rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Wielkie dzieła mają to do siebie, że nie ważne jak bardzo wymagająca była podróż przez ich karty, to suma sumarum i tak zwalają z nóg.

"Nędznicy" wymęczyli mnie i to bardzo, momentami byłam wręcz zirytowana napakowaną patosem fabułą, z której Hugo zrobił po trosze telenowelę. Jednak okazało się, że ten okropny patos to właśnie człowieczeństwo w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu. Jean Valjean lśni jak najjaśniejsza gwiazda, pokazując że prawdziwe piękno tkwi w szlachetności, poświęceniu, czystości, odwadze, ale przede wszystkim w miłosierdziu, zaś nędznikami są ludzie odwracający oczy od tych przymiotów. Po prostu bądźmy dla siebie dobrzy!

Wielkie dzieła mają to do siebie, że nie ważne jak bardzo wymagająca była podróż przez ich karty, to suma sumarum i tak zwalają z nóg.

"Nędznicy" wymęczyli mnie i to bardzo, momentami byłam wręcz zirytowana napakowaną patosem fabułą, z której Hugo zrobił po trosze telenowelę. Jednak okazało się, że ten okropny patos to właśnie człowieczeństwo w najpiękniejszym tego słowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przez trzytomową "Krystynę córkę Lavransa" brnęłam dość długo. Historia momentami wydawała mi się głupkowata, smętna, zbyt ckliwa, ciut nużąca, a czasami wręcz irytująca, do tego stopnia, że miałam ochotę odstawić ją z powrotem na półkę. A potem człowiek przypomina sobie, że tak właśnie wygląda życie. "Krystyna" to po prostu piękna i smutna opowieść o pięknym i smutnym życiu głównej bohaterki i jej najbliższych, którzy po kolei żyli i odchodzili z tego świata. Czyste piękno z barwnymi i żywymi obrazami przyrody oraz opisem średniowiecznych, norweskich obyczajów w tle. Nie zniechęcajcie się po pierwszym tomie!

Przez trzytomową "Krystynę córkę Lavransa" brnęłam dość długo. Historia momentami wydawała mi się głupkowata, smętna, zbyt ckliwa, ciut nużąca, a czasami wręcz irytująca, do tego stopnia, że miałam ochotę odstawić ją z powrotem na półkę. A potem człowiek przypomina sobie, że tak właśnie wygląda życie. "Krystyna" to po prostu piękna i smutna opowieść o pięknym i smutnym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Brud Piotr C.
Ocena 6,1
Brud Piotr C.

Na półkach: ,

Marnie napisana, nieciekawa książka o nieciekawych ludziach.

Marnie napisana, nieciekawa książka o nieciekawych ludziach.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Vargas Llosa w najlepszym wydaniu! Ponownie zachwycił mnie wyrazistością autorskiego stylu i ostrą precyzją obserwacji otaczającej nas rzeczywistości - niekoniecznie czysto politycznej. Powieść napisana w sposób bardzo oryginalny, choć początkowo ciężko wgryźć się w algorytm specyficznego toku narracji. Fabułę odkrywa się krok po kroku, w kolejności niekoniecznie chronologicznej. Tym zabiegiem kreowania literackiej fikcji Llosa kupił mnie ostatecznie. Nobel w pełni zasłużony.

Vargas Llosa w najlepszym wydaniu! Ponownie zachwycił mnie wyrazistością autorskiego stylu i ostrą precyzją obserwacji otaczającej nas rzeczywistości - niekoniecznie czysto politycznej. Powieść napisana w sposób bardzo oryginalny, choć początkowo ciężko wgryźć się w algorytm specyficznego toku narracji. Fabułę odkrywa się krok po kroku, w kolejności niekoniecznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W twórczości Virginii Woolf jest coś niewymownie pięknego. Nostalgia, sentymentalizm, a ponadto cudowny czar refleksji nad przemijającym życiem. Historia jednego dnia z życia tytułowej lady jest dla autorki pretekstem do stworzenia sentymentalnej podróży po zakątkach ludzkiej duszy. Z kart "Pani Dalloway" płynie bowiem czyste piękno prostoty naszego życia. Słynny "strumień świadomości" podziałał również na mnie. Zdecydowanie najpiękniejsza książką, po jaką sięgnęłam w ostatnim czasie.

W twórczości Virginii Woolf jest coś niewymownie pięknego. Nostalgia, sentymentalizm, a ponadto cudowny czar refleksji nad przemijającym życiem. Historia jednego dnia z życia tytułowej lady jest dla autorki pretekstem do stworzenia sentymentalnej podróży po zakątkach ludzkiej duszy. Z kart "Pani Dalloway" płynie bowiem czyste piękno prostoty naszego życia. Słynny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Tu, ale gdzie, jak" - cudo!

"Tu, ale gdzie, jak" - cudo!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kundera świętuje nieistotność, a ja świętuję to, że od czasu do czasu trafiam na pisarza, który ubierze moje myśli i spostrzeżenia w odpowiednie słowa. Magia literatury.

Kundera świętuje nieistotność, a ja świętuję to, że od czasu do czasu trafiam na pisarza, który ubierze moje myśli i spostrzeżenia w odpowiednie słowa. Magia literatury.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak wiele można zawrzeć w jednej powieści? Kundera udowadnia, że wszystko. Mimo iż "Żart" uważany jest za powieść stricte polityczną, silnie krytykującą i obnażającą absurd władzy komunistycznej - co sugeruje nawet nota na okładce - autor sięga narracją o wiele, wiele głębiej, aż do wnętrza ludzkiej duszy. Melancholijnie i niespiesznie snuta opowieść pochyla się nad przewrotnością ludzkiego postrzegania świata. To, co widzi główny bohater jest tylko odbiciem jego własnych uczuć, wrażeń i przemyśleń. Ludzie, których znał i kochał byli tak naprawdę nieznajomymi. Przepełniająca go nienawiść okazała się złudna i nierealna, a sama zemsta stała się żenującą pomyłką, nieprzynoszącą ukojenia. Gorzki smak rozczarowania przełamuje humorystyczny wydźwięk całości utworu. Kundera nadal pozostaje pisarzem niedocenionym. A szkoda, bo "Żart" to prawdziwa perełka!

Jak wiele można zawrzeć w jednej powieści? Kundera udowadnia, że wszystko. Mimo iż "Żart" uważany jest za powieść stricte polityczną, silnie krytykującą i obnażającą absurd władzy komunistycznej - co sugeruje nawet nota na okładce - autor sięga narracją o wiele, wiele głębiej, aż do wnętrza ludzkiej duszy. Melancholijnie i niespiesznie snuta opowieść pochyla się nad...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Drzewo migdałowe” mnie nie przekonało, a szkoda, bo miałam wobec niego spore oczekiwania. Jednak poruszenie newralgicznego, trudnego tematu nie zawsze zwiastuje literacki triumf. Język literacki jest bardzo ubogi, nafaszerowany tanimi, ckliwymi zabiegami, a fabuła sama w sobie nieco naiwna. Mimo to, istnieją gorsze książki.

„Drzewo migdałowe” mnie nie przekonało, a szkoda, bo miałam wobec niego spore oczekiwania. Jednak poruszenie newralgicznego, trudnego tematu nie zawsze zwiastuje literacki triumf. Język literacki jest bardzo ubogi, nafaszerowany tanimi, ckliwymi zabiegami, a fabuła sama w sobie nieco naiwna. Mimo to, istnieją gorsze książki.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ocenianie dzieł takich jak "Makbet" jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu, gdyż trzeba przy tym zwrócić uwagę nie tyle na ogólny kształt czy treść utworu, ani na osobiste wrażenia z lektury, lecz przede wszystkim na ogromny wkład dziedzictwa szekspirowskiego w kulturę europejską. Nadał on nowy bieg literaturze dramatycznej, wyprowadzając ją z dotychczasowych ram hermetycznego teatru antycznego. I chwała mu za to!

Ocenianie dzieł takich jak "Makbet" jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu, gdyż trzeba przy tym zwrócić uwagę nie tyle na ogólny kształt czy treść utworu, ani na osobiste wrażenia z lektury, lecz przede wszystkim na ogromny wkład dziedzictwa szekspirowskiego w kulturę europejską. Nadał on nowy bieg literaturze dramatycznej, wyprowadzając ją z dotychczasowych ram...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Michaił Szołochow, czołowy literat ZSRR, członek KC KZPR i pupilek władz sowieckich stanął na wysokości zadania, serwując nam niestrawną papkę klasycznej, radzieckiej propagandy. Bo "Los człowieka" wygląda, jakby został napisany na specjalne zamówienie towarzysza Stalina. Książka jest do bólu przerysowana, stronnicza i naginająca historię na potrzebę stworzenia portretu niezłomnego człowieka radzieckiego, którego sielankową idyllę lat 30-tych przerywa wybuch okrutnej wojny. Stalinowskie czystki szczęśliwie ominęły naszego bohatera, złamali go dopiero bezduszni, barbarzyńscy Niemcy. A może raczej próbowali, bo Andriusza to człowiek nieugięty, który z godnością nie przyjmuje "ochłapów jedzenia" od Niemców, mimo że, jak twierdzi, nie jadł od tygodni. Nie przeszkadza mu to jednak w spożywaniu znacznych ilości alkoholu, po którym nie widać nawet śladu odurzenia. Dziwna sprawa, bo nie od dziś wiadomo, że picie na wygłodniały żołądek nie kończy się dobrze. Z takich właśnie smaczków składa się cała książka, będąca jednym, wielkim, radzieckim bublem, jakich niemało.

Michaił Szołochow, czołowy literat ZSRR, członek KC KZPR i pupilek władz sowieckich stanął na wysokości zadania, serwując nam niestrawną papkę klasycznej, radzieckiej propagandy. Bo "Los człowieka" wygląda, jakby został napisany na specjalne zamówienie towarzysza Stalina. Książka jest do bólu przerysowana, stronnicza i naginająca historię na potrzebę stworzenia portretu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Smutne zakończenie smutnej historii. Tak wygląda ponura rzeczywistość radzieckiego reżimu, sterowanego przez egoistycznego, krótkowzrocznego wąsacza i bandę sadystów na jego usługach. Z zażenowaniem czyta się o pseudo-strategicznych wyczynach wojennych Stalina. Posłał miliony ludzi na pewną śmierć, łamiąc im przy tym życie i serca. Historia niby znana, ale za każdym razem czytam ją z wielką konsternacją.

Smutne zakończenie smutnej historii. Tak wygląda ponura rzeczywistość radzieckiego reżimu, sterowanego przez egoistycznego, krótkowzrocznego wąsacza i bandę sadystów na jego usługach. Z zażenowaniem czyta się o pseudo-strategicznych wyczynach wojennych Stalina. Posłał miliony ludzi na pewną śmierć, łamiąc im przy tym życie i serca. Historia niby znana, ale za każdym razem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Prawdziwe arcydzieło! A pomyśleć, że o mały włos ominęła mnie lektura tego cuda, gdyż po porażce "Miasta ślepców" byłam nieco zrażona do Pana Saramago. Dałam mu drugą szansę i bezgranicznie zakochałam się w jego bajkowej opowieści.
Brak czasu i miejsca na opisanie bezmiaru mądrości, jaka płynie z tej książki. Miłość miłością, lecz jest to przede wszystkim niezwykle inteligentny prztyczek w nos Kościoła. Autor umiejętnie kpi z ciemnoty i zaściankowości religii oraz fałszywości kleru. Jego sarkastyczne uwagi są niespostrzeżenie wplecione w główny tok fabuły.
Jednak "Baltazar i Blimunda" dotyka również o wiele bardziej uniwersalnego tematu. Bajkowa metafora latającej maszyny, która unosi się na eterze ludzkiej woli, to, w moim odczuciu, nic innego jak pochwała chęci rozwoju. "Chcieć to móc"- krzyczy na nas Saramago. Wystarczy chcieć, by wyjść z ciemnoty, by zrobić krok naprzód. Wizjonerstwo to wola osiągania dotychczas nieosiągalnego. Człowiek chce latać, dzięki czemu przekracza niewidzialne, zakazane wrota i pcha naszą cywilizację ku przyszłości. Wola stanowi tu główny czynnik sprawczy. Jakże aktualne do dziś.

Prawdziwe arcydzieło! A pomyśleć, że o mały włos ominęła mnie lektura tego cuda, gdyż po porażce "Miasta ślepców" byłam nieco zrażona do Pana Saramago. Dałam mu drugą szansę i bezgranicznie zakochałam się w jego bajkowej opowieści.
Brak czasu i miejsca na opisanie bezmiaru mądrości, jaka płynie z tej książki. Miłość miłością, lecz jest to przede wszystkim niezwykle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po lekturze czuję jedynie zażenowanie. Jeżeli to ma być ta słynna, przekorna satyra na nasze czasy, to zaczynam coraz bardziej doceniać swój stolik z Ikea za 20 złotych. I zdecydowanie wolę żyć w błogiej nieświadomości, że ludzie o podobnych problemach i "zainteresowaniach" w ogóle chodzą po tym świecie. Amen.

Po lekturze czuję jedynie zażenowanie. Jeżeli to ma być ta słynna, przekorna satyra na nasze czasy, to zaczynam coraz bardziej doceniać swój stolik z Ikea za 20 złotych. I zdecydowanie wolę żyć w błogiej nieświadomości, że ludzie o podobnych problemach i "zainteresowaniach" w ogóle chodzą po tym świecie. Amen.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Coetzee wielkim pisarzem jest. To nie ulega wątpliwości. "Lato" urzekło mnie zarówno oryginalną, choć nieco dziwaczną formą pseudo-wywiadu, jak i sama treścią, z racji czego twórczość i sama postać noblisty intrygowała już od pierwszych stron. Wyalienowany pisarz, którego otoczenie, odbiera jako chłodnego, miałkiego, niezaradnego chłopca, zbyt dziwacznego na ożenek, zbyt "bezpłciowego" na romans, zbyt zdystansowanego na stworzenie bliskiej relacji z kimkolwiek, nawet własnym ojcem, raczej nie budzi sympatii otoczenia. Stąd, o ile kształt powieści został całkowicie zmyślony, autora należy podziwiać przede wszystkim za literacki kunszt, pomysłowość, umiejętne żonglowanie słowem oraz próbę zabawy z czytelnikiem, natomiast, jeśli jest choćby ułamkowo prawdziwy, za odwagę w obnażeniu cząstki własnej duszy przed krytycznym gronem czytelników, bo sama postać głównego bohatera, nota bene o imieniu John Coetzee, nie została ukazana pozytywnych barwach. Przykład?

"(...) przez cały czas, kiedy z nim byłam, nigdy nie miałam wrażenia, że obcuję z wyjątkową osobą, naprawdę wyjątkową istotą ludzką. (...) Nigdy żaden blask czy światło z jego strony nie rozbłysło, by rozjaśnić mój świat. (...) Był zwykłym człowiekiem swojego czasu - utalentowanym, może nawet posiadającym dar, ale, bądźmy szczerzy, nie był gigantem."

"(...) on był dla mnie nikim. Nie był człowiekiem z krwi i kości. (...) Nie potrafię podać panu listy powodów A, B, C, D, czemu tak sądzę, lecz takie było moje wrażenie, gdy go po raz pierwszy zobaczyła, i nie zmieniło go nic z tego, co się potem stało."

Arcyciekawy zabieg uśmiercenia samego siebie ostatecznie przechyla szalę zwycięstwa na korzyść autora, który kupił mnie w całości już przy pierwszym zetknięciu z jego twórczością. Absolutnie polecam.

Coetzee wielkim pisarzem jest. To nie ulega wątpliwości. "Lato" urzekło mnie zarówno oryginalną, choć nieco dziwaczną formą pseudo-wywiadu, jak i sama treścią, z racji czego twórczość i sama postać noblisty intrygowała już od pierwszych stron. Wyalienowany pisarz, którego otoczenie, odbiera jako chłodnego, miałkiego, niezaradnego chłopca, zbyt dziwacznego na ożenek, zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Obszerna, bo ponad pięciuset stronicowa narracja, kreśląca bajkowy portret rozdartej kulturowo, obyczajowo i przede wszystkim politycznie Turcji z perspektywy wrażliwego poety Ka, odwiedzającego ojczysty kraj po latach życia na emigracji.

Powieść bardzo polityczna, przywodząca na myśl baśniową wersję reportaży Szabłowskiego. Autor w mistrzowski sposób przestawił niebezpieczny, schizofreniczny dysonans Turcji, groźnie chyboczącej nad przepaścią wojny domowej. Z jednej strony mamy oficjalne, demokratycznie wybrane władze w Ankarze, za wszelką cenę chroniące laickości kraju, z drugiej zaś radykalny opór religijny, wyrastający na żyznym podłożu biedy, strachu i braku perspektyw. A zza linii frontu wyłaniają się zwykli, szarzy ludzie, żyjący nadzieją na spokojne, lepsze jutro, bez zbędnego przelewu krwi.

Dysputy religijno-filozoficzne („Tylko niewierzący, którzy nigdy nie czuli bólu, myślą, że ludzkie cierpienie jest daremne (…). Niewierzący, którzy zaczynają choć trochę cierpieć, nie potrafią wytrwać długo bez Boga. I w końcu zaczynają wierzyć.”) stanowią główną oś fabuły, wokół której krążą pozostałe wątki, w tym również namiętny romans głównego bohatera, stający się przyczyną jego późniejszych rozterek, udręk, a poniekąd także śmierci. Ka nie potrafi być szczęśliwy. Z premedytacją zaprzepaszcza szansę na beztroskie życie we Frankfurcie u boku ukochanej kobiety. Przewracając kolejne karty powieści poznajemy bohatera jako kapryśnego, niezdecydowanego artystę, tak niepasującego do tureckiego ideału mężczyzny.

Jednak mimo literackiego kunsztu oraz lekkiego pióra Orhana, których w żaden sposób nie można mu odmówić, w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że sama fabuła powieści nieco się "rozlazła", stając się powolnym i ospałym opisem włóczenia się poety po ulicach miasta. Ka krąży między bohaterami, odwiedzając ich raz po raz na popołudniowe herbatki. Wszystko odbywa się dość dziwnej atmosferze. Muszę przy tym dodać, że mimo jednoznacznych opisów i usilnych prób wytężenia wyobraźni, za nic w świecie nie mogłam ujrzeć obrazu spowitego śniegiem Karsu. Może to wina mojego "ciasno-umysłowego" postrzegania Turcji jako kraju brzoskwiń i słońca.

Niemniej jednak, jest to lektura godna polecenia.

Obszerna, bo ponad pięciuset stronicowa narracja, kreśląca bajkowy portret rozdartej kulturowo, obyczajowo i przede wszystkim politycznie Turcji z perspektywy wrażliwego poety Ka, odwiedzającego ojczysty kraj po latach życia na emigracji.

Powieść bardzo polityczna, przywodząca na myśl baśniową wersję reportaży Szabłowskiego. Autor w mistrzowski sposób przestawił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo gorzka, refleksyjna, lekko "ontologizująca" powieść, wnikająca wgłąb duszy człowieka zagubionego w wirze nowoczesności. Harry Heller nie umie odnaleźć się w wśród wielbicieli jazzu, foxtrota, wojny i zmechanizowania. Wielbiąc bezgranicznie Mozarta i Goethego oraz będąc wychowanym w dobie romantycznych frazesów, gardzi wygodami, mieszczuchami, a przede wszystkim przeciętnością, uważając życie za pasmo bezsensownych zmagań o lepszy byt, wiodących w ostateczności do celu, jakim jest heroiczna śmierć w imię idei. Typowy przykład człowieka "przełomu dwóch epok", tkwiącego w dualistycznym, a przez to nieszczęśliwym stosunku do świata zewnętrznego, nie mogącym poradzić sobie ze skomplikowaną naturą własnych przeżyć i przemyśleń. Dla wrażliwców i romantyków. Osoba mocno stąpająca po ziemi zanudzi się przy książce na amen.

Bardzo gorzka, refleksyjna, lekko "ontologizująca" powieść, wnikająca wgłąb duszy człowieka zagubionego w wirze nowoczesności. Harry Heller nie umie odnaleźć się w wśród wielbicieli jazzu, foxtrota, wojny i zmechanizowania. Wielbiąc bezgranicznie Mozarta i Goethego oraz będąc wychowanym w dobie romantycznych frazesów, gardzi wygodami, mieszczuchami, a przede wszystkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszystkie tyranie są na swój groteskowy sposób fascynujące, a nam, jako przesyconym konsumpcją, informacją i dobrobytem mieszkańcom Zachodu, trudno jest zrozumieć ponurą, północnokoreańską rzeczywistość. Reżim Kim Dzong Una oraz sama jego osoba może wydawać się śmieszna, jednak dla czystej krwi obywateli „folwarku nie-zwierzęcego” oznacza niekończące życie w Matixie, oprószonym głodem, nędzą, strachem i terrorem. Dynastii Kimów udało się dokonać najlepszej w dziejach „ekranizacji” Orwellowskiego „Roku 1984”. Ponadto, jak słusznie zauważa autor: „Niezależnie od tego, jak szalony, zły, smutny i głupi jest rząd Korei Północnej, nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie groziła mu destrukcja. Ani razu nie widzieliśmy w KRLD niczego, co mogłoby uchodzić za przejaw buntu; żadnego symptomu, że ludzie nie są skutecznie ujarzmieni. W Korei Północnej nie widać zmian.” Książka godna polecenia.

Wszystkie tyranie są na swój groteskowy sposób fascynujące, a nam, jako przesyconym konsumpcją, informacją i dobrobytem mieszkańcom Zachodu, trudno jest zrozumieć ponurą, północnokoreańską rzeczywistość. Reżim Kim Dzong Una oraz sama jego osoba może wydawać się śmieszna, jednak dla czystej krwi obywateli „folwarku nie-zwierzęcego” oznacza niekończące życie w Matixie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całkiem ciekawa książka. Zazwyczaj, gdy nie-Rosjanin próbuje zmierzyć się z hermetyczną tematyką Związku Sowieckiego w efekcie powstaje literacki bubel. Autorowi "Systemu" udało się tego uniknąć. Powieść zionie rzetelnym tłem historycznym, będącym efektem sumiennej pracy badawczej. Pan Smith z pewnością wiernie przestudiował Sołżenicyna.

Początek świetny, dalej było nieco gorzej, lecz nawet naiwne zakończenie i głupawy wątek miłosny nie psują odbioru całości książki. Fani kryminałów nie poczują się zawiedzeni, jednak osobom interesującym się historią totalitarnej Rosji może wydać się nieco, a nawet bardzo naciągana.

Całkiem ciekawa książka. Zazwyczaj, gdy nie-Rosjanin próbuje zmierzyć się z hermetyczną tematyką Związku Sowieckiego w efekcie powstaje literacki bubel. Autorowi "Systemu" udało się tego uniknąć. Powieść zionie rzetelnym tłem historycznym, będącym efektem sumiennej pracy badawczej. Pan Smith z pewnością wiernie przestudiował Sołżenicyna.

Początek świetny, dalej było nieco...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Co można powiedzieć o książce, na temat której już wszystko zostało powiedziane? Jedynie tyle, że Tołstoj to klasa sama w sobie. Moja ogromną słabość do literatury rosyjskiej, w szczególności tej XIX-wiecznej, objawiła się po raz kolejny po lekturze tego opasłego tomiszcza. I mimo iż nie znoszę opowieści o głupich panieneczkach oraz ich jałowych, miłosnych rozterkach, "Anna Karenina" wprowadza do swej historii ten niesamowity czar minionych stuleci, że, podobnie jak Wroński, nie sposób jej nie pokochać. W dwóch słowach: wielka literatura.

Co można powiedzieć o książce, na temat której już wszystko zostało powiedziane? Jedynie tyle, że Tołstoj to klasa sama w sobie. Moja ogromną słabość do literatury rosyjskiej, w szczególności tej XIX-wiecznej, objawiła się po raz kolejny po lekturze tego opasłego tomiszcza. I mimo iż nie znoszę opowieści o głupich panieneczkach oraz ich jałowych, miłosnych rozterkach,...

więcej Pokaż mimo to