Walka, miłość i przetrwanie – wywiad z Przemysławem Piotrowskim, twórcą thrillera „Prawo matki”

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
25.11.2022

Więzy krwi, rodzicielska miłość, emocjonujące elementy sensacyjne i pierwotne instynkty. Oto motywy zawarte w książce „Prawo matki”. Powieść inicjuje nowy cykl Przemysława Piotrowskiego, autora bestsellerowych kryminałów z komisarzem Igorem Brudnym. Ceniony twórca dzieli się z nami swoim warsztatem pracy, opowiada o tym, jak prawda łączy się z fikcją, czym są strach i walka o przetrwanie. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czarna Owca. Zapraszamy do lektury – zarówno wywiadu, jak i powieści „Prawo matki”.

Walka, miłość i przetrwanie – wywiad z Przemysławem Piotrowskim, twórcą thrillera „Prawo matki” Materiały wydawnictwa

[Opis – Wydawnictwo Czarna Owca] Pierwsza część nowego cyklu Przemysława Piotrowskiego, autora bestsellerowych kryminałów z komisarzem Igorem Brudnym!

Luta Karabina, kiedyś jedna z najlepszych kobiet w siłach specjalnych, obecnie zarabia na życie pracując na platformie wiertniczej u wybrzeży Norwegii. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci i spędza z nimi każdą wolną chwilę.

W trakcie rodzinnego wypoczynku dochodzi do tragedii - jej córka zostaje porwana!

Czas ucieka, działania policji nie dają rezultatów, a przecieki świadczą, że dziewczynka padła ofiarą wyjątkowo brutalnej szajki handlarzy żywym towarem. Kobieta nie ma wyjścia, bierze sprawy w swoje ręce. Rozpoczyna się dramatyczna walka o odzyskanie córki. Do śledztwa dołącza Zygmunt Szatan, twardy glina i tropiciel, który ma do wyrównania rachunki sprzed lat.

Luta - czy tego chce czy nie - też musi wrócić do swojej mrocznej przeszłości.

To w niej znajduje się klucz do odzyskania ukochanej córki…

Luta zgasiła telewizor i poszła umyć zęby, po czym uchyliła drzwi do pokoju dzieci. Franek jak zwykle spał twardym snem, a Werka cichutko pochrapywała. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy zdała sobie sprawę, jakie ma szczęście, a potem z powrotem przymknęła drzwi i skierowała się do sypialni.

Gdy już zupełnie naga wsunęła się pod kołdrę, pomyślała, że potrzebuje jakiejś zmiany, i obiecała sobie, że jutro się nad tym zastanowi. Nie mogła wiedzieć, że los ją wyprzedzi, fundując jej koszmar, jakiego nie była sobie w stanie wyobrazić. Nawet jeśli nazywała się Lutosława Karabina, a w szufladach trzymała ordery przyznane jedynej kobiecie w historii, która przeszła selekcję i zdała egzamin na żołnierza słynnej Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca.

„Prawo matki”, Przemysław Piotrkowski

Wywiad z Przemysławem Piotrkowskim

Marcin Waincetel: „Prawo matki” to pierwsza część twojego nowego cyklu kryminalnego. Czym właściwie jest „Luta Karabina”? Co stanowi motyw przewodni historii? Centralną postacią uczyniłeś kobietę z bliznami na sercu, ale przez to wyjątkowo hardą i wytrzymałą. Choć wrażliwą. Kontrastowa heroina.

Przemysław Piotrowski: Myślę, że były dwa powody, dla których zdecydowałem się na kobietę. Pierwszym jest… Igor Brudny. Podskórnie czułem, że gdybym stworzył kolejnego bohatera, to na każdym kroku byłby porównywany do Brudnego. A że Igor naprawdę – jak ja to mówię – mi wyszedł, czytelniczki i czytelnicy go polubili, a nawet pokochali, to inny facet mógłby wypaść przy nim blado. I to nie do końca jest tak, że jakoś strasznie bałem się o to, że nowa postać może nie wzbudzić takiej sympatii jak Igor – ja po prostu nie chciałem czytać w recenzjach o Brudnym (a do tego bez wątpienia by doszło, gdyby takie porównania się pojawiały).

Drugim niezwykle istotnym powodem jest to, że kobieta o charakterystyce Luty Karabiny naprawdę istnieje. To moja przyjaciółka, doskonale się znamy i świetnie się rozumiemy. Podobnie jak Luta jest żołnierzem, od blisko dwudziestu lat trenuje różne sztuki walki (przez ten okres trenowała kick-boxing, boks, judo, brazylijskie jiu-jitsu, krav magę), ma doskonałe obeznanie z bronią, także białą, którą świetnie włada. I – co ciekawe – całkiem niedawno jej córka, na szczęście tylko na krótki okres czasu, zaginęła w Turcji.

Zatem kontrast – żeńskie i męskie, a dodatkowo prawda spleciona z fikcją. Powiedz, proszę, co stanowi główny motyw opowieści.

Jeśli chodzi o motyw przewodni, to on też ma swoją historię. W wakacje 2021 roku mi też na kilkanaście minut z oczu zniknęła dwuletnia wówczas córka. To było nad morzem, gdzie spędzałem z dzieciakami urlop. Poszliśmy wspólnie do parku rozrywki. Karuzele i te sprawy. Pamiętam, że przewalały się tam tłumy i starałem się trzymać Lenkę za rękę cały czas, ale w pewnym momencie (do tej pory nie wiem jak do tego doszło) puściłem ją albo to ona mnie puściła i zanim się obejrzałem, już jej nie było.

Uwierzcie – to było najbardziej przerażające dziesięć, może piętnaście minut w moim życiu. Biegałem po całym parku jak opętany, ale nie mogłem jej namierzyć. Pomagali mi: siostra, szwagier i jego siostra, ale córka jakby wyparowała. Przed oczami miałem – a jak zapewne zdążyliście zauważyć, wyobraźnię mam bujną – najgorsze możliwe scenariusze. Emocje, jakie mną wtedy targały, tak naprawdę trudno opisać słowami. Na szczęście w końcu się odnalazła i skończyło się na strachu. Pół godziny później już wiedziałem, że kiedyś będę musiał podjąć ten temat – stąd pomysł na „Prawo matki”.

Czy możesz nam przedstawić Lutę? Kobieta z doświadczeniem w siłach specjalnych, obecnie zarabia na życie, pracując na platformie wiertniczej u wybrzeży Norwegii. Pierwszy fakt. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci i spędza z nimi każdą wolną chwilę. Drugi fakt. Chciałem zapytać, skąd inspiracja, ale przecież Luta – jak wspomniałeś na początku – istnieje naprawdę…

Nie mogę zbyt wiele mówić o pierwowzorze, bo prawdziwa Luta naprawdę jest żołnierzem, a to oznacza, że to, czym się zajmuje, jest chronione tajemnicą państwową. Na tyle, na ile będzie mogła, ujawni się wkrótce, ale musicie uzbroić się w cierpliwość. Postać literacka to natomiast taka wersja, powiedzmy, trochę podrasowana. Pewne cechy charakteru bądź umiejętności jej dodałem, coś tam zmieniłem, wszak to jednak wciąż tylko fikcja i o tym trzeba pamiętać.

Motyw platform wiertniczych pojawił się choćby dlatego, że znam ten temat, bo siedem lat pracowałem w stoczniach, rafineriach i na platformach w Norwegii i pomyślałem, że będzie dobrze pasował do charakteru głównej bohaterki (nie ukrywam też, że wydawca trochę suszy mi głowę, abym w końcu podjął i rozwinął ten temat, więc na razie delikatnie go musnąłem). Luta jest też po rozwodzie, więc dzieli się z byłym mężem opieką nad dziećmi, a gdy wraca do domu, stara się wynagrodzić im swoją nieobecność i spędza z nimi każdą wolną chwilę. I to jest bardzo ważne, bo choć Luta bez wątpienia jest kobietą bardzo silną w każdym znaczeniu tego słowa, jest też właśnie… kobietą. I matką. Zależało mi, aby to wyraźnie wybrzmiało, i mam nadzieję, że to się udało.

– Mamy rysopis i nagrania z miejskiego monitoringu – podsumował podkomisarz Albert Ozdoba, po czym zamknął pokrywę laptopa i nachylił się nad stołem. – Proszę nie robić głupstw, pani Karabina. Zajmiemy się tym i odnajdziemy pani córkę.

Luta wbiła spojrzenie w niebieskie oczy policjanta. Facet pod czterdziestkę, dobrze zbudowany, twarz lekko ogorzała, wzrok przenikliwy. Emanował pewnością siebie i wyglądał na takiego, który zna się na swojej robocie, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że plecie bzdury. Albo ją znajdą, albo jej nie znajdą. Prędzej nie znajdą, bo minęły już ponad trzy godziny od porwania, a do tej pory nie usłyszała z ust funkcjonariuszy nic, co mogłoby jego liche gwarancje choćby uprawdopodobnić.

„Prawo matki”, Przemysław Piotrkowski

Jak to kobieta, zwłaszcza żołnierz, Luta ma wiele tajemnic, ale zapewniasz nas o jednym: nikt z was nie chciałby stanąć z nią oko w oko na macie. Zastanawiam się, jak właściwie wyglądał research do książki. Bo w posłowiu dziękujesz rodzinie, trenerom, ale również samej Agnieszce, która jest protoplastką bohaterki.

Research miałem w zasadzie na co dzień, bo Agę znam dobrze, a do tego od czasu do czasu sam chodzę potarzać się na macie. Jestem amatorem i trenuję sporadycznie (co jeden z trenerów, zresztą mój serdeczny przyjaciel Krzysiek, ciągle mi wypomina), ale doskonale wiem, na co stać moją przyjaciółkę. I uwierzcie, że te słowa nie są na wyrost, bo Aga większość facetów poskładałaby w pięć sekund, jeszcze zanim taki delikwent zdążyłby upaść na matę.

Co do trenerów – trzech występujących w książce istnieje naprawdę, a jeden z nich – Dominik – został kilkanaście dni temu srebrnym i brązowym medalistą mistrzostw Polski w BJJ. Krzysiek jest natomiast – jak już wspomniałem – moim serdecznym przyjacielem w zasadzie od dzieciaka, znamy się jak łyse konie i wspólnie robiliśmy te wszystkie głupoty, jakie mogą przyjść do głowy młodym ludziom. Sam klub też istnieje – to zielonogórska filia Octopusa, więc tak naprawdę każdy może zapisać się na treningi i poznać protoplastów powieści, a jeśli będzie miał szczęście, być może natknie się nawet na samą Lutę (pań trenuje tam całkiem sporo). Generalnie w tym względzie research miałem bardzo ułatwiony.

Określiliśmy już punkt wyjścia „Prawa matki”, którym jest porwanie córki głównej bohaterki, a więc emocjonalna strata. Czas ucieka, działania policji nie dają rezultatów, a przecieki świadczą o tym, że dziewczynka padła ofiarą wyjątkowo brutalnej szajki handlarzy żywym towarem. Kobieta nie ma wyjścia, bierze sprawy w swoje ręce. Co determinuje przede wszystkim życiowe wybory Luty? I czy to postać, z którą mógłbyś się zaprzyjaźnić, nie tylko jako autor? A może to już się stało?

Tak jak już wspomniałem, z tą realną Lutą się przyjaźnimy. Natomiast jeśli ktoś chce się dowiedzieć, co determinuje życiowe wybory bohaterki powieści i do czego zostaje zmuszona, aby odzyskać córkę, musi po prostu przeczytać książkę. I – tego wcale nie ukrywam – bardzo bym chciał, aby dała się polubić. Zrobiłem, co mogłem, aby tak się stało, ale tutaj ostateczna decyzja należy do czytelników i czytelniczek.

„Prawo matki” to dramatyczna walka o odzyskanie córki. Do śledztwa dołącza Zygmunt Szatan, twardy glina i tropiciel, który ma do wyrównania rachunki sprzed lat. Znów, podobnie jak w przypadku historii o Igorze Brudnym, ciekawie rozpisujesz to, co żeńskie i męskie, konfliktujesz i dopełniasz dwie bardzo różne, choć podobne postacie.

Zależało mi na tym, aby stworzyć duet, o którym nie da się szybko zapomnieć, w którym od początku będzie iskrzyć i który będzie działał na wyobraźnię za sprawą silnego kontrastu. I chyba się udało. Luta Karabina i Zygmunt Szatan różnią się od siebie w zasadzie pod każdym względem, mimo to gdy ich drogi się krzyżują i okazuje się, że na horyzoncie pojawia się wspólny albo raczej pokrewny cel, są zmuszeni współpracować. Co z tej kooperacji wyniknie? Tego można się dowiedzieć tylko po przeczytaniu książki.

Co było dla ciebie najtrudniejsze, a co najbardziej satysfakcjonujące w czasie tworzenia historii zapisanej na kartach „Prawa matki”?

Najtrudniejsze było wybrnięcie z pewnej niezwykle skomplikowanej sytuacji. Musiałem sporo się nagłowić, aby to wszystko poskładać do kupy i żeby miało to ręce i nogi. Nie chciałem, aby to była powieść z gatunku „zabili go i uciekł”, gdzie jedna kobieta z sił specjalnych rozpieprza wszystko w proch i pył. Oczywiście mógłbym tak tę historię poprowadzić, ale to wszystko mieliśmy już w amerykańskich filmach typu „Rambo” czy „Uprowadzona”. Tu należało stworzyć ekstremalnie skomplikowaną intrygę, z której później trzeba było umiejętnie wybrnąć. W tym pomógł mi niejaki Władymir, ale na tym muszę skończyć, aby za mocno nie zaspojlerować.

Luta puściła mężczyznę i stanęła naprzeciwko niego. W jednostce szkolili ją z zakresu zachowań behawioralnych, co świetnie przydawało się podczas przesłuchań. Z łatwością potrafiła przejrzeć, czy ktoś kłamie, czy nie. Mańka nie kła­mał. (…) Przez chwilę z nieskrywaną odrazą wpatrywała się w jego krocze. To normalne, że maglowani popuszczali w tego typu sytuacjach, choć zwykle działo się to nieco później. Facet nie wydawał się groźny i powinien trzymać gębę na kłódkę. Na wszelki wypadek postanowiła mu jednak o tym przy­pomnieć.

– Powiem to tylko raz – zaczęła. – Ta rozmowa zostaje między nami do momentu, gdy nie zdecyduję inaczej. Jeśli puścisz parę z gęby, wrócę tu i utnę ci jaja. Zrozumiałeś?


„Prawo matki”, Przemysław Piotrkowski

Nad czym obecnie pracuje Przemysław Piotrowski? W posłowiu wspomniałeś, że zanim wrócimy do Zielonej Góry, już wiosną ruszymy śladami najstraszniejszego seryjnego mordercy w historii światowej kryminalistyki – Kolumbijczyka Luisa Alfreda Garavita.

Tak, to już nie jest żadna tajemnica. Od kilku miesięcy pracuję nad historią z pogranicza true crime i reportażu dotyczącą życia Luisa Garavita – najstraszniejszego seryjnego mordercy w historii. Pewnie większość fanów gatunku słyszało o Amerykanach Tedzie Bundym (o którym napisano i powiedziano już chyba wszystko), Jeffreyu Dahmerze (ostatni niezwykle popularny serial na Netflixie) czy nieco bliższemu nam geograficznie Ukraińcu Andrieju Czikatiło. Ci seryjni mordercy bez wątpienia byli potworami z najgorszych koszmarów, ale przy Garavicie są tak naprawdę, co najwyżej, niesfornymi łobuzami.

„Bestia” – taki przydomek nadano Kolumbijczykowi – jest kimś, kto zabił dwukrotnie więcej (a może i kilkukrotnie, bo tego tak naprawdę nie wiadomo do dzisiaj) osób niż oni wszyscy razem wzięci, a sposób, w jaki pozbawiał życia młodych chłopców, mógłby zawstydzić najbardziej okrutnych inkwizytorów. I teraz uwaga – ten psychopata już na wiosnę przyszłego roku może wyjść na wolność, bo kończy mu się wyrok! Niewyobrażalne? Bez dwóch zdań zgadzam się z tym stwierdzeniem. Tak naprawdę w całą tę historię po prostu trudno uwierzyć. Ale że lubię wyzwania, to podjąłem próbę jej zrozumienia. Czy mi się to uda? Już wiosną czytelnicy i czytelniczki poddadzą to ocenie.

Książka „Prawo matki” jest dostępna w sprzedaży

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Marcin Waincetel - awatar
Marcin Waincetel 25.11.2022 14:30
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post