rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książka słaba, jeśli ktoś przeczytał sporo książek fantasy to może się odbije; ot, czytadełko na odmóżdżenie. Ja się odmóżdżyć nie chciałam, o ile pierwsze książki tej serii były w porządku, tak ostatnie dwa czytałam z bólem.

Nudne walki (za dużo tego, do tego cały czas panuje chaos w treści i zwyczajna nuda). Postacie są nudne, nie ma jakiegokolwiek zaskoczenia, wszystko jest tak bardzo generyczne i na odwal, ehhh.
Chociażby wątek Bielika i Elinaare - ten pierwszy jej nie znosi, po czym nagle czuje mocną, synowską miłość i oddanie? Toż to kupy się nie trzyma.

Bohaterów w najgorszych opałach zawsze ratują cudowne zbiegi okoliczności, ewentualnie szczęście. Raz czy dwa rozumiem, ale ciągle, przez wszystkie książki? Ten cały sztuczny patos połączony jednocześnie z prostackim humorem sprawia, że książka jest ciężka do czytania.

Książka słaba, jeśli ktoś przeczytał sporo książek fantasy to może się odbije; ot, czytadełko na odmóżdżenie. Ja się odmóżdżyć nie chciałam, o ile pierwsze książki tej serii były w porządku, tak ostatnie dwa czytałam z bólem.

Nudne walki (za dużo tego, do tego cały czas panuje chaos w treści i zwyczajna nuda). Postacie są nudne, nie ma jakiegokolwiek zaskoczenia, wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Im więcej czytam polskiej fantastyki, tym bardziej uważam, że nasi rodacy nie potrafią pisać dobrego fantasy. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale ta książka to dowód na to, że większości polskich autorów pisze za przeproszeniem padlinę.

Oczywiście główny bohater, Mads, który w tym tomie szczególnie ukazywany jest jak NAJ - najlepszy, najmądrzejszy, najsprytniejszy, zaś inni są be, głupi i czasami profilaktycznie robią głupotę by Mads ich ratował i potem strofował. Kiepska historia, która z każdym tomem coraz mniej się trzyma ładu, jakieś nagłe wydarzenia, które całkowicie zaburzają wszystko. Kiepskie postacie poboczne, większość to przygłupy; ja rozumiem, że to wojsko, ale proszę, nie każdy musi być matołem, zapatrzonym jak w obrazek w Voortena. Bielik to nadal egoista i bubek, oficerowie Madsa to pachołki bez charakteru, nawet Elinaare traci pazura, myśląc tylko o synu, który ma ją bardzo mocno gdzieś, może nawet gardzi. Serio, jeśli z tego wyjdzie nagle wielka miłość między matką i synem to autor powinien zastanowić się nad jakimikolwiek kursami pisania, takie to drętwe.
Wielka miłość Madsa nie porywa - Hunnę czy jak jej tam poznajemy z kilku retrospekcji i bardzo ciężko czuć sympatię do kogoś, kogo się prawie nie przedstawiło. Cały czas narrator wmawia nam o jej wspaniałości, ale bez jakiegokolwiek kontekstu, chociaż malutkiej scenki to wszystko jest niemal do bólu sztuczne.

Humor jest oczywiście bardzo polski - prosto rubaszny, czasem wręcz prostacki. Może to było zabawne na początku, ale teraz wywołuje tylko zażenowanie. Zabawny to był Sapkowski w swoich dziełach, a nie żarty o kupie i doopie.

Doczytam cykl do końca, jednak im dalej, tym dla mnie gorzej. Czy polecam? Jeśli ktoś lubi prostego odmóżdżacza to tak, ale jeśli masz na swoim koncie trochę więcej książek fantasy, to ten cykl nie przypadnie Ci do gustu.

Im więcej czytam polskiej fantastyki, tym bardziej uważam, że nasi rodacy nie potrafią pisać dobrego fantasy. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale ta książka to dowód na to, że większości polskich autorów pisze za przeproszeniem padlinę.

Oczywiście główny bohater, Mads, który w tym tomie szczególnie ukazywany jest jak NAJ - najlepszy, najmądrzejszy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyłamię się z tłumu i zdecydowanie nie zgodzę z pozytywnymi recenzjami. Ciężko się to czyta, większość postaci jest płaska i nudna, historia robi się coraz bardziej przedłużana na siłę, niekiedy ociekając absurdem. Oriana wcześniej była przerażająca, a teraz idzie w stronę groteski. Jedyne, co naprawdę czuć w tej książce to uczucia Elinaare, braterstwo Madsa z jego podkomendnymi i ich nową, smoczą towarzyszkę - bez tego jest jedna wielka nuda.

Chociaż, jedno się autorowi udało - wywołać nienawiść do Bielika, który w moim odczuciu jest jedną z najbardziej złych postaci w tej sadze. Niewdzięczny, okrutny, egoistyczny, i to w przeciwieństwie do Oriany bez powodu; jest zły z natury i już. Moim zdaniem byłby dobrym materiałem na antagonistę.

O ile dwie poprzednie książki czytało się jako tako, to im dalej tym dla mnie gorzej. Może zepsułam się na innych książkach fantasy, ale sposób kreowania postaci, historii, świata, narrator traktujący czytelnika jak idiotę, tłumaczący dosłownie wszystko - tak bardzo to kuleje...

Wyłamię się z tłumu i zdecydowanie nie zgodzę z pozytywnymi recenzjami. Ciężko się to czyta, większość postaci jest płaska i nudna, historia robi się coraz bardziej przedłużana na siłę, niekiedy ociekając absurdem. Oriana wcześniej była przerażająca, a teraz idzie w stronę groteski. Jedyne, co naprawdę czuć w tej książce to uczucia Elinaare, braterstwo Madsa z jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szału nie ma, aczkolwiek to wina głównie autora, którego warsztat jest beznadziejny. Samo uniwersum niesamowicie wciąga.
Nie wiem czy przeczytam następną część, bo mimo ciekawej historii podano ją w tak płytki sposób, że nie czuję potrzeby kontynuacji.

Szału nie ma, aczkolwiek to wina głównie autora, którego warsztat jest beznadziejny. Samo uniwersum niesamowicie wciąga.
Nie wiem czy przeczytam następną część, bo mimo ciekawej historii podano ją w tak płytki sposób, że nie czuję potrzeby kontynuacji.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Świetny cykl, widać duże przygotowanie autora, przyjemny warsztat. To były bardzo przyjemnie spędzone chwile, ale...
O ile tom I był rewelacyjny, II i III dobre, tak nr IV... Rozumiem, że należało stopniowo zamykać wątki, jednak po wielu męczących stronach pełnych opisów (niekiedy zbędnych), nagle nastąpił nagły finał. Po tylu książkach spodziewałam się czegoś, hm, innego? Tak, jakby autor nie miał pomysłu na zakończenie i szybko uciął na odwal.
Inna sprawa, Vuko. O ile na początku był naprawdę niewymuszony w swoim ironizowaniu, to potem i on zapadł na syndrom męskiej Mary Sue, na jaki zapada co drugi bohater polskich pisarzy fantasy; najmądrzejszy, najlepszy, oczywiście sarkastyczny... Po jakimś czasie to męczy. Dopiero króciutki epilog przywrócił mu pazura, bo w IV części zwyczajnie miałam ochotę podczas lektury powiedzieć mu, by za przeproszeniem zamknął pysk.
Nie powiem, jeśli wyjdzie kolejna część, to kupię, jednak oby z innymi wątkami. Cykl stracił po utracie otoczki tajemnicy z części pierwszej, szkoda.

Świetny cykl, widać duże przygotowanie autora, przyjemny warsztat. To były bardzo przyjemnie spędzone chwile, ale...
O ile tom I był rewelacyjny, II i III dobre, tak nr IV... Rozumiem, że należało stopniowo zamykać wątki, jednak po wielu męczących stronach pełnych opisów (niekiedy zbędnych), nagle nastąpił nagły finał. Po tylu książkach spodziewałam się czegoś, hm, innego?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyjemny cykl, do tego widać pracę włożoną w research, jednak czuć spory niedosyt. Standardowo, Rudnicki zaczyna stopniowo nużyć jako bohater, z alchemika i lekarza stał się biznesmenem i politykiem - z jednej strony niby to jest zrozumiałe, ale stracił on ten pazur, jaki miał w pierwszej części.
Moim zdaniem autor kompletnie nie potrafi tworzyć wielowymiarowych bohaterów. Albo są do porzygu kryształowi, albo źli i knują przeciwko głównej dwójce. Wystarczy opis by wiedzieć, co się będzie działo z danym człowiekiem tutaj.
Książka naprawdę miała potencjał, ale został on niewykorzystany; postacie pokroju Anastazji, Cienia, Zava, ciotki Samarina, wątki alchemiczne... I jeszcze więcej. Rudnicki stał się nieomylnym sędzią, który na własną rękę wymierza sądy i który oczywiście jest nieomylny.

Przyjemny cykl, do tego widać pracę włożoną w research, jednak czuć spory niedosyt. Standardowo, Rudnicki zaczyna stopniowo nużyć jako bohater, z alchemika i lekarza stał się biznesmenem i politykiem - z jednej strony niby to jest zrozumiałe, ale stracił on ten pazur, jaki miał w pierwszej części.
Moim zdaniem autor kompletnie nie potrafi tworzyć wielowymiarowych bohaterów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo ciekawy świat przedstawiony, widać dużo pracy włożonej w stworzenie książki. Trochę stereotypowi bohaterowie (Samarin to typowa męska Mary Sue, którą jednak naprawdę można polubić, zaś Rudnicki to z każdą częścią cyklu coraz większy bufon i nadęty bubek). Już po opisie wyglądu wiadomo, co zrobi dany bohater - ci źli są opisywani jako nalani, antypatyczni, zaś postacie po dobrej stronie barykady to w większości chodzące ideały. Dobra ksiazka, solidne fantasy, aczkolwiek czytałam lepsze, jednak nadal zdecydowanie warto.

Bardzo ciekawy świat przedstawiony, widać dużo pracy włożonej w stworzenie książki. Trochę stereotypowi bohaterowie (Samarin to typowa męska Mary Sue, którą jednak naprawdę można polubić, zaś Rudnicki to z każdą częścią cyklu coraz większy bufon i nadęty bubek). Już po opisie wyglądu wiadomo, co zrobi dany bohater - ci źli są opisywani jako nalani, antypatyczni, zaś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka to skuteczny niszczyciel dziecięcych marzeń.
Podejrzewam, że większość z nas jako dzieciaki miało dość stereotypowe zabawy/wyobrażenia - rycerze, księżniczki, białe rumaki... Ot, niewinne rozmyślania o tym, jak by to było?
Po przeczytaniu tej pozycji mam już odpowiedź - koszmar. Albo raczej brud, smród i dwa metry szamba pod oknem.
Książka zdaje się być dość gruba objętościowo, ale niech to nikogo nie zwiedzie - czyta się szybko, przyjemnie i z wypiekami na twarzy. Autorka pokazuje nam brzydkie oblicze średniowiecza czy renesansu - tragiczne warunki sanitarne, rozpasanie i zacofanie wyższych sfer, ludzką zazdrość, nienawiść. Oczywiście, motywem przewodnim tutaj są trucizny i niewytłumaczone śmierci możnych tego świata, które mogły (lecz nie musiały) być spowodowane "przypadkową" ingerencją osób postronnych, ale dla mnie to punkt zaczepienia, na podstawie którego autorka doskonale pokazała tamtejsze realia.
Niemal każdego na dworach europejskich rozpromieniał wszechobecny ołów, arsen czy rtęć. Kąpiel częściej niż raz w miesiącu była passe, za świetne remedium na choroby uznawano gołębie kupy, zaś do ścieków na korytarzu w sumie można się przyzwyczaić. Piękny obrazek, czyż nie?

Ta książka to dowód na to, że zabójcza dla człowieka może okazać się nie tylko tytułowa trucizna czy działanie osób trzecich, ale także zacofanie, naiwność, niedopatrzenie. Polecam, naprawdę warto.

Ta książka to skuteczny niszczyciel dziecięcych marzeń.
Podejrzewam, że większość z nas jako dzieciaki miało dość stereotypowe zabawy/wyobrażenia - rycerze, księżniczki, białe rumaki... Ot, niewinne rozmyślania o tym, jak by to było?
Po przeczytaniu tej pozycji mam już odpowiedź - koszmar. Albo raczej brud, smród i dwa metry szamba pod oknem.
Książka zdaje się być dość...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zew Cthulhu François Baranger, H.P. Lovecraft
Ocena 8,2
Zew Cthulhu François Baranger,&...

Na półkach: , ,

Podejrzewam, że po tę pozycję sięgną osoby, które znają już twórczość Lovecrafta. Jeżeli tak nie jest, powiem jedno - to jeden z niewielu artystów, którego dzieła poruszają mnie do głębi. Po lekturze jego tekstów związanych z nieśmiertelnym już w popkulturze Cthulhu odczuwam niepokój; może jest to spowodowane bardzo barwnym językiem, może ciężkim, dusznym klimatem jego dzieł? Nie wiem.
Tutaj czytelnik ma do czynienia z raczej niewielką ilością tekstu - rekompensują to bardzo klimatyczne ilustracje F. Barangera. Przyznam, że Barangerowi udało się oddać specyficzną, wyjątkową atmosferę towarzyszącą mitologii Cthulhu. Nie znam się na sztuce, ale muszę przyznać, że uderzyło mnie swego rodzaju przerażenie i groza skryte w obecnych tu obrazach.
Czy mogę polecić ten atlas? Ja osobiście jestem bardzo zadowolona z zakupu, całość prezentuje się estetycznie i współgra ze sobą. Warto zapoznać się z tą pozycją, zwłaszcza w nocy.

Podejrzewam, że po tę pozycję sięgną osoby, które znają już twórczość Lovecrafta. Jeżeli tak nie jest, powiem jedno - to jeden z niewielu artystów, którego dzieła poruszają mnie do głębi. Po lekturze jego tekstów związanych z nieśmiertelnym już w popkulturze Cthulhu odczuwam niepokój; może jest to spowodowane bardzo barwnym językiem, może ciężkim, dusznym klimatem jego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dlaczego E=mc²? (i dlaczego powinno nas to obchodzić) Brian Cox, Jeff Forshaw
Ocena 7,6
Dlaczego E=mc²... Brian Cox, Jeff For...

Na półkach: , ,

Patrząc na opinie przyznaję, że należę do wąskiego grona osób, którym ta konkretna książka nie przypadła do gustu. O ile początek jest bardzo ciekawy (bardzo zgrabnie opisano chociażby pojęcie elektromagnetyzmu), tak w późniejszych rozdziałach pojawia się pewien chaos. Jako osoba, która trochę już przeczytała książek związanych z fizyką i ma pewne pojęcie o tej tematyce(znam większość zawartej tu teorii, co mnie samą dziwi), muszę powiedzieć jedno - ciężko się to wszystko czyta. Bardzo. Problemem nie jest zawiła terminologia lub sama tematyka, a bardziej sposób przedstawienia informacji.
Chaos, liczne wtrącenie, niekiedy zdania wręcz wyrwane z kontekstu. "Opowiem wam o X, ale w sumie to zostawmy na później, teraz poruszmy kwestię Y, zaś co do X, to zacznę opowiadać o Z"... To jest chyba główny minus tej książki.
Dla pasjonatów fizyki rzecz, z którą warto się zapoznać, ale dla laików... Osobiście radzę zacząć od czegoś napisanego nieco składniej.

Patrząc na opinie przyznaję, że należę do wąskiego grona osób, którym ta konkretna książka nie przypadła do gustu. O ile początek jest bardzo ciekawy (bardzo zgrabnie opisano chociażby pojęcie elektromagnetyzmu), tak w późniejszych rozdziałach pojawia się pewien chaos. Jako osoba, która trochę już przeczytała książek związanych z fizyką i ma pewne pojęcie o tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam, że to właśnie ta pozycja była pierwszą, którą przeczytałam, jeśli chodzi o najsłynniejszego detektywa. Co prawda, tutaj Holmes schodzi na drugi plan, ustępując miejsca doktorowi Watsonowi, zaś akcja po jakimś czasie przenosi się poza Londyn, ale moim zdaniem, nie ujmuje to uroku książce.
Zawarta tu historia jest pełna różnorakich niespodzianek i zwrotów akcji, umiejscowienie przygody to strzał w dziesiątkę - wrzosowiska, bagna, moczary, wszystko to nadaje niesamowitego klimatu; czuć tu ponure angielskie krajobrazy, tak różne od zatłoczonego Londynu. Sam Watson pozytywnie zaskakuje jako bohater, widać tutaj duży wpływ Sherlocka na jego osobę.
Warto też wspomnieć o elementach paranormalnych kontrastujących z żelazną logiką Holmesa i sprytem jego przeciwnika.
Pozycja zdecydowanie warta polecenia.

Przyznam, że to właśnie ta pozycja była pierwszą, którą przeczytałam, jeśli chodzi o najsłynniejszego detektywa. Co prawda, tutaj Holmes schodzi na drugi plan, ustępując miejsca doktorowi Watsonowi, zaś akcja po jakimś czasie przenosi się poza Londyn, ale moim zdaniem, nie ujmuje to uroku książce.
Zawarta tu historia jest pełna różnorakich niespodzianek i zwrotów akcji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W tej pozycji jest zdecydowanie za mało Holmesa w Holmesie. Można z grubsza poczuć klimat tamtejszego Londynu, ale brakuje tu pewnej błyskotliwości owego detektywa, śledztwo zdaje się być prowadzone trochę "na siłę". Proszę się jednak nie zniechęcać - kolejna książka, "Pies Baskerville'ów" jest o wiele lepsza.

W tej pozycji jest zdecydowanie za mało Holmesa w Holmesie. Można z grubsza poczuć klimat tamtejszego Londynu, ale brakuje tu pewnej błyskotliwości owego detektywa, śledztwo zdaje się być prowadzone trochę "na siłę". Proszę się jednak nie zniechęcać - kolejna książka, "Pies Baskerville'ów" jest o wiele lepsza.

Pokaż mimo to

Okładka książki Złota era piratów Angus Konstam, David Rickman
Ocena 7,3
Złota era piratów Angus Konstam, Davi...

Na półkach: , ,

Ważne jest przeczytanie notki autora na początku książki - pisze on wprost, że jego głównym celem jest pokazanie prawdziwej strony pirackiego życia, bez przegadanych mitów, historyjek i hollywoodzkiego dramatyzmu. To się udało, książka jest pełna suchych faktów odnośnie kolorystyki kalesonów piratów (podobno w tamtym okresie czasu uwielbiano czerwień), ich obowiązków, równości... Widać tu wyraźnie, że osobowości pokroju Czarnobrodego były raczej wyjątkiem w pirackiej społeczności.
Styl jest dosyć toporny, brakuje pewnego szlifu. Sama pozycja jest dosyć krótka, na plus spora liczba ilustracji. Jak na mój gust książka sprawia wrażenie bardziej pracy akademickiej, której brakowało dobrego promotora. Brak pewnego zaplecza historycznego, pewnej konsekwencji; przykładowo, dosyć często wspominane są osoby Mary Read i Anne Bonny, ale brakuje najważniejszego - kim one tak naprawdę były i jak stały się częścią pirackiej braci? Dużym minusem jest też, moim zdaniem, brak informacji chociażby o Henrym Morganie. Można też było opisać chociażby pobieżnie najważniejszą rzecz w życiu pirata, czyli okręt. Poza krótkimi wspomnieniami o slupie nie ma tu prawie nic.

Jeżeli ktoś poszukuje wyłącznie suchych faktów o życiu pirata, jego ubiorze, pewnej organizacji, książka jest godną polecenia pozycją. Jeśli potrzeba czegoś więcej... pozycja jest w najlepszym razie średnia.

Ważne jest przeczytanie notki autora na początku książki - pisze on wprost, że jego głównym celem jest pokazanie prawdziwej strony pirackiego życia, bez przegadanych mitów, historyjek i hollywoodzkiego dramatyzmu. To się udało, książka jest pełna suchych faktów odnośnie kolorystyki kalesonów piratów (podobno w tamtym okresie czasu uwielbiano czerwień), ich obowiązków,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sama nie wiem, co sądzić o tej pozycji.
Rozdziały są podzielone na pomniejsze części, przez co w miarę dobrze się czyta całość, bez znużenia. Autor pisze dość ciekawie, potrafi ze zrozumieniem opisać poszczególne zagadnienia, dodatkowo na plus otwarcie na różne dziedziny naukowe, przykładowo biologię... ALE...

Bardzo razi w oczy lekki egotyzm autora, który moim zdaniem zaburza w pewien sposób jego obiektywizm . Dużo wstawek odnośnie swojej osoby, ciągłe podkreślanie poszczególnych badaczy jako kolegów... to naprawdę męczące, czytelnik podświadomie czuje, że środowisko naukowe autora to, brzydko mówiąc, towarzystwo wzajemnej adoracji, co zniechęca do czytania innych pozycji o tej tematyce.
Dodatkowo ktoś słusznie zauważył, że do momentu opisywania kambru lektura była szczegółowa, zaś potem wszystko po łebkach, byle do końca. Przykładowo o dinozaurach było raptem półtora, max dwie strony.

Podsumowując, jest dobrze, ale mogło być o wiele lepiej.

Sama nie wiem, co sądzić o tej pozycji.
Rozdziały są podzielone na pomniejsze części, przez co w miarę dobrze się czyta całość, bez znużenia. Autor pisze dość ciekawie, potrafi ze zrozumieniem opisać poszczególne zagadnienia, dodatkowo na plus otwarcie na różne dziedziny naukowe, przykładowo biologię... ALE...

Bardzo razi w oczy lekki egotyzm autora, który moim zdaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na chwilę obecną mam trudność z wyrażeniem opinii na temat tej pozycji.

Mnóstwo osób, z tego, co widzę, uważa "Drogę serca" za przegadany bełkot; trudno się z tym nie zgodzić. Jednakowoż, czytając w miarę uważnie, analizując nie tylko fabułę, ale i przykładowo bohaterów, całość można zgrabnie poskładać do kupy, że tak się wyrażę.

Mimo wszystko... wszystko to zaserwowano nam w pompatycznej otoczce pięknych słów. Książka zdaje się być zbyt sztuczna... tak, jakby autor na siłę próbował uderzyć w patetyczne tony. Może przesadzam, nie wiem, nie mnie to oceniać - ale w mojej opinii, słowo "przegadanie" najlepiej oddaje charakter "Drogi...".

Na chwilę obecną mam trudność z wyrażeniem opinii na temat tej pozycji.

Mnóstwo osób, z tego, co widzę, uważa "Drogę serca" za przegadany bełkot; trudno się z tym nie zgodzić. Jednakowoż, czytając w miarę uważnie, analizując nie tylko fabułę, ale i przykładowo bohaterów, całość można zgrabnie poskładać do kupy, że tak się wyrażę.

Mimo wszystko... wszystko to zaserwowano...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest recenzja, raczej elaborat płynący prosto z serca. Nie znam się na anime czy mandze, nigdy mnie to nie pociągało. Serię zaczęłam przypadkiem od anime, co akurat żałuję, ale to potem. Naprawdę, już sam soundtrack mnie wciągnął, potem było więcej i więcej, coraz większy niedosyt. Chodzące kupy mięsa wybijające ludzi, poczucie zagrożenia i izolacji, ciągły strach i tajemnice.
Jak wspominałam, bardziej preferuję tu mangę. Owszem, ścieżka dźwiękowa daje potężnego plusa, całość wydaje się być trochę bardziej poukładana, ale... Bohaterowie tracą, i to bardzo. W mandze są o wiele bardziej ludzcy, mają mocniejsze charaktery. Niektóre postacie w serialu są wręcz chamskie, co trochę gryzie się z tym, co możemy tu przeczytać, chociażby przy Mikasie i Erenie.

Bohaterowie. Tu mam potężny zgryz. Akurat ci najgłówniejsi są, w moim przekonaniu, beznadziejni.
Eren, największa gwiazdeczka serii, a tak naprawdę egocentryk, zarozumiały, przekonany o swojej nadracji, zadzierający nosa dzieciak. Krzyk, wrzask, hałas, tak mogę go podsumować. Postać, która jakoś nie ewoluuje, jaki był, taki jest przez większość czasu. Nudny, miałki, bez tego czegoś.
Mikasa. Adoptowana przez rodziców Erena, niezniszczalna, najlepsza we wszystkim, super hiper duper wojowniczka. Dla mnie robot bez emocji, jej relacja z Erenem jest odrobinę toksyczna. Typowa Mary Sue.
Armin, chłopiec, który umysłem nadrabia braki w mięśniach. Ot, taka ciepła klucha, ni ziębi, ni grzeje.

Ta trójeczka do pewnego momentu grała pierwsze skrzypce; do pewnego momentu nie mogłam się przemóc by czytać dalej, pierwszoplanowe postacie zamiast zachęcić były nad wyraz odpychające. Na szczęście, coś się zmieniło.

Może fakt, że Święta Trójca została w końcu zepchnięta z piedestału zajebistości, a ich miejsce zajęły postacie o wiele bardziej złożone - Levi. Hange. Reiner. A już szczególne brawa za ewolucję Christy i Ymir, które w mojej opinii są chyba najciekawszymi bohaterami. Szczególnie Ymir, największa tajemnica serii. Mam nadzieję, że wątki tych postaci będą na wyższym poziomie niż to, co otrzymaliśmy przy pierwszej trójce.

Na minus główni bohaterowie. Czasami nagłe przeskoki akcji potrafią wybić z rytmu. No i brakuje małego dopieszczenia postaci, czasami twarze są niemal takie same (Christa/Armin).

Na plus zaliczę klimat. Tajemnice, odkrywane stopniowo, nasza wiedza o tytanach rośnie stopniowo. Reszta bohaterów, zwłaszcza ci przeze mnie wymienieni.
Mniej Erena i jego wesołej gromadki, więcej Ymir i reszty, a będzie lepiej.

Opinia bardzo subiektywna i chaotyczna, ale pora późna :/

To nie jest recenzja, raczej elaborat płynący prosto z serca. Nie znam się na anime czy mandze, nigdy mnie to nie pociągało. Serię zaczęłam przypadkiem od anime, co akurat żałuję, ale to potem. Naprawdę, już sam soundtrack mnie wciągnął, potem było więcej i więcej, coraz większy niedosyt. Chodzące kupy mięsa wybijające ludzi, poczucie zagrożenia i izolacji, ciągły strach i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Erwin Schrödinger. Fizyk, który raczej nie dorównuje sławie Einsteinowi, Bohrowi czy Heisenbergowi; jednocześnie autor słynnego już "kota w pudełku" - eksperymentu, o którym prawie każdy słyszał, lecz, poza fizykami, mało kto go rozumie.
Kot jest żywy i jednocześnie martwy. Owszem, to nie jest największe odkrycie Schrödingera - ale za to najbardziej rozpoznawalne, swego rodzaju wizytówka powyższego fizyka. Ja sama czuję lekki sentyment do tego paradoksu - dlatego też żałuję, że w stosunku do objętości książki, opis owego eksperymentu myślowego jest tak lakoniczny. Przyznam, że więcej dowiedziałam się z "Teorii kwantowej..." Jima Baggotta. Porównując obie książki przyznam, że "Teoria..." napisana jest ciekawszym, lepiej przyswajalnym językiem; pozycję Gribbina czytałam dłużej i z trochę mniejszą przyjemnością.
Przyznam, że niemałą zasługę w tym ma sama osoba Erwina Schrödingera. Prawie każdy, kto interesuje się fizyką, musiał słyszeć o stylu życia Austriaka - niebanalnym, szokującym nawet w dzisiejszych czasach. Owszem, Jego opór, błyskotliwość i niesamowite umiejętności dydaktyczne są jak najbardziej godne szacunku - tyle, że ciągłe ekscesy miłosne, "zakochania" i potoczny brak jaj przy przyjmowaniu odpowiedzialności za dużą część swoich czynów sprawiają, że myśląc o Schrödingerze nie mogę nie odczuwać lekkiego niesmaku. Końcowe wybryki przelewały czarę goryczy - zrzucenie odpowiedzialności za nienarodzone dziecko na Jego matkę (która została porzucona i jednocześnie dostała polecenie poinformowania męża-rogacza o zdradzie) oraz zdradzonego męża (który jako jedyny okazał się osobą z charakterem w tym toksycznym trójkacie) - do teraz się dziwie, jak to jest, że Schrödinger nie dostał za swoje wybryki "plaskacza" lub dwóch.
Książka jest ciekawa - co w dużej części jest zasługą barwnego życiorysu opisywanego; mimo wszystko, czegoś tutaj brakuje. Jeśli chodzi o zagadnienia z fizyki kwantowej, lepiej napisana jest wyżej wymieniona "Teoria...".

Erwin Schrödinger. Fizyk, który raczej nie dorównuje sławie Einsteinowi, Bohrowi czy Heisenbergowi; jednocześnie autor słynnego już "kota w pudełku" - eksperymentu, o którym prawie każdy słyszał, lecz, poza fizykami, mało kto go rozumie.
Kot jest żywy i jednocześnie martwy. Owszem, to nie jest największe odkrycie Schrödingera - ale za to najbardziej rozpoznawalne, swego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W dzisiejszych czasach badanie lekarskie bez rękawiczek i czystych dłoni jest nie do pomyślenia; a niech no by przeprowadzono dowolny zabieg bez zachowania zasad antyseptyki i aseptyki... Telewizja z prokuratorem na karku. Sala operacyjna musi być czysta, lekarz nie może prowadzić obchodu w zakrwawionym stroju, zaś narzędzia chirurgiczne mają wręcz lśnić. To wszystko wydaje się nam oczywiste - dlatego tym trudniej jest czytać książkę J. Thorwalda bez cienia jakichkolwiek emocji.
Mało co może wytrącić mnie z równowagi - Thorwald zrobił to już w pierwszym rozdziale. Mamy tu opis dawnych operacji, które prędzej kojarzą się z torturami - amputacje na przysłowiowego żywca, fartuchy twarde od zakrzepłej krwi, brud, smród i wieczne zakażenia. Najbardziej jednak rzuca się w oczy skostnienie środowiska lekarskiego, brak poparcia dla nowatorskich, ratujących życie rozwiązań - bo nie i już. Czasem odnosiłam wrażenie, że co poniektórzy "bohaterowie" zaczną, niczym małe dzieci, z obraźliwą miną tupać nóżką. Nigdy nie czułam do kogokolwiek tak dużego szacunku, jak do Listera, Wellsa czy McDowella - lekarzy, którzy walczyli o lepsze, o godność pacjentów i większą szansę na ich przeżycie - chociaż zostali przez środowisko napiętnowani i wzgardzeni, co nierzadko kończyło się tragicznie.
Ta książka nie jest wyłącznie historią medycyny w przyjaznej, ciekawie opisanej formie - to także świadectwo tego, że nie można się zatrzymywać, że czasami należy zaryzykować, by pójść krok naprzód.
Dziękuję Panu, Panie Thorwald.

W dzisiejszych czasach badanie lekarskie bez rękawiczek i czystych dłoni jest nie do pomyślenia; a niech no by przeprowadzono dowolny zabieg bez zachowania zasad antyseptyki i aseptyki... Telewizja z prokuratorem na karku. Sala operacyjna musi być czysta, lekarz nie może prowadzić obchodu w zakrwawionym stroju, zaś narzędzia chirurgiczne mają wręcz lśnić. To wszystko wydaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dla osób, które mają już za sobą kilka pozycji z astronomii książka B. Gaenslera jest głównie ciekawą rozpiską różnorakich "rekordów" we Wszechświecie, dotyczących chociażby szybkości, grawitacji czy temperatury - ja sama, chociaż jestem raczej laikiem w tych sprawach, znałam większość zawartej tu teorii. Mimo wszystko - książkę czytałam z niesamowitą wprost przyjemnością; ostatnio wciągnęłam się tak przy "Krótkiej historii prawie wszystkiego" B. Brysona (swoją drogą, polecam, to bodajże najlepsza dostępna pozycja popularnonaukowa traktująca niemal o WSZYSTKIM).
B. Gaensler ma niesamowicie lekkie pióro; poza tym, o ile w niektórych tego typu książkach humorystyczne wstawki zdają się być wstawione na siłę, to tutaj wyglądają naprawdę naturalnie. Dodatkowo, widać, że dla autora astronomia to nie tylko praca, ale i prawdziwa pasja; naprawdę, nie miałabym nic przeciwko rozmowie z Gaenslerem.

Dla osób, które mają już za sobą kilka pozycji z astronomii książka B. Gaenslera jest głównie ciekawą rozpiską różnorakich "rekordów" we Wszechświecie, dotyczących chociażby szybkości, grawitacji czy temperatury - ja sama, chociaż jestem raczej laikiem w tych sprawach, znałam większość zawartej tu teorii. Mimo wszystko - książkę czytałam z niesamowitą wprost przyjemnością;...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dlaczego, Panie Larsson, dlaczego?

O serii "Millennium" mówi się, że miała mieć nie trzy, a aż dwanaście części; plany te jednak pokrzyżowała nagła śmierć autora. Przyznam, że nie obraziłabym się, gdyby istniała jeszcze jedna książka - w trylogii nadal są pewne luki, które z pewnością miały być pokazane w późniejszym czasie, np. tajemnicza siostra Lisbeth (którą, mimo tylko kilku zdań na jej temat, czytelnik raczej nie polubił). Mimo wszystko... Cieszę się. Każda kolejna książka była niestety gorsza, szkoda by było zrobić z "Millennium" książkową osłonę "Mody na sukces", której nawet Lisbeth by nie odratowała.

"Zamek..." ma w sobie za dużo polityki. Jest nią wręcz przepakowany. Ja rozumiem, że rozprawa Lisbeth (w porównaniu z resztą książki żałośnie mała) mogła wymagać zmiany stylu, no ale nie aż tak drastycznego! Pod koniec można było się wręcz pogubić, czytając nie-wiadomo-po-co-potrzebne spisy coraz to nowych nazwisk. Dynamizm, tak charakterystyczny dla części I, tutaj jest naprawdę znikomy.

Bohaterowie. Taaa...
W tej oto opinii mam zamiar wylać frustrację, którą czułam, czytając o Mikaelu. Kto nie chce tego czytać, niech lepiej przewinie spory kawałek tekstu.
Ale, zacznę wpierw od Lisbeth - tu mam do napisania o wiele mniej. Na początku powiem że Salander, która to jest zdecydowanie najciekawszym (jeśli nie - jedynym ciekawym) bohaterem jest zwyczajnie za mało. Podejrzewam, że sporo czytelników - tak jak i ja, przyznaję - czytało "Millennium" głównie przez wzgląd na nią. Za to automatycznie daję oczko mniej. Poza tym, widać zmianę w osobowości Lisbeth, bardzo delikatną, ale jednak. Dziwi mnie jednak jedno... Dlaczego Salander pomogła Erice, która - bądźmy szczerzy - ogólnie była dla niej nieprzyjemna? Która, jeśli się nie mylę, nawet nie podziękowała jej za pomoc?

MIKAEL.

Mikael powoli zamieniał się w zwykłą hienę dziennikarską.
Blomkvist jako tzw. "przyjaciel" Lisbeth, moim zdaniem, całkowicie się - pardon my french - zeszmacił. Z zażenowaniem przyznaję, że obecnie tylko to słowo przychodzi mi do głowy.
Kolejny oto raz Kalle B. ochoczo ryje w przeszłości Lisbeth, chcąc jej, hm, pomóc. Powinnam raczej napisać "pomóc?", bo jak patrzę na jego wysiłki, to wszystko idzie i tak do tego, by napisać artykuł, który oświetli gloryją jego i "Millennium". Wszędzie musiał się wkręcić, najczęściej szantażem. W pewnym sensie nie liczył się z nikim, po trupach do celu! Nie widać tego od razu, ale to właśnie on wyciągał z nieszczęść Lisbeth największe korzyści. Dzięki niej odbił się od dna, wręcz wykreował jej kosztem. To manipulant i pijawka żerująca na zaufaniu przyjaciółki.
Usprawiedliwianie swojego postępowania chęcią pomocy Salander uważam za świństwo. Do tego namolne wyciąganie od Lisbeth najskrytszych tajemnic oraz zrobienie z tego soczystej plotki w redakcji uważam za niewybaczalne. Tak to jest, gdy wielki Kalle Blomkvist obieca dyskrecję... Dziwię się, że Lisbeth pozwala na takie traktowanie od strony osoby, której - było nie było - uratowała życie. Tym bardziej, że zachowanie Mikaela trwa tak przez dwa ostatnie tomy wręcz bez przerwy.

Co można jeszcze mówić o Mikaelu? Hipokryta. Wielki, fałszywy hipokryta.
Od razu rzuca się jego moralizatorstwo względem praw i szacunku do płci pięknej, Blomkvist kreuje się wręcz na ostatniego strażnika cnót niewieścich - co nie przeszkadza mu wskakiwać do łóżka każdej chociaż trochę chętnej kobiecie, oraz oburzać się, gdy jakaś odrzuca jego zaloty. To podstarzały playboy wykorzystujący bez wyrzutów sumienia okazje, fuu.
O fakcie olewania "Millennium" oraz późniejszym oburzeniu, gdy ktoś bez niego podejmuje decyzje ratujące redakcję nawet nie będę wspominać.

Co mogę powiedzieć na koniec? Mam mętlik. Książka miała potencjał, który został niestety zmarnowany. Mikael coraz bardziej odpycha obłudą i chamstwem. Lisbeth jak na lekarstwo. Tylko proces z przemowami Anniki (którą wepchnął nie kto inny, jak Blomkvist, by do końca kontrolować życie Lisbeth...) ratuje sytuację.
Tylko dla fanów "Millenium".

Dlaczego, Panie Larsson, dlaczego?

O serii "Millennium" mówi się, że miała mieć nie trzy, a aż dwanaście części; plany te jednak pokrzyżowała nagła śmierć autora. Przyznam, że nie obraziłabym się, gdyby istniała jeszcze jedna książka - w trylogii nadal są pewne luki, które z pewnością miały być pokazane w późniejszym czasie, np. tajemnicza siostra Lisbeth (którą, mimo...

więcej Pokaż mimo to