To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki

Okładka książki To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki Marcus du Sautoy
Okładka książki To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki
Marcus du Sautoy Wydawnictwo: Prószyński i S-ka popularnonaukowa
552 str. 9 godz. 12 min.
Kategoria:
popularnonaukowa
Tytuł oryginału:
What We Cannot Know: Explorations at the Edge of Knowledge
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Data wydania:
2018-04-19
Data 1. wyd. pol.:
2018-04-19
Liczba stron:
552
Czas czytania
9 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381232340
Tłumacz:
Joanna Skalska, Adam Skalski
Tagi:
Joanna Skalska Adam Skalski matematyka nauka
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
37 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
491
186

Na półkach: ,

Książka jest bez wątpienia bardzo ciekawa. Tematyka, którą porusza, jest dość niecodzienna, poruszająca granice ludzkich możliwości poznawczych. Autor ujął większość rzeczy w zgrabny, momentami anegdotyczny sposób. Oczywiście, z powodu tematyki, książka trafia w pewnym momencie na treść, której nie da się prosto i przyjemnie wyjaśnić. Autor dokłada wszelkich starań, by jak najlepiej przybliżyć czytelnikom podstawy najbardziej nowoczesnych zagadnień naukowych.
Autor jest jednocześnie zapalonym matematykiem i do każdego tematu wplata matematyczne przykłady. Nie jest to w żaden sposób złe, przynajmniej dla mnie. Zagadnienia matematyczne były mniej więcej na moim poziomie (studia techniczne, nie stricte matematyczne),a te co trudniejsze problemy zostały ładnie wytłumaczone.
Drugim podstawowym tematem, z którym zmaga się autor, jest kwestia boga w nauce. I jest to przeprowadzone w bezbłędny sposób. Autor jest ateistą, przyznaje się do tego otwarcie, choć stwierdza "matematyka jest bogiem". Jego nastawienie nie przeszkadza mu jednak przeprowadzać wywiadów z naukowcami głęboko wierzącymi (nawet z księdzem),którzy chętnie prezentują swój pogląd na sprawy. Same wywiady, kończące każdy rozdział, są bardzo ciekawie przeprowadzone i uwiarygadniają poruszaną tematykę.
Polecam tę książkę waszej uwadze. Tematyka, jak zaznaczyłem, jest bardzo ciekawa, sposób realizacji nie pozostawia wielkiego pola do krytyki, wywiady ułatwiają zrozumienie treści, która często wymyka się naszym zdolnością poznawczym.

Książka jest bez wątpienia bardzo ciekawa. Tematyka, którą porusza, jest dość niecodzienna, poruszająca granice ludzkich możliwości poznawczych. Autor ujął większość rzeczy w zgrabny, momentami anegdotyczny sposób. Oczywiście, z powodu tematyki, książka trafia w pewnym momencie na treść, której nie da się prosto i przyjemnie wyjaśnić. Autor dokłada wszelkich starań, by jak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
3143
1431

Na półkach: ,

Na pewno książka zawiera ogromną porcję wiedzy, przede wszystkim z zakresu nauk ścisłych. Inna sprawa, czy jest to wystarczająco czytelnie przedstawione, aby dotrzeć do laika... Mnie zmęczyła. Za dużo matematyki, autor z lubością do niej wraca, wszak matematyka, to „królowa nauk”. Trochę czego innego oczekiwałam.

Na pewno książka zawiera ogromną porcję wiedzy, przede wszystkim z zakresu nauk ścisłych. Inna sprawa, czy jest to wystarczająco czytelnie przedstawione, aby dotrzeć do laika... Mnie zmęczyła. Za dużo matematyki, autor z lubością do niej wraca, wszak matematyka, to „królowa nauk”. Trochę czego innego oczekiwałam.

Pokaż mimo to

avatar
777
47

Na półkach: , , , , ,

Pod pretekstem próby określenia granic wiedzy "najsłynniejszy brytyjski matematyk" opowiada o historii nauki, głównie matematyki i fizyki. Tak więc mamy rozdziały o prawdopodobieństwie i teorii chaosu, cząstkach elementarnych, kosmologii i mechanice kwantowej, naturze czasu, świadomości i AI oraz nieskończoności i twierdzeniu Gödla.

Dużym uatrakcyjnieniem treści są wywiady autora z wiodącymi naukowcami z poruszanych dziedzin: Robertem Mayem, Melissa Franklin, Johnem Polkinghorne'm, Johnem Barrowem, Rogerem Penrose’m i Christofem Kochem.

Autor nieśmiało porusza zagadkę istnienia Boga, wpierw deklarując się jako agnostyk, mocno w kierunku ateisty, przez odrzucenie "boga dziur", by potem dopuścić wiarę w zredefiniowanego demiurga, która to formuła imo niczemu nie służy i nie zadowala żadnej ze stron.

Pod pretekstem próby określenia granic wiedzy "najsłynniejszy brytyjski matematyk" opowiada o historii nauki, głównie matematyki i fizyki. Tak więc mamy rozdziały o prawdopodobieństwie i teorii chaosu, cząstkach elementarnych, kosmologii i mechanice kwantowej, naturze czasu, świadomości i AI oraz nieskończoności i twierdzeniu Gödla.

Dużym uatrakcyjnieniem treści są...

więcej Pokaż mimo to

avatar
538
390

Na półkach: ,

Sążna książka, naprawdę. I nie chodzi o ilość stron ale ogrom zawartej w niej wiedzy. Napisana jest przez matematyka, ale przedmiotem rozważań jest głównie fizyka. Okazało się to wyśmienitą mieszanką, ponieważ autor potrafi zrozumieć bardzo zawiłe teorię współczesnej fizyki, jednocześnie nie ciągnie go do opisywania swojej własnej pracy naukowej. Dzięki temu przedstawia nam wyjątkowo szerokie spektrum nauki. Książka nie jest łatwa, ale stawia pytania z jakimi w innych się nie spotkałem.

Sążna książka, naprawdę. I nie chodzi o ilość stron ale ogrom zawartej w niej wiedzy. Napisana jest przez matematyka, ale przedmiotem rozważań jest głównie fizyka. Okazało się to wyśmienitą mieszanką, ponieważ autor potrafi zrozumieć bardzo zawiłe teorię współczesnej fizyki, jednocześnie nie ciągnie go do opisywania swojej własnej pracy naukowej. Dzięki temu przedstawia nam...

więcej Pokaż mimo to

avatar
355
43

Na półkach:

Wiele powinno się napisać o tej książce. Taki mam zamiar. Dla niecierpliwych - wspaniała lektura. Głęboka, refleksyjna, mądra i zręcznie napisana. Życzmy sobie aby jak najwięcej pojawiało się takich książek.

W kilku miejscach, tam gdzie uważam to za intelektualnie uzasadnione, pozwolę sobie wyrazić osobiste zdanie, polemizujące z opinią Autora. Następnie wskażemy sobie drobne błędy i/lub nieścisłości które się w książce pojawiły.

Ogólna refleksja: książka, być może niezamierzenie, pokazuje jak wadliwy i ubogi jest twardy, naukowy światopogląd. Jak bardzo nauka, jej język, jej metody, nie przystają do pytań światopoglądowych. Jak bardzo nauka jest bezradna wobec koncepcji Boga, pytań celowościowych, aksjologicznych i innych ważnych kwestii światopoglądowych. Najważniejszym wnioskiem tej cudownej książki jest zrozumienie, że poza nauką musimy odwoływać się do innych rodzajów wiedzy, poznania, rozumowań bo nasze kontakty z rzeczywistością są znacznie głębsze i bogatsze niż tylko to co możemy zmierzyć, dotknąć, obliczyć czy nawet zdefiniować. Autor, odchodząc gdzieniegdzie od tematów czysto naukowych, pokazuje praktyczną bezużyteczność nauki w kwestiach wykraczających poza dziedzinę jej zainteresowań. To największa wartość dzieła Marcusa du Sautoy. To dla nas wszystkich ważna lekcja.

Już na początku Autor wspomina rozmowę radiową na temat koncepcji Boga. Stara się zdefiniować czym Bóg miałby być, aby dociekać czy taki byt może istnieć. Problem nieadekwatności nauki do spraw transcendencji jawi się w całej mocy: precyzyjny język matematyki nie umożliwia rozważania takich hipotez. Matematyka wypada w tej próbie wręcz żałośnie.

Jak na książkę popularnonaukową, błędów merytorycznych zbyt wiele nie jest. Większość to drobne usterki, które można przypisać tłumaczeniu. Z kronikarsko-recenzenckiego obowiązku wyliczę znalezione nieścisłości:

s. 21 trzeci akapit. Hipoteza kwantów powstała przed ogłoszeniem szczególnej teorii względności. W grudniu 1900 roku Max Planck wprowadza pojęcie kwantu promieniowania, natomiast praca Einsteina "O elektrodynamice ciał w ruchu" ukazuje się dopiero w 1905.

s. 42. komentarz do zakładu Pascala. Autor pisze: "Takie rozumowanie traci sens, jeśli prawdopodobieństwo istnienia Boga faktycznie wynosi zero (...)". Trzeba świadomie zrezygnować z koncepcji Boga aby to prawdopodobieństwo "wyzerować". Nikt nie może powiedzieć, że to prawdopodobieństwo jest zerowe. A skoro tak, to zakład Pascala pozostaje w mocy. Dlaczego? Ponieważ nie wiemy i nie możemy wiedzieć czy Bóg jest czy nie. I nie możemy tego sprawdzić. Reszta to logika. Szanse są równe (właśnie są - Bóg albo jest albo nie, tertium non datur) - to po pierwsze. Po drugie - potencjalna szkoda przy złym obstawieniu Zakładu Pascala jest nieskończona a więc żadem doczesny "koszt" wiary nie jest zbyt duży względem potencjalnej wygranej. Każda skończoność ma się do nieskończoności jak zero. Nie wierzę, że matematyk tego nie wie - uważam, że świadomie manipuluje czytelnika. Wyobraźmy sobie dowolnie małą szansę zajścia niewyobrażalnej (w istocie nieskończonej) katastrofy - w tym konkretnym przykładzie chodzi o potępienie duszy. Każda, nawet najmniejsza szansa zajścia takiego nieszczęścia każe nam zabezpieczyć się przed taką ewentualnością. Wniosek Pascala jest słuszny, w tej sprawie Autor się myli. Wymówka Autora, z punktu widzenia matematyki jest absurdalna i bezzasadna.
Aby zilustrować przykładem: szansa wygranej w lotto to 1:14 000 000. Wydaje się beznadziejnie mała. Więc dlaczego ludzie grają? Bo stawka jest tak wysoka, że nie warto odmawiać sobie nawet tak nikłej szansy dopóki prawdopodobieństwo sukcesu nie jest dokładnie zerowe. Gdyby gra toczyła się o 100 złotych, nikt by o to nie zadbał. Ale wygrana może odmienić życie. Natomiast jeśli przejdziemy z naszym przykładem do matematycznej granicy nieskończonej wygranej i nieskończenie małej szansy sukcesu - to okazuje się, że nadal warto. Jedna nieskończoność unieważnia drugą. Inny przykład: wyobraźmy sobie własne dziecko. Ciężko chore. Śmiertelnie. Dostajemy informację, że jest pewna metoda leczenia, skuteczna w jednym przypadku na miliard. Jeśli mamy do wyboru - pewna śmierć dziecka lub taka mała (niezerowa) szansa ocalenia - logika i rachunek prawdopodobieństwa podpowiada jasno: próbować!
Nagroda w postaci wiecznej chwały w obliczu Boga, lub porażka w postaci wiecznego potępienia unieważnia "nieskończenie małe" prawdopodobieństwo (w rzeczywistości wcale nie takie małe, statystycznie 50/50, tylko wielu nie chce dopuścić do siebie tej myśli) istnienia Boga.
Wbrew pozorom dziś Zakład Pascala nadal pozostaje w mocy. Nie jesteśmy mądrzejsi od XVII naukowców, takich jak Newton czy Leibniz. Tym co nas od nich odróżnia jest brak pokory aby przyznać prawo istnienia bytom, które nieskończenie nas przerastają, które przekraczają nasz rozum.
Cytując przywołanego już Newtona: "hypoteses non fingo" - hipotez nie wymyślam, miał Newton tak odpowiedzieć na pytanie o przyczynę grawitacji. Miał w sobie tyle pokory, aby uznać ograniczoność swojego rozumu. Obecnie to zatraciliśmy.

s. 77 o ewolucji narządu wzroku. Autor zastanawia się, czy ewolucja biologiczna jest deterministyczna, ponieważ wiele gatunków zwierząt, niezależenie i w różnych okresach historii życia na Ziemi, wykształciło narządy wzroku. Wyjaśnienie jest znane i proste. Krokodyle, mewy, małpy, pszczoły, kangury, węże, ludzie i inne Ziemskie stwory żyją w różnych środowiskach, prowadzą zróżnicowany tryb życia, pobierają różny pokarm. Ale światło Słoneczne jest w każdym z tych środowisk takie samo a zmysł wzroku tak samo przydatny - czy to do polowania czy wypatrywania drapieżników. Stąd wykształcenie zmysłu wzroku leży w interesie wszystkich Ziemskich zwierząt. Tam, gdzie nie ma światła, np. w jaskiniach albo na dnie oceanów, zwierzęta są ślepe bo wytworzenie takiej ewolucyjnej cechy jak wzrok nie było tam potrzebne.

s. 113 - rachunek różniczkowy jako dzielenie przez zero. Zbyt daleko idące uproszczenie. Wyrażenie 'dx' w mianowniku operatora różniczkowego odpowiada infinitezymalnemu przyrostowi zmiennej x. Bardzo małemu, ale nie zerowemu. dx w granicy dąży do zera ale go nie osiąga. Dlatego rachunek różniczkowy działa i daje dobre wyniki. Podstawienie za dx zera wszystko psuje.

s. 117 - błąd rzeczowy. Cytat: "(...) lit, oddalony od niego o osiem miejsc sód oraz znajdujący się po kolejnych ośmiu krokach potas były miękkimi, błyszczącymi i RADIOAKTYWNYMI metalami". Podkreślenie moje. Lit, sód i potas nie są radioaktywne. Tzn. posiadają radioaktywne izotopy, jak każdy pierwiastek, ale w formie występującej w przyrodzie nie są radioaktywne. Chodzi zapewne o AKTYWNOŚĆ chemiczną, czyli łatwość wchodzenia w reakcje. Są to metale aktywne i zapewne o to Autorowi chodziło. Domyślam się, że błędnie przetłumaczono 'activity' na 'radioactivity'.

s. 134 - niefortunne zdanie: "Neutrina są niemal zupełnie pozbawione masy i ładunku". Masy - owszem, mają tak małą masę, że takie stwierdzenie może być w przybliżeniu użyte. Ale jeśli mówimy o cząstkach elementarnych, to one albo mają ładunek, równy liczbowo ładunkowi elementarnemu z odpowiednim znakiem, albo go nie mają. Nie ma sensu określenie "niemal pozbawiony ładunku" bo ładunek elementarny jest niepodzielny (z wyjątkiem kwarków, ale one nie występują swobodnie).

s. 134 - czytamy, że koncepcja neutrin była niezbędna jako "uzupełnienie w teoretycznych analizach rozkładu neutronów i mionów". Nieszczęśliwie dobrane słowo 'rozkładów'. W oryginale zapewne było tu słowo 'decay' czyli rozpad (promieniotwórczy). Rozkład to może być statystyczny i wtedy używamy słowa 'distribution'. Rozkład zwłok można określić przez 'decay' ale to inne znaczenie. W tym przypadku chodzi o precyzyjnie zdefiniowane określenie rozpadu promieniotwórczego.

s. 171 - mamy Jamesa Clarka Maxwella. Chodzi Jamesa Clerka Maxwella. Zapewne tłumaczenie. Clerk to pierwsza część nazwiska a nie drugie imię.

s. 202 - "Dostrzegliśmy wtedy, że cząstki przelatujące przez jedyną szczelinę, ulegają lekkiej dyfuzji". Poważny błąd. Dyfuzja to zjawisko samorzutnego mieszania się substancji. Gdy psikamy perfumami w jednym miejscu to zapach staje się po pewnym czasie wyczuwalny w całym pomieszczeniu. Na skutek dyfuzji właśnie. Natomiast zmiana kierunku rozchodzenia się fali (a cząstki mają właściwości falowe),jak w opisywanym w książce eksperymencie, nosi nazwę dyfrakcji. To zupełnie różne pojęcia zaczerpnięte z mocno odrębnych działów fizyki.

s. 240 - Wreszcie prawda o Giordano Bruno. Spłonął na stosie za twierdzenia że Wszechświat jest nieskończony w czasie co przeczyło ówcześnie dogmatycznie rozumianemu stworzeniu świata przez Boga w danej chwili czasu oraz usuwało dzień Ostateczny. Za ten drugi wniosek (o niemożliwości końca świata) Bruno został skazany. Ta historia od lat jest przekłamywana. Wg nieprawdziwej ale popularnej wersji Bruno spłonął dlatego, że dopuszczał istnienie innych zamieszkanych światów we Wszechświecie.

s. 274 - Wszechświat 378 tysięcy lat po Wielkim Wybuchu stał się przezroczysty dla światła bo spadła gęstość cząstek które wcześniej je rozpraszały. To nie jest prawda. 378 000 lat po Wielkim Wybuchu temperatura Wszechświata spadła do 3000 K. W takiej temperaturze energia elektronów jest zbyt mała aby wyswobodziły się one z atomów wodoru. Atomy wodory związały elektrony na swoich powłokach. Pamiętajmy, że światło rozprasza się na elektronach swobodnych, lub słabo związanych (czyli takich których energia wiązania jest dużo niższa niż rozpraszanych fotonów). Wobec tego światło, które rozpraszało się na swobodnych elektronach nie mogło już rozpraszać się na elektronach związanych w atomach wodoru i helu we wczesnym Wszechświecie.
[Mam świadomość, że bardzo ryzykownie wypowiadam się o tym rozpraszaniu. Nie chcę aby ten komentarz był zbyt długi, więc tylko wspomnę, że np. rozpraszanie Rayleigha zachodziło po związaniu elektronów, ale ten rodzaj rozpraszania nie zmienia energii fotonów ani ich nie pochłania, zmienia tylko kierunek propagacji.]

s. 286 - hipoteza Wieloświata i wartości stałych. Dużo trzeba tu napisać. Hipoteza Wieloświata pochodzi od Hugh Everetta III i rozważań nad mechaniką kwantową. W skrócie chodzi o to, że każdy scenariusz kwantowy ("kot żywy i kot martwy") urzeczywistniają się, tylko że ma to miejsce w równoległych wszechświatach. Taki kolejny wszechświat pączkuje w każdej chwili gdy funkcja falowa układu kwantowego ma ulec kolapsowi. Taka jest koncepcja.
Żyjemy w naszym Wszechświecie. To jest niewątpliwy fakt obserwacyjny. A ponieważ żyjemy w naszym Wszechświecie to on musi stwarzać nam do tego sposobność. I tak oto gdyby masa elektronu była odrobinę inna, mniejsza lub większa, niż jest nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Gdyby stała struktury subtelnej była nieco inna - nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Gdyby ułamek masy jąder deuteru, które podczas łączenia się w jądro helu zamienia się w energię był nieco inny - nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Gdyby stała Plancka była inna - nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Wydaje się, że Wszechświat był przygotowany na wygenerowanie życia w którymś momencie swojej historii. Aby tej konkluzji uniknąć niektórzy naukowcy postanowili wykorzystać hipotezę Everetta. Stwierdzili, że Wszechświat, podczas nieskończenie wielu poprzednich "prób" dobierał inne wartości stałych fundamentalnych aż w końcu przypadkowo trafił się nam taki zestaw, że w tym (kolejnym, jednym z wielu) Wszechświecie zaistnieliśmy. Że wcześniej istniało multum Wszechświatów z innymi stałymi i tam życie nie powstało. Aż zaistniał nasz Wszechświat, który w kosmicznej loterii trafił doskonale wszystkie podstawowe liczby aby możliwe było pojawienie się życia.
To jest złe tłumaczenie.
Udowodniono, że wszystkie modele kosmologiczne, umożliwiające zmiany stałych fizycznych w momencie Wielkiego Wybuchu, dopuszczają takie zmiany również w dowolnym innym momencie ewolucji Wszechświata. Nie ma takich modeli, które pozwalają na takie zmiany tylko w chwili gdy nowy Wszechświat powstaje, tzn. istnieją ale modele takie są niespójne. Fakt, że teraz nie obserwujemy zmian stałych przyrody oznacza, że takie zmiany są niemożliwe. Także w chwili Wielkiego Wybuchu. Oznacza to, że stałe fundamentalne są w jakimś sensie uniwersalne. Obowiązują zawsze i wszędzie. Spodziewam się wyjaśnienia podobnego do tego, które tłumaczy uprzywilejowaną pozycję kształtu kuli - czarne dziury, gwiazdy, planety, krople wody są kuliste. Znamy wyjaśnienie takiego stanu rzeczy: kula ma najkorzystniejszy stosunek powierzchni do objętości. Dokładnie mówiąc: kula umożliwia zamknięcie objętości przy pomocy najmniejszej powierzchni ograniczającej, co minimalizuje energię powierzchniową np. kropelki wody. Uważam, że podobnie można wytłumaczyć wartości stałych - jako najkorzystniejszy możliwy układ.
A więc jeśli istnieje wiele Wszechświatów, to wszystkie mają podobne wartości stałych jak nasz. To wytłumaczenie "teleologicznego zaprojektowania" Wszechświata, które Autor lansuje w wielu miejscach już jest nieaktualne.

s. 301 - Wieloświat lepszy od koncepcji Boga. Cóż, argument, że Wieloświat jest lepszy bo nie sugeruje istnienia nowego bytu, tylko wielu wersji czegoś o czym wiemy, że istnieje co najmniej jedno (nasz Wszechświat) jest bardzo sensowny. Ale, wyjaśniająca moc hipotezy Wieloświata upadła, patrz wyżej.

s. 343 - "Jeśli masa jakiejś gwiazdy przekroczy 1,4 masy Słońca (...)" to wg Autora pozostanie po niej czarna dziura. Mamy kolejny błąd rzeczowy, który uważam za poważny. Nie pierwszy to raz kiedy autor książki popularnonaukowej miesza pojęcia. Szkoda. Uporządkujmy informacje.
Gwiazdy trochę większe od Słońca (nawet 3-4 razy bardziej masywne) gdy wypalą paliwo jądrowe, odrzucają zewnętrzne warstwy atmosfery i stają się białymi karłami. Biały karzeł ma wielkość mniej więcej równą rozmiarowi Ziemi (ok. 10 000 km średnicy). Takie białe karły stygną potem przez ogromnie długi czas.
Granica Chandrasekhara dotyczy pozostałości po gwieździe, a dokładnie to właśnie białego karła. Gdy taki biały karzeł ma masę przekraczającą 1,4 masy naszego Słońca - wybucha jako supernowa i staje się gwiazdą neutronową. Aby biały karzeł osiągnął masę większą niż 1,4 masy Słonecznej pierwotna masa gwiazdy z której on powstaje musi być ok. 10 razy większa niż masa naszego Słońca.
Gwiazda neutronowa. Jest bardzo mała, ma średnicę kilku-, kilkunastu kilometrów, czyli zmieściłaby się w małym mieście. Składa się z samych neutronów. Możemy wyobrażać sobie gwiazdy neutronowe jako wielkie jądra atomowe bez protonów. Ale gwiazdy neutronowe też mają swoją masę graniczą. Nazywa się ona granicą Tolmana-Oppenheimera-Volkoffa i wynosi od 0,7 do 3 mas Słońca (nie jest tak dokładnie określona jak granica Chandrasekhara dla białych karłów). Po przekroczeniu granicy TOV przez gwiazdę neutronową zachodzi zapadnięcie się takiej gwiazdy neutronowej w czarną dziurę.
A więc gwiazdy (ciągu głównego) o masie przekraczającej 1,4 masy Słońca nie muszą stać się czarnymi dziurami. Pod koniec życia w ciągu głównym (przypominamy sobie diagram Hertzsprunga-Russela) taka gwiazda odrzuca większość tworzących ją gazów a to co pozostaje (biały karzeł) ma masę znacznie mniejszą od 1,4 masy Słonecznej.

s. 506 - uproszczenie o Wielkim Wybuchu jako początku Wszechświata i przypisanie tego poglądu środowisku naukowemu. Nadużycie. Od samego początku hipoteza Wielkiego Wybuchu była traktowana jako "początek Wszechświata jaki znamy i jaki rozumiemy" a nie jako początek Wszechświata w ogóle. Nie wiadomo co i czy w ogóle coś było wcześniej. Panuje zgoda, że tego nie wiemy a utrzymywanie, że na pewno nie było wcześniej nic jest nieuprawnione.

To mniej więcej wszystko co mam do powiedzenia o tej książce. Doskonale się ją czyta, dostarcza mnóstwo dobrej rozrywki. Bardzo wartościowe są opisy rozmów Autora z różnymi wybitnymi naukowcami. Rozmowy na tematy naukowe i światopoglądowe. Dyskutanci są zróżnicowani jeśli chodzi o poglądy, nie można powiedzieć, że Autor dokonał tendencyjnego wyboru. Rozmowy są fascynujące i bardzo wartościowe zarówno poznawczo jak i światopoglądowo.

Ostatecznie uważam, że "To, czego się nie dowiemy" jest książką niezwykle wartościową. Wyjątkową pośród licznych podobnych publikacji. Na pewno każdy powinien po nią sięgnąć. Daje całkiem dobry przegląd współczesnych problemów naukowych i głęboki, frapujący komentarz. Daje do myślenia i nie pozostawia obojętnym. Poszerza horyzonty myślowe również przez odwołania do klasyki filozofii, m. in. Arystotelesa, Poppera, Hume'a, Sartre'a, Russella. Mamy dyskusję twierdzenia Godla, temat rzadko poruszany w literaturze popularnej a przecież arcyciekawy, nie tylko dla matematyków. Napisana jest dynamicznie i z polotem.

Autor ma poglądy. Nie winię go za to, we własnej książce ma prawo je eksponować i ich bronić. Jedyny zarzut jaki mogę uczynić, to niesprawiedliwe wartościowanie argumentów przeciwnych osobistym przekonaniom autora, jak np. przy omawianiu zakładu Pascala czy hipotezy Wieloświata. Należy jednak zaznaczyć, i czynię to z przyjemnością, że Autor wyraża się z szacunkiem o religii i osobach wierzących w środowisku naukowym. Nikt nie powinien czuć się lekceważony podczas lektury, bez względu na światopogląd. W czasach kpin ze średniowiecznych zabobonów, autorów przekonanych że wiedzą wszystko najlepiej i są po to aby pouczać czytelnika, po lekturze książek Dawkinsa czy innych "oświeconych" autorów, takie podejście zasługuje na pochwałę.

Brawo. Polecam.

Wiele powinno się napisać o tej książce. Taki mam zamiar. Dla niecierpliwych - wspaniała lektura. Głęboka, refleksyjna, mądra i zręcznie napisana. Życzmy sobie aby jak najwięcej pojawiało się takich książek.

W kilku miejscach, tam gdzie uważam to za intelektualnie uzasadnione, pozwolę sobie wyrazić osobiste zdanie, polemizujące z opinią Autora. Następnie wskażemy sobie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
42
42

Na półkach:

Żyjemy w epoce odkryć naukowych. Niemal każdego dnia wydzieramy światu sekret za sekretem. Odkrywamy kolejne tajemnice różnych dziedzin wiedzy. Wydaje się, że nauka ma coraz mniej niewiadomych. Wiele pytań pozostaje jednak nadal bez odpowiedzi, a do poznania wielu sekretów nawet się nie zbliżyliśmy. Mimo to żyjemy w przeświadczeniu, że to tylko kwestia czasu. Problemem nie jest bowiem “czy je poznamy?”, tylko “kiedy?”. Czy jednak rzeczywiście wiedza absolutna stoi przed nami otworem? Czy możemy wiedzieć wszystko?

Marcus du Sautoy, brytyjski matematyk i popularyzator nauki, w książce To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki zajął się właśnie tym nieznanym. Błyskotliwie przedstawia nam pytania, na które nie znamy jeszcze odpowiedzi. Wskazuje granice naszego poznania i – w towarzystwie fascynujących postaci nauki – zabiera nas w nie mniej fascynującą podróż do świata liczb niewymiernych, teorii chaosu, hazardu, muzyki, świadomości i … Boga.

Marcus Du Sautoy to idealny przewodnik po tych nie(po)znanych rubieżach nauki. Pełen pasji, elokwentny, inteligentny i dowcipny. Przywołuje rozmowy ze swoimi kolegami naukowcami, rzuca anegdotami i klarownie, prosto wyjaśnia skomplikowane teorie i problemy, przed którymi stoi dzisiejsza nauka. Intryguje… zaciekawia… Budzi żądzę poznania… Czy będziemy w stanie przewidzieć wynik gry w kości? Jaką liczbę oczek najlepiej obstawiać w tej grze? Czy prognozy pogody będą się sprawdzały? Czy stworzymy sztuczną świadomość? Czy poznamy strukturę wszechświata? …

Oto są pytania…

Żyjemy w epoce odkryć naukowych. Niemal każdego dnia wydzieramy światu sekret za sekretem. Odkrywamy kolejne tajemnice różnych dziedzin wiedzy. Wydaje się, że nauka ma coraz mniej niewiadomych. Wiele pytań pozostaje jednak nadal bez odpowiedzi, a do poznania wielu sekretów nawet się nie zbliżyliśmy. Mimo to żyjemy w przeświadczeniu, że to tylko kwestia czasu. Problemem nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
585
571

Na półkach: , , , , , ,

Nauka jest wyjątkową aktywnością człowieka. Jej siłą jest ciągła zmienność przedmiotu badań i osiągniętego stopnia poznania. Podstawowy błąd, który czasem popełnia się w przypisywanych jej celach, da się wysłowić parafrazując powiedzenie Bohra: 'zadaniem nauki nie jest ustalenie, jaki jest świat, tylko badanie tego, co da się o nim powiedzieć'.

Marcus du Sautoy to matematyk, który od kilku lat zajmuje oksfordzką katedrę zwolnioną przez Dawkinsa. Każdy profesor ją obejmujący ma za zadanie popularyzować osiągnięcia nauki w społeczeństwie. "To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki" jest publikacją, która w sposób przystępny stara się ująć w ramy zakres dociekań naukowców. Książka podzielona jest na siedem grup problemów, które wydają się stanowić nieprzekraczalne bariery poznania. Większość dotyczy fizycznych i astronomicznych ograniczeń, choć jest i rozdział o mózgu i świadomości oraz o współczesnych granicach matematyki.

Z lektury książki wyłania się jednoznaczny wniosek, który można wysłowić krótko - wszystkie aktualnie zdiagnozowane granice naukowe mają swoje źródło w nieskończoności. Niczemu w otaczającym nas świecie nie możemy przypisać wprost cechy nieskończoności, a i nasz umysł z tym pojęciem sobie nie radzi. Du Sautoy pokazuje, że doświadczany przez nas świat jest nieprzewidywalny, bo nie dysponujemy pełną (nieskończenie dokładną) informacją o wszystkich elementach opisywanych zjawisk. Stąd pojawia się chaos, jako nieuchronność tej niewiedzy. Na poziomie mikroświata nieprzekraczalnymi granicami są zdumiewające efekty kwantowe i nieoznaczoność Heisenberga (świetne podsumowanie niesłabnącego zdumienia badaczy zjawiskami subatomowymi opisał autor na str. 176-190). Czy materię można dzielić na dowolnie małe elementy, czy jest dyskretna? W kolejnej granicy matematyk pochylił się nad kosmologią i naszą niewiedzą o globalnym statusie Wszechświata - czy jest skończony, czy ma granice, czy czas ma cechy kontinuum jak punkty na prostej, a może jest jednak dyskretny? Przedostatni rozdział zawiera krótkie zreferowanie stanu badań nad mózgiem pod kątem pojęcia świadomości, jak fenomenu wciąż wymykającego się jednoznacznemu opisaniu. Końcowe strony to wspaniały przegląd matematycznych zmagań z fundamentalnymi problemami różnych typów nieskończoności i dwudziestowiecznych ustaleń Kurta Gödla (str. 475-481),które i królową nauki pozbawiły stuprocentowej pewności co do niesprzeczności zbudowanego systemu struktur logicznych.

Du Sautoy, jako długoletni dydaktyk i popularyzator, barwnym językiem i bez niepotrzebnych detali unaocznia jednoznacznie, że być może świat nigdy nie zostanie w pełni i satysfakcjonująco opisany językiem nauki, to jednak wciąż poszerzamy zakres możliwych pytań. Naukowców napędza nie ułuda możliwego pełnego zrozumienia, ale proces wykonywania pracy umysłowej i wydzieranie przyrodzie kolejnych tajemnicy. Kluczowy jest samo tworzenie a nie mglisty cel. Opisane grupy granic poznania są różnego typu. We wszystkich istotnym ograniczeniem jest badacz - człowiek, jako element układu badawczego i nasze ludzkie przywiązanie do racjonalizacji i antropomorfizacji. Chyba najbardziej nieprzekraczalna wydaje się bariera kwantowa, gdzie brak wiedzy nie ma natury epistemologicznej, lecz ontologiczną, co stawia nas w beznadziejnej sytuacji. Skoro Feynman powiedział, że "nikt nie rozumie fizyki kwantowej", to być może nie warto przesadnie starać się rozumem ogarnąć jej nieprzystawalność do dostępnego nam świata, tylko stosować jej ścisłe formuły, na których zbudowana jest współczesna technologia.

Autor sporo miejsca poświęcił na przedyskutowanie pewnych metafizycznych konsekwencji pojawiających się czasem w zmaganiach z rzeczywistością. Wspomniał o transcendencji; ze zrozumieniem i uwagą przyjął do wiadomości wiarę niektórych naukowców. Rozmowa z kosmologiem Johnem Barrowem i fizykiem Johnem Polkinghorne dotyczyła istniejącej narracji, która nieznanemu przypisuje pewne cechy boskości, choć w wymiarze dalekim od płytkich i popularnych społecznych odczytań.

"To, czego się nie dowiemy" obfituje w liczne przykłady poważnych pytań bez odpowiedzi. Jednak zaraźliwy optymizm autora, snucie opowieści ze swadą sprawiają, że lektura wydała mi się raczej przyjemnością, nie zmaganiem z trudnym tematem. Du Sautoy przez zabawę sięga do naszych ludzkich ograniczeń, chociażby w prologu ostatniego rozdziału, gdzie opisuje żart prowadzący do paradoksu głębokiej natury - na dwóch stronach kartki piszemy po jednym zdaniu (str. 451):

"Stwierdzenie po drugiej stronie kartki jest fałszywe."
"Stwierdzenie po drugiej stronie kartki jest prawdziwe."

Takich wstawek różnej natury w książce jest dużo. Matematyk zachęca do trenowania szarych komórek, do odwracania problemów, oglądania zjawisk nietypowo i do bycia dociekliwym. Pomaga odnaleźć się laikowi w gąszczu istotnych ograniczeń naukowej natury, które przyjęte z pokorą dają radość z samego faktu ich poznawania.

Gorąco zachęcam każdego do lektury.

Nauka jest wyjątkową aktywnością człowieka. Jej siłą jest ciągła zmienność przedmiotu badań i osiągniętego stopnia poznania. Podstawowy błąd, który czasem popełnia się w przypisywanych jej celach, da się wysłowić parafrazując powiedzenie Bohra: 'zadaniem nauki nie jest ustalenie, jaki jest świat, tylko badanie tego, co da się o nim powiedzieć'.

Marcus du Sautoy to...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    184
  • Przeczytane
    44
  • Posiadam
    18
  • Popularnonaukowe
    9
  • Teraz czytam
    4
  • Chcę w prezencie
    3
  • Popularnonaukowa
    2
  • 2023
    2
  • Literatura angielska
    1
  • Czekają na spotkanie
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne