rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nieprzewidywalna końcówka - akurat w tym przedłużeniu "Siódmej ofiary" nie mogłem się połapać, kto wygra w finale. Jeśli chodzi o poziom, nazwałbym te opowiadanie zabieraczem czasu porównywalnym z Internetem, jednak w formie mniej ekologicznej. A czytanie nawet lekkiej lektury o rozrywkowym charakterze jest dla mnie zawsze na plus. Książka dostosowuje się do czytelnika, gdy ten przymknie oczy, ona także upadając na łóżko się zamyka. A w grze komputerowej człowiek jest niewolnikiem wymuszonej koncentracji, która nie pozwala nawet na siusiu, dlatego lepsza lekka lektura niż najlepsza gra.

Nieprzewidywalna końcówka - akurat w tym przedłużeniu "Siódmej ofiary" nie mogłem się połapać, kto wygra w finale. Jeśli chodzi o poziom, nazwałbym te opowiadanie zabieraczem czasu porównywalnym z Internetem, jednak w formie mniej ekologicznej. A czytanie nawet lekkiej lektury o rozrywkowym charakterze jest dla mnie zawsze na plus. Książka dostosowuje się do czytelnika, gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawe anegdoty zahaczające o ciężkie tematy. Czasem są na tyle lekko potraktowane, że można odnieść wrażenie, jakby wątek się wyczerpał, zanim zasięgneliśmy jakiejkolwiek wiedzy. Przekaz, by reagować na zło oraz budować niezależność opartą na własnym systemie wartości, do mnie przemawia. Są momenty wzruszające, dające do myślenia, sentencje tak źle ulepione, że nawet kontekst nie pomaga, ale to można wybaczyć. Nie wiem natomiast, dlaczego autorka broni tej chamki szulim. Gdyby ta szanowała ludzi, nie spotkałby jej internetowy lincz. Podsumowując, książka warta przeczytania.

Ciekawe anegdoty zahaczające o ciężkie tematy. Czasem są na tyle lekko potraktowane, że można odnieść wrażenie, jakby wątek się wyczerpał, zanim zasięgneliśmy jakiejkolwiek wiedzy. Przekaz, by reagować na zło oraz budować niezależność opartą na własnym systemie wartości, do mnie przemawia. Są momenty wzruszające, dające do myślenia, sentencje tak źle ulepione, że nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

125 stron stanowi połowę opowieści i gdybym tu zakończył, uznałbym ją za ciekawą i rzetelną. Niestety po dotarciu do tej granicy zaczyna do czytelnika dochodzić, że ma ręku "profesjonalny kicz" szyty na miarę łatwowiernego amerykanina, który po przeczytaniu "Sekretu" Rhondy Byrne sięgnie po "Największy sekret" tej samej autorki.

Sama fabuła jest dobrze skonstruowana, stanowi swoisty przeplot między wizją doświadczaną podczas choroby oraz momentami w życiu rodziny pacjenta, która się nim opiekuje.

Jako neurochirurg autor opowiada nam, jakie procesy zachodzą w jego organizmie i tłumaczy je w sposób przystępny dla ludzi niezwiązanych z medycyną - to jest największy atut książki.

A teraz, to co mnie do niej szczerze zniechęciło. Autor podkreśla i wielokrotnie zaprzecza sam sobie, twierdząc, że wszyscy się mylą, gdyż on jeden, jako wybraniec boży poznał odwieczną i ukrywaną przed wszystkimi mieszkańcami Ziemi prawdę. Nazywa się uzdrowicielem i pragnie uleczyć nas poprzez tę książkę, którą napisał zapewnie charytatywnie, nie biorąc za nią ani grosza. Sili się na triki rodem z salonu sprzedaży usług polsatu, twierdząc, że to co widział było "ultrarzeczywiste", "nadrealne" i można się domyślić, że też było nadawane w "Super HD".

Poleciłbym tę pozycję ludziom, którzy lubią się pośmiać z marketingowców czyhających na łatwy zarobek, poprzez manipulację emocjami tzw. grona odbiorców.

Osobiście uważam, że wizyta w zaświatach jest możliwa, ale w takim wydaniu, że Bóg sam wstrzyknął bakterię z tyłka w mózg autora, a potem sprowadził na czas jego śpiączki deszcze nad stan, w którym ich być nie powinno, a do tego w zaświatach zobaczył... Może na tym zakończę :D

125 stron stanowi połowę opowieści i gdybym tu zakończył, uznałbym ją za ciekawą i rzetelną. Niestety po dotarciu do tej granicy zaczyna do czytelnika dochodzić, że ma ręku "profesjonalny kicz" szyty na miarę łatwowiernego amerykanina, który po przeczytaniu "Sekretu" Rhondy Byrne sięgnie po "Największy sekret" tej samej autorki.

Sama fabuła jest dobrze skonstruowana,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lepiej nie czytać przed snem. Dla równowagi poczytam sobie o niebie. Książka w stylu: "to co widziałem, jest tak trudne do opisania, że się tego nie podejmę", a zważywszy na czcionkę na sterydach, można ją przeczytać w góra 2 dni.

Pierwsza część opisuje wizję autora, a druga stanowi niby odpowiedzi na pytania związane z tematyką piekła, które są jedynie imitacjami wypowiedzi Billa Wiese'a w realnym życiu, czyli urwaniem w połowie zdania, by zacytować fragment z Pisma Świętego, opatrzyć, który to wers oraz do kogo należy, by po tym irytującym wtrąceniu dopowiedzieć drugą część zdania.

Bill Wiese twierdzi, że jego zadaniem jest nawrócenie jak największej liczby ludzi, by uniknęli piekła. Tylko, że nie wziął pod uwagę jakości przekazu. Tę książkę, mimo iż jest ciekawa, można śmiało pominąć.

Lepiej nie czytać przed snem. Dla równowagi poczytam sobie o niebie. Książka w stylu: "to co widziałem, jest tak trudne do opisania, że się tego nie podejmę", a zważywszy na czcionkę na sterydach, można ją przeczytać w góra 2 dni.

Pierwsza część opisuje wizję autora, a druga stanowi niby odpowiedzi na pytania związane z tematyką piekła, które są jedynie imitacjami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepsza książka sci-fi, jaką czytałem. Absorbuje tak mocno, że trudno się uwolnić od przedstawionych światów. Wciąga, ukazuje całe piękno twórczości polegającej na fantazjowaniu, a nie opisywaniu życia. Niezwykłe, zaskakujące, nieprzewidywalne. Dziękuję Panu, który mi ją polecił. Zadziwiające, ale czuję, że to książka szyta dla mnie na miarę. Nie omieszkam sprawdzić kolejnych dzieł autora.

Najlepsza książka sci-fi, jaką czytałem. Absorbuje tak mocno, że trudno się uwolnić od przedstawionych światów. Wciąga, ukazuje całe piękno twórczości polegającej na fantazjowaniu, a nie opisywaniu życia. Niezwykłe, zaskakujące, nieprzewidywalne. Dziękuję Panu, który mi ją polecił. Zadziwiające, ale czuję, że to książka szyta dla mnie na miarę. Nie omieszkam sprawdzić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dłuuuuga - to pierwsze, co rzuca się w oczy. Ckliwa opowiastka o Lambo z materiału reklamowego sprawiła, że zapragnąłem przeczytać ten poradnik, a ponieważ należałoby go kupić i przeglądać co jakiś czas, czekałem i zwlekałem. W końcu mnie olśniło, by pójść do biblioteki i nie tracić na nim ani centa :) A dobra to książka była i mogę ją polecić osobom zainteresowanym pracą na siebie lub sztucznie wytworzoną markę. Jak zostać milionerem, możemy dostrzec na naszych ulicach. Wystarczy dać niewolnikom plecak o wielkości kuchenki i dyrygować ich jednośladami. No cóż, smutny los Twoich niewolników jest pominięty w tej książce, ale najważniejsze, że stać Cię będzie na Lambo.

Dłuuuuga - to pierwsze, co rzuca się w oczy. Ckliwa opowiastka o Lambo z materiału reklamowego sprawiła, że zapragnąłem przeczytać ten poradnik, a ponieważ należałoby go kupić i przeglądać co jakiś czas, czekałem i zwlekałem. W końcu mnie olśniło, by pójść do biblioteki i nie tracić na nim ani centa :) A dobra to książka była i mogę ją polecić osobom zainteresowanym pracą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka dla dzieci jak zwykle sprawnie wywołująca emocje, natomiast poruszona tematyka jest jak dla mnie zbyt dorosła i aż nadto drastyczna. Czy przeczytałbym ją drugi raz? Odpowiem pytaniem: A dlaczego miałbym się znów nią katować? Nie przeczytałbym jej żadnemu dziecku, ani tym bardziej przyznał nagrody, ale żyjemy w świecie, w którym co człowiek, to nagroda hehe.

Książka dla dzieci jak zwykle sprawnie wywołująca emocje, natomiast poruszona tematyka jest jak dla mnie zbyt dorosła i aż nadto drastyczna. Czy przeczytałbym ją drugi raz? Odpowiem pytaniem: A dlaczego miałbym się znów nią katować? Nie przeczytałbym jej żadnemu dziecku, ani tym bardziej przyznał nagrody, ale żyjemy w świecie, w którym co człowiek, to nagroda hehe.

Pokaż mimo to

Okładka książki George Best. Najlepszy. Autobiografia George Best, Roy Collins
Ocena 7,5
George Best. N... George Best, Roy Co...

Na półkach:

Niezwykle szczegółowa - gdyby zapytano mnie, co z niej wyniosłem, pokazałbym puste kieszenie. Tyle faktów, że nie sposób wszystkiego objąć pamięcią, zwłaszcza, że czytanie szybko idzie. George Best żył tak, jakby jutra nie było - to najlepsze streszczenie i morał książki. Zadziwiające, że nie bał się kupować posiadłości, tam gdzie akurat wygodniej mu było stacjonować, niezależnie od miejsca na globie, a pieniądze wydawane w tempie Mike'a Tysona wciąż powracały jak bumerang. George jawi się nam jako człowiek odważny, który mimo wszystko uciekł w alkohol, co ujął stwierdzeniem, że alkoholizm może spotkać każdego, nawet sławnego sportowca. Zdecydowanie książka treściwa, ciekawa i godna polecenia.

Niezwykle szczegółowa - gdyby zapytano mnie, co z niej wyniosłem, pokazałbym puste kieszenie. Tyle faktów, że nie sposób wszystkiego objąć pamięcią, zwłaszcza, że czytanie szybko idzie. George Best żył tak, jakby jutra nie było - to najlepsze streszczenie i morał książki. Zadziwiające, że nie bał się kupować posiadłości, tam gdzie akurat wygodniej mu było stacjonować,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nazwanie uszu jednoskrzydłowymi motylami pozostanie na długo w mej pamięci. Historia niezupełnie mi leżała. Taka powieść przeplatana o kobietach starszych i młodszych stworzona przez kobietę dla kobiet. Jednak język mnie zachwycił w kilku miejscach. Myślę, że sięganie po erotykę nie jest tej autorce potrzebne. Potrafi bowiem zachwycić zwykłym słowem. Tylko ta linia fabularna jest taka przygnębiająca jak ściany mieszkania zalanego przez powódź. Przydałby się bardziej wesoły wątek dla równowagi.

Nazwanie uszu jednoskrzydłowymi motylami pozostanie na długo w mej pamięci. Historia niezupełnie mi leżała. Taka powieść przeplatana o kobietach starszych i młodszych stworzona przez kobietę dla kobiet. Jednak język mnie zachwycił w kilku miejscach. Myślę, że sięganie po erotykę nie jest tej autorce potrzebne. Potrafi bowiem zachwycić zwykłym słowem. Tylko ta linia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bezsensowny twór. Zlepek wypowiedzi, które są czasem wręcz powielane i wypełniają tę nikomu niepotrzebną książkę. Zdecydowałem się ją przeczytać jedynie dlatego, że był to prezent od Mamy. Poprzedniej nie przeczytałem (nazywała się Kody podświadomości) i chciałem w ramach zadośćuczynienia odbębnić tę pozycję. Werdykt: Mamo, nie kupuj mi więcej książek!

Bezsensowny twór. Zlepek wypowiedzi, które są czasem wręcz powielane i wypełniają tę nikomu niepotrzebną książkę. Zdecydowałem się ją przeczytać jedynie dlatego, że był to prezent od Mamy. Poprzedniej nie przeczytałem (nazywała się Kody podświadomości) i chciałem w ramach zadośćuczynienia odbębnić tę pozycję. Werdykt: Mamo, nie kupuj mi więcej książek!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wstępie dodam, że książka powinna być książką, a nie gazetą z powklejanymi sloganami. Czytanie trzy razy tego samego jest grubą przesadą. Jeżeli chodzi o treść - tutaj niewierzący nie znajdą nic dla siebie, gdyż jest mnóstwo odniesień do Nowego Testamentu. Książka jest ciekawa i kupiłem ją, ponieważ homilie księdza Piotra Pawlukiewicza w dużej mierze przyczyniły się do mojego powrotu na łono kościoła.

Na wstępie dodam, że książka powinna być książką, a nie gazetą z powklejanymi sloganami. Czytanie trzy razy tego samego jest grubą przesadą. Jeżeli chodzi o treść - tutaj niewierzący nie znajdą nic dla siebie, gdyż jest mnóstwo odniesień do Nowego Testamentu. Książka jest ciekawa i kupiłem ją, ponieważ homilie księdza Piotra Pawlukiewicza w dużej mierze przyczyniły się do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo techniczne opowiadania i słowotwórstwo potrafią nieźle zamęczyć czytelnika, jednak mimo tego Roger Zelazny stanął na wysokości zadania i pokazał, jak się tworzy na każdy temat. Kunszt literacki, który go cechuje, dotyczy każdej z dziedzin, za jaką się weźmie, a sposób w jaki kreuje zdania, czasami wręcz zdumiewa i budzi do życia kreatywne myślenie. Roger raczej się nie znajdzie na liście moich ulubionych autorów, ale to od niego najwięcej się nauczyłem, jak do tej pory.

Bardzo techniczne opowiadania i słowotwórstwo potrafią nieźle zamęczyć czytelnika, jednak mimo tego Roger Zelazny stanął na wysokości zadania i pokazał, jak się tworzy na każdy temat. Kunszt literacki, który go cechuje, dotyczy każdej z dziedzin, za jaką się weźmie, a sposób w jaki kreuje zdania, czasami wręcz zdumiewa i budzi do życia kreatywne myślenie. Roger raczej się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na prozie japońskiej jak dotychczas się nie zawiodłem. Implikacją sięgnięcia po ten wolumin jest zajrzenie w głąb duszy głównego bohatera, a pozostali opisani są tak, że możemy ich dokładnie nakreślić, nawet nie znając toku ich życia. Sam obraz zdarzeń, tworzy pewną gruntowną strukturę świata, jakiego doświadczamy w naszej wędrówce duszy. Pełna bólu egzystencja i wynikająca z tych dołujących niedogodności nauka. Ta książka uczy wiele o relacjach z rodziną, bliskimi i jest takim poradnikiem ukrytym w powieści - jedynym, jakiego możemy tknąć palcami i się nie wzdrygnąć w poczuciu niesmaku. W stylu autora nie ma miejsca na dogadzanie, jest zwyczajny dzień mijający sobie z wolna, a w międzyczasie myśli przeskakują w głowie człowieka, którego kategorie rozumowania poznajemy przez długość całego dzieła. Jak dodamy do tego głębokie, kotłujące się w nim emocje, wystawiamy się na ekspozycję tego co w ludziach najpiękniejsze - ich skrytych myśli i uczuć.

Na prozie japońskiej jak dotychczas się nie zawiodłem. Implikacją sięgnięcia po ten wolumin jest zajrzenie w głąb duszy głównego bohatera, a pozostali opisani są tak, że możemy ich dokładnie nakreślić, nawet nie znając toku ich życia. Sam obraz zdarzeń, tworzy pewną gruntowną strukturę świata, jakiego doświadczamy w naszej wędrówce duszy. Pełna bólu egzystencja i wynikająca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dramat gatunkowo i jakościowo. Wiele wysiłku kosztowało mnie, by ją dokończyć. Postacie i ich losy całkowicie mnie nie interesowały. Jak to się mówi? Były papierowe jak strony tego zlepku makulatury. Na osłodę nauczyłem się dwóch słów: kolubryna i lansada.

Dramat gatunkowo i jakościowo. Wiele wysiłku kosztowało mnie, by ją dokończyć. Postacie i ich losy całkowicie mnie nie interesowały. Jak to się mówi? Były papierowe jak strony tego zlepku makulatury. Na osłodę nauczyłem się dwóch słów: kolubryna i lansada.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezwykle męcząca budowa zdań, dlatego też można by na tym przykładzie stwierdzić, że lekturami torturuje się dzieci w szkole. Opis miłości do mnie przemówił - jest to taki sam wgląd w duszę człowieka, jakiego dopatrzyłem się w prozie japońskiej. Na szczęście osłona w postaci szkieł okularowych obroniła biblioteczny wolumin przed zalaniem. Jest tu za dużo i esencji i budzących do życia najgłębsze emocje opisów, a forma podania sprawia, że każde zdanie jest na tyle istotne, że nie można nawet na chwilę wpaść w zadumę. Nie podobała mi się pieśń Osjana. Imiona bohaterów, którymi autor sypie na prawo i lewo, przypominają nazwy firm budowlanych. Mnie to przerosło. Finał też był, mówiąc wprost: do kitu. Istotą nieszczęśliwego zakochania nie jest dzika rozpacz, prowadząca do śmierci także i ciała. Dla mnie jest to raczej wyznacznikiem potrzeby bycia kochanym i dużej wrażliwości, której uleczyć się nie da nawet czasem, dlatego pojawia się kolejna muza i tak w kółko, wpędzając w wiecznie obracające się koło rozczarowań. Pytanie brzmi: dokąd prowadzi ta droga i kiedy nastąpi jej koniec?

Niezwykle męcząca budowa zdań, dlatego też można by na tym przykładzie stwierdzić, że lekturami torturuje się dzieci w szkole. Opis miłości do mnie przemówił - jest to taki sam wgląd w duszę człowieka, jakiego dopatrzyłem się w prozie japońskiej. Na szczęście osłona w postaci szkieł okularowych obroniła biblioteczny wolumin przed zalaniem. Jest tu za dużo i esencji i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem mile zaskoczony. Polecił mi tę pozycję kolega z pracy, lecz nie wiązałem z nią żadnych nadziei, a tu jak się okazuje, lektura ta jest niczym słodki batonik. Mało treści podane w ładnym opakowaniu - taki większy format czasopisma "Detektyw". Dla zrelaksowania mojego umysłu jak ulał. Kremowy papier, odstępy między literami, wybór czcionki, schludna numeracja z tytułami rozdziałów. Tym razem zachwyciłem się estetyką.

Co natomiast wyniosłem z samego reportażu? Ano,iż można poświęcić cały rozdział tak nieistotnej sprawie, jaką jest przejście się nago po holu w miejscu pracy. Rozumiem, że takie zamysły pojawiają się w samczych mózgach nader często i nie mają prawa się spełnić, ale skoro już do tego doszło, to po co trąbić o tym w nieskończoność.

Przytoczenie flagi ku chwale Irlandii, na której kobieta pyta mężczyznę: Pójdziesz (na wojnę), czy ja mam iść? W oryginale nazywa się on "For the glory of Ireland" i można znaleźć grafikę w internecie. Podobają mi się motywy wychwalające kobiety i umniejszające mężczyznom. Nie wiem czemu, ale sprawiają mi niebotyczną satysfakcję.

Dziwi mnie, że ludzi majętnych, którzy utracą pieniądze w wyniku oszustwa, traktuje się tak, jakby na to sobie zasłużyli. Sam przez 1,5 roku ubiegałem się o zwrot ponad tysiąca złotych od nierzetelnego sprzedawcy i dopiero po obsraniu go w internecie (na stronach, które weryfikują oszustwa), otrzymałem to co od początku było moje, ale że tak powiem, nie w moich rękach. Mi się tym razem na szczęście udało, jednak dałem się nabrać w życiu dwukrotnie. Pierwszą wtopą było oddanie figurki ludzika ujeżdżającego dinozaura za dwa wyrwane sześciany z kostki rubika. Sądziłem, że to fajne kolorowe kostki do gry, jednak, gdy ujrzałem człowieka układającego całość, to się mocno wkurzyłem.
Za drugim razem zadzwoniłem do "Pani w bikini z telewizora". I to nie jeden raz. Przy każdym następnym kontakcie, twierdziła, że: "jestem coraz bliżej", a gdy byłem wystarczająco blisko nagrody rzeczowej, mój telefon stał się bezużyteczny w wyniku utraty całych 60 zł, które miałem na karcie.

Taka książeczka, którą wprawny czytelnik przeczyta "na raz" może stanowić prezent dla zabieganego człowieka, który zwyczajnie nie czyta, bo jest zajęty samorozwojem lub tego typu pochodnymi sprawami. Tak mi się przynajmniej w moim przekonaniu wydaje.

Jestem mile zaskoczony. Polecił mi tę pozycję kolega z pracy, lecz nie wiązałem z nią żadnych nadziei, a tu jak się okazuje, lektura ta jest niczym słodki batonik. Mało treści podane w ładnym opakowaniu - taki większy format czasopisma "Detektyw". Dla zrelaksowania mojego umysłu jak ulał. Kremowy papier, odstępy między literami, wybór czcionki, schludna numeracja z tytułami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To już druga z rzędu książka, w której nagminnie umieszczono "nieokreślone" zwroty. I tak mamy jakieś drzwi, a za nimi jakiegoś kapucyna, który zapewne dokądś zmierza. Całkowity brak wyobraźni i polotu u dziennikarza jestem w stanie zrozumieć, w końcu zajmują go fakty lub wiarygodne przesłanki - ów człowiek nie funkcjonuje w świecie wyobraźni.

Motywacje do przeczytania "Cudów Ojca Pio" miałem dwie. Pierwszą była rekomendacja dobrego kumpla, wierzącego w rozbrajający mózg efekt utkanych tu bzdur. Drugą była postać samego zakonnika - podobnego bohatera zamierzam umieścić w swojej książce.

Mogę mimo bólu, jaki sprawia czytanie suchych danych, stwierdzić, że ta lektura wyszła mi na plus. A powody są dwa. Podrozdział pod tytułem "Wielka aktorka" o kobiecie zdolnej do poświęcenia miłości w imię uleczenia ukochanego oraz fragment opisujący cierpienie zakonnika towarzyszące mu za każdym razem, gdy Bóg po prośbie uzdrawiał jego penitentów. Gdyby wiedzieli, jaki ból mu sprawiają, może nie garnęliby się tak do cudu.

Zastanawiam się, czy Ojciec Pio wiedział o czym śnią koty. Mógłby wiele wiedzy przekazać ludziom, gdyby go nie męczyli ciągle o uzdrowienia.

To już druga z rzędu książka, w której nagminnie umieszczono "nieokreślone" zwroty. I tak mamy jakieś drzwi, a za nimi jakiegoś kapucyna, który zapewne dokądś zmierza. Całkowity brak wyobraźni i polotu u dziennikarza jestem w stanie zrozumieć, w końcu zajmują go fakty lub wiarygodne przesłanki - ów człowiek nie funkcjonuje w świecie wyobraźni.

Motywacje do przeczytania...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Inicjacja Nora K. Jemisin, Mac Walters
Ocena 6,4
Inicjacja Nora K. Jemisin, Ma...

Na półkach:

Ubóstwo językowe tej książki uśmierca już i tak mocno obkurczony mózg graczy komputerowych. Na pocieszenie mamy piękną okładkę, która -jak się okazuje-, stała się doskonałym wabikiem. Ech, te lesbijskie fryzury. Czemu znajduję w nich upodobanie, to nie wiem. Faktem jest, iż wydałem całe 10 zł, czyli opłaciłem koszt wydruku jednego egzemplarza. Żądanie zwrotu byłoby jednak bezpodstawne, gdyż oprócz dziecinnych postaci i nieciekawego uniwersum, ta powieść oferuje dosyć sprawną fluktuację tempa akcji i ma spójny, udany finał. Błędy są znikome i nierażące - tu też kryje się atut tego zapychacza czasu. Takie sobie, ale w końcu dla pożeraczy słów, nawet śmietnik jest cenny - mózg uzna zaczytane zdania za istotne i wykorzysta je w stosownym czasie, czy to w konwersacji, czy pisaniu.

Adaptacja gry komputerowej to gatunek, z którym się już zetknąłem wcześniej i tak oto przekartkowałem całą trylogię Starcrafta, która mnie kompletnie wchłonęła, a książki S.D. Perry oparte na serii Resident Evil pozwoliły mi na nowo przeżyć miłe wspomnienia z gry. Od tamtej pory minęło sporo czasu, a moje wymagania wzrosły, stąd nieodparta chęć wybatożenia obu twórców Andromedy za przeciętną lekturę. Z książek opartych na grach po głowie mi chodzi nowela o Alanie Wake'u, jednak nie jestem pewien, czy po nią sięgnę.

Ubóstwo językowe tej książki uśmierca już i tak mocno obkurczony mózg graczy komputerowych. Na pocieszenie mamy piękną okładkę, która -jak się okazuje-, stała się doskonałym wabikiem. Ech, te lesbijskie fryzury. Czemu znajduję w nich upodobanie, to nie wiem. Faktem jest, iż wydałem całe 10 zł, czyli opłaciłem koszt wydruku jednego egzemplarza. Żądanie zwrotu byłoby jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doprawdy dziwi mnie fakt, iż istnieje pojęcia "fana" Stephena Kina. Groza wysysana niczym z matczynego sutka, po którą skrzywione umysły sięgają w nadmiernych ilościach. Koszmary w jego wydaniu wydają się być nużącą po dłuższym czasie rozrywką dla wyobraźni. Tylko i jedynie. Stawiam go na równi z kryminałami, z jakich nie spłynie na nas żadna wzniosła myśl. Najciekawszym kawałkiem jest zdecydowanie "Jaunting" i tylko z nim polecam się zapoznać. Na resztę lepiej nie tracić czasu, mimo, iż są dobrze skonstruowane. Zatem "fani" Stephena Kinga, znajdźcie swoją czytelniczą osobowość, podążajcie za nurtem swojego życia, zamiast karmić się byle czym, ponieważ jest markowe. Opowieści ze szkolnej ławki cechuje duża immersyjność doznań(tak było w moim osobistym przypadku), a małpka jest najwększym badziewiem Pana K. z jakim miałem do czynienia. Z kolei mgła jest przereklamowana - film był zacny, jednak zakończenie książkowe, to wyraz czystej trwogi pisarza o odbiór adresata. Jak dodamy długi opis aparycji kanarkowej lady, za każdym razem, gdy się pojawia, wyjdzie nam niedouczony adept pisania. Nie złorzeczę, piszę, jak jest. Odpuście ją sobie wszyscy, którzy macie na tyle autonomii myślenia, by wybrać sobie lepszą pozycję.

Doprawdy dziwi mnie fakt, iż istnieje pojęcia "fana" Stephena Kina. Groza wysysana niczym z matczynego sutka, po którą skrzywione umysły sięgają w nadmiernych ilościach. Koszmary w jego wydaniu wydają się być nużącą po dłuższym czasie rozrywką dla wyobraźni. Tylko i jedynie. Stawiam go na równi z kryminałami, z jakich nie spłynie na nas żadna wzniosła myśl. Najciekawszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Australia roku 1900-nego wraz z bujną przyrodą i charakterystycznymi dla tego okresu konwenansami pozwala z niemałą łatwością zagłębić się w hermetyczny świat wytwornych dam oraz arystokracji wysługującej się w każdej prozaicznej czynności ludźmi dedykowanymi do ściśle określonych zajęć.

Wykaz postaci występujących w powieści, który został osadzony na wstępie, od razu sprawił, że niechętnie przełożyłem kartkę. Po kiego tyle ludzi? Jakiś spis gości weselnych, którego nikt nie spamięta. To okazało się bolączką, gdyż "mniej, więcej" główne postacie dostały znacznie mniej uwagi, niż oczekiwałem.

Nie sposób nie wspomnieć o urokliwych opisach przyrody i fauny pełnych detali, a dobór słów każe mniemać, że wszystkie były z należytą starannością dopasowane.

Są dwa momenty, które na pewno zapamiętam na dłużej. Opisy wszystkiego dookoła tylko nie postaci, która jest w samym epicentrum zdarzeń. To wywarło na mnie największe wrażenie.

Gdy na ścieżce prowadzącej ku skale jedna z dziewczyn woła do Edyty: Jaki piękny monolit, spójrz, jest tutaj na niebie, nie pod twoimi stopami. Autorka naprowadza nas tymi słowami na słabszą kondycję Edyty i oczyma wyobraźni możemy dostrzec, jak ciężko dyszy, trzymając dłonie rozpostarte na kolanach, gdy z natarczywym pulsowaniem w skroniach wpatruje się w czekoladową drogę (nie lubię tego określenia, lecz takim posłużyła się pisarka). Już nawet murzyńska droga brzmiałaby delikatniej niż ta masa wyciągnięta z kuchni i wylana pod stopy Edyty.

Innym razem dowiadujemy się, że ławka zaszurała po posadzce, a książka została ciśnięta z gniewem w kąt. Tu już łatwiej się domyślić, że Sara była rozeźlona rozmową z przełożoną pensji.

Od razu przytoczę bohaterów i wątki, które zdobyły moje serce. Mianem najwspanialszą z postaci ochrzciłbym Mademoiselle. Poznajemy ją, jak podczas pikniku pokłada się na trawie i przesuwa palce wzdłuż obręczy zegara, myśląc o rzemieślniku, który je naprawia. Być może wyobraża sobie, że on gładzi jej ciało z taką delikatnością, ale to już domysł mojej spragnionej wyobraźni.

Przyjaźń Alberta z Michałem ożywia tę książkę. Mają zwyczajne ludzkie odruchy i cechy i ja im cały czas kibicowałem.

Wątek Irmy i Michała był przedstawiony bardzo po macoszemu. Być może przyćmiła go Sara, którą wywaliłbym z tej powieści.

Tak prawdę mówiąc, historia zaczyna się doskonale, by potem w zadziwiający sposób błądzić w wielu kierunkach donikąd. Jest to niezwykle urodziwa forma, nawet aparycję woźnicy autorka opisuje iście poetycko, porównując jego policzki do kręgu róż na polu, ale wymuszony dramatyzm nie pomaga w tej z wolna rozwijającej się, niezwykle przyjemnej noweli, która absorbuje bez końca. Spotkałem tu inny świat i zapadłem się w nim, zupełnie nie oporując.

Australia roku 1900-nego wraz z bujną przyrodą i charakterystycznymi dla tego okresu konwenansami pozwala z niemałą łatwością zagłębić się w hermetyczny świat wytwornych dam oraz arystokracji wysługującej się w każdej prozaicznej czynności ludźmi dedykowanymi do ściśle określonych zajęć.

Wykaz postaci występujących w powieści, który został osadzony na wstępie, od razu...

więcej Pokaż mimo to