-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać1
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
Biblioteczka
Wszystko, co cię od nich dzieli,to schody, kilka ścian i brak zaufania do mnie. (Złodziejska magia, T. Canavan, str. 191, Wyd. Galeria Książki, 2014)
Trudi Canavan jedna ze znakomitszych i bardziej znanych autorek współczesnego Fantazy znana dzięki znakomicie stworzonemu światu z trylogii Czarnego Maga. Co dopiero teraz zauważyłam, jej książki łatwo rozpoznać po zakapturzonych postaciach (na 12 do tej pory wydanych tylko jedna nie miała kaptura). Stworzyła kolejny świat... a nawet od razu kilka.
Opisz miejsce tak, by słuchający je rozpoznał,...
W jednym jest akademia, w której uczą między innymi magi. Niesamowite pojazdy i przedmioty. W drugim świątynie, kapłani którzy sprawują władze. Podział społeczny na tych bogatych i biednych. Anioły. I moja myśl dosłownie z przed chwili - że książka ta, to takie połączenie trylogii Czarnego Maga z Erą pięciorga :)
... jasno przedstaw wydarzenia,...
Tyen uczeń akademii, w której uczy się między innymi magii. W czasie poszukiwań znajduję księgę. Nie taką typową starą księgę lecz magiczną. I choć wie, że powinien przekazać ją akademii, zaczyna z tym zwlekać.
Rielle, córka farbiarzy. Uczęszczająca na nauki do świątyni. Pewnego dnia pomaga kapłanom i poznaje Izare.
... utrzymuj zainteresowanie, doprowadź do punktu kulminacyjnego,...
Kiedy profesorowie dowiadują się o znalezisku Tyena, zostaje mu odebrany. Gdy wychodzi na jaw czym jest i co potrafi. Ktoś chce ją wykorzystać a by to zrobić nie zawaha się poświęci innych... od teraz Tyen musi uciekać... by ratować nie tylko siebie.
Riella, potajemnie zaczyna spotykać się z Izarem. To nie jest jedyna rzecz, którą dziewczyna ukrywa. Na dodatek w mieście pojawia się coraz więcej, ludzi nie uprawnionych do posługiwania się magią... a dziewczyna zaczyna mieć coraz więcej sekretów.
Na dodatek w obu światach bywają mniejsze lub większe problemy z uzupełnianiem poziomu magi.
... a potem zaprezentuj płynącą z opowieści naukę.
(Złodziejska magia, T. Canavan, str. 160, Wyd. Galeria Książki, 2014)
I choć momentami światy te są tak podobne do wcześniejszych światów stworzonych przez autorkę. To opowiadają zupełnie inną, równie wciągające historie, które czyta się, podobnie jak wcześniejsze jej dzieła. Przez jedną trzecią książki czytelnik cierpliwie brnie przez opisy i ciągnącą się akcje. W oczekiwaniu na rozwój wydarzeń i przyspieszenie ich tempa. Które skończą się zbyt szybko pozostawiając go w niepewności na długie miesiące oczekiwania kolejnego tomu (dlatego czasem wole poczekać, aż już wszystkie części są). Jednak i w trakcie czytania książki, pojawiają się chwile - typu tak się nie robi, nie przerywa się opowieści w takim momencie. Co dla mnie równie istotne w książce nie zabrakło też odrobiny humoru, odpowiedniej dawki intrygi i tej niepewności (braku pewności) kto jest dobry a kto zły w tej opowieści.
Wszystko, co cię od nich dzieli,to schody, kilka ścian i brak zaufania do mnie. (Złodziejska magia, T. Canavan, str. 191, Wyd. Galeria Książki, 2014)
Trudi Canavan jedna ze znakomitszych i bardziej znanych autorek współczesnego Fantazy znana dzięki znakomicie stworzonemu światu z trylogii Czarnego Maga. Co dopiero teraz zauważyłam, jej książki łatwo rozpoznać po...
Bardzo często, …
… kiedy dziewczyna płacze,
wcale nie chce,
nie pragnie pomocy.
(Rywalki, K. Cass, str. 164, Wyd. Jaguar, 2014)
Świat oszalał? Książę szuka żony! Czyli Rywalki pierwsza część Selekcji Kiery Cass, na której punkcie oszalał czytelniczy świat. Nic dziwnego, jak świat długi i szeroki nie ma chyba dziewczynki, która choćby przez ułamek sekundy nie marzyła by być księżniczką. Dobra jest taka dziewczynka, a raczej była. Byłam nią ja i pewnie dla tego czytając opis „Nie pragnęłam zostać wybrana.” zainteresowałam się Rywalkami. Wydało mi się to takie bliskie, a zarazem bardzo ciekawe.
Amy, America Singer, żyje w czasach gdy podziały na klasy społeczne są jasno określone, a świat ma całkiem nowy porządek. Artystka której rodzina, radzi sobie raz lepiej, częściej jednak gorzej. Dumna, silna, realistka, która zgłasza się do eliminacji, tylko po to by polepszyć choć na chwile los bliskich. I zapomnieć o nim. Jej nie zależy na rywalizacji o koronę, księcia. Woli spodnie od pięknych sukien. - Choć osobiście, ja wolałabym takie szpilki na płaskim typu trampki :) - Do tego złośliwość losu,...
Rywalki, jak doskonale wiadomo jest to pierwsza z części serii. Amy, jest główną bohaterką książki. Nie ma, więc sposobu by nie domyśleć się jakie może być... zakończenie jej historii. (Ja tego jeszcze nie wiem!). Ale wiem za to jedno, w tej książce właśnie o to chodzi. Wszystko jest przewidywalne, ale tylko po to by czytać ją od momentu do momentu. Poznajemy bohaterkę i czytamy, dowiadujemy się o eliminacjach i potem już idzie. Powtarzanie w myślach, doczytam jeszcze tylko do tego momentu, gdy ją wylosują i idę zrobić przerwę..., no dobrze niech chociaż pozna księcia... i tak do końca książki. By nie raz się uśmiechnąć, zaskoczyć się, zdziwić, z powodu tego jak zręcznie zrobiła to autorka. Kibicując Amy, by nadal została nie tylko w eliminacjach ale i główną bohaterką serii. Choć to jest tak oczywiste, to przychodzi moment, że przestaje być już tak oczywiste, jakie przeszkody i jaki los przygotowała dla niej autorka Kiera Cass, bo nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.
Na koniec dodam, że choć tą część czytałam już jakiś czas temu. Nie doczekała się wcześniej recenzji. Dlatego nim sięgnęłam po Elitę, czyli kontynuację Rywalki, o której opowiem wkrótce. Z przyjemnością przeczytałam ją ponownie czytając dokładnie tak jak za pierwszym razem od momentu do momentu. Utwierdzając się w przekonaniu, że między innymi to jest elementem magii tej książki.
Bardzo często, …
… kiedy dziewczyna płacze,
wcale nie chce,
nie pragnie pomocy.
(Rywalki, K. Cass, str. 164, Wyd. Jaguar, 2014)
Świat oszalał? Książę szuka żony! Czyli Rywalki pierwsza część Selekcji Kiery Cass, na której punkcie oszalał czytelniczy świat. Nic dziwnego, jak świat długi i szeroki nie ma chyba dziewczynki, która choćby przez ułamek sekundy nie marzyła by...
Tak trudno opiekować się kimś,...
… nawet najukochańszym na świecie,
gdy samemu potrzebuje się opieki i przytulenia...
(W imię miłości, K. Michalak, str. 37, Wyd. Literackie, 2013)
Jakiś czas temu czytałam inny tytuł Pani Katarzyny i … o tym opowiem jednak innym razem. Dziś zdradzę tylko, że nie ciągnęło mnie do jej kolejnych tytułów. Jednak jak przystało na mola książkowego, nie przepuszczam okazji do zdobycia jakiejkolwiek pozycji po okazyjnej cienie (niecałych 6 zł.). Dodatkowo historia o małej bohaterce wydała mi się pospolita.
Dziesięcioletnia Ania, w której życiu niewątpliwie nie jest różowo. Kontra tajemniczy właściciel Jabłoniowego Wzgórza, Edward. Do tego nie jedna dobrze skrywana tajemnica z przeszłości, która tylko czeka by wyjść na światło dzienne.
Czy ja wiem, czy może to być oryginalna, wciągająca opowieść? Nie mniej jednak bardziej niż historia Ani, ciekawiło mnie to w jaki sposób autorka poradziła sobie z umieszczeniem w książce tak trudnego bohatera jak dziecięca postać. I jeszcze to jak opowieść o małej Ani ma się do jej sławnej imienniczki z innego Wzgórza, czy jest aż tak wzruszająca, skoro aż tak się to podkreśla? Wątpiłam w to mocno i podeszłam do niej sceptycznie.
I jakże pozytywnie się rozczarowałam. W imię miłości to taka pozycja, przy której zapomina się o otaczającym świecie, o porze dnia, nocy. Ponieważ, gdy się ją czyta nie wiadomo kiedy staje się obserwatorem przedstawionych wydarzeń, niemym bohaterem historii. Zapomina się zupełnie, że bohaterzy to tylko postacie z książki, bo jedną ma się ochotę przytulić i pocieszyć, inną zaś rozszarpać na strzępy, by przemówić jej do rozsądku. Książka zachęca do myślenia. Porusza tematy, o których na co dzień się zapomina, a które nie tylko mogą ale zapewne nie raz się przydarzają.
Przeczytałam ją zarywając noc, ale nie żałuje. I tylko jeden raz myślałam o tym, by odłożyć ja na chwilę i skończyć później. Ale bynajmniej nie dla tego, że nie byłam ciekawa dalszych losów małej Ani, bo książkę czyta się ją na jednym wdechu, od pierwszej do ostatniej strony. Tym powodem, było to, że od ilości zapewnionych w książce wzruszeń, pojawił się moment, w którym nie wiele widziałam przez łzy. Ponadto zarówno dzięki przedstawionych w niej historiach, jaki i samym tym, że nie byłam przychylnie nastawiona do książek Pani Katarzyny, nauczyłam się, a może raczej przypomniała sobie, że każdemu należy się druga szansa.
Jednak w mojej ocenie, nie potrzebie porównuje się ją do sławnej Ani mieszkanki Zielonego Wzgórza. Ponieważ poza zbieżnością imion i historii umiejscowionej na Wzgórzu nic więcej nie łączy tych opowieści. Każda z nich jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, na swój sposób piękna.
Tak trudno opiekować się kimś,...
… nawet najukochańszym na świecie,
gdy samemu potrzebuje się opieki i przytulenia...
(W imię miłości, K. Michalak, str. 37, Wyd. Literackie, 2013)
Jakiś czas temu czytałam inny tytuł Pani Katarzyny i … o tym opowiem jednak innym razem. Dziś zdradzę tylko, że nie ciągnęło mnie do jej kolejnych tytułów. Jednak jak przystało na mola...
DROGA PRZEZ.... CZYTELNIKA?
Kilka lat temu kuszona po obejrzeniu filmu ciekawością zdecydowałam się sięgnąć po słynne dzieła Dana Browna. Czytanie zarówno Kodu Leonarda jaki i pozostałych perypetii o sławnym profesorze Robercie Langdonie było dla mnie dużym zaskoczeniem. Zaskoczeniem iście pozytywnym, wszak nie przepadam za tego typu literaturą w dodatku w tak sporej objętości. A czytałam ją z zapartym tchem i to w dość zawrotnym tempie.
Nic dziwnego, że mając tak pozytywne wspomnienia po lekturze tego autora, od momentu gdy dowiedziałam się o Inferno z niecierpliwością wyczekiwałam chwili gdy dane mi będzie przeczytać i te tytuł. I tu ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że pewien kolego (opowiem wam kiedyś o nim) ma ów dzieło w swoim posiadaniu. Siłą rzeczy książkę pożyczyłam i albo zadziało się z byt dużo w moim życiu, albo miałam objawy przedawkowania książek. Swoje to ona u mnie na półce odleżała, bo spędziła tam aż pół roku do niedawna kiedy to wreszcie przyszła mi ochota na jej przeczytanie.
Z racji wielu względów które pewnie kiedyś podam postanowiłam, że w przedstawianych tu recenzjach daruję sobie ich własnoręczne opisywanie i zamieszczać będę opisy wydawnictw.
A opis Inferno, brzmi tak:
Światowej sławy specjalista od symboli, Robert Langdon budzi się na szpitalnym łóżku w zupełnie obcym miejscu. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu. Nie potrafi też wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie tajemniczego przedmiotu, który znajduje we własnej marynarce. Czasu na rozmyślania nie ma niestety zbyt wiele. Ledwie na dobre odzyskuje przytomność, ktoś próbuje go zabić. W towarzystwie młodej lekarki Sienny Brooks Langdon opuszcza w pośpiechu szpital. Ścigany przez nieznanych wrogów przemierza uliczki Florencji, próbując odkryć powody niespodziewanego pościgu. Podąża śladem tajemniczych wskazówek ukrytych w słynnym poemacie Dantego… Czy jego wiedza o tajemnych sekretach, które skrywa historyczna fasada miasta wystarczy, by umknąć nieznanym oprawcom? Czy zdoła rozszyfrować zagadkę i uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem?
Zaczyna się dość opornie, z ciągłym głosikiem gdzieś z tyłu głowy „Gdzie ta akcja?, No, niech wreszcie zacznie się coś dziać!” Być może to takie wrażenie, wywołane tym, iż poprzednie czytałam znając już trochę ich historię. A jak już zaczyna się coś dziać to jedynym dostrzegalnym dla mnie plusem Inferno i czymś co mnie urzeka jest to, że dzięki niej mam ogromną ochotę przeczytać dzieło które jest bazą na jej powstanie. Jadnak nie wiarygodność lub może inaczej rzecz ujmując bardziej fikcyjna podstawa fabuły. W porównaniu z poprzednimi książkami Browna powoduję nie miłe wrażenie, że za mało tak dobrze znanego Dana Browna w Danie Brownie, jak gdyby nie było to do końca jego dzieło. A czymś na kształt powieść „prowincjonalnej powieściopisarki” czy „innego fantasty” gdzie oczywiście nie mam nic przeciwko ani jednym, ani drugim o ile w przypadku tego autora to trochę rozczarowuje. Kiedy książka staje się dla czytelnika niczym drogą przez mękę dla mnie tak było zwłaszcza w przypadku jej początku. Co nie musi jej od razu przekreślać w waszych oczach bo było nie było jakieś plus w niej znaleźć można jak wspomniałam wcześniej. Choć nie jest to książka porywająca me czytelnicze serce i tak cieszę się, że miałam możliwość ją przeczytać.
Autor: Dan Brown
Tytuł: Inferno
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 688
Przeczytana w: 7 dni
http://kasik-o.blogspot.com/2015/01/2.html
DROGA PRZEZ.... CZYTELNIKA?
Kilka lat temu kuszona po obejrzeniu filmu ciekawością zdecydowałam się sięgnąć po słynne dzieła Dana Browna. Czytanie zarówno Kodu Leonarda jaki i pozostałych perypetii o sławnym profesorze Robercie Langdonie było dla mnie dużym zaskoczeniem. Zaskoczeniem iście pozytywnym, wszak nie przepadam za tego typu literaturą w dodatku w tak sporej...
CZARNA SKRZYNKA, TFU WRÓĆ... CZARNA KSIĄŻKA
Nim nie przyszło do mnie zapytanie o chęć zrecenzowania tej książki, nie miałam nawet pojęcia, że tak owa ma się ukazać. Zapewne jest to powód tego, że o ile śledzę bardzo dokładnie nowości fantastyczne o tyle sensacji czy thrillerów już nie. Jednak po przeczytaniu opisu doszłam do wniosku, że ma ona w sobie to coś co może mi się spodobać.
A im bliżej premiery, im bliżej zapoznania się z jej treścią tym bardziej wydawała się intrygująca. Częściowo zapewne za sprawą nutki ściśle tajnej atmosfery jaka towarzyszyła wydaniu Troje. Pierwszą, sprawą jaka zaprzątnęła moje myśli była informacja o dacie premiery a raczej fakt iż, książka miała mieć swoją światową i Polską premierę jednego dnia. Druga to otrzymanie czarnej koperty zawierającej wciągający pierwszy jej rozdział oraz informację, że jest to ściśle tajne i poufne, i do dnia premiery nikomu ani sza.
Cztery katastrofy - Troje ocalonych...?
Czarny czwartek... roku 2012. Na czterech kontynentach dochodzi do czterech tragicznych w skutkach katastrof samolotowych. Pamela, pasażerka jej z tych roztrzaskanych maszyn, nim odejdzie z tego świata nagrywa na komórkę wiadomość, która później stanie się podstawą do wysnucia jednej z teorii dotyczących tego niewiarygodnego zdarzenia. Jednak mimo tak tragicznych wydarzeń z katastrof praktycznie bez uszczerbku na zdrowiu wychodzi "Troje" dzieci. W obliczu czego powstaje mnóstwo domysłów i wcale nie mniej teorii. Teorie te niekiedy wręcz nieprawdopodobne powodują ogromne zainteresowanie ocalonymi ba powodują nawet to, że podejmowane są próby odnalezienia czwartego ocalonego...
Troje jest książką napisaną w dość nietypowy sposób, ciekawy intrygujący jednak niekiedy utrudniający czytanie. Zapisy wywiadów, rozmów na portalu "społecznościowym" czy nagrania z dyktafonu lub artykuły z sieci. Powoduje to niekiedy powroty do wcześniejszych wydarzeń by sprawdzić, kto, gdzie i kiedy pojawił się wcześniej czy jednak nie? I przynajmniej mnie jedne czytało się szybciej i zapartym tchem inne trochę wolniej i z mniejszym zaangażowaniem. Wciąga choć w mojej ocenie nie tak bardzo jak przypuszczałam sądząc po przeczytaniu jej pierwszego rozdziału. Choć za nie które z nich jak na przykład zapis rozmowy z kokpitu samolotu szapoba dla autorki, bo jak dla laika wygląda to na bardzo profesjonalny zapis i dzięki tego typu zabiegom taki jest także całościowy odbiór książki co jest niewątpliwe jej plusem. Jedyny zaś minus w moim odczuciu to, sprawa tego, że im bliżej końca książki tym bardziej staje się przewidywalne jej zakończenie. Ogólnie jednak uważam, że książka warta jest by poświęcić czas na jej przeczytanie.
CZARNA SKRZYNKA, TFU WRÓĆ... CZARNA KSIĄŻKA
Nim nie przyszło do mnie zapytanie o chęć zrecenzowania tej książki, nie miałam nawet pojęcia, że tak owa ma się ukazać. Zapewne jest to powód tego, że o ile śledzę bardzo dokładnie nowości fantastyczne o tyle sensacji czy thrillerów już nie. Jednak po przeczytaniu opisu doszłam do wniosku, że ma ona w sobie to coś co może mi się...
KOROWÓD BARW
Wielu czytelników czasem zadaje sobie pytanie. Czy sięgnąć po debiutancką książkę? Czy taki debiutujący autor sprosta wymaganiom ciekawej, wciągającej i niezapomnianej przygody?Osobiście uważam, że warto dać takim pisarzom szanse i wyrobić sobie o nich zdanie samemu. Red Rising to kolejna debiutancka książka w moich zbiorach. A jakie wywarła wrażenie? O tym za chwilę, najpierw trochę o jej opowieści.
Darrow, nie jest zwykłym górnikiem, on jest Helldiverem. To niebezpieczne zajęcie wymagające opanowania, szybkiego myślenia, zwinności... Jest czerwonym, czyli w hierarchii Marsjańskiej kolonii najniżej stojącym "elementem" społeczności. O dziwo nie dąży on do bycia innym kolorem, marzy mu się jedynie "godne życie". Możliwość zapewnienia bliskim, bezpieczeństwa, wystarczającej ilości żywności, mówiąc krótko podstaw. Do czasu... kiedy jego życie odmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Dostaje propozycję nie do odrzucenia... i nie było by w niej nic niezwykłego gdyby nie fakt, że wymaga ona od młodego człowieka poświęceń, wielu poświęceń. Pytanie tylko, jak dużo gotów jest poświęcić?
Podsumowanie
Plusy i minusy książki
Niewątpliwe plusy książki to nowa ciekawa wizja naszej przyszłości - kolonia na Marsie - oraz równie ciekawy kolorowy sposób ukazania hierarchiczności obecnego w niej społeczeństwa - Czerwoni, Żółci, Różowi, Srebrni, Złoci. Narracja pierwszoosobowa? To zależy jednym wyda się to dobrym zabiegiem, bo bliżej głównego bohatera, innym będzie przeszkadzać lub wyda się zupełnie niepotrzebne czy nawet "ciężkim" przeżyciem, wszak jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś zupełnie odmiennego. Narracji "wszechwiedzącego" obserwatora. Mnie osobiście wydaje się, że gdyby nie ten sposób narracji książka nie byłaby właśnie tak ciekawa. W mojej ocenie jedynym minusem, który może odstraszyć mniej zdecydowanych czytelników to dość duża ilość opisów? Choć na pocieszenie dodam, że warto przez nie przejść. Tak, na marginesie to kolejny dowód, że debiutujący autor może zaskarbić sobie przychylność czytelnika. Moją zaskarbił, teraz czekam na kolejne tomy...
Jednym zdaniem
Choć w tytule mowa tylko o czerwieni i złocie. Przed przeczytaniem książki nie sądziłam, że świat science fiction można przedstawić za pomocą aż takiego korowodu barw?
Cytat wart zapamiętania
-----
KOROWÓD BARW
Wielu czytelników czasem zadaje sobie pytanie. Czy sięgnąć po debiutancką książkę? Czy taki debiutujący autor sprosta wymaganiom ciekawej, wciągającej i niezapomnianej przygody?Osobiście uważam, że warto dać takim pisarzom szanse i wyrobić sobie o nich zdanie samemu. Red Rising to kolejna debiutancka książka w moich zbiorach. A jakie wywarła wrażenie? O tym...
Czasem niebiosa po prostu muszą...
... sobie poszaleć.
I nie raz szaleją przewracając nasze poukładane szczęśliwe życie do góry nogami. Przerabiam ich szaleństwo od jakiegoś czasu, niekiedy nawet boje cieszyć się, przeczuwając, że po chwilowej niewielkiej radości nadejdzie jeszcze większy smutek.
Podobnie czuje się Szekespir a w zasadzie Havrevy Coleman. Na samym początku wkraczania w dorosłe, życie utracił coś a w zasadzie kogoś kto był dla niego miłością życia, jego całym życiem. Po takiej stracie trudno mu powrócić do rzeczywistości nawet pomimo upływających lat. Żyje więc spokojnie w mieście Aniołów tj. Los Angeles. Do czasu kiedy tuż przed świętami spada śnieg.
Czy teraz Szekespir uwierzy w przepowiednie z ciasteczka? Czy upora się z bolesnymi wydarzeniami przeszłości? Czy pomoże mu w tym nowo poznana znajoma Hanna? Która budzi w nim nie tylko jako płeć przeciwna zainteresowanie ale także bolesne wspomnienia przeszłości.
Choć trochę przewidywalna (ja się domyśliłam) to jednak przyjemna opowieść o tym, że w życiu nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym, bo nie wiadomo co przyniesie los. A także i co może nieco istotniejsze jak trudno pogodzić się z jego (losu) przeciwnościami. A życie w przeszłości niejednokrotnie może przekreślić szanse na szczęśliwą przyszłość. Oczywiście jak zwykle w przypadku tego typu opowieści z... Przecież wiadomo z czym a jeśli nie przeczytaj.
Czasem niebiosa po prostu muszą...
więcej Pokaż mimo to... sobie poszaleć.
I nie raz szaleją przewracając nasze poukładane szczęśliwe życie do góry nogami. Przerabiam ich szaleństwo od jakiegoś czasu, niekiedy nawet boje cieszyć się, przeczuwając, że po chwilowej niewielkiej radości nadejdzie jeszcze większy smutek.
Podobnie czuje się Szekespir a w zasadzie Havrevy Coleman. Na samym...