-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2020-05-25
Jest to mój pierwszy kontakt z tym autorem. Wrażenia pozytywne. Dużo wplecionych bon motów (i to w dodatku całkiem zgrabnych i sensownych, jak na bon moty!), narrator inteligentny, mimo że popełnia grzech fascynowania się bucem (nie lubię fascynowania się bucami, nawet jeśli są wielkimi artystami, mogłabym kupować ich obrazy, ale prywatnie nie podałabym im ręki i nie chciałabym mieć z nimi nic wspólnego, bo talent nie jest żadną wymówką). Może niektóre postaci są trochę odrealnione - tyczy się to Stricklanda (to jest poziom bucostwa i zobojętnienia przekraczający wszelkie normy, ale ok, psychopatia) oraz Dirka. Czyta się szybko no i czasem ma się ochotę pokrzyczeć na bohaterów.
Swoją drogą dobrze się stało, że państwo Stroeve nie doczekali się dzieci, to mała wygrana całej ludzkości w zawiłej loterii genetycznej.
Jest to mój pierwszy kontakt z tym autorem. Wrażenia pozytywne. Dużo wplecionych bon motów (i to w dodatku całkiem zgrabnych i sensownych, jak na bon moty!), narrator inteligentny, mimo że popełnia grzech fascynowania się bucem (nie lubię fascynowania się bucami, nawet jeśli są wielkimi artystami, mogłabym kupować ich obrazy, ale prywatnie nie podałabym im ręki i nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Już pierwsze zdanie informuje nas, że "Emma Woodhouse, osóbka piękna, mądra i bogata, posiadająca wygodny dom i miłe usposobienie..." Stop. Zaraz, zaraz, coś tu nie pasuje. Piękna? Uwierzmy na słowo. Dom też ma porządny, zatem bogata pewnie jest. Ale mądra? O miłym usposobieniu? Ta nadęta intrygantka, która w moim osobistym rankingu najbardziej nieznośnych postaci kobiecych w literaturze nieomal doszlusowała do Emmy Bovary? Niedoczekanie.
Gdyby wyrzucić główną bohaterkę, mogłoby być całkiem znośnie. Albo gdyby jej chociaż jakoś utrzeć nosa i dać czytelnikowi satysfakcję. Ale tak porządnie utrzeć, a nie w postaci nagłego sercowego olśnienia, które trochę ją pomęczy, po czym rychło zostaje rozwiązane w sposób denerwująco przywodzący na myśl 'deus ex machina'. Być może czegoś nie wyłapałam, przez większość czasu zastanawiałam się bowiem,
czy autorka sobie z panny Woodhouse żartuje, czy nie, a jeśli tak, to dlaczego jest dla niej tak pobłażliwa. Nawet na ostatniej stronie, przy okazji ślubu Martinów, wyłazi stara, nieznośna Emma: "och, jak to dobrze, że nie wyswatałam jej z żadnym dżentelmenem, to przecież córka handlarza"!
Wobec koszmaru, jaką jest główna bohaterka, bledną wszelkie inne wady książki. Bledną, ale nie nikną. Przy dwustronicowym dialogu o polędwicy miałam ochotę tłuc książką o ścianę. Ja rozumiem, że panna Bates czy pani Elton są denerwujące i rozumiem, że trzeba to jakoś pokazać, ale, na Boga, ile można? Jeden czy dwa monologi by zupełnie wystarczyły. Ale nie, one gadają i gadają i gadają, nie tylko one zresztą, ale wszyscy w ogóle: siedzą, chodzą i gadają o kompletnych bzdurach (jeden pan Knightley - biedny, biedny, biedny po trzykroć - i może jeszcze Jane Fairfax zachowują przy tym jakąś przytomność umysłu); balzakowski opis produkcji papieru sięgający pięciu stron jest bardziej porywający niż ta cała paplanina i plotki przy stole. Bardzo lubię okres Regencji, ale w trakcie lektury nieomal zaczęłam nabierać prawdziwego obrzydzenia. Czy to naprawdę tak wyglądało? Być bogatym i inteligentnym, mieć mnóstwo czasu i naprawdę do tego stopnia nie mieć, co zrobić ze swoim życiem? Gdyby chociaż rozmawiali o polityce! Tu Napoleon, tam Kongres Wiedeński, a tymczasem obiektem powszechnego podniecenia staje się panna Fairfax i jej fortepian.
Jakoś tak instynktownie boję się książek obyczajowych pisanych przez kobiety. To, oraz fakt, że dawno temu, będąc młodą, głupią i prędko nudzącą się, porzuciłam "Rozważną i romantyczną" w połowie lektury, sprawiło, że po Austen długo powtórnie nie sięgałam. W końcu to zrobiłam, ale - jak się dowiaduję - po lekturę wybitnie ciężkostrawną dla laików, którzy książek panny Jane nie kochają. Jest to jednak pocieszające, bo przynajmniej istnieje szansa, że jeszcze do Austen wrócę w nadziei natrafienia na coś lepszego.
Już pierwsze zdanie informuje nas, że "Emma Woodhouse, osóbka piękna, mądra i bogata, posiadająca wygodny dom i miłe usposobienie..." Stop. Zaraz, zaraz, coś tu nie pasuje. Piękna? Uwierzmy na słowo. Dom też ma porządny, zatem bogata pewnie jest. Ale mądra? O miłym usposobieniu? Ta nadęta intrygantka, która w moim osobistym rankingu najbardziej nieznośnych postaci kobiecych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zawsze przy książkach z historią alternatywną, a już na pewno z fantastyczną historią alternatywną moich ulubionych epok, o których wiem więcej niż „cośtam”, boję się, że nagle przeczytam jakiś opis czy scenkę, po której złapię się za głowę i wyklnę autora, za brak rozpoznania lub też wyobraźni (jak wiadomo, w historii alternatywnej trzeba dokonywać pewnych zmian względem stanu faktycznego, przy czym wypada mieć też na uwadze konsekwencje, jakie te zmiany mogłyby wywołać). Do tej lektury podchodziłam jednak z nadzieją. Byłam na świeżo po obejrzeniu serialu BBC, w którym brakowało mi dosłownie dwóch rzeczy do rozjaśnienia całości. Chciałam sprawdzić, czy znajdę je w książce, no a poza tym wiadomo, Gaiman zachęca i tak dalej.
No i nie zawiodłam się! Roztrząsania teologiczne, na których mi szczególnie zależało, znalazłam bardzo szybko, ba, oprócz nich czytelnik jest częstowany sporą dozą wyjaśnień rozsianych po przypisach, zatem można z ręką na sercu powiedzieć, że autorka nie tylko zrobiła porządny research historyczny (pod tym względem nic mi nie zazgrzytało), ale też całkiem poważnie zbadała sprawę angielskiej magii odwołując się do rozlicznych źródeł…
W porównaniu z serialem książka jest bardziej realistyczna, nie tak mroczna. Na przykład Dżentelmen serialowy wyglądał na typowego zimnego drania, tymczasem tutaj jest to taki napuszony śmieszek. Parę wątków, w ekranizacji ukazanych dość gotycko, w książce jest skondensowanych (pobyt lady Pole w domu wariatów, jej przyjaźń z Arabellą), również sama końcówka wydała mi jednak być nieco przyśpieszona. Cieszy para głównych bohaterów – są barwni i wyraziści, nie służą wyłącznie temu, by „zawiesić” na nich akcję.
Jeśli chodzi o język, to jest to tak starannie, tak szczegółowo i z tak uroczo rozwlekłym realizmem napisane włącznie z pojawiającym się tu i ówdzie przegadaniem, że naśladownictwo starego stylu muszę uznać za wielce udane. To może być zaletą i jest nią dla mnie, jako cegiełka dołożona do tworzenia klimatu – bardziej uwspółcześniona narracja z pewnością mniej by pasowała. Jednak dla innych może być również wadą, bo wielu czytelników zapewne preferuje książki, których akcja toczy się bardziej żwawo i bez żartobliwych dickensowskich opisów postaci trzecioplanowych.
Zawsze przy książkach z historią alternatywną, a już na pewno z fantastyczną historią alternatywną moich ulubionych epok, o których wiem więcej niż „cośtam”, boję się, że nagle przeczytam jakiś opis czy scenkę, po której złapię się za głowę i wyklnę autora, za brak rozpoznania lub też wyobraźni (jak wiadomo, w historii alternatywnej trzeba dokonywać pewnych zmian względem...
więcej Pokaż mimo to