-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
Książka dla psychopatów o zidiociałych psychopatach.
Książka dla psychopatów o zidiociałych psychopatach.
Pokaż mimo to
Kolejna moja opinia na LC. I ponownie negatywna. Nie wiem jak to ma się u Was, ale mnie osobiście przy gównianych książkach zalewa często taka fala frustracji, że aż muszę się tym podzielić ze światem. W zasadzie nie miałam zamiaru czytac nic więcej Urbanowicza po Inkubie, którego kupiłam (po przeczytaniu jakiejś mega entuzjastycznej opinii kumpeli), łyknęłam i puściłam w świat. Ot, cegła, którą czyta się szybko i równie szybko zapomina. Z Gałęzistymi było podobnie, tj. ktoś tam na fejsie polecił, no to nabyłam.
I powiem Wam, że Inkub to przy tym Murakami. O losie. No nie da, nie da się tego za cholerę czytać. Już pomijam fakt opisów suwalszczyzny, które są spoko, fajnie, że autor lubi, ale po ki ch...j to w horrorze, bardzo niskich lotów na domiar złego? Jeszcze rozumiem, jakby to miało robić klimat. Ale nie robi, jedynie wkur...a. O. Dalej - tak niewiarygodnych postaci, to nawet ta laska od polskiego greya by nie stworzyła. No c'mon, żelazna dziewica, która najchętniej położyłaby się pod ołtarzem i tak zeszła i jej chłop, mówiąc krótko - troglodyta. Intryga z dupy, ciągnie się jak guma w gaciach, czytam to to z dużym zażenowaniem, bo generalnie mam taką zasadę, że czytam do końca. A i tak wisienką na torcie jest język - jakbym weszła na forum dla nastolatek. Ja rozumiem, że autor chciał zachować względny realizm, ale ludzie kochane, to jest realizm spod budki z piwem (i to takim Mocnym fullem, Tyskie to by był rarytas) A.D. 1998. Kloaka roku, a dopiero się zaczął.
Kolejna moja opinia na LC. I ponownie negatywna. Nie wiem jak to ma się u Was, ale mnie osobiście przy gównianych książkach zalewa często taka fala frustracji, że aż muszę się tym podzielić ze światem. W zasadzie nie miałam zamiaru czytac nic więcej Urbanowicza po Inkubie, którego kupiłam (po przeczytaniu jakiejś mega entuzjastycznej opinii kumpeli), łyknęłam i puściłam w...
więcej mniej Pokaż mimo toPierwsza pozycja Zafona, którą przeczytałam. Moja ulubiona.
Pierwsza pozycja Zafona, którą przeczytałam. Moja ulubiona.
Pokaż mimo to
Jak na nurt New Adult, którego pozycje ostatnio pochłaniam w ilościach hurtowych - nie ma tragedii. Bardzo zgrabnie napisane, mimo występujących dość często dłużyzn. Warsztat też - wciąż jesteśmy w gatunku - in plus, choć bywają momenty, że autorka miała chyba gorszy dzień, a moja twarz wykrzywiała się wówczas w grymasie zażenowania. Bohaterowie nakreśleni szczegółowo i - choć charakterystyczni dla nurtu - dosyć oryginalni (Drew). Niestety główna bohaterka całkowicie nie do polubienia. Jestem, rzecz jasna, w stanie zrozumieć, że tragedia, jaka ją spotkała, odcisnęła na niej piętno, jednak - wciąż - irytują jej infantylne zachowania i dziwaczny bunt.
Mimo wszystko przeczytałam szybko, jak większość z gatunku, i podejrzewam, że będzie to jedna z niewielu pozycji, którą jako tako zapamiętam.
Jak na nurt New Adult, którego pozycje ostatnio pochłaniam w ilościach hurtowych - nie ma tragedii. Bardzo zgrabnie napisane, mimo występujących dość często dłużyzn. Warsztat też - wciąż jesteśmy w gatunku - in plus, choć bywają momenty, że autorka miała chyba gorszy dzień, a moja twarz wykrzywiała się wówczas w grymasie zażenowania. Bohaterowie nakreśleni szczegółowo i - ...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-26
Książki nurtu New Adult czytam w ilościach zatrważających - to takie moje guilty pleasure. Zazwyczaj pochłania się je w jeden wieczór, następnego dnia nie pamiętając już o czym traktowały. Są jednak takie tytuły, które zapamiętujemy z uwagi na ich debilizm ogólny: beznadziejnych bohaterów, bardzo słabe tło fabularne, poziom językowy wprost z (amerykańskiego) gimnazjum...
Bohaterka jest totalnie nielubialna. Właściwie przez całą książkę życzyłam jej źle i zupełnie nie rozumiałam, dlaczego męski bohater tak stracił dla niej głowę. Właśnie, kolejny problem Collide - wątki potraktowane bardzo, bardzo powierzchownie. Są jakieś problemy, które niby wpłynęły na bohaterów, ale jednak nie do końca wpłynęły, jakieś dramaty, które po chwili zmieniają się w stany euforyczne itd. itp. Miałam wrażenie, że czytam powieść napisaną przez osobę z zaburzeniami afektywnymi dwubiegunowymi...
Bardzo zła literatura. Bardzo zła.
Książki nurtu New Adult czytam w ilościach zatrważających - to takie moje guilty pleasure. Zazwyczaj pochłania się je w jeden wieczór, następnego dnia nie pamiętając już o czym traktowały. Są jednak takie tytuły, które zapamiętujemy z uwagi na ich debilizm ogólny: beznadziejnych bohaterów, bardzo słabe tło fabularne, poziom językowy wprost z (amerykańskiego) gimnazjum......
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka sprawiła, że poczułam chęć na pisanie recenzji. A że zawsze lepiej szło mi krytykowanie, jest to dobry bodziec, by wyżyć się, hmmm, literacko. Jak da radę, to podlinkuję, kiedyś, w innej czasoprzestrzeni.
O samej książce, w dużym skrócie, bardzo rzadka kupa. Bardzo rzadka. Taka po wielogodzinnej libacji alkoholowej z kacem na finiszu. Dramat.
Ta książka sprawiła, że poczułam chęć na pisanie recenzji. A że zawsze lepiej szło mi krytykowanie, jest to dobry bodziec, by wyżyć się, hmmm, literacko. Jak da radę, to podlinkuję, kiedyś, w innej czasoprzestrzeni.
O samej książce, w dużym skrócie, bardzo rzadka kupa. Bardzo rzadka. Taka po wielogodzinnej libacji alkoholowej z kacem na finiszu. Dramat.
Czytam początek: o, jaka fajna książka! Lekka! Zabawna! Fajni bohaterowie. I bach. Abby zmienia się w najbardziej irytującą, niedojeba...ą bohaterkę wszech czasów. Pardon my french, ale tak jest. Fajna historia, ale się zesrała. Tyle Wam powiem.
Czytam początek: o, jaka fajna książka! Lekka! Zabawna! Fajni bohaterowie. I bach. Abby zmienia się w najbardziej irytującą, niedojeba...ą bohaterkę wszech czasów. Pardon my french, ale tak jest. Fajna historia, ale się zesrała. Tyle Wam powiem.
Pokaż mimo to
Jedna z niewielu moich opinii na tym portalu.
Na tle wszystkich gniotów, które ostatnio przeczytałam (a odkryłam gatunek New Adult, upodlenie nie z tej ziemi...) Ocalenie... wyróżnia się bardzo. Bardzo, bardzo. BARDZO!
Ja rozumiem, wszystko rozumiem - temat poważny, dramat okrutny. Ale, wybaczcie, tego nie idzie czytać. Poprzednia część była znośna. Choć i tak wciąż miałam pewne wątpliwości co do zachowań (co najmniej dziwnych) bohaterów. Wiem, wiem. Przytrafiło im się coś strasznego, może zareagowałabym podobnie. Ale ludzie, to, jak jest to przedstawione, woła o pomstę do nieba. Jak wspomniałam, pierwsza część jest do przeczytania. Druga to już dno den. Ona nie jest jego warta, on nie jest jej wart. A w tle same dramaty. Rodzinki z piekła rodem, przyjaciel gej (serio? SERIO?), przyjaciel cukrzyk. Zabrakło tylko czarnej ospy.
I znów. Temat niezwykle poważny, a przeraźliwie spłycony. Ba! W tej książce lekiem na każde zło jest seks. I nie, nie jestem pruderyjna. Ale to jest po prostu niesmaczne. Dzieje się coś tragicznego, wspomnienia powracają, krzywda jest na każdym rogu i bach: a to mu dygnął, a to ją zalała fala gorąca, a to jej ukręcił sutka. No błagam.
Ręce mi opadły po same kostki. To jest, autentycznie, gorsze od Greya.
Jedna z niewielu moich opinii na tym portalu.
Na tle wszystkich gniotów, które ostatnio przeczytałam (a odkryłam gatunek New Adult, upodlenie nie z tej ziemi...) Ocalenie... wyróżnia się bardzo. Bardzo, bardzo. BARDZO!
Ja rozumiem, wszystko rozumiem - temat poważny, dramat okrutny. Ale, wybaczcie, tego nie idzie czytać. Poprzednia część była znośna. Choć i tak wciąż miałam...
2015-06
Zachęcona pozytywnymi opiniami o pozycji, postanowiłam ją nabyć.
I kto mi teraz zwróci pieniądze?
Maybe Someday wydawało mi się całkiem ciekawym eksperymentem, niezobowiązująca, lekka, napisana bez zadęcia i przyjemna do czytania. Po Pułapce uczuć i Nieprzekraczalnej granicy stwierdzam, że Coleen Hoover to autorka, która niewiele ma do powiedzenia, a każda jej książka jest niemalże identyczna. Zmieniają się tylko imiona bohaterów i okolicznośi przyrody. Klisze, klisze, klisze. Jestem bardzo zawiedziona.
Zachęcona pozytywnymi opiniami o pozycji, postanowiłam ją nabyć.
I kto mi teraz zwróci pieniądze?
Maybe Someday wydawało mi się całkiem ciekawym eksperymentem, niezobowiązująca, lekka, napisana bez zadęcia i przyjemna do czytania. Po Pułapce uczuć i Nieprzekraczalnej granicy stwierdzam, że Coleen Hoover to autorka, która niewiele ma do powiedzenia, a każda jej książka jest...
2015-06-30
Otrzymałam tę książkę od firmy Eris, która przyczyniła się do wydania pozycji. Nie wiązałam wielkich nadziei z lekturą - ot, lekkie romansidło na letnie wieczory. Przyznam, że po przeczytaniu pierwszych stron, uznałam książkę za stratę czasu - język, forma, wyjątkowo przewidywalne sploty zdarzeń. Zawzięłam się jednak i gdy dotarłam do momentu przeprowadzki Sydney, wciągnęłam się tak, że nikt i nic nie było w stanie mnie oderwać.
Przyjemna, lekka, czasem zabawna, czasem wzruszająca historia. Przewidywalna do bólu, infantylni bohaterowie, głupiutkie, słabe kobiety (piękne, ZAWSZE) i silni, niezależni mężczyźni (piękni, ZAWSZE). Mimo wszystko napisana całkiem nieźle, choć czasem, sama do siebie, przewracałam oczami i wzdychałam: serio? SERIO?! Dałabym wyższą ocenę, gdyby nie... zakończenie. Ckliwe, źle napisane, taki... harlequin. Warto przeczytać dla rozwinięcia. Początek i zakończenie do kosza.
Otrzymałam tę książkę od firmy Eris, która przyczyniła się do wydania pozycji. Nie wiązałam wielkich nadziei z lekturą - ot, lekkie romansidło na letnie wieczory. Przyznam, że po przeczytaniu pierwszych stron, uznałam książkę za stratę czasu - język, forma, wyjątkowo przewidywalne sploty zdarzeń. Zawzięłam się jednak i gdy dotarłam do momentu przeprowadzki Sydney,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Łopanie.... Czy recenzje książek mogą być kupione? Tak tylko pytam ;) Kloaczne. Jasne, arcydzieła po tym gatunku się nie ma co spodziewać, ale żeby aż tak obniżyć standardy? No nie da się.
Łopanie.... Czy recenzje książek mogą być kupione? Tak tylko pytam ;) Kloaczne. Jasne, arcydzieła po tym gatunku się nie ma co spodziewać, ale żeby aż tak obniżyć standardy? No nie da się.
Pokaż mimo to