-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
Keppler to nazwisko, które nie zawodzi! Kolejna genialnie poprowadzona powieść, pełna mroku, z końcówką, jakiej nie byłam w stanie przewidzieć. Wizytówką "Człowieka w lustrze" jest brutalność, morderca ślepo zapatrzony we własną misję, traktuje swoje ofiary wyjątkowo okrutnie, a to, co one czują, przenosi się na czytelnika. Z każdej strony wyziera strach i pojawia się pytanie, czy tym razem się uda. Musiałam momentami od niej odpocząć, ale nie dlatego, żeby mnie nudziła, po prostu momentami działo się w niej naprawdę źle i te negatywne uczucia mnie przytłaczały. Dawno książka nie wzbudziła we mnie tylu emocji, łącznie ze złością, że jedna, konkretna osoba została zamordowana. Śmierć bohaterów raczej mi nie przeszkadza, tym razem jednak było inaczej, więc myślę, że o "Człowieku w lustrze" będę pamiętała bardzo długo.
Zdecydowanie jest to lektura dla osób o mocnych nerwach, dla osób, których nie razi ogrom brutalności na stronach. Jeżeli jesteście takimi czytelnikami, ta powieść jest dla Was.
Keppler to nazwisko, które nie zawodzi! Kolejna genialnie poprowadzona powieść, pełna mroku, z końcówką, jakiej nie byłam w stanie przewidzieć. Wizytówką "Człowieka w lustrze" jest brutalność, morderca ślepo zapatrzony we własną misję, traktuje swoje ofiary wyjątkowo okrutnie, a to, co one czują, przenosi się na czytelnika. Z każdej strony wyziera strach i pojawia się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Żołnierskie serce" to moja pierwsza powieść autora i na plus zapisuję mu kreację głównego bohatera Piotra, którego poznajemy w momencie, gdy wydaje się być, na przegranej pozycji. Żołnierza, borykającego się nie tylko z fizycznym kalectwem, ale i zespołem stresu pourazowego oraz społecznym napiętnowaniem, jako tego, który jest winny śmierci innych. Żołnierza, który zawiódł. Jego postać jest niezwykle dopracowana, autor pokazał jak z otyłego, zakompleksionego nastolatka-popychadła, staje się znającym swoją wartość młodym żołnierzem, jak dzięki swoim umiejętnością, ale i chłodnej ocenie wspina po szczeblach kariery, aż do jednej decyzji, która wydaje się pozbawić go wszystkiego, na co ciężko pracował i zmusza do ucieczki. Piotr jest zdecydowanie bardzo mocnym punktem tej powieści. Poza Piotrem mamy również Emilię, dziewczynę, która nie mając innego wyjścia, stała się dla własnego rodzeństwa siostrą, matką i ojcem w jednym. Piotra i Emilię połączy dom na górce, czy tylko dom?
Jednak mimo trudnych tematów, bo oprócz PTSD mamy również chłopca z niepełnosprawnością intelektualną, znęcanie się nad rodziną, prześladowanie w szkole, to powieść nie przytłacza, sposób, w jaki jest napisana, wzbudza czytelniku nadzieję, jakąś iskrę optymizmu, więc autor idealnie wy balansował to co złe i to, co dobre, to co doprowadza do rozpaczy i to, dzięki czemu się uśmiechamy. Do tego mistrzowsko nakreślony klimat małego miasteczka, kryjącego w sobie patologię nie tylko społeczną, ale i na szczeblach lokalnej władzy, a także ludzi, którzy o po prostu mogą więcej, czy to dla jasnej, czy ciemnej strony. Godna polecenia!
"Żołnierskie serce" to moja pierwsza powieść autora i na plus zapisuję mu kreację głównego bohatera Piotra, którego poznajemy w momencie, gdy wydaje się być, na przegranej pozycji. Żołnierza, borykającego się nie tylko z fizycznym kalectwem, ale i zespołem stresu pourazowego oraz społecznym napiętnowaniem, jako tego, który jest winny śmierci innych. Żołnierza, który...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie znam cobenowskiej serii z Myronem Bolitarem, więc dla mnie postać Wina była czystą kartą. Arogancki awanturnik, który dzięki milionom na koncie może właściwie wszystko, a jednak trzymający się swojego własnego kodeksu moralnego. Postać nie do końca jednoznaczna, co ja akurat bardzo lubię. Sama zagadka kryminalna, historia rodziny Lockwoodów, choć ważna i interesująca, jest na drugim planie, na pierwszy zdecydowanie wysuwa się Win, którego sylwetkę doskonale da się poznać na tle prowadzonej przez niego sprawy. Myślę, że to nie ostatnia powieść, gdzie ta postać będzie grała pierwsze skrzypce, więc na pewno będę wypatrywała kolejnych.
"Mów mi Win" to thriller z klimatem, w którym autor tak połączył obie sprawy, że otrzymujemy powieść pełną napięcia i oczekiwania na kolejne wydarzenia. Koniec świetnie spiął to, co ciągle gdzieś mi umykało, co niby widoczne, a jednak nie do końca dostrzegalne. Osią fabuły jest rodzina Lockwoodów, wydarzenia bieżące oraz z przeszłości nakładają się na siebie, jednak nie od razu tworzą zamkniętą całość, do tej musimy dojść powoli, składając wszystkie elementy. Bardzo dobrze się przy niej bawiłam i polecam.
Nie znam cobenowskiej serii z Myronem Bolitarem, więc dla mnie postać Wina była czystą kartą. Arogancki awanturnik, który dzięki milionom na koncie może właściwie wszystko, a jednak trzymający się swojego własnego kodeksu moralnego. Postać nie do końca jednoznaczna, co ja akurat bardzo lubię. Sama zagadka kryminalna, historia rodziny Lockwoodów, choć ważna i interesująca,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Gdybym miała przyznawać gwiazdki za ilość trupów oraz okrucieństwo, z jaką zostaje zadana śmierć, to "moc krwi" byłaby naprawdę wysoko. Jednak w thrillerze przede wszystkim powinien być klimat, a tego dla mnie nie było. Nie czuć grozy, choć morderca jest bardzo nietypowym osobnikiem, nie czuć lęku, choć zbrodnie są częste i brutalne. Autorka w jednej scenie "pokazała" sprawcę, który musiał wyjść z kryjówki w środku dnia, a jedyną reakcją był... brak reakcji, więc gdzie ci zastraszeni krakowianie? Praca policji to również kompletna pomyłka, ustalają jedno, robią zupełnie coś innego. Jeszcze, żeby te czynności do czegoś prowadziły, no ale nie prowadzą, a ofiarami można by wypełnić osiedle mieszkaniowe, więc mnie tu sporo zgrzytało.
Mocną stroną powieści jest kreacja mordercy, postać, w której misję naprawdę można uwierzyć. Można dopuścić do siebie myśl, że taką osobę druga, podobnie myśląca, może ukształtować. Sama historia Scytów jest ciekawa, dobrze wpleciona w fabułę, natomiast nie wiem, czy ratuje wszystko inne. Jak dla mnie — nie.
Gdybym miała przyznawać gwiazdki za ilość trupów oraz okrucieństwo, z jaką zostaje zadana śmierć, to "moc krwi" byłaby naprawdę wysoko. Jednak w thrillerze przede wszystkim powinien być klimat, a tego dla mnie nie było. Nie czuć grozy, choć morderca jest bardzo nietypowym osobnikiem, nie czuć lęku, choć zbrodnie są częste i brutalne. Autorka w jednej scenie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bardzo lubię książki Magdaleny Majcher, autorka w każdej odsłonie, czy to tej obyczajowej jak w dylogii "Światło, które nigdy nie gaśnie"/ "Światło, które rozjaśnia mrok", czy w "True crime" świetnie się odnajduje, a dodatkowo potrafi wszystkie swoje emocje przelać na czytelnika.
"Światło, które rozjaśnia mrok" to powieść o wybaczeniu, naprawie relacji, nawet jeśli wydaje się, że szans na zmianę nie ma. Na przykładzie głównej bohaterki widzimy, jak trudne czasem trzeba podjąć kroki, by móc wyjść na prostą. Jak łatwo zranić i zniszczyć życie jedną niewłaściwą decyzją, bo Agata została nie tylko poturbowana psychicznie przez aferę z udziałem jej męża, ale praktycznie z dnia na dzień pozbawiona środków do życia. Stabilizacji szuka nad ukochanym morzem w miejscu, z którego uciekła, u rodziny, z którą więzy mocno się pokomplikowały. Kobieta niejednokrotnie będzie sobie zadawała pytanie czy było warto? Odpowiedzi musicie poszukać w książce. Polecam.
Bardzo lubię książki Magdaleny Majcher, autorka w każdej odsłonie, czy to tej obyczajowej jak w dylogii "Światło, które nigdy nie gaśnie"/ "Światło, które rozjaśnia mrok", czy w "True crime" świetnie się odnajduje, a dodatkowo potrafi wszystkie swoje emocje przelać na czytelnika.
"Światło, które rozjaśnia mrok" to powieść o wybaczeniu, naprawie relacji, nawet jeśli wydaje...
"Wysłuchaj mnie" porusza bardzo ważny problem, z jakim zmaga się wiele kobiet po porodzie, a mianowicie depresja. Autorka pokazała, do czego może dojść, jeżeli nie wiemy jak i gdzie szukać pomocy, ani nie uzyskamy wsparcia od najbliższych, którzy niestety też jasnowidzami nie są i skoro widzą żonę/córkę uśmiechniętą i "ogarniającą", to znaczy, że nic złego się nie dzieje. Ot zwykłe zmęczenie młodej matki. Z tej książki bije właśnie brak rozmowy, bo tego najbardziej brakuje głównej bohaterce, by ją ktoś wysłuchał. Emocje głównej bohaterki naprawdę działają na czytelnika, bo powieść tymi emocjami jest przesiąknięta.
Problemem natomiast — dla mnie — jest samo wykonanie. Wolałabym, żeby autorka skupiła się na jednym temacie, właśnie tym, który podjęła i nie wrzucała do powieści kolejnego wątku, czyli traumy z przeszłości głównej bohaterki. Nie powiem, że sam w sobie pomysł był zły, bo może nie, jednak mieszanie depresji i tajemnicy rodzinnej, może nakierować czytelnika na wniosek, że depresja wzięła się właśnie z tych trudnych wydarzeń z dzieciństwa, a przecież to choroba, która dotyka również osób, które wiodły "normalne" i szczęśliwe życie. Dlatego mnie ten miks nie przekonuje. Dodatkowo powieść niestety ma sporo błędów korekcyjno-redaktorskich. Sami zdecydujcie czy po nią sięgniecie.
"Wysłuchaj mnie" porusza bardzo ważny problem, z jakim zmaga się wiele kobiet po porodzie, a mianowicie depresja. Autorka pokazała, do czego może dojść, jeżeli nie wiemy jak i gdzie szukać pomocy, ani nie uzyskamy wsparcia od najbliższych, którzy niestety też jasnowidzami nie są i skoro widzą żonę/córkę uśmiechniętą i "ogarniającą", to znaczy, że nic złego się nie dzieje....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Cuda codzienności" nie jest książką, o której łatwo mi pisać. Jest niby zwyczajna, o ludiach, ich życiu, losie, nie zawsze łatwym, o codzienności. A jednak autorka potrafi wpleść w tę codzienność magię, która chwyta i za serce i za gardło. Wcale nie za sprawą Wigilii i przygotowań do Świąt, które autorka obrała jako stały punkt w swojej powieści, bo ta magia wypływa ze zwyczajnych codziennych spraw, takich, których nie dostrzegamy, bo one po prostu są, przywykliśmy do nich. Dzięki nim każda czynność nabiera sensu. Dostrzec możemy je zawsze, wystarczy tylko dobrze spojrzeć.
"Cuda codzienności" to niezwykła podróż, którą zaczynamy zimą w 1863 roku w małej lubelskiej wiosce i każdy kolejny rozdział, aż do 1918 również zaczynamy zimą. Zmieniają się lata, zmieniają się obyczaje (ogromne uznanie dla autorki za opis rytuałów i obrzędów związanych z życiem na lubelskiej wsi, o których nie miałam pojęcia, a na pewno są piękną lekcją historii regionu), przeplatane niespokojną historią polski, ale jednak mających mimo wszystko jedną wspólną stałą — rodzinę. Bo czy w Wigilię ważniejsze jest, czy na stole podamy barszcz z grzybami, czy czerwony, czy jednak kto przy tym stole z nami zasiada? Polecam.
"Cuda codzienności" nie jest książką, o której łatwo mi pisać. Jest niby zwyczajna, o ludiach, ich życiu, losie, nie zawsze łatwym, o codzienności. A jednak autorka potrafi wpleść w tę codzienność magię, która chwyta i za serce i za gardło. Wcale nie za sprawą Wigilii i przygotowań do Świąt, które autorka obrała jako stały punkt w swojej powieści, bo ta magia wypływa ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Sylwia Bies kolejny raz pokazała, że thrillery psychologiczne to zdecydowanie jej gatunek. "Arcykapłanka" jest powieścią z genialnym klimatem, który twory się stopniowo. Tym gęstszy im dalej idziemy przez tę powieść. Przypadkowe spotkanie po latach daje punkt wyjścia do niesamowitej historii, w której autorka tak zgrabnie miesza faktami, że nie sposób domyśleć się finału. Wraz z główną bohaterką zostajemy porwani w świat magii i ezoteryki, gdzie o każdym kolejnym kroku, decydują karty tarota.
Właśnie świat "wróżek" był dla mnie tym najbardziej intrygującym, to jak bardzo takie osoby potrafią od siebie uzależnić, sprawić by ciężko było podjąć decyzję bez wcześniejszej konsultacji. Jak bardzo bez podawania konkretów, a tylko rzucając ogólnikami, działają na wyobraźnię ich klienta, tak, by sam zainteresowany dopasował sobie słowa do własnych problemów. I zawsze trafiają one w punkt.
"Arcykapłanka" jest rewelacyjnie napisaną książką, która niebanalnym wątkiem przewodnim łączy wszystkie pozostałe. Serdecznie polecam.
Sylwia Bies kolejny raz pokazała, że thrillery psychologiczne to zdecydowanie jej gatunek. "Arcykapłanka" jest powieścią z genialnym klimatem, który twory się stopniowo. Tym gęstszy im dalej idziemy przez tę powieść. Przypadkowe spotkanie po latach daje punkt wyjścia do niesamowitej historii, w której autorka tak zgrabnie miesza faktami, że nie sposób domyśleć się finału....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejna powieść z Bożydarem i aniołkiem Licho nie zawodzi. Bożydar wchodzi w wiek, kiedy do męskiego towarzystwa dołącza dziewczynka. Będąc pół człowiekiem, pół zjawą, pół glutem, mając za ojca nieszczęsnego widmowego poetę Szczęsnego, a dodatkowo dzieląc dom z najróżniejszymi stworzeniami, od aniołów począwszy, na krasnalach skończywszy, to cóż, na polu damsko-męskim naprawdę łatwo nie będzie.
"Małe Licho i babskie sprawki" to książka nie tylko dla dzieci, autorka bardzo sprawnie miesza w niej poczucie humoru z lekcją o dorastaniu, o wyznaczaniu nowych granic, przekraczaniu stref komfortu. Nagle stary porządek świata burzy nowa klasa, nowy nauczyciel, nowa koleżanka. A co nowe zawsze wydaje się straszne. Jednak czy rzeczywiście jest czego się bać? W przewrotny i zabawny sposób autorka pokazuje jak oswoić się z tym, co jeszcze chwilę temu przerażało.
Jednak to, co mnie najbardziej w "Małym Lichu i babskich sprawkach" uderzyło, to pod lekką fabułą jest miejsce na uczucia trudne, na smutek, żal, rozpacz, które odbierają radość życia. Pod postacią mitycznego stwora Marta Kisiel pokazała, że zamykanie się w bólu i odtrącane pomocy nie prowadzi do poprawy, wręcz przeciwnie, jest coraz gorzej, a rozpacz rośnie i zamyka nas w bańce, z której ciężko się wydostać.
Z niecierpliwością czekam na kolejne przygody Bożydara, a po cichu liczę, że w następnych częściach (oby ich było dużo!) będzie więcej aniołka z tęczowymi oczami i uczuleniem na pierze, bo go wręcz uwielbiam. Alleluja apsik!
Kolejna powieść z Bożydarem i aniołkiem Licho nie zawodzi. Bożydar wchodzi w wiek, kiedy do męskiego towarzystwa dołącza dziewczynka. Będąc pół człowiekiem, pół zjawą, pół glutem, mając za ojca nieszczęsnego widmowego poetę Szczęsnego, a dodatkowo dzieląc dom z najróżniejszymi stworzeniami, od aniołów począwszy, na krasnalach skończywszy, to cóż, na polu damsko-męskim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Zapomniany" to najmroczniejsza odsłona Adriana Bednarka, z jaką miałam do czynienia. W tej książce właściwie nie ma żadnych hamulców jeżeli chodzi o pastwienie się nad człowiekiem, zarówno znęcaniem fizycznym jak i psychicznym, niszczeniem poprzez gwałt czy wykorzystywanie. Bohaterów "Zapomnianego" na pewno nie chciałabym spotkać na swojej drodze.
"Zapomniany" to fikcja, w której mieszają się najgorsze i najczarniejsze występki. "Łowy" dwóch głównych bohaterów są w tej powieści bardzo mocnym punktem i stanowią punkt wyjścia dla późniejszych, równie przerażających wydarzeń. Pozostaje kwestia czy autor nie przedobrzył, ale to już indywidualne podejście odbiorcy. Jak dla mnie momentami jest w niej trochę za mało realizmu, bo choć zdaję sobie sprawę, że fabuła jest wyłącznie wymysłem autora, to jednak główni bohaterowie, żyjąc w normalnym środowisku, mają niezwykle dużo szczęścia i niesamowite znajomości, dzięki którym wiele mogą. Nie jest to ogromna wada, a dla całości pewne zabiegi są dość istotne, jednak mnie niekiedy to męczyło. Mimo wszystko nie sposób nie polecać książek autora. "Zapomnianym" Adrian Bednarek wszedł dla mnie na inny poziom brutalności, zdecydowanie mocniejszy w odbiorze.
"Zapomniany" to najmroczniejsza odsłona Adriana Bednarka, z jaką miałam do czynienia. W tej książce właściwie nie ma żadnych hamulców jeżeli chodzi o pastwienie się nad człowiekiem, zarówno znęcaniem fizycznym jak i psychicznym, niszczeniem poprzez gwałt czy wykorzystywanie. Bohaterów "Zapomnianego" na pewno nie chciałabym spotkać na swojej drodze.
"Zapomniany" to fikcja,...
Każda powieść z demonicznej serii, poza kryminalnym wątkiem skrywała coś jeszcze, jakiś trudny społecznie, ale ważny temat, który autorka bardzo umiejętnie wplata w fabułę. W "Utopcu" jest to znęcanie się nad rodziną. Idealne małżeństwo z ogromną rysą pod piękną otoczką.
"Utopiec" zaczyna się tajemniczo i do końca taki pozostaje. Dodatkowo autorka posyła Radwana w opuszczone przez ludzi miejsca, co dodatkowo buduje ciekawy klimat. Sama zagadka też nie jest oczywista, wątków, a tym samym motywów jest kilka, również potencjalnych sprawców więcej niż jeden. Dodatkowo pojawia się ktoś, kto bardzo chce sprowadzić dziennikarza na niewłaściwy trop.
"Utopiec" to nie tylko trup oraz śledztwo, to również dalsza część zapisków z życia dziennikarza Tomasza Radwana, który został usidlony, jednak sielskie i spokojne życie nie jest mu pisane. Czy Lena wytrzyma?
Kolejna bardzo sprawnie napisana część, zamknięta, bez niedopowiedzeń, czy nierozwiązanych wątków. Jedyne zastrzeżenia mam co do pracy poznańskich policjantów, bo autorka potrafi wczuć się w rolę śledczego, a tu mierził mnie ich brak profesjonalizmu. Najwyraźniej tym razem mamy czarną owcę w stadzie. Mimo tego bezsprzecznie polecam!
Każda powieść z demonicznej serii, poza kryminalnym wątkiem skrywała coś jeszcze, jakiś trudny społecznie, ale ważny temat, który autorka bardzo umiejętnie wplata w fabułę. W "Utopcu" jest to znęcanie się nad rodziną. Idealne małżeństwo z ogromną rysą pod piękną otoczką.
"Utopiec" zaczyna się tajemniczo i do końca taki pozostaje. Dodatkowo autorka posyła Radwana w...
"Pitbul" jest ostatnim tomem serii Mroki Kopenhagi i żałuję, że to koniec. Autorka ma swój indywidualny i jak dla mnie rozpoznawalny styl pisania, który mi osobiści bardzo odpowiada. Jej powieści, mimo że nie pędzą akcją na łeb na szyję, a raczej rozwijają się powoli, to są na tyle wciągające, że kończą się zdecydowanie za szybko. "Pitbul" nie jest wyjątkiem, zaangażowana w śledztwo para przyjaciół dziennikarka Heloise oraz detektyw Erik, mają do rozwiązania bardzo nietypową sprawę dotyczącą przeszłości pewnego starego człowieka. Jednak komuś bardzo zależy, by to, co zapomniane, nadal takie pozostało.
Wielowątkowość tej powieści nie przeszkadza, bo każda z nici w końcu znajduje swój kłębek, nieoczywiście i bardzo klucząc, ale wszystko układa się w całość. To, co w parze Heloise-Erik zawsze bardzo mi przeszkadzało, czyli zatajanie jeden przed drugim informacji, nadal ma się u nich dobrze. Frustrujące jest to o tyle, że mogliby wszystko rozwiązać wcześniej, a tak czekamy w napięciu, kiedy wreszcie połączą fakty.
Klimat jak zwykle bezbłędny, niezależnie od pory roku Dania wydaje się chodna i surowa. Główny motyw, na którym autorka oparła "Pitbula" niezmiennie szokujący i porażający, a może nie sam motyw, a po prostu ludzie, którzy w nim współuczestniczą? Przecież kiedy odwracamy wzrok, to również tak, jakbyśmy byli winni.
"Pitbula" mimo że to ostatni z serii, można czytać bez znajomości poprzednich, jednak polecam zaznajomić się ze wszystkimi trzema tomami. Polecam gorąco.
"Pitbul" jest ostatnim tomem serii Mroki Kopenhagi i żałuję, że to koniec. Autorka ma swój indywidualny i jak dla mnie rozpoznawalny styl pisania, który mi osobiści bardzo odpowiada. Jej powieści, mimo że nie pędzą akcją na łeb na szyję, a raczej rozwijają się powoli, to są na tyle wciągające, że kończą się zdecydowanie za szybko. "Pitbul" nie jest wyjątkiem, zaangażowana w...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to