Lucka, Maceška a já

Okładka książki Lucka, Maceška a já Martin Reiner
Okładka książki Lucka, Maceška a já
Martin Reiner Wydawnictwo: Druhé město literatura piękna
176 str. 2 godz. 56 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Druhé město
Data wydania:
2009-01-01
Data 1. wydania:
2009-01-01
Liczba stron:
176
Czas czytania
2 godz. 56 min.
Język:
czeski
ISBN:
9788072272860
Tagi:
literatura czeska literatura XXI wiek
Średnia ocen

0,0 0,0 / 10
Ta książka nie została jeszcze oceniona NIE MA JESZCZE DYSKUSJI

Bądź pierwszy - oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
0,0 / 10
0 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1129
671

Na półkach:

Choć zapewne nie przysporzy mi to zwolenników powiem wprost: nie jestem fanem literatury czeskiej (wyjątek stanowi Milan Kundera) i powieść Martina Reinera, pisarza i poety niezwykle cenionego nie tylko za naszą południową granicą nie porwała mnie ani trochę. Uwielbienie dla literatury czeskiej w naszym kraju jest dla mnie zagadką. Ta jej potoczność, powszedniość, to takie przyziemne przywiązanie do szczegółów jakoś mnie odstręcza. I jak dotąd dawałem sobie spokój z dziełami najsłynniejszych czeskich pisarzy po kilkudziesięciu stronach. Po prostu ta czeskość nie jest dla mnie strawna. Uparłem się jednak by przeczytać utwór powieściowy Reinera i choć nie czytało mi się tego dobrze, dotarłem do końca. Może nawet nie jest to źle napisane, ale brak tu jakiegoś haczyka, na który dałbym się złowić. Trzy tytułowe postaci ma połączyć tajemny splot losów – mówi tylna strona okładki. To nieprawda, żadnego splotu nie ma. Są dwa watki, które łączy osoba głównego bohatera. Ich losy w żaden sposób się nie zapętlają, po prostu istnieją obok siebie w życiu Tomasza. Widoczna w każdym calu tej książki czeskość przechodzi obok mnie. Doprawdy nie dla mnie to, nie dla mnie.

Choć zapewne nie przysporzy mi to zwolenników powiem wprost: nie jestem fanem literatury czeskiej (wyjątek stanowi Milan Kundera) i powieść Martina Reinera, pisarza i poety niezwykle cenionego nie tylko za naszą południową granicą nie porwała mnie ani trochę. Uwielbienie dla literatury czeskiej w naszym kraju jest dla mnie zagadką. Ta jej potoczność, powszedniość, to takie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
440
144

Na półkach:

Oj, jak mnie zaskoczyła ta książka. Bardzo pozytywnie. Potem uznałam, że tytuł i okładka wprowadzają trochę w błąd.
Starannie płynąca narracja, niebanalna fabuła, bardzo ludzko ale i delikatnie ukazane postacie. Gdybym miała krótko uzasadnić dlaczego warto tę książkę przeczytać, powiem tylko: naprawdę warto. Nie patrz na sielską okładkę i tytuł, to naprawdę bardzo dobra proza.

Oj, jak mnie zaskoczyła ta książka. Bardzo pozytywnie. Potem uznałam, że tytuł i okładka wprowadzają trochę w błąd.
Starannie płynąca narracja, niebanalna fabuła, bardzo ludzko ale i delikatnie ukazane postacie. Gdybym miała krótko uzasadnić dlaczego warto tę książkę przeczytać, powiem tylko: naprawdę warto. Nie patrz na sielską okładkę i tytuł, to naprawdę bardzo dobra proza.

więcej Pokaż mimo to

avatar
222
207

Na półkach: ,

Książka o poszukiwaniu i akceptowaniu siebie. Kilka zaskoczeń pojawiło się podczas czytania, a na końcu wszystko się wyjaśnia i układa się w spójne zakończenie. Nie podobał mi się jednak sposób w jaki książka została napisana/przetłumaczona. Mieszanie czasów w jednym zdaniu to zdecydowanie nie jest dobry pomysł, utrudnia czytanie i jest irytujące.

Książka o poszukiwaniu i akceptowaniu siebie. Kilka zaskoczeń pojawiło się podczas czytania, a na końcu wszystko się wyjaśnia i układa się w spójne zakończenie. Nie podobał mi się jednak sposób w jaki książka została napisana/przetłumaczona. Mieszanie czasów w jednym zdaniu to zdecydowanie nie jest dobry pomysł, utrudnia czytanie i jest irytujące.

Pokaż mimo to

avatar
940
940

Na półkach: , ,

Od dłuższego czasu z ogromną przyjemnością zagłębiam się w czeską literaturę. Odkrywam coraz to nowsze i coraz to bardziej zaskakujące powieści i wspaniałych autorów. W związku z tym wiele osób polecało mi powieść „Lucynka, Macoszka i ja”. Mam ją już od dawna ale dopiero teraz udało mi się ją przeczytać i niestety nie jestem w pełni zadowolony.

Przede wszystkim książka jest zbyt krótka by w pełni wyczerpać temat. Są w niej dwa duże wątki, jeden związany z pewnym poetą, Macoszką, którego poszukuje bohater powieści, drugi z Lucynką, dzieckiem, którym przyszło mu się opiekować w dość dramatycznych okolicznościach. Mam takie wrażenie, że oba wątki ucierpiały z tego tytułu, że autor nie skupił się w pełni na żadnym z nich. Nic dziwnego, jak już wspomniałem nie jest to za długa książka. Nie było możliwości rozwinąć obu tych wątków, stąd też moje takie wrażenie niepełności, wybrakowania, niespełnionych nadziei pokładanych w książce. Mówi się, że nie liczy się ilość tylko jakość. W tym przypadku trochę stron więcej zdecydowanie pomogłoby owej jakości. A tak pozostaje niedosyt.

Ogólnie jestem rozczarowany ale też przyznaję, że historia sama w sobie ciekawa. Moim zdaniem wymagałaby rozwinięcia i dopracowania ale jednak ciekawa.

Od dłuższego czasu z ogromną przyjemnością zagłębiam się w czeską literaturę. Odkrywam coraz to nowsze i coraz to bardziej zaskakujące powieści i wspaniałych autorów. W związku z tym wiele osób polecało mi powieść „Lucynka, Macoszka i ja”. Mam ją już od dawna ale dopiero teraz udało mi się ją przeczytać i niestety nie jestem w pełni zadowolony.

Przede wszystkim książka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
202
67

Na półkach: ,

Z tymi czasami to poszalał, nie wiem jak oryginał, ale przekład czasami toporny bardzo. Nabiera więcej sensu na koniec

Z tymi czasami to poszalał, nie wiem jak oryginał, ale przekład czasami toporny bardzo. Nabiera więcej sensu na koniec

Pokaż mimo to

avatar
1087
195

Na półkach: ,

Tytuł książki jest jednocześnie obrazem trzech rzeczy, które są w książce najistotniejsze, a które można przełożyć na następujące ogólne sformułowania: doświadczenie, pasja i poznanie. Nieuświadomiony jeszcze homoseksualista Tomasz spotyka się z Marią, której córką Lucynką będzie musiał się opiekować. To będzie jego doświadczenie ojcostwa i więzi z córką, której ze względu na swą orientacje seksualną nie doświadczy w inny sposób. Macoszka to czeski poeta, który wyemigrował w 1948 roku do Anglii; Tomasz jest nim zafascynowany i zajmuje się redakcją zapisków Macoszki w zeszytach. Tomasz, czyli tytułowe "ja" poznaje dzięki tym dwóm rzeczom siebie. Nie, nie chodzi o uświadomienie sobie, że jest "tym innym", ale o uświadomienie sobie, co jest istotne dla niego, jak bardzo jest to istotne i na ile może wpływać na swój los, kontrolując (jeśli można to tak brzydko nazwać) swa przyjaźń z Lucynką i zamiłowanie do twórczości Macoszki. Rainer obie te sprawy przeplata ze sobą, Tomasz znajduje się w różnych sytuacjach, w których musi się sprawdzić; zawsze priorytetem obdarza dziewczynkę kosztem swej pasji, prawdopodobnie dzięki swej wrażliwości i empatii. Ja powiedziałbym, że jest to piękna książka o przyjaźni młodego mężczyzny z kilkuletnią dziewczynką, którą zmuszony jest się opiekować. To oczywiście spłyca wymowę powieści, bo jest w niej zarysowanych kilka innych ważnych rzeczy, jak depresja, upadek komunizmu, przewartościowanie, rola literatury w życiu każdego z nas, jednak więź Tomasza i Lucynki zdaje się być na pierwszym planie. Reiner lubi pisać potocznym stylem, jednak daleki jest on od drętwoty, lubi bawić się też czasami, bowiem opowieść snuta w pierwszej osobie w czasie przeszłym lubi przechodzić niespodziewanie w czas przyszły. Autor stosuje ten zabieg, aby podkreślić niektóre zdarzenia, nadając im nieco bardziej doniosły ton. Zwykła życiowa historia Reinera, daleka jest od banału, za to wypełnia ją wiele ciepła i wyrozumiałości. Jest to książka o Tobie, o mnie i o naszym sąsiedzie, bo każdy z nas ma pasje, każdy ma kogoś bliskiego i każdy czasem musi wybierać, co jest ważniejsze, i zastanawiać się, co dalej.

Tytuł książki jest jednocześnie obrazem trzech rzeczy, które są w książce najistotniejsze, a które można przełożyć na następujące ogólne sformułowania: doświadczenie, pasja i poznanie. Nieuświadomiony jeszcze homoseksualista Tomasz spotyka się z Marią, której córką Lucynką będzie musiał się opiekować. To będzie jego doświadczenie ojcostwa i więzi z córką, której ze względu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
277
253

Na półkach: ,

To było ciekawe doświadczenie czytelnicze. Lubię historie o pogubionych ludziach, dla których książki są nieodłącznym elementem egzystencji.
Młody brneński listonosz snuje opowieść o kilku latach swojego życia, które ukształtowały go ostatecznie jako człowieka. Udziałem bohatera było samotne dzieciństwo naznaczone traumą, zimny ojciec, który nie rozumie syna rozkochanego w książkach, monotonia pierwszych dni samodzielnego życia...Życie Tomasza nabiera rumieńców dopiero gdy dzięki swojej fascynacji środowiskiem czeskich literatów trafia na "prywatny" wykład. Młody człowiek idealizuje pisarzy i poetów, którzy okazują się zwykłymi ludźmi, często pijakami, którzy prowadzą mocno hulaszcze życie. Na tymże spotkaniu nasz bohater słyszy nazwisko nieznanego mu poety Macoszki, którego komunistyczne władze skutecznie wyrugowały z kultury i pamięci. Ów poeta, jego biografia i twórczość staną się nemezis Tomasza.
Na kartach powieści pojawia się jeszcze Marta, kobieta z którą łączy Tomasza dziwna więź. Splot dramatycznych zdarzeń sprawi, że nijaki listonosz z dnia na dzień zostanie opiekunem kilkuletniej Lucynki.
Martin Reiner ma świetne pióro, jego proza jest złożona i niejednoznaczna, pozostawia czytelnikowi szerokie pole do interpretacji. Ja odczytuję tę historię jako tragikomiczną powiastkę o przemożnym wpływie literatury na życie, o tym jak książki kształtują osobowość człowieka, i że nie zawsze trafiają na podatny grunt, bo mogą skrzywić słabą psychikę.
Tomaszowi literatura pozwoliła odciąć się od pozbawionego miłości domu rodzinnego, ale jednocześnie spowodowała jego całkowitą emocjonalną izolację od realnego świata. Bohater lepiej rozumie się z fikcyjnymi bohaterami aniżeli z otaczającymi go ludźmi. Poza tym Tomasz nie musi się dzielić swoimi wyobrażonymi światami, w nich jest królem, a w rzeczywistości staje się zachłannym egoistą, który próbuje zawłaszczyć twórczość i życie Macoszki oraz życie małej Lucynki. Listonosz żyje w świecie, który sam wykreował i nie mamy pewności czy jest z czytelnikami szczery, bo mam wrażenie, że w wielu miejscach konfabuluje, jak choćby twierdząc, że skończył zaledwie zawodówkę, a potem otrzymując stypendium naukowe. Tomasz nieustannie odgrywa jakieś role – biografa, opiekuna, kochanka Marty, ojca Lucynki, a wszystko to tylko jego wyobraźnia, która momentami staje się niebezpieczna – w pewnym momencie Tomasz próbuje odizolować Lucynkę od matki, jest zazdrosny o ich więź i nie potrafi wycofać się z ich życia. Nie dziwię się, że dorosła Lucyna nie chce utrzymywać z nim kontaktów.
Niepokojąca jest też kwestia seksualności Tomasza, przez większość książki spychana na dalszy plan, jakby była czymś wstydliwym. Nie wiadomo co go łączy fizycznie z Martą, nie ma w jego życiu innych kobiet, dziwnie wypada scena z nagim Tomaszem, który w lustrze kontempluje swoje ciało, a parę kroków dalej śpi mała dziewczynka, to wywołuje niepokój i dyskomfort w czytelniku.
Zakończenie jest troszkę pospieszne, za szybko autor odsłania resztę kart. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to świetna, wieloznaczna powieść, pięknie napisana, poruszająca tak wiele ważnych aspektów egzystencjalnych, że czytelnik może zabawić się w detektywa i odkrywać wciąż nowe tropy i interpretacyjne ścieżki.

To było ciekawe doświadczenie czytelnicze. Lubię historie o pogubionych ludziach, dla których książki są nieodłącznym elementem egzystencji.
Młody brneński listonosz snuje opowieść o kilku latach swojego życia, które ukształtowały go ostatecznie jako człowieka. Udziałem bohatera było samotne dzieciństwo naznaczone traumą, zimny ojciec, który nie rozumie syna rozkochanego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
220
220

Na półkach:

„Lucynka, Macoszka i ja” – Martin Reiner

Czeska powieść, a właściwie opowiastka. To już powinno wystarczyć na porządny wstęp. O przeciętnym listonoszu z Brna, nieprzeciętnie oczytanym, który otrzymuje od losu opiekę nad sześcioletnią Lucynką oraz nad manuskryptami pewnego pomijanego przez władzę poety, Macoszki. Czeska powieść, a właściwie opowiastka. Zatem nie będzie w niej patosu, ponieważ Czechom biologicznie została odebrana wola wielkich zrywów, zazdrości oraz wiary. Ów mocno przeciętny, wręcz prowincjonalny wydźwięk, widać w kontraście podróży do Londynu; wiadomo - Brno to jednak nie stolica Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w czasach komunizmu. Tak poza tym Brno jest otwartym, uniwersyteckim miastem, którego honorowym obywatelem jest m.in. Milan Kundera. A głównemu bohaterowi - tytułowemu ja - kierunek dalszych losów zostaje podany na spotkaniu artystycznej bohemy w jednym z brneńskim mieszkań, w czasach kiedy oficjalnie spotykać się nie było gdzie. W tym samym czasie, ów ja, poznaje Martę, która jest matką Lucynki. I nie chodzi o to, że połowa bohaterów zalicza pobyt w szpitalu psychiatrycznym, albo uświadamia sobie, że nie jest hetero. Chodzi o łagodność, o jedno z najpiękniejszych zdań jakie przeczytałem, przykład otwartości i nie szufladkowania: „przez długi czas najbliższym mi człowiekiem był nowofunland Sam”.

Chodzi o to, że trzeba umieć poświęcić swój czas w życiu. Nawet, jeżeli będzie to podążanie śladem zapomnianego, nikomu niepotrzebnego poety.

„Lucynka, Macoszka i ja” – Martin Reiner

Czeska powieść, a właściwie opowiastka. To już powinno wystarczyć na porządny wstęp. O przeciętnym listonoszu z Brna, nieprzeciętnie oczytanym, który otrzymuje od losu opiekę nad sześcioletnią Lucynką oraz nad manuskryptami pewnego pomijanego przez władzę poety, Macoszki. Czeska powieść, a właściwie opowiastka. Zatem nie będzie w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1027
131

Na półkach: ,

Poznany rok wcześniej dwudziestoparolatek zamieszkuje z pięciolatką, a dzieje się tak z powodu kondycyjnej niewyróbki samotnej matki (mimo że dziewczynka ma jeszcze babcię). I nie jest to literacki duet typu Staś i Nel, bo Staś nie zrzucał z siebie piżamy przed lustrem, kiedy podopieczna spała w pokoju obok. Brzmi niepokojąco? Ano brzmi. A on sobie tak mieszka i pragnie, żeby to trwało jak najdłużej. Czytanie jest jak stąpanie po kruchym lodzie. Lada strona może się okazać, że gość spróbuje nam zrelatywizować spojrzenie na pedofilię. Dopiero kiedy to nie następuje (nie po to zrzucał tę piżamę),można pomyśleć o innych walorach powieści. Albo zastanawiać się, czy na pewno. Sprawa tym bardziej uwierająca, że nietrafiona ocena, i to nietrafiona w którąkolwiek stronę, pogrąży oceniającego.

Pięciolatka jest tak tłowa, że równie dobrze mogłaby być żółwiem, droidem lub szmacianą lalką. Szkoda, bo Reiner mógłby podpatrzeć choćby u Douskovej (której jest wydawcą),jak kreować postacie dziecięce, zwłaszcza że w wywiadzie zdradza, że to historia Lucynki i Tomasza jest tą zamierzoną, a wątek z Macoszką doszedł w praniu. Tymczasem Lucynka jest zlepkiem didaskaliów i stoickiego niezachwiania. Można ją dowolnie tracić z oczu, gubić, powierzać, można pójść i wrócić, zatracić się w pracy, można jej zmieniać mamę na niemamę i z powrotem, opuścić... Narrator za to bardzo koncentruje się na sobie. Jeśli Lucynka co najwyżej wyciąga ramię, to Tomasz co najmniej szybko połyka cisnące się na usta słowa, a jego myśl przez chwilę ślizga się między dwoma światami.

Muszę też, naprawdę muszę, ponarzekać na jedną gramatyczną manierę. „Chcę zawołać Lucynkę, ale potem zamknę usta i idę do jej pokoiku” – to reprezentatywna próbka podejścia do czasów: teraźniejszy, przyszły, teraźniejszy, przemieszane w jednym zdaniu. Podniesie, równocześnie stara się. Dotrę, potem długo chodzę. Odskoczę i stoję. Zrozumiem i ściągam. I tak przez całą książkę. Ciekaw jestem, czy Czesi czytający w oryginale doświadczają tego samego bólu, co Polacy czytający przekład. Innymi słowy: gdzie jest pogrzebany ten pies.

Ale to jednak wciąż za mało, żeby książkę całkiem zjechać, bo i pozytywów coś tam się znajdzie. Na przykład: autor dziwi się światu i wybiera z niego do opisów naprawdę celne motywy, od osobistych po takie, które można znaleźć w Wikipedii, więc dowiedziałem się z tej książki o doktorze Gachecie i o Spirali Leśnej w Darmstadcie. Niby niewiele, a przecież wzbogaca.

Poznany rok wcześniej dwudziestoparolatek zamieszkuje z pięciolatką, a dzieje się tak z powodu kondycyjnej niewyróbki samotnej matki (mimo że dziewczynka ma jeszcze babcię). I nie jest to literacki duet typu Staś i Nel, bo Staś nie zrzucał z siebie piżamy przed lustrem, kiedy podopieczna spała w pokoju obok. Brzmi niepokojąco? Ano brzmi. A on sobie tak mieszka i pragnie,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
596
45

Na półkach: ,

Powieść Martina Rainera „Lucynka, Macoszka i ja” potrafi zachwycić metaforycznym, poetyckim językiem. Interesująca i intrygująca jest również fabuła. Stopniowo wraz z głównym bohaterem Tomaszem poznajemy życie poety Macoszki, odkrywamy jego tajemnicę. Ciekawie opisane są relacje i więzi łączące małą Lucynkę z Tomaszem, który uczy się odpowiedzialności i ojcostwa.

Powieść Rainera mogłabym uznać za bardzo dobrą, gdyby nie pewien zabieg burzący ciągłość opowiadania. Autor umieszcza w środku powieści rozdział, który przerywa czas linearny. Nagle dokonany zostaje przeskok czasowy
w przyszłość. Wydaje mi się, że taka konstrukcja nie jest dobrym pomysłem, bo w tym momencie dowiadujemy się, że wszystkie zdarzenia, przeżycia Tomasza prowadzą do zrozumienia własnego „ja”, odkrycia swojej tożsamość, która w tym rozdziale zostaje ujawniona.

Na końcowych stronach powieści autor przedstawia skrótowo dalsze losy bohaterów. I tu okazuje się, że ważne jest tu i teraz, w danym momencie istotne są uczucia, relacje między ludźmi. Potem pozostają wspomnienia
i odczucie, że ten czas, te doświadczenia zmieniły nasze życie a minione wydarzenia ukształtowały naszą osobowość oraz sposób myślenia.

Powieść Martina Rainera „Lucynka, Macoszka i ja” potrafi zachwycić metaforycznym, poetyckim językiem. Interesująca i intrygująca jest również fabuła. Stopniowo wraz z głównym bohaterem Tomaszem poznajemy życie poety Macoszki, odkrywamy jego tajemnicę. Ciekawie opisane są relacje i więzi łączące małą Lucynkę z Tomaszem, który uczy się odpowiedzialności i ojcostwa.

Powieść...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    323
  • Przeczytane
    151
  • Posiadam
    55
  • 2018
    7
  • E-book
    5
  • Literatura czeska
    5
  • 2015
    4
  • Ebooki
    4
  • Ebook
    4
  • Czeskie
    4

Cytaty

Więcej
Martin Reiner Lucynka, Macoszka i ja Zobacz więcej
Martin Reiner Lucynka, Macoszka i ja Zobacz więcej
Martin Reiner Lucynka, Macoszka i ja Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także