Światy Solarne

Okładka książki Światy Solarne Jan Maszczyszyn
Okładka książki Światy Solarne
Jan Maszczyszyn Wydawnictwo: Solaris Cykl: Trylogia Solarna (tom 1) fantasy, science fiction
480 str. 8 godz. 0 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Trylogia Solarna (tom 1)
Wydawnictwo:
Solaris
Data wydania:
2015-04-01
Data 1. wyd. pol.:
2015-04-01
Liczba stron:
480
Czas czytania
8 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375902266
Tagi:
Światy Solarne
Średnia ocen

6,8 6,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2023 Tomek Bilski, Michał Cetnarowski, Andrzej Drzewiński, Łukasz Marek Fiema, Marta Gidyńska, Jacek Inglot, Rafał Kosik, Marta Magdalena Lasik, Jan Maszczyszyn, Radek Rak
Ocena 6,9
Ku gwiazdom. A... Tomek Bilski, Micha...
Okładka książki Fikcje 01-03/2023 (55) Andrzej Drzewiński, Rafał Głuchowski, Piotr Kasprowski, Jan Maszczyszyn, Piotr Rak, Dariusz Rzontkowski
Ocena 7,0
Fikcje 01-03/2... Andrzej Drzewiński,...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,8 / 10
14 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
430
183

Na półkach: ,

Cóż mogę powiedzieć po lekturze? Bardzo dobra historia, bogaty świat, ciekawi bohaterowie. Wyobraźnia Jana poraża ogromem i mnogością pomysłów. Warto zapoznać się z książką, zwłaszcza, że steampunk na polskim rynku występuje raczej rzadko.

Cóż mogę powiedzieć po lekturze? Bardzo dobra historia, bogaty świat, ciekawi bohaterowie. Wyobraźnia Jana poraża ogromem i mnogością pomysłów. Warto zapoznać się z książką, zwłaszcza, że steampunk na polskim rynku występuje raczej rzadko.

Pokaż mimo to

avatar
284
209

Na półkach:

Szaleństwo rozbuchanej wyobraźni. Trudno to inaczej określić - bogactwo opisywanego (wszech)świata, kultur istot w nim żyjących, zmieniające się w zawrotnym tempie scenerie, zwroty akcji wywołują kolorowy zawrót głowy. Powieść jest dla mnie trochę zbyt chaotyczna, ale ciekawy styl retro i właśnie ta przemyślana, fascynująca drobiazgowość przedstawionych światów sprawiają, że książka zapada na długo w pamięć.

Szaleństwo rozbuchanej wyobraźni. Trudno to inaczej określić - bogactwo opisywanego (wszech)świata, kultur istot w nim żyjących, zmieniające się w zawrotnym tempie scenerie, zwroty akcji wywołują kolorowy zawrót głowy. Powieść jest dla mnie trochę zbyt chaotyczna, ale ciekawy styl retro i właśnie ta przemyślana, fascynująca drobiazgowość przedstawionych światów sprawiają,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
342
319

Na półkach:

Jest to „dziwna” powieść. Na ostatniej stronie okładki (blurb chyba jest autorstwa samego Maszczyszyna) określa się ją jako steampunk i fantasy.

W świecie Maszczyszyna ludzkość skolonizowała Układ Słoneczny. Dysponuje niesamowitą technologią, ale opartą na parze i mechanice. Zresztą Układ Słoneczny Maszczyszyna nie do końca jest naszym układem – Ziemia, Wenus, Mars są zbliżonej wielkości, a w Kosmosie zamiast próżni mamy eter.

WIĘCEJ:
http://seczytam.blogspot.com/2016/06/jan-maszczyszyn-swiaty-solarne.html

Jest to „dziwna” powieść. Na ostatniej stronie okładki (blurb chyba jest autorstwa samego Maszczyszyna) określa się ją jako steampunk i fantasy.

W świecie Maszczyszyna ludzkość skolonizowała Układ Słoneczny. Dysponuje niesamowitą technologią, ale opartą na parze i mechanice. Zresztą Układ Słoneczny Maszczyszyna nie do końca jest naszym układem – Ziemia, Wenus, Mars są...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Pomimo tego, że „Światy Solarne” Jana Maszczyszyna (Jahusza)przeczytałem już jakiś czas temu, to do dzisiaj nie mogę się jakoś po tej lekturze otrząsnąć. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że książka jest raczej poważna i trudna w odbiorze. Że niektóre fragmenty trzeba czytać po kilka razy. Że zaskakuje rozwiązaniami. Że podczas lektury człowiek cały czas powinien być skoncentrowany w maksymalnym stopniu, bo nawet chwilowe rozluźnienie umysłu natychmiast powodowało wybicie z czytelniczego rytmu. To mi w ogóle nie przeszkadzało. Każdy, kto choć trochę zna prozę Jana Maszczyszyna wie, że w jego twórczości nie należy się raczej spodziewać tekstów łatwych, lekkich i przyjemnych. Że Jahusz lubuje się wręcz w opisywaniu rzeczywistości wykręconej, przeinaczonej, wyjątkowo dekadenckiej, niemal na krawędzi fizycznego rozkładu, a na pewno dalekiej od tego, co zwykliśmy uważać za normalność. Że w warstwie pomysłów i wyobrażeń możliwych implikacji przyszłości, wyprzedza o całe lata świetlne wszystkie zastępy naukowców i futurologów razem wziętych. Że zazwyczaj przekracza wszelkie możliwe granice, prowadząc nas w światy i relacje tak odmienne od naszej rzeczywistości, że aż trudne do ogarnięcia zwykłym umysłem. Przy tym robi to w sposób mistrzowsko perfekcyjny, a przede wszystkim bardzo ciekawy dla czytelnika.
Cały czas próbuję jeszcze dociekać, co mnie w tej historii tak naprawdę urzekło? Dlaczego po lekturze „Światów Solarnych” odczuwam niepohamowaną wręcz ochotę polecać przeczytanie tej książki każdemu, kogo tylko spotkam? Polecać, jako pozycji naprawdę wyjątkowej, nowatorskiej i niewątpliwie wzbogacającej rodzimą literaturę SF o elementy niespotykane do tej pory na naszym gruncie. Co tak naprawdę przeczytałem? Jaki gatunek literacki reprezentuje nowa powieść Jahusza? Jakie przesłanie niesie za sobą? Czy aby na pewno był to Steampunk? Raczej tak, choć mam też i pewne wątpliwości! A może była to nietypowa Space opera z elementami fantastyki naukowej? Czemu nie! A może po prostu powieść przygodowa nawiązująca do klasyki gatunku i takich tuzów jak Juliusz Verne czy Robert Luis Stevenson? Niewątpliwie tak! A może wreszcie genialny melanż łączący w sobie wszystkie te gatunki i kilka innych, nieznanych jeszcze z nazwy? Jak dla mnie, to ostatnie spostrzeżenie jest chyba najbardziej trafne i najlepiej opisujące „Światy Solarne” Jana Maszczyszyna. Z tym, że ostateczną decyzję pozostawiam jednak każdemu czytelnikowi z osobna.
Pomimo ewidentnego zmieszania gatunkowego, książka reklamowana jest jednak przede wszystkim jako pierwsza polska powieść steampunkowa. Zaciekłych zwolenników tego akurat gatunku zapewniam solennie, że nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. Na kartach powieści znajdą dosłownie przesyt żelaza, pary i technologii nawiązującej jedynie do epoki wielkiej rewolucji przemysłowej. Autor nie stroni bowiem od opisów urządzeń i w sposób bardzo plastyczny ukazuje nam wszelkie cuda techniki parowej jakie tylko przyjdą mu do głowy. Nawet tak nietypowe, jak: majestatyczne marsjańskie balony powietrzne, mechaniczne konie bojowe, wystrzeliwane ze specjalnych wyrzutni pasażerskie rakiety międzyplanetarne, mechaniczno-biologiczne układy protetyczne, czy wreszcie wielkie kotły wojenne służące do podróży międzygwiezdnych. Przy czym cała technologia zawarta w książce oparta jest naprawdę na mechanice. W „Światach Solarnych” nie można odbyć nawet małej podróży w ramach jednego układu gwiezdnego, bez przestawiania dziesiątków skomplikowanych przekładni, ciągłego kontrolowania zegarów, wizyt w maszynowni, wiecznych napraw kotłów parowych, czy zwykłego ubabrania się po łokcie w smarach i olejach.
Charakterystyczna i ważna jest także warstwa społeczna powieści. Jak przystało na Steampunk, dominują tam XIX wieczne stosunki rodem z wiktoriańskiej Anglii, ze znamienną dla tej epoki patriarchalną pozycją mężczyzn, kultem zachowań dżentelmeńskich i powszechną arogancją elit w stosunku do klas niższych. Na tym tle autor zbudował także arcyciekawą postać głównego bohatera. Jest nim wenusjański arystokrata Sir Ashley Brownhole. Człowiek wyjątkowo wszechstronny. Bogacz, właściciel imperium prasowego, a przy tym czynny dziennikarz, podróżnik i wagabunda w jednym. Zaprzysięgły dżentelmen ze zmodyfikowanym genetycznie układem rozrodczym przypominającym trochę znany ze świata roślin system słupków, kielichów, pyłków i pręcików. Naiwny idealista i romantyk, szarmancki dla kobiet i nie stroniący od flirtów w podróży. Postać równie ciekawa, co dziwaczna. Mniej tolerancyjnych czytelników, przesiąkniętych obecną dzisiaj w Polsce polityczną poprawnością zaskoczą zapewne, a może nawet i zszokują, podbudowane naukowo i wyjątkowo rasistowskie poglądy głównego bohatera na tematy społeczne. Mniamuśne, prawda! Tyle, że jest to tylko część wizji autora.
Co zatem dalej?
Miłośników kosmicznej przygody i Space opery ucieszyć powinien fakt, że większość akcji powieści rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej. W tym sensie jest to także typowa powieść drogi. Główną przyczyną podróży jest właśnie romantyczna natura Sir Ashleya. Z miłości do ukochanej Cydonii Hornsby, ziemskiej istoty świetlistej, uprowadzonej przez okrutną rasę drewnopodobnych najeźdźców, gotów jest on porzucić wszystko i niczym błędny rycerz, nie bacząc na niebezpieczeństwa wyruszyć w szaleńczą pogoń, aż do samego centrum galaktyki. Przy czym podróż ta jest wyjątkowo bogata w wydarzenia. Kosmos w wydaniu Jana Maszczyszyna nie jest bowiem przestrzenią pustą. Wręcz przeciwnie. Zapełniają ją wyrafinowane i potężne cywilizacje. Obce, niezrozumiałe w swych zamiarach dla człowieka i wyjątkowo okrutne. Dysponujące przy tym potężnym zasobem technologicznym. Prawdziwe imperia galaktyczne, z których bodajże najgorszą, najbardziej oślizłą, kłamliwą i wredną jest rybia cywilizacja Alonbee, przedstawicieli której możemy podziwiać w pełnej krasie na okładce książki. W podróży przez bezmiar kosmosu towarzyszy głównemu bohaterowi wypróbowany zastęp przyjaciół, postaci równie kolorowych i ciekawych co on, z których najbardziej intrygującą jest owiana mgłą tajemnicy postać pewnego aborygeńskiego szamana. Człowieka tylko z pozoru prymitywnego, a tak naprawdę, żyjącego jedynie w zgodzie z naturą i głęboko uduchowionego, o niewątpliwych zdolnościach magicznych i niesamowitych wręcz umiejętnościach do fizycznej teleportacji na kosmiczną skalę. To głównie dzięki jego pomocy Sir Ashley Brownhole uchodzi cało z licznych opresji, chociażby tak niebezpiecznych jak udział w monumentalnych bataliach kosmicznych, toczonych niczym wielkie bitwy morskie z użyciem całoburtowych salw armatnich i technik abordażu.
Myliłby się jednak ten, kto by twierdził, że mechanika parowa, kosmiczna mega-przygoda, romantyczna miłość bohaterów, wielkie bitwy rozgrywające się w eterycznej przestrzeni, czy nawet magia, wyczerpują w całości treść przesłania zawartego w tej niesamowitej książce. Stylizacja, przygodowa, fabuła, wyraziste postaci bohaterów i umiejętne budowanie wartkiej akcji są w „Światach solarnych” ważne, jednak moim zdaniem stanowią jedynie tło. Są celowym zabiegiem pisarskim pozwalającym autorowi na to, co lubi najbardziej. - Na powolne wciąganie czytelnika w świat swojej nieograniczonej niczym fantazji. - A zapewniam solennie, że było naprawdę w co dać się wciągnąć. Ja przynajmniej zostałem wchłonięty w stu procentach. Stopniowo, litera po literze, słowo po słowie, zdanie po zdaniu, zagłębiałem się w tekst tylko z pozoru błahy i trywialny w treści, by wreszcie zniknąć tam całkowicie, pochłonięty odkrywaniem nowego, absolutnie nieznanego mi uniwersum. Wyjątkowo tajemniczego i niesamowicie skomplikowanego wszechświata, kierowanego własnymi, odrębnymi i niezrozumiałymi dla przeciętnego człowieka prawami, który tak naprawdę okazał się dla mnie swoistym „antyświatem”. Tak kompletnie obcym od naszego, że przez to, aż wspaniałym. W każdym bądź razie wyjątkowo atrakcyjnym dla spragnionego nowych przeżyć czytelnika.
I na koniec najlepsze! Coś co podobało mi się w książce bodajże najbardziej!
Gdy byłem już niemal pewny, że powoli zbliżam się do końca historii. Że „Światy solarne” za chwilę nie będą miały już dla mnie żadnych tajemnic, że Jan Maszczyszyn opowiedział już wszystko, co miał do przekazania. Że już za moment poznam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie dotychczas pytania. Nagle, kolejny raz spotyka minie coś zupełnie niespodziewanego. Niesamowita ekscytacja. Twist kompletny. Absolutny i zupełnie nieprzewidziany zwrot akcji. Autor bowiem, niczym wytrawny twórca kryminałów najciekawszą tajemnicę pozostawia dopiero na koniec. Na dodatek ofiarowując oszołomionemu ze zdziwienia czytelnikowi obietnicę dotknięcia czegoś naprawdę Wielkiego i Poważnego… Wielkiej tajemnicy stworzenia…
Ale o tym, to trzeba już przeczytać samemu.

Pomimo tego, że „Światy Solarne” Jana Maszczyszyna (Jahusza)przeczytałem już jakiś czas temu, to do dzisiaj nie mogę się jakoś po tej lekturze otrząsnąć. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że książka jest raczej poważna i trudna w odbiorze. Że niektóre fragmenty trzeba czytać po kilka razy. Że zaskakuje rozwiązaniami. Że podczas lektury człowiek cały czas powinien być ...

więcej Pokaż mimo to

avatar
535
180

Na półkach: ,

Steampunk kojarzy się dość jednoznacznie: panowie i damy w eleganckich ubraniach, oraz świat na pograniczu dawnych, tradycyjnych metod życia i nowoczesności. To garnitur i gogle, miedź i brąz, wszechobecne trybiki z zegarków i maszyny parowe. Tyle z klasyki, uważanej zazwyczaj za tyleż piękną, co kiczowatą i przesadzoną. W literaturze z motywem steampunku zwyczajowe już jest połączenie początków technologii z magią, które stanową mieszankę specyficzną i bardzo urokliwą, bo dającą wyobraźni spore pole do popisu, co zostało wielokrotnie literacko potwierdzone. Czy można dodać w tej kwestii coś więcej, stworzyć coś, co nie będzie powieleniem schematu w ładnej oprawie? Jak się okazuje, można.

Sir Ashley Brownhole jest osobą na stanowisku – właścicielem sporej części agencji prasowych w koloniach wenusjańskich. Jest też dżentelmenem, nie rozstaje się z cylindrem, nie przeklina, damom się zawsze kłania, a wszystkich traktuje z szacunkiem. No, prawie wszystkich… Na Ziemię wyrusza z misją zawodową, wysłany tam przez jeszcze wyżej postawionego kuzyna, który polecił mu zbadać plotki o dziwnym zjawisku, ludziach, którzy uzależniają się od… światła. Ale nie światła słonecznego – chodzi o Blask pochodzący z wnętrza ziemi. Na Wenus dotarły też informacje o dziwnych istotach spadających z nieba, które po prostu wbiły się w ziemię i zaczęły ów Blask wypijać. Jak mus to mus… Ashley na miejscu już spotkał nietypowego towarzysza – trochę ekscentrycznego hrabiego Shankbella, który był tak miły, że pozwolił mu na obejrzenie jednego z tych zjawisk, które wylądowało na terenie jego posiadłości, dodatkowo z przypadku dołącza do nich panna Cydonia Hornsby, mieszkanka przyległego terenu, która uległa wypadkowi, najeżdżając powozem na eksplodującą roślinę w bliskim sąsiedztwie i została przez obu panów pozbierana i doprowadzona do porządku. Hrabia proponuję obojgu gościnę na noc, argumentując to faktem, że oboje są po wyczerpujących przejściach, a i on będzie się czuł lepiej w towarzystwie… jednak dopiero w nocy okazuje się, jakie motywy kierowały nim naprawdę, a była to długa noc.

Zadziwiające, że taki wstęp do fabuły, który zdaje się opisywać już dużo, tak naprawdę obejmuje jedynie niewielką część początku… U Maszczyszyna dużo się dzieje. Wielu rzeczy rzeczy na pewno czytelnikowi nie braknie w tej książce do samego końca: akcji, jej zaskakujących zwrotów, nowych pomysłów, szczegółowości i zaskoczenia. „Światy Solarne” to kosmos – nie tylko dosłownie – są mieszanką idei, która nie daje się określić nawet jako jeden gatunek. Piszą na okładce „Steampunk po polsku”, tymczasem to, co czeka w książce nosi jedynie lekkie znamiona steampunku, będąc raczej dżentelmeńskim science-fiction z przewodnim motywem czegoś, co przedmówca określił jako biopunk – pojęcie dotąd mi nieznane, ale z całą pewnością zostało przyswojone i pokochane. Co do samej akcji jeszcze – może być problematyczna, właśnie ze względu na tę wyjątkową dynamikę, chociaż może należałoby już przyznać, że autor po prostu nie tracił czasu na przejścia, wydarzenie następuje po wydarzeniu w tak nagły sposób, że można się łatwo zgubić w tym, co się właściwie dzieje. Wracaj wtedy czytelniku na poprzednią stronę i szukaj, które to zdanie sugerowało przeniesienie bohaterów do kolejnej lokalizacji. Nadążać da się, ale trzeba uważać, i jest to jedyna jak dotąd książka, w której zaobserwowałam taki problem, co może wynikać z faktu, że w „Światach Solarnych” widziałam początkowo raczej książkę do relaksu umysłowego. A ona zupełnie nie do tego się nadaje.

Motyw biologiczny to to, co trzymało mnie przy tej pozycji pomimo wielokrotnie odczuwanego zniecierpliwienia. Rasa agresorów to istoty zdrewniałe. Tak – ich ciała zbudowane są z drewna, obdarzone są rozumem, technologią (w zastępstwie kończyn budują sobie mechaniczne protezy! Rany julek…),i bardzo potrzebują tego, co we wnętrzu Ziemi drzemie. Znamienny jest fakt, że ich organizmy oraz ludzkie mają, mimo pozornie absolutnych różnic, pewne powinowactwo: „zarażają się” wzajemnie własnymi tkankami. W drewnie przybyszy (Kloców… co za dosadne określenie, zupełnie nieeleganckie) może rozwinąć się mięsień, gdy zostanie zainfekowane ludzkimi komórkami, co powoduje jego gnicie, natomiast zdrewnienia pojawiające się w organizmach ludzi po kontakcie z drzazgami obcych wywołuje obumieranie ciała wokół, i może prowadzić do śmierci niemiłą drogą przez szaleństwo. W książce pojawia się cała gama istot i osób „zmieszanych” w ten sposób, z różnym (choć zawsze niekorzystnym) skutkiem. Ale to nie wszystko w temacie biologii: specyficznie pojęta nowoczesność objęła wśród ludzi także sferę seksu i związanej z tym obyczajowości. Ludzkość podzieliła się na dwa obozy: tradycjonalistów, którzy lubią seks takim, jaki go znamy, określanych tu jako nieokrzesańcy i brutale (kobiety też, tak),oraz właśnie dżentelmeni, którzy przeszli przemianę i rozmnażają się za pomocą… pyłków. Ot, zapylanie, zarodniki w powietrzu, te sprawy; uznano to za czyste i uprzejmiejsze podejście do rzeczy. Wielbiciele Lema na pewno kojarzą motyw. Kosmos, prawda?

Wspomniałam, że nie brakuje w książce motywów wywołujących zdziwienie, a tym, który sprawił, że szczęka mi opadła jest prosty, staroświecki i wręcz absurdalny przez to… rasizm. Skrajna dyskryminacja ludzi rasy czarnej, których autor potraktował przewrotnie, czyniąc z nich aż dwie przeciwstawne odmiany: niewolników pozbawionych niemal ludzkich odruchów, oraz wysoko rozwiniętych (wyżej, wiele wyżej od białych ludzi) Aborygenów, którzy, mimo plemiennych tradycji obejmujących także wygląd, jakie możemy sobie swobodnie wyobrazić na podstawie znanych nam z filmów przyrodniczych obrazków, opanowali nie tylko technikę, ale także sztukę taką, jak teleportacja. Nasz zaprzysięgły rasista, sir Ashley, który niewiele na ten temat właściwie wie, będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. I bardzo dobrze, bo od jego teorii na temat różnic rasowych czasem aż się coś czytelnikowi przewraca niemiło w środku. Są Marsjanie, inne dziwne nacje, trzeba było dyskryminować akurat czarnych?...

Pobieżne spojrzenie na okładkę daje wrażenie czystej klasyki gatunku, ale wystarczy spojrzeć dokładniej, by zastanowić się, czy na pewno wszystko z zawartymi tam obrazami jest w porządku. Przeczytanie fragmentu książki już wiele wyjaśnia, jest to bowiem zbiór motywów z jej treści. Zaprojektowana przez panią o nazwisku takim, jak autor – zakładam, że była to żona, ale mogę się mylić – jest specyficznie ładna, stylowa i odpowiednio do zawartości tomiku niepokojąca. Sama w sobie okładka jest jednak średniej jakości, ponieważ szybko się niszczy, pokrywająca ją przezroczysta folia odkleja się i wygląda nieestetycznie. A szkoda. Jeśli ktoś przygarnie tą pozycję na własność, najlepiej od razu pokusić się o jakąś dodatkową oprawę zabezpieczającą.

Maszczyszyn nie posługuje się językiem ciężkim czy niezrozumiałym, konfundujące jednak jest w jego stylu to, jak szybko wprowadza w życie kolejne pomysły i w jakim tempie zmieniają się u niego wydarzenia. Rzecz wymaga – i stanowczo zasługuje na to – poświęcenia jej odpowiedniego czasu i uwagi. I nade wszystko – cierpliwości! Bo gdy zagłębić się w akcję, pozostaje już tylko trzymać łatwo tłukące się rzeczy z daleka i ostrzec wrażliwe osoby wokół, by nie zwracały uwagi, jakiekolwiek dźwięki usłyszą. Panu autorowi gratuluję tego, jak zmyślnie potrafi doprowadzać co chwila do przekonania, że już więcej nie da się tu wymyśleć, i za każdą kolejną stroną zaskakiwać – drogi czytelniku, jeszcze mało widziałeś, poczekaj. Książka jest inna, dziwna, nie dająca się ująć w jedne, określone ramy gatunkowe, mało tego: miesza co dziwniejsze podgatunki, by stworzyć z nich coś swojego. A to naprawdę spore osiągnięcie. Koniecznie pamiętać, by wziąć głęboki wdech przed czytaniem.

http://asafewarmplacewithbooks.blogspot.com/2015/07/biopunk-po-dzentelmensku-swiaty-solarne.html

Steampunk kojarzy się dość jednoznacznie: panowie i damy w eleganckich ubraniach, oraz świat na pograniczu dawnych, tradycyjnych metod życia i nowoczesności. To garnitur i gogle, miedź i brąz, wszechobecne trybiki z zegarków i maszyny parowe. Tyle z klasyki, uważanej zazwyczaj za tyleż piękną, co kiczowatą i przesadzoną. W literaturze z motywem steampunku zwyczajowe już...

więcej Pokaż mimo to

avatar
769
183

Na półkach: , , , , ,

Brałam się do czytania z nastawieniem, że będzie to Bardzo Dziwna Książka i pod tym względem jestem w pełni usatysfakcjonowana :) Mamy opowieść formalnie w stylu retro, z punktu widzenia dżentelmena w cylindrze, który czas spędza, podróżując pociskami planetarnymi przez wypełniony eterem kosmos ze swojej rodzinnej Wenus na inne światy. Dżentelmen - jak przystało na pana dobrze wychowanego - rozmnaża się wyłącznie przez pyłki, a gdy już się naprawdę zakocha to w pannie, której oczy emitują cudowny Blask.

A potem jest tylko lepiej, są rybopodobni podróżnicy w Kotłach oraz międzygwiezdna inwazja. I kolejna inwazja, i szalone wojaże. I teleportacja. I Byty Ekosferyczne.

Tempo szalone, wpadamy z przygody w przygodę, a narracja prowadzona tak, że nagle z akapitu na akapit okazuje się, że wprost oczywistością są wydarzenia lub wnioski, do których czytelnik nie doszedłby sam, choćby przez tydzień pił, zagryzając grzybkami. A do tego główny bohater jest tak okropnie wiktoriańskim rasistowskim aroganckim typem (że ujmę to jak dama),co objawia się z pozoru zupełnie niewinnie (acz w sposób oczywiście przez autora zamierzony) np. w notorycznym nazywaniu "poczciwym czarnuchem" Aborygena, który - jak wynika z fabuły - wie więcej o świecie niż całe to hrabiowsko-baronowskie towarzystwo razem wzięte, i oczywiście ratuje im nieustannie skórę.

Gdzieś w 3/4 miałam przez chwilę wrażenie, że oto już formuła się wyczerpała - bo jest to rodzaj literackiej zabawy konwencją. Ale w tym momencie nastąpiła pewna zmiana w sumie nawet nie tyle koncepcji, ile nadal fabuły (czyli bez zmiany tego całego "fizykalnego nonsensu"),która sprawiła, że doczytałam do końca z rozbudzoną na nowo ciekawością, co też jeszcze autorowi może przyjść do głowy.

Chyba zaczynając bałam się, że będzie nie tylko Dziwnie, ale też bardziej upiornie, bo po absolutnie nieokiełznanej wyobraźni autora spodziewałam się - co należy odbierać jako komplement - wszystkiego najgorszego. Ku mojej uldze była to bardziej rozrywka umysłowa niż angażująca emocje (zważywszy, że z tych spodziewałam się raczej lęku czy wstrętu, a zostały mi oszczędzone :) ).

Jednym słowem: szaleńcza jazda bez trzymanki, wywrócona do góry nogami klasyczna literatura przygodowo-fantastyczna i doprawiona historycznym pojmowaniem nauki. Bardzo odświeżające doświadczenie, oryginalny, nietypowy utwór.

Ocena byłaby (jeszcze) wyższa, gdybym brała pod uwagę tylko "obiektywną" wartość, a nie moje subiektywne podejście emocjonalne - oceny od 8 w górę rezerwuję dla książek, do których mam stosunek osobisty (czysto umowny).

Brałam się do czytania z nastawieniem, że będzie to Bardzo Dziwna Książka i pod tym względem jestem w pełni usatysfakcjonowana :) Mamy opowieść formalnie w stylu retro, z punktu widzenia dżentelmena w cylindrze, który czas spędza, podróżując pociskami planetarnymi przez wypełniony eterem kosmos ze swojej rodzinnej Wenus na inne światy. Dżentelmen - jak przystało na pana...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    122
  • Przeczytane
    18
  • Posiadam
    9
  • Chcę w prezencie
    6
  • Fantastyka
    3
  • Steampunk
    3
  • Może być niezłe
    1
  • Polskie
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Powieści
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Światy Solarne


Podobne książki

Przeczytaj także