-
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać333 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant8 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać4 -
Artykuły
Po raz dziesiąty w Szczebrzeszynie. Nadchodzi Festiwal Stolica Języka PolskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
CZARNA SKRZYNKA, TFU WRÓĆ... CZARNA KSIĄŻKA
Nim nie przyszło do mnie zapytanie o chęć zrecenzowania tej książki, nie miałam nawet pojęcia, że tak owa ma się ukazać. Zapewne jest to powód tego, że o ile śledzę bardzo dokładnie nowości fantastyczne o tyle sensacji czy thrillerów już nie. Jednak po przeczytaniu opisu doszłam do wniosku, że ma ona w sobie to coś co może mi się spodobać.
A im bliżej premiery, im bliżej zapoznania się z jej treścią tym bardziej wydawała się intrygująca. Częściowo zapewne za sprawą nutki ściśle tajnej atmosfery jaka towarzyszyła wydaniu Troje. Pierwszą, sprawą jaka zaprzątnęła moje myśli była informacja o dacie premiery a raczej fakt iż, książka miała mieć swoją światową i Polską premierę jednego dnia. Druga to otrzymanie czarnej koperty zawierającej wciągający pierwszy jej rozdział oraz informację, że jest to ściśle tajne i poufne, i do dnia premiery nikomu ani sza.
Cztery katastrofy - Troje ocalonych...?
Czarny czwartek... roku 2012. Na czterech kontynentach dochodzi do czterech tragicznych w skutkach katastrof samolotowych. Pamela, pasażerka jej z tych roztrzaskanych maszyn, nim odejdzie z tego świata nagrywa na komórkę wiadomość, która później stanie się podstawą do wysnucia jednej z teorii dotyczących tego niewiarygodnego zdarzenia. Jednak mimo tak tragicznych wydarzeń z katastrof praktycznie bez uszczerbku na zdrowiu wychodzi "Troje" dzieci. W obliczu czego powstaje mnóstwo domysłów i wcale nie mniej teorii. Teorie te niekiedy wręcz nieprawdopodobne powodują ogromne zainteresowanie ocalonymi ba powodują nawet to, że podejmowane są próby odnalezienia czwartego ocalonego...
Troje jest książką napisaną w dość nietypowy sposób, ciekawy intrygujący jednak niekiedy utrudniający czytanie. Zapisy wywiadów, rozmów na portalu "społecznościowym" czy nagrania z dyktafonu lub artykuły z sieci. Powoduje to niekiedy powroty do wcześniejszych wydarzeń by sprawdzić, kto, gdzie i kiedy pojawił się wcześniej czy jednak nie? I przynajmniej mnie jedne czytało się szybciej i zapartym tchem inne trochę wolniej i z mniejszym zaangażowaniem. Wciąga choć w mojej ocenie nie tak bardzo jak przypuszczałam sądząc po przeczytaniu jej pierwszego rozdziału. Choć za nie które z nich jak na przykład zapis rozmowy z kokpitu samolotu szapoba dla autorki, bo jak dla laika wygląda to na bardzo profesjonalny zapis i dzięki tego typu zabiegom taki jest także całościowy odbiór książki co jest niewątpliwe jej plusem. Jedyny zaś minus w moim odczuciu to, sprawa tego, że im bliżej końca książki tym bardziej staje się przewidywalne jej zakończenie. Ogólnie jednak uważam, że książka warta jest by poświęcić czas na jej przeczytanie.
CZARNA SKRZYNKA, TFU WRÓĆ... CZARNA KSIĄŻKA
Nim nie przyszło do mnie zapytanie o chęć zrecenzowania tej książki, nie miałam nawet pojęcia, że tak owa ma się ukazać. Zapewne jest to powód tego, że o ile śledzę bardzo dokładnie nowości fantastyczne o tyle sensacji czy thrillerów już nie. Jednak po przeczytaniu opisu doszłam do wniosku, że ma ona w sobie to coś co może mi się...
KOROWÓD BARW
Wielu czytelników czasem zadaje sobie pytanie. Czy sięgnąć po debiutancką książkę? Czy taki debiutujący autor sprosta wymaganiom ciekawej, wciągającej i niezapomnianej przygody?Osobiście uważam, że warto dać takim pisarzom szanse i wyrobić sobie o nich zdanie samemu. Red Rising to kolejna debiutancka książka w moich zbiorach. A jakie wywarła wrażenie? O tym za chwilę, najpierw trochę o jej opowieści.
Darrow, nie jest zwykłym górnikiem, on jest Helldiverem. To niebezpieczne zajęcie wymagające opanowania, szybkiego myślenia, zwinności... Jest czerwonym, czyli w hierarchii Marsjańskiej kolonii najniżej stojącym "elementem" społeczności. O dziwo nie dąży on do bycia innym kolorem, marzy mu się jedynie "godne życie". Możliwość zapewnienia bliskim, bezpieczeństwa, wystarczającej ilości żywności, mówiąc krótko podstaw. Do czasu... kiedy jego życie odmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Dostaje propozycję nie do odrzucenia... i nie było by w niej nic niezwykłego gdyby nie fakt, że wymaga ona od młodego człowieka poświęceń, wielu poświęceń. Pytanie tylko, jak dużo gotów jest poświęcić?
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Niewątpliwe plusy książki to nowa ciekawa wizja naszej przyszłości - kolonia na Marsie - oraz równie ciekawy kolorowy sposób ukazania hierarchiczności obecnego w niej społeczeństwa - Czerwoni, Żółci, Różowi, Srebrni, Złoci. Narracja pierwszoosobowa? To zależy jednym wyda się to dobrym zabiegiem, bo bliżej głównego bohatera, innym będzie przeszkadzać lub wyda się zupełnie niepotrzebne czy nawet "ciężkim" przeżyciem, wszak jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś zupełnie odmiennego. Narracji "wszechwiedzącego" obserwatora. Mnie osobiście wydaje się, że gdyby nie ten sposób narracji książka nie byłaby właśnie tak ciekawa. W mojej ocenie jedynym minusem, który może odstraszyć mniej zdecydowanych czytelników to dość duża ilość opisów? Choć na pocieszenie dodam, że warto przez nie przejść. Tak, na marginesie to kolejny dowód, że debiutujący autor może zaskarbić sobie przychylność czytelnika. Moją zaskarbił, teraz czekam na kolejne tomy...
Jednym zdaniem
Choć w tytule mowa tylko o czerwieni i złocie. Przed przeczytaniem książki nie sądziłam, że świat science fiction można przedstawić za pomocą aż takiego korowodu barw?
Cytat wart zapamiętania
-----
KOROWÓD BARW
Wielu czytelników czasem zadaje sobie pytanie. Czy sięgnąć po debiutancką książkę? Czy taki debiutujący autor sprosta wymaganiom ciekawej, wciągającej i niezapomnianej przygody?Osobiście uważam, że warto dać takim pisarzom szanse i wyrobić sobie o nich zdanie samemu. Red Rising to kolejna debiutancka książka w moich zbiorach. A jakie wywarła wrażenie? O tym...
A CO Z WEEKENDEM...?
Kolejna odsłona tego jak może wyglądać współczesne życie młodej kobiety w ujęciu Alice Peterson, byłej amerykańskiej tenisistki. Tym razem to opowieść o prawie trzydziestopięcioletniej Gilly Brown właścicielki teriera Ruskina, która po rozstaniu a może raczej porzuceniu na dwa tygodnie przed ślubem przez Edwarda .
Postanawia zostawić za sobą przeszłość, wyjechać z Londynu i zamieszkać gdzieś na wsi. Traf chciał, że szukając nowego lokum trafia na starego znajomego, który jednocześnie nie jest zbyt dobrym agentem nieruchomości. Ów znajomy podsuwa jej pomysł iście zaskakującego rozwiązania.
I tak oto Gilly zaczyna poszukiwania lokatora, ale żeby było ciekawiej tylko od poniedziałku do piątku... I znajduje Jacka Bakera, producenta reality show. Przypuszczam, że skrycie marzy by Jack, mimo swojej tajemniczej natury, został w jej życiu na dłużej.
Więc co do tego wszystkiego ma Guy? Jest nowym członkiem grupy spacerowiczów pobliskiego parku, grupy psiarzy. Pytanie jest jedno czy Gilly znajdzie kogoś bliskiego na cały tydzień czy pozostanie jej zadowolenie się kimś tylko od poniedziałku do piątku...?
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Minusy, ja ich nie dostrzegam. Ale jak ktoś będzie się starał pewnie jakieś znajdzie. Tylko po co? Książka to przyjemna opowieść, napisana w przystępny sposób, który potrafi wciągnąć niejednego czytelnika. Po za tym słyszałam kiedyś pewną opinie na temat kręcenia filmów z udziałem dzieci lub zwierząt, że jest to niezwykle trudne zadanie. Myślę, że w przypadku książki to równie trudne a autorka poradziła sobie z tym znakomicie.
Jednym zdaniem
Ciekawa historia z humorem w tle.
A CO Z WEEKENDEM...?
Kolejna odsłona tego jak może wyglądać współczesne życie młodej kobiety w ujęciu Alice Peterson, byłej amerykańskiej tenisistki. Tym razem to opowieść o prawie trzydziestopięcioletniej Gilly Brown właścicielki teriera Ruskina, która po rozstaniu a może raczej porzuceniu na dwa tygodnie przed ślubem przez Edwarda .
Postanawia zostawić za sobą...
MAGIA! MAGIA..., ALE CZEGO?
Od dawna tak mam, że magii nigdy dość. Pochłaniam ją w każdej dostępnej formie, w każdym dostępnym stylu, bez względu na to z którego zakątka świata przybywa czy o czym opowiada. Sam się czasem zastanawiam cóż jest takiego w tych opowieściach, że tak chętnie po nie sięgam i nie mam ich dość, i nie zanoś się abym kiedykolwiek mi się znudziły.
Magia Złota to druga część trylogii o Rebecce Cooper, natomiast już któraś z kolei książka osadzona w świecie Tortallu skonstruowanego przez autorkę już w latach 90.
W pierwszej części Klątwa opali poznajemy młodziutką Rebecce w czasie jej szkolenia na "psa" pełnoprawnego członka Gwardii pilnującej porządku w Cours. Śledzimy jej pierwsze śledztwo, w którym towarzyszy doświadczonym Tunstall i Goodwin, swoim opiekunom. Magia to opowieść o starszej zaledwie o rok Rebecce, którą czeka kolejna niezapomniana i zapierająca dech przygoda. Tym razem jednak to już zupełnie nowe zadanie wyjaśnienia skąd w obiegu znalazły się fałszywe monety? W zupełnie nowym otoczeniu, wszak prowadzone śledztwo zaprowadzi ją aż do portu Coynn. Czasem także i przy współpracy zupełnie nowych towarzyszy czy partnerów, zbiegiem okoliczności Rebecca zostaje opiekunką psa gończego, poznaje nowych znajomych a w podróży do portu musi jej wystarczyć towarzystwo...
Już po skończeniu Klątwy z niecierpliwością wyczekiwałam, części kolejnej. Zrządzeniem losu jakie lubię dostałam szansę poznać także dalsze losy głównej bohaterki. I w odróżnieniu od części pierwszej mam wrażenie, że tą czytało się znacznie szybciej, no ale i stron mniej, choć to chyba nie w tym, rzecz? Tym razem autorka funduje nam skumulowaną dawkę wydarzeń zaledwie z miesiąca pracy Beccki, więc tempo akcji również toczy się szybciej a czytelnikowi trudniej oderwać się od historii.
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Och, chciała by się napisać, że książka ma same plusy i żadnych minusów. Ale po pierwsze jak mówi pewna myśl "jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego", Magia absolutnie nie jest do niczego. Po drugie, o po drugim za chwilę. Do największych plusów tej serii niewątpliwie należy znakomicie przemyślany i skonstruowany w najdrobniejszym szczególe świat fantasy, który rządzi się równie dobrze dopracowanymi prawami. Bohaterowie są w nim autentyczni, barwni z charakterem. Pozornie w takich stworzonych przez autorów światach zdarzyło się już wiele przeróżnych historii. Jednak jak pokazuję książka jest jeszcze wiele tematów, które można poruszyć. A wszystkim tym, którzy zamierzali by rzec, że książka jest schematyczna? Polecam usiąść i napisać coś odkrywczego a dopiero potem w pełni oceniać jakie coś jest. To wróćmy do - po drugie, kilka minusów jednak jest. Osobiście liczyłam na rozwinięcie pewnego wątku (nie powiem jakiego coby nie zdradzić zbyt wiele fabuły), ale nie niestety, co sprawia, że znowu czekam na kolejną część. Tytuł oryginalny to Bloodhound, polski Magia złota i ja się zastanawiam skąd on się wziął, bo w moim odczuciu nijak to się ma także do fabuły...? Ale to pewnie to moje czepialstwo wzięło teraz górę. Ogólnie czytując książki tego typu, co Magia, marzę czasem, żeby choć jeden dzień spędzić w ich świecie... A to chyba jednak coś znaczy? I na koniec ogromny plus dla nas polska okładka jest o niebo lepsza od oryginalnej. O i zapomniałam o najważniejszym minusie strasznie niewygodnie się trzyma przy czytaniu ale to niej jest coś czego nie da się pokonać :)
Jednym zdaniem
Jednym, dwoma, nawet trzema...? A jak już przy pewnym szczególe jesteśmy to "powiem" tak gdyby nie powyższe i zapach nowości to było kilka takich momentów w czasie czytania, że czułam się tak jakbym nie czytała książki tylko właśnie jakiś stary oprawiony w skórę i pisany piórem dziennik..., to chyba jakaś Magia...? Magia tej książki.
Cytat wart zapamiętania
-----
Z bloga
MAGIA! MAGIA..., ALE CZEGO?
Od dawna tak mam, że magii nigdy dość. Pochłaniam ją w każdej dostępnej formie, w każdym dostępnym stylu, bez względu na to z którego zakątka świata przybywa czy o czym opowiada. Sam się czasem zastanawiam cóż jest takiego w tych opowieściach, że tak chętnie po nie sięgam i nie mam ich dość, i nie zanoś się abym kiedykolwiek mi się znudziły. ...
Piękno jest w każdym z Nas
Kolejna książka o wyzwaniach jakie życie stawia współczesnym młodym kobietą. Tym razem jednak kobietą, które jeszcze układają sobie swoje życie od podstaw. I w przypadku takich książek jednym z głównych oczekiwań jest odrobina dobrego humoru oraz ciekawe nowe świeże spojrzenie na współczesny świat.
To moje pierwsze a jakże przyjemne spotkanie z jej twórczością Natalii Rogińskiej niespełna trzydziestoletniej autorki takich książek jak Alicja czy Maciejka.
Magda również niespełna trzydziestolatka, jest świetnym dobrze zarabiającym grafikiem, w oczekiwaniu na klucze do własnego mieszkania mieszka z matką często odwiedzając babcie. Jest normalną dziewczyną, bo cóż z tego, że jest GRUBA. Mimo to nie tarci wiary w to, że kiedyś będzie wiodła szczęśliwe, życie...
Książka to zabawna życiowa historia o codziennym życiu głównej bohaterki. O jej zmaganiach z samą sobą oraz niekiedy niezbyt przychylnym otoczeniem. Mimo, iż książka w odróżnieniu od tytułu nie jest zbyt gruba czyta się ją w bardzo przyjemnie spokojnym niezbyt szybkim tempie.
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Tym, razem pod tą niepozorną okładką znajdujemy znakomitą opowieść, która za sprawą prostej historii przypomina Nam o tym, że piękno kryje się w każdym z Nas.A jeśli tylko w to uwierzymy życie przyniesie Nam więcej niespodzianek, które na swój sposób sprawiają, że stajemy się jeszcze piękniejsi. Choć przyznam, że na początku książki oczekiwałam zupełnie innego niż proponowane przez autorkę zakończenia?
Jednym zdaniem
Nie jest to książka o której można napisać zbyt wiele, to książka którą się poleca albo nie. Ja osobiście polecam.
Cytat wart zapamiętania
"...istotę aseksualną" zapamiętam na długo..., bo także czasem nią bywam choć do tej pory nie miałam na to nazwy...
Z bloga
Piękno jest w każdym z Nas
Kolejna książka o wyzwaniach jakie życie stawia współczesnym młodym kobietą. Tym razem jednak kobietą, które jeszcze układają sobie swoje życie od podstaw. I w przypadku takich książek jednym z głównych oczekiwań jest odrobina dobrego humoru oraz ciekawe nowe świeże spojrzenie na współczesny świat.
To moje pierwsze a jakże przyjemne spotkanie z...
EFEKT MOTYLA
Rzadko czytuje gatunek do którego zalicza się ta książka. Przeważnie przed takimi pozycjami wzbraniam się z dwóch powodów. Pierwszy to "drastyczne" niekiedy opisy zbrodni. Drugi to na moje szczęście przyjemność trafiania na pozycję dość szablonowe i niestety co za tym idzie często mocno przewidywalne. Jednak czasem zrządzeniem losu wpadają w moje łapki i utwierdzają tylko w przekonaniu, że nie jest to typ literatury dla mnie. Jest zbyt ciężki, czyta mi się go opornie i co się z tym także wiąże poświęcam na przeczytanie takich pozycji więcej czasu a z takiego czytania mam też i mniej przyjemności.
O debiutanckiej książce Katarzyny Puzyńskiej, nauczycielki akademickiej na wydziale psychologi, pod tytułem Motylek dowiedziałam się całkiem przypadkowo. Mianowicie nie mogąc sobie chwilowo pozwolić na pewien zakup, przez przypadek trafiłam na dwu etapowy konkurs, w którym do wygrania tablet. Zadanie pierwszego z nich nie było trudne? "Dlaczego to właśnie do twoich rąk powinna trafić książka "Motylek" Katarzyny Puzyńskiej?" Jednak wcześniej nic nie słyszałam o książce. Czytuje a przynajmniej staram się czytać książki, z których przeczytania mogę mieć jakąś przyjemność, więc pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam gatunek... br... myślę sobie. Potem opis, no może nie będzie tak źle pomyślałam lekko przerażona, zepnę się w sobie i jakoś przeczytam? Raz kozie śmierć dam sobie szansę na spełnienie jednego z marzeń, nie licząc na zbyt wiele wysłałam zgłoszenie podając cztery powody i udało się znalazłam się w grupie dwudziestu szczęśliwców, którzy przeszli do etapu drugiego. Ucieszyłam się a jakże tylko, że koniec mojej radości nastąpił wkrótce. Kiedy tylko książka do mnie przybyła to dopiero byłam zła na siebie. Na co ja się porywam? Przecież w życiu nie przebrnę przez niewiele ponad 600 stron "kryminału". Jednak odwrotu nie było...
Mroźny styczniowy poranek w małej wieś Lipowo, stworzonej i umiejscowionej przez autorkę gdzieś na mazurach. Gdyby nie tragiczny wypadek samochodowy, w wyniku, którego ginie zakonnica, pewnie nie różnił by się niczym szczególnym. Lipowo to typowa wieś, w której wszyscy mieszkańcy znają się na wylot, doskonale wiedząc co dzieje się u sąsiadów za miedzy. A miejscowy sklep, kościół czy inny zakład usługowy jest niczym miejskie centrum kultury i plotek. Sprawa wypadku nie wydaję się trudna, wszak wystarczy tylko odnaleźć sprawce, który zbiegł z miejsca wypadku. Dlatego też zostaje ona powierzona miejscowej jednostce policji.
To początek akcji, która im dalej w książkę, tym szybciej i więcej się dzieje. I ku mojemu zaskoczeniu na czas czytania Motylka człowiek staje się zupełnie stracony dla świata. Zostaje, wciągnięty w wir zdarzeń i całą akcje tak, że nie spocznie do póty, do póki nie rozwikła całej sprawy. Dodam może, że nie jest to tylko moje odczucie. Bo kiedy ja skończyłam czytać, za książkę zabrała się moja mama i również przepadła na długie godziny. Fakt bohaterów w książce jest wielu, jedni mogą twierdzić, że są szablonowi i nijacy ale według mnie to nieprawda. Oni są z życia wzięci, tak jakby autorka pojechała do pierwszej lepszej wsi w Polsce i poobserwowała mieszkańców a potem napisała o nich książkę. Zaskakujące jest także to, że zarówno ja jak i moja mam na różnych etapach prowadzonego przez policję z Lipowa śledztwa wpadałyśmy na bardzo podobne pomysły rozwikłania tajemniczego wypadku zakonnicy. Akcja powieści to generalnie raptem wydarzenia z kilku dni na co wskazują daty zamieszczone przy każdym rozdziel, więc tempo wręcz ekspresowe. Dodatkowo za sprawą kolejnych tajemnic poszczególnych mieszkań wsi, które autorka w sprawny sposób ze sobą przeplata i samą książkę czyta się w ekspresowym tempie.
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Do tych pierwszych, jeśli to było zmierzone zaliczyłabym to o czym wspomniałam wcześniej. Bo nie wydaje mi się, że jest to przypadek, że dwóch czytelników wpada na podobne pomysły? Swoją drogą ciekawa jestem czy inni czytelnicy książki też wpadali na takie pomysły? Ale było i tak, że obie z mamą w przypadku pomniejszych sekretów niektórych bohaterów, które się w książce pojawiają poradziłyśmy sobie same. Ogólnie nie przepadam za czymś takim w przypadku kryminałów bo cóż to za przyjemność kiedy już na początku czytelnik jest w stanie wskazać winnego? Jednak w przypadku Motylka jest to, przyjemna sprawa. Bo pomimo, iż w kilku przypadkach udało nam się rozwikłać tajemnice. To już samo zakończenie było zupełnym zaskoczeniem, na które sama w żaden sposób bym nie wpadła. Za to sprawnie prowadzone przez autorkę wielokrotnie wpadałyśmy na bardzo zbieżne hipotezy. Bardzo przyjemnie odebrałam, też sposób w jaki Pani Katarzyna przeplata ze sobą różne wątki, postacie i ich sekreciki, stopniując w ten sposób napięcie i wprowadzając w odpowiedni klimat. Co zaś się tyczy minusów. To cóż nie przepadam za nie rozwiązanymi sprawami, a w moim odczuciu dwa wątki poboczne nie zostają w pełni wyjaśnione oraz no, cóż ale tempo rozwikłania sprawy. Niespełna dwa tygodnie to mało realne w przypadku Polskich realiów. Ale jak by to powiedziała moja mama "Oj, tam! Oj, tam! Czepiasz się!" I pewnie tak jest, wszak czasem muszą być jakieś niedomówienia, tak aby czytelnik mógł sam sobie dopowiedzieć zakończenie. A szybkość rozwiązania sprawy...?
Jednym zdaniem
Hm..., początkowa wizja podsumowania recenzowanej książki jednym zdaniem coraz częściej od tego odbiega. Ale dochodzę do wniosku, że są takie książki, których nie da się, tak po prostu opisać tylko jednym zdaniem. Wysyłając zgłoszenie, miałam kilka skojarzeń z tytułowym słowem Motylek, teraz już mam kolejne. A co się tyczy Efektu motyla, wydaje mi się, że książka w jakiś sposób ukazuje mechanizm tego efektu. Przypominając, że wydarzenia z pozoru, z nami nie związane, mogą zapoczątkować czy tego chcemy czy nie, zmiany i w naszym życiu, bo nie znamy dnia ani godziny, kiedy nasze sekrety mogą ujrzeć światło dzienne. W tym przypadku pokuszę się także o stworzenie nowego zwrotu "Efekt Motylka", bo pierwszy raz z niecierpliwość oczekuję kolejnej książki kryminalnej tego samego autora i niewątpliwe to efekt tego jaka bardzo pozytywne wrażenie zrobił na mnie "Motylek".
Cytat wart zapamiętania
Cytatów tym razem brak, bo uważam, że jeśli nie zapamiętania, to na pewno cała książka watra jest po prostu przeczytania. Pod czym i moja mama się podpisuje.
Z blog
http://dziennik-kulturalny.blogspot.com/2014/02/motylek-katarzyna-puzynska-1462.htmla
EFEKT MOTYLA
Rzadko czytuje gatunek do którego zalicza się ta książka. Przeważnie przed takimi pozycjami wzbraniam się z dwóch powodów. Pierwszy to "drastyczne" niekiedy opisy zbrodni. Drugi to na moje szczęście przyjemność trafiania na pozycję dość szablonowe i niestety co za tym idzie często mocno przewidywalne. Jednak czasem zrządzeniem losu wpadają w moje łapki i...
MATKA POLKA?
Współczesna literatura kobieca poruszyła już chyba wszystkie stojące przed współczesnym kobietami sprawy, problemy, trudne wybory. Próbując odpowiedzieć na przeróżne pytania tudzież niekiedy podsunąć jakieś rozwiązania lub przynajmniej ukazując inny punkt widzenia. Sięgam coraz częściej. Na Matecznik skusiłam się patrząc na malowniczy sielski obrazek z piękną zadbaną kobietą w niczym nie przypominającej głównej bohaterki matki czterech córek w przedziale wiekowym 3 - 10 lat. Oczekując zabawnej historii.
Autorka książki ukończyła Akademię Medyczną w Warszawie, ale od dziecka marzyła o pisaniu książek. Mieszka pod Warszawą z mężem i czterema córkami.
I cóż za zbieżność. Książka to dziennik Kamili, matki czterech dziewczynek (Tosi 10 lat, Joni 8 lat, Majki 6 lat i Duszki 3 lata). Opisane dzień po dniu zmagania owej bohaterki z szarą codziennością... Gdzie od czasu do czasu pojawia się mąż Franciszek, jacyś dziadkowie.
Powiem tak! Ja tego nie kupuje, zdaje sobie sprawę, że codzienność kobiet nie jest usłana różami. Życie to nie bajka, ale po to sięgam po książki by właśnie o tym choć przez chwile nie myśleć, by choć właśnie przez chwile przenieść się w jakiś inny świat.
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Plusy ładna okładka i na tym koniec. Generalnie książka sprawia na mnie wrażenie, że jest to opis czyichś frustracji. No, fakt sama nie mam dzieci ale to nie znaczy, że nie wiem jak to jest... zajmować się dziećmi. Natomiast bohaterka sprawia przez cały czas wrażenie zmęczonej, niezadowolonej z życia kobiety, której na dodatek dzieci tylko przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu czy nauce czterech języków obcych na raz. Ciągłe narzekanie bohaterki jak to ma źle męczy i zniechęca do czytania. A poza tym "mówiąc" szczerze, znam wiele współczesnych kobiet, które są w o wiele gorszych sytuacja... są same z dziećmi, nie mają do pomocy przy dzieciach sztabu ludzi w postaci dziadków, a więcej w nich radości życia, co nie znaczy, że nie czują zmęczenia.
Jednym zdaniem
Szkoda słów...
Cytat wart zapamiętania
Tym razem cytat, no może raczej fragment. Nie w kategorii "watr zapamiętania", ale niestety zapamiętany. "Czasem więc marzy mi się taka porządna, pracowita, oddana rodzinie i dyskretna osoba. (...) Może jeszcze powinnam zaproponować jej herbatę, żeby nie czuła się traktowana przedmiotowo?" (Matecznik, str. 17) I jednym takim fragmentem autorka zraziła mnie do swojego dzieła. Bohaterka wymienia listę cech jakie powinna posiadać idealna dla niej osoba na stanowisko gosposi. Podkreśla też, że co z tego, że zyska jakiś tam czas na sprzątaniu jak straci go na pogawędkach z ową gosposią. Trzeba dorosnąć i uświadomić sobie, że przede wszystkim gosposia przychodzi do nas, do pracy ale właśnie nie traktując jej przedmiotowo i od czasu do czasu proponując jednak herbatę czy dziesięć minut swojego jakże cennego czasu można zyskać coś więcej niż tylko dyskrecję czy oddanie rodzinie. Bo co jest najbardziej smutne to w moim odczuciu właśnie takie podejście jakie prezentuje bohaterka świadczy o przedmiotowym traktowaniu drugiego człowieka.
Z bloga
MATKA POLKA?
Współczesna literatura kobieca poruszyła już chyba wszystkie stojące przed współczesnym kobietami sprawy, problemy, trudne wybory. Próbując odpowiedzieć na przeróżne pytania tudzież niekiedy podsunąć jakieś rozwiązania lub przynajmniej ukazując inny punkt widzenia. Sięgam coraz częściej. Na Matecznik skusiłam się patrząc na malowniczy sielski obrazek z piękną...
WPAŚĆ JAK ŚLIWKA W KOMPOT?
Każdy z czytelników znających choć jedną część o przygodach sławnej Stephanie Plum tudzież miłośników jej historii. Bez problemu może domyśleć się, o co mi chodzi z tym wpadaniem. Dla pozostałych wyjaśnię, wystarczy przeczytać jakąkolwiek część o Plum a czytelnik wpada niczym śliwka w przysłowiowy kompot, bo chce więcej. Zaś sama bohaterka również ma pewne ku temu zdolności, to jest znaczy się wpada i owszem najczęściej w tarapaty...
Tym razem wystrzałowa dziewczyna, nieprzejednana łowczyni głów zatrudniona w firmie kuzyna. Dostaje od niego zadanie odnalezienia Singha hindusa, za którego poręczył Vinnie, a żeby było jej łatwiej wespół z Komandosem... Tworząc mieszankę iście wybuchową. Jak, w poprzednich znanych mi częściach nie obejdzie się bez tarapatów, kłopotów i niewytłumaczalnych na pozór zdarzeń. Nie zapomnijmy oczywiście o życiu prywatnym Stephanie, tak, tak babcia Mazur, siostra oraz oczywiście Morelli.
Lekka, przyjemna, humorystyczna książka. Pisana z znanym, dobrym stylu. Główna bohaterka z tysiącem pomysłów na minutę, której inne postacie depczą po pietach i również miewają swoje a jakże wystrzałowe pomysły. Przyznam, że po przednie części także mnie rozbawiały, ale nie przypominam sobie, żeby następowało to jeszcze przed otworzeniem książki jak w tym przypadku..., bo tylko czytając opis z okładki byłam rozbawiona i tak zostało mi już do końca książki.
Podsumowanie
+
- Książka, dla każdego, na każdą porę roku, w każdych okolicznościach
- Wymaga od czytelnika jedynie odwagi i odrobiny czasu
w zamian dając przednią zabawę i przyjemne chwile wytchnienia
-
- Za szybko się kończy...
Jednym zdaniem
Ja już wpadłam i uwielbiam przygody o Śliwce.
Cytat wart zapamiętania
-----
Z bloga
WPAŚĆ JAK ŚLIWKA W KOMPOT?
Każdy z czytelników znających choć jedną część o przygodach sławnej Stephanie Plum tudzież miłośników jej historii. Bez problemu może domyśleć się, o co mi chodzi z tym wpadaniem. Dla pozostałych wyjaśnię, wystarczy przeczytać jakąkolwiek część o Plum a czytelnik wpada niczym śliwka w przysłowiowy kompot, bo chce więcej. Zaś sama bohaterka...
TAJEMNICE I SEKRETY, CZYLI CZY WSZYSTKO DA SIĘ UKRYĆ?
Przyznam szczerze, że po pierwszej części Ryzykowny układ nie chętnie zabrałam się do czytania tym razem Sekretnego układu. Bałam się, że czeka mnie kolejne godziny czytania bez przyjemności, przerywane momentami myślenia o nie czytaniu książki do końca wszak jej poprzedniczka to mocna książka, która jak się okazuje nie do końca podbiła moje czytelnicze serce.
Jacka i Pete znowu czeka zadanie. Tym razem zdecydowali się wspólnie rozwikłać zagadkę pewnego zlecenia. I wszystko poszło by gładko, sprawnie i nudnie gdyby nie odezwały się demony przeszłości. Dosłownie i w przenośni czy Jack chce czy nie zaczyna gonić przeszłość. Próbuje z nią walczyć a żeby było ciekawiej wszytko to robi w celu ochronienia Pete, co rozumie się samo przez się, iż jest to jedne wielki SEKRET...
I tu ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu co osobiście bardzo lubię, książkę czytało się bardzo szybko. Akcja i jej tempo na tym samym poziomie co w części pierwszej. Bohaterowie nie tracą swojego mocnego charakteru, no może stają się trochę bardziej rozluźnieni albo po prostu zakopują "topór wojenny". Zaczyna pojawiać się elementy humorystyczne, a może raczej dowcipy w sarkastycznym stylu...? To też przez co mam słabość do niektórych książek, lubię czasem się uśmiechnąć czytając, ba czasem jak jest to bardziej zabawny moment miewam wizualizację... i w przypadku Sekretu bywały właśnie takie momenty w odróżnieniu od poprzedniej książki autorki. Mniej mroczna, za to bardziej wciągająca, ale nadal nie naganie skonstruowana historia.
Podsumowanie
+
- W moim odczuciu ciekawsza fabuła niż w Ryzykownym układzie,
co wpływa zarówno na szybsze czytanie jak i ogólny odbiór książki,
- Zupełnie zaskakujące zakończenie..., powoduje to, że ja chcę kolejną część!
-
- Momentami, powrót do przeszłości, czytaj co za słownictwo to jest minusy Ryzykownego.
Jednym zdaniem
Kiedyś dawno, dawno siostra opowiadała mi o sloganie
jaki zobaczyła będą na wycieczce w Londynie na jakiejś koszulce
"Grzeczne dziewczynki idą do nieba, nie grzeczne jadą do Londynu"
od tamtej pory twierdze, że zawsze chciałam zobaczyć Londyn,
i zobaczyłam, na razie na stronach książki,
ale w jakiś sposób potwierdza ona powyższy slogan...
Oj, dzieje się w tym Londynie!
Cytat wart zapamiętania
"Że jak już mam szczęście w życiu, to ma ono zawsze zeza."
(Sekretyn układ, str. 292)
Z bloga
TAJEMNICE I SEKRETY, CZYLI CZY WSZYSTKO DA SIĘ UKRYĆ?
Przyznam szczerze, że po pierwszej części Ryzykowny układ nie chętnie zabrałam się do czytania tym razem Sekretnego układu. Bałam się, że czeka mnie kolejne godziny czytania bez przyjemności, przerywane momentami myślenia o nie czytaniu książki do końca wszak jej poprzedniczka to mocna książka, która jak się okazuje...
CZY PASUJE MI, TAKI UKŁAD...?
To, że lubię fantastykę jest wiadome nie od dziś, ale czy dark fantasy też się wpisuje w to co lubię? Sądząc po bardzo kuszącym opisie Ryzykownego układu byłam skłonna stwierdzić, że tak i owszem. Wszak to też fantastyka aczkolwiek o nieco mroczniejszym klimacie.
Mamy młodą policjantkę Pete Caldecott, jest odważna, twardo stąpająca po ziemi... przed którą staje do rozwiązania zagadka zaginięcia dzieci.
Ktoś udziela jej wskazówki, gdzie może odnaleźć jedno z nich. Tym ktosiem jest Jack Winter, były kochanek jej siostry, była gwiazda estrady.. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie drobny szczegół. Przez dwanaście lat był dla Pete martwy.
I teraz dopiero się zaczyna akcja, bohaterowie muszą stoczyć walkę z czasem aby w porę odnaleźć pozostałe porwane dzieci, z tajemniczym i na pewno bardzo niebezpiecznym porywaczem. I było by im zdecydowanie łatwiej wykonać to zadanie, gdyby przy okazji nie toczyli walki między sobą...
Niezwykle rządu zdarzają mi się takie chwilę. Kiedy to mam zamiast chęci czytania, ochotę zrobić coś wręcz przeciwnego i porzucić książkę nie czytając jej już dalej. Tym razem, jednak miałam na to ochotę przez pierwszą część książki niemalże co kilka stron. Dobrnęłam do końca ale zajęło mi to więcej czasu niż przypuszczałam. W wyniku czego zaczęłam dochodzić do wniosku, że jednak mroczne klimaty to chyba nie moje klimaty. Choć przyznać muszę, że mimo ogólnego wrażenia książka ma ciekawą fabułę i bardzo charakternych bohaterów, może czasem, aż za bardzo.
Podsumowanie
+
Nie tuzinkowi bohaterowie.
-
Jak to się czasem mówi słysząc pewne rzeczy, że "uszy więdną...", czy jakoś tak? W myśl tego czytając Układ mi więdły oczęta i to był główny powód chęci porzucenia książki...
Jednym zdaniem
Po przeczytaniu Ryzykownego układu, przyszła mi do głowy pewna myśl, która wzięła się z języka migowego. Mianowicie skojarzyła mi się z jednym ze znaków - mocny. I coś w tym chyba jest, bo
RYZYKOWNY UKŁAD TO MOCNA KSIĄŻKA
Cytat
-
CZY PASUJE MI, TAKI UKŁAD...?
To, że lubię fantastykę jest wiadome nie od dziś, ale czy dark fantasy też się wpisuje w to co lubię? Sądząc po bardzo kuszącym opisie Ryzykownego układu byłam skłonna stwierdzić, że tak i owszem. Wszak to też fantastyka aczkolwiek o nieco mroczniejszym klimacie.
Mamy młodą policjantkę Pete Caldecott, jest odważna, twardo stąpająca po...
NA WSZYSTKO PRZYCHODZI ODPOWIEDNI CZAS...?
Fantastyka, mój ulubiony gatunek, który porusza wiele aspektów wyobraźni i zjawisk nie do końca człowiekowi znanych owianych tajemnicą, legendą czy po prostu nie wyjaśnionych będących tylko przypuszczeniem, że tak zdarzyć się mogło. Jednym z takich tematów jest zagadnienie podróży w czasie. Do tej pory wśród wielu fantastycznych tomów, które czytałam raz trafiłam na serie książek której fabuła toczyła się właśnie w temacie takich podróży. Kiedy tylko dowiedziałam się o Poza czasem od razu się nią zainteresowałam poznanie innej historii o takich podróżach, do tego sądząc po okładce lekka i dziewczęca. To ja poproszę bardzo chętnie.
Michele Windsor wychowywaną przez matkę, opuszczoną przez ojca. Spotyka coś czego przewidzieć się nie dało a skutkiem tego jest całkowita zmiana dotychczasowego życia łącznie z przeprowadzką do Nowego Jorku, gdzie mieszkają jej dziadkowie, których dopiero będzie musiała poznać. I to nie koniec ale dopiero początek rodzinnych tajemnic do wyjaśnienia. Z tym, że niektóre przyjdzie jej rozwiązać w trochę innych okolicznościach ... czasowych.
Autorka Alexandra Monir wokalistka, kompozytorka za sprawą książki w roli debiutującej pisarki. Przynosi czytelnika w zupełnie inny świat. A raczej różne oblicza tego samego świata... wszak mamy tu różne wydarzenia i historie na przestrzeni lat począwszy od 1910 roku po czasy współczesne. Pani Monir używa prostego języka do opisania fabuły i bohaterów, ci zaś są barwni i konkretni mają swoje problemy, uczucia co umożliwia czytelnikom lepiej wczuć się w toczące, się w książce wydarzenia. Mnie urzekła w kilku momentach bardzo mocno i jeszcze kilka dni po przeczytaniu byłam myślami w jej świecie. Odwiedziłam także stronę autorki i poznałam... a zresztą sami zajrzyjcie.
PODSUMOWANIE
Plusy
- Autorka, zna się na muzyce i sprawnie wykorzystuje tą wiedzę wplatając w wydarzenia muzyczne rytmy minionych epok, dzięki czemu stają się one jeszcze bardziej autentyczne,
- Sprawdzona już przez dwie czytelniczki, książkę czyta się w bardzo szybkim jedno dniowym tempie,
- Książka ta mi (25+) się spodobała, tak się nią zachwyciłam, aż zaciekawiło to moją mamę i też przeczytała z zadowoleniem (50+), czyli dowód na to, że to pozycja dla czytelnika w różnym wieku.
Minusy
- Ja chce do XIX wieku :)
Jednym zdaniem
Współczesna bajka, dla kobiet małych i dużych w różnym wieku, a może nawet z rożnych wieków.
Cytat wart zapamiętania
"Czuła się, jakby skakała na główkę w otchłań papierowych kartek."
A ja czytając książkę stopniowo i powoli również zatapiałam się w otchłań jej zdarzeń.
Z bloga
NA WSZYSTKO PRZYCHODZI ODPOWIEDNI CZAS...?
Fantastyka, mój ulubiony gatunek, który porusza wiele aspektów wyobraźni i zjawisk nie do końca człowiekowi znanych owianych tajemnicą, legendą czy po prostu nie wyjaśnionych będących tylko przypuszczeniem, że tak zdarzyć się mogło. Jednym z takich tematów jest zagadnienie podróży w czasie. Do tej pory wśród wielu fantastycznych...
WZRUSZAJĄCE PIĘKNO PROSTEJ HISTORII...
Kobieca współczesna literatura piękna, ilu autorów tyle bohaterów i ich historii. Czasem wybór jest trudny czasem łatwiejszy. Jestem kobitą lubię piękno. Czy się to komuś podoba czy nie jestem także wzrokowcem. Dlatego i tym razem, zapewne nie po raz ostatni, jako pierwsza do zainteresowania się książką przyciągnęła mnie okładka. Stanowiąca kolejny dowód na to, że prostota jest piękna. Później do słuszności wyboru przekonał mnie opis. Po którym założyłam, że znajdę w niej kolejną ciekawą, wciągającą i przyjemną historię o życiu.
Krystyna Mirek, mieszkająca w Puszczy Niepołomickiej absolwentka polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autorka książek "Prom do Kopenhagi", "Polowanie na motyle", "Droga do marzeń" oraz zapowiedzianej na luty tego roku "Miłość z jasnego nieba". "Pojedynek uczuć" to jej trzecia w kolejności książka.
Maja, trzydziestoletnia kobieta, córka, siostra, matka czteroletniego Krzysia. I wreszcie partnerka Adama, prezesa jednej z wielu krakowskich firm, za jego namową także właścicielka apartamentu i kredytu we frankach, który pewnego dnia oświadcza, że "znudziło" mu się życie w rodzinnej sielance. Nie na długo jak się potem okazuję, ale to już nie dotyczy Majki. Dziewczyna zostaje sama i całe szczęście, że jest jeszcze kobietą spełniającą się zawodowo, ale czy na pewno. Jej życie, które do tej pory toczyło się bez większych problemów, kiedy ma się wsparcie bliskiej osoby i nie ma konieczności dokonywania trudnych wyborów skończyło się. Teraz staje przed takim wyborami codziennie a wszystko to ze strachu o to, co może przynieść jutro?
Pojedynek uczuć to pierwsza książka autorki, którą miała przyjemność czytać. Mam nadzieję, że nie ostatnia. Można pisać o życiu, o ludzkich losach. Wymyślać niezliczone ilości historii. Jednak co zrobić by czytelnika pozostał z książką na dłużej? I nie chodzi o jej fizyczną obecność a o coś mniej namacalnego. Dlaczego? W moim przypadku z tym tytułem było tak, wzięłam książkę do ręki, zaczęłam czytać i odłożyłam dopiero gdy skończyłam ale nawet dziś kilka dni po przeczytaniu wzruszam się na wspomnienie niektórych fragmentów. I wierzcie mi lub nie ale coś takiego zdarza się niezwykle rzadko. Ja w dalszym ciągu poszukuje odpowiedzi na wcześniejsze pytanie, ale po przeczytaniu książki. Mam wrażenie, że autorka zna już na nie odpowiedź. Zabawna tak, zaskakująca też, wciąga do samego końca, wzrusza tak, porusza do refleksji. A wszystko dzięki tej prostej pięknej historii, która wydaje się być z życia wziętą.
Podsumowanie
+
-Historia, która uświadamia wiele aspektów dotyczących nie jednej współczesnej samotnej matki
i niekiedy przerażających wyborów przed, którymi stawia ją życie
- Pouczający przekaz o tym jak działanie pod wpływem emocji może zmienić nasze życie
- I przy okazji pobudza w czytelniku, nie jedną emocję...?
- Pokazanie tego, że dzieci choć małe czasem potrafią zupełnie zaskoczyć swoją "mądrością"
-
- Ja nie odnajduję...?
Jednym zdaniem
Nie da się chyba opisać tej książki jednym zdaniem,
na jej wspomnienie mam w głowie gonitwę myśli: piękna, urzekająca ... itd.
Cytat wart zapamiętania
Wiem, jak to jest, kiedy tata przestaje być.
Z bloga: http://ksiazek-swiat.blogspot.com/2014/01/krystyna-mirek-pojedynek-uczuc-7-55.html
WZRUSZAJĄCE PIĘKNO PROSTEJ HISTORII...
Kobieca współczesna literatura piękna, ilu autorów tyle bohaterów i ich historii. Czasem wybór jest trudny czasem łatwiejszy. Jestem kobitą lubię piękno. Czy się to komuś podoba czy nie jestem także wzrokowcem. Dlatego i tym razem, zapewne nie po raz ostatni, jako pierwsza do zainteresowania się książką przyciągnęła mnie okładka....
CZYM TOCZY SIĘ TA HISTORIA?
Poza fantastyką, lubię czasem sięgnąć po zwyczajne książki o życiu. Trudno jest określić czym kieruje się wybierając z tak szerokiej gamy jaka jest dziś dostępna na rynku. Wiem jednak doskonale czego oczekuję od takich pozycji. Historii, której mnie urzeknie, oczaruje, wzruszy, rozbawi. Której chętnie stanę się niemym obserwatorem i pochłonie mnie na długie godziny, bo w jakiś bliżej nieokreślony sposób jej bohaterowie staną mi się bliscy. Przeważnie o takim wyborze decyduje opis, tym razem wybrałam w ciemno. Posiadając po za literaturą inne miłości, którymi między innymi są koty, nie mogłam oprzeć się Historii, która kotem się toczy. Oczekując, że skoro książka ma tytuł taki, jaki ma będzie posiadała historię, która spełni jedno z powyższych oczekiwań i najważniejsze, że jednym z jej "bohaterów" będzie także kot.
Historia kotem się toczy nie jest pierwszą książką autorki. Pani Renata, podobno znana jest z takich powieści jak "Cztery pory lata", "Za plecami anioła", "Przyciąganie niebieskie", "Błędne siostry". Ja poznałam ją dzięki tej książce, ale już widzę że część z poprzedniego dorobku autorki, o ile nie całość, także może być ciekawą lekturą. Autorka " Lubi zabawę słowem, dzieci i koty." To wyraźnie widać po historii przedstawionej w tej książce, w tym wypadku jest to zabawa słowem i koty. A "Jej dewizą jest wszystko móc, nic nie musieć. " to bardzo fajna dewiza, którą warto zapamiętać.
Ada Gawron, jest matką dorosłych już córek - bliźniaczek. Po rozwodzie usiłuje ułożyć sobie swoje życie na nowo. Jednak po śmierci byłego męża staje się to coraz mniej realne. A teraz stoi przed nie łatwym wyborem, samotnej walki o niezależność, nie pewnym zarobkiem oraz jeszcze mniej pewnym utrzymaniem mieszkania w Krakowie czy podjęciem na pierwszy rzut oka zadania nie wykonalnego. Opieki nad babcią swoich córek, Janiną. Nie jest to łatwa relacja, z nie mniej łatwą i poukładaną przeszłością. Była teściowa nigdy nie była jej przychylna, w dodatku cóż dobrego w jej życiu może zmienić rok pobytu w Kasztelowie? A z jakiegoś nie wiadomego Adzie powodu starszej kobiecie, bardzo na takim rozwiązaniu zależy.
W książce jest oczywiście jeszcze więcej znaków zapytania, które może zadać sobie czytelnik. Powodują one oczywiście to, że stopniowo zapada się w historie bohaterów w oczekiwaniu na znalezienie, na nie odpowiedzi. Czasem w tej podróży się wzruszy, czasem uśmiechnie. Jak to i w życiu bywa. I coś czego nawet się nie spodziewałam, będące miłym zaskoczeniem tej książki. A są to fragmenty opowieści opowiedziane z nietypowego punktu widzenia.
Podsumowanie
+
- Zdecydowanie wciągająca opowieść, z wieloma intrygującymi tajemnicami do wyjaśnienia.
- Zakończenie przewidywalne? Być może, ale nie dla wszystkich i nie w tym samym etapie podróży.
- Cała gama dobrze zarysowanych bohaterów z którymi może utożsamić się wielu czytelników.
- Zwyczajne z pozoru miejsce akcji za sprawą opowieści staje się niemal bajeczne.
-
- Jedyne, co może się wydać minusem, to być może cięższe/ trudniejsze z wydarzeń tej historii?
Jednym zdaniem
Przyjemna historia, która przede wszystkim pokazuję, że pozory mogą bardzo mylić.
Cytat wart zapamiętania
"I ZROZUM TU, KOCIE, CZŁOWIEKA!"
Z bloga: http://ksiazek-swiat.blogspot.com/2014/01/renata-l-gorska-historia-kotem-sie.html
CZYM TOCZY SIĘ TA HISTORIA?
Poza fantastyką, lubię czasem sięgnąć po zwyczajne książki o życiu. Trudno jest określić czym kieruje się wybierając z tak szerokiej gamy jaka jest dziś dostępna na rynku. Wiem jednak doskonale czego oczekuję od takich pozycji. Historii, której mnie urzeknie, oczaruje, wzruszy, rozbawi. Której chętnie stanę się niemym obserwatorem i pochłonie...
KAŻDA GRA MA SWOJEJ NIEZMIENIANE ZASADY?
Tytuł, który może oznaczać wiele i powoduję całą listę pomysłów, cóż też może spotkać bohaterów książki. Okładka och, taka jak lubię, choć przyznam, że na żywo nie prezentuje się aż tak dobrze jak ta grafika obok.
Przyznam również bez bicia, że od pierwszej chwili, kiedy książka wpadła w moje łapki oczekiwałam od niej bardzo wiele. Jednak nie raz się już przekonałam, że wysoko postawiona poprzeczka, co do książki może niestety zaszkodzić, bo po prostu książka jej nie dosięgnie. I od dość dawna, aż bałam się do niej podejść aby na to nie wyszło.
Historia to opowieść o pierwszym dniu pracy Marka Nelsona w zespole sławnego detektywa Johna Mercera. Zaczyna się od śledztwa w sprawie okrutnego morderstwa, właśnie odnaleziono spalone zwłoki mężczyzny. I tu kończy się zabawa a może dopiero się zaczyna, bo okazuję się, że sprawcą jest niezwykle przebiegły, sprytny oraz poukładany Morderca 50/50. I teraz zaczyna się akcja i walka z czasem. Bo kolejne życie jest zagrożone. A zasady tej gry zna tylko on człowiek w masce diabła. Czy zespołowi detektywa Mercera uda się do świtu poznać jej zasady i wygrać?
Wysoko postawiona poprzeczka i wielkie oczekiwania, to na pewno będzie książka która porwie mnie w wir zdarzeń, myślałam od samego początku. A co dostałam?
Książkę napisaną w sposób, dzięki któremu trudno się od niej oderwać. Od samego początku budowane napięcie, wciąga i utrzymuje czytelnika w przekonaniu, że już za chwilę, już na następnej stronie wszystko się wyjaśni. Nie tam wszytko jeszcze bardziej się pogmatwa, w ostateczności autor rzuci odrobinę światła. Dostałam również to czego tak, bardzo oczekuję od tego typu książek, całkiem zaskakujące i w żaden sposób nieprzewidywalne zakończenie.
I choć oczekiwałam od niej czegoś innego dostałam coś równie zadowalającego o ile nie lepszego od moich wstępnych założeń.
Z bloga : http://ksiazek-swiat.blogspot.com/2014/01/steve-mosby-gra-diaba-5-53.html
KAŻDA GRA MA SWOJEJ NIEZMIENIANE ZASADY?
Tytuł, który może oznaczać wiele i powoduję całą listę pomysłów, cóż też może spotkać bohaterów książki. Okładka och, taka jak lubię, choć przyznam, że na żywo nie prezentuje się aż tak dobrze jak ta grafika obok.
Przyznam również bez bicia, że od pierwszej chwili, kiedy książka wpadła w moje łapki oczekiwałam od niej bardzo...
BO WIADOMO ...
Kolejna z książek Piotra Kołodziejczaka nie zaskakuje niczym nowym. Mamy na udane małżeństwo Grażyny i Janka z rocznym stażem. Pewnego dnia Grażyna postanawia zaprosić męża do kawiarni. Okeej, czasem się zdarza. Jednak ona robi to tylko po to by poinformować go, że znalazła swoją wielką miłość...?
Bohaterowie każdy z nich mógłby być na przykład naszym sąsiadem czy kolegą z pracy, bo są tak zwyczajni, prawdziwi. Niektórzy stwierdzą, może że nijacy, tylko ile takich nijakich ludzi spotykamy na co dzień?
Książka jest jak wszystkie poprzednio recenzowane książki pana Piotr prosta i życiowa. To lekkie i męskie ujęcie współczesnych związków czyta się podobnie jak poprzednie szybko. I podobnie jest to dobra książka do wytchnienia bo nie wymaga od czytelnika dużego skupienia. Rzekła bym, że jest to książka kieszonkowa dobra do komunikacji, poczekalni, na krótką przerwę.
Jedynymi w moim odczuciu minusami są dwie kwestie. Po pierwsze czytałam wcześniej późniejszą książkę tego autora, więc doskonalę wiedziałam jak zakończy się ta historia. Dla mnie to duży minus bo kto lubi znać zakończenie.
Oraz jak zwykle jeśli chodzi o książki pana Kołodziejczaka okładka. Jako czytelniczka, mam małego bzika na punkcie okładek. Doskonale wiem, że nie powinno się oceniać książek po okładce, ale czasem nie mogę się powstrzymać, w końcu okładka jest jednym z pierwszych elementów książki, który albo nas zachęci do sięgnięcia po daną pozycję, albo spowoduje, że przejdziemy obok niej obojętnie. I tak jest w przypadku, tej książki, która trafiła w moje posiadanie dzięki uprzejmości wydawnictwa, zapewne przeszła bym koło niej obojętnie. No dobrze ale krytyka powinna być konstruktywna. Chodzi o to, że ta okładka jest trochę od "tradajca". Mały miszmasz, kolorystyczny, niebieski krawat, bure rajstopki w panterkę, dwa kolory tekstu pomijając dwie czcionki. Ni jak powiązana z historią książki?
Jako, że ostatnio mam nową zabawę. Wymyślając różne historię i dobierają do nich spójne grafiki przedstawiam moje rozwiązanie (grafika dostępna na blogu)
Tylko przy użyciu grafiki dostępnej w sieci, w przeciągu dziesięciu minut stworzyłam trzy powyższe propozycję. Drodzy czytelnicy tak, z ręką na sercu, która z nich zachęciła by was do sprawdzenia o czym książka jest?
Z bloga: http://ksiazek-swiat.blogspot.com/2014/01/piotr-koodziejczak-bo-wiesz-4-52.html
BO WIADOMO ...
Kolejna z książek Piotra Kołodziejczaka nie zaskakuje niczym nowym. Mamy na udane małżeństwo Grażyny i Janka z rocznym stażem. Pewnego dnia Grażyna postanawia zaprosić męża do kawiarni. Okeej, czasem się zdarza. Jednak ona robi to tylko po to by poinformować go, że znalazła swoją wielką miłość...?
Bohaterowie każdy z nich mógłby być na przykład naszym...
BO CZASEM WYSTARCZY TAK NIEWIELE...
Wizje, to pierwsza księga trylogii o przygodach Sary Midnight. Jest to również kolejna z książek wydawnictwa Dreams, która posiada wspaniałą, przyciągającą oraz intrygująco tajemniczą okładkę. Wobec której penie nie tylko ja nie pozostałam obojętna. Do tego zapowiedź Wizji, jak to w książkach tego gatunku czasem bywa zeka nas tutaj walka osieroconej nastolatki z przeciwnościami losu.
A żeby było ciekawiej nastolatka, posiada dar o którego istnieniu nie wie lub nie jest świadoma jego siły. Może także nie mieć pojęcia jakie zagrożenia dla niej lub jej najbliższych niesie posiadanie owego daru czy używanie posiadanej mocy. Potem często okazuje się, że czuje się opuszczona przez przyjaciół lub sama musi ich unikać by ich chronić. Dodatkiem do takiej konstrukcji często jest też walka z jakimś przedstawicielem odwiecznego zła, tym razem mamy do czynienia z demonami.
Wiem na pierwszy, rzut oka wydaję się to takie banalne. Ale przy bliższym poznaniu wcale już takie nie jest. Owszem mi czytało się momentami dość opornie, ale nie żałuję. Jest to kolejna z książek, które mają w sobie to coś dla których warto po nie sięgnąć.
Dla tym czymś są te słowa
"ŁATWIEJ SIĘ PODDAĆ
NIŻ O SIEBIE WALCZYĆ
TAK SIĘ DZIEJE
KIEDY NIKT NIE WALCZY O CIEBIE"
które mnie urzekają i wzruszają, dają bardzo mocno do myślenia czy w jakiś sposób z nimi utożsamić. Być może w książce takich słów jest więcej ale to wy sami musicie sami odnaleźć swoje jeśli tylko macie ochotę.
BO CZASEM WYSTARCZY TAK NIEWIELE...
Wizje, to pierwsza księga trylogii o przygodach Sary Midnight. Jest to również kolejna z książek wydawnictwa Dreams, która posiada wspaniałą, przyciągającą oraz intrygująco tajemniczą okładkę. Wobec której penie nie tylko ja nie pozostałam obojętna. Do tego zapowiedź Wizji, jak to w książkach tego gatunku czasem bywa zeka nas tutaj walka...
Co może spotkać nastolatkę?
Z własnego doświadczenia wiem, że bycie nastolatką nie jest łatwe. Konieczność chodzenie do szkoły w momencie kiedy chciałoby się pójść gdzie indziej. Chłopcy, ten jest przystojny, ten dowcipny, a ten taki uprzejmy. To, który będzie ten naj...? O i do tego jeszcze rodzice. Koszmar, pech, i inne nieszczęścia. Tak w dużym skrócie wygląda codzienność przeciętnej nastolatki, tak też wyglądało życie Chloe do chwili.
W przed dzień jej szesnastych urodzin Chloe wraz z dwójką przyjaciół zamiast do szkoły wybierają się właśnie na wagary by świętować wspólnie z jubilatką. Na miejsce świętowania wybierają Coit Tower z przepiękną panoramą na San Francisco.
I wszystko skończyłoby się dobrze gdyby nie wypadek, który otwiera przed Chloe serię tajemnic do wyjaśnienia, przewracając jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz poza zwykłymi problemami czeka ją dodatkowo konieczność poukładania swojego życia i jego hierarchii na nowo. Czy znajdzie się ktoś kto jej w tym pomoże?
Upadła i teraz musi się podnieść, czy da radę?
Książka napisana ciekawie, czytelnik stopniowo wraz z główną bohaterką odkrywa wszystko to co na dany moment jest potrzebne i jemu, i Chloe. Taka konstrukcja wciąga i sprawia, że trudno oderwać się od książki. Kolejnym w moim odczuciu plusem jest brak przewidywalności, co czasem w książkach o takiej tematyce się zdarza. Jednak nie Liz Braswell, podaje tropy, podsuwa rozwiązania po czym zaskakuje, podając kolejne tropy. Plusem jest także zachęcająca okładka, w moim ulubionym stylu prostoty owianej nutką tajemnicy (niestety okładka drugiej część Uprowadzona traci trochę na atrakcyjności).
W moim odczuciu jedynym minusem jest to, że co jak co, ale tego się nie robi czytelnikowi. Skończyć książkę w najciekawszym momencie fabuły, to jak spot reklamowy w czasie filmu w środku walki bohaterów na ten przykład. Jestem zdania, że nie godzi się tak torturować czytelników, ja chce część drugą część mimo okładki.
Co może spotkać nastolatkę?
Z własnego doświadczenia wiem, że bycie nastolatką nie jest łatwe. Konieczność chodzenie do szkoły w momencie kiedy chciałoby się pójść gdzie indziej. Chłopcy, ten jest przystojny, ten dowcipny, a ten taki uprzejmy. To, który będzie ten naj...? O i do tego jeszcze rodzice. Koszmar, pech, i inne nieszczęścia. Tak w dużym skrócie wygląda...
NIE POTRZEBUJECIE ŻADNEGO HASŁA BY PRZECZYTAĆ.
Password to dość prosty i zwyczajny tytuł w tłumaczeniu na język polski - HASŁO. Okładka też jest z tych mniej rzucających się w oczy, prosta czarno biała z pisanym na czerwono tytułem. Dopiero opis daje czytelnikowi nutkę tajemnicy jaką do odkrycia ma w sobie książka.
A jak to jest z tą tajemnicą? Najpierw mamy Micka przeciętnego nastolatka z przeciętnymi problemami jakie spotykają chłopów w zbliżonym wieku. Zatargi z kolegami, nauka życia, odpowiedzialności za siebie i innych. I spokojna, stereotypowa rodzina. I przyjaciel Jerro.
Ten dla odmiany to dobry rozważny dzieciak z tak zwanego dobrego domu, którego bogaci rodzice być może nie jedno mają na sumieniu?. Miłośnik komiksów. I Tajemniczy Stefan.
Jak to czasem bywa wszystko w swojej historii ma swój początek. Tym razem jest to niespodziewany incydent zasłabnięcia czy też choroby Jerro. Ja to w takich sytuacjach chłopca zabiera pogotowie. I nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że potem próby odnalezienia go w szpitalu przez Micka spełzają na niczym... A kiedy sprawa wreszcie się wyjaśnia przyjaciel nie jest do kończ sobą. Wszystko da się jednak wyjaśnić. Ach, i jest też Stefan...?
To jak się to ma do tytułowego Hasła? Żeby odpowiedzieć na to pytanie zastanówmy się nad znaczeniem słowa hasło, które może oznaczać hasło, jako znak dla kogoś do podjęcia odpowiednich działań, ale może to być także forma jakiegoś sloganu np. w kampaniach społecznych "Czytanie jest Fajne". Jako hasła określa się też tytuł/wyraz do artykułu/ notatki/ definicji chociażby w encyklopedii czy słowniku. Jednak najpowszechniejsze w dzisiejszych czasach jest hasło rozumiane jako "strażnik" systemów komputerowych czy internetowych. Zadanie takiego hasła to zabezpieczenie naszych danych, prywatność, finansów przed przejęciem przez obcego. Jednym zdaniem to ochrona naszego życia...? Ale są system i jesteśmy bezpieczni.
Ale czy na pewno? Tego pewnie nie jesteśmy wstanie przewidzieć...
A wracając do połączenia historii z tytułem to mnie także to zaintrygowało i zachęciło do sięgnięcia po Password. I choć z początku przyznaję książka nie przypadła mi do gustu. Bo nie wciąga, bo opisy ... itd. Jednak zważywszy na mój ówczesny stan wróciłam do niej za czas jakiś i nie żałuję czyta się szybko, przyjemnie, gładko. Cóż więcej mogę dodać polecam, zwłaszcza chętnym do odkrycia do czego jeszcze może się nam przydać HASŁO.
Z bloga
http://ksiazek-swiat.blogspot.com/2013/12/mirjam-mous-password-46.html
NIE POTRZEBUJECIE ŻADNEGO HASŁA BY PRZECZYTAĆ.
Password to dość prosty i zwyczajny tytuł w tłumaczeniu na język polski - HASŁO. Okładka też jest z tych mniej rzucających się w oczy, prosta czarno biała z pisanym na czerwono tytułem. Dopiero opis daje czytelnikowi nutkę tajemnicy jaką do odkrycia ma w sobie książka.
A jak to jest z tą tajemnicą? Najpierw mamy Micka...
W INNYM ŚWIECIE INNA JA NAPISAŁA RECENZJĘ KSIĄŻKI WSZECHŚWIATY, JUŻ TYDZIEŃ TEMU, ........
Jak wiemy nie od dziś istnieje kilka teorii światów równoległych. W obecnie panującej modzie na wampiry, wilkołaki i czarownice jest to ciekawy temat na fabułę i bazę książki. A jak poradził sobie z tym młodziutki debiutant. O tym za chwilę.
Jak wiadomo także nie od dziś, nie ocenia się książek po okładce. Ja jednak przywiązuję do tego elementu składowego książek dużą wagę o współgranie z jej charakterem, fabułą czy tytułem. Pisałam również już kilkakrotnie, że książki wydawane przez Wydawnictwo
Dreams mają te wyżej wspomniane okładki tak magiczne, przyciągające wzrok, że ciężko obok nich przejść obojętnie. Po raz kolejny okładka Wszeświaty ma to coś, a nawet więcej. Zabawne i zaskakujące coś więcej.
Alex nastolatek mieszkający w Mediolanie, kapitan szkolnej drużyny, którego raz na jakiś czas dręczą niewyjaśnione omdlenia....
Jenny nastolatka z Melbourne, ....
I tu zachodzi seria pytań: Czy tych dwoje coś łączy?, A jeśli tak to co to jest?, I od jak dawna łączy? Czy kiedykolwiek się spotkali a może dopiero spotkają? I co potem?
Potem wystarczy przeczytać książkę i dowiedzieć się jakie są odpowiedzi na powyższe pytania, na prawdę warto to zrobić ciekawie opisana fabuła, dobrze zarysowani bohaterowie, po za wieloświatowymi problemami znakomicie potrafią ukazać także trudy i problemy codzienności zwykłych nastolatków. Kolejny młody debiutant i świeże spojrzenie na ukazanie fantastycznego świata spełnia swoje zadanie pozostawiając po sobie miłe wspomnienie oraz niedosyt :)
... A INNA MA JĄ ZAPEWNE DO PRZECZYTANIA DOPIERO W PLANACH :)
Z bloga
http://ksiazek-swiat.blogspot.com/2013/09/leonardo-patrignani-wszechswiaty-45.html
W INNYM ŚWIECIE INNA JA NAPISAŁA RECENZJĘ KSIĄŻKI WSZECHŚWIATY, JUŻ TYDZIEŃ TEMU, ........
Jak wiemy nie od dziś istnieje kilka teorii światów równoległych. W obecnie panującej modzie na wampiry, wilkołaki i czarownice jest to ciekawy temat na fabułę i bazę książki. A jak poradził sobie z tym młodziutki debiutant. O tym za chwilę.
Jak wiadomo także nie od dziś, nie...
Czasem niebiosa po prostu muszą...
... sobie poszaleć.
I nie raz szaleją przewracając nasze poukładane szczęśliwe życie do góry nogami. Przerabiam ich szaleństwo od jakiegoś czasu, niekiedy nawet boje cieszyć się, przeczuwając, że po chwilowej niewielkiej radości nadejdzie jeszcze większy smutek.
Podobnie czuje się Szekespir a w zasadzie Havrevy Coleman. Na samym początku wkraczania w dorosłe, życie utracił coś a w zasadzie kogoś kto był dla niego miłością życia, jego całym życiem. Po takiej stracie trudno mu powrócić do rzeczywistości nawet pomimo upływających lat. Żyje więc spokojnie w mieście Aniołów tj. Los Angeles. Do czasu kiedy tuż przed świętami spada śnieg.
Czy teraz Szekespir uwierzy w przepowiednie z ciasteczka? Czy upora się z bolesnymi wydarzeniami przeszłości? Czy pomoże mu w tym nowo poznana znajoma Hanna? Która budzi w nim nie tylko jako płeć przeciwna zainteresowanie ale także bolesne wspomnienia przeszłości.
Choć trochę przewidywalna (ja się domyśliłam) to jednak przyjemna opowieść o tym, że w życiu nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym, bo nie wiadomo co przyniesie los. A także i co może nieco istotniejsze jak trudno pogodzić się z jego (losu) przeciwnościami. A życie w przeszłości niejednokrotnie może przekreślić szanse na szczęśliwą przyszłość. Oczywiście jak zwykle w przypadku tego typu opowieści z... Przecież wiadomo z czym a jeśli nie przeczytaj.
Czasem niebiosa po prostu muszą...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to... sobie poszaleć.
I nie raz szaleją przewracając nasze poukładane szczęśliwe życie do góry nogami. Przerabiam ich szaleństwo od jakiegoś czasu, niekiedy nawet boje cieszyć się, przeczuwając, że po chwilowej niewielkiej radości nadejdzie jeszcze większy smutek.
Podobnie czuje się Szekespir a w zasadzie Havrevy Coleman. Na samym...