Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Dlaczego ta książka nie ma żadnych opinii? Nie wypada? Czy dlatego że nikt jej nie czyta?
Ciężko mi oceniać książkę, która z założenia powinna być wybitna, napisana jest przed wybitnych autorów, zilustrowana przez wybitną ilustratorkę i jest tak wybitna że aż... dzieci nie pamiętają z niej nic.
Do rzeczy.
Teksty. Książka jest antologią różnych tekstów polskich autorów, ale nie są to pełne opowiadania, tylko fragmenty, albo wybrane rozdziały z grubszych książek dla dzieci. Przez to czytając, ma się wrażenie chaosu. Dziecku trudno zapamiętać i wsłuchać się w czytany fragment, bo one są wyrwane z kontekstu. Z moimi dziećmi czytam naprawdę dużo, 8-latka czyta też już sama, dużo i z ochotą. Z tej książki moja córka nie zapamiętała nic... Przykro mi to pisać, naprawdę. Niektóre teksty znaliśmy już wcześniej, inne nie - ale zebranie tego wszystkiego w jednej książce nie było dobrym pomysłem. Dziecko zapamiętuje książkę, jeśli może wsłuchać się w tekst - poznać bohaterów, śledzić jego przygody, krótko mówiąc kiedy poznaje jakąś ciekawą historię od początku do końca. Tutaj skaczemy z jednego opowiadania do drugiego, opowiadania są zupełnie o czymś innym, do tego przeplatane wierszykami i odstraszającymi ilustracjami które nijak mają się do tekstu - ale o tym później. Chaos...
Poza tym teksty są dość długie i trudne, mają mocno rozbudowaną fabułę jak dla pierwszoklasisty i niektóre są kompletnie źle wybrane. Z opowiadania D. Terakowskiej dziecko dowiaduje się że do wnuka przyjechała jakaś szalona babcia. Prawdopodobnie celem autorów tej antologii było zainteresowanie dziecka co będzie dalej, może poszukiwanie dalszego ciągu opowiadania w bibliotece. Moje dziecko tylko się zdenerwowało, bo nie dowiedziało się, co dalej z tą babcią i o co w ogóle chodzi. Po czym przewracamy kartkę, a tam coś o baranku wielkanocnym. (??) Wrażenia czytelnicze trochę takie, jak przy przerwie reklamowej w trakcie oglądania ciekawego filmu. Grzech! Opowiadanie "Czarownica piętro niżej": Jaki jest sens czytania czegoś-tam od środka książki, od szóstego rozdziału, w dodatku opowiadania które nie jest dla pierwszej klasy? Dalej" Opowiadanie o Wojtku i łopianowym polu: to nie są teksty dla pierwszej klasy!
No nie przypadła ta książka do gustu ani mnie, ani nie mojej córce, a zwłaszcza jej.
Ha, uwaga! Nie bez znaczenia jest, że córka otrzymała tą książkę w szkole, w pośpiechu, byle jak i chyba mało uroczyście. Wróciła do domu i oznajmiła mi znudzona: "Mamo, pani nam dzisiaj wciskała jakąś książkę". Rzuciłam się do obrony, że jak sobie na spokojnie przejrzymy to na pewno ta szaro-bura książeczka okaże się arcyciekawa i nas porwie. Nie porwała. Mając cały czas z tyłu głowy, że to prof. Leszczyński poleca, ze wstydem musiałam przyznać że moja 8-letnia córka to jednak ma rację. No jak porywa jak nie porywa.

Ilustracje.
Katastrofa. Płaczę jak to piszę, bo byłam i jestem zachwycona książkami Pani Iwony Chmielewskiej. Ale co się sprawdza w jej poetyckich książkach które wcale nie są dla najmłodszych dzieci, nie sprawdziło się kompletnie w książce dedykowanej dla pierwszaków! Szare obrazki w książce nijak nie ilustrują opowiadań, raczej są.. dość niepokojące. Rozumiem, że tu nie o ilustrowanie tekstów chodziło tylko o pokazanie alfabetu w plastycznej formie, poruszenie wyobraźni dziecka, no strasznie ambitnie, ale... za dużo autorzy wymagają od tego biednego 8-latka w jednej książce!
Książka rozdawana w szkołach jako darmowa, miała zachęcić dziecko i rodziców do czytania. Ona... zniechęca. Nie wiem, może autorzy wyszli z założenia, że jak książka będzie kolorowa, radosna i z uśmiechniętą buzią dziecka to będzie mało ambitna?
Końcowy wniosek jest taki: Książka miała zachęcić dzieci i rodziców do czytania, a przez pomyłkę ambitni autorzy dają przekaz rodzicom i dzieciom, że czytanie to jest ciężki mozół przez który trzeba przebrnąć i przeczołgać się przez szarobure obrazki bo w szkole kazali. I smutno mi teraz.

Dlaczego ta książka nie ma żadnych opinii? Nie wypada? Czy dlatego że nikt jej nie czyta?
Ciężko mi oceniać książkę, która z założenia powinna być wybitna, napisana jest przed wybitnych autorów, zilustrowana przez wybitną ilustratorkę i jest tak wybitna że aż... dzieci nie pamiętają z niej nic.
Do rzeczy.
Teksty. Książka jest antologią różnych tekstów polskich autorów, ale...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hajland. Jak ćpają nasze dzieci Maria Banaszak, Agata Jankowska
Ocena 7,2
Hajland. Jak ć... Maria Banaszak, Aga...

Na półkach:

Książka dla rodziców dorastających dzieci. KONIECZNIE!! Co zwraca największą uwagę? Opisane błędy nas-rodziców. Brak relacji i rekompensowanie dzieciom braku czasu- pieniędzmi i ciągłą opieką rodziców, mieszkaniem za które rodzice płacą kiedy dziecko już jest dorosłe, wysyłanie do drogich ośrodków terapeutycznych jak do SPA. I presja, że dzieci mają dać sobie radę, że nie wystarcza że dziecko będzie "wystarczające", tylko wypominanie naszym dzieciom że skoro my rodzice "tak się dla Was staramy" to dzieci powinny spełniać nasze oczekiwania. Poza tym to kopalnia wiedzy. Większość rodziców myśli że ćpanie to taki czarny świat, brudne ćpuny z "dworca Zoo", że mojego dziecka to nigdy nie spotka... kto by pomyślał że piątkowy uczeń który właśnie odebrał puchar za zwycięstwo w olimpiadzie szkolnej może po godzinach zgłębiać tajniki gotowania kompotu z makówek.
Rodzice, nie bójcie się poznać, jak wygląda współczesny świat nastolatków i z jakimi zagrożeniami narkotykowymi może mierzyć się Wasze dziecko. Dziś dostęp do trawy i przeróżnych leków dzieci mają nieograniczony, używki są dla nich na początku zabawą, ciekawością, jak 30 lat temu papieros i wino pite po kryjomu. Dziś najlepsi uczniowie biorą meferdon rano na kopa, na stres a wyciszają się xanaksem wieczorem... W najlepszym przypadku wciskają kit rodzicom że "łzawią im oczy od alergii" - i odurzają się kropelkami do nosa, albo łykają garść tabletek "na kaszelek". Na palenie trawy i picie alkoholu rodzice przymykają oko, bo żyć w nieświadomości i wypierać problem, niż edukować siebie i dziecko.
Rodzice, nie bójcie się tej wiedzy, lepiej wiedzieć wcześniej i zapobiegać, niż znaleźć własne dziecko nieprzytomne i wyć z bezsilności, bezradności i niewiedzy.

Książka dla rodziców dorastających dzieci. KONIECZNIE!! Co zwraca największą uwagę? Opisane błędy nas-rodziców. Brak relacji i rekompensowanie dzieciom braku czasu- pieniędzmi i ciągłą opieką rodziców, mieszkaniem za które rodzice płacą kiedy dziecko już jest dorosłe, wysyłanie do drogich ośrodków terapeutycznych jak do SPA. I presja, że dzieci mają dać sobie radę, że nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Droga do Nobla. Historia Marii Skłodowskiej-Curie Nika Jaworowska-Duchlińska, Ewa Nowak
Ocena 7,6
Droga do Nobla... Nika Jaworowska-Duc...

Na półkach:

Dobra książeczka. W ogóle cała seria, a zwłaszcza "poziom 3" czyli te, w których tekst jest już dłuższy, są warte polecenia dla dzieciaków, ale powiem szczerze że i dorosły z przyjemnością przeczyta. Język jest poważny, ale prosty, zrozumiały. W ogóle mam problem , do jakiej grupy wiekowej kierowany jest POZIOM 3 w tej serii. Niektóre opowiastki są typowo dziecięce, inne jak ta, to całkiem poważne opowiadania które spokojnie mogą czytać nawet nastolatki, zwłaszcza
te nieczytające, którym czasem nie wiadomo co podsunąć.

Dobra książeczka. W ogóle cała seria, a zwłaszcza "poziom 3" czyli te, w których tekst jest już dłuższy, są warte polecenia dla dzieciaków, ale powiem szczerze że i dorosły z przyjemnością przeczyta. Język jest poważny, ale prosty, zrozumiały. W ogóle mam problem , do jakiej grupy wiekowej kierowany jest POZIOM 3 w tej serii. Niektóre opowiastki są typowo dziecięce, inne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym miała w prezencie dziecku wkraczającemu w dorosłość podarować książkę uświadamiającą, to byłaby to Sztuka kochania Wisłockiej. Staroświecka? Nie wydaje mi się. Traktuje o miłości, czyli czymś, czego w większości poradników o seksie brakuje, a jednocześnie jest tak dokładna jeśli chodzi o samą fizyczność i fizjologie, że właściwie wszystko tam jest. Jest kompromisem pomiędzy wyzwolonymi poradnikami o sportowym podejściu do seksu, a nachalnymi, infantylnymi poradami o niewiastach, pyłkach i kwiatkach i dziewictwie złożonym w ofierze. Może jest przestarzała w niektórych kwestiach, bo medycyna i wiedza poszła do przodu. Ale samo podejście nigdy się nie zaktualizuje: otwartość, żadnego tabu i podkreślanie że to nie techniczne umiejętności gwarantują sukces w łóżku, tylko otwartość, więź i szacunek partnerów.

Gdybym miała w prezencie dziecku wkraczającemu w dorosłość podarować książkę uświadamiającą, to byłaby to Sztuka kochania Wisłockiej. Staroświecka? Nie wydaje mi się. Traktuje o miłości, czyli czymś, czego w większości poradników o seksie brakuje, a jednocześnie jest tak dokładna jeśli chodzi o samą fizyczność i fizjologie, że właściwie wszystko tam jest. Jest kompromisem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka wydana pięknie. graficznie zachęcająca. Sympatyczny pan Marcin na okładce jest rekomendacją samą w sobie, cenię go i jako aktora i osobę: skromną, zaangażowaną. Temat też mi bardzo bliski. A tu... trudno było mi dotrwać do końca 1 rozdziału, dialogi jakoś tak ciągnące się jak flaki z olejem, a informacje rozciągnięte na siłę, chyba po to żeby książka była objętościowo grubsza. Jak dla mnie za mało konkretów, taka raczej nocna pogawędka ciągnąca się w nieskończoność, nie tego oczekiwałam. Spokojnie skróciłabym to o połowę bez uszczerbku na treści, książce dobrze by to zrobiło. Ciąg dalszy czytałam we fragmentach, bo już mi się nie chciało. Miałam nieodparte wrażenie że tej książce zabrakło redaktora, który z autentycznej rozmowy Pana Marcina z rozmówcą wyciągnąłby sedno i skrócił. Więc czyta się to i ...ziewa, Szkoda! Spodziewałam konkretnego, rzeczowego reportażu a mamy na wstępie ziewający monolog o jeżach, przerywany półzdaniami pana Marcina, za długie to wszystko, jakoś źle napisane, do poprawki może w 2 wydaniu, ta forma przeciągniętych dialogów jakaś dla mnie nie do przyjęcia.

Książka wydana pięknie. graficznie zachęcająca. Sympatyczny pan Marcin na okładce jest rekomendacją samą w sobie, cenię go i jako aktora i osobę: skromną, zaangażowaną. Temat też mi bardzo bliski. A tu... trudno było mi dotrwać do końca 1 rozdziału, dialogi jakoś tak ciągnące się jak flaki z olejem, a informacje rozciągnięte na siłę, chyba po to żeby książka była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z książkami Pani Iwony Chmielewskiej byłam zachwycona, To jest mistrzowskie połączenie wrażliwości i dojrzałości autorki, krótkiego tekstu napisanego w punkt, gdzie żadne słowo nie jest zbędne i subtelne ilustracji które dopełniają całości. Książka dla wrażliwych dużych dzieci, raczej nie dla małych, bo im ilustracje mogą wydać się przytłaczające, smutne, a mądre teksty nie zawsze zrozumiałe. Ale może nie ma co czekać do dorosłości, w końcu wrażliwość człowieka kształtuje się w dzieciństwie i książki pani Chmielewskiej mogą stanowić ciekawy przerywnik dla dziecka, wśród wielu kolorowych propozycji, oraz skłonić do zadawania pytań. Ksiazki piękne i mądre.

Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z książkami Pani Iwony Chmielewskiej byłam zachwycona, To jest mistrzowskie połączenie wrażliwości i dojrzałości autorki, krótkiego tekstu napisanego w punkt, gdzie żadne słowo nie jest zbędne i subtelne ilustracji które dopełniają całości. Książka dla wrażliwych dużych dzieci, raczej nie dla małych, bo im ilustracje mogą wydać się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gwiazdka za czekoladę i gwiazdki za temat. Inny, warty poznania, przeczytania. Pięć gwiazdek w dół za hymn pochwalny na temat Wedlów (chociaż być może z punktu widzenia dziecka nie ma to znaczenia) i przede wszystkim, za szare, bure, odpychające ilustracje. Jeśli ilustratorzy chcieli się zapisać na kartach encyklopedii jako oryginalni poszukiwacze nowoczesnych środków wyrazu - nieważne że brzydkich, to już mają pierwsze miejsce. Ja rozumiem, że można wydać książkę celowo szaro-burą, ale ona musi mieć walory artystyczne jak książki obrazkowe pani Iwony Chmielewskiej które zachwycają (polecam!). Tu mamy chaos i ścinki gazetowe, które raczej kiepsko ilustrują temat. My dorośli poświęcimy się i przeczytamy, dziecko na wstępie dostaje przekaz że to nuda. Nieudany eksperyment, a szkoda, bo książki w końcu po to są wydawane żeby dzieci je czytały, a nie tylko po to żeby dumnie kurzyć się na półkach ilustratorów z napisem: moje dokonania. Można polecić molom książkowym - przebrną.

Gwiazdka za czekoladę i gwiazdki za temat. Inny, warty poznania, przeczytania. Pięć gwiazdek w dół za hymn pochwalny na temat Wedlów (chociaż być może z punktu widzenia dziecka nie ma to znaczenia) i przede wszystkim, za szare, bure, odpychające ilustracje. Jeśli ilustratorzy chcieli się zapisać na kartach encyklopedii jako oryginalni poszukiwacze nowoczesnych środków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A ja mam mieszane uczucia po przeczytaniu. Niby lekka, zabawna, a dla mnie fragmenty za lekkie i za zabawnie. Przeszkadzał mi rozdział o całowaniu się czwartoklasistów z języczkiem pod kocem... No naprawdę? I to mają być ich pierwsze doświadczenia z płcią przeciwną? Umawiane na randki w domach, pełne miłosnej okscytacji bohaterów oraz samej autorki, gdzie dzieci 10 letnie robią namioty z koca, żeby sprawdzić jak to jest całować się z języczkiem, a dalej mamy czwartoklasistę, który idzie że starszą koleżanką za szkołę, bo pozwoliła mu dotknąć piersi. Oczywiście nie za darmo, transakcja się dokonała, dziewczyna otrzymała zapłatę. Luzik, wszystko podane lekko i zabawnie, po co te nerwy. ??? Naprawdę Czy nikomu z czytających jakaś lampka się nie zaświeciła? Tak staram się analizować wrażliwość własnych dzieci i zastanawiam się dla kogo te fragmenty są pisane. Dzieci w książce mają po 10 lat, trzecia klasa, nie no, luzik pocałunki z języczkiem, jasne. ... naprawdę kogoś to przekonuje? Bo mnie nie. Szkoda, bo reszta książki jest fajna, wielokulturowość i próba poskładania rodziny do kupy, w dobie rodzin patchworkowych, i narodziny siostry bohatera. Ale przeszkadzało mi to, że prawdziwe problemy ukryte są pod pozorem lekkiego opisu, te problemy są spłycone jednym zdaniem, i że coś co nie powinno być normalne- na siłę jest oswajane i podane jak coś normalnego. Ja kocham Astrid Lindgren. Ale ona pisała wieki temu, i jeśli dzisiejsze dzieciństwo w Szwecji jest takie jak to opisane tutaj, to mnie to strasznie smuci. Wyłania się z tej książki obraz zagmatwanej, nieoczywistej rzeczywistości zepsutej przez dorosłych, którzy na siłę chcą sami sobie i dzieciom wytłumaczyć że to zagmatwanie to też może być fajne, co tam rozwód, co tam wrażliwość dziecka i seks- wszystko da się oswoić i udawać że
wszystko mozna brać łatwo lekko i przyjemnie. Wiem że skandynawskie książki współczesne są specyficzne, nie ma w nich romantyzmu, delikatności, jakiegoś potrzebnego niedomówienia, zwłaszcza w książkach dla dzieci, który powinny rozbudzać wrażliwość dzieci, ale dla mnie jest ta przyziemna rzeczywistość wzbudza co najmniej mieszane uczucia.

A ja mam mieszane uczucia po przeczytaniu. Niby lekka, zabawna, a dla mnie fragmenty za lekkie i za zabawnie. Przeszkadzał mi rozdział o całowaniu się czwartoklasistów z języczkiem pod kocem... No naprawdę? I to mają być ich pierwsze doświadczenia z płcią przeciwną? Umawiane na randki w domach, pełne miłosnej okscytacji bohaterów oraz samej autorki, gdzie dzieci 10...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak można pisać o "robieniu dobrze jej, lub jemu" lub może wszystkim razem - jednocześnie pisać o szacunku? Coś wam się ludzie mocno głowa szambem zalała. Boże jakich ja czasów dożyłam. Gówno ładnie uperfumowane. Szkoda że nikt nie myśli tak jak ja, bo nie ma tu żadnych opinii. Tragiczne. żeby było precyzyjniej: ja wolałabym, żeby moje dzieci najpierw umiały nawiązywać głębsze relacje z ludźmi, a dopiero potem skupiły się na stymulacji penisa. A książka adresowana jest do nastolatków - wiec mogą po nią sięgnąć nastolatki na różnym poziomie dojrzałości.
To coś przejrzane z gorzkimi łzami w gardle, bo jak dla mnie za dużo tu podejścia przedmiotowego. Jak napiszę w tym miejscu : "Rodzice, chrońcie wrażliwość i moralność swoich dzieci" to naturalnie większość radośnie zarechocze, prawda?
Inaczej patrzy się na tą książkę, kiedy ma się głowę pełną przekonań o tolerancji i równości wszystkich i wszystkiego, a inaczej, kiedy wychowujemy nastoletnie dzieci i zaczynamy zauważać, że ich zagubienie i brak poczucia bezpieczeństwa po części zaczynają wynikać z braku jasno określonych reguł. Dla równowagi: gdybym miała w prezencie dziecku wkraczającemu w dorosłość podarować książkę uświadamiającą, to byłaby to Sztuka kochania Wisłockiej. Staroświecka? Nie wydaje mi się. Traktuje o miłości, czyli czymś, czego w większości poradników o seksie brakuje, a jednocześnie jest tak dokładna jeśli chodzi o samą fizyczność i fizjologie, że właściwie wszystko tam jest. Jest kompromisem pomiędzy wyzwolonymi poradnikami o sportowym podejściu do seksu, a nachalnymi, infantylnymi poradami o niewiastach, pyłkach i kwiatkach i dziewictwie złożonym w ofierze.

Jak można pisać o "robieniu dobrze jej, lub jemu" lub może wszystkim razem - jednocześnie pisać o szacunku? Coś wam się ludzie mocno głowa szambem zalała. Boże jakich ja czasów dożyłam. Gówno ładnie uperfumowane. Szkoda że nikt nie myśli tak jak ja, bo nie ma tu żadnych opinii. Tragiczne. żeby było precyzyjniej: ja wolałabym, żeby moje dzieci najpierw umiały nawiązywać...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Thorgal: Bitwa o Asgard Grzegorz Rosiński, Yves Sente
Ocena 6,9
Thorgal: Bitwa... Grzegorz Rosiński,&...

Na półkach:

Przeczytałam z sentymentu do Thorgala czytanego 20 lat temu, i... zawyłam ze złości i oburzenia, jak bardzo można zepsuć i sprofanować taką kapitalna serię jak Thorgal! Warto zaznaczyć że wszystkie tomy począwszy od "Ja, Jolan" to już nie są zeszyty do których scenariusz wymyśla twórca Thorgala czyli mistrz Jean Van Hamme. Scenarzysta się zmienił, i to co wymyśla Sente to nawet koło Thorgala nie stało. Scenariusz jest nudny, fabuła nijaka, ciągnie się w nieskończoność, bajki o walczącej szmacianej armii są irytujące. Nową główną postacią ma być podobno Jolan - ale jest on tak nijaki że niczym nie jest w stanie zainteresować czytelnika. Zabiegi okołoerotyczne scenarzysty z młodym (może 14-letnim?) Jolanem, którego uwodzi jakaś cycasta bogini z Assgardu zapraszając do swojego łoża są niesmaczne. Naprawdę nikt tego nie zauważył? Dziwię się Rosińskiemu, że nadal firmuje swoim nazwiskiem takiego gniota, który z oryginalnym Thorgalem naprawdę nie ma już nic wspólnego. Rosiński rozrysowuje sceny Jolana w sypialni bogini na całe dwie plansze, aż się zabawnie zrobiło Nic, kompletnie nic to nie wnosi do fabuły, tylko zniesmacza. Czemu to służy? To ma być tani chwyt na nowego czytelnika? Jakiego?? U Van Hamme'a w "starych" Thorgalach też były ekscytujące sytuacje z ponętnymi kobietami, ale po pierwsze nie było dwuznacznych dziwactw z prawie-dziećmi w roli głównej, po drugie sceny np. z ponętną Kriss w roli głównej były całkowicie uzasadnione i nigdy nie przekraczały granic dobrego smaku. Dawniej ani jedna kreska Rosińskiego i ani jedno słowo Van Hamme'a nie było zbędne, niepotrzebne. Wszystko dograne do perfekcji. To co stworzyli Sente i Rosiński od 30 tomu to jest zbiór JAKIŚ obrazków i JAKIŚ dialogów. Kiepskich, miałkim. Nie wiadomo dla kogo i po co. Van Hamme wiedział kiedy ze sceny zejść, i 29 tomem zakończył swoją przygodę z Thorgalem. Szkoda że Rosiński tego nie zrobił i przykłada rękę to tworzenia takiej karykatury. Nie wiem czy polecać czy nie. Nowi czytelnicy na pewno nie będą mieli takich uprzedzeń jak ja więc spokojnie niech czytają. Tyle, że jeśli ktoś słyszał o Thorgalu-legendzie, i przez przypadek sięgnie na początek po ten właśnie tom, to nie dość, że nic kompletnie nie zrozumie, to po pierwsze stare zeszyty może już nie mieć ochoty sięgać.

Przeczytałam z sentymentu do Thorgala czytanego 20 lat temu, i... zawyłam ze złości i oburzenia, jak bardzo można zepsuć i sprofanować taką kapitalna serię jak Thorgal! Warto zaznaczyć że wszystkie tomy począwszy od "Ja, Jolan" to już nie są zeszyty do których scenariusz wymyśla twórca Thorgala czyli mistrz Jean Van Hamme. Scenarzysta się zmienił, i to co wymyśla Sente to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki S.Z.T.U.K.A. Szalenie Zajmujące Twory Utalentowanych i Krnąbrnych Artystów Sebastian Cichocki, Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński
Ocena 7,4
S.Z.T.U.K.A. S... Sebastian Cichocki,...

Na półkach:

Tradycyjnie, chce mi się tu komentować ksiazki które albo bardzo są warte uwagi, albo wcale. Ta może jednoznacznie nie jest beznadziejna, natomiast jest to kolejna pozycja z il. Mizielińskich która krzyczy z daleka: uwaga, odstraszam ilustracjami. Graficznie-męka, z treścią lepiej.

Tradycyjnie, chce mi się tu komentować ksiazki które albo bardzo są warte uwagi, albo wcale. Ta może jednoznacznie nie jest beznadziejna, natomiast jest to kolejna pozycja z il. Mizielińskich która krzyczy z daleka: uwaga, odstraszam ilustracjami. Graficznie-męka, z treścią lepiej.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie się czyta. Ubawiłam się przy czytaniu i oglądaniu fotografii i...za szybko się skończyła

Świetnie się czyta. Ubawiłam się przy czytaniu i oglądaniu fotografii i...za szybko się skończyła

Pokaż mimo to

Okładka książki Za Imperium: Honor Merwan Chabane, Bastien Vivès
Ocena 6,1
Za Imperium: H... Merwan Chabane, Bas...

Na półkach:

Wielkie rozczarowanie. Męczące kolory, rysunek sprawiający wrażenie niedoróbki, treści żadnej. Widać mam inna wrażliwość niż twórcy tego tu -o, myślący zapewne że stworzyli dzieło niszowe. Sięganie po pozycję którą należny dointerpretować: "Acha! To o to chodziło autorowi" - jest stratą czasu. Dla mnie szok - po zachwytach nad Thorgalem na przykład. Męczyłam się oglądając to. Fatalne ilustracje wydały mi się niechlujne. Widać mam inną wrażliwość. I jeszcze cena - kosmiczna! Sięgnęłam pod kątem syna i z sentymentu do komiksów. I zła jestem, stanowczo odradzam.

Wielkie rozczarowanie. Męczące kolory, rysunek sprawiający wrażenie niedoróbki, treści żadnej. Widać mam inna wrażliwość niż twórcy tego tu -o, myślący zapewne że stworzyli dzieło niszowe. Sięganie po pozycję którą należny dointerpretować: "Acha! To o to chodziło autorowi" - jest stratą czasu. Dla mnie szok - po zachwytach nad Thorgalem na przykład. Męczyłam się oglądając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ważna i potrzebna książka, ale też smutna. O samotności, niezrozumieniu. Uczy pokory wobec Inności. Jak łatwo jest nam oceniać po pozorach, dopasowywać do ram znanych nam i bezpiecznych bez próby zrozumienia tego czego nie znamy. Tłumaczy od podszewki, jak to jest czuć się kimś innym - większość z nas problem zna z mediów, i ocenia jak chce, po tym co widzi. Warto próbować zrozumieć. Zapytać co czuje ta druga osoba. W tej opowieści to znajdziemy. Polecam

Ważna i potrzebna książka, ale też smutna. O samotności, niezrozumieniu. Uczy pokory wobec Inności. Jak łatwo jest nam oceniać po pozorach, dopasowywać do ram znanych nam i bezpiecznych bez próby zrozumienia tego czego nie znamy. Tłumaczy od podszewki, jak to jest czuć się kimś innym - większość z nas problem zna z mediów, i ocenia jak chce, po tym co widzi. Warto próbować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To są opisy tortur, jakimi poddawani byli przez śmiercią Polacy - przez sąsiadów Ukraińców w latach 41-43. Ciężko mi ocenić tą książkę, bo nie byłam w stanie doczytać do końca wszystkich opowiadań, przebrnęłam przez trzy, oraz przeczytałam ostatnie o spotkaniu Srokowskiego z katem jego ciotki po latach, ale mimo tej mojej niemożności przeczytania opisów tortur i wstrętu - książka jest obowiązkowa, dla każdego dorosłego. Chociażby jedno opowiadanie każdy ma obowiązek znać, żeby wiedzieć, żeby pamiętać, żeby nie opowiadać bzdur poprawnych politycznie że należy się odciąć i nie nękać nasza pamięcią - Ukraińców. Sięgnęłam po nią znając już dogłębnie temat rzezi ukraińskiej, i od strony opowiadania ofiar, i opowieści rodzinnych i od strony oceny historyków i poznania tła historycznego wszystkich wydarzeń. I mimo tego mojego "przygotowania" do tematu książka jest przerażająco wstrząsająca, chociaż w sumie słów mi brak i nie wiem jak to opisać. Ludzie piszą horrory, tworzą zryte nienormalne historie żeby się czytelnicy mogli trochę "pobać", a tu samo życie pisze najstraszniejsze historie, których normalny człowiek nie byłby w stanie sobie nawet wyobrazić - i to jest straszne, że to wszystko się wydarzyło naprawdę. Mdli mnie kiedy słyszę o konieczności pojednania polegającym na tym, że przemilczamy żeby nie drażnić Ukraińców. Potomkowie tamtych katów żyją nadal. Wiedzą co się wydarzyło, ale wolą oczyszczać sumienie i zakłamywać rzeczywistość. To jest straszne. Niemcy mieli prawo odciąć się od swojej historii, bo w którymś momencie się przyznali, nie zaprzeczali, powiedzieli wprost: tak, to wszystko się wydarzyło. Ukraińcy nigdy , NIGDY tego nie powiedzieli,robią bohaterów z katów banderowców. Jeśli świat na to pozwoli, to za następna dekadę będziemy się uczyć, że Polacy sami wyparowali z Wołynia, sami się pozabijali, albo że Niemcy ich zamordowali (co mówi się już dzisiaj na Ukrainie, a co nie jest prawdą) Kto będzie wiedział że torturowano, nabijano dzieci na sztachety, obcinano języki, przybijano do stołu i wydłubywano oczy - i że to nie robiła jakś mała grupka tych samych osób tylko sąsiednie wsie ukraińskie. To nie dotyczy jednej rodziny. To dotyczy tysiąca Polskich rodzina mordowanych przed hordy ukraińskie w taki sam sposób.
Wiedzieć o rzezi wołyńskiej to jest nasz obowiązek, po to żeby być czujnym i nigdy nie lekceważyć sygnałów skrajnych nacjonalistów, bo, jak pokazuje historia,wolność i bezpieczeństwo nie są dane raz na zawsze. Nie wszyscy wyciągają wnioski z historii. Przychodzi nowe pokolenie i pisze swoją historię na nowo, a tą niewygodną, np. o rzezi - zmieni. Uczmy się historii.

To są opisy tortur, jakimi poddawani byli przez śmiercią Polacy - przez sąsiadów Ukraińców w latach 41-43. Ciężko mi ocenić tą książkę, bo nie byłam w stanie doczytać do końca wszystkich opowiadań, przebrnęłam przez trzy, oraz przeczytałam ostatnie o spotkaniu Srokowskiego z katem jego ciotki po latach, ale mimo tej mojej niemożności przeczytania opisów tortur i wstrętu -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na fali Wiedźmina sięgnęłam po Narrenturm - nie byłam w stanie dotrwać do trzeciego tomu, ale miłośnicy fantasy i scen bitewnych powinni być zadowoleni.Po Wiedźminie niestety chciało się westchnąć: to jednak nie to...

Na fali Wiedźmina sięgnęłam po Narrenturm - nie byłam w stanie dotrwać do trzeciego tomu, ale miłośnicy fantasy i scen bitewnych powinni być zadowoleni.Po Wiedźminie niestety chciało się westchnąć: to jednak nie to...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Właściwie nie czytam fantasy, ale styl Sapkowskiego mnie pochłonął bez reszty. Książka napisana sprawnie, skoki w czasie oraz dużo odniesień do baśni to jeden z ciekawszych zabiegów. Opisy walk dla mnie nużące, losy bohaterów interesowały mnie bardziej. Przewrotny charakter Jenefer do dzisiaj mnie fascynuje, oraz delikatność i subtelny język Sapkowskiego m. in. w opisywaniu sceny miłosnej i pokręconych relacji bohaterów. Fajnie się to czytało, jednym tchem. Czytałam mając lat 20 parę i zastanawiam się czy dzisiaj też odebrałabym podobnie

Właściwie nie czytam fantasy, ale styl Sapkowskiego mnie pochłonął bez reszty. Książka napisana sprawnie, skoki w czasie oraz dużo odniesień do baśni to jeden z ciekawszych zabiegów. Opisy walk dla mnie nużące, losy bohaterów interesowały mnie bardziej. Przewrotny charakter Jenefer do dzisiaj mnie fascynuje, oraz delikatność i subtelny język Sapkowskiego m. in. w opisywaniu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Thorgal: Miasto zaginionego boga Grzegorz Rosiński, Jean Van Hamme
Ocena 8,0
Thorgal: Miast... Grzegorz Rosiński,&...

Na półkach: ,

Zajrzałam do Thorgala z ciekawości, czy młodzi nadal czytają - bo ja całe dzieciństwo 100-krotnie czytałam wszystkie zeszyty do "Miasta zaginionego Boga" - który jest cudownym zwieńczeniem wielkiej wyprawy Thorgala do Ameryki Południowej. Powiedzieć że klasyk to za mało. To jest arcydzieło. Van Hamme tak tu umiejętnie posplatał wątki z kultury Majów z losami bohaterów, a Rosiński tak sugestywnie to narysował że ja się tym nie zaczytywałam, tylko zatapiałam wielokrotnie! Dzisiaj wciskam 12-letniemu synowi. Na razie z umiarkowanym entuzjazmem, ale żywię nadzieję że chwyci. Sama odświeżam sobie zeszyty tomy 9-12 i stwierdzam że mimo upływu lat są świetne. Czyli mój dawny zachwyt to był nie tylko dziecięcy naiwny zachwyt - oklaski dla twórców zwłaszcza za "cykl QA" są w pełni uzasadnione. Jak dla mnie to najlepsza część.

Zajrzałam do Thorgala z ciekawości, czy młodzi nadal czytają - bo ja całe dzieciństwo 100-krotnie czytałam wszystkie zeszyty do "Miasta zaginionego Boga" - który jest cudownym zwieńczeniem wielkiej wyprawy Thorgala do Ameryki Południowej. Powiedzieć że klasyk to za mało. To jest arcydzieło. Van Hamme tak tu umiejętnie posplatał wątki z kultury Majów z losami bohaterów, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Marcin Kołodziejczak jest moim odkryciem dzięki "Polityce", w której publikowane są jego teksty od czasu do czasu, więc postanowiłam że chcę więcej. Dla mnie to jest pisarstwo tak wysokiej próby że jeszcze chyba do końca tego nie ogarniam. Zabiegi literackie autora, próba wejścia w skórę opisywanego bohatera i pisanie jego językiem z jednej strony mają lepiej oddać klimat reportażu, z drugiej powodują że dwa razy muszę wysilić mózgownicę żeby niektóre opowiadania zrozumieć. Nie ma łatwego zakończenia, nie ma komentarza autora! - to niełatwe zadania dla czytelnika. Każde opowiadanie jest dyskretnym wejściem jakby z kamerą w każdą z opisanych sytuacji. Podglądamy. I nikt nie komentuje i nie daje łatwej podpowiedzi co się właśnie zadziało i jaki wnioski wyciągnąć. "Tadeusz opuszcza dom" - jedno z najlepszych opowiadań. Zmieniłabym układ rozdziałów, te lepsze są na końcu co niecierpliwych może znużyć i nie doczytają. Bardziej w tej książce podobają mi się zabiegi językowe autora niż sama treść i jego umiejętność pisania z punktu widzenia, tak przecież różnych - bohaterów prowincji. Autor robi to bardzo umiejętnie i wiarygodnie. Żeby wejść w język autora, żeby się spodobało trzeba się... przyzwyczaić? Reportaże w "Polityce" są lepsze niż te lapidarne opowiadania. A może nie lepsze tylko inne- prostsze w odbiorze. Dlatego pewnie łatwiej jest, najpierw poznać tamte reportaże a potem sięgnąć po książkę.

Marcin Kołodziejczak jest moim odkryciem dzięki "Polityce", w której publikowane są jego teksty od czasu do czasu, więc postanowiłam że chcę więcej. Dla mnie to jest pisarstwo tak wysokiej próby że jeszcze chyba do końca tego nie ogarniam. Zabiegi literackie autora, próba wejścia w skórę opisywanego bohatera i pisanie jego językiem z jednej strony mają lepiej oddać klimat...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Julek i Julka 1 Annie M.G. Schmidt, Fiep Westendorp
Ocena 7,6
Julek i Julka 1 Annie M.G. Schmidt,...

Na półkach:

Moje dzieci pochłaniają wielokrotnie wszystkie opowiadania z pięciu tomów - czytane im przeze mnie. Opowiadania prościutkie, zdania krótkie, dla trzylatki idealne. No właśnie... Trzylatka sama po ta książkę nie sięgnie, to rodzic musi wiedzieć że warto, i wybrać akurat ją, a skąd rodzic ma wiedzieć że Julek i Julka wydana w małym formacie, bez kolorowych ilustracji jest warta zakupienia dla malutkiego dziecka, skoro książki wybiera się intuicyjnie (przeważnie), raczej z kolorowymi obrazkami? Niefortunne wydanie sugerujące że to książka co najmniej dla 10 latka sprawia, że nie przysparza jej to na pewno grona czytelników. Obrazki są przeurocze, ale rozmiar książki, jej grubość sprawia że mało rodziców sięga po książkę - jeśli wcześniej o niej nie słyszało. A szkoda! U nas to pozycja nr 1 . Żaden rodzic nie będzie zawiedziony jeśli przeczyta dziecku 3-4-5-letniemu choć jedno opowiadanie, obiecuję!

Moje dzieci pochłaniają wielokrotnie wszystkie opowiadania z pięciu tomów - czytane im przeze mnie. Opowiadania prościutkie, zdania krótkie, dla trzylatki idealne. No właśnie... Trzylatka sama po ta książkę nie sięgnie, to rodzic musi wiedzieć że warto, i wybrać akurat ją, a skąd rodzic ma wiedzieć że Julek i Julka wydana w małym formacie, bez kolorowych ilustracji jest...

więcej Pokaż mimo to