Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość

- Kategoria:
- biografia, autobiografia, pamiętnik
- Tytuł oryginału:
- Das Scheißleben meines Vaters, das Scheißleben meiner Mutter und meine eigene Scheißjugend
- Wydawnictwo:
- Czarna Owca
- Data wydania:
- 2014-02-05
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-02-05
- Liczba stron:
- 288
- Czas czytania
- 4 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375546576
- Tłumacz:
- Paweł Masłowski
- Tagi:
- Paweł Masłowski autobiografia dzieciństwo patologia przemoc strach syn dziecko walka literatura niemiecka
Dzieciństwo po wojnie w idyllicznej miejscowości pielgrzymkowej Altötting. Ale historia, którą opowiada Andreas Altmann, nie jest o łasce albo cudach, lecz o brutalnej przemocy i niekończącym się strachu. Altmann wspomina z bezwzględną szczerością: swojego ojca, który wraca z wojny jako psychiczny wrak i bije swojego syna do nieprzytomności, swoją matkę, która jest zbyt słaba, by chronić syna, dziecko, które walczy o przetrwanie. Dopiero w wieku młodzieńczym udaje się Altmannowi uciec. Straszliwe doświadczenia nie są jednak w stanie go złamać. Są raczej kluczem do życia poza statusem ofiary.
Andreas Altmann pracował m.in. jako prywatny szofer, doradca inwestycyjny, sprzedawca klubu książki, stróż parkingowy i aktor. Zanim znalazł to, co naprawdę chciał robić: podróżować po świecie i pisać o tym reportaże. Dzisiaj należy do najbardziej znanych autorów książek podróżniczych i został uhonorowany m.in. nagrodą Egona Erwina Kirscha i nagrodą literacką Seumego. Ostatnio ukazała się jego książka Jeśli spotkasz Buddę, zabij go! Altmann mieszka w Paryżu.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Polecane księgarnie
Pozostałe księgarnie
Informacja
Oficjalne recenzje
Ojciec faszysta
Andreas Altmann jest współczesnym dziennikarzem podróżniczym, który napisał szereg książek, ilustrujących jego wizyty w różnych krajach. Niedawno jednak opublikował autobiografię, pozwalającą przyjrzeć się jego życiu osobistemu. Nietrudno domyślić się, jakie były to doświadczenia, skoro autor zatytułował książkę: „Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość”.
To książka, którą czytałam z zapartym tchem. To książka, po której nie mogłam wydusić z siebie słowa. Na przemian wzdrygając się i odkładając tekst, brnęłam w niego dalej. Z kart książki wyłaniał się obraz dzieciństwa pełnego przemocy. Andreas jako dziecko tak bardzo łaknął uczucia matki, że sięgał nawet po autodestrukcję – wstrzymywał potrzeby fizjologiczne, obgryzał paznokcie do krwi. Z tymi przeżyciami autora łączyły mnie tylko litery, zapisane kilka dekad później. Mimo to były dla mnie bardzo trudne do przetrawienia:
Gdy jedna trzecia już była obgryziona, gryzłem mięso z prawej i lewej strony paznokcia. Gdy i tam nie było już nic do obgryzienia, zdejmowałem buty i brałem się za paznokcie u nóg, pomagając sobie krwawiącymi tymczasem palcami rąk. I wszystko to zjadałem. Zjadałem siebie. Zwracano mi uwagę, krzyczano na mnie, wskazywano na obrzydliwe skutki. (…) Były dni że przychodziłem do niej [matki] z tuzinem plastrów, boso, wyciągając ręce do góry: „Patrz, jak krwawię”, co miało znaczyć: „Patrz, chcę twojej miłości”.
Robił wszystko, by dostać choć trochę uwagi, odrobinę miłości:
Gdy tylko oddalałem się od przepaści, ona oddalała się także. Tylko będąc w niebezpieczeństwie, nie, tylko będąc w najwyższym niebezpieczeństwie, miałem do niej prawo.
Trudna relacja z matką stanowiła jednak tę lepszą część jego życia, ponieważ gdy na horyzoncie pojawia się ojciec Andreasa, były esesman, ciężko doświadczony II wojną światową, jego życie zamienia się w koszmar. Pasmo upokorzeń, nieustannego lęku, przemocy fizycznej i psychicznej, przymusowa praca ponad siły i nienawiść. Nienawiść do samego siebie i do ojca kata. Uczucie, które pozostanie z nim pewnie na zawsze. I jeszcze poczucie winy, nie mniej niszczące niż ciosy.
Książki o przemocy zawsze są poruszające. Wskazują na to, jak bardzo krzywdzenie dziecka oddziałuje na jego myślenie o sobie, jak nienawiść i przemoc niszczą człowieka. Altmann odrzuca wiarę katolicką, pisze dużo o swoich przemyśleniach z przeszłości i o tym, jak postrzega siebie i swoje rodzinne relacje dzisiaj. Choć w swoim życiu próbował wielu dróg, udało mu zająć się czymś, co naprawdę go interesowało. Bo nie jest to tylko książka o porażkach, to przede wszystkim zapis ludzkiej niezłomności, tego, jak pomimo ekstremalnie trudnych warunków człowiek może starać się o lepsze życie i rozkwitnąć, zrealizować swoje marzenia i żyć na przekór bliskim, którzy pchali swoje dziecko ku destrukcji.
Anna Kaczmarczyk
Popieram [ 19 ] Link do recenzji
OPINIE i DYSKUSJE
Autor opisał w tej książce swoje dzieciństwo, młodość i kilka lat swojego dorosłego życia. Można byłoby zapytać co takiego wyjątkowego wydarzyło się w życiu autora, że postanowił to opisać, dlaczego poświęcił swoim doświadczeniom prawie trzysta stron? Sam tytuł jest już wprowadzeniem, swoistym makabrycznym preludium do dalszych aktów dramatu realnego życia. Andreas Altman opisał swoje doświadczenia z domu rodzinnego, niemieckiego, tradycyjnego, katolickiego, w którym piecze nad wszystkim trzymał ojciec, wprowadzający dryl, przyzwyczajanie do pracy i wymyślny system kar. Ojciec sprawował absolutną kontrolę nad członkami swojej rodziny, był człowiekiem, który tyranizował swoje najbliższe otoczenie, był okrutnikiem, sknerą, mistrzem psychicznego zadręczania i fizycznego totalnego umęczenia swojej rodziny. Ta rodzina albo się podporządkowywała (matka, córka), albo unikała ojca (straszy brat autora), albo nie poddawała lub prowokowała ojca swoim zachowaniem (autor). Dom autora to było piekło na ziemi, zatem autor w późniejszym życiu nie wierzył już w inne światy. Ojciec zniechęcił go do bardzo wielu rzeczy, odebrał siłę fizyczną i psychiczną do jeszcze większej ilości spraw. Wręcz popchnął w kierunku zakopania tak wielu obszarów swojego życia, że aby dotrzeć do nich w dorosłości potrzebował długoletnich i kosztownych terapii wszelakiego gatunku, aby jakoś zacząć żyć.
To opowieść o okrucieństwie "domowego ogniska", tej przysłowiowej swoistej ostoi i trampoliny, która w teorii daje siłę na dalszą drogę życia, ale nie w tym przypadku. To historia przemocy, która niszczy psychicznie i fizycznie, która powoduje nieuleczalne choroby na przyszłe lata. To relacja syna, który potrzebował i oczekiwał miłości od ojca, a dostawał razy, cięgi i batogi, który był zaganiany do fizycznej pracy, rozliczany z każdej minuty swojego życia, kontrolowany, upokarzany i nękany. Był też straszony przez nauczycieli i pedagogów, którzy dokładali swoje do całości bólu i upokorzenia. Ten chłopiec, aby nie dać się zniszczyć opresyjnemu systemowi jaki ojciec wprowadził w domu, buntował się na wiele możliwych sposobów, za co oczywiście był dodatkowo karany, ale nie zniechęciło go to do walki o swoją godność.
Młody Adreas przeżywa podwójnie bicie swojego brata i matki, cierpi głód, bo ojciec oszczędzał na jedzeniu dla własnych dzieci, wstydził się swoich ubrań, bo i tego nie otrzymywał na czas i odpowiedniego na jego rozmiar. Nie radził sobie z seksualnością, która w wieku nastoletnim wybuchła i nie dawała spokoju, tym bardziej, że przez ojca uznawana była za zło i grzech. Itd., itd.
To książka relacja, w której autor punktuje zachowania swoich bliskich, opisuje hipokryzję ludzi którzy mieli edukować i wychowywać, a niszczyli wszystko co w dziecku i dla dziecka piękne i ważne. Opisuje hipokryzję członków kościoła katolickiego tych wewnątrz i tych wokół, nieczułość sąsiadów i różne "ucieczki" swoich najbliższych z domu.
To opowieść, która porusza do głębi, może oburzać, rozczulać, złościć, z pewnością nie pozostawia uczucia obojętności. Oszczędny, wręcz surowy styl autora podkreśla całą dramaturgię wydarzeń, doświadczeń i jako takiego dawania sobie rady w tych jakże niesprzyjających warunkach do życia.
Autor opisał w tej książce swoje dzieciństwo, młodość i kilka lat swojego dorosłego życia. Można byłoby zapytać co takiego wyjątkowego wydarzyło się w życiu autora, że postanowił to opisać, dlaczego poświęcił swoim doświadczeniom prawie trzysta stron? Sam tytuł jest już wprowadzeniem, swoistym makabrycznym preludium do dalszych aktów dramatu realnego życia. Andreas Altman...
więcej Pokaż mimo toPrzygnębiająca, przeraźliwie smutna, powodująca wku.w.
Oni naprawdę mieli zasrane życie, wszyscy, jednak bohatera (narratora, autora) żal mi najbardziej.
Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć.
Przykre, że zawiedli tu nie tylko rodzice, krewni, ale i nauczyciele, sąsiedzi czy też Kościół.
Z tym ostatnim zresztą autor rozprawia się bezpardonowo i celnie.
Przygnębiająca, przeraźliwie smutna, powodująca wku.w.
Pokaż mimo toOni naprawdę mieli zasrane życie, wszyscy, jednak bohatera (narratora, autora) żal mi najbardziej.
Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć.
Przykre, że zawiedli tu nie tylko rodzice, krewni, ale i nauczyciele, sąsiedzi czy też Kościół.
Z tym ostatnim zresztą autor rozprawia się bezpardonowo i celnie.
Zespół stresu pourazowego to schorzenie będące następstwem przerażającego i zagrażającego życiu wydarzenia fizycznego bądź psychicznego. Osoba, która doświadczyła traumatycznych przeżyć, często miewa uporczywe, przerażające myśli związane z tymi wydarzeniami.
Ojciec Andreasa Altmanna wraca z wojny z objawami Zespołu stresu pourazowego. To co przeżył na wojnie całkowicie spustoszyło jego wnętrze. Dla swych najbliższych, żony i dzieci, staje się katem i oprawcą. Swoją żonę bije do nieprzytomności. Dzieci również nie oszczędza. Często zmusza je do pracy ponad ich siły. Nienawiść jaką pała do wszystkich ludzi z dnia na dzień narasta w nim.
😢 😢 😢 Andreas Altmann naprawdę miał zasraną młodość.😢 😢 😢
Zespół stresu pourazowego to schorzenie będące następstwem przerażającego i zagrażającego życiu wydarzenia fizycznego bądź psychicznego. Osoba, która doświadczyła traumatycznych przeżyć, często miewa uporczywe, przerażające myśli związane z tymi wydarzeniami.
więcej Pokaż mimo toOjciec Andreasa Altmanna wraca z wojny z objawami Zespołu stresu pourazowego. To co przeżył na wojnie całkowicie...
Książka - terapia, nie tylko dla pisarza, ale też może posłużyć zagubionemu czytelnikowi w poukładaniu swojego życia. Jeśli myśli, że to on miał najgorzej, to Andreas Altmann prawdopodobnie udowodniu mu, że nie. I że z każdej traumy można wyjść zwycięsko.
Oprócz tego Andreas Altmann ma niesamowity talent literacki (choć zapewne swój niemały wkład miał tutaj tłumacz), do czego nie mógł dojść przez 40 lat swojego życia, no może przez 20, bo w pierwszej połowie nie było mu dane.
Ksiązka, która boli.
Książka, którą naprawdę warto przeczytać, bo można się wiele nauczyć.
Książka - terapia, nie tylko dla pisarza, ale też może posłużyć zagubionemu czytelnikowi w poukładaniu swojego życia. Jeśli myśli, że to on miał najgorzej, to Andreas Altmann prawdopodobnie udowodniu mu, że nie. I że z każdej traumy można wyjść zwycięsko.
więcej Pokaż mimo toOprócz tego Andreas Altmann ma niesamowity talent literacki (choć zapewne swój niemały wkład miał tutaj tłumacz), do...
Rewelacyjny reportaż z najbardziej osobistej podróży Andreasa Altmanna.
Autor opisuje swoja wędrówkę przez pełne bólu i cierpienia dzieciństwo i młodość i poszukiwanie samego siebie.
Altmann znienawidził religie katolicką, i wcale mu się nie dziwię - została mu ona ukazana od najgorszej strony: dwu-twarzowy ojciec stał przed ołtarzem, nad jego głową lśniła aureola upleciona z drutu. Nikt tego nie zauważał. Nikt nie reagował. Nikt nie wygarnął mu, że aureola jest sztuczna, nikt nie stanął w obronie małego Andreasa.
Jego matka klepała paciorki ze strachu przed piekłem. Jak większość społeczności miasteczka. Zostawiła dzieci na pastwę ojca. Zabrakło jej miłości.
Na uwagę zasługują też bardzo ciekawe spostrzeżenia Autora odnośnie sadomasochistycznej przemocy religijnych nauczycieli wobec dzieci. Pod płaszczykiem wychowania rózgą.
I hipokryzja duchownych którzy oficjalnie potępiali wszelką seksualność, po kryjomu zaś urządzali orgie sadomaso z użyciem kajdanek, PEJCZY i... butelek.
Andreas spotkał na swojej drodze ludzi dobrych, którzy czasem mu w czymś pomagali, jak przyjaciel, czy wujek, jednak mocno religijna społeczność, zupełnie zapomniała o najważniejszym przykazaniu: miłości bliźniego. Jakby plastykowe dewocjonalia były sednem całej religijnej praktyki.
I choć Andreas nie pała sympatią do religii katolickiej, jednak jako kwintesencja książki, nasuwa mi się ten cytat:
"...Jakże ciasna jest brama i wąska droga wiodąca do życia! Nieliczni są ci, którzy ją znajdują." (Mt 7,6.14)
Książka Altmanna jest drogowskazem ku tej bramie dla innych zagubionych dzieci. Jej napisanie to jak zdarcie zasłony hipokryzji. Oby przyniosło to sporo refleksji.
Rewelacyjny reportaż z najbardziej osobistej podróży Andreasa Altmanna.
więcej Pokaż mimo toAutor opisuje swoja wędrówkę przez pełne bólu i cierpienia dzieciństwo i młodość i poszukiwanie samego siebie.
Altmann znienawidził religie katolicką, i wcale mu się nie dziwię - została mu ona ukazana od najgorszej strony: dwu-twarzowy ojciec stał przed ołtarzem, nad jego głową lśniła aureola...
Jestem tą książka zmęczona. I to nawet bardzo. Nie dość, że czytało mi się ją bardzo niewygodnie to porusza cholernie ciężki temat, który mnie emocjonalnie wykończył. Nie za bardzo wiem jak stworzyć dzisiejszą recenzję. Każde słowo, napisane w "Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość" jest przesiąknięte bólem, złością i samotnością... Cieszę się, że ją skończyłam. Ta książka nie jest zła ale dla mnie też nie jest super. Daje do myślenia, zapada w pamięć ale na pewno nie trafi u mnie na półkę ulubione.
Jestem tą książka zmęczona. I to nawet bardzo. Nie dość, że czytało mi się ją bardzo niewygodnie to porusza cholernie ciężki temat, który mnie emocjonalnie wykończył. Nie za bardzo wiem jak stworzyć dzisiejszą recenzję. Każde słowo, napisane w "Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość" jest przesiąknięte bólem, złością i samotnością......
więcej Pokaż mimo toI niech mi kto powie, że słowa nie są bronią. Ba, w rękach dobrego pisarza słowa są groźniejsze niż karabin maszynowy w dłoniach żołnierza SEALs, bo potrafią zabijać nawet umarłych i ciężko poharatać na przykład Kościół katolicki. Więcej słowa w rękach mistrza są jak napalm, który wyżera wszystko do szczętu, pozostawiając tylko spaloną ziemię. Talent i wściekłość to zabójcze połączenie.
Andreas Altmann (dziś 66-latek) wspomina dzieciństwo w bawarskim miasteczku pielgrzymkowym Altötting. Nieszczęśliwe dzieciństwo z ojcem tyranem, ultrakatolickim eks-SSmanem, który go bił, poniżał, zmuszał do pracy ponad siły i z matką, która nie potrafiła się przeciwstawić mężowi i – dosłownie – sikała w majtki na sam dźwięk jego głosu. W domu, w którym katolicyzm był częścią unieszczęśliwiającego wszystkich drylu.
Sporadycznie sięgam po tego typu książki, w tym przypadku moją uwagę przyciągnęły informacje o wojennej przeszłości ojca autora i spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie rajcują mnie opisy psychicznych i fizycznych tortur zadawanych dzieciom. Należę do tego samego podgatunku homo sapiens co Altmann – „dzieci niekochanych” i nie mam w sobie tej ciekawości normalnych ludzi, którzy chcą choć na chwilę zajrzeć do warsztatu psychopaty, bo ja tam byłam, to było moje życie.
Na rynku jest wiele pozycji, w których pisarze wspominają swoje mniej lub bardziej popaprane dzieciństwo. Na oczach czytelników pękają i dokonują katharsis. Tylko że rzadko potrafią zapanować nad swoimi emocjami, przez co książka jest owszem wstrząsająca, ale tak naprawdę szybko się o niej zapomina. Bo taki natłok osobistych emocji, często wyrwanych z kontekstu, jest zrozumiały tylko dla zainteresowanego i ewentualnie jego terapeuty. Oczywiście, w całym procesie wydawniczym książka zostanie ucywilizowana, ale i tak z katharsis nigdy nie powstanie dzieło sztuki.
Wspomnienia Altmanna to nie ten przypadek, pomimo kilku zabiegów literackich, które mogłyby o tym świadczyć. Jakich? Po pierwsze coś, co na swój użytek nazwałam litaniami:
„...żadnych tajemnych szeptów, żadnego dotknięcia koniuszkiem palca wargi drugiego, nigdy się nie śmiali z siebie, nigdy się nie śmiali do siebie, nigdy nie odstawiali z radości tańca świętego Wita, nigdy jedno drugiego nie chwyciło z dzikim pożądaniem za tyłek, żadnego chciwego mruczenia, żadnego mrugnięcia okiem, żadnych sekretnych znaków zakochania, żadnego tajemnego kodu czułości, nigdy jedno drugiemu nie przejechało dłonią po włosach, nigdy nie otarło łzy, nigdy nie włożyło drugiemu do ust kawałka czekolady, nigdy nie przeczytało na głos miłosnego wiersza, nigdy nie szeptało tęsknie przez telefon, żadnej choćby iskry (pięknego) szaleństwa, żadnego rzucania się sobie na szyję...”
I tak bez końca, sama nie wiem ile stron, bo czytałam w wersji elektroniczej. Po drugie nagłe wtrącenia wątków ni z gruszki ni z pietruszki, które zaburzały spójność narracji: dziewczynki molestowanej przez wikarego i nauczyciela religii w jednym, czy lekarza wezwanego do zakonnika z butelką w tyłku.
Będę obstawać przy swoim, to nie jest żadne katharsis. „Zasrane życie...” to książka przemyślana. Jestem przekonana, że autor pisał ją przez lata, jeśli nie na papierze, to przynajmniej w głowie. Starannie dobierał argumenty, porównania, metafory, cyzelował każde słowo. Przygotowywał się, zrobił research. Kto u u licha robi research do własnych wspomnień? Przecież Altmann nie opowiada historii swojej rodziny od piątego pokolenia wstecz. Do tych krótkich historii o młodości swoich rodziców nie potrzebował archiwów. Nie, on spędzał w nich czas, grzebiąc w życiorysach swoich oprawców, by wyciągnąć na światło dzienne ich wstydliwie tuszowane nazistowskie przekonania i inne grzeszki. Zaatakował dopiero, kiedy był gotowy; z zimną furią, z bezwzględnością, z przekonaniem o swojej racji, jak u prokuratora z Norymbergi. I praktycznie każdy jego strzał trafia w środek tarczy. A książka ma siłę rażenia bomby atomowej.
Nie mogłam się od niej oderwać. Wiem, że to wyświechtany zwrot, ale w tym wypadku tak dosłownie było. Zapomniałam o obiedze, o sprzątaniu, o kawie, nawet o papierosach. Odłożyłam czytnik dopiero kiedy byłam tak zmęczona, że nie potrafiłam zapamiętać co czytam. Czułam się odurzona, oszołomiona, jakby gdzieś obok mnie walnął jakiś pocisk i ... zachwycona. Potem długo nie mogłam zasnąć na nowo odtwarzając przeczytane strony. W głowie kołatała mi wciąż ta sama myśl: Mistrzu...! Jaka piękna zemsta!
Bo tym właśnie są w moim odczuciu wspomnienia Altmanna – zemstą. Nawet nie na rodzicach. Wydaje mi się, że już pogodził się z przeszłością, zaszufladkował niegodziwości ojca, nazwał je, znalazł przyczynę, a przynajmniej coś, co może uchodzić za przyczynę, podobnie z matką. Pewnie czuje do ojca już tylko pogardę przemieszaną z litością, a do matki litość przemieszaną z pogardą. Nie chodzi też o innych, wymienionych z imienia i nazwiska, oprawców. Oczywiście zmieszał ich nazwiska i pamięć o nich z błotem, już zawsze będą wspominani z niesmakiem, ale myślę, że nie oni byli głównym celem. Już raczej środkiem do dobrania się do głównego obiektu ataku: społeczności Altötting.
11-letni chłopiec nie potrafi usiedzieć w ławce, bo tak boli go zbity tyłek, przychodzi do szkoły z siniakami (ojciec bił też po twarzy) i nikt tego nie zauważa? Jest niedożywiony, przysypia na lekcjach i nikt nie zastanawia się dlaczego? Podczas badań wychodzi na jaw, że cierpi na zmiany gruźlicze i krzywicę i nikt na to nie reaguje? Nikt nic nie zauważył? Nikt nie widział, że ojciec traktuje go, jak robotnika przymusowego? Nikt się nie zastanawiał dlaczego żona boi się męża? Nikt nic nie wiedział? Oczywiście, że wiedzieli, a przynajmniej domyślali się, ale nikt nie zareagował. Ci bigoci, w każdą niedzielę biegnący do kościoła nie zrobili nic, by pomóc katowanemu dziecku, odwrócili się, udawali, że nie zauważają, a może doszli do wniosku, że to nie ich sprawa. Nawet, kiedy starszy już Andreas prosił, by wystąpili przeciwko jego ojcu, nikt się nie zgodził się zadrzeć z królem różańców. I nie tylko to, przecież jego nauczyciele wiedzieli, musieli wiedzieć, że każda uwaga, każda skarga skończy się biciem, a jednak nie szczędzili mu ich. I przy tym wszystkim mienili się wierzącymi katolikami, mało tego wielu było przedstawicielami Kościoła katolickiego. Chyba łatwiej pogodzić się z przemocą ze strony najbliższych, jakoś to przepracować, znaleźć nazywające to zjawisko psychologiczne formułki i się ich uczepić, niż zaakceptowąć obojętność obserwatorów.
Po prawie półwieczu ten dzieciak, teraz już dojrzały człowiek sukcesu o znanym nazwisku i świetnych osiągnięciach rzuca im w twarz ich własną hipokryzję, obojętność i niegodziwość. Przed całym światem.
Po przeczytaniu "Zasranego życia..." poszperałam trochę w internecie. Byłam ciekawa, jak zareagowali mieszkańcy Altötting. Nie byłam zaskoczona; nikt nie wyraził skruchy, nikomu nie było przykro, zamiast tego ktoś nazwał jego wspomnienia Hassbuch (książką nienawiści). Tyle że w tej książce nie ma nienawiści. Nienawidził młody Andreas, dojrzały autor ma dla swoich rodaków jedynie pogardę. I jeszcze jedno: Altmann przyjechał do swojej rodzinnej miejscowości na spotkanie autorskie, podczas kiedy on czytał fragmenty swojej książki za jego plecami cały czas stało dwóch rosłych ochroniarzy. Pisarz wyjaśnił, że dostaje pełne nienawiści listy. Ejże, czyżby facet, który zjeździł pół świata przestraszył się garstki bigotów? Oczywiście że nie, to tylko jeszcze jedna szpila wbita w zadki bogobojnych mieszkańców Altötting. W ten spektakularny sposób powiedział im: Nie jesteście lepsi niż mułłowie, którzy wydali wyrok śmierci na Rushdiego.
Krótko mówiąc całość to po prostu perełka. Mam tylko nadzieję, że wierzący katolicy dobrze się zastanowią wybierając cel pielgrzymki.
I niech mi kto powie, że słowa nie są bronią. Ba, w rękach dobrego pisarza słowa są groźniejsze niż karabin maszynowy w dłoniach żołnierza SEALs, bo potrafią zabijać nawet umarłych i ciężko poharatać na przykład Kościół katolicki. Więcej słowa w rękach mistrza są jak napalm, który wyżera wszystko do szczętu, pozostawiając tylko spaloną ziemię. Talent i wściekłość to...
więcej Pokaż mimo toPo tak przewrotnie skonstruowanym tytule człowiek spodziewa się jakiejś opowieści z przymrużeniem oka, przesyconej czarnym humorem, prowokacyjnym dowcipem i tak dalej. Jednak nic z tego. Ten tytuł bowiem w sposób dosłowny i dosadny opisuje to, o czym będzie ta książka. Że będzie opowiadać o spapranym życiu, zniszczonych nadziejach, kompleksach i lękach, odciskających swoje piętno na bohaterach tej historii.
Mam ogromny podziw dla odwagi autora. Ta historia dotyczy bowiem jego samego, jego rodziny, miasteczka, w którym dorastał. A nie jest to bynajmniej historia wesoła. Autor dokonał tu wiwisekcji na swoim dzieciństwie, zdominowanym całkowicie przez ojca – despotę. Z bolesną szczerością opisał terror, jaki ten człowiek stosował wobec własnej żony oraz swoich dzieci. Poniżanie, przemoc psychiczna i fizyczna różnego asortymentu, wykorzystywanie dzieci do prac ponad ich siły, a wszystko to pod obłudnym płaszczykiem religijności. Ciężko się to wszystko czyta, tym bardziej, że nie ma tu żadnych spektakularnych przejawów buntu wobec tyrana, nie ma bohaterskiego stawiania oporu. Jest prawdziwy obraz rodziny, w której brutalna i chora przemoc stała się chlebem powszednim, w której strach i nienawiść były dominującymi uczuciami, w której miłość była jedynie mglistym wspomnieniem, w której trwała nieustanna wojna.
Z kolejnych akapitów, z kolejnych wspomnień tchnie tu czysta nienawiść i gniew. Na matkę, która próbowała zabić własne dziecko po porodzie, a potem pozwalała mężowi znęcać się nad rodziną, by ostatecznie uciec i zostawić dzieci na pastwę psychopatycznego ojca. Na ojca, którego chore „metody wychowawcze i dyscyplinujące” miały położyć się cieniem na całym życiu jego dzieci, rodzić nocne koszmary, druzgotać ego, niszczyć zdrowie psychiczne. Ale niesamowite jest tu równocześnie, że Andreas momentami próbuje rodziców usprawiedliwiać, analizując ich własne nieudane wybory życiowe, ich własne tragedie, ich samotność. I nie ucieka się do prostego szufladkowania, do tłumaczenia zła, które go spotkało tym, że jego ojciec był z gruntu zły, że był diabłem wcielonym. Dzięki temu książka ma wymiar pewnego aktu terapeutycznego, próby psychoanalizy własnego życia. Aktu, mającego ułatwić choćby minimalne pojednanie, uporanie się z demonami przeszłości.
Długo można by o tej książce pisać. Bo wbija się w serce, rani duszę. Boli całym tym bólem i strachem, którym jest przesiąknięta.
Po tak przewrotnie skonstruowanym tytule człowiek spodziewa się jakiejś opowieści z przymrużeniem oka, przesyconej czarnym humorem, prowokacyjnym dowcipem i tak dalej. Jednak nic z tego. Ten tytuł bowiem w sposób dosłowny i dosadny opisuje to, o czym będzie ta książka. Że będzie opowiadać o spapranym życiu, zniszczonych nadziejach, kompleksach i lękach, odciskających swoje...
więcej Pokaż mimo toKsiążka wstrząsająca, ale momentami wzruszająca. Jeśli jakieś zdanie nie krzyczy bólem i nienawiścią, to wyraża dojmujące pragnienie bliskości i bycia kochanym.
Oprócz opresyjnego (mało powiedziane!) ojca mamy tu bezwolną matkę i rodzeństwo, które często nie daje żadnego wsparcia. A w tle ocean dewocji i hipokryzji mieszkańców miasteczka oraz podłość nauczycieli, tych cywilnych i tych w sutannach.
Nie wiem czy jest to literatura wysokich lotów, ale ja nie tyle szukam w książkach literackiego kunsztu, co poruszającej historii. A ta porusza każdy nerw. Styl autora jest zaskakująco surowy, to w zasadzie relacja z lat upokorzeń i cierpienia bólu, usilnych prób zachowania odrobiny godności wobec szykan z każdej strony, beznamiętne, niemal punkt po punkcie, rozliczenie z ojcem, matką, jednym z braci, sąsiadami i obywatelami miasteczka, księżmi i nauczycielami.
To historia bez happy endu. Nie ma wybaczenia ani pojednania. Jest odrobina zrozumienia (powrót ojca z frontu po przegranej wojnie), ale nie ma nawet cienia usprawiedliwienia.
Książka wstrząsająca, ale momentami wzruszająca. Jeśli jakieś zdanie nie krzyczy bólem i nienawiścią, to wyraża dojmujące pragnienie bliskości i bycia kochanym.
więcej Pokaż mimo toOprócz opresyjnego (mało powiedziane!) ojca mamy tu bezwolną matkę i rodzeństwo, które często nie daje żadnego wsparcia. A w tle ocean dewocji i hipokryzji mieszkańców miasteczka oraz podłość nauczycieli, tych...
To dobra książka, ale bez "fajerwerków". na kartach nie znajdziecie szczegółowych opisów rodzinnego dramatu, całość właśnie o tym jest, ale bez zagłębiania sie w drobiazgi. Najbardziej dramatyczny jest wydźwięk całości. Dopiero, gdy wie się juz wszystko, przychodzi czas na refleksję, jak bardzo nasze życie zależy od innych, jak wiele moga dać, lub odebrać rodzice, jak niesprawiedliwie nierówny start mają młodzi ludzie i że strat w miłości nigdy nie da się nadrobić. Niekochane i nieszanowane dziecko staje się okaleczone na zawsze.
To dobra książka, ale bez "fajerwerków". na kartach nie znajdziecie szczegółowych opisów rodzinnego dramatu, całość właśnie o tym jest, ale bez zagłębiania sie w drobiazgi. Najbardziej dramatyczny jest wydźwięk całości. Dopiero, gdy wie się juz wszystko, przychodzi czas na refleksję, jak bardzo nasze życie zależy od innych, jak wiele moga dać, lub odebrać rodzice, jak...
więcej Pokaż mimo to