Zupa z granatów Marsha Mehran 6,4
ocenił(a) na 64 lata temu Trzy bohaterki, trzy siostry poznajemy w trakcie przeprowadzki z Londynu do małego irlandzkiego miasteczka, po to by otworzyć tam własną perską knajpkę o nazwie Cafe Babilon. Już od pierwszych wersów książki zauważamy, że to rodzinne przedsięwzięcie nie jest dla nich jedynie biznesem, ale czymś znacznie więcej. Potrawy zapamiętane i przywiezione z ich ojczystego kraju tworzą ich tożsamość. One całe składają się z tych smaków i zapachów, one same wydają się być tym pięknym, różnorodnym i bogatym Iranem.
Autorka za pomocą języka smaków i zapachów kulinarnych buduje całą literacką rzeczywistość. Tytułowa "zupa z granatów" - jej słodko - cierpki smak odnosi się do życia, które przyszło im przeżyć w trudnych irańskich czasach, oraz do uczuć, z którymi mierzą się do dziś. Pełne niepokoju i lęku próbują zintegrować się z lokalną, nieprzychylną i pełną uprzedzeń społecznością. W międzyczasie próbują również uporać się ze swoją przeszłością, z trudnymi wspomnieniami i doświadczeniami, które odcisnęły niejedno piętno w ich sercu i duszy. Jak otworzyć się na innych, gdy poznało się już prawdziwe oblicze zła? Jak dać szansę życiu i uczuciom, które już tyle razy doprowadziły do tak nieopisanego cierpienia?
Autorka opowiada historię o trzech poturbowanych przez życie kobietach i o doświadczeniach, o których większość młodych Europejczyków nie ma zielonego pojęcia. Pokazuje, że warto i trzeba zaczynać czasem kilka razy od początku. Nie poddawać się i mimo wielu trudności i cierpienia należy dążyć do spełnienia i wierzyć, że jest gdzieś to przysłowiowe światło w tunelu.
Z drugiej strony pisarka przedstawia w malowniczy sposób tę lokalną, prymitywną społeczność, która boi się inności, boi się zmian, a najbardziej na świecie ceni sobie jeden znany porządek rzeczy. Mówi o wykluczeniu i o samotności w tłumie. Mimo to dzięki językowi pełnemu poetyckości, kulinariów i niezwykłej literackości nie czyni z tych wszystkich postaci czarnych charakterów. Oni wszyscy mają w sobie jakieś ciepło, jakieś piękno. Cały czas miałam wrażenie, że poprzez tego rodzaju ukazanie postaci stara się każdemu z tych bohaterów dać prawo do życia.
Mimo tych wielu zalet i niezwykłej magii, jaką autorka bezdyskusyjnie wytworzyła książka pozostawia swoisty niedosyt. Wydaje się, jakby można było wycisnąć z tych bohaterek znaczniej więcej, można by bardziej zarysować poruszoną problematykę i jeszcze głębiej rozpracować zagadnienia "inności", bólu, żalu, tęsknoty i miłości.
Czy polecam? Tak - polecam - jeśli szukasz czegoś lekkiego, literackiego, idealnego pod koc w zimne wiosenne, jesienne oraz zimowe wieczory. Wystarczy kubek gorącej herbaty, kojący smooth jazz lub inna spokojna muzyka i gwarantuję, że się nie zawiedziesz.
P.S. Szczególnie polecam fankom powieści Joanne Harris, takich jak Czekolada. Mam wrażenie, że jest jakiś dziwny związek pomiędzy poetyką obydwu autorek, a przynajmniej ja go widzę.