rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , , , , , ,

Wciąż mnie zaskakuje fakt, na ile sposobów można odnaleźć samych siebie w literaturze. Czytałam tę książkę 3 miesiące po utracie mamy. I odnalazłam słowa na przemyślenia, które utknęły w moim ciele jak drzazgi; na doświadczenia, które wydawały mi się zbyt splątane, zbyt intymne do opisania.

Żałoba jest uniwersalnym doświadczeniem, ale jest trudna do uchwycenia. Język rzadko jest w stanie dotknąć głębi uczuć - tej mieszaniny rozpaczy, osamotnienia, absurdu. Michelle Zauner jednak udało się ją przekazać. Mogę napisać pozytywnie o warsztacie pisarskim, o strukturze, ale ostatecznie nie jestem w stanie ocenić "Crying in H Mart" wyrwanym z kontekstu własnej żałoby. Przy czym to nie była książka, która ukoiła ból, ale pozwoliła mi się rozpadać na kawałki, bez osądu i wstydu. Jak lustro, przed którym płaczesz samotnie w łazience.

Wciąż mnie zaskakuje fakt, na ile sposobów można odnaleźć samych siebie w literaturze. Czytałam tę książkę 3 miesiące po utracie mamy. I odnalazłam słowa na przemyślenia, które utknęły w moim ciele jak drzazgi; na doświadczenia, które wydawały mi się zbyt splątane, zbyt intymne do opisania.

Żałoba jest uniwersalnym doświadczeniem, ale jest trudna do uchwycenia. Język...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Miałam chyba jakiś wadliwy egzemplarz - ktoś połowę fabuły zastąpił mi uchlustem scen erotycznych, tak absurdalnie oderwanymi od logiki działań i kontekstu, że musiałam sprawdzać, czy przypadkiem nie czytam Sary J. Maas.
A ta resztka historii, która się ostała była zupełnie niezajmująca.

Miałam chyba jakiś wadliwy egzemplarz - ktoś połowę fabuły zastąpił mi uchlustem scen erotycznych, tak absurdalnie oderwanymi od logiki działań i kontekstu, że musiałam sprawdzać, czy przypadkiem nie czytam Sary J. Maas.
A ta resztka historii, która się ostała była zupełnie niezajmująca.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Cała historia to jeden wielki bałagan. Takie kartonowe pudło, które ma służyć do przechowania twoich ulubionych drobiazgów, ale jest za małe, za stare i się rozpada, więc obklejamy je taśmą pakową i udajemy, że jest funkcjonalne.

Nic do końca nie ma sensu. I fabuła, i historia świata, i charaktery postaci, nie mówiąc już o budowaniu relacji między nimi. Amant ma równocześnie być mroczny, ale w skrycie kochający, bezlitosny, ale wrażliwy, przystojny, ale okrutny, itd. [EDIT: dopiero teraz dowiedziałam się, że Jacks pojawia się w innej serii i jest ulubioną postacią fandomu. Czyli jest jedynym powodem, dlaczego ta książka w ogóle istnieje.]

Największym kłębkiem kurzu pod moją kanapą frustracji jest jednak Ona. Bohaterka tak sympatyczna i wrażliwa, że nieziemsko głupia. Wg niej każdy jest dobry, ale niezrozumiany. Znajdzie nawet wymówkę dla tych, co będą oszukiwali ją raz za razem. I nie chodzi tutaj o jednego oszusta, ale o 90% jej interakcji ze światem. I ja się im nawet nie dziwię. Pod koniec czytanie, jak raz za razem bohaterka daje się zmanipulować przez n-tą osobą, stało się i dla mnie samej perwersyjną przyjemnością.

Cała historia to jeden wielki bałagan. Takie kartonowe pudło, które ma służyć do przechowania twoich ulubionych drobiazgów, ale jest za małe, za stare i się rozpada, więc obklejamy je taśmą pakową i udajemy, że jest funkcjonalne.

Nic do końca nie ma sensu. I fabuła, i historia świata, i charaktery postaci, nie mówiąc już o budowaniu relacji między nimi. Amant ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Życie wg Evangeline:
- nie musisz mieć osobowości. Wystarczy, jeśli będziesz mieć różowe włosy i nieustającą wiarę, że każdy na tym świecie jest zagubioną duszą i można mu pomóc;
- każdego dnia zrób listę 5 najgłupszych rzeczy, których mógłbyś się podjąć i odhaczaj ją po kolei. Śpiesz się, bo dzień jest krótki, a lista długa;
- jeśli ktoś cię boleśnie zdradzi, to się na niego obraź i obiecaj zemstę, po czym po 5 sekundach wybacz mu to i zapomnij o całej sprawie - po czym znów daj się zmanipulować, i znów im wybacz, ad nauseum;
- jeśli morderca próbuje cię osaczyć, kiedy jesteś sama, to bądź uprzejma i ułatw mu pracę. Stwórz mu jak najwięcej okazji, by mógł cię dopaść - np. chadzając po lesie. Kilka razy. Po tym samym lesie;
- i najważniejsze - pamiętaj, że ty wiesz lepiej. Nawet jeśli całe twoje dotychczasowe doświadczenie mówi, że jest inaczej. Jesteś w końcu dobrą, miłą postacią, a te zawsze mają rację.

Życie wg Evangeline:
- nie musisz mieć osobowości. Wystarczy, jeśli będziesz mieć różowe włosy i nieustającą wiarę, że każdy na tym świecie jest zagubioną duszą i można mu pomóc;
- każdego dnia zrób listę 5 najgłupszych rzeczy, których mógłbyś się podjąć i odhaczaj ją po kolei. Śpiesz się, bo dzień jest krótki, a lista długa;
- jeśli ktoś cię boleśnie zdradzi, to się na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Próbowałam.

Próbowałam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Dałabym jedną gwiadkę, ale uznajmy, że okładka zwraca uwagę.

Dałabym jedną gwiadkę, ale uznajmy, że okładka zwraca uwagę.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Książka opresyjna, ciężka, wodząca czytelnika za nos. Jedyny minus, że nie jest o zamkach.

Książka opresyjna, ciężka, wodząca czytelnika za nos. Jedyny minus, że nie jest o zamkach.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Książka ambitniejsza od swojej poprzedniczki, poruszająca bardziej złożone tematy jak epidemię AIDS w latach 80., rasizm w szkołach czy transfobię. Saenz wprowadził też tutaj więcej postaci, z którymi spotyka się Arystoteles. Ma to konsekwentne odbicie w rozwoju jego postaci od nastolatka po młodego mężczyznę. Miałam jednak wrażenie, że w kółko czytam te same dialogi, które już znam. Każdy bohater miał taką samą perspektywę mędrca - niezależnie czy była to matka protagonisty, nauczyciel czy licealistka. Nie jestem też wielką fanką zakończenia, ale koniec końców doceniam ambicje. Cały cykl jest warty kupienia dla zainteresowanych.

Książka ambitniejsza od swojej poprzedniczki, poruszająca bardziej złożone tematy jak epidemię AIDS w latach 80., rasizm w szkołach czy transfobię. Saenz wprowadził też tutaj więcej postaci, z którymi spotyka się Arystoteles. Ma to konsekwentne odbicie w rozwoju jego postaci od nastolatka po młodego mężczyznę. Miałam jednak wrażenie, że w kółko czytam te same dialogi, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Jedna z najlepszych książek, którą przeczytałam, jeśli chodzi o fantastykę! Wielowymiarowe studium postaci, która poświęciła całe swoje życie wartościom, w które wierzy. Próbującej pogodzić swoją tożsamość kulturową z oczekiwaniami własnymi i swoich bliskich.

Cliopher Mdang to wybitny biurokrata (!), który zdecydował się na służbę w administracji cesarstwa, aby spełnić swoje skryte pragnienie wprowadzenia ładu i porządku na świecie. Może powinno to brzmieć nudno, ale absolutnie nie jest, bo jest powiązane z takimi tematami jak:
- taboo i tradycja vs. wpływ na jednostkę,
- lojalność, przyjaźń i miłość postrzegana z perspektywy dojrzałego bohatera (a jest to książka bez romansu),
- etniczność i korzenie kulturowe a kompromisy, które z tym się wiążą.
To, w jaki sposób skromny Cliopher stał się prawą ręką boskiego cesarza Słońca-Na-Ziemi, jest odkrywane powoli, z precyzją i wyczuciem. Goddard ma jakiś kosmiczny dar do opisów, który sprawia, że nie byłam w stanie wypuścić tej książki z rąk. Majstersztyk językowy; powieść ma 900 str, a ja i tak łapałam się na żalu, że niektóre wydarzenia są tylko w skrócie nakreślone (o nie, to nie jest jedna z tych książek, które rozgrywają się w ciągu tygodnia - w końcu, aby zmienić świat potrzeba wielu lat działań...). I tak, może jest tam pewien zgrzyt, jeśli chodzi o strukturę (z tego co wiem, książka nie miała porządnej redakcji, ukazała się najpierw jako self-publishing), to gdyby nie on, dałabym ocenę 10/10. Absolutnie ją polecam - gdyby książki były jedzeniem, "Hands of Emperor" byłby belgijską gorącą czekoladą - z takimi białymi piankami. I bitą śmietaną. Podaną w pozłacanej porcelanie.

TL;DR
Wszystkim polecam, a zwłaszcza tym ceniącym:
- niestandardowych bohaterów (m.in. protagonistą jest urzędnik powyżej 50-tki pochodzący z archipelagów),
- książki o rodzinie i jej subtelnych dynamikach,
- kompetentnych ludzi wykonujących świetnie swoją pracę w imię dobra,
- narracje bez konfliktów, wybuchów, skupiającą się na ludzkich relacjach,
- bogaty świat z historią, która powoli odsłania się przed czytelnikiem,
- dekonstrukcje archetypów,
- uczucie ciepełka w serduszku podczas czytania.

Jedna z najlepszych książek, którą przeczytałam, jeśli chodzi o fantastykę! Wielowymiarowe studium postaci, która poświęciła całe swoje życie wartościom, w które wierzy. Próbującej pogodzić swoją tożsamość kulturową z oczekiwaniami własnymi i swoich bliskich.

Cliopher Mdang to wybitny biurokrata (!), który zdecydował się na służbę w administracji cesarstwa, aby spełnić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Nie chcę już nigdy więcej słyszeć o "Big Titty Liddy"...

Nie chcę już nigdy więcej słyszeć o "Big Titty Liddy"...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Ładnie ilustrowane wydanie przybliżające historię przyjaźni między chłopcem a kappą. Tekst jest prosty, dwujęzyczny, a japoński został opatrzony furiganą, co sprawia, że książka jest świętną pozycją dla osób zaczynających naukę czytania w tym języku. Na plus stanowi też dołączenie notatek kulturowych z historycznymi ciekawostkami. Książka na pewno stanowi dobry pomysł na prezent!

Ładnie ilustrowane wydanie przybliżające historię przyjaźni między chłopcem a kappą. Tekst jest prosty, dwujęzyczny, a japoński został opatrzony furiganą, co sprawia, że książka jest świętną pozycją dla osób zaczynających naukę czytania w tym języku. Na plus stanowi też dołączenie notatek kulturowych z historycznymi ciekawostkami. Książka na pewno stanowi dobry pomysł na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Jaki potencjał drzemał w tej książce! Jako bibliofilowi nic nie jest mi milsze niż zgłębianie historii o świadomych księgozbiorach, dzielnych archiwistkach i spiskach bibliotecznych. Niestety opowieść została niefortunnie pokrzywdzona przez słabszy warsztat pisarski. Narracji brak subtelności, konsekwencje działań są powierzchowne, sceny wydają się być "poszatkowane", zaś bohaterowie boleśnie starają się być kilkoma wersjami samych siebie jednocześnie. Boli mnie to bardzo, bo ze względu na sam pomysł na postacie i świat "Sorcery of Thorns" niczym nie ustępuje większości fantastyce w kategoriach ocen 7/10. Plus, dzięki książce odkryłam, że i ja chciałabym mieć lojalnego demona, który sprzątałby mi dom i podawał posiłki.
Mam nadzieję, że przy większym "rozpisaniu się" autorki i lepszej redakcji następna książka będzie ciekawsza.

Jaki potencjał drzemał w tej książce! Jako bibliofilowi nic nie jest mi milsze niż zgłębianie historii o świadomych księgozbiorach, dzielnych archiwistkach i spiskach bibliotecznych. Niestety opowieść została niefortunnie pokrzywdzona przez słabszy warsztat pisarski. Narracji brak subtelności, konsekwencje działań są powierzchowne, sceny wydają się być "poszatkowane",...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Szybka notatka po przeczytaniu książki w celu ułożenia myśli:

- co się stało z Yurim? czy jego świadomość też cierpi millenia za grzechy, których nie popełnił?
- jak na czasy brutalnej wojny śmiertelność wśród bohaterów jest niesamowicie niska chyba, że jest rozpisana jako trauma na potrzeby rozwoju konkretnych postaci
- liniowy charakter wszystkich wydarzeń politycznych
- mnogość perspektyw postaci, które pojawiają się i znikają zgodnie z konspektem - bez wykorzystania podłoża emocjonalnego albo niepotrzebnie rozwlekłe (np. tylko 1 rozdział z perspektywy Makhi, 3 lub więcej z perspektywy Maru, bezproduktywne rozdziały mnicha)
- postacie robią rzeczy wyjątkowo ryzykowne i bezmyślne, co jest zawsze podbudowane "brakiem czasu, wojną dookoła, nie mamy innego wyjścia!" - patrz. przemieszczenie Darklinga i spełnianie jego życzeń, ratowanie Hanne przez Ninę / Niny przez Zoyę
- ukochany przez fandom Darkling został wskrzeszony wyłącznie jako wstążeczka do opakowania zakończenia - z perspektywy czasu nie wniósł on niczego do fabuły (pretekst do pokazania znów Aliny?), a narracja z jego punktu widzenia nie rozwinęła wcale postaci. Na polu bitwy mógłby się nawet nie pokazywać, dyskusyjna jest jego pomoc przy negocjacjach pokojowych. Jego decyzja co do poświęcenia się właściwie rozwija się "poza ekranem" w ostatnim momentach narracji
- naiwność Niny wobec księcia Rasmusa, która trwa pomimo pokazaniu jego psychopatycznych skłonności
- zakończenie wątku Hanne i Niny (jakoś nie przekonuje mnie zgoda na życie w kłamstwie i oszukiwanie + manipulowanie ludźmi, którym odbiera się prawo żałoby)
- gorsza ogólna redakcja - drobne błędy techniczne w książce; nagłe wprowadzanie pasaży przemyśleń bohaterów w sytuacjach akcji i wysokiego napięcia (głównie dot. wątków miłosnych)
- epifania Zoyi o roli miłości podczas rozmowy z Apostatem
- setup z sercem Feliksa i otwarte zakończenie skupiające się bardziej na postaciach spoza duologii zamiast zamknięcia wątku głównych bohaterów po koronacji (nie znamy przemyśleń Nikolaia wobec nowego porządku politycznego; jego dialogi ograniczają się tylko do wątku miłosnego)


+ awersja Nikolaia i Zoyi do wielkich romansów
+ relacje Zoyi z przyjaciółmi i psychologia żałoby
+ wszystkie wątki akceptacji wewnętrznych demonów
+ szaleństwo bitewne walk Fjerdy z Ravką (zwłaszcza ostatnia bitwa)
+ suspens z królewskim ślubem
+ suspens z wybraniem monarchy
+ niebinarność Hanne
+ biseksualizm i wyłamywanie się ze schematu "jednej prawdziwej miłości"
+ brak pokuty ze strony Darklinga (10/10 za konsekwentność bycia złoczyńcą i niemieszania go bardziej w główną fabułę)
+ wątek ojca Nikolaia
+ dziedzictwo Suli
+ sama postać królowej Makhi (czasem miałam wrażenie, że wyrwała się z zupełnie innej książki, zwłaszcza w porównaniu z Ehri)
+ dziennik Davida z komplementami
+ słowiańska okrutność sceny z drzewem jesionu
+ cameo z Ketterdamem, które jakimś cudem uniknęło fanserwisu

Szybka notatka po przeczytaniu książki w celu ułożenia myśli:

- co się stało z Yurim? czy jego świadomość też cierpi millenia za grzechy, których nie popełnił?
- jak na czasy brutalnej wojny śmiertelność wśród bohaterów jest niesamowicie niska chyba, że jest rozpisana jako trauma na potrzeby rozwoju konkretnych postaci
- liniowy charakter wszystkich wydarzeń politycznych
-...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , ,

Będę okrutna niczym tytułowy książę i pozwolę sobie złośliwie wypunktować szereg słabości w finałowej książce cyklu:
- wymuszone zwroty akcji niczym z telenoweli;
- celowe ogłupianie bohaterów, aby osiągnąć wymuszone zwroty akcji;
- inteligentne i wyrachowane postacie podejmują idiotyczne i ryzykowne działania, bez szansy na uzyskanie przewagi (tak, to jest powtórzenie poprzedniego punktu - robię to dla podkreślenia wagi przewinienia);
- dwukrotna niekonsekwencja w wyborze narratora fabuły spowodowana całkowitym brakiem pomysłu na wyjście z narracyjnego impasu;
- główny bohater okazuje się być Neo z "Matrixa" i nie imają się go żadne pociski;
- główny manipulant przestaje manipulować, bo nie byłoby to na rękę - powtórzcie za mną, panowie! - w osiągnięciu wymuszonych zwrotów akcji;
- nieumotywowane cofanie postępu relacji między bohaterami ("bo jak się ludzie nienawidzą, to jest bardziej sexy");
- jedna z 2 postaci kobiecych w powieści to wredna, chłodna zołza, która jednak - szok - poświęca się dla bohatera;
- wredna, chłodna zołza okazuje się i tak być kopią osobowości i urody amanta, który poświęca się dla bohatera, więc nawet to nie jest w niej interesujące;
- druga postać kobieca pojawia się na samym końcu jako - uwaga - wymuszony zwrot akcji i poświęca się dla swojego syna;
- wszyscy się dla wszystkich ochoczo poświęcają, co zamiast być przykładem lojalności bohaterów jest dowodem na brak pomysłu na sprytne rozwiązywanie konfliktów;
- w fikcyjnym świecie, gdzie nie ma antykoncepcji, ale są regularne orgie, suspensem mają być niespodziewane narodziny jednego (!) dziecka;
- brak rozwinięcia postaci złoczyńców;
- brak rozwinięcia postaci drugoplanowych;
- brak jakichkolwiek scen militarnych (jedna mini-bitwa w książce o konfliktach wojsk to żenująco mało);
- krzesła okazują się bardziej zabójcze niż noże;
- niekończące się opisy rozwiązywania koronek i żakietów, świadczące albo o słabej redakcji albo dziwnej pisarskiej obsesji;
- dworskie intrygi nawet nie starają się być intrygujące, a i tak trudno odnaleźć w nich najprostszy sens;
- nieumiejętnie ukrywany i zbyt długo rozwijany suspens dot. mrocznej przeszłości amanta, o którym można było się domyślić dwa tomy wcześniej;
- finałowy sąd nad zdrajcą monarchii to festiwal przekupek;
- logika wzywania na świadków perfidnych kłamców, którzy - szok - okazują się być perfidnymi kłamcami, i mają czelność kłamać;
- logika desperackiego okrzyku bohatera z prośbą o dosłowne deux ex machina - i tegoż też objawienia, bo już chyba nawet fikcyjne postacie czuły się zmęczone tą historią;
- serio, wszystko jest tak przewidywalne, że aż zatęskniłam za pierwszą książką, gdzie autorka chociaż starała się zaskoczyć i odwrócić oczekiwania czytelników;
- niespodziewane przerwanie narracji, gdzie aż prosi się o choćby kilkuzdaniowy epilog;
- identycznie napisane podziękowania w każdej z 3 książek (tak, jestem osobą, która czyta podziękowania, i jak jeszcze raz usłyszę o nocnych rozmowach telefonicznych Pacat w poniedziałki z jej tokijskiego mieszkania, to z frustracji zjem czytnik).

Bądźmy szczerzy - seria nie była wybitna, ale po drugiej części z rozwiniętym wątkiem politycznym można było się spodziewać lepszego wyniku. Jak na historię pisaną przez co najmniej 5, jak nie 8 lat, okazuje się być ona zupełnie nieprzemyślana. Mam wrażenie, że wszyscy utknęliśmy w jakiś zbiorowym syndromie sztokholmskim z fikcyjnymi postaciami, z autorką na czele.

Dowcip z Charlsami był jednak świetny.

Będę okrutna niczym tytułowy książę i pozwolę sobie złośliwie wypunktować szereg słabości w finałowej książce cyklu:
- wymuszone zwroty akcji niczym z telenoweli;
- celowe ogłupianie bohaterów, aby osiągnąć wymuszone zwroty akcji;
- inteligentne i wyrachowane postacie podejmują idiotyczne i ryzykowne działania, bez szansy na uzyskanie przewagi (tak, to jest powtórzenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Druga część nie zawodzi, a poprzeczkę miała postawioną wysoko. Wszystko, co można było pokochać w "Strange the Dreamer" wraca tu z mocą uderzenia tsunami. Pytania odnajdują swoje odpowiedzi, zbrodnie kary, a postacie amantów.

Mam jednak małe zastrzeżenie (przy czym zdaję sobie sprawę jak bardzo jest ono małostkowe): za dużo tu romansu. Jak na ilość stresujących wydarzeń, główni bohaterowie znajdują zaskakująco wiele czasu, aby wylegiwać się w pościeli i snuć plany o randkach. Może to ze mną jest coś nie tak, ale np. pogrzeby rzadko wprawiają mnie w amoryczny nastrój.

Druga część nie zawodzi, a poprzeczkę miała postawioną wysoko. Wszystko, co można było pokochać w "Strange the Dreamer" wraca tu z mocą uderzenia tsunami. Pytania odnajdują swoje odpowiedzi, zbrodnie kary, a postacie amantów.

Mam jednak małe zastrzeżenie (przy czym zdaję sobie sprawę jak bardzo jest ono małostkowe): za dużo tu romansu. Jak na ilość stresujących wydarzeń,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Wszyscy – i naprawdę nie znalazłam jeszcze ani jednej przeciwnej opinii w tym temacie – wszyscy lubią Nikolaia i Zoyę, ze mną na czele. Z tego też względu książka poświęcona wygadanemu młodemu królowi Ravki i jego bezwględnemu generałowi automatycznie dostaje wyższe noty. Ich ciągłe przekomarzanie i złośliwe riposty są najmocniejszą stroną historii. Bardugo ma wprawę w pisaniu dowcipnych dialogów w typie Aarona Sorkina i trudno nie uśmiechać się przy interakcjach głównych bohaterów. On – tryskający optymizmem i komicznie pewny siebie, oddany sprawie naprawy kraju rozdartego wojną; ona chłodna i charyzmatyczna, skutecznie lawiruje w sprawach politycznych. Dorzucając do tego zgrabnie opisane pokrewieństwo dusz, obopólny szacunek i wolno rozwijający się wątek romantyczny powstaje bardzo dobrze zapowiadająca się seria rozwijająca dalej świat Griszów.

Właściwie fanom więcej nie potrzeba i jest to jak najbardziej ok. Ja jednak jestem tylko skromnym Pączkiem nieobciążonym dekadą zainwestowania emocjonalnego w fandom i widzę kilka niedociągnięć, które ograniczyły potencjał powieści.

W fantastyce lubię narracje dotyczące śmiertelności bogów, konsekwencji wiary i męczennictwa, więc ucieszyłam się z możliwości zgłębiania dalej żywotów świętych. Bóstwa walczące o swoje miejsce na ziemi niezmiernie mnie fascynują – to jest aspekt Grishaverse, który mnie do serii przyciągnął. Do tego Bardugo płynnie operuje znanymi motywami gatunkowymi, bawiąc się retellingiem i oczekiwaniami czytelników. Głównej fabule udało się rozwinąć mitologię fikcyjnego świata, dokładając kolejną warstwę tajemnicy do Grishów i źródła ich magii.

Jednakże nie jestem zwolenniczką wracania do wątków, które zostały już rozpracowane i zamknięte. Ufam warsztatowi Bardugo i nie zarzucam jej tutaj od razu fanserwisu, ale mam nadzieję, że nie pójdzie drogą, przy której postawiono ogromny neon z czerwoną strzałką z napisem „Forever problematic favs”. Chcę wierzyć, że czeka nas kolejny suspens, wzbogacający wymyślony system magiczny/teologiczny. W przeciwnym wypadku zuboży to mocno serie, podważając konsekwencje, poświecenie i rozwój innych bohaterów. Parafrazując hasło z kapsla Tymbarku – to, czego czytelnicy chcą nie jest tym, czego potrzebują. Polegam tu na instynkcie pisarki, która swoim dorobkiem dowiodła, że potrafi rozwijać swoje umiejętności warsztatowe (i modlę się do boga książek Thesaurusa, aby dał jej siłę na odejście od powielania schematów).
___
Pełna recenzja:
https://jeczybuly.wordpress.com/2021/02/16/egzorcyzmy-po-slowiansku-czyli-o-krolu-z-bliznami-leigh-bardugo/

Wszyscy – i naprawdę nie znalazłam jeszcze ani jednej przeciwnej opinii w tym temacie – wszyscy lubią Nikolaia i Zoyę, ze mną na czele. Z tego też względu książka poświęcona wygadanemu młodemu królowi Ravki i jego bezwględnemu generałowi automatycznie dostaje wyższe noty. Ich ciągłe przekomarzanie i złośliwe riposty są najmocniejszą stroną historii. Bardugo ma wprawę w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

“Wei WuXian smiled again, “Do you know why I’m not carrying my sword? It wouldn’t make a difference if I told you anyways.”

He turned around, stating one word at a time, “Because I want you to know that even if I don’t use my sword, with nothing but what you call a ‘crooked path,' I will still rise unparalleled and leave all of you staring at me from behind.”

_
Wei WuXian już zawsze pozostanie jednym z moich ulubionych antybohaterów. Arogancki, genialny i ambitny, a zarazem lojalny, dowcipny i całkowicie bezwstydny. Jego historia pochłonęła mnie całkowicie podczas długich zimowych miesięcy - na przemian śmiałam się i wzruszałam razem z nim, próbując rozwikłać zagadki w dwóch czasowo odddzielonych narracjach (i nie oszukujmy się, to wszystko przy nieustających próbach rozeznania się w gąszczu chińskich imion i tytułów...).

Jeśli lubicie skomplikowane intrygi polityczne, oryginalne systemy magii oraz historie o miłości i odkupieniu, a także niewstydzicie się płakać nad losami fikcyjnych bohaterów, to gorąco Wam polecam tę pozycję. Pomimo złożoności fabuły wszystkie wątki otrzymują logiczne rozwiązania, co warsztatowo naprawdę robi wrażenie, a także daje pełne poczucie satysfakcji, że czas zainwestowany w historię zwrócił się nam z nawiązką. A naprawdę, suspens goni suspens w tej historii i czasem, wracając po dłuższych przerwach do powieści miałam wrażenie, że powinnam mieć własny detektywistyczny kajecik, aby móc sprawdzać powiązania między bohaterami na przestrzeni lat (obyło się jednak bez notatek, więc niech was to nie przeraża).

Ze względu na ostrą cenzurę w Chinach (książka ma wątki homoseksualne), a co za tym idzie problematyczny temat sprzedaży praw autorskich na razie nie istnieje angielskie lub polskie wydanie. Jednak w sieci jest łatwo dostępne tłumaczenie wszystkich rozdziałów wraz z późniejszymi dodatkami, profesjonalnie i drobiazgowo wykonane.

UWAGA: historia nie jest lekka i przyjemna; zawiera ciężkie tematy, m.in. przewijają się wątki napaści na tle seksualnym i samobójstwa. Na pewno nie polecam małoletnim ani homofobom, pozostałym wg wrażliwości i preferencjom.

“Wei WuXian smiled again, “Do you know why I’m not carrying my sword? It wouldn’t make a difference if I told you anyways.”

He turned around, stating one word at a time, “Because I want you to know that even if I don’t use my sword, with nothing but what you call a ‘crooked path,' I will still rise unparalleled and leave all of you staring at me from behind.”

_
Wei WuXian...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , ,

Jeśli książka jest w stanie wywołać u mnie współczucie, fascynację, odrazę i zachwyt jednocześnie, jak mam jej nie lubić?
"Earthlings" to ćwiczenie krytyczne z absolutnego nonkonformizmu. To też historia o nieprzepracowanych traumach i próbach odzyskania kontroli w świecie, który ci ją odbiera. Murata przypomina, jak bardzo kruche są zasady, wg których porządkujemy swoje (i cudze) życie.

Jeśli książka jest w stanie wywołać u mnie współczucie, fascynację, odrazę i zachwyt jednocześnie, jak mam jej nie lubić?
"Earthlings" to ćwiczenie krytyczne z absolutnego nonkonformizmu. To też historia o nieprzepracowanych traumach i próbach odzyskania kontroli w świecie, który ci ją odbiera. Murata przypomina, jak bardzo kruche są zasady, wg których porządkujemy swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , ,

-> Mini ostrzeżenie przy zakupie książki na prezent: stanowczo bliżej temu do NA niż YA.

Uwspółcześniona bajka o dwóch księciach z wyidealizowaną polityką w tle. Co oczywiście nie oznacza, że czytanie jej nie sprawia przyjemności dla lubujących się w historiach miłosnych.

Plusy za sorkinowskie dialogi, uroczo ckliwy romans, sympatycznych obraz więzi społecznych i przedstawienie szerszego spektrum seksualności obejmującego więcej niż tylko jedną postać drugoplanową ("mój przyjaciel gej fryzjer").

Minusy za papierowe i dychotomiczne prezentowanie polityki, kultury i tradycji, destylację istotnych problemów społecznych do formatu Disney Channel, nadmiar nieznaczących wątków fabularnych, brak rozwoju bohaterów, protekcjonalny amerykocentryzm, nepotyzm, hipokryzję i całkowite niezrozumienie problemów brytyjskiej historii.

-> Mini ostrzeżenie przy zakupie książki na prezent: stanowczo bliżej temu do NA niż YA.

Uwspółcześniona bajka o dwóch księciach z wyidealizowaną polityką w tle. Co oczywiście nie oznacza, że czytanie jej nie sprawia przyjemności dla lubujących się w historiach miłosnych.

Plusy za sorkinowskie dialogi, uroczo ckliwy romans, sympatycznych obraz więzi społecznych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Głęboko wierzę, że Dan Simmons napisał “Terror” specjalnie dla mnie. Jest to książka stworzona wprost pod moje zainteresowania:
- odkrycia geograficzne i zadufani oficerowie brytyjscy, którzy nie wierzą w klęskę - SĄ;
- makabrycznie dokładne medyczne opisy szkorbutu i wszelkich odmrożeń - PEWNIE, ŻE TAK;
- cudownie dziwna mitologia innuicka - JAK NAJBARDZIEJ;
- klimat grozy i wszechogarniającej paranoi, kiedy wszyscy grają w grę pt. "niedźwiedź to czy potwór" - OCZYWIŚCIE;
- praktyczne instrukcje o tym, jak zbudować sanie z kilku ryb i namiotu + bonus: 3 sposoby na upolowanie foki - NO BA!
Czego oczekiwać więcej od literatury? ❤︎

Pełna recenzja:
https://jeczybuly.wordpress.com/2020/02/28/terror

Głęboko wierzę, że Dan Simmons napisał “Terror” specjalnie dla mnie. Jest to książka stworzona wprost pod moje zainteresowania:
- odkrycia geograficzne i zadufani oficerowie brytyjscy, którzy nie wierzą w klęskę - SĄ;
- makabrycznie dokładne medyczne opisy szkorbutu i wszelkich odmrożeń - PEWNIE, ŻE TAK;
- cudownie dziwna mitologia innuicka - JAK NAJBARDZIEJ;
- klimat grozy...

więcej Pokaż mimo to