

Wirus schłodził moją krew jak stara dobra odwaga.
Była jak Lamborghini: drapieżna i kapryśna, z włoskim temperamentem, urodą i zawodnym napędem. Z braku solidnej konstrukcji musiała błyszcze...
Była jak Lamborghini: drapieżna i kapryśna, z włoskim temperamentem, urodą i zawodnym napędem. Z braku solidnej konstrukcji musiała błyszczeć, epatować finezyjną linią, by klient nawet nie pomyślał o zaglądaniu pod maskę. Piękno, które się tam kryło, było mniej oczywiste. W nim też można było się zakochać, o tak, i to uczucie wiązało mocniej niż fascynacja efektowną powłoką, zwłaszcza, jeśli pod własną maską nie wszystko miało się idealnie poukładane.