Nowa Fantastyka 431 (08/2018) Jacek Komuda 7,1
ocenił(a) na 75 lata temu Sierpień i fantastyka? Jakoś dałem radę, choć (rzucając sucharem) w trakcie lektury nieznane mi niziołki wrzuciły do mego pokoju jakąś obrączkę.
Ale teraz już na poważnie o treści.
„Horda” Jacka Komudy – wypisz wymaluj zbeletryzowane „Kroniki Wielkiej Lechii” ;). Jest rozmach, jest akcja, tylko sztampowe to, jak każda fantasy zresztą. Bitwa pod Grunwaldem (a może bardziej – pod Legnicą),ze szczyptą magii i zmienionymi nazwami występujących osób i plemion. Czyta się nieźle, tylko wyprane to całkowicie z jakichkolwiek nowości. Dla zagorzałych fanów – fantasy oraz/albo pana Komudy.
„Grabieżnik” Piotra Zawady – przypomniały mi się książki pana Żabińskiego, w których ten niezwykle zajmująco opisywał życie różnych zwierząt. Tu też mam wrażenie, że to coś jak film przyrodniczy z National Geographic, z tym, że świat jest całkiem nam obcy. Napisane to bardzo ładnie, ale… Ale cóż ja się z tego opowiadania dowiedziałem? Jeno tyle, że autor umie sprawnie i barwnie pisać.
„Dwoje przy huśtawce” Krzysztofa Adamskiego – czyli odwieczne „co to znaczy być człowiekiem?”. Może i nienowe, ale całkiem smacznie podane. Mi się!
„Żywy i zdrowy w samotnej podróży” Harlana Ellisona – gdyby nie ten statek i megapływ, to byłaby to właściwie opowiastka filozoficzna. Każdy może przedstawić sobie podróż pana Ćmy jak chce – czy to czyściec, czy to kolejny etap reinkarnacji, czy to seans psychoterapeutyczny. To tylko kilka interpretacji, jakie przychodzą mi do głowy. I fajnie! Bo opowiadanie, właściwie dość proste w zamyśle i konstrukcji, zmusza do zastanowienia. Choć nie jest to najlepsze opowiadanie Ellisona, jakie czytałem, to i tak najlepszy tekst numeru!
„Elfy z Antarktyki” Paula McAuleya – następny nieoczywisty tekst. Niby kolejna opowieść o globalnym ociepleniu, acz nie do końca. Bo jaki ekooszołom podpisze się pod takim zdaniem – „nie możesz nienawidzić zmian. To jakbyś nienawidził życie”. Kim jest hydraulik Will? Kustoszem zmian? Choć mocno przegadane, całkiem niebanalne.
„Z Themis każdy pisze listy do domu” Genevieve Valentine – oklepane tematy rzeczywistości wirtualnej i zdobywania nowych planet połączone pod hasłem „każdy ma swój raj”. Tyż przegadane, za to klimatyczne i wciągające. Niezłe!
A co tam, panie, w publicystyce?
Vargas znowu poza konkurencją, Vertigo mnie ani ziębi, ani grzeje, VR też średnio. Watts pisze coś idealnie dla zaciekłych "bogobójców" – do pojęcia Boga można dojść również poprzez bardzo „hard science”, i nie jest to dziadek z brodą na chmurce.
Trochę więcej miejsca poświęcę artykułowi Silaqui o Bradburym. Po pierwsze – nie wydaje mi się, że istnieje uniwersalna książka SF do polecenia wszystkim na „SF-owy start”. To raczej jak z pudełkiem czekoladek Gumpa a rebours – jedni lubią mdląco słodkie czekoladki o smaku toffi, inni orzeźwiające miętowe, a są i straceńcy, którzy lubią smak lukrecji. Czyli – jedni zachwycą się „Diuną”, inni – „Kwiatami dla Algernona”, a jeszcze inni – „Lewą ręką ciemności”.
I dwa – ciekawe może być podejście dzisiejszych czytelników do klasyki typu „Kronik marsjańskich” bez odpowiedniego kontekstu. Bo spotkałem się m.in. z zarzutami o nienaukowość!
Ponadto widzę, że Silaqui wśród wydanych w Polsce książek Bradbury’ego nie umieściła tej, do której i mnie nie udało się dotrzeć – „Jakiś potwór tu nadchodzi”.