rozwińzwiń

Pieśń o płomieniach i mroku

Okładka książki Pieśń o płomieniach i mroku Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Logo Lubimyczytac Patronat
Logo Lubimyczytac Patronat
Okładka książki Pieśń o płomieniach i mroku
Anna BartłomiejczykMarta Gajewska Wydawnictwo: We need YA Cykl: Legenda o popiołach i wrzasku (tom 2) fantasy, science fiction
536 str. 8 godz. 56 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Legenda o popiołach i wrzasku (tom 2)
Wydawnictwo:
We need YA
Data wydania:
2023-11-08
Data 1. wyd. pol.:
2023-11-08
Liczba stron:
536
Czas czytania
8 godz. 56 min.
Język:
polski
ISBN:
9788367551663
Średnia ocen

5,6 5,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Legenda o popiołach i wrzasku Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Ocena 5,2
Legenda o popi... Anna Bartłomiejczyk...
Okładka książki Ostatnia godzina Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Ocena 5,9
Ostatnia godzina Anna Bartłomiejczyk...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

„Czas jest drogą, po której należy umieć się poruszać”



751 1 25

Oceny

Średnia ocen
5,6 / 10
106 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
3
3

Na półkach:

Ciekawa książka, interesujące wątki polityczno-społeczne, przedstawienie fabuły z wielu perspektyw przez co świat przedstawiony nie jest czarno-biały. Postacie, które da się zrozumieć i których historia ciekawi. Podobała mi się o wiele bardziej niż pierwsza część, czekam na kontynuację, chętnię zobaczę jak dalej potoczą się losy bohaterów, jak zakończy się konflikt w Tesarycie i jakie będą kolejne ruchy Vijandy

Ciekawa książka, interesujące wątki polityczno-społeczne, przedstawienie fabuły z wielu perspektyw przez co świat przedstawiony nie jest czarno-biały. Postacie, które da się zrozumieć i których historia ciekawi. Podobała mi się o wiele bardziej niż pierwsza część, czekam na kontynuację, chętnię zobaczę jak dalej potoczą się losy bohaterów, jak zakończy się konflikt w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
40
40

Na półkach:

👉Moje odczucia po przeczytaniu Pieśni o popiołach i mroku są bardzo pozytywne. Książka nie jest typową powieścią akcji nie ma tu wielkich bitew czy pościgów, raczej skupia się na politycznych intrygach, relacjach między bohaterami czy sekretach, które stopniowo wychodzą na jaw. Nie oznacza to jednak, że jest nudna czy przewidywalna jak w niektórych recenzjach można przeczytać.

Wręcz przeciwnie w tym tomie poznajemy nowe postacie, które wnoszą do fabuły świeżość i zaskoczenie, a także dowiadujemy się nowych informacji o bohaterach, których znamy od pierwszej części. Zakończenie drugiego tomu lekko mnie zaskoczyło, choć spodziewałam się, że prędzej czy później spotkanie pewnych osób musi się wydarzyć. Naprawdę nie mogę się doczekać trzeciego tomu 🐦‍⬛

👉Moje odczucia po przeczytaniu Pieśni o popiołach i mroku są bardzo pozytywne. Książka nie jest typową powieścią akcji nie ma tu wielkich bitew czy pościgów, raczej skupia się na politycznych intrygach, relacjach między bohaterami czy sekretach, które stopniowo wychodzą na jaw. Nie oznacza to jednak, że jest nudna czy przewidywalna jak w niektórych recenzjach można...

więcej Pokaż mimo to

avatar
177
42

Na półkach:

Chciałabym Wam zdradzić kontynuację historii dwóch królestw, położonych na przeciwnych krańcach kraju. 
  Raina zdobywa tron, ale niestety równocześnie traci najbliższe osoby. Czy wygrana nadal smakuje, gdy jest związana ze śmiercią bliskich? Walka Rainy i niesprawiedliwość wokół tematu pomszczenia śmierci jej siostry jest wątkiem, który mnie całkowicie pochłonął. Jednak to nie jedyne problemy jakie spadły na Raine, problemy ekonomiczne jej królestwa i podważanie jej władzy to kolejny cios.
  Antoinette w osamotnieniu zmaga się z nowymi umiejętnościami. Nie każdy uznaje jej nowy tytuł, dlatego dziewczyna nie ma łatwego życia, jednak musimy pamiętać, że na jej moc czekano tak wiele czasu, z czasem znajdą się też jej zwolennicy.
  Akcja toczy się powoli tak jak w pierwszym tomie. Są bardzo rozwinięte opisy miejsc i sporo politycznych zagrań.
  Szczerze mówiąc oczekiwałam czegoś więcej po kontynuacji tej serii. Może kolejny tom przyniesie wszystko to czego zabrakło mi w dwóch poprzednich tomach

Chciałabym Wam zdradzić kontynuację historii dwóch królestw, położonych na przeciwnych krańcach kraju. 
  Raina zdobywa tron, ale niestety równocześnie traci najbliższe osoby. Czy wygrana nadal smakuje, gdy jest związana ze śmiercią bliskich? Walka Rainy i niesprawiedliwość wokół tematu pomszczenia śmierci jej siostry jest wątkiem, który mnie całkowicie pochłonął. Jednak to...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1073
631

Na półkach:

Pora na małe co nieco o drugim tomie serii “Legenda o popiołach i wrzasku” czyli “Pieśni o płomieniach i mroku”.

Jak już wiecie, pierwsza część nie wzbudziła we mnie zachwytu, jednak był w nie potencjał i sięgnięcie po kontynuację było pod pewnymi względami konieczne. Nie wiedziałam w sumie czy sięgam po nią z nadzieją na to, że będzie lepiej czy ze strachem, że zmarnuję czas, który mogłabym spędzić z lepszą książką. Z pewnością grubość budzi obawy. Poza tym, nie wiem jak Wy, ale ja książki w twardej oprawie lubię mieć i podziwiać, bo prezentują się tak pięknie i dostojnie, ale czytanie… Wolę zdecydowanie książkę w miękkiej oprawie i otulaczu.

Mamy tu ciąg dalszy poznanych już dwóch historii, dalsze losy dwóch królestw, wojny, perypetii bohaterów. W pewnym stopniu autorki ich nie oszczędzają, nie pozwalają by żyło im się spokojnie. Ale czy to znaczy, że przed nami emocjonująca i porywająca historia ?

Antionette. Królestwo Północy. Ta bohaterka wraz z Fiyonnem wraca do Tesarythu, gdzie zostaje przez niego…porzucona. Staje się więźniem panującego króla, mężczyzny bezwzględnego, który nie ma zamiaru oddać bratu władzy. Stara się za to przeciągnąć ją na swoją stronę, zniechęcić do Fiyonna. Czy kobieta będzie lojalna ?

Liczyłam w sumie na to, że wątek tej dwójki będzie tu inaczej poprowadzony, że ich relacja rozwinie się w wiadomym kierunku, że otrzymam konkretny wątek romantyczny. Autorki poświęciły tu więcej uwagi na rozwinięcie kreacji tego bohatera, ale wielbicielki romansów, pod tym względem raczej usatysfakcjonowane nie będą.

Za to w obu historiach dość ciekawie rozwijają się intrygi na królewskich dworach. Pod tym względem na nudę nie ma w sumie co narzekać.

A co się dzieje w Królestwie Południa ? Raina przejmuje tron, władzę, zwycięża. Jednak cena tego triumfu, jest niezwykle wysoka. Straciła więcej niż była gotowa. Czy udźwignie się po tym jaki cios zadał jej los ?

Tu też liczyłam na wątek miłosny. Fakt, dobrze napisana fantastyka, nie musi go wcale posiadać i choć kocham jak jest, potrafiłam nie raz się przekonać, że brak nie musi równać się z rozczarowaniem. Ale tu wolałabym żeby było tego więcej. A mimo, że mamy relację Rainy z Jamesem, to chemii między tą dwójką nie czułam absolutnie.

Może konkretniejszy wątek romantyczny, bardziej intensywny, uratowałby całość w moich oczach? Bo nadal nie uzyskałam efektu wow w trakcie czytania. Nadal, czytając czekałam na to “coś”. I ponownie nie znalazłam.

W pewnym stopniu całość wypadła lepiej niż pierwszy tom. Czytało mi się łatwiej, szybciej. Mimo mnogości bohaterów, mimo zawiłości zarówno świata wykreowanego przez autorki jak i tych notorycznie pojawiających się intryg i komplikacji… czułam jakbym dostała niedoprawioną potrawę. To porównanie chyba mi tu niestety pasuje najlepiej.

Nadal jest potencjał, nadal na swój sposób podziwiam pomysłowość autorek, ale też wciąż jest to nie do końca dobrze rozwinięte. Jak to możliwe, że tak gruba książka jest niedostatecznie rozwinięta ? Ano jak widać …da się.
Wg mnie wątki które mogłyby nadać całości wyrazu, zostały zbagatelizowane, a być może odłożone na później, a te mniej porywające, aż nazbyt opracowane.

Cóż. Podkreślam tylko, że to moje zdanie. Książki prezentują się imponująco. A każdy gust jest inny i z pewnością nie jeden czytelnik tę historię doceni. Może łatwiej się w nią wczuć jeśli zna się taki bardziej rozbudowany obraz całości , przedstawiony na profilu autorek. Ja akurat do tego nie doszłam. Jeszcze. Może zajrzę.

A czy sięgnę po kontynuację ? Też nie mam pewności. Bo jak dla mnie to historia w sam raz na raz, nie zapadająca w pamięć. I nie z rodzaju tych na które będę z niecierpliwością wyglądać. A szkoda.

Mimo to dziękuję za egzemplarze do recenzji

Pora na małe co nieco o drugim tomie serii “Legenda o popiołach i wrzasku” czyli “Pieśni o płomieniach i mroku”.

Jak już wiecie, pierwsza część nie wzbudziła we mnie zachwytu, jednak był w nie potencjał i sięgnięcie po kontynuację było pod pewnymi względami konieczne. Nie wiedziałam w sumie czy sięgam po nią z nadzieją na to, że będzie lepiej czy ze strachem, że zmarnuję...

więcej Pokaż mimo to

avatar
155
68

Na półkach: ,

Niestety ale tego nie da się czytać, w moim odczuciu nuda, zero emocji, absurdalne wątki, więcej nie sięgnę już po żadną książkę tych autorek

Niestety ale tego nie da się czytać, w moim odczuciu nuda, zero emocji, absurdalne wątki, więcej nie sięgnę już po żadną książkę tych autorek

Pokaż mimo to

avatar
216
102

Na półkach:

"Przywileje łączą się z poświęceniem. Równowaga zawsze musi być zachowana."

"Pieśń o płomieniach i mroku" to kontynuacja cyklu Legenda o popiołach i wrzasku autorstwa Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskie. Na początku opublikowałam recenzję pierwszego tomu, ale przypomnę, że książka jest podzielona jakby na dwa osobne, przeplatające się ze sobą opowiadania, jedno dotyczy Królestwa Północy, a drugie Królestwa Południa. Światy obu tych Królestw są pogrążone w chaosie. W drugim tomie znajdujemy kontynuację poczynań bohaterów i tego jak radzą sobie z zaistniałą sytuacją.

W Królestwie Północy Antionette wraca razem z Fiyonnem do Tesarythu, jednak szybko okazuje się, że książęcy brat ma inne plany i ją opuszcza, zostawia ją samą na pastwę losu panującego króla, który okazuje się bezwzględny i za nic w świecie nie ma zamiaru oddawać władzy bratu. Antionette staje się więźniem króla i swojej magii, która bez nauk Fiyonna staje się dla niej bezużyteczna, bo nie wie jak ma ją rozwijać.

"Odzwyczaiła się od słuchania własnego głosu. Zbyt długo przemawiały do niej inne."

W Królestwie Południa Raina zwycięża walkę o tron, jednak teraz przed nią walka o pokój w królestwie. Dodatkowo podczas walki o tron traci swoją ukochaną siostrę z którą podczas ucieczki zbliżyły się do siebie. Pogrążona w żałobie dziewczyna musi poradzić sobie z przeciwnościami losu. Do tego pojawiają się jeszcze solaryci, których intencji nie da się przewidzieć.

Pierwszy tom bardzo mnie wciągnął i nie mogłam się od niego oderwać, liczyłam, że drugi tom będzie taki sam albo i milion lepszy, ale miałam wrażanie czytając, że jest bardzo dużo kartek, ale akcja się za bardzo nie posuwa na przód. Nie jest tak, że wcale mi się nie podobała, bo i owszem była fajna, ale nie było wow. Dla mnie było zdecydowanie za dużo opisów, przemyśleń bohaterów, a za mało działania z ich strony. Im więcej tych przemyśleń, tym bardziej zwlekałam z powrotem do czytania książki.

Jednak bardzo chciałabym dowiedzieć jak zakończy się cała historia, więc czekam na kolejny tom.

"Przywileje łączą się z poświęceniem. Równowaga zawsze musi być zachowana."

"Pieśń o płomieniach i mroku" to kontynuacja cyklu Legenda o popiołach i wrzasku autorstwa Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskie. Na początku opublikowałam recenzję pierwszego tomu, ale przypomnę, że książka jest podzielona jakby na dwa osobne, przeplatające się ze sobą opowiadania, jedno dotyczy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1087
325

Na półkach:

Muszę przyznać, że po pierwszym tomie sięgałam po tę książkę z wielkimi oczekiwaniami. I niestety trochę się zawiodłam. Nadal jestem przywiązana do bohaterów, ale ten tom miał bardzo wolno prowadzoną akcję, nie było tam nic, co by mnie poruszyło i nie pozwoliło się od tej książki oderwać. Brakowało mi trochę większego wybrzmienia intryg na Południu, wciągnęłam się za to bardziej w historię Północy, kompletnie na odwrót niż przy czytaniu pierwszego tomu.

Muszę przyznać, że po pierwszym tomie sięgałam po tę książkę z wielkimi oczekiwaniami. I niestety trochę się zawiodłam. Nadal jestem przywiązana do bohaterów, ale ten tom miał bardzo wolno prowadzoną akcję, nie było tam nic, co by mnie poruszyło i nie pozwoliło się od tej książki oderwać. Brakowało mi trochę większego wybrzmienia intryg na Południu, wciągnęłam się za to...

więcej Pokaż mimo to

avatar
121
4

Na półkach: , , ,

Jestem rozczarowana. To już trzecia książka autorek, w której mam wrażenie, że popełniają te same błędy i trzecia, w której przez pierwsze kilka rozdziałów było w porządku, a potem zadziało się coś dziwnego, przez co zupełnie straciłam zainteresowanie. Miało być lepiej niż w pierwszej części sagi, ale nie jest.
Na plus zaliczam dwie rzeczy. Po pierwsze: lepszy warsztat i tu głównie chodzi mi o mniej błędów i podobne tempo obu wątków. Uważam zwłaszcza, że warto pochylić się nad progresem Marty – jej styl pisania bardzo się poprawił, co pozwala mi sądzić, że pierwszy tom naprawdę był pisany na szybko, byle by było. Jeśli zaś chodzi o część Anny to tego progresu nie widzę. Nadal pisze bardzo poprawnie, ale też bardzo nudno. Drugą rzeczą, która jest na plus w tym tomie, to jako tako wyklarowanie pewnych wątków, które wydawały się absurdalne w pierwszej części. W tej trochę mniej miałam ochotę wywracać oczami.
Natomiast reszta zmęczyła mnie na tyle, że trochę sobie ponarzekam. Będzie długo i dużo szczegółów, w tym spoilery.

Na wstępie krótko o nowych bohaterach. Sądziłam, że postaci w drugim tomie trochę uratują sytuację, jednak tak się nie stało.
1. Rozczarowała mnie postać Kierana. Z tego, co dziewczyny zapowiadały, spodziewałam się sarkastycznego bawidamka. O jego sarkazmie zaś jedynie nam się mówi, bo nie wyłapałam u niego żadnego ciętego czy zabawnego tekstu. Jego relacje z innymi również nie są zbyt soczyste, z kobietami to już nie wspomnę, bo prawie ich nie ma. Powiedziałabym, że całkiem dobrze wypada ten fragment ze wspomnień Fiyonna, gdzie leżą sobie z Kieranem na trawie. Ale to był tylko jeden moment, w dodatku miałam wrażenie, że w samej fabule zdaje się nie mieć dużego znaczenia i był napisany tylko po to, żeby nikt się nie czepiał, że nie ma nic o ich relacji. Podobnie jest z Rhoswen – też sądziłam po kilku filmach autorek, że będzie mieć ostrzejszy charakter. Uważam też, że jej postać jest trochę od czapy i pojawia się tylko dlatego, bo tego wymaga sytuacja. W pierwszej części nie było żadnej wzmianki o niej jako ulubionej dwórce królowej, a akurat Antoinette jako najlepsza pokojowa mogłaby ją znać. I o ile rolę Kierana w planie Fiyonna mogę zrozumieć, bo to kuzyni, to dlaczego zaangażował w to Rhoswen? Nie wiem. Jej odpowiedzią na podobne pytanie Antoinette było “bo nie podoba mi się to, co się dzieje”. Mi to nie wystarcza, liczę na to, że później będzie to lepiej pociągnięte.
2. Pozostałe nowe postaci, które mogłyby mieć jakieś znaczenie jak np. Elida Kostelic, czy Manu Noppea i reszta petramich (muszę się powstrzymywać, żeby nie napisać pastrami) są bardzo mało charyzmatyczni, jak na przywódców takich grup i właściwie nie wiem, co mogę o nich powiedzieć. A szkoda, bo gdyby ktoś dobrze wziął się za te wątki, to mogliby być naprawdę zapadający w pamięć bohaterowie.
3. Dziewczyny mówiły również na live spoilerowym z Lopiw, że istotni w drugim tomie będą Tiana i Miron. Niestety nie są. Z tego, co pamiętam, to Miron miał kwestie mówione tylko w pierwszym rozdziale Basha, może jakieś pojedyncze zdania później, ale mało znaczące. Tiana z kolei pojawiła się na audiencji u Rainy, wyznała, że umie leczyć magią i to w sumie tyle. Właściwie to mam wrażenie, że pojawiła się tylko po to, żeby potem miał kto leczyć Rose. Nie widzę jej większej roli w całej fabule.
4. Liczyłam też na większą obecność Valianta i Ingvild, w końcu w reklamach książki na profilu wydawnictwa było: "Poznaj dalszy ciąg przygód Antoinette, Fiyonna, Rainy i VALIANTA". (W ogóle ten opis brzmi jak jakaś zapowiedź kolejnego sezonu Psiego Patrolu). Prawdopodobnie Valiant dostanie swoje rozdziały w trzeciej części, ale no i tak trochę słabo, bo prawie go nie znamy. Zaś Ingvild porozmawiała z Antoinette tylko na samym początku. Myślałam, że może to ona będzie tym “nieoczekiwanym sojuszem” wymienianym w opisie na okładce. Ale też nie. O Ingvild potem się tylko mówi, nie ma ona żadnych ważnych scen, gdzie podjęłaby jakieś działanie.

Mówiąc zaś o bohaterach, których już znamy:
Antoinette jest moim zdaniem bardzo nijaka, w dodatku prowadzenie tej postaci jest nieudolne. Ona praktycznie nie napędza fabuły swoimi działaniami, wszyscy robią to za nią. Jak jej się uda czasem wyjść z pokoju, albo z celi, to i tak za chwilę z powrotem w niej ląduje. Nawet w momencie ucieczki – właściwie przejechała się do miasta tylko po to, żeby kapłanka jej powiedziała, że powinna wrócić. Mimo że jest to w pewnym stopniu realne (w końcu dziewczyna jest więźniem),to wypada to powtarzalnie i topornie. W dodatku jest kilka scen, w których chyba Antoinette miała pokazać jakiś pazur, ale one nie działają, bo nie mamy do nich dobrej podbudowy lub dialogi są znów “kwadratowe” i niewiele znaczące. Kilka przykładów:
Rozdział 9. str. 101: Moim zdaniem kłótnia z ochmistrzynią była bardzo na wyrost. Wspomniano w narracji, że Pani Oesterberg w przeszłości nieraz popchnęła, albo nawet uderzyła którąś z podwładnych. Antoinette powinna być – jakkolwiek źle to nie zabrzmi – przyzwyczajona do takiego zachowania. Rozumiem, że nagle wezbrały w niej emocje i też miała już możliwość postawić się ochmistrzyni jako Krucza Wiedźma. Ale w sumie to kobieta po prostu weszła i popchnęła Yrsę, idąc w stronę zasłon. To było napisane tak sucho, że nawet nie zwróciłabym uwagi na ten fragment, gdyby nie wybuch Antoinette. Wybrzmiałoby to lepiej, gdyby przed tą sceną była jakaś ostra wymiana zdań. Albo gdyby ochmistrzyni w kłótni uderzyła Yrsę. Brakowało mi tam jakiegoś mocniejszego podkręcenia sceny, bo właściwie całość rozegrała się jedynie na dwóch pierwszych stronach rozdziału.
Str 108–109: Jak niby Antoinette podjęła rękawicę w rozmowie z Valiantem? xD To jest idealny przykład “kwadratowego” dialogu (czyli takiego, gdzie bohaterowie albo przeczą sami sobie, albo każdy mówi sobie i nie tworzy to spójnej całości).
1. “Było… – Z rozchylonych ust Antoinette nie wydobył się żaden dźwięk.” - “Było” już jest dźwiękiem, więc bez sensu to zdanie. Rozumiem, że chodzi o to, że nie mogła dokończyć, ale dziwnie to jest napisane.
2. Valiant pyta Antoinette o świątynię, natomiast ona gada o Flugstadt. Zupełnie niepodejrzane. W dodatku idzie jej to topornie, bo Valiant ignoruje jej słowa i dalej ciągnie o świątyni, podczas gdy z jej strony mamy tylko myśli. A zamiast pisać o Antoinette, że musi “myśleć szybko”, lepiej żeby ta rozmowa faktycznie była dynamiczna.
3. Kolejność tych akapitów zaburza dynamikę dialogu, który powinien był szybki, żeby riposta zadziałała.
4. "– W takim razie może opowiesz mi więcej o spotkaniu z Uświęconą Matką? – Valiant odłożył sztućce, by napić się wina.
– Wydawało mi się słuszne z nią rozmówić – odparła Antoinette – skoro mam być w dobrych kontaktach ze Świątynią.
Spojrzawszy na Valianta, miała nadzieję, że zrozumiał, że podjęła rzuconą przez niego rękawicę."
Tu chodzi niby o to, że zagięła króla, bo odpowiedziała tym samym zdaniem, co on. Ale jej wers odpowiada na pytanie “dlaczego”:
“Dlaczego spotkałaś się z Uświęconą Matką?–Wydawało mi się słuszne z nią rozmówić”.
Valiant zaś zapytał ją “Jak?”: “Jak przebiegało spotkanie?”. Na dobrą sprawę, to ona w ogóle nie zrozumiała pytania. Rozumiem, że to miał być wielki moment Antoinette, ale moim zdaniem to wybrzmiało żenująco. Ta rozmowa powinna być dłuższa i ostrzejsza, żeby to zadziałało.
Rozdział 15. Bezsensowna jest również rozmowa Antoinette z gubernatorem. Wezwał ją, bo chciał porozmawiać, ale po co? Myślałam, że może po to, żeby:
a) złożyć jej jakąś propozycję
b) przekonać ją do czegoś
c) lepiej ją poznać
Nic takiego nie miało miejsca. Cała ta “rozmowa” miała 25 kwestii dialogowych, z czego jedynie 7 wypowiadała Antoinette. Rozdział ma 10 stron, ale sam dialog bez opisów zająłby 2 strony (sprawdziłam). To moim zdaniem bardzo mało jak na scenę, która właśnie na dialogu ma się opierać. W dodatku to jest pierwsza rozmowa kogokolwiek z gubernatorem! Chciałoby się, żeby ta postać została wprowadzona jakoś ciekawiej. Zamiast tego on prowadzi niespecjalnie ciekawy monolog, a Antoinette myśli o tym, czy byłaby wystarczająco silna, żeby go zabić. Ostatecznie ani ona nie powiedziała tam niczego mądrego, ani on. Jedyne, czego Antoinette się dowiedziała, to że Vijandczycy wierzą, że magia Tesarythu=ciemność i należy z tym walczyć, bo północ jest piękna. Odkrywcze.

James dostał niby jakieś wytłumaczenie jego absurdalnego zachowania w pierwszej części, które z jednej strony jest ok, w samym tym spisku nie widzę póki co większej luki. Natomiast z drugiej strony jest to trochę bez sensu, patrząc na to, jak wyglądała sytuacja w pierwszym tomie. Dlaczego czaił się za nimi wtedy nad rzeką, zanim go zauważyli? W dodatku nie powiedział im od razu, że ma pokojowe zamiary, a przecież tak by mu było łatwiej. Ja w ogóle wprowadziłabym go już w scenie w karczmie, gdzie doszło do tej walki Basha z rycerzami Gertranda. James pomógłby tam naszym bohaterkom i byłoby to dużo bardziej do uwierzenia, że zgodziły się na jego towarzystwo. Poza tym fakt, że James wiedział o całym zamachu stanu, zanim do niego doszło, rodzi jeszcze większy potencjał do dramatu i tragizmu postaci, których oczywiście nie widać. Chłop jest zakochany w Rainie i nie wie, jak jej powiedzieć, że wiedział, że jej ojciec umrze. I że wziął kasę za spotkanie jej – przecież on się powinien miotać na prawo i lewo, a tutaj nic. I tak jak w Lopiw jako tako było jeszcze widać jego charakter (chociaż to też bardziej powiedziały mi autorki w swoich filmach, niż wyczytałam to z książki),to tutaj zupełnie go stracił. James miał być kontrą do Basha – otwarty, zabawny, znający trudy życia. Przecież w tym niby zakochała się Raina. W Popim James jest żaden. Nie ma nawet dramatyzmu związanego z tym, że sypia w królewskich komnatach, nikt o tym nie plotkuje, nie robi aluzji do zachowania Rainy i łowcy, nikt nie wydaje się mieć z tym problemu, ani wiedzieć w ogóle. A szkoda. W ten sposób rozstanie Rainy i Jamesa nie budzi emocji, bo nie ma emocji w tych postaciach. Czytam nieraz opinie, że ludzie ich “shippują”. Ale tu nie ma czego shippować, oni prawie nie mają romantycznej relacji. Wspomnę jeszcze o fakcie, że w Lopiw Tomas nazywa Jamesa “bratobójcą”, co zapewne tyczy się tego, że zabił swojego kolegę po fachu. NIKT tam nie zwrócił na te słowa uwagi, ani nikt nie ciągnął tematu w Popim. A byli przy tym i Raina i Bash i Rose, którzy w takim razie muszą mieć chyba bardzo wybiórczy słuch.
Z POV Jamesa mamy tylko dwa (!) kiepsko napisane rozdziały:
Rozdział 6: typowy przykład “tell” zamiast “show”. Narrator tokiem myślenia Jamesa wymienia nam, z jakimi rozmowami bohater się spotyka i że ma ochotę czasem powiedzieć ludziom, że się mylą. Wolałabym to zobaczyć – Jamesa, który naprawdę słyszy, jakąś rozmowę mieszczan, gdzie krytykują Rainę i wtrąca się, albo nawet wyciąga miecz, bo go to zdenerwowało. A tak mamy rzucane w jego głowie pytania, na które nie znamy odpowiedzi.
Rozdział 16: Scena egzekucji Gertranda, która moim zdaniem powinna być napisana z POV Rainy, bo jej to głównie dotyczy. W końcu to jej wuj ma zostać zaraz powieszony, więc dlaczego nie mamy nawet jednej ich rozmowy? Raina twierdzi, że wuj nie chce jej nic powiedzieć, ale pokażcie nam to! Dlaczego Gertrand nic nie chce zdradzić? Jest tak honorowy, że nie chce powiedzieć, kto z nim współpracował? Szkoda, że nic więcej nam nie pokazano i naprawdę mam nadzieję, że sprawa Gertranda to tylko część jakiegoś większego spisku, bo inaczej trochę biednie to wypadło. Cała egzekucja więc ponownie nie wywołuje emocji, bo nie ma ich ani w skazanym Gertrandzie, ani w Rainie, ani tym bardziej w Jamesie. No bo przecież co go to interesuje, jak nawet faceta nie znał?
W dodatku jest mowa o nowym prawie, które ma wejść, a kilka osób jest przeciwko. Archer Miles mówi, że przemówienie Rainy może wywołać zamieszki, na co ona stwierdza, że ta dyskusja nie ma teraz znaczenia. No naprawdę? To kiedy ma mieć? (P.S.: facet miał poniekąd rację, bo zaraz po przemówieniu ludzie rzucili się na audiencję jak dzikie zwierzęta, na co reakcją Rainy był zdziwiony Pikachu. Oczywiście królowa nie ma żadnej refleksji, że może czasem warto posłuchać tego złego lorda Milesa albo lorda Bancrofta).
Jeszcze James myśli o tym, jak to rządy Gertranda były bezkrólewiem, bo żadnego prawa wtedy nie wydał: "Jego władanie nijak nie odznaczyło się na kartach historii Zjednoczonego Królestwa, w przeciwieństwie do rządów Rainy". Czyli ta anarchia, która się rozpoczęła za panowania wuja, to było nic?
No i to James musi nam podkreślić, że wydanie prawa do magii przez Rainę jest czymś wyjątkowym, bo przecież nie wywnioskujemy tego sami: “James miał jednak wrażenie, że bierze udział w czymś wyjątkowym”. To buduje tylko sztuczny patos.

W ogóle bardzo denerwowało mnie, jak przyjaciele Rainy gloryfikowali jej rządy, mimo że tak naprawdę jeszcze nic nie zrobiła. James i Bash nie kwestionowali właściwie żadnej jej decyzji w przeciwieństwie do reszty lordów, którzy oczywiście byli przedstawieni jako ci źli, chcący manipulować młodą królową. Przy tym Bash i Raina wypadali jednak niesamowicie mało inteligentnie, bo właściwie jak tylko mieli do odbycia jakąś istotniejszą rozmowę, np. z Elidą, to patrzyli na Lashana, aż ten powie coś mądrego. I ok, to jest do pewnego stopnia prawdziwe, bo są młodzi, zagubieni w polityce itp. Ale tak sobie pomyślałam: o ile ciekawiej wobec tego byłoby zrobić POV Hershela Lashana, zamiast tych wszystkich Jamesów, Bashów, Vasów i Veerów? Ci dwaj ostatni to już w ogóle lizusy do potęgi. Oni byliby w stanie wyrzec się własnego ojca, bo Grattzo śmie kłócić się z wizją królowej–świętej krowy. Jest to dość zabawne, zważywszy na to, że o ile dobrze pamiętam, znają ją zaledwie kilka tygodni. W dodatku to z Rose mieli lepszy kontakt, powiedziałabym, że Raina była im wręcz obojętna w pierwszym tomie, przynajmniej takie sprawiali wrażenie (chociaż trudno powiedzieć, bo oni nadal nie mają charakteru, poza tym, że jeden jest bardziej śmiały, a drugi stonowany, ale nawet nie pamiętam jaki był ten rozkład).
Ktoś napisał w recenzji na goodreads, że Grattzo i Lashan to jedyne postaci z wysokim IQ w tej książce, ale są zakrzyczani przez całą bandę z mniejszym. I trochę rzeczywiście tak to wygląda.

Sama Raina mogłaby być ciekawą postacią, bo mierzy się zarówno z żałobą po siostrze, jak i z panowaniem, o którym okazuje się nie mieć pojęcia. Zastanawia mnie, czy nie pójdzie ona jednak drogą solarytów w kolejnych tomach, bo była wzmianka, że nawet wciągnęła się w czytanie ich pism. Pojawiły się też głosy, że przydałoby się znaleźć jej nowego narzeczonego, być może z Vijandy. Liczyłam na to, że sytuacja rozwinie się nieco w Popim, jednak nie dane było to Rainie, bo niestety wróciła Rose. Coś chyba musi w tym być, że Marta nieświadomie daje jej więcej serca.
Informacja, że możliwy jest rytuał wskrzeszenia jeźdźca pojawiła się oczywiście znikąd. Takie coś powinno być zaznaczone już w pierwszym tomie, jeśli autorki planowały ten zwrot akcji. Inaczej to wygląda jak wymyślone pod wpływem chwili. Cały rytuał był bardzo typowy, z obowiązkowym podniesieniem się i wzięciem dużego wdechu przez zmartwychwstałą. Myślałam, że może będzie trochę bardziej krwawo, że nie tak łatwo, że coś pójdzie nie tak już na samej ceremonii. Ale skąd. Rose faktycznie ożyła i od tego momentu Raina zeszła na dalszy plan (sprawdziłam – od tej sceny Raina ma już tylko dwa rozdziały).

Rozkład rozdziałów jest w ogóle dziwny, bowiem wygląda tak:
Bash – 3, James – 2, Raina – 5, Rose – 4, Vas – 3, Veer – 2, Antoinette – 14, Fiyonn – 9. Dla mnie ten rozstrzał jest absurdalny. Antoinette jako główna bohaterka ma 14, natomiast Raina, druga główna bohaterka jedynie 5? Ja bym zabrała POV tych wszystkich gagatków z południa, bo i tak są zbędne (nie powiedziałabym tak o Bashu, gdyby nie to, że najważniejszych dla niego wydarzeń jak te po wskrzeszeniu Rose i tak nie pokazano nam z jego POV) i rozdała je Rainie i Rose. Wtedy każda z sióstr mogłaby zyskać po 5 rozdziałów, co dawałoby Raina:10 i Rose: 9. Ewentualnie gdyby tej Rose trudno było dać aż tyle do powiedzienia, to oddać kilka rozdziałów Bashowi i zrobić rozkład Raina: 9, Rose: 4, Bash: 6.
Z ciekawości sprawdziłam sobie jak to wygląda w Starciu królów Martina. Rozkład tam wygląda następująco: 9–15–8–12–9–6–9–7–6. Najwięcej 15, a najmniej 6 to również spora różnica, natomiast 6 rozdziałów okazało się wystarczające, aby należycie zarysować wątki bohaterów. U Martina jest 9 różnych POV w drugim tomie, jednak należy podkreślić, że każda z tych postaci siedzi w nieco innej części tego świata, a nawet jeśli znajdują się w tym samym miejscu (jak np. Tyrion i Sansa),to zajmują się zupełnie innymi rzeczami i ich położenie jest zupełnie odmienne, do tego stopnia, że często nie mają ze sobą interakcji. Tymczasem w Popim zarówno Vas i Veer, jak i Bash i James mają tylko jedną funkcję – być minionem Rainy, któremu raz na jakiś czas oddaje się głos w nic nieznaczącym rozdziale, żeby nie było tak monotonnie z jednym POV.

Chciałabym jednak pochwalić Martę – uważam, że bardzo umiejętnie opisuje żałobę i traumę. Może nie uroniłam łezki razem z postaciami, ale zarówno to, co siedzi w głowie Basha i Rainy na początku, jak i Rose, która sama nie wie, czy nie wolałaby jednak pozostać martwa niż mierzyć się z cierpieniem, było bardzo w punkt. Nadal jednak twierdzę, że śmierć Rose nie była konieczna. Cierpienie wszystkich byłoby identyczne, gdyby od początku Popim chodziło jedynie o to, co zrobił jej Tomas.
Trochę też nie rozumiem, jaką rolę, której nie można by przydzielić komuś innemu, będzie miała teraz Rose. Ściganie Tomasa budziłoby nie mniejsze emocje, gdyby robił to James, czy może Bash. W ogóle trochę dziwię się, że Raina nie podejmowała zbyt konkretnych działań, by dorwać kuzyna. Do momentu, aż Rose nie podjęła decyzji o jego znalezieniu, były może ze dwie wzmianki o jego poszukiwaniach. Ja na miejscu Rainy szukałabym go wręcz obsesyjnie.
Jeszcze dwie rzeczy w kwestii sióstr:
1) wciąż nie wiemy nic o mocy Rainy. Zdążyłam już zapomnieć, że w ogóle jakąś miała, ale niestety co jakiś czas przypomina mi się ta nieszczęsna scena w Lopiw, kiedy pierwszy raz jej użyła.
2) absurdalna jest ich relacja z matką. Rozumiem, że może autorki nie chciały się skupiać na postaci, która właściwie nie ma znaczenia w fabule, bo jest powiedziane, że nic nie robi. Ale no błagam – to jest jednak matka. Jej obecność czy nieobecność jakoś musi wpływać na Rainę i Rose. Poza tym wychodzi na to, że ona również wiedziała o zamachu na swojego męża. Kiedy mamy się dowiedzieć reszty? Te informacje będą tak pojedynczo porozsypywane w każdym tomie? Jak dla mnie to póki co, ta matka mogłaby nie żyć i byłoby to samo. (Podobnie jest także z Antoinette i Behulą – rozumiem złość dziewczyny, że kobieta ją okłamała, ale żeby tak w ogóle ledwo co pomyśleć o dotychczasowej matce? Wydawało mi się, że były blisko ze sobą, a ta jedna scena w Popim między nimi była bardzo sucha.)

Przejdę do Basha, który jest moim zdaniem zupełnie pominięty w tym tomie, a szkoda, bo jego pierwszy rozdział był obiecujący. Mieliśmy w nim borykającego się nie tylko z koszmarami, ale też z raną na nodze mężczyznę, którego nagle nieco przerastały nowe obowiązki. Podobało mi się, jak spóźniony i o lasce udał się na naradę. Natomiast nie rozumiem, jak później autorki mogły go tak zlekceważyć przy opisywaniu tego, co działo się po wskrzeszeniu Rose. Przecież to dotyczy jego tak samo jak Rainy czy bliźniaków. Nawet bardziej wolałabym przeczytać o tym, jak on odczuwa to, że nie może się do niej zbliżyć niż dramatyczne reakcje Vasa czy Veera. A tak Raina decyduje zamknąć Basha w jego komnatach, a my w ogóle nie znamy jego punktu widzenia. Wiemy, że cierpi, ale wiemy to z bloków tekstu w POV Rainy. Po raz kolejny – zmarnowany potencjał, bo rozmowa Basha i Rainy, gdzie ona informuje go o swojej decyzji, mogłaby być ciekawa i emocjonalna.
Uważam też, że Bash, który nie może się powstrzymać przed fizycznym kontaktem z Rose, dużo bardziej łamałby serce, gdybyśmy widzieli ich bliskość w pierwszym tomie. Tam było tego bardzo mało. Jedna “hot” scena, która właściwie nie była hot, potem jakieś wyznania uczuć i w sumie tyle. Ale to się niestety tyczy większości relacji w sadze, tam nie ma żadnej chemii. Nie jestem w stanie uwierzyć ani w miłość Basha i Rose, ani w relację Rose z bliźniakami, ani w romans Jamesa i Rainy, ani nawet w relacje pomiędzy członkami rodziny królewskiej na północy. Dopiero z filmu autorek streszczającego fabułę, dowiedziałam się, że Valiant jest nawet szczęśliwy z Ingvild, tylko brakuje im dziecka. Możliwe, że po prostu pominęłam jakiś fragment, ale to nie o to chodzi, żebym musiała z jednego zdania gdzieś rzuconego wiedzieć, jakie kto ma relacje. Ja chcę to zobaczyć. Dziwi mnie też trochę przeskok w relacji Fiyonn–Antoinette. Na końcu pierwszego tomu on traktował ją jeszcze dość chłodno, natomiast w drugim zdaje się bardzo empatyczny.

Tej książce najbardziej brakuje "mięsa", które ja rozumiem też jako emocje w postaciach. Wszyscy bohaterowie są tacy bardzo beznamiętni. Ani nie kochają jakoś mocno, ani nie pożądają, nikt tam się nie śmieje, nie płacze z bezsilności, czy ze złości (poza jedną sceną),nikt się nie kłóci, ani nie krzyczy. Te postaci sprawiają wrażenie, jakby były z papieru i wypowiadali tylko przeznaczone im kwestie. Poniekąd można zrozumieć ich oficjalny ton, jeżeli prowadzą rozmowy na szczeblu politycznym. Ale no litości, to są cały czas ludzie, a ludzie nie będą zawsze zachowywać się poprawnie, nawet jeśli jest to od nich wymagane. Jak na książkę, którą autorki zapowiadały jako “krew, pot i łzy” to nie ma tam ani krwi, ani łez, ani potu. Nie ma żadnego klimatu melancholii czy grozy. Całość porównałabym do takiego letniego rozlanego mleka.
Niestety na ten brak emocji składa się poniekąd słaby dobór POV do sytuacji. To moim zdaniem nadal jeden z największych problemów tej sagi, którego autorki nie potrafią rozwiązać. A jak mamy się przejmować postacią, kiedy o tragizmie, który ją dotyka, opowiada nam się w narracji nie jej, a kogoś innego? Widać to najbardziej po tym nieszczęsnym Bashu, albo właśnie po rozdziale z audiencją.
Uważam też, że nadal kuleje coś, co ja nazywam aranżacją sceny. Bo zarówno w Lopiw, jak i w Popim, jeśli ktoś musi porozmawiać o czymś istotnym, to po prostu siedzi i rozmawia. Właściwie nie ma znaczenia miejsce, w jakim jest, nie ma ciekawego wykorzystania rekwizytów, ani jakiejś akcji, która pokazałaby nam nieco więcej o tych postaciach.

Były dwie sceny, które uważam za całkiem udane: pierwsza to początkowy rozdział Basha, o którym już pisałam. Druga to kiedy Antoinette płacze zamknięta po odmówieniu złożenia przysięgi i jest to opisane jako faktycznie brzydki płacz z bezsilności. Chciałabym jednak, aby takie sceny zdarzały się częściej oraz żeby miały jakieś większe znaczenie. Scena płaczu Antoinette byłaby świetnym zakończeniem pokładania jej ufności w Fiyonnie, ale niestety tak nie było.

Przydałoby się tej książce kilka zwrotów akcji i to takich naprawdę porządnych. Nie uważam za taki ani wskrzeszenia Rose, ani wyjaśnienia przeszłości Jamesa, ani spotkania się bohaterów na końcu. Zwrot akcji to byłby, gdyby Yrsa zdradziła Antoinette i okazała się spiskować z koroną. Gdyby Antoinette jednak jakimś cudem złożyła przysięgę, bo np. zdołała sama siebie przekonać do racji Valianta (szczerze, to bardzo na to liczyłam!). Gdyby ostro pokłóciła się z gubernatorem i np. Valiant przybyłby jej z pomocą. Gdyby poddani prawie zrobili jakąś krzywdę Rainie po egzekucji Gertranda, bo nie akceptują jej na tronie. Gdyby Gertrand uciekł z miejsca egzekucji. Cokolwiek, co trochę zaburzyłoby tą monotonność fabuły. Decyzje postaci spotykają się dokładnie z takim odzewem, jaki łatwo przewidzieć. Nie ma nic zaskakującego w tych rozdziałach.
Uważam też, że Anna zdecydowanie myśli o Fiyonnie jak o kimś inteligentniejszym niż jest napisany. Tymczasem facet sam uciekł z pałacu i jest zdziwiony (?),że Antoinette została uwięziona. Potem właściwie wszystko dostaje tak o: a to nagle jakaś zjawa mu coś podpowie, a to coś mu się przyśni, a to nagle Rhoswen okazuje się być blisko Ingvild i akurat w odpowiednim momencie dowiedziała się o portalach. Gdyby się nie dowiedziała, to jak geniusz Fiyonn chciałby uwolnić Antoinette? Później stworzyli z Kieranem jakiś plan, ale tak na dobrą sprawę, to miałam wrażenie, że to się udało czystym przypadkiem, bo nagle w Domu Nijii zjawił się Grattzo. Ta scena była w ogóle jedną z najdziwniej napisanych w całym Popim i dochodzę do wniosku, że autorki nie umieją pisać scen akcyjnych, albo to ja jestem jakaś tępa. Zupełnie nie zrozumiałam, co tam się stało. Czy taki był plan, czy jednak Kieran miał trochę szczęścia? Co i kto zrobił Valiantowi? Potem było napisane, że dostał w twarz, ale nie pamiętałam tego. Czy Grattzo tam zjawił się przypadkiem? Czy oni tam byli przypadkiem? Nie wiem. W ogóle pomysł z portalami podoba mi się nawet mniej niż zmartwychwstanie Rose. Jakieś takie to wszystko oklepane i nawet wygląd portali jest dość stereotypowy. Aż chce się powtórzyć po Wiedźminie “nienawidzę portali”.

Trochę nie wiem, co myśleć o ostatnich rozdziałach. Bo z jednej strony doceniam, że tam była wreszcie jakaś ostra rozmowa pomiędzy postaciami z północy i postaciami z południa. Według mnie to w ogóle tak mogłaby wyglądać większość rozmów w Popim, żeby chociaż były jakieś realne konflikty. Fiyonn pokazał w końcu swój perfidny charakter, więc to również na plus. Z drugiej strony nie wiem, czy to nie wypadło trochę zbyt teatralnie.
Za to podbudowa do tej sytuacji, czyli to, jak Rose z bliźniakami znalazła dom na klifie, była absurdalny. To było tak przypadkowe i pospieszne, że aż nie wierzyłam. W jednym rozdziale Rose decyduje się udać na północ, w kolejnym już tam jest, spada ze smoka i trafia akurat na naszych głównych bohaterów. Niesamowity zbieg okoliczności. W dodatku Rose, ponieważ jej smok zginął, nagle dostaje w prezencie od Anamity innego smoka, który akurat nie ma jeźdźca. To po co było zabijać tego Qadira, skoro potem smok potrzebny od zaraz? Chyba tylko po to, żeby Rose było smutno.

Ale przyznaję, że uśmiałam się na scenie, gdzie Rose przegania Fiyonna–kruka, który się na nią patrzy. To było akurat dobre. :D

Wciąż nie rozumiem ukształtowania powierzchni tego kontynentu. Na południu jest im tak gorąco, że ciężko ustać na słońcu w pełnym ubraniu, a potem, gdy Rose jest z braćmi w tej rezydencji letniej, pojawia się informacja, że mają tam “późne lato”. Mniej więcej w podobnym momencie książki Rhoswen mówi, że jest piękna wiosna na północy, ale w sumie to nadal jest zimno. Nie wiem, jak wielki jest ten kontynent, żeby mieli różne pory roku. W ogóle trochę nie potrafię sobie zwizualizować tych krain. Północ to niby taka nasza skandynawia pomieszana z Wyspami brytyjskimi, więc śnieg, deszcz, zimno. Na południu gorąco, mimo że na mapie nie wygląda to na aż tak duże odległości. Właściwie to w podobnym czasie, w jakim Fiyonn dostał się z Gniazda do domu nad klifem, byliby w stanie dojechać do Berendoru. Jakim cudem ten klimat jest aż tak inny? W dodatku w filmie streszczającym Lopiw, Marta powiedziała, że Manstar, czyli najdalej na południe wysunięty kraj, jest krajem górzystym i zimnym. Szczerze przyznaję, że ja się pogubiłam w tej kwestii, może nie czytałam zbyt uważnie.
Poza klimatem, trudno mi również wyobrazić sobie ogólny wygląd tych miast i społeczeństwa. Mało jest opisów ubrań, biżuterii, a takie rzeczy wiele mogą powiedzieć o okresie historycznym. Autorki kiedyś mówiły, że to jest taki a la XVI wiek. Jednak północny wątek bardziej mi trąci takim gotyckim romantyzmem, czyli wiekiem XVIII albo klimatami Anny Kareniny, czyli wieku XIX. Za to południe – nie mam pojęcia. Te opisy sukni Rainy kojarzą mi się z takim typowym średniowieczem, jakie znamy np. z gier komputerowych albo bajek. Nie mamy oglądu jak ubierają się mężczyźni. Jakie noszą buty, spodnie? A może tuniki i koszule? Często jest mowa o marynarkach, ale jak one wyglądają? Jak ludzie się czeszą? Ja akurat lubię takie smaczki w książkach fantasy, dlatego tutaj mi ich brakuje. Pamiętam też, że dziewczyny kiedyś zapowiadały dużo dobrego jedzenia w Lopiw. Tego też nie ma, a szkoda. Akurat u Martina w Grze o tron, do której tak namiętnie porównuje się Lopiw, bardzo często coś jedzą. A to również dużo mówi o czasach i zamożności społeczeństwa.

Jeszcze słówko o błędach. Nie było ich dużo, ale jeden z nich bardzo mnie zaskoczył: w rozdziale 15. Antoinette – “UBIERZE zapewne SUKNIĘ”. Aż w tym zdziwieniu sprawdziłam, czy może fraza ta nie weszła już do słownika, zapytałam też znajomą polonistkę, sprawdziłam w internecie. I nie. Nadal nie mówimy “ubrać suknię”. Tzn. wiele osób niestety posługuje się tym w języku mówionym, co i tak jest niepoprawne, ale żeby takie coś napisać w tekście? Podobnie w tym samym rozdziale: “jeśli nie ma się ubranych rękawiczek”. Mam nadzieję, że ich rękawiczki były odpowiednio ubrane, podobnie jak suknia.
Pojawiło się też znowu kilka powtórzeń:
“ZAMKNĄŁ OCZY i zrobił krok w przód. Intuicja kazała mu ZAMKNĄĆ OCZY.” – Fiyonn, rozdział 26.
“Czuł poruszenie i dumę…”, a chwilę później “usłyszał poruszenie”. – James, rozdział 16.
Nadużywanie, szczególnie przez Annę, słowa “doprawdy” mnie denerwowało. Jakby nie można było napisać “naprawdę”/“tak”. O dziwo moje legimi nie wyszukiwało mi tych słów, a chciałam policzyć, ile ich było.
Ucięte zdanie: “zdawało się, że zapowiada się pogodny,” – Fiyonn, rozdział 26.

Początkowo miałam dać tej książce wyższą ocenę niż poprzedniczce. Jednak im dłużej o niej myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że nie uważam jej za dużo lepszą. Ta fabuła nadal moim zdaniem jest zbyt słaba, jak na to, co zapowiadały autorki. Potencjał był ogromny i świetnie się bawię na filmach Bestselerek o Lopiw czy Popim, ale mam wrażenie, że to wszystko brzmi ciekawie i epicko tylko, kiedy dziewczyny o tym opowiadają. Na papierze już nie jest tak wspaniale. Będę kontynuować sagę, bo mimo wszystko ciekawi mnie, jak zostaną rozwiązane niektóre kwestie. Zauważyłam jednak, że jest mi obojętne, co dzieje się z tymi postaciami i raczej tak pozostanie już do końca. Pamiętam, że dziewczyny zapowiadały jakieś ogromne męki dla tych bohaterów, także trochę czekam zobaczyć, czy w jakiejś scenie ostatecznie trochę drgnie mi serducho.

Jestem rozczarowana. To już trzecia książka autorek, w której mam wrażenie, że popełniają te same błędy i trzecia, w której przez pierwsze kilka rozdziałów było w porządku, a potem zadziało się coś dziwnego, przez co zupełnie straciłam zainteresowanie. Miało być lepiej niż w pierwszej części sagi, ale nie jest.
Na plus zaliczam dwie rzeczy. Po pierwsze: lepszy warsztat i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
158
144

Na półkach:

A dziś chcę Wam trochę opowiedzieć o drugiej części „Legendy o Popiołach i Wrzasku” a mianowicie „Pieśni o Płomieniach i Mroku” Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej.

No i tutaj zaskoczenie! Bo druga część, moim zdaniem, okazała się lepsza niż pierwsza!

Raina wywalczyła tron! Przejęła władzę w państwie. Jednak okupiła to dużym cierpieniem. Na dodatek wiele osób dookoła nie życzy jej pomyślności. Szlachcice i arystokraci będący blisko niej knują swoje intrygi. No i jeszcze Rose.

Tymczasem Antoinette została sama. Fiyonn ją zostawił. Opuścił. Dziewczyna teraz musi sobie radzić sama. Z mocą, o której nie ma pojęcia, jest niejako zakładniczką. Jednak okazuje się, że znajdują się też jej sojusznicy.

No i nie będę ukrywać, że nadal dużo ciekawiej czytało mi się historię południa. Rainy, która walczy na tronie i zmaga się z politycznymi gierkami, które prowadzą wszyscy wokół niej.

A północ. Antoinette i Fiyonn. Hmmm....
Trochę mi przeszkadzało, jak dużo znajdowało się tutaj opisów i przemyśleń bohaterów. Momentami trochę mnie to nudziło. No i nadal nie doczekałam się tego, by dziewczyna nie była taka bierna i trochę się postawiła, ponieważ ma moc, na którą wszyscy od dawna czekali.

Czy przeczytam kolejna część?
Ciekawi mnie to jak zakończy się historia Rainy i co dalej ze smokami, więc być może sięgnę. Kto wie

A dziś chcę Wam trochę opowiedzieć o drugiej części „Legendy o Popiołach i Wrzasku” a mianowicie „Pieśni o Płomieniach i Mroku” Anny Bartłomiejczyk i Marty Gajewskiej.

No i tutaj zaskoczenie! Bo druga część, moim zdaniem, okazała się lepsza niż pierwsza!

Raina wywalczyła tron! Przejęła władzę w państwie. Jednak okupiła to dużym cierpieniem. Na dodatek wiele osób dookoła...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2314
1185

Na półkach: , ,

Uwaga: opinia zawiera spoilery do tego i pierwszego tomu.

Dwa lata temu z nadzieją sięgnęłam po ,,Legendę o popiołach i wrzasku”. Skończyło się to mocnym rozczarowaniem i zgodą z wszystkimi krytykującymi tę książkę. Do ,,Pieśni o płomieniach i mroku” podchodziłam o wiele bardziej sceptycznie. Wiedziałam już, że to uniwersum zawiodło już na samym początku, w dodatku mój stosunek do Anny i Marty przez ten czas stał się znacznie bardziej krytyczny (i nie tylko ze względu na to, że wyśmiewają w swoich recenzjach schematy, których same użyły jako pisarki). Mimo to jest to jedna z tych pozycji, o których chciałam mieć jakąś opinię i nie posiłkować się tylko cudzymi.

Fiyonn wyjeżdża, zostawiając Antoinette samą w zamku. Tam jego brat, Valiant, próbuje przeciągnąć ją na swoją stronę. Tymczasem Raina zostaje królową, ale jej władza jest kwestionowana, dziewczyna nie może też pogodzić się ze stratą siostry i niemożnością ukarania oprawcy.

Słyszałam, że ten tom jest lepszy od poprzedniego i może coś w tym jest. Literacko chyba jest lepszy, na pewno bardziej wyważony i mniej tu absurdalnych i wymuszonych sytuacji, które ewidentnie miały zmusić czytelnika do pewnych reakcji. Tempo jest też bardziej równe, ale nie jestem pewna, czy to zaleta. O ile bowiem w pierwszej części mieliśmy powolną, ale klimatyczną opowieść o Antoinette i pędzącą z prędkością światła i przypominającą streszczenie historię sióstr, tak tu… obie perspektywy są niezwykle wolne i w żadnej nic ciekawego się nie dzieje. Nie wiem, co przedstawi trzeci tom, ale moim zdaniem gdyby nie przesadzone i niepotrzebne zakończenie LOPIW, ta część spokojnie mogłaby się zacząć od zmagań Rose z traumą (tak, ona powraca) i być połączona z kolejną. Powolna akcja nie jest zła, jeśli służy przedstawieniu świata, poznaniu bohaterów, zbudowaniu atmosfery. Ale tutaj mam wrażenie, że książka jest wydłużana na siłę i składa się tylko z zbyt długiej ekspozycji (wiecie, że nie jestem jej przeciwniczką, ale tutaj było tak dużo podawanych sobie informacji, że człowiek nie nadążał) i opisów miejsc, które sprawiają, że trudno się skupić na tym, co się dzieje z bohaterami, bo zaraz dostajemy przerywnik w postaci wyglądu komnaty. Część Anny nadal jest lepsza i ma swój urok, ale przez te dwie wady nie spełnia swojej funkcji rozbudowania historii Nette i dalszego przywiązania nas do tej bohaterki. Z kolei część Rainy to nadal głównie streszczanie i większość interesujących wydarzeń związanych z reakcją na śmierć Rose jest nam podawana w opisach, zamiast w działaniu. Nie rozumiem tego zabiegu i dlaczego Marta tak ogranicza emocjonalność, bo o dziwo (i za to mały plus),gdy Rose powraca i dostajemy opisy jej zmagań, to naprawdę jest to poruszające i napisane z dojrzałością i wyczuciem.

Jeśli chodzi o postacie i ich relacje oraz poszczególne wątki, to niestety w tym tomie Antoinette i Fiyonn są rozdzieleni. Szkoda, bo gdy mają jakieś interakcje i ich relacja się pojawia, to nadal jest interesującym i tajemniczym aspektem. Dobrze odgrywa motyw nadnaturalnej więzi, która jednak nie załatwia wszystkiego, i tak naprawdę ja nadal nie wiem, w jaką stronę to pójdzie – będą nadal mistrzem i uczennicą, zostaną wrogami, zakochają się w sobie? Anna w porządku przedstawia wątki związane z rywalizacją w rodzinie królewskiej i próbami Valianta, by zjednać Nette, dlatego żałuję, że z jakiegoś powodu więcej miejsca poświęca wyglądom komnat. Mam mieszane uczucia, co do narracji Fiyonna, bo odziera go to z tej mrocznej, niezrozumiałej aury, ale też pokazuje go bardziej ludzko, więc za to plus. I chyba tylko dla tej dwójki może sięgnę po trzecią część. Jeśli zaś chodzi o część sióstr, to spełniły się moje przewidywania – Marta za bardzo poszła z akcją do przodu, nie rozwijając przy tym bohaterów i ich relacji, przez co teraz ja nie mam z nimi więzi i są mi obojętni. Nie rozumiem, czemu ojciec Rainy mógł sobie sprawować władzę absolutną, a jej rządy są podważane, rozdziały z bliźniętami mnie nudziły, bo byli oni kompletnie bez charakteru, nie łapię też, czemu w jednym rozdziale nagle pojawia się matka sióstr, o której wcześniej nie było chyba słowa. W ogóle nie czuję chemii i napięcia między Rainą a Jamesem, za to mam nieprzyjemne wrażenie, że autorka próbuje mnie zmusić, żebym uwierzyła, że to jest ta epicka, namiętna miłość, która musi się spełnić i przez to czytanie o nich jest bardzo męczące. Widać też, że tak jak w pierwszym tomie autorki stawiały na przesadną ilość krwi i przemocy, tak tutaj próbują wprowadzać jakieś bardziej refleksyjne wątki związane z religią czy podziałem na magicznych i zwyczajnych, ale przez nieodpowiednie wyważenie treści i małe skupienie się na bohaterach, nie zmusza to do żadnych przemyśleń i jest bardzo wymuszone. Jeśli zaś chodzi o kontrowersyjny wątek wskrzeszenia Rose… Z jednej strony potwierdza on, że zakończenie LOPIW było typowym shock value, który miał nas przekonać, że czytamy książkę dla dorosłych, i przez to budzi ogromną złość, bo lepiej by było, gdyby dziewczyna po prostu nie została zamordowana. Ale jednocześnie sama postawa i uczucia Rose są jedynymi w części południowej, które czytało mi się bez irytacji. Tutaj widać, że Marta chyba wyczuła powagę tematu i naprawdę pokazała cierpienie i rozdarcie Rose oraz jej niechęć do dalszego życia. Nawet relacja Rose i Basha stała się dzięki temu głębsza i ciekawsza.

Po przeczytaniu obu części mam wrażenie, że ta seria ma jeden ważny problem – udawanie czegoś, czym nie jest. Gdyby reklamować ją jako fantasy ya w stylu Bardugo czy Maas, tak jak u pisarek dla młodzieży postawić na relacje, tworzenie barwnych charakterów i dobrą zabawę, można byłoby czytać tę książkę bez zachwytu, ale z przyjemnością. Nie wiem, czy to strategia marketingowa, czy wydawnictwo i autorki naprawdę mają ambicję na stworzenie polskiej ,,Gry o Tron”, ale nazywanie tej sagi kultową, ciągłe porównywania i wyraźne inspiracje Martinem (chociażby prolog z perspektywy postaci, która potem znika) oraz wprowadzanie słabo rozwiniętych wątków, które mają być poważne, tylko męczy (widać to szczególnie w tym, jak bardzo pierwszym tom był reklamowany przez brutalność i krzywdzenie postaci – tymczasem jedna z zabitych ożywa, a druga ginie typowo po to, żeby rozwiązać trójkąt i żeby związek głównej pary był ,,czysty”). Oczywiście, nie wiem, co siedzi w głowach autorek i może pozwalam sobie na zbyt duże spekulacje, ale mam wrażenie, że tej historii zabrakło krytycznego, świadomego podejścia, bo całość ma potencjał i te historie same w sobie mogłyby być wciągające i warte uwagi. Są tu też pewne mocne strony, które można było świetnie rozwinąć. I może dlatego uznam, że do trzech razy sztuka i spróbuję jeszcze z kolejnym tomem. Może.

,, Przywileje łączą się z poświęceniem. Równowaga zawsze musi być zachowana.”

Uwaga: opinia zawiera spoilery do tego i pierwszego tomu.

Dwa lata temu z nadzieją sięgnęłam po ,,Legendę o popiołach i wrzasku”. Skończyło się to mocnym rozczarowaniem i zgodą z wszystkimi krytykującymi tę książkę. Do ,,Pieśni o płomieniach i mroku” podchodziłam o wiele bardziej sceptycznie. Wiedziałam już, że to uniwersum zawiodło już na samym początku, w dodatku mój...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    132
  • Przeczytane
    108
  • Posiadam
    43
  • Teraz czytam
    8
  • 2023
    6
  • Chcę w prezencie
    4
  • Fantasy
    4
  • 2024
    3
  • Do kupienia
    3
  • Chcę mieć
    2

Cytaty

Więcej
Anna Bartłomiejczyk Pieśń o płomieniach i mroku Zobacz więcej
Anna Bartłomiejczyk Pieśń o płomieniach i mroku Zobacz więcej
Marta Gajewska Pieśń o płomieniach i mroku Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także