Melancholia sprzeciwu

Okładka książki Melancholia sprzeciwu
László Krasznahorkai Wydawnictwo: W.A.B. Seria: Don Kichot i Sancho Pansa literatura piękna
408 str. 6 godz. 48 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Don Kichot i Sancho Pansa
Tytuł oryginału:
Az ellenallas melankoliaja
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2007-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2007-01-01
Liczba stron:
408
Czas czytania
6 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
8374143258
Tłumacz:
Elżbieta Sobolewska
Tagi:
literatura węgierska powieść węgierska
Inne
Średnia ocen

                7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
138 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
1196
1172

Na półkach:

Autor na wskroś przewierca umysł nieoczywistą, mocno niepokojącą, a kunsztownie zbudowaną, pełną nieokreślonej grozy, frazą. To próba odpowiedzi, bez stawiania kropki, na odwieczne pytanie człowieka: jak ma, jak powinien, jak może, jak musi wyglądać koniec naszego świata. Pytanie, na które każdy odpowiada sam.

Wiele wymagający od czytelnika Krasznahorkai mało co pozostawia tu wyjaśnionym, a wielu rzeczy każe się domyślać. Widzimy tu świat w rozpadzie, który można opisać tylko w taki niełatwy sposób, odpowiadający temu rozpadowi, szarpany, pozornie nieuporządkowany. Nie da się inaczej oddać w książce tego, co Bela Tarr przekazuje językiem filmu w ekranizacjach prozy Krasznahorkaia (także i tej książki). Czy może to być łatwo przyswajalne, skoro - jak czytamy - „naturalnym stanem świata jest chaos, a końca, który nigdy nie nadejdzie, nie można przewidzieć”?

Daleka od chęci podobania się czytającemu narracja przypomina najlepsze mroczne strumienie świadomości z dzieł klasyków. Rwie się ona, kluczy, zamiera, przyspiesza, raczej skrywa niż wyjaśnia, nie stroni od zaglądania do nierozpoznanej strony człowieka. Ale przede wszystkim przytłacza czytającego wielokrotnie złożonymi zdaniami, choć zarazem w magnetyczny sposób zmusza do dalszej lektury (chyba Autor brał lekcje u mojego ulubionego Bernharda).

Mamy tu zatem m.in. klasyczny, iście kafkowski, topos szarego człowieka, lekko upośledzonego, od którego woli nic nie zależy, wrzuconego w wir zdarzeń, które mają uczynić go ściganym zbrodniarzem. Pod powiekami na długo pozostaje opis zwiastującej nadchodzącą katastrofę kolejowej podroży Pflaumowej, narastania niewyjaśnionej grozy bijącej od mężczyzny w sukiennym płaszczu, błąkania się po potwornym mieście w zły czas, groteskowego posiedzenia „komitetu kryzysowego”, okrutnego pościgu tłumu za małżeństwem z dzieckiem, właściwych dla stanu wyjątkowego rozliczeń wojska z buntownikami, demonicznej Eszterowej – odwiecznej figury kogoś, kto zagarnia władze, korzystając z zamętu, czy raczej wykorzystując go, a nawet i współtworząc. I jest jeszcze jej mąż, czyli ten, Kto Zawsze Musi Przegrać. Nie byle jaką rolę w całości pełnią ujęte w cudzysłowy komunały, którymi Autor ukazuje banalność swych bohaterów, ale i powieściowych sytuacji.

Ktoś mógłby uznać całość narracji za mocno dręczącą, co nie byłoby całkiem bezpodstawne, skoro Krasznahorkai faktycznie poprzeczkę zawiesza tuż pod sufitem. „Poczuł w głowie pustkę, bezradność i chaos i choć niczego nie rozumiał, czuł coraz większą presję, by nie dopuszczać do siebie myśli o tym, jak bardzo jest bezradny i zagubiony” – być może to nie tylko wrażenie jednego z bohaterów, ale i niejednego oszołomionego czytelnika.

Mnie dręczy tylko pytanie: czy z kolei Autor pisze o sobie, gdy w usta dyrektora - bądź co bądź, cyrku - wkłada słowa: „Jeśli idzie o walkę, jaka toczy się pomiędzy sztuką niosącą człowiekowi wyzwolenie a niedojrzałą publicznością, nie żywi wielkich nadziei, by nie używać wielkich słów, na jej szczęśliwe zakończenie, bo publiczność skostniała w swojej niedojrzałości, +jak gdyby Stwórca przylepił ją na zawsze do miejsca, w którym utkwiła+, a ten, kto pokłada nadzieję w sile swego nadzwyczajnego dzieła, musi źle skończyć”.

Nie liczyłby zatem Krasznahorkai na sukces swego dzieła, skoro kontynuował: „To, co nieoczekiwane, zaskakujące i nadzwyczajne, zawsze było nieodłącznym atrybutem prawdziwej sztuki, podobnie jak „nieprzygotowani” widzowie i ich „nieobliczalne” reakcje na wszystko, co w niej rewolucyjnie nowe, wyjątkowość przedstawienia”.

Wracając do pytania z pierwszego akapitu: wydaje się że „to” będzie powolnym, być może trudno zauważalnym, ale poddanym nieubłaganej kolejności, wycofywaniem się wszelkich form życia z obecnego sposobu istnienia. Np. coś takiego, co obrazuje inny film Tarra wg Krasznahorkaia ”Koń turyński”, który polecam – tym, którzy są gotowi na niełatwy wysiłek, by go obejrzeć, to znaczy wytrzymać….

Kilka cytatów wprowadzi w nastrój tej niezwykłej prozy…

…Codzienny porządek stał pod znakiem zapytania, rosnący w niepohamowanym tempie chaos niszczył utrwalone przyzwyczajenia, przyszłość okazała się pełna podstępów, przeszłość pogrążona w niepamięci, a funkcjonowanie codziennego życia tak nieprzewidywalne, że ludzie godzili się na wszystko, nic nie było niemożliwe do wyobrażenia…

…Wiedziała, że tu, właśnie tu, w dusznej atmosferze przesłodzonych kompotów, dusznych kołder, wyczesanych frędzli dywanów i foteli ukrytych pod pokrowcami, ginie każdy pełen siły zamiar, że w śmiertelnym bagnie pożeraczy operetek, grzejących nogi w kapciach, którzy uważając się za śmietankę miejscowej społeczności, z butną wyższością traktują zwyczajnych, zdrowych ludzi, grzęźnie entuzjazm działania…

…Ona bowiem, dla której całymi latami radości i kłopoty sprowadzały się do robienia jesiennych przetworów, wiosennych porządków, popołudniowego szydełkowania i sumiennej opieki nad kwiatami, przywykła, że chroniona zbawiennym dystansem, może obserwować szaleńczy pęd, w jakim wiruje zewnętrzny świat….

….Ludziom takim jak ona tylko mróz pozwala trzeźwo patrzeć na świat, studzi ich rozchwiane emocje, porządkuje zagubione w letnich upałach
myśli…

…Wyglądał na zmęczonego, wyczerpanego, jednak to nie codzienne kłopoty nadszarpnęły jego siły, lecz jedna, jedyna myśl – od dziesiątek lat męcząca, wyczerpująca czujność, że w każdej chwili może go zabić
gigantyczna tusza…

...Poczuł w głowie pustkę, bezradność i chaos i choć niczego nie rozumiał, czuł coraz większą presję, by nie dopuszczać do siebie myśli o tym, jak bardzo jest bezradny i zagubiony...

….Żyjemy w beznadziejnym piekle nieodgadnionej przeszłości i pełnej podstępów przyszłości…

…Mówi, że tylko on widzi całość, bo on dostrzega, że nie ma całości…

…W drzwiach wejściowych, jak gdyby w odpowiedzi na pytanie, po co ciągle zamykać i otwierać drzwi, nie było klamki…

…Czuł dreszcze na myśl, że to, co dla niego nie może iść w parze, dwoje małych dzieci i zimna pasja okrucieństwa, jest jednak możliwe…

…Sam porzucę wolne i jasne myślenie, niczym śmiertelną głupotę, odmówię dalszego posługiwania się umysłem i od tej chwili ograniczę się do trudnej do opisania radości, jaką niesie rezygnacja z myślenia...

…Był żywym przykładem, że podobnie jak głupi i zadufani ludzie, pragnący w imię aktualnych ideologii zmienić społeczny ład, obracają w ruinę miasto i kraj niechybnie zasługujący na swój los, on zniszczyłby samego siebie własnymi fobiami…

…Jak wzrokiem sięgnąć, wszystkie ulice i chodniki pokrywał gruby, gęsty pancerz śmieci, a rozdeptany i skamieniały na ostrym mrozie potok brudu wił się, lśniąc kosmicznym blaskiem w poświacie zapadającego zmierzchu. (…) Czy to właśnie, zadał sobie pytanie, jest Sąd Ostateczny? Żadnych trąb, rycerzy, bez najmniejszego hałasu, w spokoju i w ciszy po prostu pochłoną nas śmieci? Wcale niezaskakujący to koniec...

- Czy braliście udział w zabijaniu ludzi?
- Brałem. Za mały.
- Słucham?
- Mówię: za mały.

…Czuł, że już nie ma w nim pustki, tylko smutek…

Autor na wskroś przewierca umysł nieoczywistą, mocno niepokojącą, a kunsztownie zbudowaną, pełną nieokreślonej grozy, frazą. To próba odpowiedzi, bez stawiania kropki, na odwieczne pytanie człowieka: jak ma, jak powinien, jak może, jak musi wyglądać koniec naszego świata. Pytanie, na które każdy odpowiada sam.

Wiele wymagający od czytelnika Krasznahorkai mało co pozostawia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    399
  • Przeczytane
    192
  • Posiadam
    83
  • Literatura węgierska
    10
  • Teraz czytam
    8
  • Ulubione
    6
  • Chcę w prezencie
    4
  • Do kupienia
    3
  • 2022
    3
  • 2012
    2

Cytaty

Więcej
László Krasznahorkai Melancholia sprzeciwu Zobacz więcej
László Krasznahorkai Melancholia sprzeciwu Zobacz więcej
László Krasznahorkai Melancholia sprzeciwu Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także