-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2016-12-28
2016-11-11
2016-11-14
Koniec
"Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 392
Ocena: 6/6
Ten dzień. Ten dzień nie był pierwszym dniem jej nowego życia. A pewno był jednak ostatnim dniem starego. Początkiem, środkiem i końcem koszmaru. Jego kulminacją. Koszmar koszmarów, koszmarem przepleciony. Nie wiem, jak dałam radę przeczytać tę powieść. Nie wiem, jak mogłabym jej nie przeczytać…
Jeden dzień, jeden wieczór, jeden moment. Pięć minut. Trzysta sekund. Koniec życia.
Eden McCrorey ma czternaście lat i jej życie się skończyło. Pewnego zimowego dnia, w trakcie przerwy świątecznej, do jej pokoju wkrada się najlepszy przyjaciel jej starszego brata. Wszedł do jej łóżka, zdarł bieliznę, zadarł ulubioną koszulę nocną i brutalnie zgwałcił. A potem powiedział, że nikt jej nie uwierzy. Że jest szkaradą. I, że jeśli piśnie choć słówko, to ją zamorduje. Dziewczyna nie drgnęła, aż do świtu, mimo że cały akt trwał tylko pięć minut. A gdy rano do jej pokoju weszła matka… wcale nie zobaczyła obrazu zbrodni. Zobaczyła dziewczynę, której zapomniało się, że dostanie okres. Matka więc skrzętnie zebrała pościel, zaniosła do prania, a córce kazała się szybko umyć. Tak wyglądał pierwszy dzień koszmaru po koszmarze. A kolejne, choć Edy bardzo chciała, by były leprze, wpędzały ją tylko w coraz większe bagno. Wkrótce pędzącej za nią lawiny już nie dało się powstrzymać. Nie było już ratunku. Nie było odwrotu. Jedna wielka czarna dziura. Wydawało się, że spotkanie Josha coś może odmienić, że może on wydobędzie ją dołu, który wpadła. Pytanie tylko, czy Eden będzie gotowa z niego wyjść? Czy przyjmie wyciągniętą dłoń? Czy przestanie wciąż i wciąż zamykać drzwi przeszłości i zrozumie, że uratować ją może tylko ujawnienie? Istnieje tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Amber Smith, zatytułowaną Co mnie zmieniło na zawsze.
Ta książka naprawdę wiele w człowieku może zmienić. Gdy zaczynałam ją czytać (a w sumie lektura nie zajęła mi to nawet doby, a gdyby nie praca, to wystarczyłaby jedna noc), chciałam ją czym prędzej odłożyć na półkę. Zastanawiałam się nawet, czy nie mogłabym tego egzemplarza przekazać komuś innemu do przeczytanie. Przestraszyłam się tej książki, tego co się w niej wydarzyło i co jeszcze mogło się zdarzyć. Byłam przerażona i niemal pewna, że nie dam sobie rady z tym tematem. Chciałam wysiąść z tego pociągu jak najszybciej. I zapomnieć. A równocześnie, z każdą kolejną przeczytaną stroną czułam się z tą lekturą coraz lepiej. I nie chciałam przerywać czytania. Chciałam wiedzieć co jest dalej. W kolejnym zdaniu, kolejnym akapicie, na kolejnej stronie, w kolejnym rozdziale… Sen nie chciał mnie zmorzyć, mogłam tak czytać do świtu. Powstrzymał mnie jedynie zdrowy rozsądek. A i tak, długo po odłożeniu Co zmieniło mnie na zawsze, długo zastanawiałam się, co znalazłabym na kolejnych kartach tej historii. Czym jeszcze mogła mnie zaskoczyć. No i, co chyba najważniejsze, jaki będzie finał. Liczyłam na to, że mimo marazmu, w jaki wdepnęła główna bohaterka, wszystko dobrze się skończy. Może nawet łudziłam się, że będzie jakiś happy end? Czy go dostałam? Tego wam nie wyjawię. Powiem jednak, że zakończenie zasadniczo mnie usatysfakcjonowało. Autorka znalazła idealny balans między słodyczą i goryczą. Wszystko się w końcu… kończy. I to nie zawsze oznacza śmierć.
Zdecydowanie polecam. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.
Sil
Koniec
"Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 392
Ocena: 6/6
Ten dzień. Ten dzień nie był pierwszym dniem jej nowego życia. A pewno był jednak ostatnim dniem starego. Początkiem, środkiem i końcem koszmaru. Jego kulminacją. Koszmar koszmarów, koszmarem przepleciony. Nie wiem, jak dałam radę przeczytać tę powieść. Nie wiem, jak mogłabym...
2016-11-07
Stwórz legendę
"Gus" Kim Holden
Seria: Promyczek
Tom: II
wyd. Filia
rok: 2016
str. 504
Ocena: 5/6
Powieść Promyczek przeczytałam kilka miesięcy temu. Nie było wtedy ze mną najlepiej i, jeśli ma iść o szczerość, trafiałam wtedy na wiele dramatycznych powieści. I nie, żebym to robiła specjalnie, to była jakaś czarna seria. Mimo wszystko jednak doceniałam te pozycje, a jeśli chodzi o książkę Kim Holden, to mnie w sobie nawet rozkochała. Dlatego z utęsknieniem czekałam na Gus'a, równocześnie mając nadzieję, że druga część cyklu nie będzie aż tak tragiczna. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? Cóż…
Gustov Hawthorne potwornie przeżył śmierć swojej najlepszej przyjaciółki, która równocześnie była miłością jego życia. Gus tara się więc wycofać z życia. Unika studia nagrań, z tego względu biorą w łeb plany nagrania nowej płyty Rocka. Niestety, nie jest się w stanie wykręcić od trasy koncertowej po Europie, która już wcześniej została przełożona. Jedzie więc w nią, ale nie jest sobą. Zaczyna pić, szybko okazuje się, że to mu nie wystarcza. Nie chce iść do lekarza, bo nie chcę mącić sobie myśli lekami. Szczerze powiedziawszy chłopak zaczyna się staczać. Nie myje się, nie pierze swoich ubrań, nie jest w stanie udzielać wywiadów. Nie chce śpiewać piosenek, które pisał dla Promyczka. Nie chce, by ktoś o niej wspominał, ale sam katuje się wspomnieniami. W końcu wpada w spore kłopoty, daje się wciągnąć w brudny świat narkotyków i perwersyjnego seksu, z którego trudno mu się wyplątać. Równocześnie nikt tak naprawdę nie wie, co się z nim dzieje, koledzy z zespołu są przekonani, że z Gus'em jest lepiej, że był u lekarza i zażywa jakieś leki. Leki, a nie twarde narkotyki. Kiedy prawda wychodzi na jaw wydaje się, że nic nie jest w stanie odkręcić złych rzeczy, które się już podziały. I że z chłopakiem będzie jeszcze gorzej. Bo cóż może go w tej chwili uratować? Szczególnie, że wkrótce po powrocie z trasy do domu, rusza w kolejną, już znacznie dłuższą, po całych Stanach Zjednoczonych.
Przez tę powieść, wbrew pozorom, było mi dużo ciężej przejść niż przez Promyczka. Tam drama rozpoczynała się z czasem. Zdążyliśmy pokochać bohaterów, przyzwyczaić się. Trudno było potem wytrzymać ten cały ból. W przypadku Gus'a dramat mamy od samego początku. Niemal cała książka to zapis rozpaczy chłopaka i stopniowego (baaaaaardzo powolnego wyłaniania się z tej jaskini, w jakiej się schował). Przyznam, że w pewnym momencie zwątpiłam, że kiedykolwiek będzie lepiej, że Gus sobie z tym całym bólem poradzi i będzie umiał dalej normalnie żyć. Do tego wszystkiego dochodzi w międzyczasie jeszcze jedna mocno skrzywdzona przez życie osoba – Scout. I wtedy dopiero wszystko się plącze.
Teraz, po zakończeniu lektury wiem, że warto było tej książce poświęcić sporo czasu. Ale gdy czytałam – nie zawsze było różowo. Ten cały dramat – nieustający wręcz, bardzo mnie męczył i dołował. Zdaję sobie sprawę, że takie było założenie. Jak w tej chwili o tym myślę, to jest to dla mnie nawet bardzo logiczne. Takie odwrócenie, przejście z dramatu Promyczka do dramatu Gus'a. I wyjście z niego. Tak miało być. Inaczej byłoby bezsensu. Szkoda tylko, że zrozumiałam to tak późno. Mam nadzieję, że wam będzie dane szybciej to wszystko ogarnąć. Bo warto.
Sil
Stwórz legendę
"Gus" Kim Holden
Seria: Promyczek
Tom: II
wyd. Filia
rok: 2016
str. 504
Ocena: 5/6
Powieść Promyczek przeczytałam kilka miesięcy temu. Nie było wtedy ze mną najlepiej i, jeśli ma iść o szczerość, trafiałam wtedy na wiele dramatycznych powieści. I nie, żebym to robiła specjalnie, to była jakaś czarna seria. Mimo wszystko jednak doceniałam te pozycje, a...
2016-10-30
Zmiana
"Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?" Estelle Maskame
Seria: DIMLY
Tom: 3
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5,5/6
Czekałam. Oj, bardzo długo (we własnym mniemaniu) czekałam na tę książkę. Na finał trylogii DIMLY. Pilnie wyczekiwałam na ostateczne rozwiązanie problemów dwójki młodych ludzi, których zdążyłam pokochać w dwóch poprzednich odsłonach tej serii. Gdy dowiedziałam się, że trzeci tom wkrótce się pojawi, byłam bardzo szczęśliwa, a gdy w końcu trafił w moje ręce, wiedziałam, że nie spocznę, nim nie poznam zakończenia tej opowieści. I tak spędziłam kilkanaście godzin – na poznawaniu dalszych losów Eden i Tyler. Przepadłam.
Za 3 tygodnie minie rok, odkąd Tyler przywiózł swoją ukochaną do Santa Monica i… niespodziewanie, tuż po oznajmieniu rodzinie, że są parą – wyjechał. Niby próbował wyjaśnić, niby tłumaczył, dlaczego to robi. I obiecał, że wkrótce wróci. Niemal rok… tyle czasu miała czekać Eden na jego ponowne pojawienie się. Tyle, że… dziewczyna przestała to robić już dość dawno temu. Przez wiele tygodni go wypatrywała. Czekała. Przez wiele płakała. W końcu jednak łez zabrakło, a płomienne uczucie zaczęło przeradzać się w nienawiść. Bo Tyler nie tylko nie pojawił się w rodzinnym mieście, ale i nie odbierał telefonu. Nie odpowiadał na smsy. Nie dawał znaku życia w portalach społecznościowych. Przepadł niczym kamień w wodę. Gdyby nie to, że utrzymywał kontakt ze swoją matką, macochą Eden, ta nie miałaby nawet pewności, czy żyje. Pewnego dnia zdecydowała więc, że już dłużej czekać nie będzie. Że więcej bólu nie zniesie. Zrozumiała, że on po prostu nie wróci. Nigdy. Przykre tylko, że zostawił ją samą z tą całą kabałą. Bo przy każdym powrocie do Californii słyszała szepty mijanych ludzi. Widziała nienawistne spojrzenie ojca. Niczym biczem smagana była okrutnymi słowami młodszego przybranego brata. Była chora. Była wykolejeńcem. Była nienormalna, bo zakochała się w przybranym bracie. A on, podobno, zakochał się w niej. Ale przecież – porzucił ją. Więc raczej nic do niej nie czuł. A skoro on mógł odstawić ją na boczny tor, to i ona mogła. Jak pomyślała, tak zrobiła. I już nie kochała Tylera. Co prawda niewiele zmieniło to w jej otoczeniu, ale przynajmniej poczuła się wolna. Do momentu, gdy przeszłość niespodziewanie wróciła i upomniała się o swoje.
Jak widać, nie tylko ja czekałam. Tak samo, a może nawet i bardziej intensywnie, czekała Eden. Ona jednak w pewnym momencie złożyła broń i postanowiła zapomnieć, ja natomiast wierzyłam, że będzie mi dane doczekać szczęśliwego zakończenia. Tylko, czy tej dwójce w ogóle takie było pisane? O to zdecydowanie najbardziej się martwiłam. Wciąż się zastanawiałam, jak autorka wyprowadzi całą historię na prostą ścieżkę. Czy jej się to uda? Powątpiewałam. Nie mieściło mi się w głowie, jak można byłoby rozwikłać ten galimatias. Nie będę wam zdradzała czy, a jeśli tak, to jak, autorka to zrobiła. To pozbawiłoby sensu czytanie ostatniej odsłony DIMLY, a przecież nie o to chodzi, prawda?
Mnie Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię? Przypadło do gustu. Powieść czytało mi się znakomicie, z wielkim zaangażowaniem, a miejscami i z zapartym tchem. Chciałam więcej i więcej. Książka tak mnie pochłonęła, że nawet nie zauważyłam, że już zmierzam ku końcowi. Ten odrobinę mnie zawiódł, nie na tyle jednak, bym uznała, że potencjał tej historii został zaprzepaszczony. Co to, to nie.
Czytało się wyśmienicie. Tak samo poznawało się całe DIMLY. Znakomicie. W związku z czym zdecydowanie zachęcam i was do lektury. Naprawdę warto.
Sil
Zmiana
"Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?" Estelle Maskame
Seria: DIMLY
Tom: 3
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5,5/6
Czekałam. Oj, bardzo długo (we własnym mniemaniu) czekałam na tę książkę. Na finał trylogii DIMLY. Pilnie wyczekiwałam na ostateczne rozwiązanie problemów dwójki młodych ludzi, których zdążyłam pokochać w dwóch poprzednich odsłonach tej...
2016-10-29
2016-10-24
2016-10-22
2016-09-30
Płot
"Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 341
Ocena: 5/6
Czasem poszukiwanie czegokolwiek mija się z celem. Czasem wszystko, czego pragniemy i potrzebujemy znajduje się tuż za mitycznym płotem.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele posiadamy, póki tego nie stracimy. Jednak gdy już upadniemy, to czy podnosząc się będziemy w stanie odzyskać straconą szansę?
Charlotte Reynolds to… dziewczyna. Tak, w stu procentach dziewczyna. W zasadzie nie ma w tym stwierdzeniu nic niezwykłego, tylko czy ona na pewno się tak czuje? Od urodzenia dorastała z samymi chłopakami. Jedynym żeńskim odnośnikiem w jej życiu była matka, która zmarła, gdy Charlie miała sześć lat. Nic więc dziwnego, że dziewczyna nie tylko czuje się, ale też zachowuje jak chłopczyca.
W życiu Charlie poza rodzinom i przyjacielem liczy się tylko jedno – sport. Biegi, koszykówka, baseball – wszystko dobre. Nic jej nie jest straszne. Nawet szybka jazda samochodem. A może właśnie jej powinna się wystrzegać? Bo właśnie od szybkiej jazdy zaczynają się jej problemy. Mimo tego, a może właśnie dlatego, że jej tata jest policjantem, nie udaje jej się wyłgać od kolejnego mandatu. Ojciec nie kryje swojego wzburzenia i stawia twarde warunki. Charlie musi sama zarobić na te wydatki. Do tego musi odpracować wartość o jaką ojcu zostanie podniesiona składka ubezpieczenia auta. Dziewczyna jest załamana, w końcu dopiero co zaczęły się wakacje, na które miała tak wiele ciekawych planów. Teraz ze względu na pracę będzie musiała je zredukować. A może nie uda się jej znaleźć żadnego zarobku? Niestety, i ten plan spala na panewce – bo dorywcze zajęcie udaje się jej zdobyć w ciągu jednego przedpołudnia. Praca niby tylko kilka dni w tygodniu, ale przede wszystkim popołudniami. Z tego powodu Charlie nie może wieczorami biegać, a tylko odpowiednie zmęczenie fizyczne zapewniało jej noce bez koszmarów. I właśnie wtedy pojawia się rozwiązanie, czyli płot.
Chłopak z sąsiedztwa autorstwa Kasie West to bardzo fajna, wciągająca, a także mało skomplikowana powieść o dorastaniu i walce nastolatków z dręczącymi ich problemami. Historię Charlie czyta się z przyjemnością, a jedyną niewiadomą stanowią koszmary, które dręczą główną bohaterkę. Dziwiła mnie w zasadzie tylko jedna kwestia – podejście Charlie do własnych problemów. Dziewczyna jest naprawdę zżyta z rodzeństwem, i nikomu przez lata nie wspomniała o tym, że nie potrafi przespać spokojnie nocy. Bracia i przyjaciel też nigdy nie zastanawiali się, dlaczego ona tak wiele poświęca sportowi, również wieczorami. Charlie dopiero nocą, pod płotem, wyznaje z czym się od lat boryka. Ta nietypowa spowiedź pozostaje jednak tajemnicą jej i chłopaka z sąsiedztwa i nie ma szans wypłynąć za dnia.
Czy dziewczyna poczuje się kiedyś tak, jak każda jej rówieśniczka czuć się powinna? Czy zainteresuje się nią jakikolwiek chłopak? Czy dojdzie do tego, skąd biorą się jej senne koszmary? By znaleźć odpowiedź na te, oraz na inne pytania, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Kasie West zatytułowaną Chłopak z sąsiedztwa. Gorąco polecam.
Sil
Płot
"Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 341
Ocena: 5/6
Czasem poszukiwanie czegokolwiek mija się z celem. Czasem wszystko, czego pragniemy i potrzebujemy znajduje się tuż za mitycznym płotem.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele posiadamy, póki tego nie stracimy. Jednak gdy już upadniemy, to czy podnosząc się będziemy w stanie...
2016-09-27
Niewidzialni
"Coś świętego" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5/6
Czasami ścieżki życia dziwnie się plączą, przenikają się, nachodzą na siebie i prowadzą nie tam, gdzie byśmy chcieli. Podążamy nimi bezwiednie, a gdy zaczynamy zastanawiać się, co się dzieje, nagle okazuje się, że jesteśmy w punkcie, do którego nigdy nie planowaliśmy dojść. Droga powrotna bywa żmudna i pracochłonna. Czasem w ogóle nie jest możliwe cofniecie się o kilka kroków i wrócenie do miejsca, w którym zbłądziliśmy. Zwykle podjęte przez nas decyzje odciskają się piętnem na nas samych oraz na naszych bliskich. Gorzej, gdy inni nie tylko nie mogą, ale i nie chcą zapomnieć nam naszych błędów z przeszłości. Jeszcze gorzej, gdy pokutujemy z powodu czyichś błędów. Jak z tym żyć?
Sydney Stanford jeszcze do niedawna żyła w bardzo komfortowych i cieplarnianych warunkach. Uwielbiała swojego starszego brata i była w niego wpatrzona jak w obrazek. Śledziła każdy jego krok, robiła to co on. Peyten był w centrum wszechświata, i to nie tylko jej, ale i ich rodziny, przyjaciół oraz zupełnie obcych ludzi. W związku z tym Syd była zwykle dla otoczenia niewidzialna. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Nikt nic specjalnego od niej nie chciał. Dziewczyna do tego przywykła, może niezupełnie to akceptowała, ale jakoś z tym żyła. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Peyton zaczął dość hulaszcze życie. Narkotyki i alkohol były na porządku dziennym. Do tego chłopak zaczął kraść, a przecież pochodził z dość zamożnej rodziny. Każda wpadka kończyła się przywiezieniem przez policję i odwykiem. Niestety, chłopak zwykle dość szybko wracał do poprzednich nawyków. Jednak ostatnie tego typu zamieszanie jakby coś poprzestawiało w jego priorytetach. Przestał szaleć. Niemal zaczął się zachowywać jak dawniej. Nawet pracę znalazł. Dwa dni przed końcem zwolnienia warunkowego coś w niego strzeliło. Po kolejnej dniówce wsiadł do auta i pojechał do kolegi, a tam się upił. Niestety, to mu nie wystarczyło. Po zakrapianej imprezie usiadł za kółkiem i udał się w drogę do domu. Niestety, nie było mu dane do niego dojechać. Zdarzył się tragiczny w skutki wypadek, który naznaczył nie tylko jego, ale i całą jego rodzinę.
Po wypadku i sprawie sądowej Sydney postanawia zmienić coś w swoim życiu – po pierwsze – zmian szkoły. To ma pomóc jej otrząsnąć się po tragedii. Czy tak faktycznie będzie? Czy dziewczyna wśród nowego otoczenia znajdzie to, czego potrzebuje? Czy będzie jej dane poznać właściwych ludzi? Czy w końcu stanie się widzialna? A może, tak jak brat, dość szybko wpadnie w złe towarzystwo? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Sarah Dessen zatytułowaną Coś świętego.
Muszę przyznać, że ta książka nie od razu mnie do siebie przekonała. Przez pierwszych kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt stron poznawaliśmy historię Syd i jej brata, która, szczerze powiedziawszy, nie była zbyt ciekawie opowiedziana. Niby została dość zwięźle streszczona, ale równocześnie jakoś tak nieinteresująco o bardzo wymijająco. Dużo trzeba było sobie dopowiedzieć i zwracać uwagę później w trakcie lektury, bo dopiero wówczas odnajdowało się elementy układanki, której wcześniej wcale do końca nie odsłonięto.
Ogólnie powieść, oczywiście już po rozkręceniu, naprawdę mi się podobała. Była nie tylko ciekawa, ale i bardzo prawdziwa. Czasami, a w sumie do pewnego momentu nawet dość często, Sydney mnie denerwowała. Nie mówiła nikomu prawdy, urywała się w swojej skorupie jak ślimak. Na szczęście z biegiem czasu i stron to się zmieniło. I chyba przede wszystkim to mnie urzekło.
Coś świętego szczerze polecam. Warto.
Sil
Niewidzialni
"Coś świętego" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5/6
Czasami ścieżki życia dziwnie się plączą, przenikają się, nachodzą na siebie i prowadzą nie tam, gdzie byśmy chcieli. Podążamy nimi bezwiednie, a gdy zaczynamy zastanawiać się, co się dzieje, nagle okazuje się, że jesteśmy w punkcie, do którego nigdy nie planowaliśmy dojść. Droga...
2016-09-22
Powiem szczerze, z jakiegoś (zupełnie niezrozumiałego dla otoczenia i mnie samej) powodu, wymyśliłam sobie, że Bez winy jest kontynuacją Bez słów. Długo utwierdzałam się w tym przekonaniu, z niecierpliwością oczekując premiery tej książki. Zastanawiałam się, których bohaterów autorka weźmie na celownik. Co wymyśli. Jak to opisze. Podczas gdy ja roiłam sobie te niestworzone historie ogół mojego blogerskiego otoczenia dobrze wiedział, że te dwie powieści, poza autorką, nie mają nic ze sobą wspólnego. Dobrze chociaż, że zostałam uświadomiona jeszcze przed rozpoczęciem czytania. Mimo wszystko szkoda, że powieść jednak nie była kontynuacją Bez słów. Nie mówię, że była zła, ale ja bym chętnie przeczytała kolejną część. Bo Bez winy, to zdecydowanie zupełnie inna bajka. Inna historia. Inne podejście do tematu. Nawet (w mojej opinii) nieco gorsza niż Bez słów. Nie wciąga tak mocno. Nie intryguje tak bardzo. Nie budzi takiej obsesji, jaką budziło we mnie Bez słów. W związku z tym czytało mi się ją odrobinę gorzej, a co za tym i odrobinę dłużej niż poprzednią powieść autorki. Akcja rozwijała się w spodziewanym przez czytelnika kierunku. Oczywiście nie brakowało zwrotów akcji, ale nie powalały one na kolana, nie ścinały krwi w żyłach i nie budziły we mnie takich emocji, jakich się spodziewałam. Zakończenie było piękne, ale jednak dość przewidywalne.
Reszta recenzji na:
http://slowaduzeimale.blogspot.com/2016/09/miejsce-na-miosc-robi-bol-bez-winy-mia.html
Powiem szczerze, z jakiegoś (zupełnie niezrozumiałego dla otoczenia i mnie samej) powodu, wymyśliłam sobie, że Bez winy jest kontynuacją Bez słów. Długo utwierdzałam się w tym przekonaniu, z niecierpliwością oczekując premiery tej książki. Zastanawiałam się, których bohaterów autorka weźmie na celownik. Co wymyśli. Jak to opisze. Podczas gdy ja roiłam sobie te niestworzone...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-11
2016-09-03
2016-07-15
Zaprzedając duszę
"W ogień" Ewa Seno
seria: Kontrakt
tom: 1
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 344
Ocena: 3,5/6
Życie zwykle nie jest tak łatwe i kolorowe, jak to pokazują w czasopismach. Zazwyczaj jest szare, bure i ponure, a zdarza się, że jest też po prostu czarne. Nikt nie powinien patrzeć na świat w ten sposób, ponieważ zawsze jest coś, z czego warto się radować. Tylko czy łatwo tak mówić, kiedy przychodzi czas, w którym wszystko wali się na głowę?
Oto właśnie ona – Emily Gilmore, samotna nastolatka, której do szczęścia nie potrzeba wiele. Wraz ze swoim tatą i dwójką przyjaciół, Emmą i Jamie’im, żyje jej się naprawdę dobrze. Jednak, gdy tata ginie w wypadku, świat wali się dziewczynie na głowę. Oliwy do ognia dolewa jeszcze jej, można rzec, znienawidzona matka, informując Em, że wyjeżdżają z ukochanego Anklow do Nowego Jorku. To właśnie tam rodzicielka znalazła nową miłość i lepszą pracę. Emily nie jest zachwycona tą jakże wspaniałą wiadomością, nie może jednak nic na to poradzić.
Właśnie w ten sposób zostawia za sobą swoje miasto, klif, na którym zawsze chowała się przed złem, oraz przyjaciół najdroższych i jedynych. Jej matka skutecznie odciąga ją od starego życia, uparcie twierdząc, że tak będzie dla dziewczyny lepiej. "Sielanka" niestety kończy się wraz z nadejściem listu od Emmy. Pożegnalnego listu.
Szczerze mówiąc, nie jestem zachwycona tą książką. Spodziewałam się o wiele więcej, gdy dostałam ją do rąk. I z przykrością muszę stwierdzić, że trudno mi było dobrnąć nawet do połowy. Czemu? Sama nie jestem pewna… Sądzę, że to przez styl, jakim została napisana ta powieść, bo, wbrew pozorom, sam zamysł jest bardzo dobry. Niestety autorka nie postarała się zbytnio, gdyż akcja jest tak przewidywalna, że aż… nudna. A można by tak wiele wyczarować…
Jestem trochę rozczarowana, że ta pozycja nie wyszła, bo miałam nadzieję, że to będzie takie samo "wow", jak w przypadku "Tatuażu z lilią", no cóż, nie chwal dnia przed zachodem słońca, jak to mówią.
Wiktoria Szymkiewicz
Zaprzedając duszę
"W ogień" Ewa Seno
seria: Kontrakt
tom: 1
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 344
Ocena: 3,5/6
Życie zwykle nie jest tak łatwe i kolorowe, jak to pokazują w czasopismach. Zazwyczaj jest szare, bure i ponure, a zdarza się, że jest też po prostu czarne. Nikt nie powinien patrzeć na świat w ten sposób, ponieważ zawsze jest coś, z czego warto się radować....
2016-08-30
Oko za oko
"Zbrodnie pozamałżeńskie" Agnieszka Lingas-Łoniewska, Daniel Koziarski
wyd. Novae Res
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5/6
Oj, nie będę wam ściemniać, nie zakochałam się w tej powieści od pierwszego wejrzenia. Ani drugiego. Ani nawet dziesiątego. To chyba po prostu nie jest książka do kochania.
Niestety, po prostu bardzo długo źle się ją czytało.
Przez niemal połowę czasu jej poświęconego nosiłam się z myślą, by odłożyć ją na półkę i już do niej nie wracać. Nigdy! Powstrzymywała mnie jedynie osoba samej autorki. Przecież Agnieszka Lingas-Łoniewska, moja ulubiona autorka, nie mogła napisać czegoś, czego nie jestem w stanie przeczytać. Prawda? Agnieszko, czy mogłabyś mi zrobić coś takiego? A jednak, jeszcze w wieczór przed tym, jak skończyłam lekturę przeklinałam autorkę i marzyłam, by zacząć czytać coś innego. Coś mniej obciążającego, mniej naszpikowanego złością, złośliwością... nienawiścią wręcz. W zasadzie wszyscy bohaterowie byli straszni, niejednokrotnie podli, okrutni, zakłamani. Brudni wręcz. Wciąż gdy o nich myślę, widzę ich umorusanych w błocie. Albo we własnych fekaliach. Ble. Chciałam poczytać coś fajnego, Zbrodni pozamałżeńskich do tej grupy, wybaczcie - nie zaliczyłam i dalej nie zaliczam. Ale jak już wspomniałam, to nie jest powieść do lubienia, kochania czy do ustawienia jej w rankingach fajności czy wręcz zajebistości. Zbrodnie są po to, by pokazać czytelnikowi, jak nisko można upaść, nawet wówczas, gdy uważa się, że wciąż się wznosi. Niby wszystko jest super, niby się rozwijamy, , znaczymy coraz więcej... a w rzeczywistości, nie zdając sobie z tego sprawy, spadamy. Dno odkrywamy jednak zbyt późno, przecież już dawno na nim leżymy. Umoczeni. Skreśleni przez wszystkich.
Marcin jest bardzo znanym piłkarzem jednego z warszawskich klubów. Niejednokrotnie powoływany do kadry, powoli szykuje się do przejęcia przez duży, zagraniczny klub. W kraju osiągnął już w zasadzie wszystko co mógł, a wiecznie przecież żyć nie będzie. W końcu tendencja wzrostowa się skończy, wtedy szanse na transfer zmaleją i to znacznie. Chłopak robi więc wszystko, by z meczu na mecz wypadać coraz lepiej. I to mu wychodzi, szkoda tylko, że po powrocie do domu nikt z nim nie świętuję sukcesu. Nie żeby nie miał z kim, w końcu jest żonaty. Tylko ona, żona... niekoniecznie podziela jego miłość do sportu. Wie, że gdyby nie piłka nożna nie żyliby na takim poziomie jak obecnie. Nie przeszkadza jej to jednak w wypominaniu mężowi, że nie ma studiów. Że brak wykształcenia bardzo źle o nim świadczy, że nie ma z nim o czym rozmawiać, bo są na różnych poziomach intelektualnych. Ona w końcu pracuje na uczelni, pisze doktorat. Pisze książkę. Jest KIMŚ. A on, byle celebryta od sześciu boleści, uganiający się za szmacianką. Totalne zero, w jej mniemaniu oczywiście. Para zupełnie niedobrana, a jednak wciąż przy sobie trwająca. Dlaczego? Co oni do siebie czują? Jakie sekrety tają? By dowiedzieć się nie tylko tego, ale i wielu innych, niejednokrotnie bardzo zaskakujących rzeczy, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej napisanej wspólnie z Danielem Kozierskim.
Myślę, że moja recenzja może być dla was dość sprzeczna. Z jednej strony wysoka ocena. Z drugiej strony narzekanie i na fabułę i ba bohaterów... W ogóle na wszystko. Czy to normalne? Rączej nie. Czy ta książka jest normalna? Zdecydowanie nie. Do tej pory sama nie wiem co o niej myśleć. Stanowi ona dla mnie nie lada zagwozdkę. Jak wcześniej pisałam, niewiele brakowało, a książka nie tylko zostałaby odłożona na półkę, ale wcześniej zostałaby doszczętnie zniszczona. Taką złość czułam podczas czytania. A potem jakby się coś zmieniło, odetkało. I zaczęło się ją czytać wyśmienicie. Akcja stała się wartka i zaskakująca. Zachowania bohaterów było nie tylko nieprzewidywalne, ale również totalnie nielogiczne i szokujące. Aż się chciało wiedzieć, co jeszcze można w tym całym bigosie znaleźć. Co jeszcze autorzy dla nas przygotowali, co wymyślą w następnym rozdziale, jakiego asa trzymają w rękawie. Jedno jest pewne, choć część akcji można wyczuć i sobie samemu wydrukować to... na niektóre pomysły nie wpadłby nikt. W sumie więc trudno się dziwić, że autorów jest dwóch.
Zbrodnie pozamałżeńskie odkrywają przed czytelnikiem zdecydowanie inną twarz Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Czy gorszą? Tego chyba jedna osoba nie może jednoznaczne stwierdzić. O tym trzeba przekonać się na własnej skórze. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zachęcić do przeczytania dzieła tego nieoczywistego i wybuchowego duetu autorskiego.
Sil
Oko za oko
"Zbrodnie pozamałżeńskie" Agnieszka Lingas-Łoniewska, Daniel Koziarski
wyd. Novae Res
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5/6
Oj, nie będę wam ściemniać, nie zakochałam się w tej powieści od pierwszego wejrzenia. Ani drugiego. Ani nawet dziesiątego. To chyba po prostu nie jest książka do kochania.
Niestety, po prostu bardzo długo źle się ją czytało.
Przez niemal...
2016-08-21
Potencjalna energia szczęścia
"Moje serce i inne czarne dziury" Jasmine Warga
wyd. Burda Książki
rok: 2016
str. 324
Ocena: 5,5/6
Czytanie o umieraniu nie należy do moich ulubionych rozrywek. A jednak ostatnimi czasy przydarza mi się to coraz częściej. Wciąż i wciąż trafiam na takie powieści, na szczęście coraz częściej są one pokrzepiające, a nie dołujące.
Aysel Seran to szesnastolatka, w której przez kilka ostatnich lat narastało pragnienie śmierci. Samobójstwo stało się jej obsesją. Przy każdej możliwej okazji zaglądała na forum dla samobójców i szukała partnera. Bo wiedziała jedno – sama nie da rady przeprowadzić takiego przedsięwzięcia. Ktoś ją znajdzie, ktoś sprawi, że zamiast w trumnie, wyląduje w szpitalnym łóżku. A tego nie chciała. Kiedy więc na forum odezwał się FrozenRobot i wstawił swoje ogłoszenie, dziewczyna poczuła, że znalazła osobę która pomoże jej odejść z tego świata. Chłopak miał tylko kilka warunków, które należało spełnić – mieszkać blisko niego – to akurat żaden problem, bo ich miasteczka oddzielało od siebie tylko 15 minutowa droga. I trzeba być zdecydowanym. Nie ma ściem. Nie ma unikania. I nie ma odwoływani obietnicy. A tak, był jeszcze jeden warunek – śmierć musiała nastąpić 7 kwietnia (czyli za niecały miesiąc). Ten ostatni warunek również nie stanowił problemu. Co prawda Aysel wolałabym umrzeć jak najszybciej, ale ten miesiąc jakoś wytrzyma. Pisze więc do FrozenRobota i umawia się z nim na spotkanie. Spodziewa się… w sumie sama nie wie czego. Ma nadzieje, że to nie będzie jakiś stary zbok, który ją zgwałci. Bo co prawda chce umrzeć, ale nie chce cierpieć. To o cierpieniu chce zapomnieć. Nie chce już dłużej być na tym świecie, patrzeć na ludzi, którzy mają ją za zło wcielone. Nie chce być obciążeniem dla własnej rodziny. Kiedy więc na spotkaniu pojawia się chłopak, niewiele starszy od niej, do tego przystojny, wysportowany i najwyraźniej popularny – myśli tylko o jednym: czy to przez przypadek nie jest żart? I, jak się okazuje, nie jest. Roman wyjaśnia jej dlaczego chce się zabić i dlaczego potrzebuje partnera. Wyjawia jej również czemu śmierć musi nastąpić we wskazanym dniu, a nawet we wskazany sposób. Aysel nie potrafi się jednak przed nim otworzyć. Wciąż się boi. Wciąż martwi się tym, jak chłopak zareaguje na jej wyznanie. Dlatego nic nie mówi, a im dłużej to tai, tym gorzej się z tym czuje.
Przyznam, że nie spodziewałam się, że książka mnie aż tak wciągnie i… że aż tak mnie zachwyci. Z każdym kolejnym zdaniem, z każdą kolejną stroną i rozdziałem coraz bardziej przeżywałam to, co autorka napisała. Wczułam się w bohaterów i… sama nie wiem, zaczęłam żyć ich życiem. Osobiście nie chcę umierać, ale nie wypieram się depresji. Może nie teraz, ale jeszcze półtorej roku temu tkwiłam w niej głęboko i nie potrafiłam się podnieść. Człowiek ma wtedy różne myśli, wszystkie raczej mało pozytywne. Śmierć może niektórym faktycznie przyjść na myśl. Może stać się obsesją. Może się nawet wydawać, że nie ma już innego wyjścia. Czasem w takiej chwili wystarczy jedna pomocna dłoń, jedna wskazówka i wszystko staje się inne – lepsze.
Co stanie się z bohaterami? Czy oboje dotrwają do 7 kwietnia? Czy pragnienie opuszczenia ziemskiego padołu będzie w nich wciąż tak samo silne? Czy udadzą się na urwisko? A jeśli tak, to czy będą tam razem? Czy skoczą? A może coś powstrzyma ich przed tym ostatecznym ruchem? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Moje serce i inne czarne dziury.
Książka Jasmine Wargi nie przytłacza, ale zdecydowanie przeraża. Stawia czytelnika przed dylematem co lepsze – życie z wielkim balastem, czy śmierć. Myślę, że póki nie będzie się w takiej sytuacji, w jakiej byli bohaterowie, trudno zrozumieć ich motywy. Mogą się one wydawać mniej lub bardziej błahe, mogą wydawać się wręcz idiotyczne. Mogą też wydawać się poważne i rozsądne. Wszystko zależy od perspektywy.
Do ostatnich stron żyłam nadzieją, że wszystko skończy się dobrze. Czy skończyłam płacząc z radości czy z rozpaczy? Ode mnie się tego nie dowiecie. Jedyny sposób, to zapoznanie się z tą lekturą. Ja zdecydowanie i z czystym sumieniem polecam.
Sil
Potencjalna energia szczęścia
"Moje serce i inne czarne dziury" Jasmine Warga
wyd. Burda Książki
rok: 2016
str. 324
Ocena: 5,5/6
Czytanie o umieraniu nie należy do moich ulubionych rozrywek. A jednak ostatnimi czasy przydarza mi się to coraz częściej. Wciąż i wciąż trafiam na takie powieści, na szczęście coraz częściej są one pokrzepiające, a nie dołujące.
Aysel Seran...
2016-08-11
Nigdy, przenigdy…
"Never, never" Colleen Hoover, Terryn Fisher
wyd. Moondrive
rok: 2016
str. 390
Ocena: 5,5/6
"Nie kocham Cię,
Nic a nic.
I nigdy nie pokocham.
Nigdy, przenigdy."1)
Bardzo, baaaardzo chciałam przeczytać tę powieść. Poznać losy Charlie i Silasa. Chciałam wiedzieć, czym zachwycają się ludzie, czym zachwyca się świat. A potem, tuż przed tym jak książka do mnie dotarła, przeczytałam recenzję. I zaczęłam bać się tej powieści. Strasznie się bałam, że nie będzie tak, jak to sobie wyobrażam, że nie będzie mi dane pokochać bohaterów, a ostatecznie znienawidzę tę książkę. Bo, podobno, zakończenie zawodzi…
Charlize Margaret Wynwood właśnie ocknęła się na lekcji historii. Przynajmniej tak się jej wydaje. Wszyscy dziwnie na nią patrzą. A ona… nie wie kim jest. Nie wie kim oni są. Nie wie nawet, czy powinna znajdować się właśnie tu. Właśnie wtedy do klasy wchodzi nauczyciel i zaczyna zajęcia. A dokładnie test. Chyba każdemu kiedyś śniło się, że poszedł do szkoły nieprzygotowany. Albo bez ubrania. Mi jeszcze śniło się, że szłam bez okularów. Ale bez pamięci? To mi nigdy nawet nie przyszło do głowy. Charlie nawet o swoim imieniu dowiaduje się od obcych, którzy wiedzą o niej zdecydowanie więcej niż ona sama. Jakaś dziewczyna prowadzi ją na kolejne zajęcia. Ktoś inny uświadamia ją, że chłopak, który siedzi obok niej to miłość jej życia. Ale czy na pewno? Może to jakiś spisek? Może to jakiś głupi żart? Chyba powinna komuś powiedzieć, że nic nie pamięta. Że dzieje się z nią coś złego i ktoś powinien jej pomóc. Ale… kto jej uwierzy? W końcu… pamięta jak się prowadzi, pamięta aktorów i celebrytów. Zna teksty piosenek. Wie kto jest prezydentem. Nie wie tylko nic o sobie i swoim otoczeniu. Czy to normalne? Na domiar złego, z tym chłopakiem, Silasem, którego zdaje się, że zna lepiej niż innych, dzieje się również coś złego. Czyżby on również utracił pamięć? Tylko, jak to możliwe, żeby dwóm osobom, jednocześnie, przytrafił się identyczny horror? By się tego dowiedzieć, koniecznie będziecie musieli przeczytać najnowszą powieść Collleen Hoover i Tarryn Fisher, zatytułowaną Never, Never.
Jak już wcześniej wspomniała, bardzo chciałam przeczytać tę powieść. Powiem więcej, jak zaczęłam lekturę – wsiąkłam zupełnie. Równocześnie za bardzo nie chciałam dojść do tego strasznego momentu, w którym wszystko przestaje mieć sens i schodzi na psy (niemal cytując przeczytaną wcześniej recenzje). Tak więc z biegiem stron czytałam coraz spokojniej i wolniej, bojąc się tego, co przede mną. Bo bardzo pokochałam bohaterów i strasznie im kibicowałam. Chciałam, by odnaleźli zarówno siebie, jak i swoje wspomnienia. Tym czasem otrzymywałam coraz więcej niewiadomych i, w zasadzie, dość przerażających odkryć. Dla mnie najgorszym możliwym rozwiązaniem byłby jego brak. Albo takie rozwikłanie historii, które prowadziłoby do przekreślenia wszystkiego, co udało się tej dwójce w ciągu kilku dni zbudować. Na szczęście takiego finału nie otrzymałam. Może faktycznie ostatnie strony były mniej intensywne niż wcześniejsze. Może rzeczywiście można by od autorek wymagać jakiejś większej finezji z tytułu finału powieści. Ja jednak nie mam na co narzekać. Według mnie wszystko skończyło się właściwie.
Cała opowieść budziła we mnie wielki niepokój, ale równocześnie dawała nadzieję na lepszą przyszłość. Z każdą stroną poznawaliśmy coraz to gorsze rzeczy na temat bohaterów. Równocześnie dane nam było dowiedzieć się, jak silne było łączące ich uczucie i jak bardzo pewne wydarzenia wpłynęły na nich samych. Całe życie byli ze sobą, ale równocześnie ten czas sprawił, że na wszystko patrzyli przez pryzmat wcześniejszych wydarzeń i uczuć. Nie byli w stanie trzeźwo analizować swojej historii. To zmieniło się dzięki utracie pamięci. Coś, co z pozoru było bardzo złe, okazało się jedynym ratunkiem. Dla mnie Never, Never to powieść fenomenalna i warta uwagi każdego. Historia Charlie i Silasa rozkochuje w sobie i sprawia, że zaczynamy zupełnie inaczej patrzeć na własne otoczenie. Dzięki niej rodzi się w czytelniku świadomość, że jego życie jest takim, jakim go postrzega. Naprawdę niewiele trzeba, by zacząć patrzeć na nie z innej perspektywy. By wszystko się zmieniło. By zmienić drogę, którą się podąża.
Never, Never to jedna z lepszych historii jakie przeczytałam. Zdecydowanie warta czasu, jaki należy poświęcić, by ja przeczytać. Polecam.
Sil
1) str. 183
Nigdy, przenigdy…
"Never, never" Colleen Hoover, Terryn Fisher
wyd. Moondrive
rok: 2016
str. 390
Ocena: 5,5/6
"Nie kocham Cię,
Nic a nic.
I nigdy nie pokocham.
Nigdy, przenigdy."1)
Bardzo, baaaardzo chciałam przeczytać tę powieść. Poznać losy Charlie i Silasa. Chciałam wiedzieć, czym zachwycają się ludzie, czym zachwyca się świat. A potem, tuż przed tym jak książka do...
2016-07-27
Księżyc i więcej…
"Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 448
Ocena: 4/6
Wiecie czego najbardziej na świecie nie lubię w czytaniu książek? Tego, że lektura tak często kończy się w środku nocy i… nie masz jak napisać recenzji. Nie masz na to sił, ani możliwości, ani czasem ochoty. Rano wstajesz idziesz do pracy, a potem… tak trudno wrócić do tych uczuć, z którymi przykładaliśmy głowę do poduszki. Tak trudno na nowo poczuć to, co finalnie chcieliśmy przekazać dalej. Ale cóż, takie jest życie. Sen też jest potrzebny. Praca również. Dlatego do recenzji zwykle przysiadam następnego dnia i pierwsze zdania w teście naprawdę trudno mi przychodzą. Ale gdy już zacznę, zwykle to jakoś leci. Tak jak teraz, dajmy na to
Osiemnastoletnia Emaline właśnie skończyła liceum i wybiera się do college'u. Niestety, wbrew oczekiwaniom ojca nie będzie to Columbia. Nie żeby Emalien się nie dostała. Bo dostała list gratulacyjny. Niestety, ojciec jest sam sobie winien, bo najpierw obiecał wsparcie, a w ostatnim możliwym momencie je wycofał. Na szczęście Columbia to nie jedyny uniwersytet, na który dostała się dziewczyna. Na East przyznano jej nawet pełne stypendium. I wybiera się tam jej chłopak – Luke. I jeszcze kilku innych znajomych ze szkoły. Nie ma co jednak ukrywać, odkąd okazało się, że Columbia nie jest jej pisana, ojciec się do niej nie odzywa. Nie przyjechał na uroczystość zakończenia szkoły. Nie odpisywał na maile i smsy. Jakby karał córkę za to, że sam się od niej odwrócił plecami. Kiedy więc na początku wakacji niespodziewanie dzwoni do jej matki, dziewczyna nie pała wielkim entuzjazmem, by oddzwonić. Gdy się na to decyduje, okazuje się, że ojciec jest już w drodze do Colby. W związku ze śmiercią swojej ciotki postanowił odwiedzić wraz z dziesięcioletnim synem z drugiego związku miejsce, gdzie kiedyś, przez krótki czas, kochał matkę Emaline. Co przyniesie ta wizyta? Czy dla dziewczyny ojciec stanie się w końcu tatą? Czy związek z Lukiem przetrwa to burzliwe lato? Czy studia na Uniwersytecie East będą jedynie tylnym wyjściem do ucieczki z Colby, a może spełnieniem marzeń nastolatki? By dowiedzieć się tego, oraz wielu, wielu innych rzeczy, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Sarah Dessen, zatytułowaną Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej.
Muszę być z wami szczera. Naczekałam się na tę książkę, a ostatecznie nie przyniosła mi ona takich odczuć, jak poprzednie powieści tej autorki. Nie oznacza to jednak, że ta powieść była zła. O nie, broń Boże. Ale nie była zachwycająca. Miejscami nawet była dość nurząca i, nawet nie mogę powiedzieć, że przewidywalna… bo po prostu nijaka. Nie była taka jednak w całości. Po tym, jak zamknęłam powieść w nocy, widziałam w niej bardzo dużo dobrego. I wciąż widzę. Przede wszystkim we wspaniały sposób prezentuje przyjaźń nastolatków. I to przyjaźń, która ma szansę przetrwać do później starości. Pokazuje szacunek i wsparcie jakie okazują siebie nawzajem mieszkańcy niewielkich miejscowości. To naprawdę wiele, bo szczerze powiedziawszy niezwykle rzadko trafiam na powieści, które traktują o takich sprawach.
Gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej (a chyba w zasadzie Księżyc i więcej, bo tak w oryginale brzmi tytuł książki) czyta się bardzo dobrze. Nawet mimo tego, że autorka miejscami przynudza. Ostatecznie okazuje się, że wszystko co napisała miało sens, i znalazło się w książce "po coś". Książkę miło wspominam i zachęcam do jej przeczytania. Może nie już, teraz, zaraz. Ale w ogóle. Bo warto .
Sil
Księżyc i więcej…
"Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 448
Ocena: 4/6
Wiecie czego najbardziej na świecie nie lubię w czytaniu książek? Tego, że lektura tak często kończy się w środku nocy i… nie masz jak napisać recenzji. Nie masz na to sił, ani możliwości, ani czasem ochoty. Rano wstajesz idziesz do pracy, a potem… tak...
2016-07-23
2016-07-19
Buntuj się, buntuj…
"Na przekór nocy" Estelle Laure
wyd. Jaguar
rok: 2016
str. 248
Ocena: 5,5/6
Czasem książki zupełnie niespodziewanie nas zaskakują. Mile. Albo mniej miło. Czasami sięgamy po powieść i jesteśmy niemal pewni, że czeka nas lekka lektura, która nie pozostawi po sobie żadnego śladu. I mylimy się. Czasem bierzemy do ręki książkę i otwieramy ją z przekonaniem, że to będzie najlepsza powieść tego roku. I zawodzimy się sromotnie. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co nas czeka w trakcie czytania.
Do Na przekór nocy przekonywałam się przez kilka miesięcy. Książka leżała na półce w biblioteczce i grzecznie czekała. Co kilka dni, gdy podchodziłam by wybrać nową pozycję do przeczytania zerkałam na nią i kręciłam nosem. To nie był czas na nią. Nie miałam ochoty. Nie byłam przekonana… Aż do tego wieczoru, kiedy zaczęłam ją czytać. Nie minęła doba a książka się skończyła. Nawet nie wiem kiedy. Wciąż się zastanawiam, czemu tak długo zwlekałam z rozpoczęciem lektury Na przekór nocy.
Lucille Bennet ma siedemnaście lat i od dwóch tygodni zajmuje się młodszą siostrą - Wren. Jej matka któregoś dnia po prostu spakowała się i zniknęła. Powiedziała, że to tylko na chwilę, że musi dojść do siebie, poukładać w głowie to, co stało się ostatnio. Poszła i już nie wróciła. Lucille do wczoraj łudziła się, że mama zaraz wróci. Znalazła jednak w poczcie kopertę ze studolarowym banknotem. Bez kartki, bez adresu zwrotnego, bez wyjaśnienia. Jakby ona i Wren nic nie znaczyły. Do domu przychodzi coraz więcej rachunków, lodówka robi się pusta, w spiżarni już dawno nie ma żadnych zapasów. Jeśli matka zaraz nie wróci, będzie źle – naprawdę źle. Już teraz sąsiadka dopytuje się, gdzie jest ich mama. Matka Eden, najlepszej przyjaciółki Lucille również dopytuje. Jeszcze chwila i wszyscy się dowiedzą. Na pewno wówczas zabiorą je z domu i rozdzielą. Nie będą już rodziną, bo matka je porzuciła. Dziewczyna czuje, że nikomu nie może zaufać. Musi zachować w tajemnicy to, co dzieje się w domu. I musi zacząć płacić rachunki. Pojedyncze studolarowe banknoty nie uratują sytuacji, jedyną opcją jest znalezienie pracy i pogodzenie jej z nauką. Na szczęście Lucille jest dość obrotna, a dzięki poznanej na placu zabaw dziewczynie, dowiaduje się, gdzie poszukują pracowników. Jedną rozmowę później ma już zajęcie na kilka popołudni i wieczorów w tygodniu. Gorzej, że musi na ten czas zorganizować opiekę nad młodszą siostrą. Na szczęście przyjaciółka obiecuje, że będzie jej pomagać jak tylko może. Niestety ta pomoc nie starcza na długo, bo Eden nie może dłużej okłamywać rodziców i nauczycieli. W obliczu kolejnych tarapatów brat bliźniak Eden wyciąga do Lucille pomocną rękę. Tylko… czy dziewczyna na pewno powinna korzystać z tej pomocy? Czy przez przypadek nie doprowadzi do kolejnej tragedii? Czy z biegiem czasu będzie jej łatwiej, czy trudniej utrzymać nieobecność matki w tajemnicy? By dowiedzieć się tego, a także poznać wiele innych tajemnicy nastolatki, koniecznie należy zapoznać się z powieścią Estelle Laure.
Nie spodziewałam się, że historia dwóch dziewczynek porzuconych przez matkę (a wcześniej przez ojca), tak bardzo mną wstrząśnie. Nie spodziewałam się również, że będzie mi się ją tak dobrze i szubko czytało. Nawet nie zauważyłam a już kończyłam lekturę. Ostatnie rozdziały były najbardziej interesujące, ale równocześnie najtrudniejsze. Z jednej strony chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Z drugiej piekielnie bałam się tego zakończenia. Bo mogło być ono naprawdę różne. Teraz już wiem, jaki był finał tej opowieści, ale równocześnie czuję się, jakbym niewiele wiedziała. Bo niestety nie wszystkie karty zostały odkryte. Ale może to i lepiej? Dzięki temu każdy może dopowiedzieć sobie co zechce. Napisać sobie w głowie własną interpretację zakończenia. I z nią żyć. Ja sobie "dopisałam" co chciałam. I dobrze mi z tym. Liczę, że i was to zadowoli. Zdecydowanie zachęcam was do lektury. Według mnie naprawdę warto.
Sil
Buntuj się, buntuj…
"Na przekór nocy" Estelle Laure
wyd. Jaguar
rok: 2016
str. 248
Ocena: 5,5/6
Czasem książki zupełnie niespodziewanie nas zaskakują. Mile. Albo mniej miło. Czasami sięgamy po powieść i jesteśmy niemal pewni, że czeka nas lekka lektura, która nie pozostawi po sobie żadnego śladu. I mylimy się. Czasem bierzemy do ręki książkę i otwieramy ją z...
Trudna decyzja
"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2016
str. 424
Ocena: 5/6
Od kilku miesięcy chodziła za mną pewna książka. No, może nie dosłownie "chodziła", ale miałam wielką ochotę na jej przeczytanie. Starałam się więc z całych sił, by ją zdobyć i w końcu przeczytać. Łatwo nie było, ale w końcu się udało. Oczywiście jak to zwykle bywa, nie od razu udało mi się po nią sięgnąć, ale gdy już to zrobiłam – przepadłam.
Samantha Reed od dziesięciu lat ma sąsiadów. Sąsiadów, których nigdy tak naprawdę nie było dane jej poznać. Gdy rodzina Garrettów wprowadziła się do domu obok matka od razu zawyrokowała, że będą to najgorsi sąsiedzi jakich można się spodziewać. I przez lata uważała, że się w tym osądzie nie pomyliła. Nienawidziła tej rodziny, choć przyczyna tego uczucia w zasadzie nikomu nie była znana. Faktem jest, że rodzina Garrettów była dość duża i głośna, a przez kolejne lata to się jeszcze nasilało, bo co ok 3 lata na świat przychodziło nowy ich członek. Trawa nigdy nie była na czas obstrzyżona, ogródek – zwykle zaniedbany, podjazd – zawsze zastawiony. To wszystko doprowadzało matkę Samanthy do szewskiej pasji. Postawiła więc między domami gigantyczny płot, a córkom surowo zakazała kontaktów z tymi strasznymi ludźmi. Tracy od zawsze ignorowała to, co matka mówi, ale młodsza córka była bardzo posłuszna. Nie mogła się jednak powstrzymać i przez lata obserwowała sąsiadów z dachu swojego domu. Gdy pewnego dnia na dach wdrapał się Jase, dziewczyna niezupełnie wiedziała co z tym fantem począć. Chłopak jednak ją zafascynował, a w końcu – rozkochał w sobie. Co jednak począć, gdy jest się tak posłusznym i ułożonym. No i zna się opinię matki? Co prawda Sam ma za sobą dość specyficzne związki, ale jednak Garrettowie to według jej matki – pani senator – najgorszy możliwy sort. Czy da się ją przekonać do Jase'a? Czy Sam w ogóle będzie próbowała to zrobić? A może oddzieli życie uczuciowe od życia rodzinnego tak dokładnie, że nikt się nie zorientuje? Czy to w ogóle możliwe? No i najważniejsze, co zrobi dziewczyna, gdy oba światy drastycznie na siebie wpadną i zaczną się nawzajem miażdżyć? Wybierze miłość czy lojalność? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po powieść Huntley Fitzpatrick.
Muszę przyznać, że opowieść o zakazanej miłości Samanthy i Jace'a zaczarowała mnie. Wciągnęła zupełnie i nie pozwoliła się od siebie oderwać. Wciąż jednak, z tyłu głowy, dźwięczały mi słowa z okładki. Że nie będzie wesoło. Że coś się stanie. Coś tę sielankę zniszczy doszczętnie. No i faktycznie, jak się zaczęło sypać, to zupełnie. Zaczęło się na Nan, przeszło przez matkę, rodzinę chłopaka i skończyło się na nim samym. Istna katastrofa. Ale dlaczego? Jaka? Co do niej doprowadziło? Czy coś będzie w stanie wyciągnąć dziewczynę z marazmu? Cóż, o tym więcej w Moim życiu obok.
Nie będę ukrywać, książka jest świetna. Zafiksowałam się na niej i długo zostanie w mojej pamięci. Zawirowania wprowadzone przez autorkę mącą spokój i sprawiają, że wszystko staje się bardzo nieoczywiste. Przez to powieść staje się przewrotna i nieco mroczna. Mnie do siebie zupełnie przekonała, liczę, że i was Moje życie obok zachwyci. Zachęcam i z całego serca polecam.
Sil
Trudna decyzja
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2016
str. 424
Ocena: 5/6
Od kilku miesięcy chodziła za mną pewna książka. No, może nie dosłownie "chodziła", ale miałam wielką ochotę na jej przeczytanie. Starałam się więc z całych sił, by ją zdobyć i w końcu przeczytać. Łatwo nie było, ale w końcu się udało. Oczywiście jak to zwykle bywa, nie od...