba jedynie chwili spokoju i odrobiny empatii. Weźmy więc głęboki oddech i przekroczmy próg domu Altmannów.

Za czterema ścianami, w miejscu łaski Altötting, miasteczku położonym w jednym z najbardziej katolickich landów niemieckiej Bawarii, rozgrywa się dramat. Dramat dziecka wychowywanego bez miłości. Andreas jest jednym z czworga rodzeństwa Elizabeth i Franza Xsaviera. Kiedy dorasta, matka jest już sfrustrowaną, godną pożałowania kobietą, pogrążoną w mrokach katolickiej gorliwości. Kobietą, która nie ma sił, by przeciwstawić się tyranowi z jakim przyszło jej żyć - swojemu mężowi, ojcu jej dzieci. Franz Xsavier Altmann to człowiek, którego ciężko sobie nawet wyobrazić. Czy to wojna zrobiła z niego potwora, którym był wobec najbliższych? W dużej mierze na pewno tak. Wrócił z niej jako emocjonalny kaleka, którym miał zostać już do końca życia. Ale nic nie usprawiedliwi czynów, jakich się dopuścił. Tak jak nic i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć dziecku dlaczego, bez żadnego konkretnego powodu, zamiast bajki, na dobranoc dostaje pięścią prosto w twarz.

Wraz z odejściem słabej psychicznie matki, dom stopniowo zamienia się w koszary. Na porządku dziennym jest tutaj przemoc fizyczna i psychiczna, poniżanie i praca ponad siły. Wśród krzyków i chłosty nie ma miejsca na choć okruch uczucia, na jedno cieplejsze spojrzenie. Za to w każdym kącie czai się upokorzenie, strach i, co najgorsze, ciemna, przeszywająca do szpiku kości samotność.

Świat dorosłych to świat paradoksów i zakłamania. Bo nie tylko za czterema ścianami rodzinnego domu bohatera działy się rzeczy godne potępienia. Środowisko Altötting, mekki pielgrzymów i zagorzałych katolików, to w rzeczywistości wylęgarnia dewiantów. Począwszy od pruderyjnych księży molestujących dzieci w zimnych murach zakrystii, po nauczycieli, którzy zamiast wychowywać, odreagowują własne napięcia krzykiem i przemocą. To świat emocjonalnych popaprańców, a w samym jego środku, cherlawy i niezgrabny chłopiec, który z uporem szuka w sobie talentów. Mały Andreas, buńczuczny i imponujący odwagą. Z czasem nauczył się patrzeć ojcu w oczy, kiedy ten bił go bez opamiętania. To pozwalało zachować godność, jedyną rzecz, której ta świnia nie mogła mu odebrać. Dzięki temu nauczył się żyć i radzić sobie bez miłości.

Ta książka wstrząsa. Przeszywa do szpiku kości i z pewnością nie kończy się wraz z przewróceniem ostatniej strony, ale zostaje w czytelniku gdzieś głęboko jeszcze przez bardzo długo. Czytając ją, uświadomiłam sobie, że ostatnio, gdy się tak czułam, przygotowywałam się do matury z języka polskiego czytając Malowanego ptaka Kosińskiego. Obie te książki łączy jedno - chciałoby się je przeczytać jednym tchem, by mieć to już za sobą, ale co jakiś czas trzeba choć na chwilę podnieść wzrok znad okładki i odetchnąć. Oderwać się od przesączonego przemocą i ludzką krzywdą świata, by nie zwariować. W przypadku lektury, której dotyczy ta recenzja, historia wydaje się tym bardziej bolesna, kiedy uświadomimy sobie, że to w czystej postaci autobiografia, spowiedź i próba rozliczenia z własną przeszłością.

Altmann szokuje realizmem, nie przebiera w słowach i bez tabu odkrywa mroki swojego dorastania. Ocenia, bo ma do tego pełne prawo. To książka przepełniona goryczą i tęsknotą za ciepłem. Tylko, czy można tęsknić za czymś, czego nigdy w życiu się nie doznało? Można. Widocznie rodzimy się z potrzebą miłości, której nic innego nie jest w stanie zastąpić.

Andreas Altmann, niemiecki reporter, który wydał już wiele książek opisując swoje podróże po najróżniejszych zakątkach świata, w końcu postanowił zagłębić się w ten sobie najbliższy. Napisać o krainie, której nikt z nas z pewnością nie chciałbym odwiedzić, a w której jemu przyszło dorastać.

Już sam tytuł intryguje, sprawia, że nie sposób przejść obojętnie obok tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tego autora nie można podrobić, nie można też przejść obok niego obojętnie. Jego znakiem rozpoznawczym jest cynizm i wylewający się z kartek książek czarny humor. "Kołysanka" nie jest w tym względzie wyjątkiem. Miejscami niesmacznie śmieszna, ale zawierająca w sobie też pewne przemyślenia, które autor już wcześniej, może bardziej dosadnie przemycał w "Figth Clubie"... odraza do społecznej chęci ciągłego posiadania, dążenia do władzy, konsumpcjonizmu. W "Kołysance" pojawia się dodatkowo motyw "zmatołowienia" współczesnych cywilizowanych ludzi... Wzmianki o Wielkim Bracie, który obserwuje i karmi nas medialną papką w taki sposób byśmy wciąż jednak sądzili, że mamy prawo wyboru. Treść jest lekko odrealniona, magia przeplata się z rzeczywistością w taki sposób, jak gdyby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Ale czego się można spodziewać po książce, w której czwórka głównych bohaterów to świry?! Każdy z nich opisany bardzo obrazowo, wyraźny, charakterystyczny, gwarantujący nam dobrą lekturę. Fani Palahniuka się nie zawiodą, natomiast Ci, którzy czytać go będą pierwszy raz przekonają, że warto sięgnąć i po inne pozycje. Ja ze swojej strony polecam, bo intrygująca okładka, to w tym przypadku zaledwie początek dobrego.

Tego autora nie można podrobić, nie można też przejść obok niego obojętnie. Jego znakiem rozpoznawczym jest cynizm i wylewający się z kartek książek czarny humor. "Kołysanka" nie jest w tym względzie wyjątkiem. Miejscami niesmacznie śmieszna, ale zawierająca w sobie też pewne przemyślenia, które autor już wcześniej, może bardziej dosadnie przemycał w "Figth Clubie"......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to dopiero druga książka Becketta, którą przeczytałam, a zarazem ostatnia z części przygód doktora Davida Huntera. Trochę więc nie po kolei to wszystko się u mnie toczy, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, ponieważ każda z książek to osobna historia. W "Wołaniu grobu" cofamy się najpierw by poznać bliżej okoliczności śmierci żony i córki głównego bohatera, które zbiegły się nieco w czasie z pewnym śledztwem dotyczącym seryjnego mordercy, który osiem lat później ucieka z więzienia. Niektóre wątki są bardo podobne jak w pierwszej z części o doktorze, na przykład pojawienie się jako jednej z głównych bohaterek atrakcyjnej pani u boku naszego antropologa. Ale jeśli, ktoś w tej książce będzie szukał mnogości turpistycznych opisów, jak to było w "Chemii śmierci", może się nieco rozczarować. Nie należy jednak z tego powodu rezygnować z lektury, ponieważ książka ma jeszcze inne walory, jak choćby tak starannie budowany przez Becketta klimat. Osnute mgłą małe miasteczko, wrzosowisko skrywające swoje tajemnice pod wilgotną glebą, a wśród tych krajobrazów grasujący gdzieś groźny morderca, który nie ma już nic do stracenia...
Jak najbardziej polecam, a sama zabieram się za kolejne z części.

Jest to dopiero druga książka Becketta, którą przeczytałam, a zarazem ostatnia z części przygód doktora Davida Huntera. Trochę więc nie po kolei to wszystko się u mnie toczy, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, ponieważ każda z książek to osobna historia. W "Wołaniu grobu" cofamy się najpierw by poznać bliżej okoliczności śmierci żony i córki głównego bohatera, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jednego Steinbeckowi odmówić nie można, potrafi opowiadać. Nie wiem jak on to robił, że prostym językiem pisał o prostych ludziach w sposób niezwykle interesujący... Ta książka to długa opowieść przenosząca nas w czasy przełomu XIX i XX wieku. Ciężko w kilku zdaniach napisać o czym jest. Z pewnością to historia o ludziach i tym, z czym w życiu przychodzi nam się zmagać. Niektóre prawdy zawarte na jej kartkach są ponadczasowe i to zapewne za nie należy jej się miejsce wśród klasyków.

Jednego Steinbeckowi odmówić nie można, potrafi opowiadać. Nie wiem jak on to robił, że prostym językiem pisał o prostych ludziach w sposób niezwykle interesujący... Ta książka to długa opowieść przenosząca nas w czasy przełomu XIX i XX wieku. Ciężko w kilku zdaniach napisać o czym jest. Z pewnością to historia o ludziach i tym, z czym w życiu przychodzi nam się zmagać....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Prowadził nas los Kinga Choszcz, Radosław Siuda
Ocena 7,5
Prowadził nas los Kinga Choszcz, Rado...

Na półkach: ,

Z pewnością jest to książka, która inspiruje. Pokazuje, że żadna wymówka nie usprawiedliwia, by nie podążyć za własnymi marzeniami i że wystarczy odrobina chęci by rzucić się w wir ich spełniania. Warto po nią sięgnąć choćby dlatego, żeby to zrozumieć, wyciągnąć wnioski i spojrzeć na swoje ustatkowane życie z dystansu :)

Z pewnością jest to książka, która inspiruje. Pokazuje, że żadna wymówka nie usprawiedliwia, by nie podążyć za własnymi marzeniami i że wystarczy odrobina chęci by rzucić się w wir ich spełniania. Warto po nią sięgnąć choćby dlatego, żeby to zrozumieć, wyciągnąć wnioski i spojrzeć na swoje ustatkowane życie z dystansu :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Shmitt podjął się trudnego zadania. Postanowił zadać sobie pytanie, co by było gdyby... Gdyby jeden z największych tyranów ubiegłego stulecia jednak się nim nie stał. Za punkt, który rozszczepia te dwie, potem już zupełnie inne osobowości Hitlera, wybrał moment zdawania do akademii sztuk pięknych. Od tego właśnie zaczyna się książka, która wraz z kolejnymi kartkami dzieli los jednego człowieka na dwie zupełnie różne historie. Jedna to ta prawdziwa, okrutna, która splamiła krwią cały ówczesny świat. W drugiej natomiast Adolf H. to wrażliwy artysta malarz. Im dalej brniemy w ich światy, tym bardziej wydaje nam się, że te dwie osobowości coraz bardziej się od siebie oddalają i w trakcie czytania trzeba uświadamiać sobie, iż jest to opowieść o jednej i tej samej postaci, o której po prostu zadecydował przypadek.
Moim zdaniem autor bardzo wnikliwie przeanalizował to, co mogłoby się stać. Oczywiście jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka i ktoś mógłby zapytać, po co zastanawiać się nad tym, na co i tak już nie mamy wpływu. Gdybać i w dodatku próbować uczłowieczyć takiego potwora jakim był Adolf Hitler. Ale właśnie w tym tkwi cały sens tej książki. Sprowokować dyskusję, postawić sobie pytanie: czy od początku jesteśmy predestynowani do bycia dobrym lub złym? Czy istnieje coś takiego jak czyste zło dla samego zła? Polecam przeczytać tę książkę i samemu się zastanowić. Moim zdaniem jest tak, jak mówi pewna krótka historia: Pewien indiański chłopiec zapytał kiedyś dziadka: -Co sądzisz o sytuacji na świecie? Dziadek odpowiedział: - Czuję się tak, jak­by w moim ser­cu toczyły walkę dwa wil­ki. Je­den jest pełen złości i niena­wiści. Dru­giego prze­pełnia miłość, prze­bacze­nie i pokój. -Który zwycięży? - chciał wiedzieć chłopiec. -Ten, którego karmię - odparł dziadek.

Shmitt podjął się trudnego zadania. Postanowił zadać sobie pytanie, co by było gdyby... Gdyby jeden z największych tyranów ubiegłego stulecia jednak się nim nie stał. Za punkt, który rozszczepia te dwie, potem już zupełnie inne osobowości Hitlera, wybrał moment zdawania do akademii sztuk pięknych. Od tego właśnie zaczyna się książka, która wraz z kolejnymi kartkami dzieli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drugi tom trylogii Stulecie, mimo opinii niektórych uważających książkę za mniej udaną niż pierwsza część, ja oceniam na równi z nią, a może nawet troszkę wyżej. Grube tomiszcze a czyta się niezwykle szybko. Follet nie nudzi; na każdej z ponad tysiąca stron dzieje się coś interesującego. Dalsze losy bohaterów, których poznaliśmy w "Upadku gigantów" oraz ich dzieci, tym razem toczą się na tle największego konfliktu zbrojnego w dziejach ludzkości. Podczas II wojny światowej losy bohaterów z Anglii, Niemiec, Rosji, czy USA łączą się, może czasami rzeczywiście w trochę mało prawdopodobny sposób, jednak myślę, że można to autorowi wybaczyć. Fabuła jest niezwykle wciągająca a bohaterowie pełnowymiarowi. Jak to bywało już zarówno w Filarach ziemi, czy Świecie bez końca, miłość przeplata się z nienawiścią, a radość narodzin z żałobą i smutkiem. Pełna paleta emocji, bo i bohaterów jest wielu. Ale nie ma się co obawiać, książka napisana jest tak, że mnogość wątków jest tylko zaletą. Więcej nie zdradzę, bo lepiej samemu sięgnąć po książkę i ocenić. Od siebie dodam tylko, że dawno już nie czytałam takiej książki, która byłaby w stanie zmusić mnie do wstania z łóżka godzinę wcześniej, bym mogła jeszcze przed pracą chociaż na chwilę do niej zajrzeć. "Zimie świata" się to udało.

Drugi tom trylogii Stulecie, mimo opinii niektórych uważających książkę za mniej udaną niż pierwsza część, ja oceniam na równi z nią, a może nawet troszkę wyżej. Grube tomiszcze a czyta się niezwykle szybko. Follet nie nudzi; na każdej z ponad tysiąca stron dzieje się coś interesującego. Dalsze losy bohaterów, których poznaliśmy w "Upadku gigantów" oraz ich dzieci, tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na książkę trafiłam przypadkiem, ot po prostu urzekła mnie ładna okładka. Ale, jak już w wielu przede mną mówiło, książki po okładce oceniać nie należy. Przeczytałam więc i... mogę stwierdzić, że nie jestem fanką tego typu opowieści. Przelukrowana, ociekająca słodyczą do tego stopnia, że chwilami miałam ochotę odłożyć ją daleko w kąt. Jednak przebrnęłam, choć przyznam, że czasem było ciężko. Być może literatura kobieca rządzi się własnymi prawami, ale taka bajka raczej nie jest na mój gust. Historia, moim zdaniem, opisana pobieżnie i przewidywalnie, a same bohaterki nie mają w sobie nic intrygującego, czy choćby zaciekawiającego, może dlatego, że są nakreślone bardzo mało wyraźnie.
Bajeczka kończy się prawie dobrze, bo gdy już wszyscy są uśmiechnięci i przeszczęśliwi pojawia się pewien zgrzyt, który ma na celu chyba zachęcenie do sięgnięcia po kolejną część. Ja jednak podziękuję i spocznę na tej jednej.

Na książkę trafiłam przypadkiem, ot po prostu urzekła mnie ładna okładka. Ale, jak już w wielu przede mną mówiło, książki po okładce oceniać nie należy. Przeczytałam więc i... mogę stwierdzić, że nie jestem fanką tego typu opowieści. Przelukrowana, ociekająca słodyczą do tego stopnia, że chwilami miałam ochotę odłożyć ją daleko w kąt. Jednak przebrnęłam, choć przyznam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z tych książek, które zaciekawiły mnie już od pierwszej strony, a tempo nie spadło aż to przewrócenia ostatniej.
Czterdziestokilku letnia specjalistka od prawa rodzinnego, rozwiedziona, po przebytym załamaniu nerwowym rozpoczyna nowe życie jako koroner bristolskiego dystryktu. Jest przekonana, że po niewdzięcznej pracy prawnika, w końcu odnajdzie spokój i zdoła poukładać swoje życie na nowo. Nic bardziej mylnego... Nasza bohaterka zaczyna węszyć tam, gdzie nie powinna. Na co dzień nie jest w stanie funkcjonować bez garści psychotropów, czy kieliszka wina, ale jej upór, bezkompromisowość i zaangażowanie w dążeniu do prawdy stanie się początkiem demaskowania lawiny kłamstw i matactw na wyższych szczeblach, których ujawnienie może przysporzyć świeżo upieczonej pani koroner jeszcze więcej problemów...

To jedna z tych książek, które zaciekawiły mnie już od pierwszej strony, a tempo nie spadło aż to przewrócenia ostatniej.
Czterdziestokilku letnia specjalistka od prawa rodzinnego, rozwiedziona, po przebytym załamaniu nerwowym rozpoczyna nowe życie jako koroner bristolskiego dystryktu. Jest przekonana, że po niewdzięcznej pracy prawnika, w końcu odnajdzie spokój i zdoła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Chemia śmierci" - już sam tytuł w połączeniu z interesującą okładką z pewnością potrafi wzbudzić ciekawość. Ale nie to jest przecież w książce najważniejsze. Liczy się wnętrze a więc fabuła, a ta od samego początku zdaje się być ciekawa, bo rozpoczyna się zagadką, którą potem wspólnie z głównym bohaterem będziemy starali się rozwiązać pokonując kolejne rozdziały.
Środek upalnego lata w małym miasteczku Manham. Leniwie sączy się czas mieszkańców szukających odrobiny odpoczynku od pogody w miejscowym pubie. Dlatego nic dziwnego, że odkrycie, którego na pobliskich mokradłach dokonuje dwójka miejscowych chłopców staje się początkiem rosnącej wśród mieszkańców nieufności i strachu. W ich małej społeczności jest ktoś, kto potrafi zamordować z zimną krwią. By dowiedzieć, kto to taki, będziemy musieli wysłuchać opowieści młodego doktora, który przyjechał do miasteczka kilka lat wcześniej by uciec od bolesnej przeszłości. A wszystko to w rozgrywać się będzie wśród fetoru rozkładających się zwłok, bzyczących leniwie much i pełzających larw, a one jak się później okaże, nigdy nie pojawiają się przypadkowo...

Polecam miłośnikom gatunku, ale nie tylko. Książka z pewnością potrafi wciągnąć i zaciekawić, dlatego czyta się ją szybko, choć, ze względu na niektóre opisy, nie na miejscu byłoby chyba napisać, że przyjemnie ;)

"Chemia śmierci" - już sam tytuł w połączeniu z interesującą okładką z pewnością potrafi wzbudzić ciekawość. Ale nie to jest przecież w książce najważniejsze. Liczy się wnętrze a więc fabuła, a ta od samego początku zdaje się być ciekawa, bo rozpoczyna się zagadką, którą potem wspólnie z głównym bohaterem będziemy starali się rozwiązać pokonując kolejne rozdziały.
Środek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja pierwsza ale na pewno nie ostatnia książka Steinbeck'a. Prosta w przekazie, ale zapadająca w pamięć, skłaniająca do zastanowienia się nad wieloma poruszonymi w niej sprawami. Smutna i tragiczna, choć od samego początku możemy się domyślać, iż ta opowieść inaczej niż tragedią skończyć się nie może. Od momentu, kiedy dwaj przyjaciele trafiają do gospodarstwa zaczynało we mnie narastać napięcie i trwało, aż do ostatniej strony, ściskając serce coraz mocniej, bo mimo wszystko, mi również zaczynała udzielać się ta niezachwiana wiara Lennie'go w ich wspólne marzenia.
Krótka ale mocna książka , mnóstwo treści w małym formacie. Polecam zarówno molom książkowym, jak i tym, którzy tylko od czasu do czasu lubią przeczytać coś co zaciekawi i zatrzyma na chwilę w refleksji.

Moja pierwsza ale na pewno nie ostatnia książka Steinbeck'a. Prosta w przekazie, ale zapadająca w pamięć, skłaniająca do zastanowienia się nad wieloma poruszonymi w niej sprawami. Smutna i tragiczna, choć od samego początku możemy się domyślać, iż ta opowieść inaczej niż tragedią skończyć się nie może. Od momentu, kiedy dwaj przyjaciele trafiają do gospodarstwa zaczynało we...

więcej Pokaż mimo to