-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-11-03
2015-11-13
Teoretycznie pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy z nas na pewno nie raz marzył o wielkiej fortunie i w myślach czynił plany co mógłby dzięki temu osiągnąć, kupić, gdzie pojechać lub komu pomóc. Kasia Pisarska w swojej debiutanckiej powieści stara się odpowiedzieć na arcytrudne pytanie, a brzmi ono: CO BYŚ ZROBIŁA, GDYBYŚ WYGRAŁA Z DNIA NA DZIEŃ 17 MILIONÓW EURO?
Takie "nieszczęście" przydarza się naszym bohaterkom, a dokładnie jednej z nich. Weronika jest zwykłą kobietą, nauczycielką, porzuconą przez kompletnie beznadziejnego męża. Jej życie jest płaskie i pozbawione radości, a nawet gdyby chciała je zmienić, były mąż skutecznie jej to utrudnia. Śledząc niewiernego męża Weronika ląduje we Włoszech, gdzie wypełnia kupon Euro Lotto, a następnie o nim zapomina. Po jakimś czasie okazuje się, że wygrała!
Bohaterkę gnębią bardzo ważne pytania. Jak ukryć miliony przed pazernym mężem? Komu pochwalić się wygraną, a przed kim zachować bezwzględne milczenie? Jak i kiedy odebrać nagrodę? Weronika zwierza się swojej najlepszej przyjaciółce Laurze i obie kobiety wyruszają do Włoch w pogoni za milionami!
Przyznam, że powieść Kasi Pisarskiej wprawiła mnie w naprawdę wyśmienity humor. Śledząc poczynania obu kobiet nie sposób się nie uśmiechać i nie porównać ich do słynnej Bridget Jones. Myślę, że w przypadku naszych bohaterek świetnie sprawdzi się powiedzenie: CO DWIE GŁOWY TO NIE JEDNA, bo faktycznie na przemian traciły głowę, przez co spotkała je masa zabawnych perypetii.
Autorka umiejętnie wplotła w fabułę wątek pomocy porzuconym zwierzakom, za co należy jej się duży plus. Pani Kasia uwielbia zwierzęta i często angażuje się w akcje społeczne mające na celu promocję adopcji psów. Widać to na jej profilu na fb.
Mówi się też, że wielkie pieniądze zmieniają ludzi na gorsze. Jeśli chcecie się przekonać jak fortuna podziałała na bohaterki, czy ich przyjaźń przetrwała, czy znalazły upragnione szczęście i czy w ogóle udało im się odebrać nagrodę, sięgnijcie po powyższą książkę. Gwarantuję dobry humor, poprawę nastroju i więcej wiary w siebie. Cieszę się, że mogłam poznać pióro Pani Kasi i mam ochotę na więcej.
Podsumowując, jeśli trapią Cię smutki lub masz dość jesiennej szarugi, książka Kasi Pisarskiej jest remedium na Twoje zmartwienia. Utrzymana w naprawdę wesołym tonie pokazuje, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jeśli masz dobre serce i przynajmniej jednego dobrego przyjaciela, możesz uszczęśliwić zarówno siebie i innych.
Teoretycznie pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy z nas na pewno nie raz marzył o wielkiej fortunie i w myślach czynił plany co mógłby dzięki temu osiągnąć, kupić, gdzie pojechać lub komu pomóc. Kasia Pisarska w swojej debiutanckiej powieści stara się odpowiedzieć na arcytrudne pytanie, a brzmi ono: CO BYŚ ZROBIŁA, GDYBYŚ WYGRAŁA Z DNIA NA DZIEŃ 17 MILIONÓW EURO?
Takie...
2015-11-17
Carrie Pilby to 19-letnia dziewczyna geniusz, która ukończyła studia na Harvardzie i choć jest niezwykle inteligentna, nie ma pojęcia, jak dopasować się do otoczenia lub porozmawiać z innymi ludźmi. Uważa, że większość mieszkańców Nowego Jorku jest niemoralna i ma obsesję na punkcie seksu. Dokładnie tak samo czuła się na studiach, gdzie miała przecież poznać ludzi podobnych do siebie. Okazało się jednak, że studenci Harvardu to zwykli przeciętniacy, hipokryci lubujący się w zakrapianych imprezach. W efekcie czuła się tam bardzo odizolowana, a zarazem zła na ojca, który obiecał jej, że na studiach znajdzie przyjaciół. Jej terapeuta w Nowym Jorku daje jej pięciopunktowy plan, dzięki któremu Carry ma zrozumieć, że świat jest przyjazny, a ludzie sympatyczni.
Carrie choć jest bardzo młoda uwielbia filozoficzne rozważania. Tłumaczy sama sobie co jest dobre, a co złe, debatuje sama ze sobą na tematy trudne i problematyczne. Dylematy moralne i etyczne pochłaniają ją bez reszty, a jej ulubioną książką jest słownik. Dziewczyna nie rozumie dlaczego musi złamać swój kodeks moralny, tylko po to aby się dopasować. Mimo wszystko czuje się samotna i dlatego podejmuje rękawicę rzuconą przez jej terapeutę.
Wejście w społeczne interakcje jest dla Carrie naprawdę ciężkie. Tak samo jak bycie geniuszem. Inteligencja nie idzie w parze z obyciem towarzyskim. Mimo wszystko podziwiam bohaterkę za podejmowane próby. Ludzie faktycznie są okropnymi hipokrytami i obłudnikami, a ta książka doskonale obnaża najgorsze ludzkie cechy. Polubiłam bohaterkę za jej dociekliwość i ironiczne poczucie humoru. Czasem rozważania Carrie są dość monotonne dlatego mogą wynudzić dorosłego, ukształtowanego czytelnika. Jednak jako powieść dla młodzieży "Carrie Pilby" jest naprawdę mądrą i wartościową pozycją.
Choć Carrie nie zakwalifikowała się do grona moich ukochanym powieści, to jestem zakochana w okładce. Cieszę się również, że wydawnictwo postawiło na dużą czcionkę, przy malej wymęczyłabym się niemiłosiernie. "Carrie Pilby" to powieść obyczajowa, młodzieżowa, bardzo spokojna, nie ma tam szalonej akcji. Mimo wszystko podobały mi się niektóre dylematy bohaterki i sama zaczęłam się nad nimi zastanawiać. Polecam zainteresowanym.
Carrie Pilby to 19-letnia dziewczyna geniusz, która ukończyła studia na Harvardzie i choć jest niezwykle inteligentna, nie ma pojęcia, jak dopasować się do otoczenia lub porozmawiać z innymi ludźmi. Uważa, że większość mieszkańców Nowego Jorku jest niemoralna i ma obsesję na punkcie seksu. Dokładnie tak samo czuła się na studiach, gdzie miała przecież poznać ludzi podobnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-26
2015-12-18
2015-12-07
2015-11-18
Beatrix Guraian to niemiecka pisarka mieszkająca obecnie w Monachium. Jej prawdziwe nazwisko to Mannel, natomiast Gurian to jej przydomek artystyczny. Opublikowała ponad 30 książek dla dorosłych, młodzieży i dzieci, które zostały przetłumaczone na wiele języków. Beatrix Mannel Gurian uwielbia dzielić się swoją wiedzą dotyczącą pisania, więc obecnie prowadzi warsztaty twórczego pisania dla różnorakich grup wiekowych. Studiowała wiedzę o teatrze i literaturoznawstwo.
Narratorką "Stigmaty" jest siedemnastoletnia Emma, która próbuje pozbierać się po śmierci matki. Mama dziewczyny zginęła w wypadku samochodowym i tym sposobem Emma pozostała sierotą. Poza opiekunem prawnym wyznaczonym przez matkę nie ma nikogo, kto mógłby wesprzeć ją w okresie żałoby. Jest to dla dziewczyny okres tym cięższy, że w dzień wypadku nie rozstała się z mamą w zgodzie i nie zdążyła powiedzieć jej tylu ważnych rzeczy. Jakiś czas po śmierci mamy Emma otrzymuje list sugerujący, że Agnes została zamordowana... Zaszokowana nastolatka kierując się wskazówkami w tajemniczej przesyłce, ubiega się udział w obozie młodzieżowym organizowaną przez tajemniczą organizację Transnational Youth Foundation – i trafia do położonego na odludziu myśliwskiego zameczku. Oprócz niej jest tu jeszcze trójka uczestników. Co z tego wyniknie?
Przyznam, że miałam przeogromną ochotę na tę powieść odkąd ukazała się w zapowiedziach. Zarówno thrillery dla dorosłych, jak i dla młodzieży oraz mroczne tajemnice zawsze mnie przyciągają. Chęć przeczytania spotęgowały pierwsze zdjęcia okładki, która okazała się prawdziwym dziełem sztuki.
Akcja "Stigmaty" toczy się szybko, płynnie i logicznie. Bałam się, że okoliczności śmierci matki nie zostaną wyjaśnione na początku, z czym wiąże się sytuacja prawna nieletniej Emmy. Już spotkałam się z czymś takim w pewnej książce i przyznam, że było to dla mnie dezorientujące. Na szczęście na początkowych kartach powieści dowiadujemy się, że matka Emmy wyznaczyła jej opiekuna prawnego, swego szefa i kolegę i to on zezwala dziewczynie na wyjazd w góry. Tak więc żadnej samowolki, a wszystkie wydarzenia toczą się zgrabnie i sensownie. Zaskoczyła mnie ilość uczestników obozu - całe cztery osoby plus opiekunowie. Na szczęście ta kwestia wyjaśni się później. "Stigmatę" przeczytałam w jeden wieczór, a moje oczekiwania co do książki zostały spełnione. Poza dozą napięcia, grozy, tajemniczości i szybkiej akcji znajdziemy tu trudny wątek dotyczący maltretowania dzieci.
Oprócz zwykłego tekstu w książce znajduje się czternaście makabrycznych zdjęć, które wykonał fotograf Erol Gurian, a prywatnie mąż autorki. "Stigmata" to prawdziwa uczta dla oczu. Gruby papier, strony w dwóch kolorach, białym i zielonym plus złowieszcze zdjęcia. To najlepsze wydanie jakie zdarzyło mi się trzymać w rękach i nie wiem czy jakaś inna książka to przebije. Może ilustrowany Potter? Tak, czy owak powieść Gurain to wizualny majstersztyk.
Podsumowując, serdecznie polecam "Stigmatę" osobom, które lubią tajemniczą atmosferę, elementy napięcia, niepewności i oczywiście szybką akcję. Uważam, że zarówno młodzież jak i dorośli znajdą tutaj coś dla siebie. Ja na pewno nikomu nie oddam swojego wydania i mam nadzieję, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z Beatrix Gurian.
Beatrix Guraian to niemiecka pisarka mieszkająca obecnie w Monachium. Jej prawdziwe nazwisko to Mannel, natomiast Gurian to jej przydomek artystyczny. Opublikowała ponad 30 książek dla dorosłych, młodzieży i dzieci, które zostały przetłumaczone na wiele języków. Beatrix Mannel Gurian uwielbia dzielić się swoją wiedzą dotyczącą pisania, więc obecnie prowadzi warsztaty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-27
2015-10-24
Nastoletnich czytelników na całym świecie oczarowała najnowsza powieść Saby Tahir. Teraz czas na Polskę! Książka trafi do księgarń już 4 listopada. Powieść znalazła się na 2 miejscu listy bestsellerów The New York Timesa w kategorii Young Adult. Prawa do publikacji sprzedane zostały już w 40 krajach, Paramount kupił prawa do filmu, a książkę porównano do kultowych powieści takich jak "Gra o Tron", "Igrzyska śmierci", a nawet do Harry'ego Pottera, choć jeśli Akademia Czarnego Klifu miałaby być szkołą z internatem to 90% bohaterów mieszkałoby w Slytherynie! Po przedpremierowej lekturze dołączam do zachwytów nad tym tytułem. Świat, który stworzyła Tahir wciągnął mnie bez reszty!
Laia wraz z rodziną żyje w państwie podbitym przez bezwzględne Imperium. Wszyscy obywatele muszą podporządkować się władzy, w przeciwnym wypadku śmierć czeka zarówno ich, jak i ich najbliższych. Rodzina Lai stara się przetrwać najgorszy czas, starszy brat dziewczyny ma jednak inne plany – angażuje się w działalność ruchu oporu i zostaje aresztowany. Laia podejmuje współpracę z ruchem oporu i zgadza się zostać ich szpiegiem, aby ratować brata. Wyrusza do Blackcliff - najlepszej Akademii Wojskowej w całym Imperium, by śledzić jej wykładowców i uczniów oraz pomóc rebeliantom w przygotowywaniu planów zbrojnego powstania. Poznaje tam Eliasa – najzdolniejszego ze wszystkich uczniów, ale też najmniej chętnego do działania. Chłopak rozważa dezercję, jednak zanim nadarza się okazja do realizacji planu, zostaje zmuszony do wzięcia udziału w krwawym konkursie na nowego imperatora. Konkursie, w którym są tylko dwie możliwości - zwyciężasz, albo umierasz. Brzmi znajomo? Tylko z pozoru, bo "Imperium ognia" to świetnie wykreowany, zupełnie nowy świat.
W Czarnym Klifie szkoli się Maski, czyli zabójców, którzy zabili najbliższych Laili i wielu innym stłamszonych mieszkańców podbitych ziem. Co roku Akademię opuszcza kolejny rocznik bezwzględnych i okrutnych Masek, dlatego dla naszej bohaterki to najgorsze miejsce, w którym mogłaby się znaleźć. Jednak Laila nie ma wyboru i choć niesamowicie się boi, podejmuje ryzyko.
Sabaa Tahir wykreowała świetnych, nieoczywistych bohaterów. Mamy tutaj Lailę, Eliasa i Helenę, którzy chcą być dobrzy i prawi, ale nie zawsze im to wychodzi. Ciężko zachować sumienie w świecie, w którym lęk i zniewolenie to chleb powszedni. Mamy też komendantkę sprawującą władzę nad Akademią, która jest gorsza niż sam Voldemort.
Świat, który wykreowała bohaterka jest niesamowity. Inspirowany antycznym Rzymem, a zarazem jedyny w swoim rodzaju. Cieszę się bardzo, że autorka wplotła w powieść elementy magii. Ghule, ifryty, augurzy, niesamowite umiejętności Heleny, to elementy które nadają powieści bardzo fajny kierunek. Oprócz klimatu Gry o Tron i IŚ nie znalazłam tu żadnych elementów skopiowanych z tych książek. Thair stworzyła swój własny książkowy świat i jest on po prostu genialny. "Imperium ognia" czyta się niesamowicie szybko, akcja nie zwalnia aż do ostatniej strony. Wątek miłosny jest bardzo skąpy, ponieważ w świecie Imperium nie ma czasu na miłość. Myślę, że czas na uczucia przyjdzie w następnym tomie. Już nie mogę się go doczekać!
Podsumowując "Imperium Ognia" to najbardziej wciągająca powieść jaką czytałam w tym roku. Perfekcyjna, bo naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Przeżyłam z nią niesamowitą przygodę i towarzyszyły nadzwyczajne emocje, dlatego serdecznie POLECAM! Połączenie fantastyki z odrobiną magii to moim zdaniem najlepsza kompozycja.
Nastoletnich czytelników na całym świecie oczarowała najnowsza powieść Saby Tahir. Teraz czas na Polskę! Książka trafi do księgarń już 4 listopada. Powieść znalazła się na 2 miejscu listy bestsellerów The New York Timesa w kategorii Young Adult. Prawa do publikacji sprzedane zostały już w 40 krajach, Paramount kupił prawa do filmu, a książkę porównano do kultowych powieści...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-01
2015-10-20
Twórczość Karin Slaughter jest mi doskonale znana. Wszystko za sprawą recenzowanego przeze mnie kiedyś cyklu o Hrabstwie Grant, w którym poznałam pediatrę Sarę Linton oraz jej męża Jeffreya, szefa lokalnej policji. Seria ta bardzo przypadła mi do gustu, więc gdy ukazały się "Moje śliczne" wiedziałam, że szykuje się mocna i wciągająca lektura.
Biorąc pod uwagę, że nazwisko pisarki tłumaczy się z angielskiego jako "rzeź", już na wstępie wiadomo, czego możemy się spodziewać. W niektórych państwach książki autorki sklasyfikowane są jako powieści kryminalne, w innych jako thrillery. "Moje śliczne" to moim zdaniem połączenie obu gatunków, z dodatkowym wątkiem psychologicznym.
Akcja "Moich ślicznych" pędzi niesamowicie szybko. Każda przeczytana strona to mały, ale szokujący element idealnie skrywanej tajemnicy. Obie kobiety muszą cofnąć się daleko w przeszłość, aby móc rozwiązać tajemnicę, która rozbiła ich rodzinę. Slaughter jak zawsze nie szczędzi nam brutalnych opisów i masakrycznych, krwawych scen. Jest mistrzynią w opisywaniu wszelakiej potworności i niewyobrażalnej przemocy wobec kobiet. Przyznam, że historia wymyślona przez Karin naprawdę mną wstrząsnęła. Autorka świetnie przedstawiła obraz lokalnej policji, przedstawiając jej członków jako małomiasteczkowych, skorumpowanych durniów, a nie bohaterskich śledczych. W tej sytuacji nasze bohaterki zdane były wyłącznie na siebie i tylko od nich zależało jak poradzą sobie z otaczającą je niesprawiedliwością.
Podsumowując, nowa Slaughter zaskakuje i trzyma czytelnika w ciągłym napięciu. Jest gwarantem udanej lektury, mocnej, krwawej, wciągającej i pędzącej na łeb na szyję. Takie książki bardzo lubię i od czasu do czasu muszę poczuć się wstrząśnięta. Biorąc do rąk "Moje śliczne" wiedziałam, że autorka właśnie to mi zapewni. Polecam serdecznie osobom o mocnych nerwach, wielbicielom gatunku i fanom autorki. Slauhter na pewno Was nie zawiedzie!
Twórczość Karin Slaughter jest mi doskonale znana. Wszystko za sprawą recenzowanego przeze mnie kiedyś cyklu o Hrabstwie Grant, w którym poznałam pediatrę Sarę Linton oraz jej męża Jeffreya, szefa lokalnej policji. Seria ta bardzo przypadła mi do gustu, więc gdy ukazały się "Moje śliczne" wiedziałam, że szykuje się mocna i wciągająca lektura.
Biorąc pod uwagę, że nazwisko...
2015-10-07
Słodkie niewinne aniołki czy urodzeni socjopaci? Kim są niemowlęta i kim się stają? Na kartach "To tylko dzieci" Paul Bloom znakomity amerykański psycholog z Uniwersytetu Yale, udowadnia, że już kilkumiesięczne dzieci posługują się naturalnym moralnym zmysłem, który pozwala im oceniać działania innych, odróżniać dobro od zła, sterować współczuciem i wyrażać potępienie.
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego kiedy udajecie przed niemowlakiem, że płaczecie lub jesteście smutni, on również robi smutną minkę? Czy to możliwe, że tak mała istota nam współczuje? Wydaje się to niemożliwe, wszak to dopiero kilkumiesięczny bobas, więc nie może rozumieć tego, że dorosły jest smutny. Paul Bloom pokazuje nam, że bardzo się mylimy.
Autor stara się odkryć, jak ludzka wyobraźnia, współczucie, inteligencja, a kultura i tradycja w jakiej dorastamy pozwala głębiej zrozumieć świat i rozwinąć się moralnie. Bloom przedstawia nam dość ciekawe wyniki badań, choć niekiedy odrobinę przechodzą one w filozoficzne rozważania. Książka napisana jest językiem dość naukowym, dlatego ciężko czyta się ją będąc przemęczonym. Nie zmienia to faktu, że tematyka jest bardzo zajmująca. W "To tylko dzieci" omawiane są najnowsze badania dotyczące rozwoju mózgu i wczesnego dzieciństwa. Bloom wyjaśnia ludzką moralność z ewolucyjnego punktu widzenia.
Książka należy do serii "Mistrzowie Psychologii", prezentującej najnowsze osiągnięcia wybitnych psychologów, których dokonania są podstawą rozwoju światowej psychologii.
Książka nie jest oczywiście pozycją dla każdego. Polecam ją serdecznie studentom pedagogiki, psychologii rozwojowej i ogólnej jak również rodzicom i osobom zainteresowanym. Przekonajcie się jakie sekrety ukrywają niemowlaki. Zaręczam, że o niektórych rzeczach nawet się Wam nie śniło.
Słodkie niewinne aniołki czy urodzeni socjopaci? Kim są niemowlęta i kim się stają? Na kartach "To tylko dzieci" Paul Bloom znakomity amerykański psycholog z Uniwersytetu Yale, udowadnia, że już kilkumiesięczne dzieci posługują się naturalnym moralnym zmysłem, który pozwala im oceniać działania innych, odróżniać dobro od zła, sterować współczuciem i wyrażać potępienie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-27
Książki o chorobach nie są łatwe w odbiorze. Wręcz przeciwnie, przynoszą wiele smutku, goryczy i nieuchronną pewność, że los nas wszystkich jest z góry przesądzony. Mimo to powieść Anny McPartlin od razu zwróciła moją uwagę. Opis na okładce mówi, że jest to emocjonalny rollearcoster i będziemy śmiać się przez łzy. Po przeczytaniu mogę potwierdzić te słowa w stu procentach.
Wymienione w cytacie postaci wcale nie próbują godzić się z losem. Za wszelką cenę starają się pomóc Królikowi, wyprzeć fakt, że kobieta niedługo umrze. Obserwujemy ich dziewięciodniową walkę o każdą chwilę, każde słowo i gest, który może wskrzesić ich nadzieję. Każdy z nich inaczej radzi sobie z tym przeogromnym bólem, a ich postawa naprawdę budzi szacunek. Tu rządzą prawdziwe emocje, zero wielkich, wzniosłych myśli jak w "Gwiazd Naszych Wina", bądź nagłego, cudownego uzdrowienia jak w "Utracie". Matka Królika nie boi się zbluzgać księdza, a nawet dzieciątka Jezus, a jej siostra w geście rozpaczy podnosi rękę na własnego męża. Choroba bliskiej osoby sprawia, że jej rodzina popada w obłęd wywołany szokiem i rozpaczą. To cierpienie jest tak wielkie, że nie ma już znaczenia czy obrazisz księdza, sąsiadkę, lekarza, czy kogokolwiek.
Mia Hayes to cudowna bohaterka. Nawet na łożu śmierci scala rodzinę, żartuje, nie narzeka, a cały ból z jakim musi się borykać w ostatnim stadium raka znosi z niesamowitą godnością. Podczas czytania uśmiech nie schodził mi z twarzy, choć jednocześnie miałam ochotę po prostu się rozpłakać. Pani McPartlin udało się doskonale połączyć elementy zabawne i groteskowe z tymi smutnymi i tragicznymi. Mimo, że doskonale wiemy jak skończy się ta historia powieść promieniuje ciepłem i nadzieją.
"Ostatnie dni Królika" chyba na zawsze uplasują się na szczycie najlepszych książek jakie czytałam. W dużej mierze składa się na to realizm z jakim napisana jest ta powieść. Prawdziwi ludzie, prawdziwe emocje, prawdziwa choroba. Żadnego ściemniania i marudzenia, bohaterowie książki nie boją się wykrzyczeć całemu światu jak bardzo niesprawiedliwe jest to, co się wokół niech dzieje! Autorka wiernie opisuje szczegóły choroby Królika, jak również pobytu kobiety w hospicjum.
"Ostatnie dni Królika" to niesamowita powieść. O miłości, przyjaźni, złamanym sercu, ciężkich chwilach, zarówno tych śmiesznych jak i bolesnych. O tym, że dopiero nieuleczalna choroba uświadamia nam, jak błahe jest przejmowanie się kilkoma dodatkowymi kilogramami, niepowodzeniami w miłości, w szkole czy na studiach. Po przeczytaniu historii Królika docenicie każdy dzień, każdą chwilę jaką przynosi Wam dany dzień. Gwarantuję. Polecam serdecznie "Ostatnie dni Królika" - to opowieść pełna emocji, ciepła i humoru, a także swoisty balsam dla duszy i serca połamanego na drobne kawałki. Takie książki chciałabym czytać codziennie!
Książki o chorobach nie są łatwe w odbiorze. Wręcz przeciwnie, przynoszą wiele smutku, goryczy i nieuchronną pewność, że los nas wszystkich jest z góry przesądzony. Mimo to powieść Anny McPartlin od razu zwróciła moją uwagę. Opis na okładce mówi, że jest to emocjonalny rollearcoster i będziemy śmiać się przez łzy. Po przeczytaniu mogę potwierdzić te słowa w stu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-24
"Co, jeśli..." to opowieść o młodych ludziach i zdecydowanie dla młodych ludzi. Autorka pisze na wstępie, że jest to książka o byciu szczęśliwym. Jednak jak wiecie, szczęście przeważnie idzie w parze z przeróżnymi przeciwnościami losu. Muszą się z nimi zmierzyć bohaterowie - Call, Rae, Richelle i Nicole. Los połączył ich drogi, a po wielu latach przyjaźni również je pokrzyżował.
Mam wrażenie, że nie odebrałam tej powieści tak jak na to zasługuje. Jestem już na innym życiowym etapie i historia nie wywarła na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia. Dość szybko domyśliłam się części zdarzeń, jednak mimo wszystko książkę czytałam szybko i z zainteresowaniem. Niektóre wątki były lekko przydługie, myślę, że można było je trochę skrócić, bądź wprowadzić w fabułę więcej dramatyzmu. Spodobała mi się bardzo wykreowana przez autorkę postać Nicole. Cieszę się, że ta młoda osoba miała w sobie tyle siły i odwagi.
"Co, jeśli..." to książka o tym, że zawsze jest dobry dzień na dokonanie wyboru i dążenie do zmiany na lepsze. Na pewno daje ukojenie i nadzieję na to, że gdzieś są ludzie, którzy odważyli się dokonać takiego właśnie wyboru. Znajdziemy tu również miłość, przyjaźń i tajemnicę. Książkę serdecznie polecam wielbicielkom "Utraty" - wiem, że wiele osób uwielbia ten tytuł i uważam, że powieść Donovan utrzymana jest w podobnym klimacie.
"Co, jeśli..." to opowieść o młodych ludziach i zdecydowanie dla młodych ludzi. Autorka pisze na wstępie, że jest to książka o byciu szczęśliwym. Jednak jak wiecie, szczęście przeważnie idzie w parze z przeróżnymi przeciwnościami losu. Muszą się z nimi zmierzyć bohaterowie - Call, Rae, Richelle i Nicole. Los połączył ich drogi, a po wielu latach przyjaźni również je...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-21
Ann Mah jest z pochodzenia Chinką, ale urodziła się i wychowała w Stanach. Kocha jeść, choć wcale tego po niej nie widać. Jej największym marzeniem było zamieszkanie we Francji i to marzenie po części się spełniło. Wszystko za sprawą męża dyplomaty, którego zawód wymagał od obojga mnóstwa poświęceń. Ann i Calvin przeprowadzali się mniej więcej co trzy lata. Mieszkali już w Waszyngtonie, Pekinie, Nowym Jorku, ale zawsze mieli nadzieję, że los zaprowadzi ich kiedyś do Paryża.
W końcu mąż Ann otrzymał posadę w Paryżu, a ona z entuzjazmem zaczęła planować ich kulinarne odkrywanie francuskich smaków. Kilka dni po przeprowadzce okazało się jednak, że Calvin musi wyjechać na rok do Iraku, a Ann zostanie zupełnie sama w nowym miejscu.
Autorka przytłoczona samotnością próbuje znaleźć swoje miejsce w Paryżu. Jest jej ciężko, ponieważ przenosząc się z miejsca na miejsce ciężko jest zapuścić korzenie, szukać od nowa pracy, przyjaciół, uczyć się języka i kultury danego kraju. Inspirowana znaną amerykańską kucharką Julią Child, Ann postanawia odkryć historię kryjącą regionalną kuchnię Francji. Razem z nią odwiedzamy dziesięć różnych regionów Francji i zgłębiamy tajemnicę jednego lokalnego przysmaku. Po takiej lekturze naprawdę można zgłodnieć! Razem z Ann odwiedzamy Paryż, Troyes, Bretanię, Lyon, Prowansję, Tuluzę, Alzację, Sabaudię, Burgundię i Aveyron. Same nazwy regionów brzmią smakowicie, nie uważacie? Ann Mah bardzo opisowo przedstawia swoje podróże kulinarne. Łączy wątki kuchenne z anegdotkami i smutkami swojego własnego życia, dzięki czemu książka nie jest typową lekturą o gotowaniu.
Ludzie, którzy kochają jedzenie, zwykle mówią wspólnym językiem, z łatwością wymieniając się pomysłami i znajomością kulinarnych tradycji.
cytat str. 72
Bardzo dobrze się bawiłam, poznając z Ann francuskie przepisy i ciekawostki, o których nie miałam pojęcia, a także śledząc jej roczną, samotną wędrówkę w poszukiwaniu własnej życiowej drogi. Na dodatek nabrałam wielkiej ochoty na fondue, a że na końcu każdego rozdziału znajdziemy ciekawy przepis kulinarny, to może kiedyś je zrobię. Odniosłam wrażenie, że Francuzi naprawdę dużo jedzą i jest to u nich swoistym kultem. Czytając niektóre rozdziały naprawdę nie wiedziałam, gdzie im się to wszystko mieści! Pilnują jednak swojej wagi, piją dużo wina i ziołowych herbatek ułatwiających trawienie. Mają też inne sposoby na zachowanie szczupłej sylwetki. Jeśli chcecie je poznać to serdecznie zachęcam do sięgnięcia po "Sztukę jedzenia po francusku". To naprawdę ciekawa i ciepła opowieść kulinarno-obyczajowa, działająca na wyobraźnię i dodatkowo przepięknie wydana. Polecam.
Ann Mah jest z pochodzenia Chinką, ale urodziła się i wychowała w Stanach. Kocha jeść, choć wcale tego po niej nie widać. Jej największym marzeniem było zamieszkanie we Francji i to marzenie po części się spełniło. Wszystko za sprawą męża dyplomaty, którego zawód wymagał od obojga mnóstwa poświęceń. Ann i Calvin przeprowadzali się mniej więcej co trzy lata. Mieszkali już w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-21
2015-09-14
2015-08-28
Rainbow Rowell poznałam jako autorkę książki "Eleonora & Park". Nie miałam jej w planach czytelniczych, ale trafiła do mnie za sprawą akcji Book Tour i szalenie się cieszę, że mogłam ją przeczytać. "Fangirl" stała się więc dla mnie obowiązkowa.
Tytułową "Fangirl" jest Cath, a dokładnie Cather Avery. Uwielbia książki i troszkę tak, jak osoby blogujące o książkach ma swój świat, który pochłania ją bez reszty. Dziewczyna pisze fanfiki o swojej ulubionej książkowej serii. Są nią przygody czarodzieja Simona Snowa i wampira Bazza.
Cath jest fanką i ma własnych fanów. Nie obnosi się jednak ze swoją popularnością (a naprawdę ma się czym pochwalić). Kiedyś w wymyślaniu historii o Simonie pomagała jej siostra bliźniaczka. Wszystko się zmieniło za sprawą wyjazdu obu dziewcząt na studia. Wren za wszelką cenę starała się odizolować od "dziwnej" siostry i cóż udało jej się to. Zdradzę tyle, że na pewno nie wyszło jej to na dobre i nie zdobyła mojej sympatii. Co innego Cath. Wiem, że strach przed wyjściem na studencką stołówkę jest już lekką przesadą, ale co do innych dziwactw jestem w stanie zrozumieć bohaterkę. Obecnie mało osób ma jakieś pasje, a tym bardziej książkowe. Cath chyba trochę wstydziła się przyznać do swoich dziwactw, ponieważ na pewno znaleźliby się ludzie, którym nie spodobałaby się jej pasja. Myślę, że swoje wycofanie i lekką paranoję przed światem zewnętrznym Cath odziedziczyła po tacie, który również miał problemy natury psychicznej. Mimo wszystko podobała mi się bardzo ich relacja. Pan Avery starał się dobrze wychować swoje córki. Mamy tutaj motyw samotnego rodzicielstwa, dorastania bez matki, walki o własne zdanie i możliwość kierowania swoim życiem po swojemu, a nie tak jak narzuca to społeczeństwo.
Co do wymyślonej przez Rowell historii o Simonie i Bazie, to ja osobiście nie widzę podobieństw do Harrego Pottera. W świecie "Fangirl" Harry Potter istnieje i ma się świetnie, natomiast Simon Snow to zupełnie inna historia, a spoiwem łączącym obie historie jest tylko to, że obaj bohaterzy to czarodzieje. Wstawki te czytało mi się bardzo dobrze i były miłym przerywnikiem w historii Cath.
"Fangirl" czytało mi się naprawdę rewelacyjnie i choć nie ma tam pędzącej akcji, ani jakiejś szalonej fabuły, to jednak nie mogłam się oderwać. Autorka ma coś w sobie, coś co mnie osobiście urzeka i przyciąga. Identycznie było z "Eleonorą i Parkiem". Powieściom Rowell zarzuca się, że są nudne, niby o niczym, ciągnące się jak flaki z olejem. Może i tak jest, przecież każdy czytelnik odbiera to inaczej. Ja natomiast odnalazłam w tych książkach mnóstwo sensu i emocji. Styl autorki bardzo mi odpowiada i nie miałam chęci odkładać tej książki. Powieści Rowell mają w sobie taką subtelność i niebanalność. Jestem bardzo szczęśliwa, że poznałam historię Cath i serdecznie polecam zainteresowanym.
Rainbow Rowell poznałam jako autorkę książki "Eleonora & Park". Nie miałam jej w planach czytelniczych, ale trafiła do mnie za sprawą akcji Book Tour i szalenie się cieszę, że mogłam ją przeczytać. "Fangirl" stała się więc dla mnie obowiązkowa.
Tytułową "Fangirl" jest Cath, a dokładnie Cather Avery. Uwielbia książki i troszkę tak, jak osoby blogujące o książkach ma swój...
2015-09-10
Ostatni dzień roku to czas hucznych zabaw, toastów, bali i sztucznych ogni. Świętujemy koniec starego roku, a zarazem początek nowego. W ten mroźny sylwestrowy wieczór bohaterka powieści Katarzyny Misiołek również przygotowuje się na wielkie wyjście. Dosłownie kilka chwil przed planowanym wyjściem otrzymuje niepokojącą wiadomość - jej siostra Monika wyszła z domu kilka godzin wcześniej i przepadła bez wieści... Co się stało z Moniką? Co w takiej sytuacji ma zrobić Magda? Ostatni dzień w roku natychmiast przestaje być tym beztroskim i swobodnym, a staje się pełnym niepokoju i lęku.
Każdego roku policja odnotowuje około 17 tysięcy zaginięć obywateli polskich w kraju i za granicą. Ludzie giną bez względu na wiek, płeć i status społeczny. Giną z powodu chorób, zarówno fizycznych i psychicznych, wypadków, codziennych problemów oraz wtedy, kiedy padają ofiarą przestępstw. W dobie fecebooka również często ukazują są posty i prośby o udostępnienie informacji o zaginionej osobie. Tak naprawdę przeglądamy je bez większego zainteresowania, czasem udostępnimy, a czasem nie. Dopóki nas to nie dotyczy nie wykazujemy chęci do działania.
Magda, bohaterka i narratorka powieści zmaga się z niewiedzą na temat zaginionej siostry. Codziennie od dnia zaginięcia wyobraża sobie miliony różnych teorii na temat jej losów. Generalnie Magda nie jest sama, ma jeszcze rodziców i szwagra, którzy TEORETYCZNIE przeżywają to samo. Powinni więc się wspierać, a jednak dzieje się kompletnie odwrotnie. Katarzyna Misiołek ukazuje nam obraz rodziny, która pod wpływem tragedii zamyka się w sobie i powoli rozpada. Każda z osób ma własną teorię na temat zaginięcia siostry/córki/żony. Każda przeżywa inne emocje i ogromny stres.
Czytając "Ostatni dzień roku" naprawdę czuć to nieustające napięcie, żal, smutek, gorycz, złość, a zarazem nieustającą nadzieję. Choć to niesamowicie smutna książka, czyta się ją szybko. Pada najważniejsze i najtrudniejsze pytanie: CZY MONIKA POWINNA ODNALEŹĆ SIĘ ŻYWA, BEZ WZGLĘDU NA TO CO JEJ SIĘ PRZYDARZYŁO, CZY TEŻ LEPIEJ, ABY ODNALAZŁA SIĘ MARTWA? Te straszne rozważania towarzyszą bohaterom przez całą fabułę i naprawdę nie ma na nie odpowiedzi. Towarzyszymy Magdzie przez kolejne dni jej życia, które staje się coraz bardziej chaotyczne i nieuporządkowane. Przygodni mężczyźni, problemy z jedzeniem, porzucenie studiów to tylko część problemów, z którymi zmaga się Magda po zaginięciu Moniki.
Podsumowując "Ostatni dzień roku" to pięknie wydana i POZORNIE obyczajowa lektura. Tak naprawdę jest to emocjonalny dramat Magdy i jej rodziny, który na pewno poruszy wielu czytelników i zwróci uwagę na problem osób zaginionych.
Ostatni dzień roku to czas hucznych zabaw, toastów, bali i sztucznych ogni. Świętujemy koniec starego roku, a zarazem początek nowego. W ten mroźny sylwestrowy wieczór bohaterka powieści Katarzyny Misiołek również przygotowuje się na wielkie wyjście. Dosłownie kilka chwil przed planowanym wyjściem otrzymuje niepokojącą wiadomość - jej siostra Monika wyszła z domu kilka...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to