Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bardzo lubię poezję i daję jej zawsze dużo przestrzeni, jednak ta autorstwa Lany Del Rey kompletnie do mnie nie przemówiła.
Na początku myślałam, że może to kwestia problemów z tłumaczeniem (czapki z głów dla wszystkich, którzy w ogóle podejmują się tłumaczenia jakiejkolwiek poezji). Dało się to jednak szybko zweryfikować, ponieważ poniższy tomik zawiera zarówno wersje w języku polskim, jak i w oryginale. I muszę przyznać, że tłumaczka wykonała kawał świetnej roboty – tylko jeden wiersz zyskiwał, gdy był czytany w oryginale (kwestia dobrania rymów – w języku polskim były mocno toporne, ale lepszych też bym nie znalazła).
Druga myśl – styl autorki to po prostu nie moja bajka. Ten wniosek był bardziej słuszny, bo faktycznie styl Lany zupełnie do mnie nie przemówił – losowe rymy, pisanie na granicy poezji i prozy, dużo egzaltowanych słów. Jednak styl to przecież tylko kwestia gustu, prawda?

I wtedy do mnie dotarło, co mi najbardziej w tych tekstach nie pasuje. Jestem po prostu na kompletnie innym etapie życia niż Lana, gdy składała te słowa. W jej wierszach jest mnóstwo smutku, żalu, odrzucenia, samotności, poszukiwania kogoś, kogo można się uczepić, by nie zapaść się w otchłań. Nie potrafiłam się ani utożsamić, ani nawet zbytnio empatyzować z autorką. Zamiast tego, łapałam się na nieudolnych próbach diagnozowania zaburzeń osobowości (tu akurat wina tego, że dopiero co miałam z tego egzamin na studiach ;)).

Bardzo żałuję, że tak mi się nie spodobał ten tomik. Byłam pewna, że będzie inaczej. Całość uratowały końcowe haiku – te były naprawdę dobre i bliskie memu sercu. Także nie skreślam jeszcze poezji Lany i na pewno sprawdzę kolejny tomik. Kto wie – może wiersze z innego etapu jej życia bardziej do mnie przemówią?

Bardzo lubię poezję i daję jej zawsze dużo przestrzeni, jednak ta autorstwa Lany Del Rey kompletnie do mnie nie przemówiła.
Na początku myślałam, że może to kwestia problemów z tłumaczeniem (czapki z głów dla wszystkich, którzy w ogóle podejmują się tłumaczenia jakiejkolwiek poezji). Dało się to jednak szybko zweryfikować, ponieważ poniższy tomik zawiera zarówno wersje w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To zdecydowanie nie jest książka dla każdego. Niejednokrotnie cieszyłam się, że nie czytam jej przy kawie, bo ciśnienie szło samoistnie w górę.

Ałbena Grabowska podjęła się napisania powieści o medycynie z czasów, gdy fakt, iż najważniejsze było, by kobieta rodziła w bólach (bo takie jest boskie i ludzkie prawo), był najmniej kontrowersyjny. Szpitale i gabinety lekarskie to był świat mężczyzn – i to taki, gdzie jakiekolwiek ulepszenia to diabelskie podszepty. Autorka ubrała historię w formę powieści, zapoznała nas z wyrazistymi postaciami, co jeszcze bardziej pozwoliło na własnej skórze odczuć, jak wiele zawdzięczamy tym, którzy walczyli o zmiany. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się aż tak wzburzającej, ale jednocześnie autentycznie i bez lukru ukazującej realia tamtych czasów książki.

W powieści oprócz obrazowo nakreślonego tła polityczno-społecznego znajdziemy również zawikłaną historię doktora Bogumiła Korzyńskiego i jego rodziny. Chwilami nieco absurdalne wydarzenia pozwalały nabrać oddechu przed kolejnymi opisami tego, jak okrutne to były czasy. Najtrudniejsze chyba było czytanie fabularyzowanych rozdziałów przerywników, opisujących osoby, które w realnym świecie przyczyniły się do wielkich zmian w medycynie, chociaż za swojego życia nie były docenione.

Nie spodziewałam się, że ta książka aż tak mnie poruszy. Nie mam wątpliwości, że historia opisana przez Ałbenę Grabowską pozostanie ze mną na lata. Nie mam także wątpliwości, że sięgnę po inne powieści tej autorki.

To zdecydowanie nie jest książka dla każdego. Niejednokrotnie cieszyłam się, że nie czytam jej przy kawie, bo ciśnienie szło samoistnie w górę.

Ałbena Grabowska podjęła się napisania powieści o medycynie z czasów, gdy fakt, iż najważniejsze było, by kobieta rodziła w bólach (bo takie jest boskie i ludzkie prawo), był najmniej kontrowersyjny. Szpitale i gabinety lekarskie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo się zbierałam, by sięgnąć po jakąkolwiek książkę Rachel Abbott, bo obawiałam się, że główną bohaterką znów okaże się jojcząca i kompletnie niedojrzała kobieta, której postawa sprawia, że czytanie jest katorgą. Jednak nie tym razem. Inna rzecz, że nawet nie zauważyłam, że sięgam po drugą część serii o policjantce Stephanie King (no cóż… zdarza się najlepszym ;)).

Jemma i Matt jadą w odwiedziny do przyjaciela Matta z dzieciństwa, Lucasa. Spotkają się w prawie takim samym gronie jak rok wcześniej na niedoszłym ślubie Lucasa i Niny, jednak tym razem nie jest to coś, co robią z przyjemnością. Rok wcześniej bowiem zamiast ślubu wydarzyła się tragedia. W jakim celu zatem Lucas zaprasza wszystkich?…
Rachel Abbott przedstawia nam całkiem interesującą historię. Pokazuje, jak miłość do jednej osoby może opętać do tego stopnia, że rani się innych, równie bliskich. W posiadłości Polskirrin (która zresztą jest tak obrazowo przedstawiona, że chciałoby się tam być), kryją się długo skrywane tajemnice. Pan domu w nietypowy sposób zamierza je poznać – zaprosi przyjaciół do gry w morderstwo. Autorka w bardzo sprawny sposób przeprowadza nas przez tę grę i pozwala razem z uczestnikami odkrywać kolejne kawałki układanki.

Muszę przyznać, że nawet polubiłam główną narratorkę, Jemmę. Jak na bohaterkę psychologicznego thrillera była całkiem sensowną babką. Nie jęczała, tylko starała się działać (inna kwestia, czy zawsze sensownie). A jeszcze bardziej polubiłam Stephanie King – inteligentną i zaangażowaną w sprawę policjantkę.
Książka Rachel Abbott nie jest arcydziełem literatury, jednak bardzo szybko mi przy niej upłynął czas. Napisałabym wręcz, że przyjemnie, gdyby nie fakt, że tematy poruszane w tej powieści w większości do przyjemnych nie należą. Co prawda domyśliłam się przed końcem, co się tam tak naprawdę dzieje, ale nie na tyle szybko, żeby mi to uprzykrzyło lekturę. Do tego nawet na samym końcu autorka odkryła przed czytelnikami jeszcze ostatnie drobne szczegóły, które pozwoliły dopełnić całości.

Dla fanów thrillerów psychologicznych bądź po prostu lubiących tajemnice, lektura (prawie) obowiązkowa. Myślę, że nie rozczaruje.

Długo się zbierałam, by sięgnąć po jakąkolwiek książkę Rachel Abbott, bo obawiałam się, że główną bohaterką znów okaże się jojcząca i kompletnie niedojrzała kobieta, której postawa sprawia, że czytanie jest katorgą. Jednak nie tym razem. Inna rzecz, że nawet nie zauważyłam, że sięgam po drugą część serii o policjantce Stephanie King (no cóż… zdarza się najlepszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Właśnie skończyłam czytać książkę Edyty Folwarskiej i odetchnęłam z ulgą. Przez ostatnie parę godzin zastanawiałam się, dlaczego ja to sobie robię i do teraz nie znalazłam odpowiedzi. Główna bohaterka, Oliwia, psioczy na prawo i lewo, jakie to inne laski są puste, sama nie będąc lepszą. W jednym akapicie wzdycha, jacy to mężczyźni są straszni i beznadziejni, w kolejnym uznaje, że czas jakiemuś wskoczyć do łóżka, bo kilka dni bez seksu to przecież największa tragedia dla kobiety. Potem wypłakuje się siostrze czy mamie, że znów ktoś ją potraktował jak panienkę na raz, by zaraz potem zainstalować Tindera – w poszukiwaniu miłości na całe życie, wiadomo. Toż każdy wie, do czego służy Tinder. Za chwilę znów jest biedną pokrzywdzoną, ale jednak wyzwoloną, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Za moment rezygnuje ze wszystkich swoich zasad czy komfortu, by odgrywać rolę poddanej dla kolejnego przemocowego macho.
Naprawdę nie wiem, dlaczego w ogóle doczytałam tę książkę do końca. Najwyraźniej udzieliła mi się od głównej bohaterki rola ofiary. Ale nic to, najważniejsze, że wiem, jakich marek ubrania nosił każdy w każdym momencie i że wylanie na siebie pół butelki drogich perfum jest w Warszawie normą. Nie mówiąc o kupowaniu kilkunastu drinków po 50zł przez osoby zarabiające jakieś dwa tysiące. Cóż, my tu na prowincji nie wiemy przecież, co to prawdziwe życie. Czy jakoś tak.

TL;DR; trzymajcie się od tego czegoś z daleka. Ani to dobre fabularnie, ani dobrze napisane. Plus taki, że krótkie, aczkolwiek to żaden argument. Tyle że mniej papieru się na to zmarnowało.

Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.

Właśnie skończyłam czytać książkę Edyty Folwarskiej i odetchnęłam z ulgą. Przez ostatnie parę godzin zastanawiałam się, dlaczego ja to sobie robię i do teraz nie znalazłam odpowiedzi. Główna bohaterka, Oliwia, psioczy na prawo i lewo, jakie to inne laski są puste, sama nie będąc lepszą. W jednym akapicie wzdycha, jacy to mężczyźni są straszni i beznadziejni, w kolejnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Za takim Carterem tęskniłam <3

Za takim Carterem tęskniłam <3

Pokaż mimo to


Na półkach:

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością Ćwieka i muszę przyznać, że całkiem udane. Spodobał mi się pomysł, by Lokiego umieścić w kompletnie nie pasującym mu środowisku. Na szczęście umiał o siebie zadbać.
Sięgając po tę książkę nie spodziewałam się jednak, że będzie to raczej zbiór opowiadań niż powieść. Z początku mocno mnie poirytowało skakanie bez ładu i składu z miejsca na miejsce. Gdy do mnie dotarło, że nie muszę aż tak doszukiwać się powiązań między "scenami", czytanie zaczęło mi sprawiać o wiele większą przyjemność. Historie może nie były równe, a konieczność wciągania się w każdą z nich od nowa sprawiała, że łatwiej było tę książkę odłożyć pomiędzy rozdziałami, ale koniec końców cieszę się, że ją przeczytałam. To był całkiem miło spędzony czas.
No i ta okładka <3 O wiele bardziej podoba mi się "thorowa" wersja Lokiego, aniżeli ta "hiddlestonowa".

Po książkę sięgnęłam dzięki CzytamPierwszy.pl.

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością Ćwieka i muszę przyznać, że całkiem udane. Spodobał mi się pomysł, by Lokiego umieścić w kompletnie nie pasującym mu środowisku. Na szczęście umiał o siebie zadbać.
Sięgając po tę książkę nie spodziewałam się jednak, że będzie to raczej zbiór opowiadań niż powieść. Z początku mocno mnie poirytowało skakanie bez ładu i składu z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki. Zastanawiam się tylko, czy to kwestia nieadekwatnych wobec niej oczekiwań, czy po prostu nie jest aż taka świetna.

Po pierwsze, to bardziej dziennik inspiracji z miejscem na notatki i rysunki, a nie książka per se. Krótkie wstępy do poszczególnych rozdziałów poprzedzają kilkanaście zadań do wykonania podczas kolejnych spacerów. Za każdym razem autorka prosi o opisania/narysowanie odpowiedzi na zadane pytania. Osobiście jestem na etapie, kiedy spaceruję kilka razy w tygodniu. Jednakże kiedy wychodzę z domu, to po to, żeby odpocząć – iść przed siebie i pozwolić myślom płynąć. Czasem rozkminiam sprawy ważne, czasem nie myślę o niczym, ale nigdy nie narzucam sobie z góry tematu rozmyślań. Na samą myśl, że spacery z książką stałyby się kolejnym zadaniem do wykonania, odebrały mi chęć na nie. A przecież nie o to chodzi.

Po drugie, zadania czasem są od czapy, jakby autorka nie ogarnęła, że nie każdy ma takie same warunki jak ona. Oczywiście, można ominąć niektóre strony albo zaplanować specjalną wycieczkę dla zadań trudniejszych, ale ogólne przesłanie książki sugeruje jednak spacery po okolicy. I wiecie, no nie każdy ma pod ręką zarówno las, góry i jeszcze jezioro, a do tego może sobie zrobić przerwę lunchową w pracy, by pójść na spacer.

Po trzecie, bardzo dużo w tej książce cytatów osób trzecich. Chwilami miałam wrażenie, że tekstu od autorki jest nawet mniej niż treści od innych autorów (nie liczyłam tego, więc możliwe, że to faktycznie jedynie wrażenie). Teoretycznie tych cytatów nie znałam i niektóre z przyjemnością poznałam, ale liczyłam na więcej treści od autorki.

Po czwarte, jestem zachwycona, jak ta książka została wydana. Jest piękna, w idealnym formacie do wzięcia ze sobą na spacer. Przyczepiona zakładka pozwala zaznaczyć aktualnie czytane miejsce (chociaż tu bym sobie poradziła, używając chociażby źdźbła trawy :)).

Podsumowując, nie mogę powiedzieć, że ta książka jest zła, bo nie jest. Po prostu nie była dla mnie w tym momencie. Warto ją także potraktować bardziej jako trening kreatywności i uważności, a nie książkę o spacerowaniu samym w sobie. W takim wypadku najprawdopodobniej stanie się świetną inspiracją i możliwe, że pozwoli myślom zawędrować w rejony, w które nigdy dotąd się nie zapuścił.

Książkę przeczytałam dzięki CzytamPierwszy.pl.

Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki. Zastanawiam się tylko, czy to kwestia nieadekwatnych wobec niej oczekiwań, czy po prostu nie jest aż taka świetna.

Po pierwsze, to bardziej dziennik inspiracji z miejscem na notatki i rysunki, a nie książka per se. Krótkie wstępy do poszczególnych rozdziałów poprzedzają kilkanaście zadań do wykonania podczas kolejnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do niektórych książek mam stosunek ambiwalentny i "Znikający stopień" jest jedną z takich pozycji. Teoretycznie mam do niej sporo uwag, a jednocześnie nie uważam, że należy ją skreślić z listy do przeczytania.

Z minusów:
1. Drażniły mnie powtórzenia fabuły z części pierwszej. Dla kogoś, kto tej pierwszej nie czytał, byłby to pewnie plus. Dla mnie była to strata czasu.
2. Język powieści był chwilami mocno koślawy. Nie wiem, na ile to wina autorki, a na ile tłumaczenia/redakcji – gdzieś coś jednak poszło nie do końca tak, jak pójść powinno.

Plusy:
1. Książka, który wręcz każe oczekiwać magii, a wcale jej nie daje. Zupełnie jak łosi.
2. Akademia Ellinghama to spełnienie marzeń każdego(?) licealisty (moich na pewno).
3. Ochroniarz Larry <3

Podsumowując, "Znikający stopień" to takie młodzieżowe czytadło na wieczór lub dwa. Niekoniecznie dla osób szukających czegoś świetnie napisanego i z wyjątkowo oryginalną fabułą. Jednak nie jest to coś, co z góry bym skreślała. Jeśli lubisz książki pisane z myślą o młodszym czytelniku, bawią Cię odrobinę naiwne kryminały, gdzie bohaterami są nastolatkowie, a obowiązkowy w takich książkach wątek miłosny nie powoduje u Ciebie spazmów – to myślę, że możesz spokojnie się tą trylogią zainteresować.

Do niektórych książek mam stosunek ambiwalentny i "Znikający stopień" jest jedną z takich pozycji. Teoretycznie mam do niej sporo uwag, a jednocześnie nie uważam, że należy ją skreślić z listy do przeczytania.

Z minusów:
1. Drażniły mnie powtórzenia fabuły z części pierwszej. Dla kogoś, kto tej pierwszej nie czytał, byłby to pewnie plus. Dla mnie była to strata czasu.
2. Język powieści był chwilami mocno koślawy. Nie wiem, na ile to wina autorki, a na ile tłumaczenia/redakcji – gdzieś coś jednak poszło nie do końca tak, jak pójść powinno.

Plusy:
1. Książka, który wręcz każe oczekiwać magii, a wcale jej nie daje. Zupełnie jak łosi.
2. Akademia Ellinghama to spełnienie marzeń każdego(?) licealisty (moich na pewno).
3. Ochroniarz Larry <3

Podsumowując, "Znikający stopień" to takie młodzieżowe czytadło na wieczór lub dwa. Niekoniecznie dla osób szukających czegoś świetnie napisanego i z wyjątkowo oryginalną fabułą. Jednak nie jest to coś, co z góry bym skreślała. Jeśli lubisz książki pisane z myślą o młodszym czytelniku, bawią Cię odrobinę naiwne kryminały, gdzie bohaterami są nastolatkowie, a obowiązkowy w takich książkach wątek miłosny nie powoduje u Ciebie spazmów – to myślę, że możesz spokojnie się tą trylogią zainteresować.

Książka przeczytana dzięki CzytamPierwszy.pl.

Do niektórych książek mam stosunek ambiwalentny i "Znikający stopień" jest jedną z takich pozycji. Teoretycznie mam do niej sporo uwag, a jednocześnie nie uważam, że należy ją skreślić z listy do przeczytania.

Z minusów:
1. Drażniły mnie powtórzenia fabuły z części pierwszej. Dla kogoś, kto tej pierwszej nie czytał, byłby to pewnie plus. Dla mnie była to strata czasu.
2....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Serial Stranger Things jeszcze przede mną, więc kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce. Sięgnęłam po nią ciekawa świata, który pokochały miliony. Niestety, bez porównania z hitem Netflixa nie jestem w stanie powiedzieć, ile z tego świata faktycznie doświadczyłam.
Ale do brzegu! Powieść zaczyna się niewinnie – mamy koniec grudnia w Hawkins w stanie Indiana. Szeryf Jim Hopper i jego świeżo adoptowana córka Nastka spędzają ten dzień we dwójkę. Z braku innych rozrywek dziewczynka zaczyna przepytywać swojego nowego tatę o jego przeszłość. A ten postanawia jej opowiedzieć o czasach, które wspomina z bólem.
Nowy Jork, rok 1977, Hopper jako detektyw nowojorskiego wydziału zabójstw dostaje sprawę dotyczącą dziwnych morderstw. W jej rozwiązaniu ma mu pomóc jego nowa partnerka – Rosario Delgado. Szczegółów tej sprawy opowiadać nie będę, bo mało kto jest odporny na spoilery. Polecam sięgnąć po książkę, by je poznać.
Jima Hoppera polubiłam od pierwszych stron, detektyw Delgado skradła moje serce jak tylko zjawiła się na posterunku, pozostałe postaci (nawet te mniej przeze mnie lubiane) były wyraziste i zazwyczaj miały w sobie to coś. Przyjemnie się czytało o tych wszystkich ludziach. Do tego klimat ulegającego rozkładowi Nowego Jorku lat siedemdziesiątych i zabójca, który nadepnął na odcisk nie tylko swoim ofiarom. Ani trochę mnie ta powieść nie rozczarowała.

A po książkę sięgnęłam akurat teraz dzięki czytampierwszy.pl :)

Serial Stranger Things jeszcze przede mną, więc kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce. Sięgnęłam po nią ciekawa świata, który pokochały miliony. Niestety, bez porównania z hitem Netflixa nie jestem w stanie powiedzieć, ile z tego świata faktycznie doświadczyłam.
Ale do brzegu! Powieść zaczyna się niewinnie – mamy koniec grudnia w Hawkins w stanie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Strefy cyberwojny Wojciech Brzeziński, Agata Kaźmierska
Ocena 7,5
Strefy cyberwojny Wojciech Brzeziński...

Na półkach:

Mam nieco mieszane uczucia względem tej książki. Z jednej strony zebrana z pokaźnej liczby źródeł wiedza jest ważna i warta poznania. Daje do myślenia i motywuje do zagłębienia się w poszczególne tematy. Z drugiej strony niejednokrotnie dało się wyczuć, jakie zdanie na temat opisywanych zjawisk ma autor bądź autorka danego fragmentu. Zastanawia mnie, czy negatywne nacechowanie zdań niektórym nie wystarczy. Czy aby na pewno wszyscy zechcą poznane informacje przepuścić przez własne myśli, by wyrobić sobie swoją opinię, a nie przyjąć narzuconą.

Aczkolwiek uważam, iż to dobrze, że taka książka powstała. Ja o wielu z tych spraw wiedziałam wcześniej, jednakże zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest tak dociekliwy i przekopuje się przez zagraniczne źródła, by dowiedzieć się czegoś nowego. W "Strefach cyberwojny" zostało zebranych wiele ciekawych aspektów "życia w internecie" i tego, jak przez ów internet przepływają wszelkiego rodzaju informacje.

Mogło to być napisane nieco prostszym językiem, by mogło trafić do szerszego grona, ale rozumiem, że o pewnych sprawach nie jest wcale łatwo pisać tak, by wszyscy zrozumieli. Myślę jednak, że warto przebrnąć przez tę książkę, nawet jeśli niektóre rozdziały wydają się zbyt naszpikowane specjalistycznym słownictwem.

[przeczytana dzięki czytampierwszy.pl]

Mam nieco mieszane uczucia względem tej książki. Z jednej strony zebrana z pokaźnej liczby źródeł wiedza jest ważna i warta poznania. Daje do myślenia i motywuje do zagłębienia się w poszczególne tematy. Z drugiej strony niejednokrotnie dało się wyczuć, jakie zdanie na temat opisywanych zjawisk ma autor bądź autorka danego fragmentu. Zastanawia mnie, czy negatywne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mikami, Mikumo, Mikura, Minako... Już na wstępie można by było się zakręcić już na samym początku. Na szczęście Wydawnictwo Literackie pomyślało o wszystkim i na wewnętrznej stronie okładki umieściło ratującą nas od zwariowania ściągę.
"Sześć Cztery" to nie jest kryminał, do jakich przyzwyczaiły nas wydawnictwa przez ostatnie lata. Akcja powolutku sobie ciurka, tak jakby nigdzie jej się nie spieszyło. Większość fabuły dzieje się w zamkniętym budynku, w którym mieści się Wydział Spraw Administracyjnych i Klub Prasowy Prefektury Komendy Głównej. Na pierwszy rzut oka typowe starcie przedstawicieli mediów z Biurem Prasowym narusza kruchą budowlę bazującą na kłamstwach i tajemnicach. W środku tego wszystkiego jest Mikami Yoshinobu, który został wystawiony na wyjątkowo niesprawiedliwą próbę – zaginęła jego nastoletnia córka. Z pozoru rutynowe działania Mikamiego naruszają niestabilną konstrukcję i wszystko zaczyna sie sypać. Jednak nie jak domek z kart, raczej jak kostki domina. Jedna przewrócona kostka ukazuje za sobą ciąg kolejnych intryg, matactw, niedomówień i półprawd, a to wszystko sięga tak głęboko, że mało kto już potrafi się w tym połapać.
I my tak sobie siedzimy obok, słuchamy rozmów, wkurzamy sie na roszczeniowość pracy i na skostniałość systemu policyjnego. Obserwujemy to wszystko na tle nietypowej dla nas japońskiej kultury, czując podskórnie, że to mogłoby się zdarzyć gdziekolwiek. I to wszystko jest takie jednocześnie bliskie i dalekie. Z każdą stroną zaczynasz się coraz bardziej czuć częścią tej historii, mimo że jesteś tylko obserwatorem. A na końcu pozostajesz z przeświadczeniem, że nic nie jest takie, na jaki wygląda i że już sam nie wiesz, czy to się zakończyło dobrze, czy źle.

"Sześć Cztery" nie jest książką dla każdego. Jeśli wolisz wartką akcję, nie lubisz długich rozmów o sprawach pozornie błahych, ale szczegóły których potem mają kolosalne znaczenie, albo gubienie się w japońskich imionach i nazwiskach wydaje Ci się nie do przeskoczenia, to odpuść sobie. Jest tyle książek na świecie, że na pewno coś dla siebie znajdziesz.

Mikami, Mikumo, Mikura, Minako... Już na wstępie można by było się zakręcić już na samym początku. Na szczęście Wydawnictwo Literackie pomyślało o wszystkim i na wewnętrznej stronie okładki umieściło ratującą nas od zwariowania ściągę.
"Sześć Cztery" to nie jest kryminał, do jakich przyzwyczaiły nas wydawnictwa przez ostatnie lata. Akcja powolutku sobie ciurka, tak jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Basza smaku" to książka niezwykła, angażująca nie tylko wzrok, ale także zmysły smaku i węchu. Niesamowita dokładność, z jaką autor opisuje kolejne potrawy, sprawia, że ślinka zaczyna cieknąć już podczas czytania pierwszych stron.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Okazuje się jednak, że kunszt kulinarny głównego bohatera to tylko tło tej powieści. Autor, przeplatając teraźniejszość Kucharza z jego przeszłością, opowiada nam historię trudną, ale jednocześnie piękną. Kulinaria, medycyna, astronomia i inne czasem zaskakujące dziedziny życia przeplatają się ze sobą, a to wszystko przyprawione jest wielkimi emocjami, miłością, nadzieją, strachem czy gniewem.

Poza tym powieść ta jest przepięknie wydana, co dodatkowo uprzyjemnia lekturę. Już pierwsze strony tej powieści, pomimo litanii arabskich nazwisk, wciągnęły mnie i dały poczucie, że warto było się na tę lekturę zdecydować. Polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę na przyjemnie spędzony czas. Warto przynajmniej spróbować, by nie żałować później, iż przegapiło się coś wyjątkowego.

P.S. Po książkę sięgnęłam dzięki czytampierwszy.pl, ale to zupełnie nie wpłynęło na moją opinię.

"Basza smaku" to książka niezwykła, angażująca nie tylko wzrok, ale także zmysły smaku i węchu. Niesamowita dokładność, z jaką autor opisuje kolejne potrawy, sprawia, że ślinka zaczyna cieknąć już podczas czytania pierwszych stron.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Okazuje się jednak, że kunszt kulinarny głównego bohatera to tylko tło tej powieści. Autor, przeplatając teraźniejszość Kucharza z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O przeczytaniu "Wojen konsolowych" marzyłam od momentu, w którym zobaczyłam ją w zapowiedziach. Zaczęłam czytać zaraz po premierze i muszę przyznać, że się nie rozczarowałam.
Historię rozwoju growego biznesu poznajemy z perspektywy Sega of America, a konkretniej jej prezesa Toma Kalinskego. Na pierwszy plan wysuwa się rywalizacja na konsole i gry na nie między amerykańskimi oddziałami Segi i Nintendo, ale oprócz tego dostajemy jeszcze wiele innych smaczków, takich jak relacje między Sega of America i Sega of Japan czy negocjacje z innymi większymi graczami na rynku sprzętu komputerowego i gier. Do tego poznajemy także wiele osób, których nazwiska kojarzą się nam z przełomem lat '80 i '90 (bo w tym czasie dzieje się akcja książki). Poznajemy nie tylko ich nazwiska, ale także dowiadujemy się, skąd się wzięli i w jakim kierunku zmierzają.

Myślę, że książka będzie świetną lekturą nie tylko dla fanów gier video, którzy pojawiające się w grze nazwiska wymieniają przez sen, ale także dla osób zainteresowanych szeroko pojętym biznesem, prowadzeniem dużej firmy, negocjacjami biznesowymi itp. Autor bardzo fajnie przedstawia nam, co Tom Kalinske jako prezes SoA robił, by wprowadzić Segę pod strzechy, co mu się udawało, a które pomysły nie wypalały (i dlaczego). Mnie ta historia zarówno skłoniła do przemyśleń na temat zarządzania firmą i produktem, ale także dostarczyła mnóstwo zwyczajnej rozrywki. Zdarzyło mi się nawet głośno zaśmiać podczas czytania, co nie jest dla mnie typowe.

Jednym z dwóch minusów tej książki jest to, że książkę reklamowano jako thriller. Owszem, jest dobrze napisana i przyjemnie się ją czyta, ale thrillerem bym jej nie nazwała. Krwi w żyłach nie mrozi, a rozdziały kończą się w taki sposób, że nie boli, gdy po zakończeniu jednego nie możemy od razu rozpocząć czytania kolejnego. Z drugiej strony jest to w pewnym sensie plusem tej książki. Nie mając przymusu wciągnięcia jej za jednym posiedzeniem, możemy sobie ją spokojnie smakować po kawałku.

Drugi minus? Fakt, że ebook kosztuje w cenie wyjściowej ponad 50zł. Taka cena jest już wysoka dla wersji drukowanej (ale ewentualnie jeszcze można się wykosztować na nią), ale za ebooka mogliby chcieć mniej. Także polujcie na promocje cenowe i wtedy nie wahajcie się :)

O przeczytaniu "Wojen konsolowych" marzyłam od momentu, w którym zobaczyłam ją w zapowiedziach. Zaczęłam czytać zaraz po premierze i muszę przyznać, że się nie rozczarowałam.
Historię rozwoju growego biznesu poznajemy z perspektywy Sega of America, a konkretniej jej prezesa Toma Kalinskego. Na pierwszy plan wysuwa się rywalizacja na konsole i gry na nie między amerykańskimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

bardzo słabe tłumaczenie odbiera momentami przyjemność z czytania, niestety

bardzo słabe tłumaczenie odbiera momentami przyjemność z czytania, niestety

Pokaż mimo to

Okładka książki Hotel pod poległym alpinistą Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 6,7
Hotel pod pole... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach: ,

wydanie pod tytułem 'sprawa zabójstwa'

wydanie pod tytułem 'sprawa zabójstwa'

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

dla osób, które wcześniej nie zetknęły się z tematem, może to być całkiem fajna lektura na początek. pozostali mogą się rozczarować.

dla osób, które wcześniej nie zetknęły się z tematem, może to być całkiem fajna lektura na początek. pozostali mogą się rozczarować.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

zdecydowanie za krótka ;)

zdecydowanie za krótka ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

ta część chwilami nieco przegadana - jednak cykl rzymski Saylora bardzo trafia w mój gust :)

ta część chwilami nieco przegadana - jednak cykl rzymski Saylora bardzo trafia w mój gust :)

Pokaż mimo to

Okładka książki Manuskrypt Chopina Lee Child, David Corbett, Jeffery Deaver, Joseph Finder, Jim Fusilli, John Gilstrap, James Grady, David Hewson, John Ramsey Miller, P.J. Parrish, Ralph Pezzullo, S. J. Rozan, Lisa Scottoline, Peter Spiegelman, Erica Spindler
Ocena 5,7
Manuskrypt Cho... Lee Child, David Co...

Na półkach: ,

jak na książkę pisaną przez 15 osób jest naprawdę spójna, do tego kilka włoskich zdań wtrąconych, co mnie zawsze cieszy jak zabawka małe dziecko ;) - no i idealnie trafiła w mój nastrój (stąd aż 5 gwiazdek :))

jak na książkę pisaną przez 15 osób jest naprawdę spójna, do tego kilka włoskich zdań wtrąconych, co mnie zawsze cieszy jak zabawka małe dziecko ;) - no i idealnie trafiła w mój nastrój (stąd aż 5 gwiazdek :))

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

w sumie nie wiem, czemu w ogóle sięgnęłam po kolejną część. a tak - 7h w pociągu i brak innej alternatywy - to by sporo wyjaśniało.

w sumie nie wiem, czemu w ogóle sięgnęłam po kolejną część. a tak - 7h w pociągu i brak innej alternatywy - to by sporo wyjaśniało.

Pokaż mimo to