rozwińzwiń

Skaza

Okładka książki Skaza Magdalena Tulli
Okładka książki Skaza
Magdalena Tulli Wydawnictwo: W.A.B. Seria: ...archipelagi... literatura piękna
177 str. 2 godz. 57 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
...archipelagi...
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2006-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2006-01-01
Liczba stron:
177
Czas czytania
2 godz. 57 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374141512
Tagi:
Nagroda Literacka Gdynia polska literatura piękna
Inne
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Jaka piękna iluzja. Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską Justyna Dąbrowska, Magdalena Tulli
Ocena 7,5
Jaka piękna il... Justyna Dąbrowska,&...
Okładka książki Ten i tamten las Alicja Rosé, Magdalena Tulli
Ocena 8,1
Ten i tamten las Alicja Rosé, Magdal...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
174 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
508
508

Na półkach:

Czym jest „Skaza” Magdaleny Tulli? Powieścią o powieści tkanej ręką autora, w której wszystko jest możliwe? Powieścią o życiu pełnym niespodzianek, absurdów i nagłych zwrotów, których nawet Najwyższy Reżyser nie przewidział? A może powieścią o nas, ludziach żyjących w „historyjkach”, karmionych fragmentami rzeczywistości, które akurat są wygodne i na podorędziu w przestrzeni zwanej przez Tulli manewrową, w kulisach, gdzie przechowuje się dekoracje na każdą okazję.

Interpretacja „Skazy” może być bardzo szeroka i różnorodna. Autorka dała nam zarys ogólny, alegorię, pod którą można dopasować doprawdy wiele. To zarazem onieśmielające i zachwycające dla czytelnika. Dostajemy bowiem szkielet, który obudowujemy sami, korzystając z własnych doświadczeń i wrażliwości, nakładając nań swoje dotychczasowe podróże, także te literackie. Można dostrzec tutaj surrealizm i umowność Schulza, bezduszny pragmatyzm Zagłady, dzisiejszą polsko-białoruską granicę, mechanizm politycznych przewrotów na świecie i kafkowskie poczucie zagubienia i niemożności wobec jakiejś wyższej siły, sterującej wydarzeniami zza kadru, poza naszą kontrolą.

Mamy plac, dwie ulice na krzyż, tory tramwajowe, wynurzające się znikąd i donikąd prowadzące… Fragment miasteczka bez nazwy, umieszczonego w bezczasie, umownego, tak jak wszystko tutaj. „Rzecz nie dzieje się tu albo tam. Cała mieści się w sobie, jak w szklanej kuli, w której jest wszystko, czego potrzeba na każdą przewidzianą okoliczność.” To dla nas ważna informacja i pole dla reżyserskiej wyobraźni. To rzeczywistość stworzona na potrzeby chwili, w każdym momencie może ulec zmianie, zawęzić się lub poszerzyć, stąd nieostre kontury i brak wyraźnych oznaczeń. Im mniej dostrzeżemy szczegółów, które mogłyby podważyć jej wiarygodność, tym lepiej. Łatwiej będzie o korekty w razie potrzeby.

Tak właśnie funkcjonuje świat wokół nas. Na bazie historii, czyli tego, co już się wydarzyło, my otrzymujemy wyrwane z szerszego kontekstu „historyjki” i w nich żyjemy. Krawiec (a zawsze jest jakiś krawiec) przykrawa je na zamówienie, szyje nam też garderobę, w którą nas ubiera, gotowe kostiumy, określające z góry schematy zachowań. Bo lubimy to, co proste i znane, takie bezpieczne, „na średnią miarę”. Notariusz jest nobliwy i zadufany, policjant pilnuje porządku, a przynajmniej tak ma wyglądać, służąca dwoi się i troi nad rosołem, nie śmie też odtrącić rąk pana, choć oczy zachodzą jej łzami. Do tego przywykliśmy i nikt nie próbuje na ogół ze swojej roli wychodzić. Jesteśmy manekinami, ubrano nas w te role i nie nam się buntować.

„Historyjki”, w których mieszkamy, są najczęściej spreparowane w pośpiechu, zdarzają się więc awarie. Każda ma jakąś skazę, jest połatana. Jeśli coś tąpnie w jednej z nich, fala tsunami uderza w inną lub w kilka. Zjawić się wtedy może tramwaj pełen „obcych” w kostiumach nie z naszej, bezpiecznie znajomej „historyjki”, a w jakichś paltach na watolinie przesiąkniętych smrodem naftaliny, z tobołami, ludzi szaro-burych i niespokojnych. Dlaczego tu? Jak śmią burzyć nasz spokój? Świat bowiem dzieli się na „nas” w gotowych garniturach zachowań i na „obcych”, brzydkich, byle jakich, niegodnych naszego zainteresowania i pomocy. Tak to już bowiem jest, że „Ofiarą najbardziej bezlitosnych zdarzeń zawsze pada (…) niewiele znacząca sztuka garderoby.” Nie chcemy więc ich widzieć. Może lepiej byłoby ich gdzieś zamknąć, odebrać im powietrze, sprawić, by zniknęli po cichu i udawać, że nigdy ich nie było.

Wystarczy zmienić dekoracje, namalować je na nowej tekturze, albo z tych dawnych powycinać niewygodne fragmenty, nie pisać i nie wspominać o tym, co się przecież zresztą nie zdarzyło. Fakty, żeby „stać się rzeczywistością, potrzebowały należycie wyrazistych opisów i odpowiednio podniosłego tonu”. Czy nie tak działają niektóre „media”?

Gdy fala tsunami jest zbyt wielka, powoduje zamieszanie, krach, spadek wartości pieniądza, rozruchy, wtedy zmieniamy mundury. Technicy działający na zapleczu dostarczają nowych rekwizytów, przykrawają „historyjkę” do okoliczności i nasze manekiny zamieniają się rolami. Student zostaje przywódcą, z dumą poprawia skórzany pas zapięty na biodrach. Co z tego, że tylko na chwilę? Nazwijmy to jak chcemy. Puczem, dyktaturą, spowodowaną nieostrożnością tych, co działają na zapleczu, a którzy „wolą przyznawać się do zwykłej nieuwagi, co najwyżej do zaniedbywania obowiązków, niż do rozmyślnego nadużycia.”

Czyż nie to obserwujemy na co dzień? Jedna „historyjka” przechodzi w kolejną, równie umowną i skleconą naprędce. Każda ekipa na zapleczu manewrowym wybiera dogodne dla siebie fragmenty, które dobitnie przedstawione nabierają znamion prawdy. Bo chcemy żyć w świecie przewidywalnym i przyjaznym, nie interesuje nas, co jest „za torami”, czemu „obcy” obsiedli nasz kwietnik. To wymagałoby od nas sprawczości, dociekania, podejmowania decyzji, może nawet zmiany „kostiumu”. Tymczasem wygodnie nam w naszych garniturach, a jeśli czasem uwierają, to poluźnimy odrobinę szew, odepniemy guzik, by odetchnąć głębiej. A tych, co nam nie pasują, których „garderoba” razi obcością wyślemy tramwajem poza nasz kwartał ulic, w „historyjkę” o szczęśliwej Ameryce i przestaniemy o nich myśleć, a kwietnik znów będą porastały róże.

Czym jest „Skaza” Magdaleny Tulli? Powieścią o powieści tkanej ręką autora, w której wszystko jest możliwe? Powieścią o życiu pełnym niespodzianek, absurdów i nagłych zwrotów, których nawet Najwyższy Reżyser nie przewidział? A może powieścią o nas, ludziach żyjących w „historyjkach”, karmionych fragmentami rzeczywistości, które akurat są wygodne i na podorędziu w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
270
3

Na półkach:

"Skaza" to jedna z moich ulubionych książek Magdaleny Tulli, choć odkryłam to dopiero przy ponownej lekturze. Dlaczego? Dlatego, że przy szybkim odczytaniu może umknąć naszej uwadze sporo ciekawych szczegółów.

Świat "Skazy" został pomyślany tak, aby nie wzbudzać silniejszych emocji czytelnika. Używając nomenklatury autorki, historyjka, która rozgrywa się na naszych oczach, została „skrojona na średnią miarę” i „pomyślana jako rzecz lekka i gładka”. Ale czy rzeczywiście tak jest?

Papierowa fabuła, dekoracje z kartonu i dykty, niefrasobliwie i niejako naprędce przygotowane dekoracje oraz praca krawca zamieniająca się w sztampę, zbrukana pogardą i kroplami krwi z pokutych igłą palców. Wszystko zapowiada, że będzie to naprawdę mierna historia.

"Zacznie się od strojów" - informuje narrator. To one, a raczej stereotypowe przypisanie cech osobom, którym przyjdzie je nosić, zdeterminują ich losy. To dzięki nim odróżni się "swoich" od "obcych", to one staną się sztancą, która narzuca wyobrażenia na temat postaci. "Obcy" i ich potrzeby nie są dopuszczane do głosu, podobnie jak odmawia im się zdolności odczuwania emocji. „Ofiarą najbardziej bezlitosnych zdarzeń zawsze pada (…) niewiele znacząca sztuka garderoby, niezdolna do cierpienia” - czytamy.

Na oczach czytelnika rozgrywa się swoisty spektakl, o którego wyniku ma przesądzić fason i gatunek tkaniny, z której powstała odzież postaci. Jednak tok narracji się rwie, wątki supłają, a dekoracje ulegają powolnemu niszczeniu. Prowadzi to do „rozerwania” (zamiast „rozwiązania”) akcji i niespodziewanego przerzucenia jej do innej historyjki, tak, aby zapewnić lepszy los uchodźcom. Tym razem pomoc przyszła w samą porę, lecz zasadą jest, że w innych „historyjkach”, w których tryby narracyjne i inne mechanizmy się nie zacinają, pogarda i poniżenie dosięga najsłabszych, odzianych w mało znaczącą sztukę garderoby. Czy tego chcemy, czy nie „bezdomny tłum, raz tak, raz inaczej ubrany, przewija się przez wszystkie historie, jakie można wprawić w ruch”.

Jeśli po tym opisie czujesz niedosyt - koniecznie sięgnij po książkę Magdaleny Tulli.

W moim odczuciu głęboka i bardzo wartościowa książka.

"Skaza" to jedna z moich ulubionych książek Magdaleny Tulli, choć odkryłam to dopiero przy ponownej lekturze. Dlaczego? Dlatego, że przy szybkim odczytaniu może umknąć naszej uwadze sporo ciekawych szczegółów.

Świat "Skazy" został pomyślany tak, aby nie wzbudzać silniejszych emocji czytelnika. Używając nomenklatury autorki, historyjka, która rozgrywa się na naszych oczach,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1462
66

Na półkach:

Trudny początek do przebrnięcia - trzeba wyczuć rytm i ton opowieści, ale potem z każdą stroną jest lepiej. Znakomicie konstruowane obrazy i narracja taka trochę od niechcenia, ale bardzo sugestywna. Motyw uchodźców, tak aktualny, również ciekawie i trafnie poprowadzony.

Trudny początek do przebrnięcia - trzeba wyczuć rytm i ton opowieści, ale potem z każdą stroną jest lepiej. Znakomicie konstruowane obrazy i narracja taka trochę od niechcenia, ale bardzo sugestywna. Motyw uchodźców, tak aktualny, również ciekawie i trafnie poprowadzony.

Pokaż mimo to

avatar
21
21

Na półkach: ,

Nie musi się wiele dziać, aby działo się coś. W warstwie niedosłownej, metaforycznej powieść ta przepełniona jest treścią, stanowi mądre, wnikliwe i nie rzadko przy tym cyniczne obnażenie absurdów, tragedii ludzkiego istnienia, teatralności pewnych gestów, groteski danych postaw ludzkich.

Nie musi się wiele dziać, aby działo się coś. W warstwie niedosłownej, metaforycznej powieść ta przepełniona jest treścią, stanowi mądre, wnikliwe i nie rzadko przy tym cyniczne obnażenie absurdów, tragedii ludzkiego istnienia, teatralności pewnych gestów, groteski danych postaw ludzkich.

Pokaż mimo to

avatar
216
143

Na półkach: ,

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością p. Tulli i pierwsze co mnie uderzyło - nie ma dialogów :)Zanim wypożyczę książkę, zawsze zaglądam do środka i oceniam przede wszystkim wielkość czcionki. Tu rzucił mi się brak dialogów. Jest tylko ciąg tekstu, przerwany gdzieniegdzie akapitem.

Już w trakcie lektury dostałam drugie uderzenie - świetny język Autorki. Bardzo metaforyczny, a jednocześnie trafiający w sedno. Piękny. Widać swobodę wypowiedzi, p. Tulli może napisać wszystko. Bardzo trafnie oddaje spostrzeżenia. Umiejętnie kreśli postacie, zagłębia się w ich psychologię.

Będę musiała wrócić do tej książki, bo (szczerze) jakiekolwiek zdarzenia przyćmił mi styl. To jest proza najwyższej klasy. Serdecznie polecam.

To moje pierwsze zetknięcie z twórczością p. Tulli i pierwsze co mnie uderzyło - nie ma dialogów :)Zanim wypożyczę książkę, zawsze zaglądam do środka i oceniam przede wszystkim wielkość czcionki. Tu rzucił mi się brak dialogów. Jest tylko ciąg tekstu, przerwany gdzieniegdzie akapitem.

Już w trakcie lektury dostałam drugie uderzenie - świetny język Autorki. Bardzo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
264
132

Na półkach: ,

Obok "Szumu" najlepsza książka Tulli jaką czytałam. Wreszcie piękne słowa mają konkretną wartość, nie są piórkami wirującymi w powietrzu, ale raczej dojrzałymi owocami literatury. Autorka wykreowała wyraźne charaktery, nie bała się podjąć zabawy z narracją zmieniając jej formę, przypisując ją różnym osobom. Ograniczenie miejsca akcji do jednego placu, liczby bohaterów do kilku postaci (oprócz bohaterów zbiorowych) daje Tulli możliwość do większego wstrząsu czytelnikiem, zerknięcia na całość z perspektywy intymnej, osobistej.

Obok "Szumu" najlepsza książka Tulli jaką czytałam. Wreszcie piękne słowa mają konkretną wartość, nie są piórkami wirującymi w powietrzu, ale raczej dojrzałymi owocami literatury. Autorka wykreowała wyraźne charaktery, nie bała się podjąć zabawy z narracją zmieniając jej formę, przypisując ją różnym osobom. Ograniczenie miejsca akcji do jednego placu, liczby bohaterów do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
957
794

Na półkach: ,

Powoli pochłania mnie świat przedstawiony, jakieś dekoracje z dykty, ludzie, którzy grają swoje role, więc za chwilę mogą być kimś innym. Ja także, jeśli chcę, stanę się, tak jak proponuje to autorka, np. notariuszem, krawcem, generałem...
I co wtedy? Jak zachowałabym się, gdybym tym kimś była. Potrafiłabym zagrać taką rolę? W życiu, nie w teatrze!
Proza Tulli to dla mnie spotkanie z pięknym językiem, to wejście w świat, który niepokoi,ale też pozwala oderwać się od codzienności, intryguje.
Jej książek nie można czytać szybko, należy spokojnie poddać się urokowi słów i myśli autorki. Okaże się, że są to też nasze myśli i odczucia.

Przeczytałam "Włoskie szpilki" i "Skazę", na swą kolej czekają "Tryby" i "W czerwieni".

Powoli pochłania mnie świat przedstawiony, jakieś dekoracje z dykty, ludzie, którzy grają swoje role, więc za chwilę mogą być kimś innym. Ja także, jeśli chcę, stanę się, tak jak proponuje to autorka, np. notariuszem, krawcem, generałem...
I co wtedy? Jak zachowałabym się, gdybym tym kimś była. Potrafiłabym zagrać taką rolę? W życiu, nie w teatrze!
Proza Tulli to dla mnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
155
77

Na półkach: ,

Bierzesz książkę do ręki, czytasz parę stron i coś ci się nie zgadza. Nic nie rozumiesz. Jakiś krawiec coś szyje, wylewa swoje frustracje. Nagle narrator zaczyna mówić o sobie w pierwszej osobie. Co gorsza, nie wiesz, kim jest narrator, bo raz jest tobą, raz służącą, raz notariuszem. Wertujesz parę kartek w poszukiwaniu jakiegoś klucza, tytułu, drogowskazu i odkrywasz, że 178 stron napisane jest ciągiem. Jednym ciągiem! Zero rozdziałów, zero podrozdziałów. Są jakieś wcięcia w tekście i to wszystko. Możesz jeszcze przeczytać opinie innych czytelników, które utwierdzą cię w przekonaniu, że nie rozumieją tej książki, tak samo jak ty.
Ale jeśli ... zafrapuje cię język (a jest wciągający od samego początku),jeśli zdecydujesz się dać tej książce drugą szansę, jeśli odkryjesz klucz, wg którego należy ją czytać, to się nie zawiedziesz.

Mnie książka ZACHWYCIŁA. Językiem właśnie, celnością z jaką Magdalena Tulli nazywa pewne emocje, spostrzeżenia, zjawiska.
To książka 'wizualna'. Czytasz słowa i widzisz nie tyle obrazy, ile przesuwający się przed oczami film. Porównałabym go do animacji zrobionej jedną kreską, w której jadący samochód nagle 'dostaje' skrzydeł i przemienia się w samolot. Ten w locie przeistacza się w Pegaza, Pegaz ląduje, zamienia się w psa, pies biegnąc staje się myszką itp. itd. Kamera przechodzi z obiektu na obiekt, robiąc zbliżenia i pokazując przedmioty z zaskakującej perspektywy. Dosłowność miesza się z symboliką.
W tej książce jedna scenka przeistacza się w następną i każda z nich postrzegana jest oczami innego bohatera. Autorka używa do tego ciekawego zabiegu, pisząc w pierwszej osobie, a jednocześnie wcielając się w poszczególne postaci ("Jeśli jestem służącą od notariusza, w kamienicy pod siódemką na pierwszym piętrze, wyjmuję z koszyka włoszczyznę i zabieram się do gotowania obiadu.").
Dobór słów ułatwia - nawet osobie z tak kiepską zdolnością wizualizacji, jak ja - zobaczyć wszystko w najmniejszych szczegółach (żyłkowaty marmur, mosiężne grawerowane szyldy głoszące dziedziczną chwałę instytucji)

Zachwyciły mnie przenośnie i alegorie. Niby to zwykły opis szycia płaszcza, ale symbolizuje on życiowe frustracje i rozczarowania ("Im doskonalsze modele wyszły spod jego igły w pierwszym porywie natchnionej pracowitości, zanim gotówka się rozeszła na opłaty za komorne, tym większy potem wstyd, gdy dzieło zacznie się staczać w sztampę, tandetę, partaninę, Ale wstyd wietrzeje, nic się prędzej od niego nie obraca w pył.").

Trudno zidentyfikować, gdzie i kiedy toczy się akcja. Z jednej strony służąca (kto dziś miewa służące?) z drugiej strony krach ekonomiczny i spadek franka szwajcarskiego. Miasteczko, plac, miejsce - przedstawione przez autorkę jako scena teatralna, może znajdować się wszędzie. W każdym kraju, bo pewne zachowania, symbole, żądze i pragnienia są uniwersalne. Niechęć do nowoprzybyłych, strach przed władzą, zdrady i walka o wpływy - to część ludzkiej natury.
Czytając przeglądamy się w kolejnych obrazach, nawet zwykły kundel kradnący kiełbasę jest parabolą ("Im mniej ktoś znaczy, tym bardziej jego miłość własna wyda się wszystkim niestosowna. Lecz nawet chudy kundel, który przemyka pod ścianami domów i żywi się ochłapami, bezwstydnie pożąda najsmaczniejszych kąsków."). Każdy bohater ma swoją historyjkę, tę "z której się wziął i do której zamierza powrócić", każdy ma swoją 'najswojszą' prawdę i wg niej żyje.
Przez książkę się brnie, ale nie dlatego, że jest nudna, ale dlatego, że praktycznie każdy akapit zmusza do zatrzymania i odpowiedzenia sobie na pytania. Nie, nie jakieś filozoficznie wydumane, ale ważne; o sile tłumu, o bezradności, o przewadze życia nad śmiercią, a może śmierci nad życiem.

Mogłabym jeszcze długo opisywać i cytować, ale byłoby (już jest?) zamachem na tę książkę, której kolejnym, choć nie ostatnim atutem jest lapidarność, umiejętność oszczędnego, acz niesamowicie trafnego doboru słów.

Polecam gorąco. Dla mnie - książka, którą na pewno kupię i do której wrócę nie raz, chociażby po to, by się pozachwycać językiem.

Bierzesz książkę do ręki, czytasz parę stron i coś ci się nie zgadza. Nic nie rozumiesz. Jakiś krawiec coś szyje, wylewa swoje frustracje. Nagle narrator zaczyna mówić o sobie w pierwszej osobie. Co gorsza, nie wiesz, kim jest narrator, bo raz jest tobą, raz służącą, raz notariuszem. Wertujesz parę kartek w poszukiwaniu jakiegoś klucza, tytułu, drogowskazu i odkrywasz, że...

więcej Pokaż mimo to

avatar
358
200

Na półkach: ,

Nie zrozumiałam tej powieści, jej sensu, jej przesłania. Jest dla mnie za trudna, nie potrafię zrozumieć intencji autorki. Poddaję się - kieruję powieść na półkę "odrzucone". Przeczytam raz jeszcze opinię Pani Katarzyny Grzesia,, może mnie "oświeci" i pozwoli mi ujrzeć sens tej powieści.

Nie zrozumiałam tej powieści, jej sensu, jej przesłania. Jest dla mnie za trudna, nie potrafię zrozumieć intencji autorki. Poddaję się - kieruję powieść na półkę "odrzucone". Przeczytam raz jeszcze opinię Pani Katarzyny Grzesia,, może mnie "oświeci" i pozwoli mi ujrzeć sens tej powieści.

Pokaż mimo to

avatar
369
53

Na półkach:

Fin de siecle pojmowany jako zespół pesymistycznych nastrojów przejawiających się w działalności literackiej niebezpiecznie przedłużył się do lat 2000-2009. Nie pomogły wejście do UE, spadek bezrobocia w niektórych regionach kraju, ni nasze lokalne, nader udane remonty Wrocławia. Nastaje rok 2006: wiersze o lęku i śmierci nadal pojawiają się jak grzyby po deszczu, Miś Przekliniak-Masłowska, z nieświadomości własnej dekadencki modniś, otrzymuje Literacką Nagrodę NIKE.
W tych sprzecznych okolicznościach Magdalena Tulli wydaje „Skazę”, do której z powodzeniem można by dopisać podtytuł: „My z I połowy XXI wieku”.
Po wstępnym nakreśleniu tła historyczno-literackiego zostawmy na jakiś czas świat, Polskę i Wrocław w spokoju. Zajmijmy się „Skazą”, a poprzez jej lekturę naszymi skażonymi sercami z I połowy XXI wieku.
W rzeczy samej, ta książka traktuje o piętach Achillesowych naszych charakterów. O pana egoizmie, o pani nieczystym sumieniu, o zawiści pańskich dzieci, o moim skażonym sercu. Tę personalną uniwersalność Tulli osiąga poprzez wprowadzenie do powieści kilku typów postaci – policjanta, kelnera, notariusza, jego służącej, studenta, gazeciarza – i urabia je w dobrze nam znany sposób: po strojach. Wszyscy jesteśmy w tym niesłychanie dobrzy, niech nikt z I połowy XXI wieku nie wypiera się tej skazy. Wartość człowieka zaczyna się i kończy na ubiorze. Kto nie wierzy, niech wejdzie do sklepu w płaszczu notariusza, a za dwie godziny niech wejdzie w ubraniu służącej. Poniekąd wszyscy jesteśmy bohaterami powieści Tulli. Kto krzyknie „nie!”, gdyż sądzi, że nie mieści się ze swoją skazą w żadnym typie postaci, zapewne sytuuje się w bezimiennym tłumie, który Tulli gromadzi na placu pomiędzy dwoma przystankami tramwajowymi i każe mu wejść w rolę uchodźców. Ja też tu jestem. Stoimy ściśnięci, upokorzeni przez własne łachmany i patrzymy na katastrofę rozgrywającą się na naszych oczach. Jednakże nie wiadomo, co odczuwamy, gdyż narracja, jaką stosuje Tulli, nie zagłębia się w takie detale. Naświetla jedynie pewne sprawy, wskazuje na naszą skazę, którą jednak zdefiniować musi czytelnik samodzielnie we własnym sumieniu. O ile jeszcze sumienia nie sprzedał… Ale wróćmy na plac. Stoimy, a gdzieś ponad nami narrator snuje wątki wspomnianych wyżej typów postaci. Wszystkie są z I połowy XXI wieku, znamy je zatem z widzenia, tzn. znamy ich źle skrojone odzienie, o którym tak często plotkujemy z upodobaniem. Na tych odzieniach narrator wykonuje ten sam zabieg, co na nas ściśniętych w tłumie: wskazuje pewne skazy poszczególnych charakterów, bez analizy, jednakże poświęcając im nieco więcej uwagi niż nam ściśniętym w tłumie.
Przejdźmy teraz do samego narratora, którego mierzę aksjologiczną skalą dopasowaną specjalnie do jego literackiej konstrukcji funkcjonującej w „Skazie” tylko i wyłącznie. Już wiemy, co robi: wchodzi w poszczególne postaci, a jednocześnie nie wykracza poza siebie. Wskazuje, nie dookreśla. Moi koledzy krytycy, krzyczeli, że nieodpowiedzialny i postawili przy nim wielki minus. Ja natomiast składam Magdalenie Tulli wielki pokłon za tę narrację! A ściślej rzecz ujmując, za skonstruowanie narratora adekwatnego do problematyki, wszak o naszych skazach z I połowy XXI wieku najbardziej przekonująco opowie skażony nieodpowiedzialnością narrator. Nonsensem byłoby wprowadzenie do tej struktury jakikolwiek inny typ narracji. Jakże wielka musi być dojrzałość tej pisarki i umiejętność komponowania fabuł z najlepiej pasujących do siebie elementów.
Tymczasem dalej stoimy odziani w łachmany na placu pomiędzy dwoma przystankami tramwajowymi. Jestem recenzentem w każdym calu, ale nie myślę w tej chwili o talencie Magdaleny Tulli. Kurczowo ściskam moje tobołki z wszystkimi ukochanymi książkami i boję się patrzeć na kobietę, która rodzi dziecko. W powieści krótki tego opis robi swoje, taka zresztą jego rola. Na szczęście ktoś szarpie mnie za ramię i krzyczy, że Magdalena Tulli przewidziała dla nas raj, że jeszcze musimy przecierpieć poród tej kobiety, że jeszcze tylko przez chwilę nasze uczucia będą deptane, a później ponoć otworzy się wątek raju!
I już czas powrócić do rzeczywistego przekroju czasowego 2000-2009. Zatem czekamy na raj, my ludzie z I połowy XXI wieku, choć w „Skazie” faktycznie zostajemy do niego wysłani. Jak jest w skażonym raju, niech czytelnik sam się przekona. Nie zachęcam, namawiam wręcz do sięgnięcia po tę pozycję, ale niech nie liczy na bezbolesną deflorację przy jej lekturze ten, kto zabierze się za nią w historycznoliterackim dziewictwie, wszak proza Tulli do łatwych nie należy.
A po przeczytaniu refleksja: my ludzie z I połowy XXI wieku uczyniliśmy piekło z własnej egzystencji! Fin de siecle pojmowany jako zespół pesymistycznych nastrojów przejawiających się w działalności literackiej niebezpiecznie przedłużył się do lat 2000-20009 i uległ przy tym patologicznemu skażeniu, ale to już temat na inny tekst.

Fin de siecle pojmowany jako zespół pesymistycznych nastrojów przejawiających się w działalności literackiej niebezpiecznie przedłużył się do lat 2000-2009. Nie pomogły wejście do UE, spadek bezrobocia w niektórych regionach kraju, ni nasze lokalne, nader udane remonty Wrocławia. Nastaje rok 2006: wiersze o lęku i śmierci nadal pojawiają się jak grzyby po deszczu, Miś...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    255
  • Chcę przeczytać
    167
  • Posiadam
    35
  • Teraz czytam
    7
  • Literatura polska
    6
  • Ulubione
    5
  • Literatura polska
    5
  • Chcę w prezencie
    3
  • Studia
    2
  • Polska
    2

Cytaty

Więcej
Magdalena Tulli Skaza Zobacz więcej
Magdalena Tulli Skaza Zobacz więcej
Magdalena Tulli Skaza Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także