-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać358
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2023-05-07
2023-04
2022
Mieszane mam uczucia wobec reportażu historycznego "Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne" Marka Łuszczyna. Najpierw dwa główne plusy:
- ważny temat, nie poznany do końca o którym warto pisać oraz go nagłaśniać. Wiedza o funkcjonowaniu po wojnie obozów pracy na miejscu wcześniejszych obozów koncentracyjnych nie jest powszechna,
- wydanie, bardzo ładna okładka i skład (choć wielkość prześwitów i marginesów sugeruje, że treści jest dużo mniej niż można wnioskować po objętości)
Problem jaki pojawia się przez całą lekturę to ciągłe zastanawianie się - czy wydarzenia przytaczane w książce były weryfikowane? Na końcu książki jest co prawda bibliografia, ale w samym tekście brak jest przypisów do przytaczanych faktów przez co wszystko musimy brać na "wiarę". Czy dany fakt był potwierdzony przez jedno, czy kilka źródeł? Uwiera mnie, jako historyka, taki literacki sposób przedstawienia trudnego, ważnego tematu. Bo jeśli ktoś się zastanawia - nie jest to książka naukowa, ani nawet popularnonaukowa, tylko reportaż.
No i tytuł. Nie wchodząc w światopoglądowe dywagacje - autor w moim odczuciu nie wyjaśnił w sposób wystarczający dlaczego używa konsekwentnie nazwy "polskie obozy koncentracyjne". Dlaczego nie polskie/komunistyczne obozy pracy/pracy przymusowej/internowania? Brak takiego wyjaśnienia, czy też polemiki z przytaczanym przez samego autora odmiennym stanowiskiem "obozy stworzyły komunistyczne władze, które nie reprezentowały suwerennego narodu polskiego". Trafny argument, zbyty jako nieistotny przez autora. Nasuwa to podejrzenie, że wybór słownictwa był podyktowany jego chwytliwości, a tak nie powinno pisać się książek około historycznych.
Czyta się szybko, ale styl jest nierówny, tak jakby autor nie mógł zdecydować się na sposób prowadzenia narracji. Raz są mikrohistorie, innym razem publicystyka, by następnie wprowadzić szerokie wątki polityczno-historyczne, co powoduje, iż trudno jest wciągnąć się w narrację. A ta moc przykuwania czytelnika to najistotniejsza cecha dobrego reportażu (patrz: Płuczki).
Mimo powyższych uwag - warto sięgnąć, aby choć fragmentarycznie poznać mało eksponowany do tej pory etap w historii Polski.
Mieszane mam uczucia wobec reportażu historycznego "Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne" Marka Łuszczyna. Najpierw dwa główne plusy:
- ważny temat, nie poznany do końca o którym warto pisać oraz go nagłaśniać. Wiedza o funkcjonowaniu po wojnie obozów pracy na miejscu wcześniejszych obozów koncentracyjnych nie jest powszechna,
- wydanie, bardzo ładna okładka i skład...
2022
Zapytałem przewodnika:
-Kim są Ci ludzie?
-To trędowaci - odpowiedział.
-Dlaczego są tutaj?
-Są trędowaci.
-Rozumiem, ale czy nie byłoby im lepiej w wiosce? Cóż zrobili, aby ich z niej wyrzucać?
-Oni są trędowaci (...)
Tego dnia zrozumiałem, że istnieje niewybaczalną zbrodnia, która musi być w jakiś sposób ukarana, zbrodnia od której nie ma odwrotu, której nie obejmuje żadna amnestia: "trąd".
Dawno nie przeczytałam całej książki w weekend. I to nie z powodu braku czasu, ale zawsze byłam czytelniczką niewierną - równocześnie czytałam kilka książek, przeskakując pomiędzy nimi w zależności od humoru. Ten reportaż przykuł mnie do siebie już od pierwszych kilku stron i puści dopiero przy nocie wydawniczej.
Spinalonga - wyspa trędowatych. W latach 1904-1957 miejsce izolacji hansenów, jak też nazywa się osoby chorujące na trąd. Przez wiele lat uważano, iż trąd jest chorobą zesłaną jako kara za grzechy, że jest dziedziczny i łatwo jest się nim zarazić. Uważano, że izolacja chorych ludzi jest istotniejsza od ich leczenia. Spinalonga skalista, niegościnna wysepka u wybrzeży Krety stała się przymusowym domem wielu hansenów.
Autorka @malgosia.golota drąży, docieka, poszukuje świadków, dokumentów, zdjęć, relacji... Układa z tego wszystkiego spójną opowieść o ludziach wyrzuconych ze społeczeństwa z powodu choroby. Poddanych przymusowej, dożywotniej izolacji z niewielką lub wręcz znikoma pomocą od szeroko pojętych władz. Można pomyśleć, że w końcu przecież wynaleziono skuteczne lekarstwo na trąd, więc ich los powinien ulec znacznej poprawie. Prawda? Cóż, nic bardziej mylnego. Odium ciążące nad trądem było (i jest) tak wrośnięte w społeczeństwo, że mimo możliwości całkowitego wyleczenia chorzy nadal nie zgłaszają się do lekarzy z obawy przed ostracyzmem społecznym.
Zapytałem przewodnika:
-Kim są Ci ludzie?
-To trędowaci - odpowiedział.
-Dlaczego są tutaj?
-Są trędowaci.
-Rozumiem, ale czy nie byłoby im lepiej w wiosce? Cóż zrobili, aby ich z niej wyrzucać?
-Oni są trędowaci (...)
Tego dnia zrozumiałem, że istnieje niewybaczalną zbrodnia, która musi być w jakiś sposób ukarana, zbrodnia od której nie ma odwrotu, której nie obejmuje...
2022
Reportaż porusza kwestię wykluczenia komunikacyjnego znacznej części naszego społecznościowa. Opisuje miejsca, gdzie bez posiadania samochodu mieszkańcy nie są w stanie normalnie funkcjonować, a dotarcie do szkoły, lekarza, pracy stanowi wyzwanie. Poza tym, kto z nas nie pamięta zaniedbanych, obskurnych przystanków PKS z których od lat nic już nie odjeżdża?
Jestem pod wrażeniem do ilu regionów, miejscowości, wiosek dotarła autorka, próbując osobiście sprawdzić, czy w ogóle można się do nich dostać bez posiadania samochodu. Oraz zasmucona tym, iż tak łatwo zaakceptowaliśmy to, że nasze Państwo w znacznej mierze wycofało się z organizacji transportu publicznego, głównie kosztem osób starszych i biedniejszych.
Czyta się szybko, treść jest podzielona na nieduże anegdoty. Warto sięgnąć, nie tylko jeżeli interesujemy się szeroko pojętą ekologia i zrównoważonym rozwojem.
Reportaż porusza kwestię wykluczenia komunikacyjnego znacznej części naszego społecznościowa. Opisuje miejsca, gdzie bez posiadania samochodu mieszkańcy nie są w stanie normalnie funkcjonować, a dotarcie do szkoły, lekarza, pracy stanowi wyzwanie. Poza tym, kto z nas nie pamięta zaniedbanych, obskurnych przystanków PKS z których od lat nic już nie odjeżdża?
Jestem pod...
2022
Pogo Jakuba Sieczko jest niczym espresso - niewielkie gabarytowo, ale mocne, skondensowane i wyraziste. Nie jest łatwa w odbiorze, czasami jest brutalna, czasami dotyka trudnych, bolesnych tematów, lecz na pewno nie można powiedzieć obok niej obojętnie.
Autor, lekarz, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii opisał 6 lat swojej pracy w pogotowiu ratunkowym na warszawskim Grochowie. Bez pudrowania, filtru czy łagodzenia wspomnień. Opisuje on codzienną ciężką pracę z ludźmi chorymi, umierającymi, poszkodowanymi w wypadkach, a także... samotnymi, którzy wzywając pogotowie tak naprawdę wołają o zainteresowanie. Ratownicy mierzą się nie tylko z wyczerpaniem, chorobą, śmiercią, ale także z błędami samego systemu ochrony zdrowia.
Krótka treść (ok. 3 godzin słuchania i mniej niż 200 stron do czytania) precyzyjnymi, brutalnymi słowami nakreśla obraz pracy w pogotowiu ratunkowym, zdecydowanie odmienny od tego z jakim stykamy się np. w serialach medycznych. Możemy się dowiedzieć jak nużąca i wyczerpująca jest to praca, niszcząca psychikę i zdrowie samych ratowników, często niewdzięczna i słabo opłacana. Autor oprócz opisu samych wydarzeń z codziennego życia ratowników, dzieli się z nami swoimi przemyśleniami na temat pogo zazwyczaj bardzo osobistymi i gorzkimi.
Lubię takie reportaże - ostre, bezpośrednie, bez zbytniego rozwodnienia tematu - ponownie seria reporterska dała radę.
Pogo Jakuba Sieczko jest niczym espresso - niewielkie gabarytowo, ale mocne, skondensowane i wyraziste. Nie jest łatwa w odbiorze, czasami jest brutalna, czasami dotyka trudnych, bolesnych tematów, lecz na pewno nie można powiedzieć obok niej obojętnie.
Autor, lekarz, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii opisał 6 lat swojej pracy w pogotowiu ratunkowym na...
2022
2021-10
2021-11-11
Mocny reportaż, poruszający jeden ze wstydliwych tematów z historii wojennej i powojennej - ograbianie miejsc masowych mordów Żydów w Bełżcu i Sobiborze.
Autor przeprowadził rozmowy zarówno z osobami kopiącymi, jak i ich rodzinami, a także np. archeologami prowadzącymi pracy na terenie obozu. To co mnie najbardziej poruszyło, to był niezwykle mały udział głosów wprost potępiających proceder. Część albo nie widziała w tym nic złego (przecież już nie żyli, po co to złoto miało tam leżeć?), albo znajdowało usprawiedliwienia (bo głód, bo bieda, bo wszyscy tak robili, bo nie było tabliczki, że to cmentarz, bo nie było zakazu). Ileż obłudy, znieczulenia i usprawiedliwiania jest w zebranych rozmowach, a autor poprzez ich zestawienie jeszcze bardziej pozwala wybrzmieć ich wewnętrznej sprzeczności.
Nie jest to praca historyczna, czy socjologiczna jest to typowy reportaż. Głównym zamierzeniem autora wydaje się przedstawienie emocji, odczuć, ogólnej atmosfery panującej wokół tematu. Część czytelników na pewno odczuje niedosyt informacji, tła historycznego czy analizy, próby zrozumienia przez autora dlaczego dochodziło do bezczeszczenia miejsca masowego mordu. Osobiście uważam, że autor oddając głos wyłącznie rozmówcom pozwala wybrzmieć całej historii w wersji surowej i nirobrobionej późniejszą interpretacją.
Zdecydowanie warto przeczytać i zmierzyć się z
tym trudnym tematem. Forma jest krótka, wręcz surowa, ale przy przedmiocie książki jest to w mojej ocenie tylko zaleta.
Mocny reportaż, poruszający jeden ze wstydliwych tematów z historii wojennej i powojennej - ograbianie miejsc masowych mordów Żydów w Bełżcu i Sobiborze.
Autor przeprowadził rozmowy zarówno z osobami kopiącymi, jak i ich rodzinami, a także np. archeologami prowadzącymi pracy na terenie obozu. To co mnie najbardziej poruszyło, to był niezwykle mały udział głosów wprost...
2021
2021
2021
2020-11-23
2010
2009
2017
2019
2019
2019
2019
Czy zastanawialiście się kiedyś co to znaczy nie słyszeć? Od urodzenia? W jaki sposób wpływa to na dorastanie, naukę, czy po prostu na codzienne życie? Czy jesteście świadomi, że znaczna część osób głuchych nie zna języka polskiego, co oznacza, że nie może się porozumiewać ze słyszącymi np. pisząc na kartce? Czy zastanawialiście się jak wygląda na przykład wizyta u lekarza kiedy się go nie słyszy, a on nie potrafi migać? Albo w jaki sposób osoby głuche mogą wezwać pomoc jeżeli nie mówią i nie piszą?
Reportaż Głusza odpowiada na te i inne pytania dotyczących życia osób głuchych w Polsce. I muszę przyznać, że ta książka objawiła mi moją ignorancję w tym temacie. Podobnie jak zapewnie znaczna część społeczeństwa zakładałam, że osoby głuche mogą komunikować się na piśmie. Ale jak mają to zrobić skoro nie znają języka polskiego, bo przecież nie słyszą od urodzenia? Nie wiedziałam również, że przez wiele lat edukacja osób głuchych sprowadzała się do tego, aby nauczyły się mówić(!). Nie słysząc. Zabraniano im migać, co jedynie pogłębiało ich izolację.
Reportaż zawiera opowieści osób głuchych i przybliża jak wygląda życie rodzinne, kiedy pojawia się w nim osoba głucha, jak wygląda ich edukacja, praca i codzienność. Mocno uświadamiająca książka, a momentami bardzo ciężka, gdyż dotyka również tematów związanych z przemocą i molestowaniem. Bo jak głucha dziewczynka ma się poskarżyć rodzicom lub nauczycielce, że spotkało ją coś złego, gdy nikt z jej otoczenia nie potrafi migać? Dla fanów reportażu pozycja obowiązkowa.
Czy zastanawialiście się kiedyś co to znaczy nie słyszeć? Od urodzenia? W jaki sposób wpływa to na dorastanie, naukę, czy po prostu na codzienne życie? Czy jesteście świadomi, że znaczna część osób głuchych nie zna języka polskiego, co oznacza, że nie może się porozumiewać ze słyszącymi np. pisząc na kartce? Czy zastanawialiście się jak wygląda na przykład wizyta u lekarza...
więcej Pokaż mimo to