-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-13
2024-04-26
Sięgając po „100 dni słońca”, byłam raczej nastawiona pozytywnie. Opis i pierwsze strony sugerowały mi uroczą książkę o ludziach mierzących się problemami, mimo których realizują swoje pasje i odnajdują w sobie wsparcie. Niestety się zawiodłam.
Jeśli chodzi o rzeczy, które mi się podobały, to na pewno jest to Weston i sposób w jaki zachęcał Tessę do walki i w pewnym sensie powrotu do swojego dawnego życia. To, jak pokazywał jej nowe możliwości. Ogólnie jego podejście do niej kilkukrotnie wywołało na mojej twarzy uśmiech.
To, że czytało się dość szybko i przyjemnie również uznaję za plus.
Natomiast jeśli chodzi o minusy, było ich niestety więcej. [Ta część zawiera drobne spoilery]
Zacznę może od samego stylu. Miałam wrażenie, że sposób, w jaki książka została napisana, sprawiał, że nie mogłam wczuć się w emocje i przeżycia bohaterów. Przez większość czasu byli dla mnie obojętni, a ich uczucia wręcz przerysowane.
Do tego dialogi, napisane w sposób po prostu sztywny i nierealny. Najbardziej zauważalne było to przy wypowiedziach młodszych bohaterów. Przykro mi, ale dzieci w taki sposób nie mówią.
Teoretycznie te dwie rzeczy nie są nie wiadomo jaką wadą, zdarzało się, że książka mimo nich, wciąż mi się mniej czy bardziej podobała. W tym przypadku też tak było, ale tylko na początku, bo mniej więcej w momencie, gdy zaczęliśmy poznawać przeszłość Westona, ja stawałam się coraz bardziej zdenerwowana i zniesmaczona.
Pierwsza w oczy rzuciła mi się jego lekkomyślność, a wręcz głupota. No, ale okej, był młody, często wpada się wtedy na dziwne pomysły. W tym momencie nie spodobało mi się też to, że ani jego brat, ani przyjaciel, nie wpadł na pomysł powiedzenia czegokolwiek jego rodzicom. No, ale dobra, to też mogę zrzucić na młodość i odrobinę zbyt dużą lojalność. Problem tak naprawdę zaczął się wtedy, gdy nawet amputacja niczego naszego bohatera nie nauczyła. On wciąż postępował lekkomyślnie, uważał że wie lepiej i za nic miał ludzi, którzy mieli na uwadze jego dobro.
Nie jestem w stanie skomentować to w jakikolwiek inny sposób. On dosłownie wyrzucił przez okno zalecenia lekarza. Przy dostosowywaniu nowych protez miał gdzieś ostrożność i wizyty u fizjoterapeuty. Co więcej zamiast osiągając coś zgodnie z procedurami, zdenerwowany że nie jest tak jak on chce, poszedł na ściankę wspinaczkową bez asekuracji, co jest głupotą, nawet gdy masz dwie sprawne nogi. Został na tej ściance przyłapany, ale zamiast wytłumaczyć mu, jak bezmyślne to było, okrzyczeć go, cokolwiek, to w jakiś pokrętny, kompletnie dla mnie niezrozumiały sposób, uznano to za dowód jego, nie wiem, determinacji? Siły? I zgadnijcie co, nagle okazało się, że to wystarczy i żadne procedury nie były potrzebne.
Najgorsze w tym było to, że za każdym razem, gdy Weston pokazywał swoją głupotę, dokładnie tak reagowali bohaterowie – w najlepszym przypadku ignorowali go, dając mu tym samym przyzwolenie, w najgorszym, wręcz mu przyklaskiwali. I to niezależnie od tego, czy chodziło o coś mniej głupiego, jak wyrzucenie karteczki, czy bardziej, jak ta ścianka albo wchodzenie po raz pierwszy po schodach po ciemku (!) bez czyjejkolwiek pomocy. No i oczywiście, nie spotykają go też żadne zdrowotne konsekwencje swoich działań. Głupi ma zawsze szczęście, czy coś w tym stylu.
W jego postaci zdenerwowała mnie jeszcze jedna rzecz. Jeśli chodzi o jego zachowanie w stosunku do Tessy przeważnie nie miałam żadnych zastrzeżeń, ewentualnie kilka drobiazgów. A potem nastąpiła pierwsza scena pocałunku, kiedy to Weston pocałował Tessę bez jej zgody. I od razu mówię. Nie mam nic do takich sytuacji, nie uważam że zawsze przed pocałowaniem kogoś trzeba pytać o zgodę, no nie. Ale w tym przypadku, już nawet pomijając to, że oni nie byli w związku i nigdy wcześniej się nie całowali, to mimo wszystko Tessa była NIEWIDOMA. Nie mogła go zobaczyć, nie mogła się w żaden sposób przygotować czy szybko odsunąć. Więc czy ktoś mi może odpowiedzieć dlaczego Weston zapytał czy może ją pocałować i od razu, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ją pocałował?
Ale może dość o Westonie, przejdźmy do reszty.
Jeśli chodzi o Tessę, w niej najbardziej zdenerwowało mnie to, jak bardzo skupiona na sobie była. Jasne, fakt, straciła wzrok, ale to nie usprawiedliwia sposobu w jaki odnosiła się do innych, czy to, jak tak naprawdę, ignorowała fakt, że nie tylko ona uczestniczyła w wypadku. Kompletnie zignorowała samopoczucie babci, nigdy nie spytała, jak ona się po tym wypadku czuje, w żaden sposób się nią nie zainteresowała.
Tutaj nasuwa mi się kolejny zarzut, czyli postacie drugoplanowe, choć słowo to jest nadużyciem, skoro wiemy o nich tyle co nic. Zarówno jeśli chodzi o dziadków i przyjaciół Tessy, jak i rodziców i rodzeństwo Westona. Nie wiemy, jak wyglądają, czym się zajmują, jakie są ich przyzwyczajenia, nawyki. A ich samych w tekście było po prostu mało. Najwięcej dowiedzieliśmy się chyba o Rudym, ale i go jestem w stanie opisać w jednym zdaniu.
I na koniec – zakończenie. W stosunku do reszty książki było najzwyczajniej w świecie za krótkie. W dodatku było niesatysfakcjonujące. Czułam się, jakby czegoś w nim brakowało albo coś zostało niedopowiedziane.
Nie jest to najgorsza książka jaką przeczytałam, ma jakiś tam swój urok, może przypadłaby komuś do gustu, zwłaszcza jeśli chodzi o młodszych czytelników. Jednak ja nie mogłabym jej z czystym sumieniem komukolwiek polecić.
Sięgając po „100 dni słońca”, byłam raczej nastawiona pozytywnie. Opis i pierwsze strony sugerowały mi uroczą książkę o ludziach mierzących się problemami, mimo których realizują swoje pasje i odnajdują w sobie wsparcie. Niestety się zawiodłam.
Jeśli chodzi o rzeczy, które mi się podobały, to na pewno jest to Weston i sposób w jaki zachęcał Tessę do walki i w pewnym sensie...
2024-03-03
2024-02-23
2024-01-18
2024-01-16
2024-02-10
2024-02-03
2024-01-31
Nie mogę powiedzieć, że książka była kategorycznie zła, ale nie podpasowała mi.
O ile początkowo przytaczanie Shakespeare'a na początku było interesujące i w jakiś sposób urozmaicało dialog, o tyle w ostatnich dwóch, nawet trzech aktach, zaczęło stawać się to nużące i męczące zwłaszcza że im dalej w las, tym więcej pojawiało się całych fragmentów, a nie tylko cytatów. Wystarczy mi, że jestem na rozszerzonym polskim, nie potrzebuję więcej Shakespeare'a.
Postacie były płytkie, ich motywacje często niezrozumiałe i czasami zastanawiałam się, czy gdy muszą zdecydować co zrobić, nie korzystają przypadkiem z koła fortuny.
Fabuła była męcząca i rozwleczona, przez większość miałam wrażenie, że nic się nie działo. W dodatku tej całej intrygi i morderstwa było tyle, że kot napłakał. Ja dosłownie w niektórych momentach, aż zapominałam, że ktokolwiek umarł
Nie mogę powiedzieć, że książka była kategorycznie zła, ale nie podpasowała mi.
O ile początkowo przytaczanie Shakespeare'a na początku było interesujące i w jakiś sposób urozmaicało dialog, o tyle w ostatnich dwóch, nawet trzech aktach, zaczęło stawać się to nużące i męczące zwłaszcza że im dalej w las, tym więcej pojawiało się całych fragmentów, a nie tylko cytatów....
2024-01-24
Ciężko mi ocenić tę książkę, bo sama w sobie nie była zła. Ale brakuje jej też do bycia dobrą.
Postacie zostały przedstawione w strasznie płytki i papierowy sposób, zresztą sprawa wygląda tak samo, jeśli chodzi o tło akcji. W dodatku odniosłam wrażenie, jakby książka skupiała się głównie ma Eugénie, odbierając tym samym szansę na lepsze zobrazowanie chociażby Louise czy Thérèse, które naprawdę miały potencjał.
Przemiana Geneviève była po prostu niewiarygodna i nagła. Całej sytuacji nie poprawił też styl, który sprawiał wrażenie bezosobowego oraz zbyt zdawkowego.
Ciężko mi ocenić tę książkę, bo sama w sobie nie była zła. Ale brakuje jej też do bycia dobrą.
Postacie zostały przedstawione w strasznie płytki i papierowy sposób, zresztą sprawa wygląda tak samo, jeśli chodzi o tło akcji. W dodatku odniosłam wrażenie, jakby książka skupiała się głównie ma Eugénie, odbierając tym samym szansę na lepsze zobrazowanie chociażby Louise czy...
2024-01-18
2024-01-15
2024-01-13
2024-01-09
2024-01-03
książka ma niedociągnięcia, pourywane wątki i bohaterów, którzy mogliby być lepiej zarysowani i którzy momentami aż irytowali swoimi działaniami.
ale prawda jest taka, że dostałam dokładnie to czego oczekiwałam: luźnego, uroczego romansu (choć nie powiem, zabrakło mi większej ilości nawiązań do książek i pięknej i bestii)
książka ma niedociągnięcia, pourywane wątki i bohaterów, którzy mogliby być lepiej zarysowani i którzy momentami aż irytowali swoimi działaniami.
ale prawda jest taka, że dostałam dokładnie to czego oczekiwałam: luźnego, uroczego romansu (choć nie powiem, zabrakło mi większej ilości nawiązań do książek i pięknej i bestii)
2024-01-04
2024-01-02
Mam wrażenie, jakby przez całą fabułę nic się nie działo, trudno mi powiedzieć o czym tak naprawdę to jest. Część wątków była słabo zarysowana i poucinana. Czytało się szybko i nawet przyjemnie, ale nie sądzę, żebym dłużej pamiętała o tej książce
Mam wrażenie, jakby przez całą fabułę nic się nie działo, trudno mi powiedzieć o czym tak naprawdę to jest. Część wątków była słabo zarysowana i poucinana. Czytało się szybko i nawet przyjemnie, ale nie sądzę, żebym dłużej pamiętała o tej książce
Pokaż mimo to2024-01-01
Znowu popełniłam mój największy błąd, jakim jest nastawianie się pozytywnie do książki. Prawda jest taka, że miałam naprawdę spore oczekiwania i kolejny raz niestety się przeliczyłam.
Tak naprawdę, jeśli chodzi o plusy, to jestem w stanie wskazać dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest pomysł, bo cholera, z tego naprawdę dało się stworzyć wciągający romans z trzymającym w napięciu wątkiem kryminalnym i szarymi moralnie postaciami. Drugą jest relacja Nate’a i Naomi, bardzo podobała mi się dynamika ich przyjaźni, to jak mogli wzajemnie na sobie polegać. No, przynajmniej do czasu, bo pod koniec zaczęło się to psuć.
Jeśli jednak chodzi o minusy… cóż, jest ich znacznie więcej.
Nie byłam w stanie w żaden sposób sympatyzować z postaciami. Naomi była po prostu hipokrytką, dla której podejmowanie logicznych decyzji często było za trudne, w dodatku okropnie denerwującą. Luke był egoistycznym dupkiem, nierozumiejącym słowa ,,nie”. Reszta postaci była albo zbyt słabo zarysowana, żebym mogła je ocenić, albo po prostu wkurzająca. Nate miał szansę na polubienie, jednak w pewnym momencie stał się strasznie zmienny, jego zachowania bezsensowne, o epilogu nawet nie wspominając, bo był po prostu, kolokwialnie mówiąc, wzięty z dupy.
Sam styl również nie poprawił całej sytuacji. Był on dla mnie męczący i sprawiał, że książkę czytało się ciężko. Najprawdopodobniej wynikało to z faktu, że zdawał się być rozwleczony. W książce znajdowało się mnóstwo scen czy dialogów, które w żaden sposób nie były potrzebne i wnosiły całe nic do fabuły. Ponadto odnosiłam wrażenie, że mnie, jako czytelnika, traktuje się jak kogoś głupiego, niezdolnego do łączenia faktów, komu trzeba wykładać wszystko jak krowie na rowie. Było strasznie dużo powtórzeń oraz takiego podkreślania czy wyjaśniania rzeczy, które tak naprawdę tego nie wymagały. Na przykład scena, w której ojciec pyta się głównej bohaterki ,,Jeszcze nie śpisz?”, więc oczywiście niżej mamy cały akapit na wyjaśnienie, że drzwi były otworzone, a lampka zapalona i dlatego można było zauważyć, że Naomi jeszcze nie spała. Albo to jak myśli o tym, że jej ojciec dawniej nie zwróciłby na coś uwagi, a dwa akapity dalej o tym, że ostatni raz robił coś podobnego x lat temu. I naprawdę, zamiast powtarzać w ten sposób suche fakty, można było skupić się na odczuciach i sferze emocjonalnej.
Denerwujące stały się też takie jakby filozoficzne rozważania głównej bohaterki. Nie mam nic przeciwko czemuś takiemu, ale tylko jeśli jest to umiejętnie wplecione w tekst i nie jest tego zbyt dużo. Tutaj z kolei, pomijając już fakt, że było ich sporo, to w dodatku były po prostu chamsko odcięte od reszty tekstu. To znaczy, w jednej chwili ona coś rozważa, a w drugiej z kimś rozmawia czy popija kawę, żadnego przejścia, nic. Kilka razy kontrast między tymi dwoma rzeczami był na tyle duży, że aż się cofałam, żeby zobaczyć czy nie pominęłam jakiegoś akapitu pomiędzy nimi.
Niestety sporo było również błędów. Pół biedy, gdyby były to jakieś zjedzone przecinki czy literki. Zamiast tego potrafiliśmy mieć całe słowa używane w błędny sposób, czasami wielokrotnie, czy dialogi, które czasami były wyrwane z kontekstu czy ułożone w nielogiczny sposób. Na przykład, gdy główna bohaterka w ironiczny sposób powiedziała ,,Dziękuję, przyjacielu, że wszystko mi mówisz”, a Nate odpowiedział ,,O nic, [...]”. Przepraszam, ale co.
Jeśli chodzi o dialogi, to były one sztywne i nie przekazywały żadnych uczuć. Zdarzało się również, że wypowiedzi były za długie. Nie było tego dużo, ale rzuciło mi się to w oczy, ponieważ działo się tak głównie, gdy bohaterowie byli w silnych emocjach. Gdy trzymają nas emocje, nie wygłaszamy monologów, zwykle ludzie się wtedy przekrzykują, przerywają sobie, nie doprowadzają jakichś myśli do końca. W książce również powinno tak być, inaczej dialogi stają się nienaturalne.
Bardzo nie podobały mi się żarty o gwałcie, które występowały kilkukrotnie, również użyte w ramach sposobu na rozluźnienie atmosfery. Nie dość, że takie żarty są nieśmieszne, obrzydliwe i kompletnie nie na miejscu, to jeszcze przez nie książka dużo straciła w moich oczach.
Wątek kryminalny był przewidywalny, w dodatku to zabójstwo nie wpłynęło zbytnio na życie uczniów. W ostatnich rozdziałach mówiło się, że przeprowadzali oni swoje własne małe śledztwa, ale na dobrą sprawę, nie mieliśmy tego zbytnio przedstawionego. Niby bohaterzy co jakiś czas wspominają o morderstwie, zastanawiają się, kto zabił i nad powiązaniem całej sprawy z drużyną, ale tak naprawdę dopiero pod koniec przykładają do tego jakąś uwagę. Odniosłam wrażenie, jakby całe morderstwo miało tylko stanowić tło do wątku romantycznego. A on, swoją drogą wcale nie był dużo lepszy. Nieangażujący, bez chemii i bez wiarygodnie rozwiniętej relacji.
Wszystko to sprawiało, że czytanie po prostu mnie męczyło i nie sądzę, żebym sięgnęła w przyszłości po kontynuację.
Znowu popełniłam mój największy błąd, jakim jest nastawianie się pozytywnie do książki. Prawda jest taka, że miałam naprawdę spore oczekiwania i kolejny raz niestety się przeliczyłam.
Tak naprawdę, jeśli chodzi o plusy, to jestem w stanie wskazać dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest pomysł, bo cholera, z tego naprawdę dało się stworzyć wciągający romans z trzymającym w...
2023-12-23
2023-12-21
Mój główny problem z tą książką jest taki, że nastawiałam się na książkę, a nie na zbiór opowiadań. A czułam się, jakbym czytała to drugie. Bo jasne, niby była jakaś głowna oś fabuły, ale na dobrą sprawę każdy rozdział (które swoją drogą były strasznie długie) dotyczył jakiejś innej historii. Strasznie rozpraszało mnie też to, że każdy rozdział to było x lat później.
I nie mogę powiedzieć, że nie, bo sam styl i fabuła przypadły mi do gustu, ale w żaden sposób nie byłam w stanie przywiązać się do bohaterów. W dodatku ci drugoplanowi mieli w większości słabo zarysowane charaktery, byli po prostu bezosobowi. No i jak jeszcze główny bohater miał pięć lat i rozmawiał z inną pięciolatką, to przepraszam bardzo, ale nie uwierzę, że jakiekolwiek dziecko w takim wieku wypowiada się w taki sposób.
Mój główny problem z tą książką jest taki, że nastawiałam się na książkę, a nie na zbiór opowiadań. A czułam się, jakbym czytała to drugie. Bo jasne, niby była jakaś głowna oś fabuły, ale na dobrą sprawę każdy rozdział (które swoją drogą były strasznie długie) dotyczył jakiejś innej historii. Strasznie rozpraszało mnie też to, że każdy rozdział to było x lat później.
I nie...
Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy, w jakiej ja jestem miłości do tych książek. Przeczytałam to na niemal raz i o matko. Jakby te wszystkie nawiązania do trylogii, o mój boże.
Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy, w jakiej ja jestem miłości do tych książek. Przeczytałam to na niemal raz i o matko. Jakby te wszystkie nawiązania do trylogii, o mój boże.
Pokaż mimo to