Ciężko oceniać całość, bo tak bardzo jest skomplikowana. I nie chodzi o jakąś wydumana intrygę, ale o konstrukcje świata i druga część, a właściwie kontuzje.
Autor sam przyznaje, że pisze bełkot (choć to oczywista skromność i flirt z czytelnikiem),ale tutaj pod koniec całość odpływa w mocno niespotykane rejony. Już początek jest dość ciekawy stopniowo rozszerzając postać i świat. A później jak intryga się zagęszcza, wyjaśnia i pokazuje wiecie-co, to nie wiadomo, czy autor kpi, czy jest geniuszem. Pewnie i to i to.
Nie wiem czy mi się to podoba. Niektóre pomysły genialne, ale niektóre na granicy akceptacji i autopromocji.
Przeczytać warto, bo znakomicie pokazuje, że już na przełomie lat 80 i 90 twórcy mieli bardzo oryginalne pomysły i jak my się zachwycalismy TM Semic to niektórzy rozbierali motyw superbohatera do kości.
Do kolekcji nie trafi, ale przeczytać trzeba.
Morrison bawi się w boga parodiując biblię i zadając pytania o relację między stworzonym a stwarzanymi. Po co stworzył komiksowe istoty żywe? By się nimi zabawiać.
Happy end wydaje się pozorny. Jakby nie patrzeć Animal Man wrócił do punktu wyjścia by przeżywać w gruncie rzeczy to samo. Więc komiks działa na zasadzie niekończącej się pętli. Zadaje więc komiks pytania o sens opowiadania jakichkolwiek fabuł, przejmowania się losem postaci, skoro bohaterowie zderzają się ciągle z tymi samymi w nieskończoność dylematami. Choć bohater to niby aktywista na szczęście jego prawa zwierząt nie są tu najistotniejsze bo to banał a na pierwszy plan wychodzi coś znacznie ciekawszego. Komiks wpada w rozważania przypominające te jakie w swej literaturze uprawiał Philip Dick. Rzeczywistość komiksowa to zaklęty krąg tłuczenia w kółko bezsensownej przemocy. Animal Man w swej wędrówce przez dziwne wymiary trafia nawet do jakiegoś rodzaju wieczności jakby pytał na czym ten świat wieczności w ogóle polega.
Są tu też tematy takie jak zagrożenie rodziny superbohatera na ponad 10 lat przed Kryzysem tożsamości co pokazuje, że opowieści z lat 85-95 w zasadzie wyczerpały całe komiksowe medium by mogły na inne sposoby ale opowiadające o tym samym krążyć w tym zaklętym kręgu pseudoświata. To jest ta drobna różnica różnica między czytadłem, nawet bardzo dobrym jak Kryzys tożsamości a poczuciem obcowania z prawdziwą sztuką jak Animal Man.