rozwiń zwiń

„Nic do stracenia” Przemysława Piotrowskiego: bogini zemsty, furia, matka. Luta Karabina

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
24.10.2023

Polski rynek kryminałów zmienił się nieodwracalnie w 2020 roku. To wtedy głośno zrobiło się o książce Przemysława Piotrowskiego, która wywróciła pionki na kryminalnej szachownicy. Przez kolejne lata Piotrowski udowadniał, że umie dobrze grać w tę grę – zna jej reguły i wie, kiedy może je łamać. W nowym cyklu znów zrobił coś nowego, tworząc bohaterkę, która z równą łatwością może łamać kości (wrogom) i serca (czytelnikom) – Lutę Karabinę.

„Nic do stracenia” Przemysława Piotrowskiego: bogini zemsty, furia, matka. Luta Karabina

Ci, którzy znają już twórczość Przemysława Piotrowskiego, domyślają się, co ich czeka. Czytelnicy, którzy nie czytali wcześniej o Igorze Brudnym czy „Radykalnych” – powinni przygotować się na sporą dawkę adrenaliny. Jedni i drudzy będą usatysfakcjonowani. „Nic do stracenia” to drugi tom cyklu o Lutosławie Karabinie, który odsłania więcej – poznajemy przeszłość głównej bohaterki – i więcej oferuje, pogrążając ją w koszmarze teraźniejszości.

Wytrych do sukcesu

Emocje – to właśnie one wydają się sekretem książek Przemysława Piotrowskiego. Zaskoczenie, fascynacja, szok, obrzydzenie, a przede wszystkim ciekawość tego, co będzie na następnej stronie. Na kartach jego powieści wszystko jest mocniejsze, silniejsze, w intensywnych kolorach i mocnych konturach. Nie ma tu miejsca na nudę, na przerwy w czytaniu i zerkanie w smartfona. Czytając, trudno się oderwać – czytelnik zostaje wciągnięty w wykreowany świat, akcja gna do przodu, fabuła jest nieoczywista, postaci niebanalne.

Powieści Przemysława Piotrowskiego cieszą się bardzo dużą popularnością, mają też bardzo przychylne recenzje. By nie być gołosłowną – „Piętno” i „Sfora” mają w Lubimyczytać średnią ocen 7,7/10, „Cherub” – 8/10, „Zaraza” – 7,8/10, „Bagno” – 7,4/10. To niezwykle wysokie oceny, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wysoką liczbę oceniających (przy drugim tomie mamy blisko 8 tys. czytelników i 5,5 tys. ocen!). Nic dziwnego, że „Zaraza” w głosowaniu czytelników otrzymała tytuł Książki Roku 2021. Niewątpliwy sukces ma swoje odbicie na rynku – Piotrowski ma na koncie 200 tysięcy sprzedanych egzemplarzy (dane z 2022 roku).

To, co stało za sukcesem Piotrowskiego w książkach z cyklu o Igorze Brudnym, w nowej serii wybrzmiewa jeszcze mocniej. Luta Karabina to bowiem postać, jakiej na rodzimym rynku kryminałów nie było – i trudno sobie wyobrazić, by ktoś mógł jej dorównać.

Z krwi i kości

OK, można powiedzieć, że w literaturze gatunkowej mieliśmy już silne postaci kobiece. Wskazać możemy na bohaterki powieści Anny Potyry, Anny Kańtoch, Jędrzeja Pasierskiego czy Remigiusza Mroza. Luta Karabina to jednak nie żadna aspirantka czy prawniczka – jest wykuta z innego, mocniejszego materiału, jak stal, zahartowana w najbardziej niesprzyjających warunkach. W jej dossier znajdziemy i pracę w siłach specjalnych, i harówkę na platformie wiertniczej u wybrzeży Norwegii. Luta jest bezkompromisową twardzielką, która – jako pełnokrwisty protagonista thrillera z silnym wątkiem sensacyjnym – według prawideł gatunku powinna być płci męskiej. Piotrowski jednak odważnie na pierwszy plan wystawia kobietę. To pierwsze, lecz nie jedyne zakwestionowanie reguł przez autora. Ciekawe także biorąc pod uwagę to, że statystycznie więcej kobiet w Polsce czyta książki.

– Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak ustandaryzowanie [gatunku] przez normy konwencji – mówił autor w wywiadzie dla Lubimyczytać przy okazji premiery „Piętna”. – Oczekiwania odbiorców są bardzo różne i wpisywanie się w jakiś główny nurt nie jest w moim stylu. Wystarczy spojrzeć na moje poprzednie powieści. Staram się wychodzić poza schematy, a te, mam wrażenie, za bardzo zdominowały rynek kryminału w Polsce – podkreślał Piotrowski jeszcze w 2020 roku. Od tego czasu konsekwentnie zaskakuje czytelników przyzwyczajonych do skostniałych reguł thrillerów.

Piotrowski przywiązuje dużą wagę do umiejętnego budowania postaci, tak, by były jak najbardziej autentyczne. Autentyzm postaci i miejsc uzupełnia też silne osadzenie akcji w realiach. Co ciekawe, autor obdarzył Lutę własnym doświadczeniem – pracował bowiem na platformach wiertniczych, dlatego czytając fragmenty poświęcone realiom życia na takiej konstrukcji, możemy poczuć się, jakbyśmy tam byli. Łatwo wyobrazić sobie liczne rusztowania, wąskie klatki schodowe, prowadzące na kolejne deki, pnące się w górę aż do drill floru, gdzie wznosi się wieża z potężnymi wiertłami. Ten skomplikowany, stalowy labirynt jest niezwykle filmowym miejscem akcji – zdradzę też, że toczą się tu niezwykle satysfakcjonujące czytelniczo sceny.

Pamięć, miłość, zemsta

Trzeba też podkreślić, że postaci wykreowane przez Przemysława Piotrowskiego są dalekie od stereotypów, daleko im do krystalicznego charakteru. To, kim są, ukazują właśnie złożone relacje między nimi. Prywatna wendeta od lat nakręca nieformalnego partnera Luty, Zygmunta Szatana, poturbowanego przez życie glinę i tropiciela. Niejedną tajemnicę skrywa też Borys, jej kompan jeszcze z czasów dzieciństwa. Sama Luta Karabina to kobieta dynamit – chciałoby się powiedzieć, że nic jej nie złamie. Piotrowski jednak dobrze wie, co może zagrażać jego bohaterom – i bez litości ich w takich sytuacjach umieszcza.

I choć Lutę już w pierwszym tomie spotkało wydarzenie graniczne – porwanie córki – to dopiero druga część cyklu ukazuje pełnię horroru, jaki mógł ją spotkać.

Co zatem czeka na czytelnika i czytelniczkę „Nic do stracenia”? Poznajemy lepiej Lutę poprzez sytuacje, w których się znajduje. Najpierw spokój codziennego życia (odzyskany po wydarzeniach z pierwszego tomu), przerwany przez śmierć dziadka Tunahana Karabiny – tureckiego szpiega. Okazuje się, że Luta nie przystaje do swojej rodziny – ani tej z Polski, ani z Balikҫilar, gdzie jest inna, obca. Dalej jest już tylko gorzej, a jeden błąd prowadzi do tragedii. Niewyobrażalna przemoc, zło w czystej postaci kontra determinacja i rozpaczliwe pragnienie sprawiedliwości. Luta nie jest bierna, wręcz przeciwnie – tworzy plan i natychmiast przystępuje do jego wykonania, stając naprzeciw największej organizacji mafijnej w północnej Europie. „Cicha jak kot, szybka jak kobra, bezwzględna jak lwica, walcząca o swoje młode”. Zamienia się w ghulę, jak wkrótce z lękiem będą szeptać jej wrogowie. Pustynny zły duch, niosący ze sobą śmierć.

Wściekła matka natura

Wróćmy do emocji. Pomysł na fabułę cyklu o Lucie opiera się głównie na pewnym uczuciu, które – gdy już się pojawi – zmienia życie na zawsze. Chodzi o miłość do dziecka, a w szczególności o tę wyjątkową relację, jaką matka buduje ze swoim potomstwem. Ta miłość ma w sobie coś pierwotnego, niemal zwierzęcego; jest nieograniczona i nie do zatrzymania. Wraz z nią pojawia się lęk o dziecko. Matka czuje go nieustannie, pod skórą, jak swędzenie, którego nie może załagodzić. Najgorsze koszmary są wynikiem strachu o istotę tak bardzo od niej zależną. Kiedy się zrealizują, przy życiu może ją utrzymać tylko jedno – pragnienie zemsty.

Piotrowski, portretując Lutę Karabinę, z jednej strony tworzy obraz niezmordowanej i zdeterminowanej żołnierki, z drugiej – tworzy zniuansowany portret oddanej matki. Uwaga i czułość, którymi Luta obdarza swoje dzieci, wydają się skontrastowane z czynami, do których się posuwa, gdy nie ma nic do stracenia. Postać Luty umiejętnie łączy w sobie dwa bieguny – jest delikatną, kochającą matką, a jednocześnie bezlitosną zabójczynią. Piotrowski bardzo trafnie pisze o tym, że na złożone doświadczenie macierzyństwa składają się właśnie te skrajności. Nie byłoby Luty, gdyby nie jej dzieci. Słabość i siła, lęk i odwaga, życie i śmierć – nosi je w sobie każda matka. A matka, która nie ma już nic do stracenia, jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na ziemi.

Przeczytaj fragment nowej powieści Przemysława Piotrowskiego pt. „Nic do stracenia”

 PROLOG

 

Mózg kolegi ochlapał mu twarz.

Nie bardzo mógł coś z tym zrobić, bo ręce miał skrępowane za plecami, a powieki tak ściśnięte owiniętą wokół głowy folią, że nie był w stanie nawet zamrugać. Oblizał wargi i splunął krwią. Sam już nie wiedział, czy to jego własna, czy resztki ze zgruchotanej czaszki kompana. Pomyślał, że to musiało się tak skończyć. Prędzej czy później.

– I po co się tak męczyć? – zapytał mężczyzna, nachylając się nad nim. Miał tylko spodnie i buty, a jego naga klatka piersiowa była zbryzgana krwią. – Powiedz, że się zgadzasz, i znów będziemy rodziną – dodał, opierając młot o ścianę.

– Nie masz pojęcia, co znaczy to słowo – wyjęczał.

– Jakie słowo?

– Rodzina.

– Ech…

Mężczyzna z brodą skinął na dwóch innych, którzy chwycili za nogi targane śmiertelnymi spazmami zwłoki. Przysiadł na krześle i sięgnął po butelkę z wodą. Napił się, obserwując, jak podkomendni wynoszą ciało. Z twarzy została niepodobna do niczego miazga, która jeszcze chwilę temu miała imię. Brzmiało Abdullah, co znaczyło Sługa Allaha, ale najwyraźniej zostało ono nadane na wyrost. Słudzy Allaha są wierni i nie rejterują. W piwnicy było gorąco jak w piekarniku. Mężczyzna wylał resztę wody na kark i klatkę piersiową, po czym obmył ręce, wytarł dłonie w nogawki i wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Przez dłuższą chwilę palił w milczeniu, wpatrując się w obdrapaną ścianę. W kilku miejscach nosiła ślady po kulach albo rozbryzgach krwi, a kilka świeżych kropel niespiesznie spływało ku podłożu. W końcu charknął, splunął, podrapał się po głowie.

– Nie wiem, dlaczego jesteś taki uparty – podjął, wydłubując coś z brody. Mały fragment kości chwilę później z charakterystycznym odgłosem upadł na betonową wylewkę. – Przecież wiesz, że nie masz wyjścia. Zrobisz, co ci każemy. Prędzej czy później. Nie odpowiedział. Ciężko dyszał przez wycięte w folii otwory. Nie miał już sił. Od trzech dni go katowali, a teraz jeszcze roztrzaskali młotem na jego oczach głowę kolegi. Próbowali go złamać, ale trafili pod zły adres. Nie bał się śmierci. Tak naprawdę zaprzedał duszę diabłu już dawno temu i doskonale zdawał sobie sprawę, że przyjdzie czas, gdy ten się o niego upomni. Upomniał się w najmniej oczekiwanym momencie, ale trudno – los bywa przewrotny i naprawdę złośliwy. Przekonał się o tym wielokrotnie. Nigdy jednak nie sądził, że zadrwi z niego w tak kuriozalny sposób. Bo nawet jeśli nie był święty i zdołał w życiu nagrzeszyć całkiem sporo, to miał zasady, których nigdy nie łamał.

– Wiesz, że nie mogę tego zrobić, więc lepiej weź ten młot i to zakończ – powiedział. Brodacz włożył papierosa do ust, wstał z krzesła i podrapał się po gołej klacie. Chwycił narzędzie. Młot miał długi trzon i obustronny obuch, którym spokojnie można było wbijać nity kolejowe. Zaciągnął się mocno i przez chwilę ważył go w dłoniach, zerknął z ukosa na więźnia, po czym odłożył młot z powrotem.

– Ona nie jest tego warta – powiedział, wydmuchując gęstą chmurę dymu.

– Gówno wiesz. Ona jest więcej warta niż cała zgraja tych popaprańców. Poza tym… – prychnął. – Nie zrozumiesz…

– Nawet jeśli jest, jak mówisz, to jakie to ma teraz znaczenie? Podpisałeś jebany cyrograf? Podpisałeś. Więc musisz wykonywać rozkazy. Proste jak drut.

– Lepiej mnie zabij i miejmy to z głowy.

– Jeśli będę musiał, zrobię to. Nie jestem ci nic winien.

– Nie będę miał pretensji. Po prostu to zrób.

– Kurwa mać!

Mężczyzna grzmotnął pięścią w ścianę z taką siłą, że dało się słyszeć trzask przeskakujących kostek śródręcza, a w miejscu uderzenia odłupał się kawałek tynku. Zaklął raz jeszcze i przez chwilę krążył w tę i we w tę jak dziki zwierz w klatce, w końcu wyrzucił niedopałek, zgniótł go butem i wyszedł z piwnicy. Wrócił po nieokreślonym czasie. A on wciąż siedział skuty, na wpół zgięty, z głową nienaturalnie wykręconą i przytwierdzoną folią do żeliwnego pieca. Oczy go zapiekły, gdy w piwnicy znów rozbłysło światło. Nie mógł jednak nawet zamrugać. Stęknął, zakaszlał.

– Posłuchaj mnie uważnie  – powiedział brodacz, gdy kucnął przy więźniu. Zaciągnął się i dmuchnął mu dymem w twarz. – Damy ci teraz ostatnią szansę. Zgódź się, zrób, co musisz, i będziesz wolny.

– Jasne…

– Szef obiecał. Powiedział, że daje ci słowo honoru.

Przykuty mężczyzna prychnął.

– To żeś mnie… teraz rozbawił – wycharczał.

– Zmuszasz mnie do czegoś, czego bardzo nie chcę robić.

– Kończ… Brodacz zgasił peta na żeliwnym piecu i podniósł się z kucek. Wytarł pot z czoła, po czym spojrzał z góry na więźnia i ciężko westchnął.

– Wprowadźcie ich – rzucił w kierunku uchylonych drzwi. Zawiasy skrzypnęły i w progu stanęły trzy wątłe postaci. Folia, którą szczelnie owinięto mu głowę, była zabrudzona zakrzepłą krwią, a do tego zaparowała, ale i tak był w stanie rozpoznać kontury. Pomyślał, że doprawdy jest głupcem i nie zasługuje na szybką śmierć.

 

ROZDZIAŁ 1

 

Powietrze było rześkie i przejrzyste. Luta Karabina otworzyła drzwi samochodu i wyjęła z wewnętrznej wnęki skrobaczkę do szyb. Nie uruchomiła silnika, bo kilka dni wcześniej jakiś wredny sąsiad wezwał policję i dostała mandat. Takie prawo, powiedział konus w mundurze, i choć z początku próbowała dyskutować, ostatecznie przyjęła karę. Rzeczywiście, facet miał podstawę prawną, bo artykuł 60, ustęp drugi ustawy Prawo o ruchu drogowym mówił wyraźnie, że „kierującemu zabrania się pozostawiania pracującego silnika podczas postoju na obszarze zabudowanym”. Trudno jej było uwierzyć, że ktoś może stworzyć tak idiotyczny przepis, ale uznała, że nie ma o co kruszyć kopii. Zapłaciła stówę na miejscu, odwiozła dzieci do szkoły i przedszkola, a następnie pojechała do jednostki. Po tym, co wydarzyło się jakieś półtora roku temu, postanowiła, że nie zostawi już Franka i Werki na dłuższy czas. Złożyła wymówienie i praca w Norwegii stała się historią, tak jak kiedyś historią stały się wyjazdy do Iraku czy Afganistanu. Zatrudniła się w miejscowej jednostce w Sulechowie, gdzie zajmowała się szkoleniem młodych żołnierzy w zakresie sztuk walki oraz tych, którzy pragnęli w przyszłości próbować swoich sił w jednostkach specjalnych. Może nie zarabiała kokosów, ale przynajmniej miała dzieci na co dzień, zwłaszcza że do tej pory nie do końca otrząsnęła się z traumy po porwaniu córki. I choć starała się zachowywać normalnie, to podczas każdego spaceru miała oczy dookoła głowy. Franek trochę się o to złościł, bo jego koledzy regularnie wychodzili już na podwórko bez opieki rodzica, a ona wciąż nie mogła się w tej kwestii przełamać. – Może kup mu smartwatcha – zasugerował przed kilkoma tygodniami Emil. Wciąż spotykali się głównie na seks, ale w ostatnim czasie coraz częściej zwierzała mu się ze swoich mniejszych bądź większych problemów, przez co kochanek stał się jej znacznie bliższy. Sama nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle, i choć mocno wzbraniała się przed głębszymi emocjami, to w jego towarzystwie czuła się po prostu swobodnie. Zaczęli wychodzić do kina, przełamała się i przedstawiła go swoim dzieciom, a w ostatnie wakacje wybrali się nawet na wspólny wypoczynek do Chorwacji. Ona z Frankiem i Werką, on zabrał swoją nastoletnią córkę Oliwię. Wciąż trzymali się jednak ustalonych reguł, tak trochę na zasadzie, że każdy sobie rzepkę skrobie. Na razie chyba obojgu to pasowało. – Prawie wszystkie dzieciaki w jego wieku takie teraz noszą – kontynuował Emil. – Te zegarki mają wszystko: GPS, alarm rodzicielski, kamerkę, można nawet… – Wiem – ucięła. – Myślałam już o tym. – To mu taki kup. Będziesz miała pełną kontrolę. Poza tym kiedyś musisz wrócić do normalnego życia… Tak naprawdę już dawno cichaczem wcisnęła dzieciakom do plecaków GPS-y, i to nie sklepowe zabawki za kilka stów. Miała kontrolę, choć wciąż uważała, że niewystarczającą. Natomiast takie opinie, jakie od czasu do czasu wygłaszał Emil, w jej ocenie wydawały się niepoważne. Owszem, zdawała sobie sprawę, że podobne zdanie chowa w sercach większość bliskich jej osób, ale wszyscy oni mieli co najwyżej blade pojęcie o tym, co w życiu widziała, co przeżyła i przede wszystkim – kim tak naprawdę była. Jakoś nauczyła się funkcjonować w tym matriksie, ale lęk przed ponowną utratą dziecka wciąż trawił ją od środka. Raz udało się wybrnąć z koszmaru, ale drugim razem mogła nie mieć tyle szczęścia.  

Przemysław Piotrowski: ukończył studia na Uniwersytecie Zielonogórskim, studiował również w Hiszpanii i USA. Były dziennikarz „Gazety Lubuskiej”, w której zajmował się tematyka sportową, a potem śledczą. Autor bestsellerowej serii o komisarzu Igorze Brudnym („Piętno”, „Sfora”, „Cherub”, „Zaraza”, „Bagno”), która podbiła serca krytyków i czytelników. Jego powieść „Zaraza została uznana za książkę roku 2021 w plebiscycie organizowanym przez Lubimyczytac. Ostatnio w Wydawnictwie Czarna Owca poza serią o Igorze Brudnym ukazały się powieści „Krew z krwi” oraz „Matnia”, „Prawo matki” – pierwsza część nowego cyklu, a także „La Bestia”, opowieść o seryjnym mordercy wszech czasów.

Chcesz kupić powieści z cyklu o Lucie Karabinie w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!

Powieść „Nic do stracenia” jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
niemagdzia 27.10.2023 19:46
Czytelniczka

Pierwsza część bardzo mi się podobała i z wielką chęcią sięgnę po drugą i każdą kolejną część z Lutą Karabiną. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ruta 27.10.2023 16:04
Czytelnik

Grafomania

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
saa-saa- 25.10.2023 17:55
Czytelnik

Co to znaczy żołnierka? Służba wojskowa w dawnej armii carskiej?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik 24.10.2023 12:03
Bibliotekarz | Redaktor

Czytaliście pierwszą część cyklu o Lucie Karabinie i sięgniecie po kolejny tom? Podoba Wam się pomysł na thriller z mocnym wątkiem sensacyjnym z kobietą w roli głównej?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Magdalena Wardęcka 29.10.2023 17:38
Bibliotekarka

Niestety, to jedyna książka Piotrowskiego, przy której mocno się wymęczyłam. Cały konspekt zupełnie do mnie nie przemówił. Za dużo tego było. Kobieta terminator. Aż ostatecznie była za bardzo przerysowana. Nie mam zamiaru sięgać po kolejną część.  

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się