rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Biorcy i dawcy. Tajemnice wzajemnej fascynacji Cris Evatt, Bruce Feld
Ocena 5,7
Biorcy i dawcy... Cris Evatt, Bruce F...

Na półkach: , , , , ,

Ogromne rozczarowanie! Nie polecam tej książki wszystkim, bo uważam, że zawiera poważne błędy wymieszane z ciekawymi spostrzeżeniami, więc błędne teorie mogą wydać się niezorientowanemu w tematyce czytelnikowi prawdziwe.

Autorzy przedstawiają swoją typologię osobowości, podzielili ludzi na dwie kategorie: Dawców i Biorców, którym przyporządkowali konkretne emocje, sposób widzenia świata, zachowania, reakcje - wszystkie w stosunku do tych z "drugiego typu" opozycyjne.

Pierwszy mój zarzut dotyczy tego, że autorzy zdają się nie mieć wystarczającej wiedzy na temat typów temperamentu - introwersji i ekstrawersji - by używać ich na siłę w swojej teorii. Drugi, związany z pierwszym, to zbytnie uproszczenia, uogólnienia, przycinanie definicji i tłumaczeń do swoich wyobrażeń, w dodatku wypowiadanie się bardzo kategoryczne, co doprowadzało niejednokrotnie do absurdów niezgodnych z obserwowaną rzeczywistością. Za to pod koniec książki autorzy narzekali, że psychologowie zbytnio komplikują rzeczywistość, wymieniają zbyt wiele typów osobowości i są za silnie przywiązani do swoich teorii. Oni za to sprawę zbyt uprościli, a ich usztywnione przekonanie o własnej słuszności nie pozwala brać poważnie zarzutów tego typu w stosunku do innych.

Mimo wyliczenia minusów przyznaję, że pozycja zawiera mnóstwo trafnych uwag, a wyłuskanie typów Dawców i Biorców tłumaczy i stawia w jaśniejszym świetle wiele ludzkich zachowań. Jednak autorzy posunęli się zbyt daleko chcąc wytłumaczyć tym podziałem wszystko i arbitralnie utożsamiając wszystkich ekstrawertyków z Dawcami a introwertyków z Biorcami, nie biorąc pod uwagę dysproporcji ilościowej ekstrawertyków do introwertyków w społeczeństwie oraz tego, że typ temperamentu nie jest tożsamy z typem osobowości.

Ogromne rozczarowanie! Nie polecam tej książki wszystkim, bo uważam, że zawiera poważne błędy wymieszane z ciekawymi spostrzeżeniami, więc błędne teorie mogą wydać się niezorientowanemu w tematyce czytelnikowi prawdziwe.

Autorzy przedstawiają swoją typologię osobowości, podzielili ludzi na dwie kategorie: Dawców i Biorców, którym przyporządkowali konkretne emocje, sposób...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Talki w wielkim mieście Monika Piątkowska, Leszek K. Talko
Ocena 6,5
Talki w wielki... Monika Piątkowska,&...

Na półkach: , ,

Połknęłam w ciągu jednego dnia z przyjemnością i uśmiechem na ustach. Sympatyczna lektura, wprawia w pozytywny, lekki nastrój.

Leszek Talko i Monika Piątkowska piszą (dobre) felietony inspirowani swoją codziennością. Nam, czytelnikom, jawi się ona wprawdzie jako niezwykła i zwariowana, ale to właśnie umiejętność świetnych felietonistów, jak zresztą się dowiedzieliśmy wiele razy z subtelnie przemycanych autoreklam Talka.

Lektura na poprawę humoru, na leniwe dni, na docenienie własnych (porządnych) znajomych.

Połknęłam w ciągu jednego dnia z przyjemnością i uśmiechem na ustach. Sympatyczna lektura, wprawia w pozytywny, lekki nastrój.

Leszek Talko i Monika Piątkowska piszą (dobre) felietony inspirowani swoją codziennością. Nam, czytelnikom, jawi się ona wprawdzie jako niezwykła i zwariowana, ale to właśnie umiejętność świetnych felietonistów, jak zresztą się dowiedzieliśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Odwiedzałam bibliotekę i stanęłam akurat przy półce z literaturą włoską. Prześlizgując się wzrokiem po grzbietach książek, dostrzegłam tytuł, który na wielu osobach zrobiłby wrażenie przez skojarzenie ze znakomitym filmem - "Zapach kobiety". Podniecona perspektywą własnoocznego poznania źródła inspiracji scenarzysty wypożyczyłam powieść i... solennie się rozczarowałam. Bardzo to słaba pozycja ze sztucznymi dialogami, zachowującymi się bez sensu bohaterami oraz brakiem ukazywania swojego wnętrza przez pierwszoosobowego narratora, czego nie lubię, bo książka robi się wtedy takim suchym wyliczeniem zewnętrznych zdarzeń, niczym raport. Dotrwałam do ostatniej strony powodowana tylko nadzieją, że znajdę w powieści najlepsze sceny zapamiętane z filmu. Próżne nadzieje, jak się okazało, dzieło kinematografii nawiązuje do książki bardzo luźno, a postać wykreowana tak genialnie przez Ala Pacino była na kartkach nużąca i obrzydliwawa. Pięcioma słowami, nie ma co tracić czasu.

Odwiedzałam bibliotekę i stanęłam akurat przy półce z literaturą włoską. Prześlizgując się wzrokiem po grzbietach książek, dostrzegłam tytuł, który na wielu osobach zrobiłby wrażenie przez skojarzenie ze znakomitym filmem - "Zapach kobiety". Podniecona perspektywą własnoocznego poznania źródła inspiracji scenarzysty wypożyczyłam powieść i... solennie się rozczarowałam....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powrót do nastoletniego szarpania się samej ze sobą. Siedemnastoletnia Chun Sue nie może odnaleźć się w rzeczywistości, w której powinna przykładać się do nauki w szkole myśląc perspektywicznie o dojrzałej przyszłości. Świat widziany oczami dziewczyny jest ponury i pełen cierpienia, gubi się ona we własnych depresyjnych emocjach i braku motywacji do działania. Ból istnienia i lęk próbuje zagłuszyć przypadkowymi związkami z chłopakami i seksem, włóczeniem się po mieście i muzycznych imprezach, nielegalnym nocowaniem poza domem. Miota się, rozważa rzucenie szkoły, która nudzi ją śmiertelnie i nie uczy niczego ważnego. Jedynymi rzeczami, jakimi zainteresowana jest bohaterka są undergroundowe zespoły rockowe, z którymi przeprowadza wywiady i publikuje w pisemkach muzycznych oraz pisanie i poezja.

Książka jest bolesna i niejednokrotnie przygnębia. Było mi żal bohaterki, tym bardziej, kiedy przypominałam sobie własne boleści nastoletniego samopoczucia. Jednak nie oceniłam jej wysoko. Miejscami stawała się nudna i niczym nie zachwyciła. Aczkolwiek dla młodych ludzi może być o tyle pożyteczną lekturą, że zobaczą, że inni też przechodzą przez podobne stany psychiczne i nie będą się czuli nienormalni. Reszcie niespecjalnie polecam.

Powrót do nastoletniego szarpania się samej ze sobą. Siedemnastoletnia Chun Sue nie może odnaleźć się w rzeczywistości, w której powinna przykładać się do nauki w szkole myśląc perspektywicznie o dojrzałej przyszłości. Świat widziany oczami dziewczyny jest ponury i pełen cierpienia, gubi się ona we własnych depresyjnych emocjach i braku motywacji do działania. Ból istnienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co za rozczarowanie! A książka tak dobrze się zapowiadała, i koniec części drugiej, i początek tej przedstawiały się smakowicie. Jednak odniosłam wrażenie, że autorce spieszno do zakończenia cyklu i pędzi z fabułą traktując wydarzenia i przeżycia bohaterów po macoszemu. Wcześniej rozwodziła się nad każdym szczegółem, a mniej więcej od połowy powieści akcja ruszyła z kopyta, zmiana wyprzedzała zmianę i nie zostało miejsca (czasu?) na nic oprócz następstwa zdarzeń.

Partię powieści odbywającej się w pałacu sułtana uważam za najsłabszą z całego cyklu. Bohaterowie znowu byli enigmatycznie, w negatywnym tego słowa znaczeniu, trudno było dopatrzeć się sensu czy powodów ich działań i odczuć. Autorka poświęciła tym razem uwagę większej liczbie postaci i przez to żadnej do końca nie można było poznać czy zrozumieć. Prawdopodobnie do niezbyt pozytywnej opinii dołączyło jeszcze zmęczenie materiału – przeczytałam prawie pod rząd te bardzo podobne pod każdym względem do siebie książki o identycznej, niezróżnicowanej tematyce.

Ale do samego końca byłam zainteresowania pomysłem autorki na zakończenie całej tej dziwacznej historii, i w efekcie nie żałuję czasu poświęconego na zmęczenie książki.

Co za rozczarowanie! A książka tak dobrze się zapowiadała, i koniec części drugiej, i początek tej przedstawiały się smakowicie. Jednak odniosłam wrażenie, że autorce spieszno do zakończenia cyklu i pędzi z fabułą traktując wydarzenia i przeżycia bohaterów po macoszemu. Wcześniej rozwodziła się nad każdym szczegółem, a mniej więcej od połowy powieści akcja ruszyła z kopyta,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z pewnym zdziwieniem donoszę, iż uważam „Karę dla Śpiącej Królewny” za lepszą książkę od jej poprzedniczki z trylogii. Nie jest to taka częsta sytuacja, szczególnie, jeśli część pierwsza rozczarowuje poziomem. Tę powieść za to czytałam nawet z przyjemnością i sporym zainteresowaniem; mimo to uważam, że i tak zasługuje tylko na dwie gwiazdki.

Co się w tej części zmienia na korzyść?

1) Zmienia się miejsce akcji oraz osoby pań i panów. Jak wiadomo z zakończenia „Przebudzenia...”, Różyczka zostaje zesłana do wioski. Za to duży plus, choć byłam wpierw nastawiona sceptycznie do tego pomysłu. Mieszczanie wypadają lepiej od dam i lordów z królestwa, tak jak i sam klimat miasteczka zresztą. W dworzanach była jakaś fałszywość i przerost formy nad treścią, to ich rozpływanie się nad niewolnikami, których dopiero co skatowali, razy wymieszane z przesadnie słodką czułością jawiły mi się nieco schizofrenicznie. Mieszkańcy wioski są „prostymi ludźmi” jeśli idzie o psychikę, lub może są po prostu bardziej ludźmi, traktują niewolników z większą dozą praktyczności, konsekwentnie, są bardziej przekonywujący jako postacie i mniej irytujący.

2) Główna bohaterka dojrzewa trochę emocjonalnie pod piórem autorki i zyskuje jakby ciut głębi. Jej osobowość staje się bardziej integralna i elementy psychiki już się tak nie kłócą jak wcześniej. Gubi też trochę ze swojego infantylizmu.

3) Na scenę wkracza nowa postać męska po stronie panów. Kapitan Gwardii jest może i okrutny (kto tam nie jest), ale za to męski i seksowny, nie to, co denerwujący młokos królewicz czy żałosny Aleksy (fanki wybaczą).

4) Podobała mi się też bardziej sceneria średniowiecznego w stylu miasteczka od monotonnego przepychu dworu. Tamtejsze życie, mieszkańcy, zdarzenia wydawały się bardziej interesujące.

Jeśli po przeczytaniu „Przebudzenia...” nie byliście znudzeni lub zniesmaczeni tematyką książki, to polecam część drugą – sądzę, że zostawi pozytywniejsze wrażenia; że nie wspomnę o obiecującym zakończeniu.

Z pewnym zdziwieniem donoszę, iż uważam „Karę dla Śpiącej Królewny” za lepszą książkę od jej poprzedniczki z trylogii. Nie jest to taka częsta sytuacja, szczególnie, jeśli część pierwsza rozczarowuje poziomem. Tę powieść za to czytałam nawet z przyjemnością i sporym zainteresowaniem; mimo to uważam, że i tak zasługuje tylko na dwie gwiazdki.

Co się w tej części zmienia na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest sobie Śpiąca Królewna, leży nieruchomo, pogrążona we śnie. Przybywa książę chcący wybawić ją i cały dwór od okrutnej klątwy. Odnajduje komnatę królewny, nachyla się zachwycony jej urodą i całuje jej rozchylone usta, następnie ją gwałci, a potem żyli długo i... było dużo wymuszonego seksu i bicia.

Nie wiem, jakie wrażenie chciała wzbudzić autorka tą erotyczną powieścią, ale można by przypuszczać, że prawdopodobnie zamierzała zaszokować lub/i podniecić.

Królewna trafia w miejsce, gdzie ludzie podzieleni są na panów i niewolników. Niewolnicy, ponętne dziewczęta i przystojni młodzieńcy, spełniać mają seksualne zachcianki wyżej postawionych dam i lordów oraz, i to nawet w większym stopniu, umożliwić im realizację swoich sadystycznych skłonności przejawiających się umiłowaniem ciągłego bicia i upokarzania niewolników.

Kiedy czytam powieść erotyczną oczekuję zmysłowości, bez względu na jej odmianę sadystyczno-masochistyczną w wersji hard czy czułą i delikatną. W tej książce bardzo mi zabrakło tego elementu. Powiedziałabym nawet, że pojawia się w powieści co rusz, niezamierzony, jak sądzę, rys komiczny – miotanie się po komnacie na czworakach z tyłkiem czerwonym jak u pawiana od uderzeń trzepaczki – rodzaje tortur są tu zbyt często aseksualne i wręcz niesmaczne.

Dlatego podniecić się mnie autorce nie udało. Czy zaszokować? Napiszę szczerze, że pojawiała się nuda. Monotonia powtarzających się raz za razem podobnych form dręczenia, w dodatku udziwnionych bez sensu, tak, że zastanawiałam się nad psychiką członków i członkiń klasy właścicieli oddarta była z czynnika fascynującego czy właśnie gorszącego. Mnie się chciało raczej wzdychać z rezygnacją.

Z założenia była ta historia pisana jako baśń, więc mogę przymknąć oko na nieprawdopodobne realia i zasady panujące w królestwach, nawet (choć z trudem) na niemożliwą w prawdziwym życiu fizjologię bohaterów, ale niekonsekwentna i nielogiczna psychologia postaci za bardzo mi zgrzytała, bym mogła przejść nad nią do porządku. Tu wielki minus, bo sam pomysł na fabułę dawał o wiele, o wiele więcej możliwości do popisu.

Mimo surowej oceny, zamierzam sięgnąć po drugą część książki, ale nie czarujmy się, głównie jestem ciekawa, co też autorka każe wyrabiać bohaterom tym razem, do jakich układów gimnastycznych ich zmusi i jakie niepasujące emocje do tego doczepi.

Jest sobie Śpiąca Królewna, leży nieruchomo, pogrążona we śnie. Przybywa książę chcący wybawić ją i cały dwór od okrutnej klątwy. Odnajduje komnatę królewny, nachyla się zachwycony jej urodą i całuje jej rozchylone usta, następnie ją gwałci, a potem żyli długo i... było dużo wymuszonego seksu i bicia.

Nie wiem, jakie wrażenie chciała wzbudzić autorka tą erotyczną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Świetna książka, wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Mimo, że została wydana po raz pierwszy w 1985 roku, to treści w niej zawarte nie tylko są cały czas aktualne, ale nadal pozostają nieznane znacznej grupie osób. Spokojnie można sięgnąć po tę pozycję, tym bardziej, że przemiany społeczne w Polsce zachodzą z pewnym opóźnieniem, a tematyka seksualna jest cały czas dosyć nieoswojona i często stanowi tabu, nawet wśród par.

Dagmar O'Connor pisała ten poradnik mając ponad 15-letnie doświadczenie w pracy terapeutki i seksuolożki. Za treściami przedstawionymi w książce idzie więc i wiedza teoretyczna, i olbrzymie doświadczenie. Jak wynika z tytułu, autorka pisze jedynie na temat seksu monogamicznego. Ten rodzaj współżycia jest przez nią gloryfikowany: „tylko w monogamicznym związku można przeżyć najprzyjemniejszy, najbardziej ekscytujący seks. Monogamia daje więcej okazji do różnorodnych przeżyć i eksperymentów, bardziej sprzyja rozwojowi życia seksualnego niż inne relacje między kobietą a mężczyzną, w których dochodzi do kontaktów seksualnych”. Z drugiej strony autorka przyznaje, że „żaden inny rodzaj relacji nie podsuwa tylu gotowych wymówek i usprawiedliwień, żaden nie dostarcza tylu powodów do spięć, nie podpowiada tylu tematów zastępczych, które nie pozwalają dwojgu ludziom cieszyć się swoją seksualnością.”

Skąd więc w potencjalnie tak wspaniałym układzie tyle problemów z seksem? Autorka poświęca temu problemowi całą książkę. „Jak kochać się z tą samą osobą do końca życia i wciąż to lubić” zbudowana jest z dwóch części, w pierwszej, dłuższej, specjalistka przedstawia sposoby, w jakie ludzie pozostający w długoletnich związkach tłumią w sobie podniecenie seksualne oraz powody takiego postepowania; w drugiej – opisuje metody rozbudzenia w sobie na powrót owego utraconego podniecenia, budowania ekscytacji i powrotu do pożądania między partnerami, podaje też konkretne ćwiczenia pomagające krok po kroku oswoić się z sytuacjami, które wywoływały do tej pory lęk czy poczucie winy.

Problemy i zahamowania, jakie pojawiają się w związku z seksem, są pochodną różnych błędnych przekonań i mitów na temat pożycia w długoterminowych związkach lub seksu w ogóle. Autorka obrazuje je nam na przykładach historii rzeczywistych par, które zgłosiły się do niej po pomoc. Dotyczą one głównie ludzi ze sporym już stażem małżeńskim, u których problemy te zdążyły wystąpić, ale czasem nie potrzeba na to aż tyle czasu, mamy też przykłady kilkuletnich związków. Bardzo życiowa zasada mówi, że łatwiej i taniej jest zapobiegać, niż leczyć, dlatego też uważam, że warto posiadać taką wiedzę jak przedstawiona w tej książce, tym bardziej, że poradnik jest napisany interesująco i fachowo, łatwym, żywym językiem. Co najważniejsze, O’Connor jest przekonana (i ma dowody ze swojego doświadczenia), że powrót do żywego i emocjonującego seksu w małżeństwach po seksualnych przejściach i posuchach jest jak najbardziej możliwy i nie oznacza słabej jakości późniejszego współżycia w tym związku. „Zamiast poddawać się nudzie małżeńskiej codzienności, możemy rzucić się w wir szalonego, nieprzyzwoitego i przyjemnego seksu – ze swoim partnerem.”

Świetna książka, wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Mimo, że została wydana po raz pierwszy w 1985 roku, to treści w niej zawarte nie tylko są cały czas aktualne, ale nadal pozostają nieznane znacznej grupie osób. Spokojnie można sięgnąć po tę pozycję, tym bardziej, że przemiany społeczne w Polsce zachodzą z pewnym opóźnieniem, a tematyka seksualna jest cały czas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Cudowna książka! Jest jak pokrzepiające przytulenie, ciepły uśmiech, wygrzanie się w promieniach słońca. Polecam ją jako lekturę obowiązkową szczególnie ludziom pełnym różnych niepokoi, skrępowania i wyrzutów sumienia, że nie są tacy, jacy być „powinni”; ale każdy może ją przeczytać, choćby po to, by się uśmiechnąć i poczuć tak przyjemnie swobodnie. Kataryna Miller stworzyła wspaniały plaster na skołowaną głowę, mamy tutaj zbiór jej felietonów pisanych cyklicznie do czasopisma „Zwierciadło”, sporą dawkę pozytywnego spojrzenia na siebie samą.

Każdy mały rozdzialik dotyczy innej trudności i lęku dotykającego ludzi; a zgodnie z tytułem całości nazwany został: „Nie bój się…” – mamy więc dosyć oczywiste, jeśli chodzi o niełatwe sprawy: „starzenia”, „ciężkich wyzwań”, śmierci”, „samotności”, „odchodzenia”. Ale i poruszone w tym samym kontekście zostały, mogące zadziwić w pierwszej chwili: szczęście, śmiech, sikanie, miłość, a nawet zabawa. Owszem, mogą one jawić się jako taka trudność, że człowiek się ich boi i unika. Mamy też rozdziały poświęcone czysto ludzkim „grzeszkom”, które autorka odczarowuje z tego piętna, a więc: „Nie bój się być rozlazłym”, „Nie bój się bać”, „Nie bój się odmawiania sobie”, „Nie bój się złości”, „Nie bój się być egoistką”, „Nie bój się niemożności” oraz „Nie bój się błędów”. Katarzyna Miller poruszyła też kwestie, które często stanowią tabu lub nie wiemy za bardzo, jak o nich rozmawiać - nie bój się: „dziecięcej seksualności”, „świąt bez rodziny”, „geja”, „ojcostwa”, „mamusi” i „mówić mężczyźnie, czego od niego chcesz”.

Felietony, jak to felietony, są krótkie, dotykają tematu, ale nie stanowią jego głębokiej analizy. Jednak z pewnością mogą wskazać problem, pobudzić do zastanowienia się i konfrontacji z zastałym spojrzeniem na kwestie towarzyszące nam w ciągu całego życia. Są to te sprawy, które konsekwentnie nas dotykają lub pojawią się na naszej drodze prędzej czy później. Nie warto więc zaciskać zębów, udeptywać w sobie pokładów żalu i niepewności; lepiej spojrzeć racjonalnie i się wyzwolić – przestać się bać.

Cudowna książka! Jest jak pokrzepiające przytulenie, ciepły uśmiech, wygrzanie się w promieniach słońca. Polecam ją jako lekturę obowiązkową szczególnie ludziom pełnym różnych niepokoi, skrępowania i wyrzutów sumienia, że nie są tacy, jacy być „powinni”; ale każdy może ją przeczytać, choćby po to, by się uśmiechnąć i poczuć tak przyjemnie swobodnie. Kataryna Miller...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Książka nie jest długa, ale z powodzeniem zawarła w sobie to, co najważniejsze i najbardziej istotne. Może służyć dwojako – jako poradnik (i taki zresztą cel przeznaczyła jej autorka) albo jako źródło pewnej wiedzy z zakresu psychologii jungowskiej, interpretacji baśni i archetypów. Dlatego też może zwrócić zainteresowanie czytelniczki ku innej pozycji zajmującej się spuścizną kobiecej psychiki i interpretowaniem opowieści o pierwotnej kobiecej sile, a mianowicie „Biegnącej z wilkami” Clarissy Pinkoli Estes.

Bywa, że w naszym życiu dzieją się rzeczy, których nie rozumiemy i nie zdajemy sobie nawet sprawy, że sami jesteśmy przyczyną powtarzających się problemów. Autorka, która jest terapeutką, prowadzi czytelniczkę krok po kroku przez meandry zgubnego mechanizmu, tłumaczy jego pochodzenie i negatywny wpływ na życie uczuciowe kobiety. Pozwala wybierającym nieodpowiednich mężczyzn-drani otworzyć oczy, przepracować nieakceptację i odrzucenie wewnętrznej „małej dziewczynki”, co ma takie właśnie długofalowe skutki. Z lektury można wynieść wiedzę, jak włączyć do świadomości zdyskredytowane cechy, odzyskując wgląd w nie i kontrolę nad nimi oraz powodując, że kobieta nie uzna ich już za zagrażające, ale mogące przynosić jej psychice wiele korzyści.

Z ciekawością podążałam drogą wyznaczoną przez autorkę i śledziłam kolejne porcje wiedzy przez nią odkrywane, szczególnie przy okazji analizy baśni o Dziewczynce bez rąk. To była ciekawa przygoda. Polecam osobom mającym problem przepracowywany w książce lub tym, którzy po prostu lubią rozgryzać ludzką psychikę. Przy okazji wspomnę jeszcze o jednej pozycji, w której temat ten jest omawiany - „Chcę być kochana tak jak chcę” Katarzyny Miller i Ewy Konarowskiej.

Książka nie jest długa, ale z powodzeniem zawarła w sobie to, co najważniejsze i najbardziej istotne. Może służyć dwojako – jako poradnik (i taki zresztą cel przeznaczyła jej autorka) albo jako źródło pewnej wiedzy z zakresu psychologii jungowskiej, interpretacji baśni i archetypów. Dlatego też może zwrócić zainteresowanie czytelniczki ku innej pozycji zajmującej się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spodziewałam się przyjemnego, przewidywalnego czytadła, a tu niespodzianka: książka jest prawdziwa i poruszająca. Treścią są przeżycia kilku kobiet (w wieku trzydziestu - pięćdziesięciu lat), wydarzenia stanowią dla nich tylko tło. Mamy jeden dzień ujęty spojrzeniem kolejnych postaci, przefiltrowany przez ich sposób odbierania rzeczywistości, osobowość i żywe, reagujące na bodźce emocje.

Nie chodzi w tej powieści, jak mi wynikało z opisów, o tęsknotę kobiet za zmarnowaną szansą na karierę (jedna bohaterka pasuje do tego scenariusza) i żałowaniem decyzji o małżeństwie czy urodzeniu dzieci. Ale wrażenie w trakcie lektury jest dosyć przygnębiające; przenika historie bohaterek jakiś niewyartykułowany do końca niepokój, że to, z czym obcują, ich codzienność, to wszystko, czego mogą się spodziewać, że życie nie ma im nic więcej do zaoferowania i że każdy, kiedyś młody i pełen marzeń, trafi w końcu w swój kanał o równych, przewidywalnych ściankach i będzie musiał się w nim posuwać nieuchronnie naprzód; nawet jeśli żyją w sposób, w jaki zawsze marzyły i do jakiego dążyły. Można powiedzieć, że bohaterki złapane zostały w pułapkę życia – z jednej strony trudnego, pełnego skomplikowanych emocji i niepokojów, a z drugiej – banalnego w swej powtarzalności, oddartego z tajemnic i obietnic niezwykłości. Znajdują one i przyjemności, bywają zachwycone, odnajdują chwile świetliste i dobre, ale można odnieść wrażenie, że w poszukiwaniu i trzymaniu się tych momentów jest coś rozpaczliwego, jak u ryby wyciągniętej z wody otwierającej desperacko pyszczek, coś, co ma potwierdzić wartościowość tej egzystencji i usprawiedliwić wszelkie trudy i naruszające bezwład rozumu nieustanne pytania.

Sposób narracji w tej książce jest jak rentgen, bezlitośnie przenika postaci, aż ich fizyczność staje się przezroczysta i mamy dostęp do samego ich najskrytszego wnętrza, jakbyśmy znajdowali się w głowach bohaterek i mieli widok na rodzące się myśli i emocje, na ich całą działalność wewnątrz człowieka i sposób obierania świata przez ich pryzmat. Rzeczywistość jest rozedrgana, stanowi sumę odbieranych refleksów z odbić na powierzchniach, wrażeń przekazywanych za pomocą zmysłów i nieustanną pracę niezmordowanego, analizującego, tworzącego umysłu. Widać w tym punkcie podobieństwo do stylu pisarskiego Virginii Woolf w ujmowaniu tego, co fizyczne poza człowiekiem i tego, co niematerialne powstające w mózgu i „wypływające” poza jednostkę, wypełniające przestrzeń między granicą ciała człowieka a granicą rzeczy oraz innych istot.

Lubię ten rodzaj języka, jakby wyrywającego się z trzewi; pokazywanie świata przez pryzmat subiektywnego odczuwania postaci (czyli tak, jak faktycznie widzi świat każdy człowiek) – jako rzeczywistość rozdartą i zbudowaną z myśli, odczuć kreującej ją jednostki. Taki styl wciąga w głąb, dotyka emocji i wikła w nie, a jednocześnie oczyszcza i zwraca uwagę na proces, poprzez który sami postrzegamy świat dookoła.

Spodziewałam się przyjemnego, przewidywalnego czytadła, a tu niespodzianka: książka jest prawdziwa i poruszająca. Treścią są przeżycia kilku kobiet (w wieku trzydziestu - pięćdziesięciu lat), wydarzenia stanowią dla nich tylko tło. Mamy jeden dzień ujęty spojrzeniem kolejnych postaci, przefiltrowany przez ich sposób odbierania rzeczywistości, osobowość i żywe, reagujące na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Rewelacyjna książka i dla ludzi obeznanych już z kulturą i historią Chin, jak i tych, którzy dopiero zaczynają się nimi interesować. Książka ma formę wspomnień i opowiastek spisanych przez autora na podstawie własnych przeżyć podczas spędzenia w Państwie Środka wielu lat w zawodzie korespondenta i dziennikarza.

Autor buduje przed nami obraz Chin trzywarstwowo: opisuje swoje refleksje i doświadczenia z poruszania się po obcym kulturowo i politycznie państwie, przytacza przemyślenia dotyczące materiału zbieranego na potrzeby artykułów i zdarzeń, jakie stały się dzięki temu jego udziałem; w wielu rozdziałach zamieszcza wyważoną porcję informacji z chińskiej historii i kultury, aby czytelnik zyskał lepsze rozeznanie w poruszanym właśnie temacie; i w końcu przedstawia poznanych przez siebie ludzi, głównie Chińczyków, i ich historie, które najlepiej z tego wszystkiego pokazują nam różnorodność i trudność doświadczeń, często gorzkich i hartujących, które stały się udziałem mieszkańców Państwa Środka w tak ciekawym i pełnym wyzwań dla tego państwa okresie.

Osią, wokół której autor tka całą opowieść, jest tematyka kości wróżebnych - historii głowienia się nad ich pochodzeniem i funkcją, ważnej roli, jaką odegrały w odbudowywaniu tożsamości narodowej Chińczyków po burzliwych konfliktach z krajami Zachodu. Zainteresowanie to rzuca go nawet na ślad tajemniczej i pełnej luk historii badacza kości wróżebnych, za śladem której podąży, by ją rozwikłać i uzupełnić, poznając przy tym wielu interesujących naukowców, pogrążonych w pasji poznawania historii chińskiego pisma.

Pełno w tej książce wiedzy, ciekawostek, wzruszeń i okna na zupełnie inny świat, od tego, w którym żyjemy. Forma nie pozwoli na znudzenie – ni to dziennik, pamiętnik, ni powieść, gawęda; przeplatają się tu się wątki, osobiste wzruszenia ze świetnymi opisami rzeczywistości. Ogromnym plusem jest to, że opisuje historie poznanych osób w taki sposób, by mogły same ukazywać swoją perspektywę i brzmieć do bólu prawdziwie. Autor nie składa suchej relacji, nakreślił wielopoziomowy obraz składający się z przeżyć zwykłych mieszkańców Chin, śladów wielotysięcznej historii nadal obecnych w teraźniejszości, oraz obserwacji obcokrajowca, który dzięki swojemu sercu i zaangażowaniu nadał opowieści niezapomniany charakter.

Rewelacyjna książka i dla ludzi obeznanych już z kulturą i historią Chin, jak i tych, którzy dopiero zaczynają się nimi interesować. Książka ma formę wspomnień i opowiastek spisanych przez autora na podstawie własnych przeżyć podczas spędzenia w Państwie Środka wielu lat w zawodzie korespondenta i dziennikarza.

Autor buduje przed nami obraz Chin trzywarstwowo: opisuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Widzę po komentarzach, że będę odosobniona w swojej opinii.

Mam ambiwalentne odczucia po przeczytaniu. Książka jest lekturą dla uczniów gimnazjum, dlatego może wydała mi się trochę infantylna, choć pojawiały się fragmenty, z których tchnęła mądrość życiowa.

Najbardziej drażnił mnie używany przez pierwszoosobowego narratora język, stylizowany na sposób mówienia nastolatków a czasem i dorosłych (mędrców), choć chłopiec ma dopiero 10 lat, przez co sprawiał na mnie wrażenie starego-malutkiego; w pewnych momentach wręcz prostacki; mam takie odczucie, jakby autor silił się w ten sposób na wymuszony luz i rozładowanie ciężkości głównego tematu książki. W dodatku Oskar referuje zdarzenia i swoje odczucia bardzo beznamiętnie, jakby nie uczestniczył emocjonalnie w tym, co się dookoła niego dzieje, sypie mądrościami i „poucza” dorosłych ludzi – rodziców, lekarza, którzy przecież nie są idiotami - na tematy życia, śmierci, możliwości człowieka, i wszystko to wypada w moich oczach dosyć nieprzekonująco i naciąganie.

Zastanawia mnie stosunek chłopca do swoich rodziców. Skąd w nim taka obojętność i pogarda? Zrozumiałabym rozczarowanie czy nawet czasowa nienawiść dziecka, które zawiodło się na swoich opiekunach, bo ci nie udźwignęli swojego zadania bycia wsparciem i podporą cierpiącego, umierającego dziecka, zawładnął nimi strach, każący uciekać od swojego syna, nie rozmawiać z nim szczerze i ukrywać się za pustymi, sztucznymi gestami. Oskar podchodzi niewiarygodnie spokojnie i naturalnie do myśli, że umrze, być może takie małe dziecko nie ma w sobie jeszcze tego rozpaczliwego i agresywnego pragnienia życia właściwego dla ludzi dorosłych, jednak nie do końca prawdziwe wydaje mi się to, że nie kieruje w stronę rodziców swoich emocji lęku, bólu, nie chce od nich pocieszenia i miłości. Być może byli od jakiegoś czasu rodzicami kompletnie beznadziejnymi, ale dziecko w tym wieku mimo wszystko szuka jeszcze intensywnie kontaktu z rodzicami, pragnie od nich uczuć i troski.

Nie rozumiem zachwytów nad tą pozycją, daleko jej, moim zdaniem, do „Małego Księcia”, do którego jest czasem przyrównywana. Zdarzały się w niej fragmenty mądre i ciepłe, które mi się podobały, ale to zbyt mało przy minusach, które dostrzegam; w efekcie cieszę się, że książka jest tak krótka.

Widzę po komentarzach, że będę odosobniona w swojej opinii.

Mam ambiwalentne odczucia po przeczytaniu. Książka jest lekturą dla uczniów gimnazjum, dlatego może wydała mi się trochę infantylna, choć pojawiały się fragmenty, z których tchnęła mądrość życiowa.

Najbardziej drażnił mnie używany przez pierwszoosobowego narratora język, stylizowany na sposób mówienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zhang Xianliang- chiński pisarz - prowadzi dziennik w czasie swojego zesłania do chińskiego obozu pracy i resocjalizacji z powodu uznania za prawicowca i wroga komunizmu. Jego zapiski są bardzo lakoniczne i nie osobiste, dotyczą głównie postępów w pracy obozowej, tak, by strażnicy nie mieli powodu zabronić mu notowania. Dopiero po latach uzupełnia karty wspomnieniami z bolesnych potwornych przeżyć: ciągłego niedożywienia, spowodowanego odżywianiem się jedynie tytułową rzadką zupą z zebranych przez więźniów traw i ziół (był to czas paroletniego głodu w Chinach), fizycznej, wycieńczającej harówy ponad siłę, bo resocjalizacja miała odbywać się z jednej strony poprzez pracę, a z drugiej poprzez niekończące się wiece oskarżeń , poniżania, przemocy psychicznej a często i fizycznej, na których więźniowie musieli składać samokrytyki i donosić na współtowarzyszy niedoli. Nie można było nikomu ufać, gdyż za dodatkową porcję jedzenia ludzie gotowi byli zrobić cokolwiek i powiedzieć wszystko, nawet jeśli miałoby doprowadzić do śmierci innego człowieka.
Ogrom cierpienia i bezsilności jednostki wobec bezdusznej i chorej machiny państwowego przymusu i ideologicznej propagandy jest wstrząsający. Długo pamięta się tę książkę. Po przeczytaniu pozostaje gniew i lęk, jak mało człowiek może mieć wpływu na swoje życie i jak łatwo może przyjść innym zamienić to życie w kompletne piekło.

Zhang Xianliang- chiński pisarz - prowadzi dziennik w czasie swojego zesłania do chińskiego obozu pracy i resocjalizacji z powodu uznania za prawicowca i wroga komunizmu. Jego zapiski są bardzo lakoniczne i nie osobiste, dotyczą głównie postępów w pracy obozowej, tak, by strażnicy nie mieli powodu zabronić mu notowania. Dopiero po latach uzupełnia karty wspomnieniami z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka napisana z wielkim humorem, podobno oparta na faktach autentycznych, ale ja podejrzewam, że fabuła ściągnięta została z filmu o gremlinach. ;) Polecam szczególnie lubiącym horrory. ;)

Książka napisana z wielkim humorem, podobno oparta na faktach autentycznych, ale ja podejrzewam, że fabuła ściągnięta została z filmu o gremlinach. ;) Polecam szczególnie lubiącym horrory. ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyjemna książka tchnąca spokojnym zadowoleniem z życia oraz szacunkiem do ludzi i zwierząt. Szczegółowe opisy odbudowy młyna i przystosowania go do warunków mieszkalnych śledziłam z zainteresowaniem. Jednak sposób prowadzenia narracji trochę mi czasem zgrzytał i jakoś nie mogłam poczuć sympatii do głównego bohatera, a opisy, jak to się wszyscy po amerykańsku rodzinnie kochają bywały cukierkowo przesłodzone i ciut męczące.

Przyjemna książka tchnąca spokojnym zadowoleniem z życia oraz szacunkiem do ludzi i zwierząt. Szczegółowe opisy odbudowy młyna i przystosowania go do warunków mieszkalnych śledziłam z zainteresowaniem. Jednak sposób prowadzenia narracji trochę mi czasem zgrzytał i jakoś nie mogłam poczuć sympatii do głównego bohatera, a opisy, jak to się wszyscy po amerykańsku rodzinnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak się zastanawiam... Takie książki jak ta i poprzednia, i następne, z jednej strony dobrze, że powstają, bo nie-rodzice mogą jakoś się tam spróbować przygotować psychicznie do rzeczywistości, ale z drugiej, może powinny zostać zakazane? Przyrost naturalny niski jest i te emerytury... ;D

Tak się zastanawiam... Takie książki jak ta i poprzednia, i następne, z jednej strony dobrze, że powstają, bo nie-rodzice mogą jakoś się tam spróbować przygotować psychicznie do rzeczywistości, ale z drugiej, może powinny zostać zakazane? Przyrost naturalny niski jest i te emerytury... ;D

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przezabawny horror ;)

Przezabawny horror ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wspaniały, wspaniały styl, przepięknie dobrane słowa i utkany klimat. Książka tchnąca mądrością życiową i ponadczasową. Niech sama się zareklamuje, tu niesamowity cytat z niej, mój ulubiony fragment:

"Podejrzewałam, że Marta ma kłopoty ze spaniem; może właśnie dlatego milczała na temat swoich snów. Mówiła, że cały jej sen to dwugodzinna drzemka wieczorem, zupełnie jakby jej ciało nie czuło się zmęczone i tylko nawykiem reagowało na ciemność. Potem Marta budziła się, po wsze czasy wyspana, zapalała w kuchni lampkę albo chociaż świeczkę i wpatrywała się w światło. A czasem, gdy noc była jasna, Marta siedziała po ciemku i z okien kuchni śledziła księżyc, który nigdy nie wydał się jej taki sam. Tak mi mówiła. Zawsze był inny, wschodził gdzie indziej, innymi drogami obchodził czubki świerków. W takie noce Marta lubiła wyjść na drogę, przejść nią pod kapliczkę i potem na przełęcz, pod wiatrak Olbrichtów, z którego zostały tylko kamienie i studnia. Widać było stąd posrebrzone góry i dalekie doliny, a w nich światła domów. Nad Nową Rudą i dalekim Kłodzkiem wisiały żółte łuny. Najlepiej były widzialne wtedy, gdy niebo miało konsystencję gęstą od deszczowych chmur. Miasta świeciły, jakby wołały o pomoc.

Ale najbardziej zdumiewającą rzeczą, jaką widziała Marta, był sen tysięcy ludzi, którzy spali teraz pogrążeni w próbnej śmierci, leżeli pokotem w miastach, wsiach, wzdłuż szos, przy przejściach granicznych, w schroniskach górskich, w szpitalach i domach dziecka, w Kłodzku i Nowej Rudzie, i jeszcze dalej, w przestrzeni, której nie widać i nawet nie czuje się, że istnieje. Skąpani we własnym zapachu, rzuceni w obce łóżka, w koje robotniczych hoteli, na półkotapczany zagraconych kawalerek, za przepierzenia oddzielające miejsca spania od miejsca życia. W każdym domu ciepłe, bezwładne ciała, ręce rozrzucone, albo przytulone do ciała, leciutko drgające powieki, pod którymi oko wędruje niespokojnie w tę i z powrotem, muzyka oddechów, pochrapywań, dziwnych słów wyrzucanych nagle przed siebie, nieświadomy taniec stóp, poruszenia ciała, które w sennej wędrówce podąża za kołdrą. Ich skóra paruje, myśli się plączą, nie ma nic, co by ich określało, co dawałoby pewność, że w ogóle są. Ich wzrok ogląda jakieś obrazy - i to jest właśnie sen: mają obrazy, ale nie mają siebie. Miliony ludzi, którzy śpią w każdej chwili czasu. Pół ludzkości uwikłanej w sen, podczas gdy druga połowa czuwa. Kiedy jedni się budzą, inni muszą położyć się spać i w ten sposób utrzymywać świat w równowadze. Jedna noc bezsenności i myśli ludzi zaczęłyby się tlić, pomieszałyby się litery we wszystkich dziennikach świata, wypowiadane zdania stałyby się bezsensowne i ludzie próbowaliby dłonią wpychać je z powrotem do ust. Marta wiedziała, że żadna chwila na ziemi nie może być tylko jasna, napięta i dźwięczna; po drugiej stronie planety musi ją równoważyć chwila ciemna, płynna, głucha i skłębiona.

Sny

Kiedy sny powtarzają zdarzenia z przeszłości, kiedy ją międlą, zmieniają w obrazy, przesypują przez sita znaczeń, zaczyna mi się wydawać, że przeszłość tak samo jak przyszłość na zawsze pozostanie nieodgadniona i nieznana. To, że coś przeżyłam, wcale nie znaczy, że poznałam tego znaczenie. Dlatego tak samo boję się o przeszłość, jak i o przyszłość. Niechby się okazało, że coś, co znałam, i uważałam do tej pory za stałe i pewne, mogło się dziać z zupełnie innej przyczyny i w sposób, jakiego nie podejrzewałam. Że prowadziło mnie ku czemuś innemu, a ja nie odkryłam kierunku, że byłam ślepa, że spalam. Co pocznę ze swoim teraz?

Ci ludzie z internetu, do których przyłączyłam się ze swoimi snami - nic nas tak nie łączy jak sny. Wszyscy śnimy te same rzeczy w dziwacznie podobny, chaotyczny sposób. Te sny są równocześnie naszą własnością i własnością wszystkich innych ludzi. To dlatego nie istnieją autorzy snów, to dlatego tak chętnie zapisujemy je w internecie we wszystkich językach i podpisujemy je tylko literą, imieniem, symbolem. To jedyna rzecz na tym świecie, do której nijak ma się prawo własności. Na całej ziemi, gdziekolwiek ludzie śpią, wybuchają w ich głowach małe, pogmatwane światy, które jak dzikie mięso przerastają rzeczywistość. Może i są tacy spece, którzy wiedzą, co znaczy każdy z nich osobno, ale nikt nie wie, co one wszystkie znaczą razem."

Wspaniały, wspaniały styl, przepięknie dobrane słowa i utkany klimat. Książka tchnąca mądrością życiową i ponadczasową. Niech sama się zareklamuje, tu niesamowity cytat z niej, mój ulubiony fragment:

"Podejrzewałam, że Marta ma kłopoty ze spaniem; może właśnie dlatego milczała na temat swoich snów. Mówiła, że cały jej sen to dwugodzinna drzemka wieczorem, zupełnie jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pozycja ta nie informuje wyczerpująco, czym jest nadwrażliwość w biologicznym, psychicznym ujęciu, jakie są jej przyczyny itp., nie ma tu zbyt wiele teorii, zawarte jest w niej za to mnóstwo konkretnych i praktycznych porad dla ludzi o delikatnym układzie nerwowym, aby pomóc im poradzić sobie z przeładowanym bodźcami światem na ulicy, w pracy, w związkach osobistych i z sąsiadami. Autor zajmuje się zawodowo tematem bezsenności, cały rozdział poświęcił więc problemom nadwrażliwców z zasypianiem i zbyt wczesnym budzeniem się, zaproponował mnóstwo rozwiązań. Dużo uwagi poświęcono na stronach tej książki medytacji, metodom wyciszania się i uspokajania organizmu, niwelowania stresu, relaksacji.

Gdyby książka skończyła się mniej więcej w połowie, dałabym ocenę "bardzo dobra". Jednak mój entuzjazm przygasł nieco, kiedy zaczęło wyglądać na to, że autor coraz mniej uwagi poświęca stricte nadwrażliwości, a coraz więcej krzewieniu swojego światopoglądu opartego w dużej mierze na buddyjskiej duchowości i indyjskim metodom leczniczym. Wydało mi się to zbyt nachalne i zbyt odległe od tematu, dla którego po książkę sięgnęłam. Odniosłam też wrażenie, że autor trochę idealizuje osoby nadwrażliwe przypisując im automatyczne większą niż u innych życzliwość i gotowość do miłości całego rodzaju ludzkiego.

Podsumowując, książka niezła, na pewno przydatna i warta przeczytania dla osób zainteresowanych tematyką, ale jednak od pewnego momentu autor uczynił ją zbyt osobistą.

Pozycja ta nie informuje wyczerpująco, czym jest nadwrażliwość w biologicznym, psychicznym ujęciu, jakie są jej przyczyny itp., nie ma tu zbyt wiele teorii, zawarte jest w niej za to mnóstwo konkretnych i praktycznych porad dla ludzi o delikatnym układzie nerwowym, aby pomóc im poradzić sobie z przeładowanym bodźcami światem na ulicy, w pracy, w związkach osobistych i z...

więcej Pokaż mimo to