Sto Tysięcy Królestw

Okładka książki Sto Tysięcy Królestw Nora K. Jemisin
Okładka książki Sto Tysięcy Królestw
Nora K. Jemisin Wydawnictwo: Papierowy Księżyc Cykl: Trylogia Dziedzictwa (tom 1) fantasy, science fiction
450 str. 7 godz. 30 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Trylogia Dziedzictwa (tom 1)
Tytuł oryginału:
The Hundred Thousand Kingdoms
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Data wydania:
2011-11-23
Data 1. wyd. pol.:
2011-11-23
Data 1. wydania:
2010-02-25
Liczba stron:
450
Czas czytania
7 godz. 30 min.
Język:
polski
ISBN:
9788361386117
Tłumacz:
Kinga Składanowska
Tagi:
fantasy Sto Tysięcy Królestw
Inne
Średnia ocen

6,0 6,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,0 / 10
182 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
613
126

Na półkach:

Przeczytałam zaraz po serii o Pękniętej Ziemi i oczekiwania miałam wysokie, a dostałam coś... hm? Romans? Książkę dla młodzieży? Jest księżniczka przybywająca z barbarzyńskich krajów na dwór, są bogowie, intrygi, morderstwa, mroczni kochankowie i niebiański seks, wredna zazdrosna kuzynka, motyw bycia "wybraną" - i jakoś nie bardzo się to spina w logiczną całość. W ogóle mnie nie interesuje, co dalej z nową boginią. W tle przewinęło się trochę ciekawych pomysłów w rodzaju społeczności matriarchalnej, gdzie wojownikami są kobiety, albo przemyślenia o losie sług w pałacu, ale było tego o wiele za mało żeby poprawić odbiór całości.

Przeczytałam zaraz po serii o Pękniętej Ziemi i oczekiwania miałam wysokie, a dostałam coś... hm? Romans? Książkę dla młodzieży? Jest księżniczka przybywająca z barbarzyńskich krajów na dwór, są bogowie, intrygi, morderstwa, mroczni kochankowie i niebiański seks, wredna zazdrosna kuzynka, motyw bycia "wybraną" - i jakoś nie bardzo się to spina w logiczną całość. W ogóle...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1759
1758

Na półkach:

Oczarował mnie pałac Sky wybudowany w mieście o tej samej nazwie, położony w sercu Stu Tysięcy Królestw. Bielejący murami w kształcie kwiatu bezcennej róży baldachimowej, których chłód łamał perłowy odcień i ciepły efekt blasku wieczornego ognia, odbitego w lśniącej powierzchni pokrywającej je miki. Pociągał mnie labirynt marmurowych wnętrz korytarzy, do których ścian można było przyłożyć rozpalone czoło i przestrzeń oszklonych sal, których ascetyzm łagodził koloryt i faktura drewnianych elementów i bursztynowej podłogi. Kusiły drzwi obiecujące kolejną niespodziankę odkrywaną w sali, w której wiatr grał muzykę rozpuszczającą duszę, uciszając rozbiegane myśli i ból cierpiącego ciała lub prowadzące do biblioteki pełnej długich korytarzy między regałami wypełnionymi od podłogi do sufitu książkami, kryjącymi w szczelinach styku ich boków niebezpieczne tajemnice. Pociągała winda kierowana siłą myśli i przestrzenie między oficjalnymi pomieszczeniami zwanymi martwymi punktami, w których zdarzyć mogło się wszystko. Nie odstraszał mnie nawet mrok zapadający o zmierzchu, wpełzający powoli na ściany pałacu, które w tym czasie pożerały nieostrożnych ludzi, nieposiadających sigila. Znaku umieszczanego na czole przysługującego członkom rodu Aramerich, na którego czele stał Dekarta. Władca absolutny krainy Stu Tysięcy Królestw. Również nad bogami uwięzionymi w ludzkich ciałach zwanych Enefadeh, o których prawda stała się z czasem legendą zamienioną w zakazany mit. Obowiązywał kult jednego boga, Świetlistego Pana, Boskiego Ojca, władcy nieba i ziemi oraz Porządku – Itempasa. Tych, którzy wierzyli w świat sprzed Wojny Bogów, oddawali cześć uwięzionemu Panu Ciemności, bogu Chaosu – Nahadothowi lub bogini Życia i Śmierci – Enefie, ogłaszano heretykami i skazywano na śmierć.
Do takiego właśnie miejsca, którego piękno bezwiednie wstrzymywało oddech, została wezwana przez Dekartę główna bohaterka opowieści, dziewiętnastoletnia Yeine.
Była jego wnuczką.
Miała stanąć do walki o tron i władzę z kuzynką Sciminą i kuzynem Reladem, która szybko okazała się być również krwawą walką o własne życie i bezwzględną wojną między ludźmi a bogami.
Autorka stworzyła niezwykły świat, którego uroda dorównywała okrucieństwu zamieszkujących ją istot. Rzeczywistość, w której nic nie było stałe i pewne tak, jak zmienną była człowiecza natura ją kreująca. Ten, kto dzisiaj był wrogiem, jutro mógł być sojusznikiem i sprzymierzeńcem w dążeniu do celu, by pojutrze stać się mordercą. Zagubienie Yeine było całkowicie uzasadnione, a stojące przed nią zadanie trudne do wykonania, ale to pozwoliło na stworzenie fabuły, której toku i kierunków rozwoju nie byłam w stanie przewidzieć, a samo zakończenie było całkowitym zaskoczeniem. To zagubienie i niepewność, które i ja odczuwałam, potęgowała narracja przeplatana dialogiem, o którym początkowo myślałam, że był skierowany do mnie, a okazał się zupełnie czymś innym. Jednak byłabym niedokładna w przekazie swoich wrażeń, gdybym nie wspomniała o przebogatym i intensywnym świecie emocji, od nienawiści do pożądania, czającym się w tej powieści i starannie ukrywanym przed innymi istotami. Jednak kiedy autorka pozwoliła bohaterom na odrobinę zaufania, na osobistą chwilę słabości z tymczasowym przyjacielem czy na moment intymny z kochankiem, świat doznań emocjonalnych nie ograniczał się tylko do odczuć fizycznych. Byłam świadkiem przeżyć wykraczających poza zmysły, nabierających wymiaru metafizycznego, po których można było już tylko umrzeć. Do tego popychało "esui, żądza życia i żądza krwi, chwała i głupota w jednym", bez którego jednak nie było po co żyć.
Ta pięknie namalowana opowieść o odważnej dziewczynie, w której autorka używa słów jak pędzla, jest tak naprawdę opowieścią o ludziach i ich ułomnościach, którzy dążąc do idealnego porządku według własnego wyobrażenia i naruszając równowagę natury, w której ciemność i światło, porządek i chaos, życie i śmierć, tworzenie i destrukcja, musi współistnieć na równych prawach, czynią więcej zła niż dobra. Właśnie to przesłanie zrozumiała Yeine, a przywrócenie starego porządku i równowagi w krainie Stu Tysięcy Królestw sprzed Wojny Bogów stanie się jej nowym celem. Już innej Yeine, zmienionej, doświadczonej, dojrzałej, która o sobie mówi: "Nie jestem już taka jak dawniej. Oni mi to zrobili. Złamali mnie i wydarli mi serce z piersi. Nie wiem, kim już jestem. Muszę to sobie na nowo przypomnieć". I wcale nie zdradzam zakończenia powieści. To dopiero początek tej baśni. Tymi słowami bohaterka rozpoczyna pierwszą część Trylogii Dziedzictwa.
Na koniec zostawiłam sobie dwa brakujące piksele w tym pięknym obrazie. Pierwszy z nich to nie tyle nadużywanie, ile w ogóle używanie słowa „idiotka” i jego odmian, które zupełnie nie pasują do stworzonej rzeczywistości, a które chętnie zastąpiłabym o wiele bardziej współgrającym z tekstem określeniem – „postradać zmysły”. A druga to nagminność i jednostajność reakcji Yeine na widok makabrycznych scen – mdłości i wymioty. A jeśli nie robiła tego dziewczyna, to torsji dostawał ktoś z otoczenia. Od połowy książki, na widok kolejnej reakcji wymiotnej, nabrałam niebezpiecznego manieryzmu przewracania oczami połączonym z ciężkim westchnieniem. No ale, to doprawdy tylko dwie delikatne, maluteńkie rysy, usprawiedliwione debiutem autorki.
naostrzuksiazki.pl

Oczarował mnie pałac Sky wybudowany w mieście o tej samej nazwie, położony w sercu Stu Tysięcy Królestw. Bielejący murami w kształcie kwiatu bezcennej róży baldachimowej, których chłód łamał perłowy odcień i ciepły efekt blasku wieczornego ognia, odbitego w lśniącej powierzchni pokrywającej je miki. Pociągał mnie labirynt marmurowych wnętrz korytarzy, do których ścian można...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1029
797

Na półkach: , , , , ,

Jako mieszaniec z nieucywilizowanej północy, Yeine nigdy nie miała łatwo. Teraz, gdy ma szansę objąć tron w stolicy, jej życie właściwie wisi na włosku. Młoda kobieta zostaje wrzucona w wir walki o tron, pomiędzy bogów i ludzi, musząc obrać konkretne sojusze.

Gdy w Polsce w 2011 roku został wydany debiut Nowy Jemisin raczej nie byłam jeszcze na etapie głębszego zainteresowania fantastyką i literaturą, toteż nawet nie pamiętam osobiście czasów promocji „Stu tysięcy królestw”. Biorąc pod uwagę jednak ilość nominacji za najlepszy debiut oraz późniejszą twórczość autorki uznałam, że obecne kiepskie opinie oraz ocena w ilości 5,9/10 to pewnie wyraz pewnego niezrozumienia treści przez czytelnika, albo po prostu kiepskiego wydania. W końcu Papierowy Księżyc nie słynie z najlepszych praktyk wydawniczych. A jednak... debiuty rządzą się swoimi prawami. O ile uwielbiam „Sen o krwi” Jemisin za nawiązania do Egiptu, a „Trylogia pękniętej ziemi” jest absolutnie wspaniała, o tyle „Sto tysięcy królestw” pozostawia naprawdę bardzo wiele do życzenia.
Nie czytając wcześniej opisu spodziewałam się raczej typowo „dorosłej” fantasty, zwłaszcza biorąc pod uwagę wspomniane wcześniej nominacje. Wystarczyło jednak kilka pierwszych stron, abym zorientowała się, z czym mam do czynienia. Ta powieść strukturalnie jest bardzo typową, skierowaną do nastolatek powieścią fantasy z elementem romansu (bo taki w tych książkach jest zawsze). Nasza główna bohaterka to ta „zwyczajna dziewczyna”, pochodząca z gminu (tutaj: z mniejszej i niezbyt bogatej szlachty),która zostaje wybrana do czynienia rzeczy wielkich i musi przejść swoją drogę od zera do bohatera, w międzyczasie zakochując się i najlepiej ratując najmroczniejszego z okolicznych typów. Kilkanaście pierwszych stron wystarcza, aby móc mniej-więcej określić, w jaką stronę ma iść fabuła... a to przecież nie jest zapowiedzią najlepszej książki.
Problem polega na tym, że Jemisin chyba już wtedy miała ambicje na tworzenie czegoś więcej, ale nie do końca potrafiła to zrobić. Ta autorka ma tendencje do trzymania czytelnika w niepewności, jeśli chodzi o świat przedstawiony. Nie wykłada wszystkiego od razu, tłumaczy spokojnie i powoli, ale bardzo klarownie, co świetnie udało jej się w „Piątej porze roku”. Tu jednak po prostu nie była tego w stanie zrobić technicznie, przez co ekspozycja wypada topornie i chaotycznie, zwłaszcza, że często wciskana jest pomiędzy akcją, często także jako zapowiedź przyszłych akcji. Wprowadza to sporą dawkę chaosu do samej treści.
Gdy już pogodziłam się z myślą, że OK, to jest powieść dla młodzieży, nie dostanę kolejnej wybitnie dobrej historii to pomyślałam, że może jednak TO jest ten moment na który zawsze czekam przy podobnych książkach. Na dobrze poprowadzony romans, który ma ręce i nogi, w którym czuć chemię między głównymi bohaterami. W końcu w jej najbardziej znanej trylogii dostałam naprawdę dobre relacje, a to jest coś, na czym mi zależy. Niestety. Nie wyszło. Yeine zakochuje się w sposób najbardziej przewidywalny, bez nawet jednej rozmowy o pogodzie ze swoim ukochanym, nic o nim nie wiedząc, a cała relacja skupia się bardzo mocno na seksualności, chociaż przyznaję, że Jemisin nie jest w tym nadmiernie obrazowa. Przynajmniej tyle.
Omawiając relację romantyczną głównej bohaterki przychodzą mi na myśl dwa kolejne tematy z tym tytułem związane i które chcę poruszyć, dlatego po kolei. Uwaga, mogą pojawić się mniejsze lub większe spoilery, choć spróbuje pisać dość ogólnie.
Po pierwsze, sama relacja romantyczna głównej bohaterki MOGŁA BYĆ ograna doskonale. Co prawda, uważam że błędem Jemisin było wrzucanie do świata bogów istniejących przy początku istnienia świata jako główny temat i głównych bohaterów (to trudno opisać wiarygodnie),ale jeśli skupimy się na samym występującym tu motywie „dżinów” spełniających życzenie panów to właściwie dostaniemy coś, z czego w każdej relacji można wiele wyciągnąć. Oto potężne istoty, skute kajdanami. Wściekłe, poirytowane, znudzone, pozbawione nadziei na lepszą przyszłość. Oto ich władcy: słabi ludzie, którzy mają nad nimi wielką władzę. To naprawdę można byłoby perfekcyjnie ograć, ale... Jemisin nie ciągnie tego wystarczająco. Skacze po tematach, opisuje nic nie wnoszące do historii pseudopolityczne kwestie, nie zwraca uwagi na to, co mogło być wielką siłą jej tekstu.
Po drugie, nie rozumiem w jaki sposób wywodząca się z barbarzyńskiego plemienia kobieta mogła okazać się istotą tak słabą, aby ulec i zakochać się w charakterze, który właściwie od początku głównie ją krzywdzi? To chyba wymaga z resztą szerszego wytłumaczenia.
To, że Nora Jemisin jest feministką i jednocześnie osobą starającą się walczyć z rasizmem wiem od dawna. I to, że takie elementy wplata do swoich powieści nie jest mi obce. Tu jednak wyraźnie nie miała jeszcze wyczucia co, ile i gdzie może wrzucić, jednocześnie próbując pogodzić swoje poglądy z typowo młodzieżowymi marzonkami. Dostajemy więc silną kobietę z wojowniczego plemienia, w którym to kobiety są częścią armii, a mężczyźni siedzą w domu i pilnują dzieci, będąc ostatecznością w walce. Oni mają pilnować gospodarstw, kobiety granic (jakby to miało sens...). Ta sama kobieta już na pierwszych stronach książki uznaje, że ona w tej stolicy zginie i nie przetrwa. Ta sama zakochuje się w człowieku wyraźnie toksycznym. I ta sama jest po prostu wrednym i niemiłym charakterem. Więc choć z założenia ma być wzorem do naśladowania dla czytelników, w praktyce jest naprawdę nijaką postacią, którą ciężko bardziej polubić.
Gdy poważnie wytężę umysł, rozumiem skąd te wszystkie nominacje dla Jemisin. Pomijając kwestie poprawności politycznej rozumiem, że być może w 2010 roku próba dołożenia warstw do typowo młodzieżowego fantasy było czymś nowym i świeżym. Tyle, że w praktyce to po prostu naprawdę przeciętna (w stronę kiepskiej) książka, która dla fana młodzieżówek może okazać się zbyt specyficzna, a dla czytelnika preferującego poważniejszą literaturę – zbyt głupia i naiwna.

Jako mieszaniec z nieucywilizowanej północy, Yeine nigdy nie miała łatwo. Teraz, gdy ma szansę objąć tron w stolicy, jej życie właściwie wisi na włosku. Młoda kobieta zostaje wrzucona w wir walki o tron, pomiędzy bogów i ludzi, musząc obrać konkretne sojusze.

Gdy w Polsce w 2011 roku został wydany debiut Nowy Jemisin raczej nie byłam jeszcze na etapie głębszego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
74
33

Na półkach:

Całkiem niezła, chociaż początkowo wydawała mi się nieco sztywna i trochę mnie nudziła. Najwięcej dzieje się pod koniec. Trochę też trwało nim przekonałam się do bóstwa ciemności. Napisana dość solidnie, aczkolwiek było kilka drobnych błędów, które najpewniej są winą tłumacza i korekty. Autorce mogę jedynie zarzucić, że jak już to ktoś z komentujących wspomniał, główna bohaterka trochę za często drżała (jak nie ze strachu, to z gniewu),ale nie przeszkadzało to znów aż tak bardzo. Możliwe, że zwróciłam na to uwagę właśnie z powodu czytanych wcześniej komentarzy. Męczyły mnie też nieco dziwne imiona - nie bardzo wiedziałam jak czytać niektóre z nich. Szczególnie imię gł. bohaterki było jakieś takie nieprzyjemne do wymówienia. Także niektóre z opisów słabo do mnie przemawiały, jakby brakowało im plastyczności, ale może to być tylko moje subiektywne wrażenie. No i momentami było nieco chaotycznie, ale tu już nie wiem czy winić tłumacza, czy autorkę. Chyba jedno i drugie po trochu...

Całkiem niezła, chociaż początkowo wydawała mi się nieco sztywna i trochę mnie nudziła. Najwięcej dzieje się pod koniec. Trochę też trwało nim przekonałam się do bóstwa ciemności. Napisana dość solidnie, aczkolwiek było kilka drobnych błędów, które najpewniej są winą tłumacza i korekty. Autorce mogę jedynie zarzucić, że jak już to ktoś z komentujących wspomniał, główna...

więcej Pokaż mimo to

avatar
761
407

Na półkach: , ,

Wzbraniałam się przed tą książką jak mogłam, mimo że parę lat temu zrobiło się o niej głośno w kręgach fantasy w anglojęzycznej części internetu. Kupa recenzji jaka to ta historia nie jest oryginalna, choć opis na okładce na szczególną oryginalność nie wskazywał. Wychwalanie pod niebiosa jaki to przełom w fantasy, jaka to polityka, jakie ciekawe spojrzenie na religię. Coś mi jednak nie pasowało, jakieś przeczucie wzbraniało przed sięgnięciem po tę pozycję. Być może, patrząc wstecz, moja podświadomość już wtedy zauważyła to, co ja dostrzegłam dopiero teraz - że jakoś w tych wszystkich superlatywnych recenzjach zabrakło konkretów. Żadnej ciekawej postaci wspomnianej, żadnego przykładu politycznych knowań, żadnego odniesienia do szczegółu z wnętrza strony, jedynie bezmyślne powielanie reklamy z tyłu okładki [wydanie angielskie].

A czemu to tak, cóż to się stało? A no, sprawa prosta. Choć ostatecznie, na rekomendację od internetowej znajomej, sięgnęłam po tę książkę w formie elektronicznej, odkryłam, że mam na telefonie zupełnie inne dzieło niż to, którego się spodziewałam. Moja intuicja miała rację, oto coś od czego lepiej mi było się trzymać z daleka. Jaka polityka? Jakie fantasy? Toż to "Zmierzch" tylko w innym świecie, z bogiem chaosu zamiast wampira. Bah, w dodatku "Zmierzch" jakoś udało mi się przebrnąć do końca, a tutaj - odpadłam.

Po pierwsze - główna bohaterka jest skrajnie niesympatyczna, w dodatku jej przedstawienie nie trzyma się kupy. Najpierw widzimy ją jako pokorną owieczkę co przyjeżdża do stolicy świata by stanąć przed swoim och-jakże-potężnym dziadkiem. Zostaje wciągnięta w polityczną grę, och straszne, jak bardzo się boi. Strach ten widzimy przez jakiś paragraf opisu, a potem narratorka nagle stwierdza że tak w ogóle to ona szuka zemsty za swoją otrutą matkę i zniszczy ten straszliwy układ. Po drodze jeszcze napuszczony na nią zostaje uwiązany bóg chaosu, wprowadzony w szał i gotowy zabić, a bohaterce już nogi miękną jak tylko typ na nią raz spojrzy. ARGH. Gdzie u licha była redakcja? Jak można takie wahanie jak na huśtawce puścić mimo oka?

Co gorsza nie tylko nasza bohaterka jest chaotyczna - chaotyczna jest też jej narracja. Mniejsza o bardzo przeciętny "głos" postaci - z przeciętnością da się żyć. Z robieniem nagłych przerw w historii bez ładu i składu już gorzej, a do tego jeszcze niechlujne dorzucanie dygresji/ekspozycji, bo w tej książce to w sumie jedno i to samo. Przerwana akcja dynda sobie... nie, stop. Tu nie bardzo ma co dyndać, bo akcji przecież nie ma.

Jedyny plus to fakt, że sam pomysł na uwięzionych bogów i ich wpływ na świat przedstawiony jest stosunkowo nietypowy. Gdyby tylko wynikało z tego coś więcej niż maślane oczy narratorki do jednego z bóstw, może nawet byłoby co czytać.

Jeszcze rozumiem, że fanki "Zmierzchu" pewnie i tę książkę z przyjemnością schrupią, po czym poproszą o więcej. Nic do tego nie mam - kto co lubi. Ale jakim cudem tak wiele osób reklamuje tę książkę jako fantasy? Powiela wprowadzający w błąd opis na okładce, kusi czytelnika, obiecując epickość i intrygi, kiedy w istocie osią fabularną jest skrajnie nierealistyczny romans? Ano, pozwólcie, że spróbuję zgadnąć. Otóż, autorka tej książki jest ciemnoskóra. To już nie tylko że kobieta pisze fantasy (bo feministki wiedzą, że tam to za dużo facetów jest, a kobiet wcale, wcale... co pokazuje, jak mało książek czytają),to jeszcze ciemnoskóra! Toż twierdzić, że okładka kłamie byłoby w tej sytuacji rasizmem i seksizmem, i jeszcze ksenofobią. A zapewne jeszcze jakieś -izmy i inne fobie by się wynalazły żeby biednego recenzenta z zawodu wykląć już na dobre.

I tak prawdę można - póki co - znaleźć na forach internetowych, stronach typu goodreads, gdzie obok recek zachwycających się jaki to ten bóg chaosu jest kochanym kochasiem widać wiele zawiedzionych zjadaczy fantasy. Niniejszym dołączam do tego ostatniego grona, a książki nie polecam. No chyba, że ktoś chce sobie właśnie takie paranormal romance z bogiem poczytać, wtedy proszę bardzo, choć i w tym gatunku, IMO, znacznie ciekawsze pozycje idzie znaleźć.

Wzbraniałam się przed tą książką jak mogłam, mimo że parę lat temu zrobiło się o niej głośno w kręgach fantasy w anglojęzycznej części internetu. Kupa recenzji jaka to ta historia nie jest oryginalna, choć opis na okładce na szczególną oryginalność nie wskazywał. Wychwalanie pod niebiosa jaki to przełom w fantasy, jaka to polityka, jakie ciekawe spojrzenie na religię. Coś...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
691
67

Na półkach: ,

WTF??? Nawet fani paranormal romance nie zmęczą bo to jest po prostu bardzo słabe. Ona jakaś taka nieogarnięta plus te wrzutki typu "wiedziałam że tak będzie" on demonicznie-boski bez wyrazu tylko z artystyczną fryzurą - ni płaszcz ni to włosy. No nie ...

WTF??? Nawet fani paranormal romance nie zmęczą bo to jest po prostu bardzo słabe. Ona jakaś taka nieogarnięta plus te wrzutki typu "wiedziałam że tak będzie" on demonicznie-boski bez wyrazu tylko z artystyczną fryzurą - ni płaszcz ni to włosy. No nie ...

Pokaż mimo to

avatar
358
327

Na półkach: ,

Wszystko tak naprawdę zaczyna się w chwili gdy młoda dziewczyna Yeine Darr otrzymuje zaproszenie do Sky. Miejsca gdzie w mieście na niebie żyją arystokraci. Okazuje się, że ma zostać trzecią pretendentką do tronu. Dość nieoczekiwana niespodzianka. Zwłaszcza po tylu latach rozłąki z dziadkiem: prawowitym władcą Stu tysięcy królestw. Kto wygra? Kto zostanie najważniejszą osobą? Kto będzie rządził Bogami?

Prawda jest taka, że akcja chociaż toczy się w jednym miejscu (wyjątkowo w innym przez parę godzin) jest spójna i zrozumiała. Mogłoby się to wydawać oczywiste, jednak po pierwszych stronach, niekoniecznie. Pisana jest dość specyficznie. Można się pogubić, nie zrozumieć sensu. Sama na początku miałam pewne trudności. Jednakże po parudziesięciu stronach złapałam bakcyla. Zrozumiałam, że ten styl formy powieści musi zostać zachowany aby z części stworzyć spójną całość.

wiecej na: http://recenzjedevi.blogspot.com/2017/02/sto-tysiecy-krolestw-nk-jemisin.html
zapraszam :)

Wszystko tak naprawdę zaczyna się w chwili gdy młoda dziewczyna Yeine Darr otrzymuje zaproszenie do Sky. Miejsca gdzie w mieście na niebie żyją arystokraci. Okazuje się, że ma zostać trzecią pretendentką do tronu. Dość nieoczekiwana niespodzianka. Zwłaszcza po tylu latach rozłąki z dziadkiem: prawowitym władcą Stu tysięcy królestw. Kto wygra? Kto zostanie najważniejszą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
971
957

Na półkach: ,

Świat w którym bogowie żyją z ludźmi jak gdyby nigdy nic jest okrutny i pełen kłamstw.
Pierwsi bogowie, którzy zapoczątkowali ziemię, niebo i ludzkość, funkcjonują jako niewolnicy, skazani na wieczne usługiwanie i dzielnie się swoją nadzwyczajną mocą.
Jako pierwszy powstał bóg słońca, miał władzę nad wszystkim, robił to co tylko sobie wymyślił, lecz doskwierała mu samotność.
Pewnego razu z chaosu i ciemności wyłonił się drugi bóg. Dostojny brat, noszący imię Ciemność, lubił tworzyć, tak samo jak niszczyć. Bracia nienawidzili się i walczyli na równi, tak samo jak się kochali. Każda kłótnia kończyła się słonecznym pokojem i szczęściem. Wszystko było dobrze do czasu, kiedy przyszła na świat siostra braci – Wieczór. Kiedy Słońce chyliło się ku zachodowi i kiedy ustępowało miejsca Księżycowi na nieboskłonie pojawiała się Wieczór. To właśnie ona zapoczątkowała ludzkość i dała im własną wolę.
Niestety to właśnie pewne wydarzenie zadecydowało o śmierci bogini i zesłaniu bogów na ziemię, by stąpali po niej tak samo jak pospolici ludzie.

Po tym wszystkim do pałacu położonego na wysokim wzgórzu zostaje wezwana dziewczyna imieniem Yeine. Po śmierci matki, która pochodziła z czysto królewskiego rodu zostaje ponownie powołana na kandydatkę do tronu. Kiedy już dociera na miejsce na samym starcie spotyka boga Ciemności, który pod swoją postacią chce jej śmierci. Podczas ucieczki dziewczyna poznaje nowych bogów, którzy chcą jej pomóc. Wszystko wtedy popada w ruinę, plany dotyczące ludu, chęć poznania matki, która czymś zawiniła i wygnana z pałacu osiadła niedaleko i w końcu dziwne uczucie towarzyszące za każdym razem, kiedy Yeine spogląda w oczy ciemności.

Z takim fantasy, spotkałam się po raz pierwszy. W każdym rozdziale jest osobna wzmianka o życiu bogów , która później nawiązuje do reszty podrozdziałów. Myślę, że powieść o powstaniu świata i o bogach można przyswoić sobie poprzez mitologię grecką. Bardzo podobne tematy, według mnie.
Najbardziej irytująca rzecz w książce, to monolog prowadzony przez główną bohaterkę na początku rozdziałów, jakby miała dwie dusze, które nie zgadzają się ze sobą i rozważają, którą ścieką ma podążać.
Oczywiście to jest tylko na razie pierwszy tom, którzy bardzo dużo nam ujawnia. Wszystko nagle staje się jasne.
„Sto Tysięcy Królestw” to książka, która zdarza się raz na milion.
Polecamy, zespół dobrerecenzje.pl

Świat w którym bogowie żyją z ludźmi jak gdyby nigdy nic jest okrutny i pełen kłamstw.
Pierwsi bogowie, którzy zapoczątkowali ziemię, niebo i ludzkość, funkcjonują jako niewolnicy, skazani na wieczne usługiwanie i dzielnie się swoją nadzwyczajną mocą.
Jako pierwszy powstał bóg słońca, miał władzę nad wszystkim, robił to co tylko sobie wymyślił, lecz doskwierała mu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1715
187

Na półkach:

Książkę czyta się bardzo szybko, pochłonęłam w jeden wieczór. Podejrzewam jednak, że nie pozostanie na długo w mej pamięci.
Zalety to dość złożona fabuła, obrazowy język i nietuzinkowi bohaterowie. Nic tu nie jest do końca czarno-białe, a autorka chwilami potrafi zaskoczyć.
Jednak jeśli spodziewasz się czegoś ambitnego, nie sięgaj po tę pozycję. Jest trochę nieścisłości i braków, m. in. skąd tytuł "Sto tysięcy królestw"? Nie jest to w ogóle ważne w fabule. Wątek miłosny nie jest dominujący, ale może niektórych denerwować, więc polecam raczej miłośniczkom połączenia fantastyki z romansem paranormalnym.
Moim zdaniem bardzo dobry debiut i autorka ma potencjał na przyszłość, pewnie sięgnę po następne tomy.

Książkę czyta się bardzo szybko, pochłonęłam w jeden wieczór. Podejrzewam jednak, że nie pozostanie na długo w mej pamięci.
Zalety to dość złożona fabuła, obrazowy język i nietuzinkowi bohaterowie. Nic tu nie jest do końca czarno-białe, a autorka chwilami potrafi zaskoczyć.
Jednak jeśli spodziewasz się czegoś ambitnego, nie sięgaj po tę pozycję. Jest trochę nieścisłości i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
597
37

Na półkach: ,

„Istniała kiedyś trójka bogów. (…) Najpotężniejsza i najwspanialsza trójka ze wszystkich: bóg dnia, bóg nocy oraz bogini zmierzchu i świtu (…).”

„Stoma Tysiącami Królestw” zainteresowałam się z bliżej nieokreślonego powodu, chyba po prostu coś Mnie tknęło, żeby dać szansę tej książce i przekonać się, co może Mi ona zaoferować.

Uniwersum, które przedstawiła Nora K. Jemisin, było innowacyjne, oryginalne i naprawdę obiecujące. Z całą pewnością autorka miała świeży pomysł na wciągający świat, który rządził się swoimi, często brutalnymi, prawami i w którym bogowie zostali zrzuceni na ziemię i zakuci w łańcuchy. Nie zabrakło więc wielu akcentów mitologicznych, jednak z tą różnicą, że nie były to banały żywcem ściągnięte z mitologii, tylko całkiem wizjonersko przedstawiona koncepcja tego, jak się miała sprawa z bóstwami, stworzeniem ludzi i podobnymi kwestiami. Jednak o tych rewelacjach dowiadujemy się stopniowo, przez całą książkę, co z jednej strony robiło z nich smakowity kąsek, ale z drugiej trochę mieszało w fabule.

"– Więc bądź grzeczna – upominał mnie wtedy kapłan – bo w
przeciwnym razie dopadnie cię Pan Ciemności".

Jeśli chodzi o bohaterów, to nie ma co ukrywać, że najbardziej interesującą postacią był oczywiście Nahadoth, choć nie mogę powiedzieć, że trafił do grona Moich książkowych ulubieńców. Miał wielkie zadatki na świetną postać, ale mimo otaczającej go niby aury mroku, grozy i śmiertelnego niebezpieczeństwa, nie był wcale taki diaboliczny. Autorka kreowała go na postrach i czyste zło, ale prawie nie dało się tego odczuć z jego zachowania, więc ostatecznie jego kreacja wypadła blado. Główna bohaterka początkowo była w porządku, ale później zaczęła wzbudzać coraz bardziej negatywne emocje, a pod koniec stała się aż nieznośna. Jej zachowanie i postawa zmieniły się niemal o 180 stopni. Dodatkowo Yeine była podobno wojowniczką, ale tylko z nazwy, jak się okazało, bo nie było nic walecznego „odliczaniu przez nią dni”, a Mnie aż krew zalewała przez tę jej bierność. Swoją drogą po co miałaby się starać, skoro na każdym kroku mogła wykorzystać Pana Ciemności, który odwalał brudną robotę.

„Były momenty, w których można było walczyć i momenty, w których należało się wycofać”.

Fabuła nie była może nieciekawa, bo zawierała wiele nieprzewidywalnych intryg, ale brakowało w niej momentów, które bardziej trzymałyby w napięciu. Poszukiwanie przez Yeine mordercy matki przebiegało trochę zbyt ślamazarnie i monotonnie, a gdy dołączyć do tego wątek, w którym miała zostać dziedziczką tronu, to już w ogóle wiało nudą. Dziwną, poplątaną i trochę ogłupiającą rzeczą, były rozmowy Yeine z… początkowo nie wiadomo kim… I mimo iż autorka po jakimś czasie podsunęła, kim najwyraźniej jest owy ktoś, a później już na 100% się to wyjaśnia, to nie zmienia to faktu, że przez połowę lektury pojawiają się niejasne fragmenty, które rzutują niekorzystnie na ogólne zrozumienie. Wątek romantyczny mógłby być nieziemski, gdyby nie okazał się taki płytki i bezsensowny, a do tego sztuczny i na siłę. Sprowadzał się bardziej do fascynacji i pożądania niż czegoś głębszego, a jeżeli już, to chyba tylko do wielkiego przekoloryzowania, które aż mdliło. Czasami można przymknąć oko na sporadyczne naciągnięcia, ale nie wtedy, gdy pojawiają się one za każdym razem, jak w przypadku głównej pary. Punt kulminacyjny i zakończenie raczej usypiały i irytowały, niż wciągały. Po takim finale nie za bardzo ma się ochotę na więcej, a szkoda.

W ogólnym rozrachunku „Sto Tysięcy Królestw” wypada przeciętnie. Choć Nora K. Jemisin stworzyła godne uwagi uniwersum, które trudno zapomnieć, to inne rzeczy nie zawsze były równie interesujące i brakowało im dopracowania, szczególnie postaciom. Zabrakło też większej dynamiki fabuły, choć i sama fabuła trochę kulała, mimo zaskakujących intryg. Finał był rozczarowujący, bo wydawał się pisany na szybkości i nie zachęcał do sięgnięcia po kontynuację. W każdym razie, mogło być zdecydowanie lepiej.

„Nigdy nie będziemy bogami – za to z zastraszającą łatwością mogliśmy stać się czymś znacznie gorszym od ludzi”.

„Istniała kiedyś trójka bogów. (…) Najpotężniejsza i najwspanialsza trójka ze wszystkich: bóg dnia, bóg nocy oraz bogini zmierzchu i świtu (…).”

„Stoma Tysiącami Królestw” zainteresowałam się z bliżej nieokreślonego powodu, chyba po prostu coś Mnie tknęło, żeby dać szansę tej książce i przekonać się, co może Mi ona zaoferować.

Uniwersum, które przedstawiła Nora K....

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    446
  • Przeczytane
    236
  • Posiadam
    82
  • Fantastyka
    15
  • Fantasy
    11
  • Teraz czytam
    11
  • Ulubione
    10
  • 2014
    6
  • 2012
    5
  • 2013
    5

Cytaty

Więcej
Nora K. Jemisin Sto Tysięcy Królestw Zobacz więcej
Nora K. Jemisin Sto Tysięcy Królestw Zobacz więcej
Nora K. Jemisin Sto Tysięcy Królestw Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także