Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗮

Joanna Tekieli to kolejna autorka, której twórczość jest znana i lubiana, a ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek. Joanna Tekieli przeważnie pisze powieści obyczajowe o życiu, bo czerpie pomysły z otaczającej ją rzeczywistości. W jednym z wywiadów z autorką przeczytałam, że inspiracją do pisania książek dla niej jest przyroda, a także silne kobiety, które świetnie potrafią „ogarniać” rzeczywistość, a trzema najważniejszymi rzeczami w życiu pisarki to komputer, kawa i cisza (to stwierdzenie jest mi bardzo bliskie, bo w życiu blogerki jest podobnie).

𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 zachwyciło mnie od samego początku językiem, bohaterami, fabułą i ciepłym klimatem. Sielska okładka kryje w sobie niesamowitą historię pełną emocji. Autorka powoli z niezwykłą czułością snuje niezwykłą opowieść o poszukiwaniu szczęścia, prawdziwej przyjaźni, walce z traumą, a także o przebaczaniu i uwalnianiu się z negatywnych uczuć. Powieść momentami bardzo smutna, ale nie pozbawiona nadziei. Joanna Tekieli stawia bohaterów na wspólnej drodze i chociaż żadne z nich nie jest wolne od problemów, to wspólnie po zjednoczeniu sił mogą wzajemnie sobie pomóc.

Niejednokrotnie z jakiś powodów postanawiamy diametralnie zmienić swoje życie w myśl zasady „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady”. To stwierdzenie stało się synonimem wszelkich zmian w życiu, które czasem są nieuniknione. Bohaterka 𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑎 Nina jest życiowym rozbitkiem, wciąż nękają ją demony przeszłości, więc decyduje się na podjęcie radykalnych kroków z dnia na dzień. Odchodzi z pracy, sprzedaje mieszkanie i rusza w trasę, by szukać swojego miejsca na ziemi. Nina chciała schować się przed wszystkimi na końcu świata, ale los zdecydował inaczej. Autobus, którym jedzie, ulega awarii w przypadkowym miejscu. A może nie? Być może właśnie tu i teraz dziewczyna miała osiąść na dłużej, a może na zawsze? Może ktoś wie lepiej i to miejsce wcale nie jest przypadkowe? Miała znaleźć się tu i teraz, poznać ludzi, którzy tu mieszkają. Nina nie wierzy w przypadki, czuje, że los po coś ją skierował do Dębowego Uroczyska.

W poszukiwaniu noclegu Nina trafia do pensjonatu, prowadzonego przez parę młodych mieszczuchów, którzy odziedziczyli dom po wujku i zakochali się w tym miejscu od pierwszej chwili. Niestety brak im doświadczenia i sama pasja oraz pomysł nie wystarczą, by potrafili właściwie zarządzać pensjonatem, w związku z czym nie wielu gości go odwiedza. Nina od pierwszej chwili zaprzyjaźnia się z gospodarzami i czuje, że to może być jej miejsce na ziemi, którego tak szukała i będzie mogła się tu zakotwiczyć na dłuższy czas albo nawet na zawsze. Wspólny język znajduje także z rezydentem pensjonatu, który podobnie jak ona szuka w życiu swojego miejsca.

Nina postanawia pomóc sympatycznej parze w rozkręceniu biznesu. Pomimo iż wciąż walczy z upiorami w swojej psychice, to wydaje się jej, że dzięki temu miejscu i mieszkającym tu ludziom, stopniowo się wycisza. Wyzwania i kontakt z naturą zawsze przynoszą człowiekowi pożytek. W codziennej gonitwie nie jesteśmy w stanie wsłuchać się w głos swego serca i reagować na ostrzeżenia, zanim dotrzemy do ściany. Gdy wsłuchamy się w swoje wnętrze, los zaprowadzi nas tam, gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni, gdzie znajdziemy właściwe miejsce, odpowiednich ludzi, którzy nam pomogą, albo my będziemy mogli komuś pomóc.

𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 to przepiękna powieść o przyjaźni, miłości, śmierci i o wspomnieniach. Opowiada o samotności i o tym, co może dać obecność drugiego człowieka. Ta książka pojawiła się u mnie w odpowiedniej chwili, żeby dodać mi otuchy, przywrócić wiarę w drugiego człowieka. Opisana w niej historia pokazała mi, że nie jesteśmy sami, tylko trzeba się rozejrzeć dookoła i w odpowiedniej chwili poprosić o pomoc. Nigdy nie jest tak, żeby nie można było znaleźć wyjścia z jakiejś sytuacji. 𝑆𝑘𝑜𝑟𝑜 𝑟𝑎𝑧 𝑠𝑖ę 𝑢𝑑𝑎ł𝑜, 𝑢𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑟𝑎𝑧.

Nina sądziła, że to miejsce, o którym coraz częściej myśli, jak o domu, pomoże definitywnie wypędzić jej demony. Nie jest to jednak łatwe, gdyż każdy głośniejszy dźwięk, nieprzewidziana sytuacja wywołuje w niej ataki paniki. Nadal nie potrafi podzielić się z przyjaciółmi tym, co spotkało ją w przeszłości. Myślała, że wszystko już przepracowała, niestety wciąż wszystko w niej siedzi. We wspomnieniach wraca do przeszłości, a poczucie winy dalej jej nie opuszcza.

𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 to przepiękna powieść o tym, że po każdej burzy świeci słońce i że jeśli ma się wsparcie kochających osób, można pokonać wszelkie przeciwności losu. Zamykanie swoich demonów w klatce na nie wiele się zda, bo i tak niepostrzeżenie się wydostaną. Trzeba im się przeciwstawić i pokonać raz na zawsze. W każdym mroku pojawi się kiedyś maleńkie światełko nadziei. Trzeba ruszyć w jego kierunku i nie oglądać się za siebie, a upiory tkwiące w psychice pokonać i zakopać głęboko pod ziemią. A przede wszystkim rozmawiać z innymi, bo czasem jedna szczera rozmowa może zmienić wszystko.

Joanna Tekieli stworzyła wciągającą i wzruszającą historię. Z ogromną czułością opowiada o kobiecie, która w życiu nie miała łatwo i za swoje wybory zapłaciła wysoką cenę. Być może jedną z najwyższych, a teraz zmaga się z zespołem stresu pourazowego. W jej głowie wciąż na nowo odtwarzają się obrazy tragicznych zdarzeń, w których brała udział, dręczą ją koszmary senne i poczucie winy. Czy pozostawienie dotychczasowego życia i przeprowadzka w nieznane miejsce było dobrym pomysłem? Czy decyzja o wyjeździe nie było jedynie potrzebą chwili, zwykłym kaprysem, którego pożałuje?

Pensjonat, mieszkający w nim ludzie i zwierzęta, a także otoczenie przyrody to miejsce, w którym z największą przyjemnością zamieszkałabym sama. Jestem oczarowana 𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑦𝑚 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑖𝑒𝑚, w którym zachwyciło mnie dosłownie wszystko. Świetna fabuła piękny język, znakomicie wykreowani bohaterowie oraz niesamowite i klimatyczne opisy przyrody, które dopełniają całości. Ta niecodzienna historia niespodziewanie się urywa, teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na ciąg dalszy.

𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑧𝑎𝑚𝑖𝑎𝑡𝑎ć 𝑝𝑟𝑜𝑏𝑙𝑒𝑚𝑦 𝑝𝑜𝑑 𝑑𝑦𝑤𝑎𝑛, 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢 𝑢𝑟𝑜ś𝑛𝑖𝑒 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑡𝑎𝑘𝑎 𝑔ó𝑟𝑎, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑟ó𝑐𝑖𝑠𝑧

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗮

Joanna Tekieli to kolejna autorka, której twórczość jest znana i lubiana, a ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek. Joanna Tekieli przeważnie pisze powieści obyczajowe o życiu, bo czerpie pomysły z otaczającej ją rzeczywistości. W jednym z wywiadów z autorką przeczytałam, że inspiracją do pisania książek dla niej jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: Ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗼 𝘁𝗼 ż𝘆𝗰𝗶𝗲. 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗼ść 𝘁𝗼 ś𝗺𝗶𝗲𝗿ć.

Ż𝑎𝑟 autorstwa Weroniki Mathii głęboko zapisał się w mojej pamięci. Była to uczta literacka na bardzo wysokim poziomie. Powieść dostarczyła mi doskonałej rozrywki, a oprócz ciekawej historii kryminalnej autorka miała do przekazania jeszcze coś więcej, co zmusiło mnie do refleksji.

Nie ukrywam, że po tak doskonałym debiucie miałam do nowej książki autorki bardzo wysokie oczekiwania, ale się nie zawiodłam, a wprost przeciwnie utwierdziłam się w przekonaniu, że Weronika Mathia zasłużenie otrzymała nagrodę w ubiegłorocznym plebiscycie czytelników, bo ma niewątpliwy talent do snucia nietuzinkowych historii. Ponownie znakomicie splotła przeszłość z teraźniejszością w jedną zgrabną całość. Opowiedziała o dwóch bezsensownych śmierciach, które dzieli mnóstwo lat, a łączy iławskie jezioro.

𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 to mroczna, wielowymiarowa, świetna i wciągająca historia. Niesamowity kryminał z doskonale odwzorowanym tłem obyczajowym, poruszający wiele kwestii ważnych społecznie. Weronika Mathia ponownie urzekła mnie niezwykle skomplikowaną fabułą, świetnie wykreowanymi postaciami i zachwyciła przepięknym językiem oraz ciekawą konstrukcją narracji.

Historia, jaką stworzyła Weronika Mathia, toczy się między dwoma liniami czasowymi i kilkoma bohaterami. Na brzegu jeziora zostają odnalezione zwłoki nastolatki Kaji, która była opiekunką dla dziecka młodszej aspirantki Dominiki Sajny, która po trzech latach przerwy ma nadzieję wrócić do wydziału kryminalnego. Podejrzanym o zamordowanie dziewczyny jest niepełnosprawny umysłowo chłopak Piotr Janik, który staje się łatwym celem. W jego winę nie wierzy kapelan więzienny ksiądz Robert Wierzbicki, dawny znajomy Dominiki. Sandra siostra Kaji nie potrafiła się z nią dogadać, ale po jej śmierci postawiła sobie za punkt honoru odnaleźć zabójcę siostry i się na nim zemścić. O ile Sandra wcześniej miała z matką złe relacje, to po śmierci Kaji jeszcze bardziej się od siebie odsunęły. […] 𝑠𝑘𝑎𝑙ę 𝑚𝑖ł𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑤 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖. 𝐼𝑚 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑜𝑑𝑠𝑢𝑤𝑎𝑠𝑧 𝑠𝑖ę 𝑜𝑑 𝑏𝑙𝑖𝑠𝑘𝑖𝑐ℎ, 𝑔𝑑𝑦 𝑏𝑜𝑙𝑖, 𝑡𝑦𝑚 𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑎 𝑠𝑧𝑎𝑛𝑠𝑎, ż𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒.

Nikt nic nie potrafi wytłumaczyć, jedno jest tylko pewne, że Piotr stał się głównym podejrzanym i został osadzony w więzieniu. Nikt nie ma wątpliwości, że grzeczną i spokojną Kaję ktoś zamordował. Nie weszłaby dobrowolnie do wody, bo nie potrafiła nawet pływać.

[…] 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑎𝑗ą 𝑤𝑝ł𝑦𝑤 𝑛𝑎 𝑡𝑜, 𝑘𝑖𝑚 𝑠ą 𝑖𝑐ℎ 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑖.

Piotr cichy, skromny i niekonfliktowy chłopak, który wszystko pojmował, ale ciężko było się z nim porozumieć. Nie lubił głośnych dźwięków i podejrzewano, że nie jest sprawny umysłowo. Policjantka i ksiądz znali się w przeszłości i niewątpliwie coś ich łączyło, ale rozdzieliła jakaś tragedia. Dominika po macierzyńskim i wychowawczym wróciła do pracy w policji i sądziła, że na starcie zostanie jej przydzielona sprawa Kaji, a tymczasem ją zdegradowano i wyznaczono do mało ambitnych zadań o bardzo niewielkim znaczeniu. Dominika nie chciała siedzieć za biurkiem, chciała działać. To ona powinna prowadzić to śledztwo, nie zamierzała dać usunąć się w cień.

Piotr wydaje się podejrzany, bo łatwiej jest przyjąć, że mordercą jest dziwak, którego łatwo rozpoznać i można omijać. Trudniej bowiem uwierzyć, że życia dziewczyny mógł pozbawić prawy i szanowany obywatel. Czy Piotr Janik naprawdę zamordował Kaję Dolną? Czy Sandra znała swoją nastoletnią siostrę, tak dobrze, jak sądziła? Czy postępowanie Kaji było do końca jasne?

Ś𝑤𝑖𝑎𝑡ł𝑜 𝑡𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑒. 𝐶𝑖𝑒𝑚𝑛𝑜ść 𝑡𝑜 ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć.

Życie składa się z nagromadzonych sytuacji, których nie da się przewidzieć. Nie da się mieć wszystkiego pod kontrolą. Szept to kryminał, w którym akcja nie pędzi z zawrotną prędkością, jego czytanie bowiem wymaga uwagi i skupienia. To nie kryminał napisany tylko dla rozrywki, ta historia niesie z sobą ważny przekaz. Nic tu nie jest oczywiste i niełatwo ocenić, kto tak naprawdę jest winnym, a kto ofiarą. To niezwykła gra słów i powolne zagłębianie się w psychikę bohaterów jak w wody Iławskiego jeziora.

𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 to istny majstersztyk. Tajemnice, zagadki, zawiła fabuła. To inteligentny, doskonale skonstruowany i niezwykle skomplikowany kryminał rozgrywający się na dwóch liniach czasowych, a w zasadzie nawet trzech. Różni bohaterowie, ich traumy i zależności. Ścieżki postaci dramatu w jakiś niepojęty sposób się ze sobą łączą. Okazuje się, że wszyscy znali się już wcześniej, a każda z postaci ma swoją przeszłość, tajemnice i dręczące ją demony.

Gdy bliscy umierają, umiera się wraz z nimi na wiele długich lat. Umiera się, dotykając ubrań, gdy patrzy się na zdjęcia. I wspomina to wszystko, co robiło się razem. […] 𝑖𝑠𝑡𝑛𝑖𝑒𝑗𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑎𝑗ó𝑤 ś𝑚𝑖𝑒𝑟𝑐𝑖. Każdy kiedyś umarł. Wtedy, gdy został odrzucony, pozbawiony marzeń, skrzywdzony, albo wtedy gdy sam skrzywdził kogoś. 𝑀𝑎ł𝑒 ś𝑚𝑖𝑒𝑟𝑐𝑖 𝑑𝑜𝑡𝑦𝑐𝑧ą 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑔𝑜 𝑖 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑎𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑎 𝑐𝑎ł𝑦𝑚 ś𝑤𝑖𝑒𝑐𝑖𝑒. Śmierć Kaji zmieniła wiele w życiu wielu ludzi. Sandry, Dominiki, Piotra, Wiktora i więźnia zwanego Aktorem. Każdy z bohaterów próbuje odkryć prawdę na własną rękę. Niestety okaże się ona przerażająca.

Przejmująco opisana jest rozpacz rodziców po stracie dziecka. Tak wygląda śmierć dziecka. 𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑐𝑖𝑠𝑧ą 𝑤 𝑐𝑖𝑒𝑚𝑛𝑦𝑚 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑗𝑢, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧𝑦𝑤𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑠𝑎𝑚𝑜𝑡𝑛𝑜ś𝑐𝑖. […] 𝑀𝑢𝑠𝑖𝑠𝑧 𝑧𝑛𝑎𝑙𝑒źć 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑙𝑢𝑏 𝑐𝑜ś, 𝑐𝑜 𝑐𝑖ę 𝑢𝑟𝑎𝑡𝑢𝑗𝑒… 𝑚𝑢𝑠𝑖𝑠𝑧 𝑚𝑖𝑒ć 𝑐𝑜ś, 𝑤 𝑐𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧. 𝐼𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗 𝑧𝑤𝑎𝑟𝑖𝑢𝑗𝑒𝑠𝑧. 𝑀𝑢𝑠𝑖𝑠𝑧 𝑚𝑖𝑒ć 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę, ż𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑑𝑧𝑖𝑠𝑧 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑧 𝑘𝑎ż𝑑𝑦𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑝𝑎𝑑𝑘𝑖𝑒𝑚. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧 𝑤 𝐵𝑜𝑔𝑎, 𝑢𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧 𝑤 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎.

A mimo wszystko szukamy winnych… […] 𝑤 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑚𝑜ż𝑒 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑦ć 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜ś, 𝑐𝑜 𝑐𝑎ł𝑘𝑜𝑤𝑖𝑐𝑖𝑒 𝑜𝑑𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑗𝑒 𝑧𝑎𝑘𝑜ń𝑐𝑧𝑦. To my moglibyśmy być na tym miejscu i zginąć, a jednak zdarzyło się coś, że my żyjemy, a ten ktoś nie. Ty albo ty mógłbyś być mną, albo ja tobą. To nie życie w luksusie zapewnia nieśmiertelność, tylko oswojenie strachu przed śmiercią.

𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 to nie tylko kryminał, to fantastyczna powieść pełna emocji o stracie, rodzinnych relacjach i tajemnicach, które kiedyś i tak wyjdą na jaw. 𝐶𝑧𝑦 𝑡𝑜 𝑚𝑜ż𝑙𝑖𝑤𝑒, ż𝑒𝑏𝑦 𝑧ł𝑜 𝑝𝑜𝑗𝑎𝑤𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑛𝑖𝑘𝑎ł𝑜? Ż𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑦 𝑙𝑢𝑑z𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑟𝑜𝑏𝑖𝑙𝑖 𝑧ł𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦? W tej historii nie ma wygranych. Każdy coś bezpowrotnie utracił. Życie, rodzinę, wolność. Przeszłość powróciła jak bumerang i zabrała niektórym, co mieli najcenniejszego. Prawda nie wyzwoliła nikogo. Nikomu nie przyniosła ulgi. Jak cierń poraniła, pozostawiła niezagojone rany, zniszczyła życie.

𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 jest dla mnie perfekcyjnym, doskonałym, skomplikowanym, nieoczywistym, wspaniale skonstruowanym kryminałem. Wszystkie zależności pomiędzy bohaterami, które stopniowo i powoli się ujawniają, zmuszają do maksymalnego wysiłku umysłowego. Autorka po mistrzowsku przeplata zdarzenia sprzed pięćdziesięciu lat z tymi współczesnymi. Tamta tragedia ukrywana skrzętnie przez winowajców odbiła się echem we współczesności i pociągnęła za sobą kolejną ofiarę. Dwie historie, których finał chce się poznać jak najszybciej, ale będzie on szokujący. Ta historia wstrząsnęła mną do głębi i zostanie ze mną jeszcze długo.

Ż𝑦𝑗 𝑡𝑎𝑘, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑏𝑦ł𝑜 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒ś 𝑗𝑢𝑡𝑟𝑜

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: Ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗼 𝘁𝗼 ż𝘆𝗰𝗶𝗲. 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗼ść 𝘁𝗼 ś𝗺𝗶𝗲𝗿ć.

Ż𝑎𝑟 autorstwa Weroniki Mathii głęboko zapisał się w mojej pamięci. Była to uczta literacka na bardzo wysokim poziomie. Powieść dostarczyła mi doskonałej rozrywki, a oprócz ciekawej historii kryminalnej autorka miała do przekazania jeszcze coś więcej, co zmusiło mnie do refleksji.

Nie ukrywam, że po tak doskonałym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗧𝗼𝗸𝘀𝘆𝗰𝘇𝗻𝗮 𝗺𝗶ł𝗼ść


Małgorzata Rogala znajduje się w ścisłym gronie moich ulubionych autorek. Wspominałam już o tym wielokrotnie, ale za każdym razem nie potrafię się powstrzymać, by tego nie podkreślać. Twórczością Pani Małgorzaty jestem zachwycona od czasu, gdy zakochałam się w serii 𝐴𝑔𝑎𝑡𝑎 𝐺ó𝑟𝑠𝑘𝑎 𝑖 𝑆ł𝑎𝑤𝑒𝑘 𝑇𝑜𝑚𝑐𝑧𝑦𝑘, a teraz, chociaż uwielbiam wszystkie książki autorki, to na czołówkę wysunęła się 𝑃𝑒ł𝑛𝑖𝑎 𝑡𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑖𝑐 z Moniką Gniewosz sympatyczną policjantką w roli głównej. Z każdym kolejnym tomem lubię tę bohaterkę coraz bardziej, a w Pełni czuję się jak u siebie. I nie ma to znaczenia, że jak wszędzie mieszkają tu ludzie i ludziska, że czasem wady niektórych osobników przeważają ich zalety. Popełniane są tu także zbrodnie, ale doskonale wiem, że Pani Małgosia, jak zwykle złu przeciwstawi dobro i to ono na końcu zwycięży. Co wyróżnia powieści Małgorzaty Rogali? To, że nie ma w nich drastycznych opisów i wulgaryzmów, ale za to można w nich znaleźć interesującą i wciągającą intrygę kryminalną oraz wspaniałe zobrazowane tło obyczajowe. W każdej książce Małgorzata Rogala podejmuje najbardziej aktualne problemy społeczne, dzieli się z czytelnikami swoimi obserwacjami i spostrzeżeniami.

Ślub, wesele to dla pary młodej najpiękniejszy dzień w życiu. Przynajmniej taki powinien być. Marzenia o wspólnym wspaniałym życiu i stworzeniu rodziny zazwyczaj właśnie w tym dniu mają swój początek. Niestety słowa 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 ż𝑦ć 𝑑ł𝑢𝑔𝑜 𝑖 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑖𝑒 nie były przeznaczone dla Antka i Judyty. Antek w ciągu paru godzin z kawalera stał się mężem, a następnie wdowcem. Podczas przyjęcia weselnego na oczach uczestników imprezy umiera Judyta, panna młoda. Wkrótce okazuje się, że jej śmierć nie nastąpiła z przyczyn naturalnych, badania bowiem wykazały, że została otruta. Kto i dlaczego życzył dziewczynie śmierci? Nikt wcześniej w Pełni jej nie znał. Być może komuś zależało na przysporzeniu cierpienia Antkowi? Policja jednak nie wyklucza jego udziału w zbrodni. W kręgu podejrzanych znaleźli się także, Karol dawny przyjaciel Antka, którego tamten obwinia o śmierć swojej dziewczyny przed laty oraz Halina, gorseciarka niegdysiejsza wielka miłość Antka. W kręgu podejrzanych znalazła się Sylwia, która o ślubie byłego chłopaka dowiedziała się z mediów społecznościowych i przyjechała na ślub, dając publicznie upust swoim emocjom. Podejrzane wydaje się pojawienie się w kościele ojca pana młodego, który mieszkał za granicą ponad trzydzieści lat i do tej pory nie kontaktował się z synem.

Podkomisarz Monika Gniewosz oraz starszy aspirant Tadeusz Sokół prowadzą śledztwo, ale nic w tej sprawie im się nie klei. Na domiar złego znika Kornelia, córka Moniki. Matka policjantki ma zeznawać w procesie byłego męża i Kornelia stała się kartą przetargową dla gangsterów. Trwa wyścig z czasem. Monika jest rozdarta pomiędzy obowiązkami zawodowymi a potrzebą chronienia bliskich, kolejny raz musi zawalczyć o bezpieczeństwo swojej rodziny.

𝑍𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑝ół𝑛𝑜𝑐ą to nie tylko zwykły kryminał, ale świetnie skonstruowana i zgrabnie napisana powieść poruszająca wiele problemów dotyczących codziennego życia.

Ludzie, którym bezgranicznie się ufa, mogą okazać się osobami o wypaczonej psychice. Zazdrosnymi, zaborczymi, chcącymi posiadać kogoś na własność. Krok po kroku niezauważalnie niszczącymi czyjeś życie, a tej osobie nawet cień wątpliwości nie przejdzie przez myśl, że wszystko, co robią ma na celu tylko jedno. Ich własne dobro. Potrafią z zimną krwią planować działania i doskonale maskują swoje prawdziwe oblicze, manipulują innymi i wykorzystują do własnych celów. Taka zaborcza i toksyczna miłość, prędzej czy później musi zakończyć się katastrofą.

Uzależnienie od mediów społecznościowych to stosunkowo nowy problem społeczny, który występuje u młodych i starszych osób na coraz większą skalę. Korzystający z internetu nie zdają sobie nawet sprawy, czym może skończyć się informowanie o każdej drobnostce dotyczących swojego życia wszystkich dookoła. Przerażające jest niefrasobliwie przyjmowanie do grona znajomych zupełnie obcych osób, które potem mają nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju prywatnych informacji. Obserwująca osoba może być jednostką psychopatyczną, która w ten sposób poszukuje ofiary. Jest drapieżcą, któremu dobrowolnie udziela się informacji. Nie każdy przecież kto udaje życzliwego, ma dobre i prostolinijne zamiary. Każdy ma prawo do prywatności, a w tej sytuacji dobrowolnie z niego rezygnuje.

Małgorzata Rogala jest dla mnie niekwestionowaną mistrzynią w tworzeniu nietuzinkowych kryminałów bez rozlewu krwi. Lekkość języka i niesamowita dbałość o jego poprawność sprawiają, że książkę czyta się błyskawicznie i z ogromną przyjemnością. 𝑍𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑝ół𝑛𝑜𝑐ą to świetnie skonstruowany kryminał, w którym autorka nic nie pozostawiła przypadkowi. Każdy wątek, każda postać, każde zdarzenie ma tu niebagatelne znaczenie. Nawet, wtedy gdy autorka zdaje się kierować uwagę w zupełnie innym kierunku, to w końcowym efekcie wszystkie elementy znajdują wspólny mianownik. Każdy detal, mniejszy czy większy, odgrywa tu istotną rolę. Chociaż wydaje się, że poszczególne wątki na pierwszy rzut oka, nie mają ze sobą nic wspólnego, to nadchodzi moment, gdy zaczynają wychodzić na jaw tajemnice z przeszłości i wszystko łączy się w zgrabną całość.

Zachwycił mnie jak zawsze doskonały balans pomiędzy warstwą kryminalną a obyczajową. Małgorzata Rogala po mistrzowsku wplotła wątki prywatne bohaterów między śledztwo. Uwagę przyciągają wspaniale wykreowane postacie z bardzo dobrą analizą psychologiczną, pozwalającą wczuć się w motywy postępowania poszczególnych bohaterów. Może to nie jest historia, która przyprawia o palpitacje serca i nie pozwoli spać w nocy, ale jest to mistrzowsko połączona intryga z zawiłościami ludzkiej psychiki.

Po 𝑍𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑝ół𝑛𝑜𝑐ą sięgałam bez większych obaw i się nie zawiodłam. W Pełni bardzo przyjemnie spędziłam czas i wróciłam stamtąd z poczuciem satysfakcji czytelniczej. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną podróż do tego miejsca.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗧𝗼𝗸𝘀𝘆𝗰𝘇𝗻𝗮 𝗺𝗶ł𝗼ść


Małgorzata Rogala znajduje się w ścisłym gronie moich ulubionych autorek. Wspominałam już o tym wielokrotnie, ale za każdym razem nie potrafię się powstrzymać, by tego nie podkreślać. Twórczością Pani Małgorzaty jestem zachwycona od czasu, gdy zakochałam się w serii 𝐴𝑔𝑎𝑡𝑎 𝐺ó𝑟𝑠𝑘𝑎 𝑖 𝑆ł𝑎𝑤𝑒𝑘 𝑇𝑜𝑚𝑐𝑧𝑦𝑘, a teraz, chociaż uwielbiam wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗭𝗮𝗽𝗮𝗰𝗵𝘆 𝗶 𝘀𝗺𝗮𝗸𝗶

𝑊𝑒𝑑ł𝑢𝑔 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑦 𝑤𝑝ł𝑦𝑤 𝑛𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖. 𝑂𝑝𝑟ó𝑐𝑧 𝑡𝑒𝑔𝑜, ż𝑒 𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖łę, ł𝑎𝑔𝑜𝑑𝑧𝑖ł𝑎 𝑖𝑐ℎ 𝑐ℎ𝑎𝑟𝑎𝑘𝑡𝑒𝑟𝑦, 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑚𝑛𝑜ść, 𝑟𝑜𝑧𝑙𝑒𝑛𝑖𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑐𝑧𝑢𝑙𝑎ł𝑎. 𝑇𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑜𝑏𝑖𝑎𝑑ó𝑤 𝑖 𝑘𝑜𝑙𝑎𝑐𝑗𝑖 𝑧𝑎ł𝑎𝑡𝑤𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑒𝑠𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘ż𝑒 𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑦 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑜𝑤𝑎ł𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑛𝑘𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦. 𝑁𝑖𝑐 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑐𝑧𝑦ł𝑜 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑗𝑎𝑘 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑜𝑛𝑦 𝑠𝑡ół.


Jak pięknie Anna Sakowicz potrafi pisać, większość z Was doskonale wie, niestety ja do tej pory nie miałam okazji się o tym przekonać. 𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 oczarowała mnie od samego początku nie tylko niesamowitą historią, ale przepięknym językiem, jakim jest napisana.

Historia Anny Sakowicz przywiodła mi na myśl powieści w stylu płaszcza i szpady i chociaż fabuła nie charakteryzuje się żywą akcją i intrygami, a głównym bohaterem nie jest mężczyzna odznaczający się wysoką inteligencją i wojowniczą naturą, to jednak nie umniejszyło to atrakcyjności powieści. 𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 jest to bowiem powieść historyczno-przygodowa, która fikcję literacką łączy z faktami historycznymi. Główna bohaterka Frieda marzy o tym, by stać się doskonałą kuchmistrzynią albo jeszcze lepiej móc poprowadzić własną karczmę. Dziewczyna, co prawda nie umie władać szpadą, ale za to doskonale radzi sobie w kuchni i potrafi operować warząchwią. Posadę u państwa Schopenhauerów otrzymała dzięki ciotce, swojej chrzestnej matce, która dostrzegła w dziewczynie niewątpliwy talent kulinarny. Czuje, że Frieda kiedyś doskonale poradzi sobie w roli kuchmistrzyni.

𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to opowieść o dwóch opryszkach, którzy w Danzig szukają sposobu na odmianę swojego życia. Chcieliby zaciągnąć się do służby na statek, ale kiepsko im to idzie. Robert próbuje zdobyć pieniądze, grając na fujarce, a bardziej rozrzutny Ben nadal okrada bogatych jegomościów. Naprzemiennie autorka opowiada o losach Friedy półsieroty, której marzeniem jest zostać kuchmistrzynią lub właścicielką karczmy. Dziewczyna trafia pod skrzydła ciotki, kucharki cieszącej się uznaniem w domu Schopenhauerów, gdzie pod czujnym okiem matki chrzestnej ma się uczyć fachu kucharki.

Ben na targowisku przypadkowo wpada na Friedę, która od razu wpada mu w oko, ale pomimo że ich do siebie ciągnie doskonale wiedzą, że nie mają szans na związek. Trójka bohaterów kolejny raz spotyka się podczas włamania do domu chlebodawców Friedy. Wygląda na to, że do kradzieży nie dochodzi, ale dziewczyna bardzo źle znosi ukrywanie prawdy, że w domu pojawili się złodzieje. Ciotka zaniepokojona samopoczuciem podopiecznej sama wyrusza wczesnym rankiem na targowisko, z którego nie wraca. Okazuje się, że Anna została brutalnie zamordowana, a pani domu odkrywa brak drogocennej broszy. Ben i Frieda na własną rękę postanawiają szukać mordercy Anny. W powieści pojawia się także postać maleńkiej Mathilde, której rolę na tę chwilę trudno odgadnąć, ale nie ma wątpliwości, że będzie miała jakieś znaczenie dla tej historii.

Odkąd Frieda pojawiła się w domu Schopenhauerów, wydaje się, że wszystko stanęło na głowie. Marzenia o osiągnięciu mistrzostwa w gotowaniu przerywa tragiczna śmierć ciotki, która niespodzianie splata losy dziewczyny z dwoma opryszkami. Frieda ma słabość do Bena niebieskiego ptaka, który w poszukiwaniu lepszego jutra ciągle wikła się w podejrzane interesy. Ciepłe uczucia w niej budzi także Robert, który swoją grą na fujarce potrafi poruszać ludzkie serca i otwierać ich sakiewki. Obaj przybyli do Gdańska, by zaciągnąć się do służby na statek i wypłynąć w morze, ale zanim im się to udało, wpakowali się w kłopoty, chociaż Ben wciąż przyrzekał Robertowi, że skończył z kradzieżami, ale przecież to nie jego wina, że pieniądze topniały jak śnieg na wiosnę, a on nie miał ochoty tyrać od świtu do nocy za miskę zupy ze śledziowych łbów.

𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to mistrzowsko połączone prawdziwe wydarzenia i postaci istniejące w przeszłości, z postaciami fikcyjnymi, które wykreowała na kartach powieści autorka. Tę książkę czyta się wspaniale, opowieść płynie niczym piękna muzyka, pieszcząca ucho swoją doskonałością. Historia dzieje się w czasach, gdy posłuszeństwo wobec państwa było obowiązkowe, a za niesubordynację wymierzano służbie karę chłosty. To także czasy, gdy o losach kobiety decydował najpierw ojciec, potem mąż, a za wszelkiego rodzaju przestępstwa obowiązywała kara śmierci, zwłaszcza ludzi ubogiego stanu.

𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to barwna, pięknie napisana z niezwykłą dbałością o detale powieść obyczajowa pełna zwrotów akcji, zapierająca dech w piersiach, a zwłaszcza w momentach, gdy autorka zawiesza scenę i trzyma w niepewności. Przyjemnie było obserwować perypetie Bena i Roberta, pary złodziejaszków i Friedy dziewczyny, która marzyła o tym, by zostać bardzo dobrą kuchmistrzynią lub prowadzić własną karczmę. Cudowna powieść z historią w tle, w której autorka z dużą skrupulatnością opisuje wiele historycznych faktów i w niezwykle przystępny sposób dzieli się swoją wiedzą, prowadzając po zakamarkach obskurnych mieszkań gdańskiej biedoty, miejskich zaułkach, w których Ben i Robert ukrywają się przed wzrokiem mieszkańców miasta, a zwłaszcza służb porządkowych. Autorka pozwala zaglądać do dusznej i parnej kuchni, gdzie Frieda doprawia potrawy, które potem serwuje swoim pracodawcom. To poprzez opisy pachnących ziół, egzotycznych przypraw i aromatycznych napojów, zapachu pasztetu i delikatnej leguminy, świeżo parzonej kawy oraz misternie przygotowywanej czekolady, autorka pozwala poznać właścicieli kamienicy i ich codzienne zwyczaje. Na uznanie zasługuje doskonale oddany klimat epoki, bo chwilami odnosi się wrażenie przebywania w tym miejscu i przemierzania wraz z bohaterami ulic Danzig.

Anna Sakowicz stworzyła niezwykłą historię, w której czuć dbałość o szczegóły i ogromną wiedzę historyczną. Na uwagę zasługuje doskonale odwzorowanie realiów ówczesnego Gdańska, miasta pełnego kontrastów i niesprawiedliwości. Przepychu i bogactwa mieszczaństwa z jednej strony i skrajnej nędzy biedoty z drugiej. Interesująco wypadła historia dziewczyny, która próbuje zrealizować swoje marzenia o niezależności, w czasach, kiedy to było niezwykle trudne do osiągnięcia dla kobiety. Wykształcenie mogli zdobywać jedynie chłopcy, a rola kobiet była z góry narzucona, albo wiernej żony, albo służącej. 𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to świetna powieść obyczajowa z historią w tle okraszona małym wątkiem kryminalnym. Przepiękna, oryginalna, emocjonująca, napisana z ogromną pasją i przepięknym językiem. Na koniec czuję pewien niedosyt, ale na szczęście będzie kontynuacja przygód bohaterów poznanych w tej części, a w kolejnej ponownie będzie można zanurzyć się w świat dziewiętnastowiecznego Gdańska.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗭𝗮𝗽𝗮𝗰𝗵𝘆 𝗶 𝘀𝗺𝗮𝗸𝗶

𝑊𝑒𝑑ł𝑢𝑔 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑦 𝑤𝑝ł𝑦𝑤 𝑛𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖. 𝑂𝑝𝑟ó𝑐𝑧 𝑡𝑒𝑔𝑜, ż𝑒 𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖łę, ł𝑎𝑔𝑜𝑑𝑧𝑖ł𝑎 𝑖𝑐ℎ 𝑐ℎ𝑎𝑟𝑎𝑘𝑡𝑒𝑟𝑦, 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑚𝑛𝑜ść, 𝑟𝑜𝑧𝑙𝑒𝑛𝑖𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑐𝑧𝑢𝑙𝑎ł𝑎. 𝑇𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑜𝑏𝑖𝑎𝑑ó𝑤 𝑖 𝑘𝑜𝑙𝑎𝑐𝑗𝑖 𝑧𝑎ł𝑎𝑡𝑤𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑒𝑠𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘ż𝑒 𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑦 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑜𝑤𝑎ł𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑛𝑘𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦. 𝑁𝑖𝑐 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑐𝑧𝑦ł𝑜 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑗𝑎𝑘...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝙒 𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚𝙧𝙪𝙨𝙯𝙚 𝙬𝙤𝙟𝙣𝙮

𝐵ó𝑔 𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑛𝑎𝑚 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑠 𝑤𝑦𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖, 𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑑 𝑔ł𝑜𝑤ą, 𝑏𝑦ś𝑚𝑦 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑘𝑎ć 𝑖 𝑑𝑜𝑘ą𝑑 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ć , 𝑖 𝑂𝑗𝑐𝑧𝑦𝑧𝑛ę, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 ż𝑦𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚𝑖 𝑏𝑟𝑎ć𝑚𝑖 𝑖 𝑠𝑖𝑜𝑠𝑡𝑟𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖ś𝑚𝑦 𝑐𝑧𝑢ć 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧𝑝𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑘𝑡𝑜ś 𝑢𝑑𝑒𝑟𝑧𝑎 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑚𝑎𝑡𝑘ę 𝑙𝑢𝑏 𝑜𝑗𝑐𝑎 – 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 𝑜𝑏𝑜𝑤𝑖ą𝑧𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑛ąć 𝑤 𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑟𝑜𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑧𝑏𝑢𝑟𝑧𝑦ć 𝑑𝑜𝑚 – 𝑠𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑤𝑖𝑎𝑚𝑦 𝑠𝑖ę. 𝐴 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑂𝑗𝑐𝑧𝑦𝑧𝑛ę – 𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒𝑚𝑦 𝑧𝑎 𝑛𝑖ą 𝑤𝑎𝑙𝑐𝑧𝑦ć.


𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to kolejna część jednej z moich ukochanych sag, którą od samego początku jestem zauroczona. Daria Kaszubowska tak wspaniale i z ogromną czułością opowiada o ziemi kaszubskiej i jej dumnych mieszkańcach, że nie sposób zakochać się w tym regionie. Zdążyłam się przywiązać do bohaterów sagi, pośród których czuję się jak w rodzinie i nie potrafiłam spokojnie czytać o ich wojennych losach. Robiłam to ze ściśniętym gardłem, roniąc co chwila łzy. To najsmutniejsza i najbardziej tragiczna część z całej sagi. Zdawałam sobie sprawę, że Daria Kaszubowska nie mogła tych zdarzeń opisać inaczej, ale to nie stanowiło dla mnie żadnej pociechy.

𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to opowieść pełna strachu o siebie i swoich bliskich, o trudnych wyborach, które niejednokrotnie decydowały o życiu. To nie tylko lekcja pokory wobec losu, ale opowieść o piekle niemieckiej okupacji, gdzie ważniejsze niż kiedykolwiek stawały się więzi rodzinne oraz ojczyzna, zarówno ta duża, jak i ta mała. Chylę czoło przed niesamowitą wiedzą historyczną autorki. Dziś z perspektywy upływającego czasu, coraz trudniej odtworzyć tamte dzieje, wielu świadków owych zdarzeń już nie żyje, a Niemcy starannie zacierali za sobą ślady masowych zbrodni, które popełnili. Autorka pięknie splotła losy fikcyjnych bohaterów z prawdą historyczną, przeniosła w świat obrazów i emocji tak silnych, że ta historia zostanie we mnie już na zawsze.

Widmo wojny zawisło nad światem. Marta miewa przerażające sny, w których widzi pole pełne krwi i trupów, rozdziobywanych przez ptaki. Ludzie zaklinają rzeczywistość, ale to, co nieuchronne zbliża się wielkimi krokami.

Anna i Markus, Kaszubka i Niemiec zakochali się kiedyś wbrew podziałom, ale teraz coraz częściej sprzeczają się o swoje poglądy. Ich syn Otto służy Führerowi, nie we wszystkim się z nim zgadza, ale ogólnie jest zachwycony polityką, jaki prowadzi. Anna podświadomie czuje, że Hitler to zły człowiek, który dla dobra Rzeszy poświęci jednostkę. Nienawidzi bowiem Żydów i Polaków. Dodatkowo para nie jest zadowolona z wyboru córki kandydata na męża, który w kręgach towarzyskich nie cieszy się dobrą opinią.

Brunon i Marta żyją w szczęśliwym związku, rodzi im się kolejne dziecko. Pelagia, chociaż już wiekowa dziarsko trzyma wodze domowego ogniska, na co ugodowa Marta się zgadza. Zofka bystra dziewczyna wpada w oko Staszkowi Bachowi, lecz dziewczyna nie odwzajemnia jego atencji, a wprost przeciwnie ma zupełnie inne plany.

Piotr Stoltman wiedzie w miarę ustabilizowane życie u boku Lisel i wspólnie wychowują jej syna Sambora, natomiast Monika odkąd Jyndrys uratował ją z rąk brutalnego Huberta Wójcika, wiedzie spokojne i szczęśliwe życie u boku dobrotliwego Ślązaka. A Anton niespokojny duch, służy w wojsku.

Wybuch wojny przewróci do góry nogami życie wszystkich, choć do końca mieli nadzieję, że najgorsze jednak nie nadejdzie. Wprawdzie czuli na plecach oddech nadciągającej wojny, słyszeli szaleństwo w słowach uwielbianego przez Niemców Hitlera, ale łudzili się, że Anglia i Francja nie pozwolą Polaków skrzywdzić. Niestety czas pokaże, jak bardzo się mylili.

Jeszcze śpiewają ptaki i szumią drzewa, a powietrze wypełniają aromaty żywicy, igliwia, grzybów i wilgotnej ziemi. Na łąkach spokojnie pasą się krowy, drogę znienacka przecina bury kot, po niebie krąży jastrząb, ale w oddali słychać już pomruk nadciągającej strasznej wojennej nawałnicy, najtragiczniejszej w dziejach polskiego narodu. Żal ściska serce, oczy wypełniają się łzami, ale nie da się powstrzymać tego, co nieuniknione. Łatwiej w powieściach przyjąć do świadomości wojenną rzeczywistość, gdy nie jest się tak bardzo przywiązanym do bohaterów powieści, jak w tym przypadku a Kaszubom nie oddało całego serca.

Młodzi ludzie z głowami pełnymi ideałów i sercem do walki, ginęli w bezsensownych potyczkach z regularnym wojskiem najeźdźcy, albo w egzekucjach pod murem. Wojska polskie dzielnie bronili swojego kraju, chociaż zdawali sobie sprawę, że nie mają szans z tak silnym agresorem, a pomoc aliantów nigdy nie nadejdzie, bo to była tylko polityczna gadka.

Niektóre sceny zostaną już ze mną na zawsze. Piotr uśmiechający się z troską do żony, prowadzony przez gestapowców. Bernard syn Brunona klęczący i modlący się 𝐿𝑖𝑡𝑎𝑛𝑖ą 𝐿𝑜𝑟𝑒𝑡𝑎ń𝑠𝑘ą pod przydrożną figurą matki Boskiej wraz z towarzyszami broni. Janek syn Moniki stający się tarczą przed kulami dla dziewczyny, która mogła zostać miłością jego życia. Anton wrzucający z grupą desperatów granaty do niemieckich czołgów. Brunon aresztowany pod domem i załadowany na oczach rodziny do ciężarówki jak zwierzę i wywieziony do obozu i wiele, wiele innych scen. […] 𝑙𝑎𝑠 𝑏𝑦ł 𝑐𝑖𝑐ℎ𝑦, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑡𝑟𝑤𝑎ł 𝑤 𝑧𝑑𝑢𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑠𝑖ę 𝑡u𝑡𝑎𝑗 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑜.

Gdy ucichły echa kampanii wrześniowej, okupant brutalnie wkroczył na kaszubską ziemię i zaczął wprowadzać swoje porządki. Ludzie buntowali się, a walka z najeźdźcą zeszła do podziemi, ale czasem wola walki i miłość do ojczyzny nie wystarczyła. Od patriotyzmu często silniejszy był strach o bliskich. Ludzie z tego strachu podpisywali volkslistę, a potem Niemcy w „podzięce” wysyłali ich synów jako mięso armatnie na wojnę. Każdy w każdej chwili mógł zginąć. Od kuli lub w obozie koncentracyjnym po donosie „życzliwego” sąsiada. Nikt nikomu nie ufał, a wszechobecny strach paraliżował normalne funkcjonowanie. Jednak mimo wszystko każdy starał się żyć w miarę normalnie. Obchodzić święta, żenić się, chrzcić dzieci, uprawiać pole. Wbrew pozorom człowiek potrafi dużo znieść i się przystosować.

𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to najbardziej emocjonująca i wstrząsająca część ze wszystkich. Daria Kaszubowska wrzuciła swoich fikcyjnych bohaterów w zdarzenia, które niestety miały miejsce i nie wszyscy z wojennej zawieruchy wyjdą obronną ręką. Nie było łatwo, bo tak bardzo z wszystkimi się zżyłam, ale przecież nie można było inaczej. Dawno mnie tak serce nie bolało jak podczas lektury tej książki, co oznacza tylko jedno, że Daria Kaszubowska jest mistrzynią w kreowaniu ówczesnej rzeczywistości. Potrafi jak rzadko kto dzielić się swoimi emocjami i tak pięknie je przekazać.

𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to powieść pełna przeogromnych emocji, a zarazem prawdy historycznej. Pod buciorem okupanta, życie wszystkich ludzi nie tylko Stoltmanów przewróciło się do góry nogami. Kto przeżyje, a kto z życiem musi się pożegnać? To jedyna powieść osadzona w czasach II wojny światowej, która wydaje mi się tak wiarygodna. Może dlatego, że jest pokazana przez pryzmat osobistych dramatów głównych bohaterów, do których zdołałam się przywiązać jak do rodziny. Daria Kaszubowska opowiada historię z niezwykłą czułością i wrażliwością, nie ocenia i nikomu nie wystawia rachunków. Oprócz niezwykle wstrząsających scen pojawiają się także takie, które budzą odrobinę nadziei. Chociażby wtedy, gdy Inga mówi przypadkowemu człowiekowi, któremu pod wpływem impulsu ocala życie, że mama nauczyła ją widzieć w innych przede wszystkim ludzi, a dopiero później narodowość, poglądy i wyznanie.

𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to niezwykle realistyczna powieść, a przy tym bardzo emocjonalna i wstrząsająca. Nie mogła być inna, takie były wtedy realia, taka była rzeczywistość. Opowieść o tym, że w każdym narodzie są ludzie dobrzy i źli. To nie wojna tworzy z ludzi bestie, ale to w ludzkich bestiach wojna wyzwala najgorsze instynkty. Okrucieństwo i brak człowieczeństwa.

Jest rok 1943 trwa wojna i trawa okupacja…

𝑁𝑖𝑒𝑚𝑐𝑦 𝑝𝑜𝑑𝑛𝑖𝑒ś𝑙𝑖 𝑟ę𝑘ę 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤, 𝑧𝑏𝑢𝑟𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑜m𝑦, 𝑝𝑜𝑔𝑤𝑎ł𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑃𝑜𝑙𝑠𝑘ę. 𝑈𝑑𝑒𝑟𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑤 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑜, 𝑤 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑎 𝑔𝑜𝑑𝑛𝑜ść 𝑖 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑜 𝑑𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎! 𝑁𝑎 𝑧𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦 ℎ𝑖𝑡𝑙𝑒𝑟𝑜𝑤𝑠𝑘𝑖 𝑠𝑦𝑠𝑡𝑒𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑎𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧𝑔𝑜𝑑𝑦! 𝑁𝑖𝑒 𝑤𝑜𝑙𝑛o 𝑛𝑎𝑚 𝑑𝑎ć 𝑛𝑎 𝑡𝑜 𝑧𝑔𝑜𝑑𝑦!

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝙒 𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚𝙧𝙪𝙨𝙯𝙚 𝙬𝙤𝙟𝙣𝙮

𝐵ó𝑔 𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑛𝑎𝑚 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑠 𝑤𝑦𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖, 𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑑 𝑔ł𝑜𝑤ą, 𝑏𝑦ś𝑚𝑦 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑘𝑎ć 𝑖 𝑑𝑜𝑘ą𝑑 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ć , 𝑖 𝑂𝑗𝑐𝑧𝑦𝑧𝑛ę, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 ż𝑦𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚𝑖 𝑏𝑟𝑎ć𝑚𝑖 𝑖 𝑠𝑖𝑜𝑠𝑡𝑟𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖ś𝑚𝑦 𝑐𝑧𝑢ć 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧𝑝𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑘𝑡𝑜ś 𝑢𝑑𝑒𝑟𝑧𝑎 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑚𝑎𝑡𝑘ę 𝑙𝑢𝑏 𝑜𝑗𝑐𝑎 – 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 𝑜𝑏𝑜𝑤𝑖ą𝑧𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑛ąć 𝑤 𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑟𝑜𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑧𝑏𝑢𝑟𝑧𝑦ć 𝑑𝑜𝑚 – 𝑠𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑤𝑖𝑎𝑚𝑦 𝑠𝑖ę. 𝐴 𝑗𝑒ś𝑙𝑖...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗮 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝗮 𝗺𝗼𝗰𝘆

Książki debiutantów niejednokrotnie już gościły w mojej biblioteczce. Jestem nienasycona i wciąż szukam w literaturze czegoś nowego i czytam różne gatunki literackie. Czasem jestem wybraną lekturą bardzo usatysfakcjonowana, czasem mniej. Jakie emocje i wrażenia, wywołała we mnie dana książka, z łatwością można odczytać z tekstów, w których o nich opowiadam. Staram się być szczera, ale zarazem delikatna. Pisanie własnej książki to proces bardzo wymagający, wiążący się z ciężką i wielogodzinną pracą i ja to jak najbardziej doceniam. Debiut dla autorki/ autora to jest ogromne wyzwanie, bo nie jest pewien, jak ta praca zostanie odebrana przez czytelników.

𝐶𝑧𝑎𝑟𝑛𝑦 ż𝑎ł𝑜𝑏𝑛𝑖𝑘 to kolejny debiut literacki na rynku wydawniczym, który z pewnością zyska rzeszę fanów, chociaż nie jest pozbawiony wad. Maja Opiłka napisała pełnokrwisty rasowy kryminał o psychopatycznym mordercy, który wymierza karę w swoim pojęciu osobom na to zasługującym, przy pomocy średniowiecznych metod. Spektakl zaczyna się od znalezienia ciała osoby, zamordowanej w brutalny sposób, a na domiar tego, sprawca podrzucił zwłoki na placu zabaw. Dlaczego ta osoba? Dlaczego w taki sposób została zamordowana? Dlaczego porzucono zwłoki właśnie w tym miejscu? Wszystko wskazuje na to, że sprawca rozpoczął z policją swoistą grę i że to on ustala jej zasady. Do sprawy zostają przydzieleni Komisarz Adam Kruger i Alicja Ostrowska prokuratorka znana ze swojego profesjonalizmu i ciętego języka.

Odnalezione przy placu zabaw zwłoki brutalnie zamordowanego mężczyzny z dowodem w zębach i dołączonym spreparowanym motylem, skojarzył się policjantom ze swego rodzaju podpisem sprawcy i byli niemal pewni, że to dopiero makabrycznej serii.

Zwłoki przyciągnęły nie tylko rój much, ale multum ciekawskich gapiów i reporterskie hieny. Telefony poszły w ruch, każdy chciał być jak najbliżej miejsca, gdzie pracowali technicy. Ludzie, jak zwykle w takich przypadkach wiedzą lepiej i mają sporo na ten temat do powiedzenia.

Zanim ekipa zdąży postawić jakiekolwiek hipotezy, pojawia się kolejna brutalnie zamordowana ofiara. Tym razem jest to kobieta, również z dowodem w zębach i z pozostawionym obok motylem żałobnikiem. Śledczy próbują zweryfikować życie prywatne ofiar i znaleźć powiązania pomiędzy nimi. Początkowo wydaje się, że ofiary zupełnie nic nie łączy, ale w końcowym rozrachunku okaże się, że jednak bardzo wiele.

𝐶𝑧𝑎𝑟𝑛𝑦 ż𝑎ł𝑜𝑏𝑛𝑖𝑘 to ciekawie skonstruowany kryminał, ale niestety chwilami nieco przegadany. Męczące były te ciągłe dysputy o tym samym, rozkładanie zdarzeń na czynniki pierwsze. Drażniły też wszechobecne wulgaryzmy, bo jest ich tak mnóstwo w dialogach, że chwilami przytłaczały one sens wypowiedzi bohaterów. Zastanawiałam się czy środowisko, które opisuje autorka, faktycznie na co dzień porozumiewa się w tak niewybredny sposób. Gdy pojawiły się nowe wątki w śledztwie, starałam skupić swoją uwagę na czymś innym, niż słownictwo bohaterów, chociażby na postaciach Krugera i Ostrowskiej. Imponowali mi swoją bystrością umysłu i to jak udawało im się łączyć pojedyncze elementy w całość. W tyle nie pozostawali także Paula Bielik i Bartek Bereś, którzy pojedyncze nitki powiązali w całość, jednak kolejne wydarzenia rozbijają misterną konstrukcję śledztwa w drobny mak i to, co wydawało się oczywiste, wcale takie nie było. Liczba zależności odkrywanych między zamieszanymi w śledztwo zaczynało ich przytłaczać. Pozornie obcy dla siebie ludzie okazali się mieć wyjątkowo bliskie relacje, a to wszystko komplikowało sprawę i wprowadzało zamęt.

Ekipa cały czas błądziła po omacku, wodzona za nos przez bezlitosnego mordercę. Sprawca bądź sprawcy, bo i taka teoria powstała, robili wszystko, by nie ułatwiać im zadania, a wprost przeciwnie, wciąż wyprzedzali ich o włos, zupełnie jakby byli w stanie przewidzieć każdy kolejny krok policji. Co chwila wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, niczego nie można było brać za pewnik, bo sprawca zdawał się być wyjątkowo przebiegły i inteligentny. Chwilami cała ta historia wydawała się jak błędne koło, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bohaterowie biegali w kółko, dokładnie tak jak chciał tego morderca. Finał co prawda rozwiązał sprawę, ale nie przyniósł mi spodziewanej satysfakcji.

𝐶𝑧𝑎𝑟𝑛𝑦 ż𝑎ł𝑜𝑏𝑛𝑖𝑘 to kryminał bardzo zawiły i nieoczywisty, trudno bowiem domyślić się tożsamości sprawcy i jego motywów działania. Miałam swoje podejrzenia, które potwierdziły się później, chociaż autorka sprytnie starała się zacierać ślady i mylić tropy. Akcja powieści jest dość wciągająca i pomimo kilku moich zastrzeżeń książkę czytało się w miarę szybko, chociaż ona do tych najcieńszych nie należy. Na uwagę mogłaby zasłużyć para głównych bohaterów, gdyby ich kreacja wypadła bardziej wiarygodnie i nie byli tak przerysowani. Ostrowska piękna kobieta, nienagannie ubrana posługująca się językiem rodem z ulicy, z tajemniczą przeszłością, która ma niekwestionowany wpływ na jej postępowanie. Kruger niesamowicie przystojny, za którym oglądają się wszystkie kobiety, stary policyjny wyjadacz z nieoczywistą przeszłością, wciąż mający kontakty w światku przestępczym. W przeciwieństwie do nich ciekawiej i bardziej naturalnie wypadła para drugoplanowych bohaterów Pauli i Bartka.

Książka pod względem fabularnym jest dość dobrze dopracowana, tworzy spójną i logiczną całość. Natomiast brakuje wyrazistości głównym bohaterom, chociaż autorka usilnie starała się, żeby było inaczej. W tle średniowieczne tortury, handel ludźmi, brudny i mroczny świat przestępców, zawiłe ludzkie relacje, nienawiść i zemsta. W końcowym rozrachunku kryminał może się podobać, bo Maja Opiłka potrafi przyciągnąć i utrzymać uwagę czytelnika. Niewątpliwie autorka ma głowę pełną pomysłów i talent do łączenia ich w całość. Jeśli popracuje trochę nad warsztatem pisarskim i kreacją bohaterów wróżę jej całkiem udaną przyszłość jako autorki powieści kryminalnych.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗮 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝗮 𝗺𝗼𝗰𝘆

Książki debiutantów niejednokrotnie już gościły w mojej biblioteczce. Jestem nienasycona i wciąż szukam w literaturze czegoś nowego i czytam różne gatunki literackie. Czasem jestem wybraną lekturą bardzo usatysfakcjonowana, czasem mniej. Jakie emocje i wrażenia, wywołała we mnie dana książka, z łatwością można odczytać z tekstów, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶𝘀𝗷𝗮

𝐴 𝑐𝑜 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒? 𝑁𝑖𝑘𝑡 𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎ł 𝑛𝑎 𝑑𝑟𝑜𝑑𝑧𝑒 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑡𝑘𝑛ął, 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑔𝑜 𝑐𝑎ł𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑜𝑔𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑢𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑏ą𝑏𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑠𝑡𝑜𝑝𝑎𝑐ℎ, 𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑗𝑑ą. 𝐷𝑙𝑎𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜? 𝐵𝑜 ź𝑙𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑎𝑚 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎. 𝑊 𝑏𝑜𝑔𝑎𝑐𝑡𝑤𝑖𝑒 𝑖 𝑧𝑎𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑐ℎ 𝑔𝑜 𝑡𝑟𝑜𝑝𝑖ą, 𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑛 𝑛𝑎 𝑠ł𝑎𝑤ę 𝑧𝑎𝑠ł𝑢𝑔𝑢𝑗𝑒. 𝐴 𝑡𝑦𝑚 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑗 𝑛𝑖ż 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦: 𝑤 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑦𝑚 𝑢𝑐𝑧𝑦𝑛𝑘𝑢 𝑛𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑘ł𝑎𝑑 𝑖 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑎𝑚 𝑔𝑜 𝑤𝑖ę𝑐𝑒𝑗 𝑛𝑖ż 𝑤 𝑐𝑎ł𝑦𝑚 𝑑ł𝑢𝑔𝑖𝑚 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖𝑚 ż𝑦𝑤𝑜𝑐𝑖𝑒 - fragment powieści – str. 31/32

Wiem doskonale, że Krzysztof Bochus jest znakomitym pisarzem i po każdą jego nową książkę sięgam w ciemno. W 𝐶𝑧𝑎𝑟𝑛𝑒𝑗 𝑘𝑟𝑤𝑖 autor stworzył nowego nietypowego bohatera Marka Smugę, który zyskuje dopiero przy bliższym poznaniu, chociaż intryguje od samego początku. Napisałam wtedy, że to były policjant, który ma za sobą trudną przeszłość, bywa na zmianę brutalny i zagubiony, sprytny i inteligentny, ale lubi też przesadzać i wtedy mu się obrywa. Zamknięty w swoim świecie, do którego nikogo nie dopuszcza, więc trudno go poznać, trudno polubić, ale warto dać mu szansę, bo już potem kibicuje się mu całym sercem.

𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to kolejna odsłona przygód tego bohatera. Ta powieść jest zupełnie inna niż poprzednim razem, ale równie ciekawa i ekscytująca. Wielowarstwowa, sensacyjna z egzotyką w tle.

Tragiczna przeszłość i choroba, utrudniają Markowi Smudze życie, ale jak trzeba, potrafi działać w obronie wilków, swojej dziewczyny, jej siostry, czy swojej własnej. Aby rozwiązać kolejną zagadkę, musi okiełznać dręczącą go słabość i dotrzeć do granicy swoich możliwości.

Smuga bezskutecznie walczy z depresją w bieszczadzkiej ciszy. Żyje skromnie, ale spokojnie. Obserwuje wilki, które zafascynowały go niezwykłą symbiozą z otaczającą je naturą. Nie rozważa powrotu do dawnego życia, ale z marazmu wyrywa go niepokojący telefon od Agnieszki. Jego dziewczyna otrzymała dziwnego maila od zaginionej pięć lat temu siostry z błaganiem o ratunek. Agnieszka nigdy nie pogodziła się z zaginięciem Karoliny i nadal liczy na to, że ona wciąż żyje, więc teraz postanawia wznowić jej poszukiwania przy pomocy Smugi.

Były policjant nie potrafi odmówić kobiecie, na której mu coraz bardziej zależy i podejmuje się próby wyjaśnienia tej dziwnej sprawy. Szukając punktu zaczepienia rusza najpierw do Berlina, a potem do Zanzibaru i na wyspę Pembę u wschodnich wybrzeży Afryki. (Dlaczego tam, trzeba doczytać samemu). W tej podróży tym razem towarzyszy mu Agnieszka i depresja, z którą nieustannie musi walczyć. Wciąż trafiają na tropy, które w końcowym efekcie prowadzą donikąd. Nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał, nie widział dziewczyny, której pojawienia trudno byłoby nie zauważyć. Czy Karoliny faktycznie tu nie było, czy ktoś sprytnie zacierał wszelkie ślady?

Podejrzani wydają się wszyscy. Alan Benesz, u którego mieszkają, charyzmatyczny pastor z pobliskiej misji i Blume właściciel luksusowego hotelu The Aiyana Lodge, zapewniający turystom dosłownie wszystko. 𝑃𝑜𝑧𝑜𝑟𝑦, 𝑎 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑜ść 𝑡𝑜 𝑑𝑤𝑖𝑒 𝑟óż𝑛𝑒 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑦.

Agnieszce i Markowi nie tylko nie udaje się odnaleźć Karoliny, ale sami wpadają w tarapaty i trafiają na samo dno piekła. Czy uda im się wydostać kiedykolwiek z tej przeklętej wyspy ? 𝑆𝑚𝑢𝑔𝑎 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑏𝑎ł 𝑜 𝑡𝑜, 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑙𝑒źć 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑠𝑦𝑡𝑢𝑎𝑐j𝑖 𝑏𝑒𝑧 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑎. 𝐷ł𝑢𝑔𝑜 𝑚𝑢 𝑠𝑖ę 𝑡𝑜 𝑢𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑜, 𝑎ż 𝑑𝑜 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑢 𝑤 𝑁𝑎𝑡𝑜𝑙𝑖𝑛𝑖𝑒, 𝑔𝑑𝑦 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖ł 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑐𝑜 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ł. Dużo czasu potrzebował, by odbudować swoją pewność, a teraz znów znalazł się w matni w niezrozumiałym dla siebie świecie. Znów zawiódł, a dodatkowo musi mierzyć się z depresją, wrogiem podstępnym i trudnym do okiełznania.

𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to świetna powieść kryminalno sensacyjna z hipnotyzującą okładką, doskonale wykreowanymi bohaterami i dziką Afryką w tle. Ten ląd to istny raj, do którego nie będzie się chciało wracać. Czy ta ziemia jest przeklęta, czy to ludzie zmienili ją w piekło? Czy ludzie z natury są źli? Czy jeśli kogoś dręczono w przeszłości, sam staje się dręczycielem? Czy upokorzony wielokrotnie, upokarza potem innych? Czy Afryka daje takim osobnikom możliwość stania się drapieżnikiem? Autor stawia wiele trudnych pytań, na które nie ma odpowiedzi.

Po przeczytaniu 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑒𝑔𝑜 𝑙𝑜𝑑𝑢 nasunęło mi się parę moich własnych przemyśleń. Fascynacja Czarnym Lądem może przewrócić świat do góry nogami. Ta kraina to nie tylko unikalny klimat, nieograniczona przestrzeń, sawanna, zapach, piękne plenery, ale także wszechobecna korupcja, napięcia etniczne i religijne, które w każdej chwili mogą przeistoczyć się w krwawą pożogę, a także panujący rasizm skierowany przeciwko białym. Europa od pewnego czasu choruje na poprawność polityczną posuniętą do absurdu, natomiast w Afryce, chociaż ludzie żyją na granicy ubóstwa, to szanują swoje korzenie dla zachowania swojej tożsamości, czego nie można powiedzieć o Europejczykach. Pemba to beczka prochu, gdzie wciąż narastają konflikty i łatwo tu wpaść w ręce wszelkiej maści oszustów, ludzi, którzy w tym rejonie świata uważają się za Bogów, bo wydaje im się, że nikt i nic nie jest w stanie im przeszkodzić. Afryka to wymarzone miejsce dla wszelkiej działalności przestępczej, miejsce obce naszej kulturze i raczej niezbyt przyjazne. To kraj, gdzie łatwo w tyglu różnych nacji i wiar ukryć swoje ciemne interesy.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii, w której sporo się dzieje. Fabuła jest bardzo dynamiczna, ciekawie skonstruowana, często opisywane sytuacje szokują, a niejednokrotnie mrożą krew w żyłach. Kolejny raz przekonałam się, że Krzysztof Bochus to niezwykle utalentowany autor. Stworzył wspaniały mix gatunkowy, bo Kruchy lód to istny majstersztyk, prawdziwy powiew świeżości na rynku wydawniczym. Głównym bohaterem jest oryginalny detektyw, którego się lubi i kibicuje całym sercem, a poza tym wyłamuje się on z grona tworzonych ostatnio postaci śledczych w kryminałach. Nie ma też w powieści poprawnie politycznie wątków, które wałkuje się w polskiej literaturze aż do bólu.

Autor wyśmienicie połączył ciekawą intrygę kryminalną z sensacją i rasową powieścią przygodową oraz doskonale odwzorował egzotykę miejsca akcji, co dodało powieści pazura. 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to kryminał z najwyższej półki, w której czuć, że autor doskonale zna realia Czarnego lądu i wie, o czym pisze. To nie tylko powieść stricto sensacyjna, z łatwością bowiem można w niej dostrzec inne aspekty poza niewątpliwą rozrywką na najwyższym poziomie. 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to opowieść o stracie, traumie i mrocznej naturze człowieka. Jest to opowieść o zbrodni, pysze i poczuciu własnej nieomylności, a w ostatecznym rozrachunku o karze. Ostatni akapit pozwolił mi zakończyć lekturę z poczuciem pełnej satysfakcji czytelniczej, ale nie jest to jedyny powód, dla którego ta powieść tak bardzo mi się podobała. 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to perfekcyjnie napisana książka, którą od początku do końca, czyta się z zapartym tchem, a na koniec jeszcze długo w głowie krążą własne przemyślenia. Panie i panowie czapki z głów.

𝑆𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑗, 𝑛𝑖ż 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦 …

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶𝘀𝗷𝗮

𝐴 𝑐𝑜 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒? 𝑁𝑖𝑘𝑡 𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎ł 𝑛𝑎 𝑑𝑟𝑜𝑑𝑧𝑒 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑡𝑘𝑛ął, 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑔𝑜 𝑐𝑎ł𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑜𝑔𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑢𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑏ą𝑏𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑠𝑡𝑜𝑝𝑎𝑐ℎ, 𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑗𝑑ą. 𝐷𝑙𝑎𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜? 𝐵𝑜 ź𝑙𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑎𝑚 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎. 𝑊 𝑏𝑜𝑔𝑎𝑐𝑡𝑤𝑖𝑒 𝑖 𝑧𝑎𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑐ℎ 𝑔𝑜 𝑡𝑟𝑜𝑝𝑖ą, 𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑛 𝑛𝑎 𝑠ł𝑎𝑤ę 𝑧𝑎𝑠ł𝑢𝑔𝑢𝑗𝑒. 𝐴 𝑡𝑦𝑚 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶ę𝗱𝘇𝘆 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲𝗺 𝗮 𝗿𝗼𝘇𝘂𝗺𝗲𝗺


Lektura kolejnej części 𝑍𝑎𝑤𝑖𝑒𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 sprawiła, że poczułam się jak w domu wśród przyjaciół, których dawno nie widziałam. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej przywiązuje się do sióstr Kellerówien, pokochałam je bowiem całym sercem za ich hart ducha, niezłomną wolę, a przede wszystkim za siostrzaną miłość, która pozwalała im przetrwać najtrudniejsze chwile związane z czasami, w jakich przyszło im żyć. W tle wielka historia, niespokojne czasy dziejowe, w których kobiety były zmuszone radzić sobie same. Autorka cudownie opisuje obrazy życia ludzi z tego okresu, świetnie oddaje klimat epoki, odkrywając przy tym kolejne tajemnice. Zawierucha moim zdaniem to rewelacyjna saga, która wzbudza emocje, momentami rozczula, a chwilami wywołuje uśmiech. To po mistrzowsku napisana historia, której motywem przewodnim są różne odcienie miłości oraz siła rodzinnych więzów. Ida Żmiejewska fantastycznie splotła losy rodziny Kellerów z tym, co działo się w tamtym okresie. To niesamowita porcja wiedzy historycznej kunsztownie wplecionej w opowieść o ludzkich losach na tle zawieruchy wojennej z nutką romansu i kryminału.

Rok 1916 dobiega końca. Rosja boleśnie odczuwa skutki wojny, sytuacja społeczno -polityczna w Warszawie robi się coraz bardziej napięta. Car odnosi coraz większe militarne porażki, a w uciemiężonym społeczeństwie narasta niezadowolenie i bunt. Natomiast Niemcy i Austro – Węgry próbują zyskać przychylność Polaków i zachęcić ich do walki po swojej stronie. Ogłaszają Akt 5 listopada, w którym cesarze deklarują wskrzeszenie Królestwa Polskiego. Wydaje się, że niepodległość znajduje się na wyciągnięcie ręki. Pierwszego grudnia ulicami Warszawy maszerują wracający z frontu żołnierze II Brygady Legionów. Wraz z nimi wraca Stanisław, który nie tylko musi pogodzić się ze śmiercią żony, ale także stać się ojcem dla malutkiej córeczki, która go nie zna.

Zofia i Witold podczas balu sylwestrowego przypadkiem dowiadują się, że mąż Julii w towarzystwie uchodzi za wdowca i zamierza ponownie się ożenić. Chociaż udaje im się to udaremnić, Julia nie zamierza wrócić do męża, pomimo że ciotka Klara próbuje ją przekonać do dania Andrzejowi jeszcze jednej szansy, bo rozwód przecież nie wchodził w grę. Julia natomiast jest coraz bliżej miejsca odkrycia pobytu Józefa Waryńskiego i zastanawia się, czy uda się jej go przekonać o swoich uczuciach. Klara pokazuje zupełnie inne oblicze, gdy okaże się, że także ona ma szansę na miłość. Pola znudzona i przytłoczona codziennością postanawia przeżyć ekscytującą przygodę, ale nie zdaje sobie sprawy, że jest tylko środkiem do celu dla łotra i cwaniaczka, który nie cofnie się przed niczym, by zdobyć to, na czym mu zależy. Zofia ma dość życia w zawieszeniu w Piotrogrodzie, ale kiedy z Witoldem postanowili wrócić do Warszawy, plany krzyżuje im wybuch rewolucji. Gdy w końcu Witoldowi udaje się dla nich załatwić paszporty i mają wsiąść na statek, by opuścić Rosję, Witold znika, a zdumionej Zofii zostawia list. Babcia Adela poznaje w końcu prawdę o bankructwie syna. Czy Dressler i jego córka rzeczywiście mają coś wspólnego z kłopotami Kellerów? To nie jest jedyne pytanie, z jakim autorka zostawia czytelnika na zakończenie. Mnożące się zagadki nie tylko nie doczekały się rozwiązania, ale dodatkowo pojawiły się nowe.

Jestem pod wielkim wrażeniem tej sagi. Na szczególną uwagę zasługuje wspaniale odmalowane tło historyczne. Ida Żmiejewska tak wspaniale opisuje ówczesne realia, że ma się wrażenie, iż przebywa się w Warszawie i uczestniczy w codziennym życiu jej mieszkańców. Przeżywa wraz z kobietami z rodu Kellerów dylematy i rozterki sercowe, uczestniczy w ich rozmowach i snuje domysły na temat tajemnicy rodziny, którą chcą odkryć, jak się okazuje nie tylko one. Prym w tej historii wiedzie babcia Adela, najbarwniejsza postać sagi, której zaradność, poczucie godności i pomysłowość budzi szacunek i niezwykłą sympatię. Tym razem zaskakuje nawet Klara, która była dotąd postrzegana jako stara i zrzędliwa stara panna, a okazała się zranioną i nieszczęśliwą kobietą, która może wreszcie teraz będzie miała szansę na szczęście.

𝐵łę𝑑𝑛𝑒 𝑜𝑔𝑛𝑖𝑒 to fascynująca opowieść o sile kobiet żyjących w czasach ciągłej niepewności, o nadziei, odwadze i siostrzanej miłości. To piękna historia, która nie tylko wzrusza, przyprawia o szybsze bicie serca, ale nie pozbawiona jest też szczypty humoru, bez którego życie bohaterów byłoby szare i monotonne. Autorka nie szczędzi swoim bohaterkom trosk i stawia je przed trudnymi wyborami życiowymi, ale jednocześnie daje im nadzieję, że wszystko da się ułożyć i naprawić. Nie skąpi im też miłosnych uniesień. Kellerówny muszą często zmagać się z problemami, na które kompletnie nie były przygotowane, mierzyć się z zaskakującymi sytuacjami, ale zawsze i wciąż się wzajemnie wspierają, a siostrzana miłość pozwala im przezwyciężać wszystkie trudności. Oprócz zmagania się z trudną codziennością każda z kobiet przeżywa swoje rozterki. Doskonale zdają sobie sprawę, że ich decyzje będą miały wpływ nie tylko na nie same, ale także na ich rodzinę. Urzekła mnie ta saga i z niecierpliwością czekam na finał, ale wiem, że potem będzie mi żal rozstawać się z jej bohaterami.

Jedna mała uwaga na koniec. Nie polecam czytania sagi od przypadkowego tomu. Trzeba zacząć od samego początku, bo tylko wtedy losy sióstr Kellerówien i wszystkie wątki, a jest ich sporo, będą zrozumiałe.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶ę𝗱𝘇𝘆 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲𝗺 𝗮 𝗿𝗼𝘇𝘂𝗺𝗲𝗺


Lektura kolejnej części 𝑍𝑎𝑤𝑖𝑒𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 sprawiła, że poczułam się jak w domu wśród przyjaciół, których dawno nie widziałam. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej przywiązuje się do sióstr Kellerówien, pokochałam je bowiem całym sercem za ich hart ducha, niezłomną wolę, a przede wszystkim za siostrzaną miłość, która pozwalała im...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝗯𝗹𝗶𝗰𝘇𝗲 𝗻𝗶𝗲𝘀𝗸𝗼ń𝗰𝘇𝗼𝗻𝗼ś𝗰𝗶

𝐴 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑚𝑖𝑒ć 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑡𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑧ż𝑒𝑟𝑎 𝑛𝑢𝑑𝑎.

Izabela Szylko w rankingu moich ulubionych pisarzy zajmuje wysokie miejsce. To autorka o stu twarzach, która tworzy powieści w różnym gatunku. Niezwykle empatyczna osoba z dystansem do siebie i poczuciem humoru. Sięgając po książki autorstwa Izabeli Szylko nie mam wątpliwości, że będzie to uczta literacka na najwyższym poziomie. Profesjonalizm autorki czuć od pierwszej strony, bo ma nie tylko ogromny talent do pisania, ale także niezwykłą wiedzę, z którą dzieli się z czytelnikami. Autorka w 𝑃𝑜𝑠𝑧𝑢𝑘𝑖𝑤𝑎𝑐𝑧𝑎𝑐ℎ 𝑠𝑖ó𝑑𝑚𝑒𝑗 𝑘𝑠𝑖ę𝑔𝑖 niecodzienne przygody Alicji i Jerzego okrasiła faktami historycznymi. Głównym bohaterom nie udało się wtedy ochronić dzieła Kopernika przed kradzieżą. Alicja nie potrafi pogodzić się z utratą rękopisu i jest zdecydowana odzyskać go za wszelką cenę, jednocześnie zdaje sobie sprawę, że ludzie, którzy odważyli się już na wiele, nie odpuszczą tym bardziej, że tylko ona byłaby zdolna złamać kod i rozszyfrować przekaz wielkiego astronoma. O ile w poprzedniej części nie było wiadomo, kim byli tajemniczy prześladowcy Alicji, to teraz od pierwszej strony oczywiste jest, że stał za tym ekscentryczny amerykański miliarder, który w swoim pojęciu miał prawo dowiedzieć się, co zawiera manuskrypt Kopernika.

Wiktorowi McArsky’emu nie wystarczyło wejść w posiadanie siódmej księgi Kopernika, bo bez Alicji nie jest w stanie rozszyfrować przekazu wielkiego astronoma. Niestety cała ekipa przyjaciół zapadła się pod ziemię i nie potrafi ich namierzyć wytrawny haker na usługach bogacza. Alicja dobrze wie, że tak łatwo jej nie odpuszczą, robi więc, co może, żeby nie wpadli na ich ślad.

Alicja stara się udać do Ameryki w tradycyjny sposób, żeby nie zostawiać po sobie elektronicznych śladów. Niestety utknęła w Meksyku i w żaden sposób nie może się przedostać do Jerzego, który poleciał do Ameryki samolotem i od jakiegoś czasu tam przebywa. Po przyjeździe zgodnie z zaleceniami Alicji zatarł za sobą ślady, dlatego ludzie McArsky’ego nie potrafią go namierzyć. Miliarder na poszukiwania rękopisu poświęcił kilkanaście lat życia i wydał fortunę. Co z tego, że ma cenny rękopis przed sobą, skoro nie potrafi rozszyfrować jego przesłania. Ma on istotne powody, by rozwiązać zagadkę manuskryptu, ale nie zrobi tego bez udziału Alicji. Problem w tym, że by zmusić dziewczynę do współpracy, muszą ją najpierw odnaleźć.

Alicja i Jerzy są sprytni, ale Henry człowiek Wiktora zrobi wszystko i więcej by ich odnaleźć. Niestety w przyrodzie nic nie ginie i każdy zostawia po sobie jakiś ślad i gdy bardzo się tego chce to udaje się je odnaleźć. Dla Henrego nie ma rzeczy niemożliwych, więc w końcu wpada na trop pary, na której znalezieniu tak mu zależy.

McArsky to człowiek, który myśli o sobie jako atomie w kosmosie, który zasłużył na Ziemi na trochę przyjemności. Posiada wszystko oprócz rozwiązania zagadki Kopernika. Ma się za erudytę, estetę, wielbiciela astronomii, astrofizyki, a tak naprawdę jest zwykłym gangsterem, z zapleczem ludzi od czarnej roboty, którzy nie cofną się przed niczym. Kiedy bogacz myśli, że osaczył dziewczynę, ta okazuje się o wiele mądrzejsza i bardziej sprytna niż to zakładał.

Izabela Szylko perfekcyjnie połączyła wątki sensacyjno przygodowe. Wspaniale wykreowała postacie głównych bohaterów, zwłaszcza Alicji, kobiety z charakterem nad wyraz bystrej i sprytnej. Tym razem akcję powieści autorka przeniosła za morze, ale tak plastycznie opisuje te miejsca, że nie ma się poczucia zagubienia, a wprost przeciwnie odnosi się wrażenie, że przebywa się tam wraz z bohaterami. Może postać Kopernika zeszła na dalszy plan, ale jego idea wciąż jest żywa i pobrzmiewa między wierszami, bo autorka przybliża wiedzę z astronomii w przystępny i nienachalny sposób. Oczywiście idea Kopernika i zaszyfrowany tekst to tylko fikcja literacka, ale przekazana w tak przekonujący sposób, że łatwo uwierzyć, iż wszystko, o czym się czyta, może być prawdą.

𝑇𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑠𝑖ó𝑑𝑚𝑒𝑗 𝑘𝑠𝑖ę𝑔i wydała mi się bardziej sensacyjna od swojej poprzedniczki, ale nie jest to zarzut a wprost przeciwnie wielka zaleta tej powieści, którą czyta się z zapartym tchem. Każdą część dylogii w zasadzie można czytać oddzielnie, ale nie polecam. Znajomość całego cyklu pozwoli zachować pewną ciągłość zdarzeń i mieć lepszy ogląd sytuacji, w jakiej znalazła się para głównych bohaterów i dlaczego tak się stało.

Główne atuty tej historii to wartka akcja i jej niespodziewane zwroty, barwni bohaterowie, spora dawka mądrego humoru oraz mnóstwo ciekawostek dotyczących naszego słynnego astronoma, a wszystko po to, by podczas lektury książki doskonale się bawić. Na uwagę zasługuje piękny język literacki, nietuzinkowa fabuła, jednym słowem mówiąc ta powieść to wspaniała kontynuacja 𝑃𝑜𝑠𝑧𝑢𝑘𝑖𝑤𝑎𝑐𝑧𝑦 𝑠𝑖ó𝑑𝑚𝑒𝑗 𝑘𝑠𝑖ę𝑔𝑖. Kunsztem i poziomem nie ustępuje swojej poprzedniczce, a może nawet w pewnym stopniu ją przewyższa.

𝑇𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑠𝑖ó𝑑𝑚𝑒𝑗 𝑘𝑠𝑖ę𝑔𝑖 to intrygująca zagadka historyczna spleciona z wartką i emocjonującą akcją. Uwagę przykuwa prowadzona równolegle narracja z punktu widzenia uciekających Alicji i Jerzego oraz ścigających ich ludzi zatrudnionych przez McArsky’ego.

Po przeczytaniu całości mam do powiedzenia tylko jedno. Jestem zachwycona i pod ogromnym wrażeniem historii opowiedzianej przez Izabelę Szylko. Dylogię przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. A także z niekłamaną przyjemnością. Nie mam żadnych zastrzeżeń, no może poza jednym. Nie ma w tej części Czesiuchny dziarskiej i niesamowicie sympatycznej blogerki, która poprzednio skradła moje serce.

𝑊𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑐𝑜 𝑠ł𝑦𝑠𝑧𝑦𝑚𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑜𝑝𝑖𝑛𝑖ą, 𝑛𝑖𝑒 𝑓𝑎𝑘𝑡𝑒𝑚. 𝑊𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑐𝑜 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑚𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑢𝑛𝑘𝑡𝑒𝑚 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎, 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ą. – Marek Aureliusz

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝗯𝗹𝗶𝗰𝘇𝗲 𝗻𝗶𝗲𝘀𝗸𝗼ń𝗰𝘇𝗼𝗻𝗼ś𝗰𝗶

𝐴 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑚𝑖𝑒ć 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑡𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑧ż𝑒𝑟𝑎 𝑛𝑢𝑑𝑎.

Izabela Szylko w rankingu moich ulubionych pisarzy zajmuje wysokie miejsce. To autorka o stu twarzach, która tworzy powieści w różnym gatunku. Niezwykle empatyczna osoba z dystansem do siebie i poczuciem humoru. Sięgając po książki autorstwa Izabeli Szylko nie mam wątpliwości, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁

𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w ostatnim czasie przeczytałam i nie mogę jej zaliczyć do tych najlepszych, ale jedno muszę autorowi oddać, że jak mało kto pięknie potrafi pisać o miłości i emocjach. Jednak trudno było mi uwierzyć, że wyidealizowana nastoletnia miłość, odradza się po latach, bo przetrwała rozłąkę, która trwała dwadzieścia lat. Natomiast nie ukrywam, że z dużym zainteresowaniem i ciekawością śledziłam rozwój związku głównych bohaterów i zastanawiałam się, dokąd ich to doprowadzi. Zadawałam sobie pytanie, czy możliwe jest, by uczucie dojrzałych Oli i Tomka było tak samo silne, jak wtedy, gdy oboje byli nastolatkami i wierzyli, że na zawsze będą razem. Nie potrafiłam wczuć się w sytuację bohaterów, szczególnie irytowało mnie postępowanie Oli, która zachowywała się jak niestabilna emocjonalnie nastolatka, a nie kobieta, która swoją młodość i porywy serca miała już dawno za sobą.

Gdy po pięciu latach wspólnego życia Wojtek oświadcza się Oli, mimo, że ma wątpliwości, to zgadza się za niego wyjść, bo czuje, że mężczyzna zapewni jej stabilne i spokojne życie. Nie przeczuwa wtedy, że w mieście pojawi się jej pierwsza wielka nastoletnia miłość, a w klasie, której jest wychowawczynią, rozpocznie naukę jego córka. 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to pozornie banalna historia jakich wiele, chociaż w końcowym rozrachunku wcale taka nie jest. Tomasz Kieres z opowieści o nastoletniej miłości, która miała być na całe życie, a nieoczekiwanie trafiła na przeszkodę nie do pokonania, która rozdzieliła zakochanych w sobie nastolatków, stworzył historię, przyciągającą uwagę. Tomek wraz z rodzicami wyjeżdża jak co roku do pracy w Szwecji, z tą tylko różnicą, że tym razem oni nie mają zamiaru wracać do Polski, o czym młodzi nie wiedzą. Po latach ta dwójka ponownie staje na swojej drodze. Tomek po niezbyt udanym małżeństwie i rozwodzie postanawia na chwilę wrócić do swojego rodzinnego miasta, by uporać się ze swoimi problemami. Ola natomiast długo zmagała się z utratą ukochanego i dopiero pięć lat temu związała się z Wojtkiem i właśnie przyjęła jego oświadczyny. Nieoczekiwane spotkanie z Tomkiem po latach burzy ustabilizowane życie kobiety. Wojtek nie ma pojęcia, z czym przez lata zmagała się jego ukochana kobieta, prawdę zna tylko jej bliska przyjaciółka Marzena.

𝑃r𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to historia, w której z pozoru nie ma nic odkrywczego. Para młodych ludzi, którzy nie widzą świata poza sobą, nagle zostaje rozdzielona z powodu okoliczności, których nie byli w stanie przewidzieć. On układa sobie życie przy boku Szwedki, ona przez lata nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości bez niego. Minęło dwadzieścia lat i pomimo że lepiej lub gorzej poukładali sobie życie i starają się o sobie zbyt wiele nie myśleć, nagle spotykają się w tym samym mieście, gdzie wszystko się zaczęło. Ona mieszkała tu cały czas, a on po rozwodzie wrócił do Polski z dorastającą córką tylko na chwilę. Nieoczekiwane spotkanie sprawia, że wydaje im się, iż lata rozłąki nie miały miejsca, nadal ich do siebie ciągnie i świetnie im się ze sobą rozmawia. Niestety oboje mają swoje zobowiązania, nie są już parą nastolatków sprzed lat. Gdy są bliscy podjęcia ważnych decyzji, historia nagle zatacza koło i nieoczekiwane okoliczności ponownie ich rozdzielają.

Sama historia nie wzbudza emocji, nie kibicuje się bohaterom, nie oczekuje nagłego zwrotu akcji, zwyczajnie spokojnie śledzi się ich poczynania i rozważania za i przeciw. Niemniej jednak w tej historii czuje się, że to miłość jest tu najważniejsza, ponad czasowa, jedyna i niepowtarzalna. To ona determinuje całe życie bohaterów. Wtedy dwadzieścia lata temu Tomkowi i Oli nie było dane przekonać się, czy ich miłość przetrwałaby próbę czasu, czy zniszczyłaby ją proza życia. Teraz po latach nadal żyją w bańce ułudy i myślą, że gdyby dano im szansę, ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale czy lepiej? Na to pytanie ani para bohaterów, ani czytelnik nie uzyskają odpowiedzi.


Historia nastoletniej miłości, która przetrwała dwadzieścia lat, wydaje się nierzeczywista i trochę naciągana, brzmi bowiem jak bajka. Miłość jest najważniejsza w życiu, ale mając naście lat, żyje się marzeniami, wtedy wydaje się, że uczucie jest trwałe i na zawsze. Owszem po latach wspomina się tę miłość jako coś pięknego, nieuchwytnego, ale żeby miała ona wpływ na całe życie, by potem nigdy nie dać sobie szansy na szczęście, niestety to wydaje się mało wiarygodne. Ciągłe tkwienie Oli w przeszłości w trudnym dzieciństwie, skupianie się na żalu do rodziców o brak miłości z ich strony, wydaje się przerysowane. Chociaż Tomasz Kieres stara się pokazać aspekty psychologiczne postępowania Oli. Opisywane przez autora relacje, jakie panowały pomiędzy Olą, a jej matką mogłyby sugerować, że nastoletnia bohaterka była ofiarą przemocy domowej, subtelnej, ale zostawiającej głębokie rany. Jej matka zrobiła naprawdę wiele, by ją zniszczyć. I wtedy gdy było jej bardzo źle, na jej drodze pojawił się Tomek, który pokazał, że Ola jest dla niego kimś wyjątkowym i ważnym. Powoli wyciągał ją ze skorupy, w której była zamknięta. Relacje pomiędzy matką i córką mimo upływu lat nigdy nie uległy poprawie. Matka nadal czterdziestoletnią kobietę traktuje jak dziecko, wciąż w dosadny sposób pokazuje, że Ola sobie w życiu nie radzi, chociaż ona od dawna nie mieszka w domu rodzinnym. Ola także nie stara się nic zmienić w ich relacjach, a wprost przeciwnie pielęgnuje w sobie żal do matki i zadawnione urazy, nie wierzy, że rodzicielce może zależeć na jej szczęściu. Nie jest znany powód, dlaczego matka Oli traktowała ją w taki, a nie inny sposób i czym to było spowodowane. Można uznać, że była toksyczną matką, ale dlaczego zachowywała się tak tylko w stosunku do Oli? Tego nie wiadomo.

Odbiór powieści psuła mi postawa głównej bohaterki. Trudno bowiem współczuć osobie skupionej tylko i wyłącznie na sobie i swoich dramatach, prawdziwych, czy też nie. Szczególnie irytował mnie jej brak doceniania osób w swoim otoczeniu, które ją kochały i wspierały, a ona i tak czuła się wciąż nieszczęśliwa. Nie potrafiłam zrozumieć jej egoizmu i nawet nie tłumaczyły tego niepoprawne relacje z matką. Ola jawiła mi się jako niedojrzała kobieta, rozchwiana emocjonalnie, wymagająca ciągłej uwagi. Nie ukrywam, że cały czas czekałam, że w jej życiu wydarzy się jakiś prawdziwy dramat, który nią wstrząśnie, ale niestety nic takiego nie miało miejsca, a szkoda, bo dopiero wtedy ta powieść nabrałaby kolorów i wzbudziła prawdziwe emocje.

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to nieśpieszna opowieść o życiowych dylematach, rozterkach, wyborach i konsekwencjach tych wyborów, bo jakkolwiek Tomek i Ola postąpią, ktoś zostanie skrzywdzony. Opowieść o uczuciach i emocjach napisana przepięknym językiem, ale nie wzbudzająca emocji w czytającym. Zachwyca natomiast sposób, w jaki autor pisze o miłości. Jego niezwykła wrażliwość i czułość, które emanują z każdego słowa, zwłaszcza z dialogów pomiędzy bohaterami. Brzmią jak niezwykła muzyka, melodia serc, które udręczone spotkały się po latach i na nowo wspólnie zaczynają grać pieśń o miłości. Zapomina się wtedy o irytującej bohaterce, która całe życie nie wiedziała, czego chce, wie to dopiero teraz, gdy ponownie spotkała swego ukochanego z marzeń.


𝑀𝑜ż𝑒 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗, 𝑛𝑎 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑜 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗. 𝑇𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚𝑦. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑢𝑚𝑎 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟ó𝑤. 𝑁𝑖𝑒𝑠𝑡𝑒𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟𝑦, 𝑎 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡, 𝑡𝑎𝑘 𝑚𝑖 𝑠𝑖ę 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒, 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑎𝑏𝑦 𝑏𝑦ł𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒, ż𝑒𝑏𝑦 𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐 𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑏𝑦ł𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒ć, 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑗e𝑠𝑡: 𝑇𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑚𝑜𝑗𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒𝑚 𝑤 𝑡𝑦𝑚 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑢, 𝑏𝑜 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑑𝑒𝑐𝑦𝑑𝑜𝑤𝑎ł𝑒𝑚.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁

𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗚𝗮𝗻𝗴 𝘀𝗲𝗻𝗶𝗼𝗿ó𝘄

[…] 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑎 𝑝óź𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑘𝑢 𝑝𝑜𝑙𝑒𝑔𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑚, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑦𝑚, 𝑎𝑙𝑒 𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑚, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤𝑐𝑖ąż 𝑚ł𝑜𝑑𝑦𝑚. – Władysław Kopaliński – 𝑀ó𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑎𝑐𝑖𝑒𝑙 𝐼𝑑𝑧𝑖 – ( cytat umieszczony w powieści)

𝐷𝑧𝑖𝑒𝑤𝑖ęć 𝑘𝑜ł𝑎𝑡𝑒𝑘 𝑇𝑟𝑜𝑦𝑎, zachwyca opowiedzianą historią, językiem, jakim powieść została napisana. Jestem pod ogromnym wrażeniem wiedzy autorki. Gdybym nie wiedziała, że Alicja Czarnecka Suls nie napisała wcześniej żadnej książki, to byłabym przekonana, że jest to dzieło doświadczonego pisarza, co oznacza tylko jedno, że autorka ma talent i potrafi pisać.

𝐷𝑧𝑖𝑒𝑤𝑖ęć 𝑘𝑜ł𝑎𝑡𝑒𝑘 𝑇𝑟𝑜𝑦𝑎 to powieść przygodowa z elementami cosy mistery crime i zagadkami historycznymi, gratka dla wszystkich, którzy interesują się historią i nie tylko.
Czwórka bohaterów powieści Dziewięć kołatek Troya to niezwykłe grono przyjaciół. Lula pełna fobii, debiutująca autorka, która nie napisała nawet wstępu do swojej książki. Gabryś to jej życiowy partner, były alpinista uwielbiający przygody. Ada empatyczna i pełna optymizmu mimo doświadczeń życiowych psycholog oraz jej partner Kris, roztargniony informatyk, który nawet na prostej drodze potrafi się zgubić. Całą ekipą, seniorzy udają się do bazyliki w Czerwińsku na rozmowę z bratem Petrusem, pasjonatem historii zakonu templariuszy, który ma im coś ważnego do przekazania. Okazuje się, że podczas II wojny światowej niemiecki naukowiec Dagobert Troy przywłaszczył sobie cenną średniowieczną antabę związaną z Templariuszami, która od wieków znajdowała się w bazylice. Marzeniem księdza dyrektora jest odzyskanie antaby, zwłaszcza że zbliża się setna rocznica, obecności zakonu salezjanów w Czerwińsku.

𝐷𝑧𝑖𝑒𝑤𝑖ęć 𝑘𝑜ł𝑎𝑡𝑒𝑘 𝑇𝑟𝑜𝑦𝑎 to niezwykle lekko napisana z niesamowitym poczuciem humoru pełna smaczków historycznych powieść. Urzeka pięknym językiem i ogromną wiedzą historyczną autorki. Czworo przyjaciół przyjeżdża do bazyliki i od razu wpada w tarapaty. Brat Petrus cieszy się bardzo z ich wizyty, chce bowiem podzielić się z nimi swoją wiedzą na temat bazyliki. Niestety wszystko idzie na opak. Najpierw zatrzaskują się za nimi drzwi do podziemi, z których tylko cudem udaje im się wyjść, a potem … nic się już nie dowiedzieli, bo zakonnik spadł z rusztowania i zapadł w śpiączkę. Gabriel znajduje w ręku nieprzytomnego zakonnika tajemniczy klucz, który zabiera ze sobą. Od tej chwili akcja powieści toczy się dynamicznie jak w sensacyjnym filmie. Czwórka przyjaciół wplątuje się w historię związaną z klasztorem salezjanów w Czerwińsku, która korzenie ma w II wojnie światowej. Po upadku brata Petrusa z rusztowania zaprzyjaźnieni emeryci postanawiają udać się do Niemiec, by udowodnić, że skradziony artefakt jest w dalszym ciągu w posiadaniu rodziny Dagoberta.

Powieść z założenia miała być pozycją rozrywkową, w której prym wiedzie grono bystrych i rześkich seniorów. Niestety chwilami nadmiar faktów historycznych przytłaczał fabułę i spowalniał akcję, ale w ogólnym rozrachunku jest to bardzo ciekawa i dobrze skonstruowana powieść. Na uwagę zasługuje grono nietypowych bohaterów, którzy nie chcą wypaść z obiegu i zniknąć bez śladu. Chcą udowodnić, że nadal mają siłę sprawczą i o czymś decydują. Postanawiają nic nie odkładać do jutra, działać tu i teraz. Nie chcą dać się odstawić na boczne tory, chcą działać i są tak zdeterminowani, że ruszają tropem człowieka, który zawłaszczył sobie podczas wojny cenny artefakt z bazyliki. Chcą udowodnić, że rodzina niemieckiego naukowca Dagoberta Troya nadal ma cenną średniowieczną antabę, związaną z templariuszami, który ich przodek ukradł podczas wojny z bazyliki w Czerwińsku. Grono przyjaciół niespodziewanie pakuje się w kłopoty, gdyż sprawy wymykają się spod kontroli i będą zmuszeni uciekać przed ścigającymi ich niemieckimi kibolami.

𝐷𝑧𝑖𝑒𝑤𝑖ęć 𝑘𝑜ł𝑎𝑡𝑒𝑘 𝑇𝑟𝑜𝑦𝑎 to świetna komedia kryminalna, której głównym motywem jest zagadka historyczna z uroczymi i ekscentrycznymi bohaterami w roli głównej. Ciepła, zabawna i pełna humoru opowieść, którą czytałam z ogromną przyjemnością. Z zapartym tchem śledziłam przygody bohaterów. Okazuje się, że wiek nie jest ograniczeniem, jak się chce można wszystko, a doświadczenie i wiedza w niektórych przypadkach są bardzo pomocne.

𝐷𝑧𝑖𝑒𝑤𝑖ęć 𝑘𝑜ł𝑎𝑡𝑒𝑘 𝑇𝑟𝑜𝑦𝑎 to zaskakująco dobra powieść sensacyjno przygodowa z ogromną dawką wiedzy historycznej napisana z niezwykłym poczuciem humoru. Na pochwałę zasługuje wydanie książki, jej oprawa i znajdujące się grafiki kołatki na początku każdego rozdziału, a także cytaty wyszukane przez autorkę, dotyczące treści. Alicja Czarnecka Suls wspomina w posłowiu, że występujące w powieści postaci, choć są inspirowane prawdziwymi, są jednak przez nią wymyślone, a oryginalna antaba, wywieziona przez Dagoberta Freya na początku drugiej wojny światowej nigdy nie wróciła na swoje miejsce, chociaż znajdowała się tutaj przez prawie tysiąc lat.

Ż𝑦𝑗 𝑡𝑎𝑘, 𝑏𝑦 𝑧𝑛𝑎𝑗𝑜𝑚𝑦𝑚 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑢𝑑𝑛𝑜, 𝑔𝑑𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧. – Julian Tuwim ( cytat umieszczony w powieści)

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗚𝗮𝗻𝗴 𝘀𝗲𝗻𝗶𝗼𝗿ó𝘄

[…] 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑎 𝑝óź𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑘𝑢 𝑝𝑜𝑙𝑒𝑔𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑚, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑦𝑚, 𝑎𝑙𝑒 𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑚, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤𝑐𝑖ąż 𝑚ł𝑜𝑑𝑦𝑚. – Władysław Kopaliński – 𝑀ó𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑎𝑐𝑖𝑒𝑙 𝐼𝑑𝑧𝑖 – ( cytat umieszczony w powieści)

𝐷𝑧𝑖𝑒𝑤𝑖ęć 𝑘𝑜ł𝑎𝑡𝑒𝑘 𝑇𝑟𝑜𝑦𝑎, zachwyca opowiedzianą historią, językiem, jakim powieść została napisana. Jestem pod ogromnym wrażeniem wiedzy autorki. Gdybym nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝗰𝗮𝗹𝗶ć 𝗼𝗱 𝘇𝗮𝗽𝗼𝗺𝗻𝗶𝗲𝗻𝗶𝗮

[…] 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑡o 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒. 𝐷𝑜𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜 𝑤 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑤𝑖𝑑𝑎ć 𝑤𝑦𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘 𝑜𝑘𝑟𝑢𝑡𝑛𝑒 𝑏𝑦ł𝑦 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦.


Małgorzata Lis dała się poznać w znakomitych 𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ś𝑐𝑖𝑎𝑐ℎ 𝑧 𝑤𝑖𝑎𝑟𝑦, ale tym razem napisała powieść z historią w tle, spełniając tym samym swoje marzenia. 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘧𝘰𝘵𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘪 to opowieść o losach Magdy i Ireny, która jest co prawda historią fikcyjną, ale inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Dwie kobiety, które wcale nie są jakieś wyjątkowe. Zwyczajne dziewczyny z sąsiedztwa, które dzieli kilkadziesiąt lat, a łączy jeden stary dom.

ʀᴏᴋ 1939

Irenka Będkowska wpadła w oko przystojnemu i szarmanckiemu Stachowi Nowakowskiemu. Każda panna w Żarkach chętnie by się za niego wydała, ale Irena nie wie, czy tego chce. Zauroczył ją, lecz ona go nie kochała. Miała dopiero 18 lat i sama myśl o małżeństwie ją paraliżowała, nie mniej niż słowo „wojna”. Małżeństwo ze Stachem zapewniłoby jej dobrobyt i pomogłaby w ten sposób rodzinie. W tym czasie w mieście mieszkało sporo Żydów, na których coraz mniej łaskawym okiem patrzą Polacy. Irenka co prawda była Polką i katoliczką, ale nie miała nic przeciwko Żydom, sama przyjaźniła się z Sarą Klizmanówną, a potem zakochała się w jej bracie.

ᴡsᴘóᴌᴄᴢᴇśɴɪᴇ

Magda Kowalczyk przeżywa właśnie swój najgorszy dzień życia. Jeśli można wyobrazić sobie wszystkie katastrofy świata, jakie mogą spotkać samotną kobietę, to one spadły jednego dnia na Magdę. Począwszy od zaspania do pracy, awarii windy, a na przyłapaniu ukochanego na całowaniu się z inną panną skończywszy. Całości dopełnia złamany obcas, podarte rajstopy i pęknięta szybka w telefonie. Gdy wydaje się, że limit nieszczęść został wyczerpany, otrzymuje informację, że musi opuścić zajmowane mieszkanie. Wtedy pod wpływem chwili Magda postanawia zmienić swoje życie. Zwalnia się z pracy w korporacji, składa podanie o pracę w szkole w Żarkach i spontanicznie kupuje zrujnowany dom, w którym podobno straszy, ale miał w sobie coś takiego, że ją przyciągał i wiedziała, że na pewno jego mury kryły historię.

ʀᴏᴋ 1939

Irenie, Abram Klizman nie może wyjść z głowy, a ojciec żąda od niej deklaracji w spawie zamążpójścia za Stacha Nowakowskiego, do którego ona nic nie czuje. Irena zdaje sobie sprawę z beznadziejności swego położenia, bo jeśli nawet Abram odwzajemniał jej uczucia to Żyd i gojka nigdy nie będą mogli być razem.

ᴡsᴘóᴌᴄᴢᴇśɴɪᴇ

Magda z góry założyła, że Żarki są jak większość małych polskich miasteczek. Spokojne i nudne. Nie sądziła, że kryje taką ciekawą, a zarazem przykrą historię. Magdzie od razu po przyjeździe wpada w oko pomocny, przystojny Szymon. Chociaż nie miała szczęścia do facetów, to lubiła być zakochana. Podczas porządków na dnie szafy Magda znajduje bardzo starą fotografię przedstawiającą kobietę z dzieckiem.

ʀᴏᴋ 1939

Irena ma spore wątpliwości, czy wychodzić za Stacha, chociaż jej rodzice bardzo tego oczekują. Jej serce coraz bardziej wyrywa się do Abrama, zdaje sobie jednak sprawę, że nie ma wyjścia. 𝐶𝑧𝑦𝑚 𝑏𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑠ą 𝑟𝑜𝑧𝑡𝑒𝑟𝑘𝑖 𝑝𝑎𝑛𝑛𝑦 𝑛𝑎 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑤 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑧 𝑝𝑟𝑧𝑒ś𝑙𝑎𝑑𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑤𝑖𝑑𝑚𝑒𝑚 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦? Decyzja Ireny o przyjęciu oświadczyn Stacha cieszy wszystkich, oprócz jej samej i Abrama oczywiście, chociaż ich uczucie było z góry skazane na porażkę.

ᴡsᴘóᴌᴄᴢᴇśɴɪᴇ

Magdę zachwycają Żarki, to niezwykłe i klimatyczne miasteczko ze swoją tragiczną historią. Pasja i miłość Mariusza do tego miejsca udziela się także jej. Dla młodych jest to interesująca historia, a dla starszych trudne wspomnienia.

Magda coraz bardziej zadomawia się w swoim wymarzonym domu, który wymaga kapitalnego remontu, uświadamia sobie, jak radykalnej przemianie uległo jej życie, a popchnęła ją do tego zdrada Łukasza. Przy okazji dowiaduje się, że przystojny Szymon, który jej pomógł, ma inne zobowiazania, Mariusz pasjonat historii Żarek o semickiej urodzie nie jest ortodoksyjnym Żydem, natomiast przystojny weterynarz Wojtek, któremu się spodobała z wzajemnością, jest zajęty.

Magda tak do końca nie wie, czego chce. Rozumie, że czas skończyć z flirtowaniem i na poważnie zająć się swoim życiem. Może chciałaby stabilizacji i oparcia w mężczyźnie, ale każdy facet w jej otoczeniu nie był tym właściwym. Zastanawia się, czy trudno zakochać się ze wzajemnością i sprawić, by to przetrwało? Remont domu mógł skończyć się dla Magdy tragicznie, ale zarazem doprowadził do ważnego odkrycia…

𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘧𝘰𝘵𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘪 to świetnie skonstruowana powieść obyczajowa z historią w tle, dwutorowa, gdzie w przeszłość wpleciona jest w teraźniejszość. Taki przekaz ma mniejszy ciężar emocjonalny, łatwiej historię Ireny sobie przyswoić. Dwie linie czasowe pozwalają czytającemu odetchnąć, bo problemy współczesne nie są tak ciężkie i trudne jak realia wojenne. Losy Ireny autorka przedstawia tuż przed wybuchem wojny i to co działo się później można jedynie poznać z opowieści tych, którzy pamiętają tamten dramat i losy ludzi, które zmieniły się nieodwracalnie raz na zawsze. Autorka kreśli nastroje, jakie wtedy panowały w Polsce, a konkretnie w Żarkach. Jak zaczyna się szerzyć antysemicka nagonka, jak dawni znajomi sąsiedzi, nagle stają się dla siebie wrogami. Przedstawiana historia przedwojennej miłości Żyda i gojki urywa się tuż przed wybuchem wojny. Reszty historii Magda dowiaduje się z ust leciwej sąsiadki Wandy. Pomimo tragicznego przebiegu zdarzeń dotyczących rodziny Będkowskich, przyjmuje się tę opowieść ze spokojem, bo bezpośrednio się w niej nie uczestniczy. Małgorzata Lis bardziej skupiła się na współczesnym wątku i na tym, jaki wpływ miała przeszłość na powojenne losy ludzi. Świadków tamtych zdarzeń jest coraz mniej, a współcześni różnie na te opowieści reagują. Jednych ta historia bardzo interesuje i starają się ją ocalić od zapomnienia jak Mariusz i Magda a innych ona zupełnie nie obchodzi i reagują znużeniem jak Wojtek.

Znakomicie wypadła kreacja współczesnej bohaterki Magdy, skupionej na flirtach i miłostkach, która jednak stopniowo zmienia się pod wpływem opowiadanej wojennej historii przez leciwą i dobrą Wandę. Imponująca jest postawa nad wyraz dojrzałej osiemnastoletniej Irenki, która, pomimo że jest tak bardzo zakochana, twardo stąpa po ziemi i wybiera zgodnie z rozsądkiem, wbrew swoim uczuciom. Zestawienie odmiennych charakterów bohaterek jest jak zderzenie dwóch odległych światów i sposobu postrzegania rzeczywistości. Małgorzata Lis przedstawia, z czym wtedy musiały zmagać się kobiety, a jak bardzo niefrasobliwie podchodzą do życia te współczesne, które są przekonane, że wszystko im się należy.

Ta powieść uświadamia, że wciąż trzeba wracać do tamtych zdarzeń, żeby młode pokolenie doceniało, w jakich czasach przyszło nam żyć, bez wojny i bez strachu. Oby nigdy się to nie powtórzyło. Może się wydawać, że na rynku jest przesyt tego typu literatury, ale zgadzam się z autorką, że trzeba o tym mówić. I nie chodzi tu o epatowanie tragedią wojny, czy tworzeniu ckliwych romansów, które z rzeczywistością mają nie wiele wspólnego, ale o to, by przypominać o tym, co wydarzyło się naprawdę. Ż𝑒𝑏𝑦 𝑜𝑐𝑎𝑙𝑖ć 𝑜𝑑 𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎. 𝑃𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒𝑚𝑦 𝑚ó𝑤𝑖ć 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑚𝑖ł𝑒 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑚𝑛𝑒, 𝑧𝑎𝑓𝑎ł𝑠𝑧𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖ę. 𝑃𝑜𝑧𝑎 𝑡𝑦𝑚 𝑜𝑓𝑖𝑎𝑟𝑜𝑚 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑙𝑒ż𝑦, 𝑐ℎ𝑜ć𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑝𝑎𝑚𝑖ęć.

Wtedy ludzie, żyli intensywniej, bardziej kochali, cieszyli się każdą chwilą, teraz czasem mamy wrażenie, że czas ucieka nam przez palce i trwonimy go na głupstwa i się nimi przejmujemy.

Mężczyźni walczyli i ginęli na wojnie, a kobiety strzegły ogniska domowego i czekały. Ratowały innych, narażając przy tym swoje życie. Przeprowadzały Żydów przez granicę z generalnej Guberni do III Rzeszy jak mieszkanki Żarek. 𝐵𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑎 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎, 𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑠𝑖𝑙𝑛𝑎 𝑏𝑒𝑠𝑡𝑖𝑎, 𝑎 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗𝑒 𝑚𝑎𝑡𝑘ą, 𝑤ó𝑤𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑑𝑙𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑜ż𝑙𝑖𝑤𝑦𝑐ℎ. Nie ma znaczenia, że Małgorzata Lis opowiada historię dwóch fikcyjnych postaci, bo prawdziwa jest historia, która okrutnie doświadczyła miliony Polaków i Żydów. Autorka w przepiękny sposób snuje swoją opowieść, nie ocenia, nie oskarża. Opisuje tamte realia, takimi jak były. Trudne, bolesne i stara się je ocalić od zapomnienia, nie chce pielęgnować w sobie bólu i nienawiści, bo [… ] 𝑤 𝑘𝑎ż𝑑𝑦𝑚 𝑛𝑎𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠ą 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑖 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑠𝑘𝑎. Powieść napisana ku pamięci tych co pomagali mimo wszystko.

To nie jest jeszcze koniec historii mieszkańców Kwiatowej 18 i to zarówno tych sprzed ponad osiemdziesięciu lat jak i tych współczesnych. Bardzo jestem ciekawa, jak dalej potoczyły się ich losy.

𝑃𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ł𝑦 𝑧𝑑𝑗ę𝑐𝑖𝑎, 𝑚𝑎𝑡𝑘𝑖 𝑖 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑘𝑎 𝑧 𝑐𝑧𝑎𝑠ó𝑤 𝑧𝑎𝑛𝑖𝑚 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ł𝑦 𝑟𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑑r𝑎𝑚𝑎𝑡 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦. 𝑃𝑟𝑧𝑒 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑠𝑜𝑤𝑛ą 𝑛𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖ść.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝗰𝗮𝗹𝗶ć 𝗼𝗱 𝘇𝗮𝗽𝗼𝗺𝗻𝗶𝗲𝗻𝗶𝗮

[…] 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑡o 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒. 𝐷𝑜𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜 𝑤 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑤𝑖𝑑𝑎ć 𝑤𝑦𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘 𝑜𝑘𝑟𝑢𝑡𝑛𝑒 𝑏𝑦ł𝑦 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦.


Małgorzata Lis dała się poznać w znakomitych 𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ś𝑐𝑖𝑎𝑐ℎ 𝑧 𝑤𝑖𝑎𝑟𝑦, ale tym razem napisała powieść z historią w tle, spełniając tym samym swoje marzenia. 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘧𝘰𝘵𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘪 to opowieść o losach Magdy i Ireny, która jest co prawda historią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝗲𝗻𝗮 𝘀𝗽𝗿𝗮𝘄𝗶𝗲𝗱𝗹𝗶𝘄𝗼ś𝗰𝗶

𝑆𝑖𝑒𝑟𝑜𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒𝑐 to kolejna powieść Przemysława Kowalewskiego z Ugne Galantem w roli głównej. Z każdą kolejną książką autor utwierdza i tak już mocną pozycję w moim prywatnym rankingu najlepszych i ulubionych pisarzy. Sięgając po kolejną książkę autora, wiem, że się nie zawiodę, a wprost przeciwnie otrzymam dawkę emocji, jakich oczekiwałam, a nawet więcej. 𝑆𝑖𝑒𝑟𝑜𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒𝑐 po 𝐾𝑜ź𝑙𝑒 i 𝑆𝑧ó𝑠𝑡𝑐𝑒 jest już trzecim kryminałem Przemysława Kowalewskiego, w którym na podstawie prawdziwych zdarzeń, autor snuje znakomite fikcyjne historie i zaryzykowałabym stwierdzenie, że jest najlepszą ze wszystkich trzech części serii.

Ugne Galant, odkąd stracił nadzieję na kolejną szansę u Basi, całkowicie pogrążył się w alkoholizmie. Od poprzedniej sprawy został zdegradowany, a w milicji pracuje jeszcze tylko dlatego, że kiedy ma przebłyski w piciu nie ma lepszego śledczego. Gdy natrafi na ślad, nie odpuści, aż do końca. Basia awansowała na kapitana i prowadzi zwyczajne śledztwa, które nie powodują u niej wzrostu adrenaliny. Nadchodzi jednak dzień, kiedy na komisariat przychodzi młoda kobieta, która chce zgłosić sprzedaż swojej siostry. To zdarzenie miało miejsce piętnaście lat temu i Basia nie wie, czy to, co mówi kobieta, jest prawdą, ale sama wychowywała się w sierocińcu, w którym doznała traumatycznych przeżyć, więc postanowiła zająć się tą sprawą. Przyjmuje zgłoszenie i udaje się do Państwowego Domu dziecka im. Pionierów Szczecina, gdzie kiedyś przebywały dziewczynki. Nie wie, że przekroczenie progu tego przybytku spowoduje otworzenie puszki Pandory, a ona sama wkroczy w ciemność, która może ją pochłonąć. Niewygodne pytania zadane dyrektorce uruchomią lawinę nieprzewidzianych zdarzeń, mroczne ścieżki prowadzą bowiem na szczyty komunistycznej władzy.

Basia angażuje do pomocy psychologa Izabelę Lewandowską, która kiedyś naraziła się władzom, odmawiając tuszowania wypadku z udziałem czołgu, który podczas defilady wojsk Układu Warszawskiego wjechał w tłum dzieci, zabijając kilkoro z nich. Zwraca się też o pomoc do Lwowiaka i jego asystenta Kuby Kawalca. Lwowiak zaś prosi o pomoc Ugne, który początkowo odmawia, ale gdy pojawia się w grupie, jest nie tylko trzeźwy, ale przychodzi z mocnym postanowieniem, że tym razem definitywnie odrzuci alkohol, by mógł jeszcze raz zawalczyć o Basię.

Niespodziewanie Irena, kobieta, która zgłosiła przestępstwo, wycofuje oskarżenie, a szef w tej sytuacji uważa sprawę za niebyłą. Basia czuje jednak, że sprzedaż siostry Ireny to tylko czubek góry lodowej. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że sprawa sierocińca ma dużo większy ciężar, niż początkowo się jej wydawało. Wygląda na to, że to zorganizowana grupa przestępcza, która dla korzyści materialnych krzywdzi bezbronne dzieci. Basia ze swoją ekipą prowadzą nieoficjalne śledztwo, ale ludzie, którzy stoją za tym procederem, są wysoko postawieni i tak łatwo nie odpuszczą. Wkrótce wszyscy znajdą się w wielkim niebezpieczeństwie, bo ci, którzy są zamieszani w ten proceder, szykują dla siebie wielką imprezę z udziałem dzieci i gości dewizowych nazywając ją Wielką Pardubicką i nie pozwolą sobie w tym przeszkodzić. Zagrożeni przestępcy zrobią wszystko w dosłownym słowa tego znaczeniu, by zespołowi śledczych uniemożliwić odkrycie prawdy. Oni zaś z kolei będą zmuszeni działać wbrew prawu, by do niej dotrzeć. Czy będą w stanie poświęcić wszystko, w co wierzą i kochają, by przywrócić sprawiedliwość? Prawda okaże się bardziej przerażająca, niż można było to sobie wyobrazić.

Korupcja, władza, żądza zysku bez względu na koszty jest jak hydra, bo na miejsce odciętej głowy natychmiast pojawia się następna. Narkotyki, handel ludźmi, narządami, bronią, wydaje się, że przestępczość na tym polu nie ma końca. W rzeczywistym wymiarze nie pojawi się grupa sprawiedliwych, gotowych na wszystko, by walczyć ze złem tego świata. Świat skorumpowanych polityków, wymiaru sprawiedliwości wciąż, ma się dobrze, nikt o zdrowych zmysłach im się nie sprzeciwi, z czego oni doskonale zdają sobie z tego sprawę.

[…] 𝑔𝑑𝑦 𝑑𝑜𝑡𝑎𝑟ł 𝑑𝑜 𝑑𝑟𝑧𝑤𝑖 𝑝𝑟𝑜𝑤𝑎𝑑𝑧ą𝑐𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑜 𝑠𝑒𝑘𝑟𝑒𝑡𝑎𝑟𝑖𝑎𝑡𝑢, 𝑜𝑑𝑤𝑟ó𝑐𝑖ł 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑏𝑖𝑒𝑔ł 𝑤𝑧𝑟𝑜𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑝𝑜 𝑡𝑤𝑎𝑟𝑧𝑎𝑐ℎ 𝑢𝑟𝑧ę𝑑𝑛𝑖𝑘ó𝑤. 𝐷𝑜𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑧 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑎ł, ż𝑒 𝑏𝑦𝑙𝑖 𝑡𝑢 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑟𝑎𝑐𝑜𝑤𝑛𝑖𝑐𝑦 𝑚𝑎𝑔𝑖𝑠𝑡𝑟𝑎𝑡𝑢, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑐𝑧ł𝑜𝑛𝑘𝑜𝑤𝑖𝑒 𝑝𝑎𝑟𝑡𝑖𝑖 𝑘𝑜𝑚𝑢𝑛𝑖𝑠𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑧 𝑊𝑜𝑗𝑒𝑤ó𝑑𝑧𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑅𝑎𝑑𝑦 𝑁𝑎𝑟𝑜𝑑𝑜𝑤𝑒𝑗 𝑜𝑟𝑎𝑧 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑖𝑘𝑎𝑟𝑧𝑒 𝑟𝑒ż𝑖𝑚𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 „𝐺ł𝑜𝑠𝑢 𝑆𝑧𝑐𝑧𝑒𝑐𝑖ń𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜” 𝑔𝑜𝑡𝑜𝑤𝑖 𝑤𝑦𝑑𝑟𝑢𝑘𝑜𝑤𝑎ć 𝑘𝑎ż𝑑𝑒 𝑘ł𝑎𝑚𝑠𝑡𝑤𝑜 𝑤𝑦𝑚𝑦ś𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑝𝑎𝑟𝑡𝑦𝑗𝑛𝑖𝑎𝑘ó𝑤. 𝐵𝑦𝑙𝑖 𝑝𝑟𝑜𝑘𝑢𝑟𝑎𝑡𝑜𝑟𝑧𝑦 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑐𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑐𝑖ń𝑠𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑎𝑙𝑒s𝑡𝑟𝑦 […] 𝑂𝑘𝑟ą𝑔ł𝑒, 𝑐𝑧𝑒𝑟𝑤𝑜𝑛𝑒 𝑚𝑜𝑟𝑑𝑦 𝑧 𝑝𝑜𝑑𝑤ó𝑗𝑛𝑦𝑚𝑖 𝑝𝑜𝑑𝑏𝑟ó𝑑𝑘𝑎𝑚𝑖. […] 𝑊 𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑐𝑧𝑎𝑐ℎ 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑎ł 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑢𝑠𝑡𝑘ę 𝑖 𝑝𝑟𝑎𝑔𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑢𝑛𝑖𝑘𝑛𝑖ę𝑐𝑖𝑎 𝑜𝑑𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑎𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑖 𝑧𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ę𝑐𝑦 𝑖𝑛𝑠𝑡𝑦𝑛𝑘𝑡 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑡𝑟𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑐ℎęć 𝑢𝑘𝑟𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑛𝑎𝑔𝑜𝑛𝑘𝑖. 𝐷𝑜 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑢, 𝑎ż 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑢𝑐𝑖𝑐ℎ𝑛𝑖𝑒, 𝑎ż 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑛ą. – fragment powieści 𝑆𝑖𝑒𝑟𝑜𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒𝑐. Opis dotyczy tamtej rzeczywistości, ale te słowa doskonale odzwierciedlają naszą teraźniejszość.

Bohaterowie powieści Przemysława Kowalewskiego to ludzie z krwi i kości. Może trochę ponad przeciętni, ale w ogólnym rozrachunku śmiertelni jak każdy. Epilog nie napawa nadzieją, ale nie mógł być inny.

𝑆𝑖𝑒𝑟𝑜𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒𝑐 to powieść, która łączy wciągającą intrygę kryminalną ze świetną sensacją, czyta się ją jednym tchem i z wypiekami na twarzy. Nie sposób nie docenić trudu i olbrzymiej pracy, jaką autor musiał włożyć w stworzenie swojej książki. Dokonał doskonałego researchu, dzięki czemu ta powieść wypadła tak realnie. Przemysław Kowalewski ma jedyny w swoim rodzaju styl pisania, który go wyróżnia. Okazuje się, że nie trzeba stosować udziwnień i wprowadzać wątków poprawnych politycznie, by można było uznać, powieść za bardzo dobrą. Chylę czoło przed niebywałym talentem autora, bo jak rzadko kto potrafi tworzyć fikcyjne opowieści na podstawie prawdziwych zdarzeń, a przy tym w jak niesamowity sposób oddać klimat tamtych czasów. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu autora w dociekaniu prawdy historycznej dowiedziałam się, co oznacza termin „dochowańcy” i tego, że sprzedaż sierot do pomocy na roli była czymś powszechnym w Polsce Ludowej, a „dochowańcy” byli początkiem procederu, który ostatecznie przyjął formę handlu sierotami. W tamtym okresie doszło do masowej sprzedaży dzieci. 𝑊 𝑃𝑅𝐿 – 𝑢 𝑢𝑐𝑧𝑒𝑠𝑡𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑤 𝑛𝑖𝑚 𝑢𝑟𝑧ę𝑑𝑛𝑖𝑐𝑦 𝑟óż𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑏𝑙𝑖 𝑤ł𝑎𝑑𝑧𝑦. – napisał autor w posłowiu, przyznaje też, że nie było mu łatwo dotrzeć do dokumentów źródłowych tego problemu. Ostatecznie udało mu się na tym, co zebrał oprzeć fikcyjną opowieść 𝑆𝑖𝑒𝑟𝑜𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒𝑐 i poruszyć kolejną niechlubną kartę w historii naszego kraju.

Przemysław Kowalewski imponuje mi swoją wiedzą, pracowitością i determinacją w dociekaniu prawdy. Żadne fakty historyczne poruszane w jego książkach nie są wyssane z palca, autor tworzy historie, które miały miejsce w przeszłości, a na użytek powieści ubiera je w fikcję literacką. Cała bibliografia, z jakiej autor korzystał przy pisaniu Sierocińca, znajduje się na końcu książki. Wielki szacunek Panie Przemysławie i dziękuję za kolejną pouczającą i niesamowitą podróż w czasie.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝗲𝗻𝗮 𝘀𝗽𝗿𝗮𝘄𝗶𝗲𝗱𝗹𝗶𝘄𝗼ś𝗰𝗶

𝑆𝑖𝑒𝑟𝑜𝑐𝑖𝑛𝑖𝑒𝑐 to kolejna powieść Przemysława Kowalewskiego z Ugne Galantem w roli głównej. Z każdą kolejną książką autor utwierdza i tak już mocną pozycję w moim prywatnym rankingu najlepszych i ulubionych pisarzy. Sięgając po kolejną książkę autora, wiem, że się nie zawiodę, a wprost przeciwnie otrzymam dawkę emocji, jakich oczekiwałam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘇𝗸𝗹𝗮𝗻𝗲 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲

Moja miłość do książek Anny Stryjewskiej nie gaśnie, a wprost przeciwnie wzrasta z każdą kolejną książką autorki. Anna Stryjewska tworzy niezwykłe i wzruszające historie o zwyczajnych ludziach, ich problemach, życiowych wyborach i skutkach tych wyborów. Autorka zachwyca mnie swą prozą, każda jej książka dostarcza mi mnóstwa emocji i pozostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.

𝐿𝑢𝑐𝑦𝑛𝑎. 𝑍𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑛𝑖ć opowiada historię zwyczajnej kobiety, która zakochała się bez pamięci i myślała, że będzie to miłość na zawsze. Sądziła, że jej wybranek tę miłość odwzajemnia równie mocno i wydawało się, że nie ma takiej siły, która by ich rozdzieliła. Niestety pojawił się między nimi człowiek, jak zły duch udający przyjaciela, który sięgnął po to, co nie jego, niszcząc przy tym szczęście tej dwójki. Historia bohaterki wydaje się nieprawdopodobna i choć chwilami przypomina film sensacyjny, to zdarzyła się naprawdę. Historia wielkiej miłości, która nie przetrwała próby czasu, zwłaszcza że fałszywy przyjaciel zapragnął cudzej żony, a ona uwierzyła podszeptom człowieka, który bezczelnie sięgnął po to, co nie jego. Opowieść o wielkiej miłości, która miała trwać, aż po grób, ale życie napisało zupełnie inny scenariusz.

Akcja powieści rozgrywa się w dwóch liniach czasowych od lat 70. do 1990 r. Jedna z nich to, okres, w którym Julian i Lucyna stali się nierozłączni, a ich uczucie wydawało się wieczne i nie do ruszenia. Druga zaś opowiada o tym, jak Julian wyjeżdża za granicę, po czym kontakt się z nim urywa, a zdesperowana Lucyna wyrusza z małym dzieckiem, by go odnaleźć.

Lucyna wychowywała się w dość biednej rodzinie z trójką rodzeństwa i postanowiła, że jej życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Matka pracowała w przędzalni na trzy zmiany, a i tak ledwo wiązała koniec z końcem. Z pięknej i powabnej niegdyś kobiety zmieniła się w podstarzałego i zmęczonego życiem człowieka. Ojciec pijak, nie tylko przepuszczał wszystkie zarobione pieniądze, ale zdradzał matkę przy każdej nadarzającej się okazji. Lucyna obserwując życie matki z pijakiem, który jej nie szanuje, przysięga sobie, że nigdy z kimś takim się nie zwiąże. Były to czasy, gdy żaden chłop za kołnierz nie wylewał, a więzy małżeńskie były święte i nierozerwalne. Każdy mąż bez względu na to, co robił, był lepszy niż gdyby w ogóle go nie było. Dziewczyna jest przekonana, że ślub z Julianem kolorowym ptakiem, z którym łączy ją wielkie uczucie, pozwoli jej stworzyć szczęśliwą rodzinę. Lucyna przyrzekła sobie, że nie pozwoli, by mąż ją oszukał i że nigdy nie da się traktować tak jak matka. Jeszcze nie wie, że wszystko nie jest takie proste, jak jej się wydaje i wkrótce jej życie potoczy się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażała.

Idylla jednak nie trwa zbyt długo, bo Julian wskutek nierozważnego zachowania musi szukać pracy za granicą. Gdy w Berlinie Zachodnim Julian trafia do więzienia, Lucyna z pomocą zauroczonego nią fałszerza dokumentów przekracza wraz z córeczką nielegalnie granicę. Mieszka w domu dla uchodźców i jest przerażona tym, że nie wie, gdzie jest jej mąż, a ona nie może wrócić do kraju. Tkwiła tu z małym dzieckiem od dwóch miesięcy i wciąż nie wiedziała co będzie dalej. Mąż zapadł się jak kamień w wodę, a jej myśli nieustannie krążyły między domem w Polsce a przytułkiem dla uchodźców. Serce przepełniał strach. 𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑝𝑢𝑠𝑧𝑐𝑧𝑎ł𝑎, ż𝑒 𝑑𝑜𝑐𝑖𝑒𝑟𝑎𝑗ą𝑐 𝑛𝑎 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑢ż 𝑚ęż𝑎. 𝑁𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜d𝑧𝑖𝑒𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑖𝑜𝑠𝑢 𝑜𝑑 𝑙𝑜𝑠𝑢, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑐𝑎ł𝑘𝑜𝑤𝑖𝑐𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑘𝑟𝑧𝑦ż𝑜𝑤𝑎ł 𝑗𝑒𝑗 𝑝𝑙𝑎𝑛𝑦. Gdy w końcu odnajduje Juliana, dostaje kubeł zimnej wody na głowę. Teraz musi zdecydować, wraca do kraju, czy zostaje, choć w tej sytuacji zaczyna jej być wszystko jedno. Zdaje sobie sprawę z ironii losu, że mimo wszystko dostała szansę na nowe życie. Została oszukana, zraniona do głębi, zdradzona, a Wojtek znalazł się przy niej w odpowiednim momencie, chociaż ona wcale go nie kochała. Lucyna w desperacji do końca nie przemyślała swoich decyzji. Postanowiła wraz z Wojtkiem wyjechać do Ameryki, wbrew radom siostry i przyjaciółki. Nie wiedziała, czy chce zrobić na złość Julkowi, udowodnić coś sobie, czy może uległa namowom Wojtka. Chociaż czuje zapętlający się strach na gardle przed nieznanym, rozpacz, złość i chęć odegrania się na mężu prowadzi ją w świat, wbrew wszystkim i wszystkiemu. Lucynie marzył się własny skrawek nieba, a Ameryka miała go jej zapewnić.

Ameryka nie do końca spełniła oczekiwania Lucyny, a Wojtek stawał się coraz bardziej zazdrosny i agresywny. Lucyna bardzo tęskni za rodziną i siermiężną ojczyzną, w której zostawiła najlepsze chwile swojego życia, wielką miłość i nadzieję… 𝑃𝑜𝑝𝑒ł𝑛𝑖ł𝑎 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑏łę𝑑ó𝑤, 𝑝𝑜𝑚𝑦𝑙𝑖ł𝑎 𝑡𝑦𝑙𝑒 𝑑𝑟ó𝑔, 𝑎𝑙𝑒 𝑘𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑏łą𝑑𝑧𝑖, 𝑘𝑡o 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑦𝑙𝑖?

Konstrukcja powieści jest niezwykle ciekawa, jej akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku lat w Łodzi, a potem w Niemczech, Kanadzie i Ameryce. Autorka wspomina w posłowiu, że nie byłoby tej powieści, gdyby nie pewna podróż na początku 2023 roku na północ Francji, Belgii i Anglii, gdy do grupy dołączyła powieściowa Lucyna pełna radości i optymizmu pomimo kilkuletniej walki z nowotworem, snuła plany na przyszłość i opowiadała o swoim barwnym i niezwykłym życiu.

Większość występujących w powieści bohaterów to postaci autentyczne, ludzie z krwi i kości, którzy żyli w tamtych czasach. Szczególnie imponowała mi postawa mamy Lucynki, kobiety z pozoru kruchej i stłamszonej przez życie, ale gdy trzeba, potrafiła zawalczyć o swoje. Chociaż wydawała się kobietą uzależnioną od męża, to jak na tamte czasy była niezwykle operatywna i odważna. Mając na utrzymaniu czwórkę dzieci, nie mogąc liczyć na pomoc męża pijaka, mieszkająca w lokalu urągającym wszelkim standardom, gdy pojawi się okazja, ona robi wszystko by zapewnić sobie i dzieciom przyzwoity lokal do mieszkania.

Anna Stryjewska wspaniale nakreśliła ówczesne realia, trudną codzienność Polaków, która często zmuszała do „kombinowania” i „załatwiania”, co dziś wydaje się nie do pomyślenia, wówczas było normą. To był niezapomniany czas prywatek, adapterów i płyt winylowych z nagraniami znanych zespołów zdobywających w ówczesnej Polsce szczyty popularności. Autorka pokazała, jak wtedy wyglądały relacje rodzinne i sąsiedzkie, a także marzenia ludzi zwłaszcza młodych o wyjeździe do Ameryki, który jawił się im jako amerykański sen o dobrobycie. Były to lata w pewnym sensie podobne do naszej rzeczywistości. Propaganda goniła propagandę. Kolejny premier nie był lepszy od poprzedniego. 𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜𝑏𝑖𝑒𝑐𝑢𝑗𝑒, 𝑎 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑟𝑜𝑏𝑖 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒!

Małżeństwo Lucyny i Juliana jest przykładem związków na odległość w tamtych czasach, odzwierciedleniem sporej liczby rozbitych małżeństw z powodu migracji za granicę. Młodzi ludzie zyskiwali pieniądze, lecz zazwyczaj tracili rodziny. Zazwyczaj związki na odległość nie wytrzymywały próby czasu albo jak to ma miejsce w powieści, rozpadowi przysługiwali się „przyjaciele”, mający w tym osobisty interes. Marzenia o innym lepszym życiu kończyły się zwykle rodzinnymi dramatami. Pieniądze to nie wszystko, każdy się kiedyś o tym przekonuje.

Historia opowiedziana przez Annę Stryjewską jest nie tylko oparta na faktach, ale ma uniwersalny przekaz, a dla mnie była podróżą sentymentalną do przeszłości.

Niejednokrotnie za swoje wybory płacimy wysoką cenę, bo całe lata zajmuje nam dostrzeżenie oczywistej prawdy i docenienia tego, co jest najważniejsze w życiu. Każdy z nas nosi bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć. Często jednak nasze marzenia i założenia są bardzo dalekie od rzeczywistości i życie je weryfikuje. Tak nie wiele przecież trzeba nam do szczęścia, a próbujemy go szukać hen daleko. Niestety obiecany American Dream jest tylko ułudą, bo wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Historia Lucyny zapadła mi głęboko w serce i bardzo chciałabym się dowiedzieć, jaki był ciąg dalszy jej niezwykłych losów, a że jakiś był, sugeruje to otwarte zakończenie.

𝐾𝑎ż𝑑𝑎 𝑧 𝑛𝑎𝑠 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑗ą𝑐, 𝑝𝑜𝑠𝑧𝑢𝑘𝑢𝑗ą𝑐 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑖 𝑠𝑝eł𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑧𝑑𝑜𝑙𝑛𝑎 𝑏𝑦ł𝑎 𝑙𝑢𝑏 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑑𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑦𝑛ó𝑤 𝑖 𝑤𝑦𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑒ń. 𝑀𝑖ł𝑜ść 𝑢𝑠𝑘𝑟𝑧𝑦𝑑𝑙𝑎, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑛𝑜𝑠𝑖 𝑔ó𝑟𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑡𝑒ż 𝑟𝑎𝑛𝑖ć, 𝑎 𝑧𝑟𝑎𝑛𝑖𝑜𝑛𝑎, 𝑧𝑑𝑟𝑎𝑑𝑧𝑜𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖 𝑏𝑦ć 𝑛𝑖𝑒𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑎𝑙𝑛𝑎.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘇𝗸𝗹𝗮𝗻𝗲 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲

Moja miłość do książek Anny Stryjewskiej nie gaśnie, a wprost przeciwnie wzrasta z każdą kolejną książką autorki. Anna Stryjewska tworzy niezwykłe i wzruszające historie o zwyczajnych ludziach, ich problemach, życiowych wyborach i skutkach tych wyborów. Autorka zachwyca mnie swą prozą, każda jej książka dostarcza mi mnóstwa emocji i pozostaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘇ł𝗼𝘄𝗶𝗲𝗸 𝗰𝘇ł𝗼𝘄𝗶𝗲𝗸𝗼𝘄𝗶 𝘄𝗶𝗹𝗸𝗶𝗲𝗺


𝐾𝑎ż𝑑𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑎 𝑚𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑠𝑒𝑘𝑟𝑒𝑡𝑦 𝑖 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑎𝑐𝑡𝑤𝑜 𝑢𝑘𝑟𝑦𝑡𝑒 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑎𝑐ℎ – 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑎𝑟𝑐𝑧𝑦 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑜𝑟𝑢𝑠𝑧𝑦ć 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑎 𝑑𝑒𝑠𝑒𝑐𝑧𝑘ę.

Ostatnio czytam sporo książek autorów, którzy postanowili zadebiutować na rynku wydawniczym. Są to często autorzy bardzo młodzi, ale są też tacy, którzy pisali do szuflady i od lat marzyli, by wydać swoją książkę. Nie jest to łatwe zadanie, bo na rynku wydawniczym jest dość tłoczno, a konkurencja ogromna, trudno się w ten rynek wstrzelić i zainteresować czytelnika na tyle, by udało się jego uwagę zatrzymać na dłużej. Chętnie sięgam po książki debiutantów, gdyż bardzo często, pomimo że jest to ich pierwsza książka, mają świetny styl pisania i głowę pełną pomysłów. Hanna Szczukowska – Białys nie ukrywa, że jest zakochana w kryminałach. 𝑊𝑒𝑠𝑧ł𝑎𝑚 𝑤𝑖ę𝑐 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑘𝑟𝑦𝑚𝑖𝑛𝑎ł𝑢 𝑗𝑎𝑘𝑜 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑒𝑙𝑛𝑖𝑐𝑧𝑘𝑎. 𝑍 𝑏𝑖𝑒𝑔𝑖𝑒𝑚 𝑙𝑎𝑡 𝑖 𝑧 𝑙𝑒𝑘𝑡𝑢𝑟ą 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑘𝑠𝑖ąż𝑒𝑘 𝑧𝑎𝑐𝑧ęł𝑎𝑚 𝑚𝑦ś𝑙𝑒ć 𝑖 𝑧𝑎𝑚𝑎𝑟𝑧𝑦ł𝑎𝑚 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑛𝑖𝑎, ż𝑒 𝑏𝑦ć 𝑚𝑜ż𝑒 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑏𝑦ł𝑜𝑏𝑦 𝑠𝑡𝑎𝑛ąć 𝑝𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘𝑜 𝑝𝑖𝑠𝑎𝑟𝑘𝑎 – fragment wywiadu z autorką dla Onet.pl 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒 rozpoczyna dość spektakularny prolog, który przykuwa uwagę od samego początku. Akcja powieści została umieszczona w Bydgoszczy zapewne dlatego, że autorka jest rodowitą bydgoszczanką i ma dość dużą słabość do tego miasta, ale też miała silne poczucie, że to miasto jest praktycznie nieznane. Bydgoszcz jest miastem, o którym mało się mówi i mało wie. Nietypowy jest też czas umieszczenia akcji kryminału, całość bowiem dzieje się w latach dziewięćdziesiątych. Był to dla mnie pewien smaczek, co prawda specyfika realiów panujących w Bydgoszczy w tamtym okresie nie jest mi znana, ale lata dziewięćdziesiąte w Polsce już tak.

Komisarz Bondys to fanatyk liczb, wielbiciel heavy metalu i układania puzzli, nie miał łatwego dzieciństwa, ale takie to były czasy. 𝐶𝑖ęż𝑘𝑖𝑒, 𝑠𝑧𝑎𝑟𝑒, 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑡ł𝑎𝑐𝑧𝑎𝑗ą𝑐𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑡𝑜𝑤𝑎𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑐𝑧𝑡𝑒𝑟𝑒𝑗 𝑗𝑒ź𝑑ź𝑐𝑦 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑗𝑒𝑛𝑛𝑒𝑗 𝐴𝑝𝑜𝑘𝑎𝑙𝑖𝑝𝑠𝑦 – 𝑏𝑖𝑒𝑑𝑎, 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏𝑎, 𝑎𝑙𝑘𝑜ℎ𝑜𝑙𝑖𝑧𝑚 𝑖 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ. To człowiek, który przygarnął psa po śmierci bezdomnego, nałogowy palacz papierosów, bo jego zdaniem palenie pomaga mu w śledztwie i oczyszcza umysł. Bondys to również przyjaciel o dwadzieścia lat starszej sąsiadki Estery, która dba o niego jak o syna. Poirytowany dziwak, nadwrażliwy na niektóre dźwięki, wielbiciel pływania. Komisarz ma swoje natręctwa i swoje „robaki”, które czasem wypełzają z jego przeszłości.

Rybacki jest szefem Bondysa, kiedyś był doskonałym śledczym, lecz teraz kariera stała się dla niego ważniejsza od dobra śledztwa, priorytety jego przełożonego powoli się zmieniały. Bondys miał wrażenie, że Rybackiego ciągnie do dawnego stylu pracy, 𝑎𝑙𝑒 𝑤𝑝𝑎𝑑ł 𝑤 𝑝𝑢ł𝑎𝑝𝑘ę 𝑠𝑤𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑖 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑑𝑎𝑟𝑑ó𝑤, 𝑧 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ł 𝑧𝑟𝑒𝑧𝑦𝑔𝑛𝑜𝑤𝑎ć.

Para młodych policjantów to nowy nabytek. Ambitna starsza sierżant Beata Pachniewicz i wiecznie niezadowolony młodszy aspirant Radosław Miller.

Prokurator Grzegorz Gaura – Grizli, nie robi zbędnego zamieszania, nie utrudnia pracy, nie próbuje się wykazać. Jego alienacja i wycofanie spowodowane jest tym, że kiedyś jego żona wyszła z domu i nie wróciła, a on sam wychowywał córkę. 𝐽𝑎𝑘 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜, 𝑐𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ł𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎, 𝑧 𝑘𝑡ó𝑟ą 𝑠𝑖ę 𝑟𝑜𝑧𝑚𝑎𝑤𝑖𝑎, 𝑝𝑟𝑎𝑐𝑢𝑗𝑒 𝑛𝑎 𝑐𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑒ń.

Przed tą ekipą stoi ogromnie trudne zadanie. Na obrzeżach Bydgoszczy młoda kobieta odnajduje podczas spaceru z psem okaleczone zwłoki mężczyzny. Od pierwszej chwili to na nią pada podejrzenie, bo choruje na schizofrenię i być może miała epizod chorobowy, dlatego nie pamięta momentu morderstwa. Bondys jednak od początku sprzeciwia się tej teorii, bo to, że kobieta jest chora psychicznie, nie oznacza, że jest kryminalistką. […] 𝑠𝑎𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑜𝑠𝑖ł 𝑠𝑧𝑢𝑓𝑙𝑎𝑑𝑘𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑢, 𝑝ł𝑐𝑖, 𝑐𝑧𝑦 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏𝑦. Agata Lewicka chorująca na schizofrenię, kiedyś zabiła w obronie własnej, więc prawdopodobieństwo, że to ona zamordowała mężczyznę w lesie, jest dość duże. Chroni ją lekarka, która dopomogła wtedy dziewczynie, żeby na lata nie trafiła do więzienia. Nie do końca kieruje nią przyjaźń, jaką okazuje pacjentce, ma też w tym swój własny ukryty cel. Doktor Rychlicka znała ofiary i za wszelką cenę broni Agatę przed kontaktem z policją.

Dochodzenie ekipy śledczych skupia się wokół grona znajomych ofiary, ale gdy pojawia się kolejna, tak samo okaleczona, jak poprzednia, wszystko, co ustalili do tej pory, jest pozbawione sensu. Taki sam napis, jak się Bondysowi wydaje, wyryty na klatce piersiowej ofiar prowadzi śledztwo w kierunku konkretnego środowiska, chociaż nic w tej sprawie tak naprawdę się nie zgadza. Modus operandi sprawcy jest aż nadto oczywisty i komisarz zdaje sobie sprawę, że morderca będzie zabijał dotąd, aż nie zostanie schwytany. Naczelnikowi zależy na szybkim znalezieniu podejrzanego, by mógł zamknąć dochodzenie. Naciski z góry zaślepiają Rybackiego, wywołuje chęć jak najszybszego rozwiązania sprawy, zamknięcia kogokolwiek nawet bez twardych dowodów. Tymczasem zostaje odnaleziona kolejna ofiara.

Podobały mi się wrzucone mimochodem spostrzeżenia autorki na temat rzeczywistości dotyczące Bydgoszczy. Na uwagę zasługuje wspaniała kreacja bohaterów, doskonała narracja i wciągająca fabuła. Problemy, które autorka porusza w powieści, są jak najbardziej aktualne. Komercjalizacja świąt, bezduszność uczestników pogrzebów, obojętność na cudze nieszczęścia, brak empatii i chęci niesienia pomocy, bezduszne media szukające taniej sensacji, alkoholowe prezenty dla lekarzy, jednak na pierwsze miejsce wysuwa się brak tolerancji. I nie chodzi tu tylko o modny ostatnio temat, ale o brak tolerancji w szerokim tego słowa znaczeniu, o szufladkowaniu ludzi, ocenianiu ich po pozorach, przyklejaniu łatek i wydawaniu często krzywdzących osądów. Ta nietolerancja, zaszczucie budzi autentyczny sprzeciw i nie ma znaczenia, czego ona dotyczy. Religi, poglądów, polityki, statusu materialnego, osiągnięć w szkole, czy orientacji seksualnej. Często ci, którzy oczekują dobrego traktowania od innych, sami tak nie postępują. Osoba gnębiona, słaba psychicznie, niemogąca sobie poradzić z prześladowaniem, pozbawiona pomocy i wsparcia, doprowadzona do ostaeczności popełnia samobójstwo. Jej śmierci są winni wszyscy, którzy ją prześladowali, to nic, że to nie oni założyli jej sznur na szyję, nie wręczyli tabletek do ręki, nie podcięli żył. Gdyby nie dręczyli, nie doprowadziliby tej osoby nad krawędź przepaści, skąd powrotu już nie ma.

Kolejny poruszony w powieści problem to tak zwani wgapiacze, których miejsce wypadku, czy zbrodni przyciąga jak muchy do padliny. Tłumek gapiów miast chęci niesienia pomocy, szuka sensacji. (teraz jeszcze filmują wszystko, by potem pochwalić się tym w sieci). Wyglądają jak jedna ludzka masa zlana w całość niczym wielogłowa hydra. Jedno ciało z wieloma rozdziawionymi gębami wytrzeszczonymi oczami, wpatrującymi się w ten sam punkt. W każdym poruszanym w powieści wątku nie ma rodziny, która nie miałaby swoich tajemnic, swoich „robaków”. 𝑍𝑎𝑠𝑘𝑎𝑘𝑢𝑗ą𝑐𝑒, 𝑗𝑎𝑘 𝑠𝑧𝑦𝑏𝑘𝑜 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑘𝑟𝑒𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑝𝑒ł𝑧𝑎ł𝑦 𝑧 𝑠𝑧𝑎𝑓𝑦 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑏𝑖𝑒𝑔𝑎ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑡𝑎𝑑𝑜 𝑘𝑎𝑟𝑎𝑙𝑢𝑐ℎó𝑤.



𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒 to świetny kryminał, ale jest w nim kilka niedomówień i chwilami miałam wrażenie, że coś mi umyka. Jednym z nich jest wątek, który się pojawił i wzbudził we mnie spore zainteresowanie, sądziłam nawet, że autorka podąży tym tropem, ale niestety wątek się urwał i do końca nie został wyjaśniony, a szkoda, bo był w nim spory potencjał. Mam też pewien niedosyt z powodu słabo nakreślonych relacji pomiędzy śledczymi. Powtarzające się opisy ulic, tylko niepotrzebnie spowalniały akcję. Niestety nie przekonała mnie też motywacja postępowania antagonisty, bo były zbyt wydumane i zawiłe.

Książka do cienkich nie należy, ale krótkie rozdziały, kończące się w dość nieoczekiwanych momentach skutecznie wzmagały moją ciekawość, a im bliżej końca tym akcja coraz bardziej przyśpieszała. Podobało mi się osadzenie akcji w latach dziewięćdziesiątych, ale pomimo że autorka bardzo starała się odtworzyć klimat tamtych czasów, to nie do końca to jej się udało, bo chwilami miałam wrażenie, że akcja toczy się współcześnie. Interesująco natomiast wypadła kreacja postaci Komisarza Bondysa, którego mimo licznych dziwactw, łatwo było polubić, a jego nietypowa relacja z ojcem nadała mu głęboko ludzki wymiar. Mimo kilku zastrzeżeń 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒 czyta się wyśmienicie i z ogromnym zainteresowaniem. To bardzo dobrze napisana powieść kryminalna, ze świetnie wykreowanymi bohaterami z dbałością o szczegóły oraz piękno języka literackiego, bo jeśli nawet pojawiają się wulgaryzmy, to mają one swoje uzasadnienie. Jak na debiut powieść wypadła bardzo dobrze i nie ukrywam, że jestem niezwykle ciekawa kolejnych części z udziałem komisarza Bondysa, gdyż ta postać ma spory potencjał.

𝐶𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑗𝑎𝑘 𝑘𝑎𝑟𝑎𝑙𝑢𝑐ℎ, 𝑎𝑑𝑎𝑝𝑡𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑔𝑜 ś𝑟𝑜𝑑𝑜𝑤𝑖𝑠𝑘𝑎.

ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ ᴘᴏᴡsᴛᴀᴌᴀ ᴡ ʀᴀᴍᴀᴄʜ ᴀᴋᴄᴊɪ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴇɴᴄᴋɪᴇᴊ ᴡʏᴅᴀᴡɴɪᴄᴛᴡᴀ sǫɴ.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘇ł𝗼𝘄𝗶𝗲𝗸 𝗰𝘇ł𝗼𝘄𝗶𝗲𝗸𝗼𝘄𝗶 𝘄𝗶𝗹𝗸𝗶𝗲𝗺


𝐾𝑎ż𝑑𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑎 𝑚𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑠𝑒𝑘𝑟𝑒𝑡𝑦 𝑖 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑎𝑐𝑡𝑤𝑜 𝑢𝑘𝑟𝑦𝑡𝑒 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑎𝑐ℎ – 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑎𝑟𝑐𝑧𝑦 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑜𝑟𝑢𝑠𝑧𝑦ć 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑎 𝑑𝑒𝑠𝑒𝑐𝑧𝑘ę.

Ostatnio czytam sporo książek autorów, którzy postanowili zadebiutować na rynku wydawniczym. Są to często autorzy bardzo młodzi, ale są też tacy, którzy pisali do szuflady i od lat marzyli, by wydać swoją książkę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗛𝗲𝗿𝗯𝗮𝘁𝗮 𝗽𝗼𝘇𝘆𝘁𝘆𝘄𝗻𝘆𝗰𝗵 𝘇𝗺𝗶𝗮𝗻

𝑆ą 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę 𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś, 𝑘𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑔𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑢𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą𝑐𝑒𝑗 𝑖 𝑎𝑟𝑜𝑚𝑎𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑗𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦

Aleksandry Rak specjalnie przedstawiać nie muszę, bo napisała już 20 książek i doskonale jest znana swoim fanom, którzy cenią ją za to, że potrafi zaczarować czytelnika i wprowadzić go w świat, z którego nie się chce wychodzić. Nie bez powodu nazywana „mistrzynią relacji i więzi międzyludzkich”. W swoich powieściach porusza głównie tematy rodzinne, które opisuje w delikatny i czuły sposób. Po przeczytaniu 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵ó𝘸 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯𝘺 𝘞𝘪𝘯𝘯𝘪𝘤𝘬𝘪𝘤𝘩 napisałam, że po lekturze książki czuję się, niczym po wypiciu lampki dobrego wina. Byłam oczarowana tą niesamowitą i piękną historią, zmuszającą do refleksji, wspaniałymi opisami i mądrością życiową, jaka z niej płynęła.

𝐻𝑒𝑟𝑏𝑎𝑐𝑖𝑎𝑟𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑜𝑑 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑒𝑚 to kolejna przepiękna opowieść autorki o tym, że kobiety mogą być dla siebie dobre, być przyjaciółkami na dobre i złe. I o tym, że każda z nas potrzebuje miejsca poza domem, gdzie mogłaby się spotkać z innymi kobietami, pogadać o wszystkim i o niczym. Poskarżyć się, ponarzekać, otrzymać wsparcie, albo chociaż zostać wysłuchaną.

Jubileusz w liceum przyczynił się do tego, że koleżanki ze szkolnej ławy nieoczekiwanie spotykają się po latach. Żadna z nich nie zrealizowała swoich marzeń i żadna z nich tak do końca nie jest szczęśliwa. Honorata jest matką trójki wymagających dzieci i żoną rozpieszczonego mężczyzny, któremu obce są obowiązki domowe. Gabrysia musiała zaopiekować się siostrą, by uchronić ją przed pobytem w domu dziecka. Niestety nastolatka przyzwyczaiła się, że nie musi uczestniczyć w domowych obowiązkach, nie interesuje jej, że siostra wyzbyła się swoich artystycznych zamiłowań, na rzecz pracy w znienawidzonej przez nią agencji ubezpieczeniowej, żeby miały z czego się utrzymać. Alicja uwielbia swoją pracę z dziećmi w przedszkolu, ale związała się z egoistycznym facetem, z którym jest w ciąży, a ten siedzi jej na głowie w małej ciasnej kawalerce i zupełnie nie okazuje zainteresowania ani jej, ani ich jeszcze nienarodzonemu dziecku. Ala nie ma do kogo się zwrócić o pomoc, bo dawno temu zerwała relacje ze swoimi rodzicami. Dagmara jest bibliotekarką i mimo że bardzo kocha przebywanie w otoczeniu książek, marzy o czymś więcej. Te marzenia skutecznie torpeduje jej matka, która nie lubi zmian i nie wierzy w sukces córki.

Wszystkie na swój sposób są samotne, a powrót do wspomnień sprawia, że zaczynają analizować swoje wybory i żałować niewykorzystanych możliwości i utraconych szans. Wszystkie po tym spotkaniu czują, że pragną zmian w swoim życiu, bo na co dzień brakuje im ciepła i otuchy. Zaskakujące ciągi zdarzeń i zbiegów okoliczności sprawiają, że losy tych czterech kobiet nieoczekiwanie dla nich samych się splatają. Nie są już ze swymi problemami same, wspierają się nawzajem i stawiają czoła przeciwnościom losu. Ż𝑎𝑑𝑛𝑎 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑖𝑑𝑒𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑡𝑢 𝑤 𝑑𝑜𝑟𝑜𝑠ł𝑜ść […] Czy w pozornie poukładanym życiu kobiet jest miejsce na zmiany?

Kobiety próbują postawić swoje rodziny do pionu, ale bliscy nie wykazują zrozumienia, a wprost przeciwnie zaczynają się buntować. Nie potrafią stanąć na wysokości zadania, bo wygodnictwo i wyręczanie się innymi weszło im w nawyk. Kobiety zamiast oczekiwanej wdzięczności ze strony rodziny, spotykają się z niezadowoleniem, słowami pełnych pretensji i żalu. Zniechęcone sytuacją, chcą odpuścić, ale dobre rady przyjaciółek je przed tym powstrzymują. Koło zmian zostało już puszczone w ruch i żal je teraz zatrzymywać, bo wszystko, co dotąd zrobiły, zostałoby zaprzepaszczone raz na zawsze. To świeże spojrzenie na sytuację może pomóc kobietom i wiele zmienić, przede wszystkim pozwolić im wyrwać się z układów, w których bezradnie dotąd tkwiły.

Daga pragnie wyrwać się spod wpływu toksycznej matki, narzucającej swoje zdanie i decydującej o wszystkim. Honi z układu idealnej rodzinki zrzucającej wszystko na jej barki, bo skoro nie ma ambicji i nie pracuje, to może być darmową „służącą” dla bliskich z wiecznie kontrolującą ją teściową. Ala ze związku z mężczyzną, który z jej mieszkania zrobił sobie wygodną metę do spania i pożywiania, a dbanie o wygody partnerki zupełnie nie jest zgodne z jego naturą. Gabi z roli matki dla nastoletniej siostry, która w ogóle nie docenia jej poświęcenia.

Wszystkie pragną odmienić swoje życie, ale Dagmarę przed zmianami powstrzymuje apodyktyczna matka, bo córce i tak się nic nie uda, Honoratę, teściowa i mąż, bo przecież sama takiego życia chciała, Alicję strach, bo mężczyzna jest ojcem jej dziecka, a ona nie poradzi sobie z samotnym macierzyństwem, Gabrielę lęk o losy siostry, bo jeśli porzuci pracę w znienawidzonym miejscu, nastolatka trafi do domu dziecka. A gdzie w tym wszystkim są one same? Czy ktoś je pyta, co czują, czego chcą? Czy komuś zależy, by one mogły spełniać swoje marzenia? Dla każdej z kobiet nadchodzi jednak taki moment, kiedy rozgoryczenie przechyla szalę w jedną stronę. W trudnych chwilach pojawiają się przyjaciółki, które wspierają w niełatwych, ale potrzebnych decyzjach. Są zawsze tam, gdy któraś z nich potrzebuje rady i wsparcia. 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑦𝑧𝑦𝑘𝑢𝑗𝑒, 𝑡𝑒𝑛 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑖𝑗𝑒 𝑠𝑧𝑎𝑚𝑝𝑎𝑛𝑎.

𝘏𝘦𝘳𝘣𝘢𝘤𝘪𝘢𝘳𝘯𝘪𝘢 𝘱𝘰𝘥 𝘑𝘢ś𝘮𝘪𝘯𝘦𝘮 to tylko z pozoru historia lekka, łatwa i przyjemna, a jest to zapewne spowodowane przyjemnym i przystępnym w odbiorze stylem pisania autorki. Tak naprawdę ta powieść ma do przekazania sporo życiowej mądrości i wzbudza mnóstwo emocji. Niejednokrotnie zaciskałam pięści z bezsilnej złości, gdy bohaterki napotykały mur obojętności bliskich, a na próby zwrócenia im uwagi, że źle postępują, reagowali złością. Każda z bohaterek boryka się z problemami codziennego życia z kieratem obowiązków, w które same się zaprzęgły. Kiedyś źle wybrały i te niewłaściwe decyzje odcisnęły piętno na ich obecnym życiu, a próba zmienienia czegokolwiek spotyka się z oporem rodziny, bo przecież dobrze jest, tak jak jest. Przynajmniej dla nich.

𝐻𝑒𝑟𝑏𝑎𝑐𝑖𝑎𝑟𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑜𝑑 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑒𝑚 to piękna opowieść o przyjaźni, bratnich duszach, które łączą się w trudnych chwilach. To wspaniała powieść, którą czyta się z zapartym tchem od początku, aż do samego końca. Aleksandra Rak opowiada historię czterech kobiet, otulonej aromatem jaśminowej herbaty, spotykających się po latach, by mogły przewartościować swoje życie. Historia pokazująca, że zmiany zawsze są możliwe, jeśli naprawdę będziemy tego chciały, że na realizację swoich marzeń nigdy nie jest za późno. Często, jak bohaterki popadamy w rutynę dnia codziennego, a przyzwyczajenia sprawiają, że brakuje nam odwagi, by coś zmienić i zawalczyć o swoje. Każdy potrzebuje kogoś, by przytulił, wysłuchał, otarł łzy, doradził, albo po prostu by był.

Jestem tą historią wprost oczarowana, bo z każdą stroną nabiera mocy, jak świeżo zaparzona aromatyczna herbata. Cudownie było obserwować, jak przyjaźń kobiet nabiera tempa, jak się rozwija i jak stają za sobą murem, by szukać rozwiązania skomplikowanych problemów. Daga, Honia, Gabrysia i Ala, pomimo że są tak różne od siebie, to łączy je wielka potrzeba zmian, a gdy się zjednoczą, nie będzie takiej siły, która by je pokonała.

Chociaż na tę chwilę ta niezwykła historia ma swój koniec, to już nie mogę się doczekać drugiego tomu powieści – 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑏𝑎𝑏𝑒𝑐𝑧𝑒𝑘.

Ludzie lubią i z łatwością oceniają drugiego człowieka […] 𝑖 𝑚𝑦ś𝑙ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑜𝑛 𝑚𝑎 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑧ł𝑒. 𝑂𝑠𝑎𝑑𝑧𝑎𝑗ą, 𝑎 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑛𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧ą. […] 𝐾𝑡𝑜ś 𝑚ą𝑑𝑟𝑦 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑎ł 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś, ż𝑒 ż𝑒𝑏𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒ć, 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑤ł𝑜ż𝑦ć 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑢𝑡𝑦, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑗ść 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑟𝑜𝑔ę 𝑖 𝑠𝑝𝑜𝑗𝑟𝑧𝑒ć 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑜𝑐𝑧𝑎𝑚𝑖.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗛𝗲𝗿𝗯𝗮𝘁𝗮 𝗽𝗼𝘇𝘆𝘁𝘆𝘄𝗻𝘆𝗰𝗵 𝘇𝗺𝗶𝗮𝗻

𝑆ą 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę 𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś, 𝑘𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑔𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑢𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą𝑐𝑒𝑗 𝑖 𝑎𝑟𝑜𝑚𝑎𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑗𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦

Aleksandry Rak specjalnie przedstawiać nie muszę, bo napisała już 20 książek i doskonale jest znana swoim fanom, którzy cenią ją za to, że potrafi zaczarować czytelnika i wprowadzić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗗𝘂𝗰𝗵𝘆 𝗽𝗿𝘇𝗲𝘀𝘇ł𝗼ś𝗰𝗶

𝐶𝑧𝑎s𝑒𝑚 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ś𝑐𝑖, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑔ą 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑖ł𝑒.

[…]𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑏𝑦ć 𝑡𝑎𝑘, ż𝑒 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒. 𝑃𝑟ę𝑑𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑦 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑐𝑜ś 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑝ę𝑘𝑛ąć. 𝑇𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 ż𝑦𝑐𝑖𝑒. 𝑅𝑎𝑧 𝑛𝑎 𝑤𝑜𝑧𝑖𝑒, 𝑟𝑎𝑧 𝑝𝑜𝑑 𝑤𝑜𝑧𝑒𝑚.

Kolejny raz wybrałam się do Jemiołek, wsi spokojnej, wsi uroczej, wsi wyjątkowej, w której jak się okazuje można wieść życie równie ciekawe, jak w Paryżu. W tej wsi tak wiele się dzieje, że od mnogości zdarzeń nawet święty traci głowę. Czy znajdzie się ktoś, kto pomoże mu ją odzyskać? Czy uda się zatrzeć granicę, która od wieków dzieli wieś na pół?

Jemiołki to bardzo nietypowa wieś, od wieków podzielona na dwie części , na włościańską i szlachecką. Niewidoczna granica przebiegała przez główny ołtarz w kościele. 𝐺𝑟𝑎𝑛𝑖𝑐𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑖ł𝑎 𝑤𝑖𝑒ś 𝑛𝑎 𝑝ół, 𝑎 𝑤 𝑏𝑜𝑐𝑧𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑤𝑎𝑐ℎ 𝑤𝑖𝑠𝑖𝑎ł𝑦 𝑑𝑤𝑎 𝑖𝑑𝑒𝑛𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑜𝑏𝑟𝑎𝑧𝑦 𝑀𝑎t𝑘𝑖 𝐵𝑜𝑠𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑧 𝐷𝑧𝑖𝑒𝑐𝑖ą𝑡𝑘𝑖𝑒𝑚. 𝐷𝑜 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑧𝑜𝑟𝑒𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑜𝑑𝑘ó𝑤 𝑚𝑜𝑑𝑙𝑖𝑙𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑡𝑜𝑚𝑘𝑜𝑤𝑖𝑒 𝑤ł𝑜ś𝑐𝑖𝑎𝑛, 𝑎 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑔𝑜 – 𝑠𝑧𝑙𝑎𝑐ℎ𝑡𝑦. Ten podział sięgał niepamiętnych czasów, jakimś cudem przetrwał do współczesnych i nadal był przyczyną nieporozumień.

Gaja obdarzona jest niezwykłymi zdolnościami i choć wciąż miewa przeczucia, to często stara się je ignorować. W dniu, gdy zasłabł Walenty, na szczęście ich posłuchała i dzięki temu uratowała życie swojemu przyjacielowi, który był dla Gai kimś wyjątkowym. Zresztą nie tylko dla niej, ale także dla Fabiana uważanego za wioskowego głupka, małomównego kościelnego Hieronima Knuta i Małgosi Podhoreckiej zwanej babcią Pogodą oraz dla każdego, komu los Walentego leżał na sercu. Wszystkich zastanawia, co takiego zobaczył Walenty na rozdrożu, gdzie bardzo często lubił przesiadywać, że o mało nie umarł na zawał serca.

Walerka, Klara i Małgosia odnalazły na nowo swoją dawną przyjaźń. Niepełnosprawny Fabian Antosik tak naprawdę nie jest głupi, tylko ułomny fizycznie. Doskonale wie o tym Gaja i stary Walenty. Niestety społeczeństwo Jemiołek niepełnosprawność fizyczną chłopaka zrównało z niepełnosprawnością umysłową, nie siląc się na jego bliższe poznanie. Mógł spokojnie grać rolę wioskowego głupka i nawet nie musiał się specjalnie ukrywać […] 𝑏𝑜 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜ść 𝑧 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑎 𝑧𝑎𝑘ł𝑎𝑑𝑎ł𝑎, ż𝑒 𝑤 𝑛𝑖𝑒𝑑𝑜𝑠𝑘𝑜𝑛𝑎ł𝑦𝑚 𝑐𝑖𝑒𝑙𝑒, 𝑛𝑎𝑑 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑠𝑖ę 𝑝𝑒ł𝑛𝑒𝑗 𝑘𝑜𝑛𝑡𝑟𝑜𝑙𝑖, 𝑡𝑘𝑤𝑖 𝑡𝑎𝑘𝑖 𝑠𝑎𝑚 𝑢𝑚𝑦𝑠ł – 𝑘𝑎𝑙𝑒𝑘𝑖, 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜𝑟𝑎𝑑𝑛𝑦 𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑢ż𝑦𝑡𝑒𝑐𝑧𝑛𝑦. Gaja, przed którą niewiele się udało ukryć, bo umiała zajrzeć głębiej niż inni, wie doskonale, że Fabian jest zupełnie inny, niż się wszystkim wydaje.

Po drugiej stronie rozlewiska w ciągu jednej nocy powstaje tajemniczy dom. We wsi pojawia się przystojny Francuz Colin, który szuka tu swoich korzeni, a swoją obecnością denerwuje Radka. Gaja z Emilią czują, że ich miejsce pracy może być zagrożone, bo nie wiadomo, czyją własnością jest dwór. Hanna, siostra Gai doczekała się wymarzonego dziecka, ale przeżywa problemy związane z macierzyństwem. Ciężarna Tereska niepokoi się o dziecko i o pracę, a Wargoniowa przejmuje losami swojego sklepu. Radek zazdrosny jest o Gaję, bo dziewczyna ociąga się z podjęciem decyzji o wspólnej przyszłości. Natomiast Walerka, ekscentryczna ciotka z Ameryki, ujawnia wszystkie zakurzone tajemnice i prawda w końcu wychodzi na jaw.

Jemiołki to taki kawałek małego świata, w którym ksiądz Eryk chce dokonać zmian. Jest przeciwieństwem proboszcza Piekiełki, który dla własnej wygody i spokoju, potrafi tworzyć pozory. Eryk uparty jest jak osioł ma głowę pełną pomysłów dotyczących zmian we wsi. Wydawało mu się, że jego misją jest zbawianie świata, nawet jeśli ten świat tego nie chciał.

Jemiołki to miejscowość, w której nic nie da się ukryć, bo prędzej, czy później wszyscy się o wszystkim dowiadywali, chociaż niektóre tajemnice nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne. Piękna powieść 𝑜 𝑊𝑎𝑙𝑒𝑛𝑡𝑦𝑚, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎ł 𝑛𝑎 𝐽𝑎𝑠𝑖ę, 𝑝𝑒𝑤𝑖𝑒𝑛, ż𝑒 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑟ó𝑐𝑖. 𝑂 𝑀𝑎ł𝑔𝑜𝑠𝑖, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑏𝑒𝑧 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑦 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎ł𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑔𝑜 𝐽𝑎ś𝑘𝑎 […]. O Colinie, który mimo starań miał problem z odnalezieniem przodków, 𝑜 𝑝𝑒ł𝑛𝑦𝑚 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑖 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑛𝑐𝑗𝑖 𝐸𝑟𝑦𝑘𝑢, 𝑜 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦𝑚, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł 𝑔ł𝑜𝑤𝑦 […] i wielu jeszcze innych sprawach. Opowieść o rodzinach, które żrą się od pokoleń, chociaż powód do waśni dawno już nie istniał.

Jemiołki to wieś, która przypomina Dom wariatów, jak potocznie nazywano tu przychodnię Gai i Emilii z plejadą niesamowitych postaci i ich historiami przyprawiającymi o zawrót głowy. Fabian, który jest zupełnie inny, niż się wszystkim wydawało, szanowana rodzina, która na to miano nie zasługuje, wyrachowany ksiądz Piekiełko, któremu zależy tylko na świętym spokoju. Grono staruszków, ukrywających dawne sekrety, Oliwia, która nie chce mieć dzieci, ale doradza w sprawach macierzyństwa. I na koniec dobry i empatyczny wikary Eryk, który jak się wydaje, że jest jedyną osobą zdolną zmienić wieś i zetrzeć niewidzialną granicę, która wciąż dzieli wieś na pół, co dawno nie ma najmniejszego sensu.

𝐺𝑑𝑧𝑖𝑒 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑔ł𝑜𝑤ę, to opowieść pełna tajemnic z przeszłości i zaskakujących powiązań. Od wszelkiego rodzaju zależności, mnogości imion i nazwisk nie tylko święty mógł stracić głowę. Podziwiam autorkę, że nie pogubiła się w tych wszystkich wątkach i nazwiskach. Przyznaję, że chwilami miałam nie lada problem, kto z kim i dlaczego?

𝐺𝑑𝑧𝑖𝑒 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑔ł𝑜𝑤ę, to piękna powieść, która doskonale obrazuje polskie społeczeństwo. Historia Jemiołek jest takim małym skrawkiem naszego kraju, gdzie z jednej strony autorka przedstawia polski naród jako zasłużony i pracowity, w którym od pokoleń przekazywane są honor, szacunek dla starszych i troska o rodzinę, a z drugiej pokazuje, że nie jest on wolny od podziałów prowadzących do niechęci i braku zrozumienia.

𝐺𝑑𝑧𝑖𝑒 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑔ł𝑜𝑤ę to powieść idealna, prawie pozbawiona wad, jedyne zastrzeżenie, jakie mam dotyczy wątku poprawnego politycznie, w który ostatnio obfituje nasza współczesna literatura, jakby bez niego nie mogła się obejść. Ta bardzo dobra powieść stworzona przez Renatę Kosin, wcale go nie potrzebowała.

[…] 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑜 𝑤 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑢 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑐𝑒𝑛𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑐𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑠𝑎𝑚𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑢 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑔𝑜 𝑜𝑑 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑟óż𝑛𝑖. 𝐷𝑙𝑎𝑡𝑒𝑔𝑜 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑎𝑘𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑚𝑎𝑖𝑡𝑦 𝑖 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑦.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗗𝘂𝗰𝗵𝘆 𝗽𝗿𝘇𝗲𝘀𝘇ł𝗼ś𝗰𝗶

𝐶𝑧𝑎s𝑒𝑚 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ś𝑐𝑖, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑔ą 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑖ł𝑒.

[…]𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑏𝑦ć 𝑡𝑎𝑘, ż𝑒 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒. 𝑃𝑟ę𝑑𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑦 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑐𝑜ś 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑝ę𝑘𝑛ąć. 𝑇𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 ż𝑦𝑐𝑖𝑒. 𝑅𝑎𝑧 𝑛𝑎 𝑤𝑜𝑧𝑖𝑒, 𝑟𝑎𝑧 𝑝𝑜𝑑 𝑤𝑜𝑧𝑒𝑚.

Kolejny raz wybrałam się do Jemiołek, wsi spokojnej, wsi uroczej, wsi wyjątkowej, w której jak się okazuje można wieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗰𝗵𝗮𝗻𝗶𝘇𝗺 𝗼𝗯𝗿𝗼𝗻𝗻𝘆

𝑁𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒, 𝑤𝑖ę𝑐 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑤𝑖ą𝑧𝑦𝑤𝑎ć […] 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑑𝑧𝑖ę𝑘𝑖 𝑡𝑒𝑚𝑢 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑡𝑟𝑤𝑎ć 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 […]

Kiedyś po przeczytaniu 𝐿ę𝑘ó𝑤 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑘ó𝑟𝑛𝑦𝑐ℎ napisałam, że jest to thriller, który od samego początku zachwycił mnie stylem i niezwykłym klimatem. Podtrzymuję to stwierdzenie po przeczytaniu kolejnego thrillera Marty Zaborowskiej 𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć. Od samego początku zwraca uwagę intrygujący tytuł, bo zwykle wystarcza jeden powód, by umrzeć, a tu jest ich aż sześć.

Miriam ukochana żona Konrada, w dniu czwartej rocznicy ślubu znika bez śladu. Jej poszukiwania nie przynoszą rezultatu, a Konrad i jej siostra Adela rozważają, co w ich relacjach z Miriam było nie tak. Dlaczego niespodziewanie zniknęła i nie daje znaku życia? Kiedy pół roku później zostaną odnalezione spalone zwłoki kobiety, Konrad nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to jego żona, natomiast Adela nie podziela jego zdania i zostają zarządzone badania genetyczne. Następuje wznowienie śledztwa z dwójką nowych śledczych, jednym z najdziwniejszych duetów detektywów, z jakim spotkałam się w literaturze.

Czy Konrad i Adela przejęli się tą sytuacją? Konrad dla Adeli stara się być miły i współczujący, a ona dla niego jest zimna i odległa. Oboje gramy w tym teatrze i oszukujemy się wzajemnie. Nie stać nas na szczerość i każde z nas ma swój powód. Oboje oczekują na wyniki DNA, ale każdy wie swoje. Nie są oni jedynymi postaciami w tym dramacie. Oprócz siostry i męża jest jeszcze przyjaciel Konrada Stan, Florian dawny kochanek Miriam i jego partnerka Natalia. Z rozważań wszystkich bohaterów, którzy znali Miriam stopniowo okazuje się, że wcale nie była ona taka święta, jak początkowo się wydawało. Uwielbiała życie na krawędzi, tylko trochę się uspokoiła, gdy wyszła za mąż, ale szybko zaczęło jej brakować adrenaliny. Stan doskonale wiedział, że Miriam dusiła się w związku i zamierzała zrobić coś szalonego. Konrad też zdawał sobie z tego sprawę, więc uważa, że postanowiła odejść na swoich warunkach i popełniła samobójstwo. Obaj mężczyźni czują, że pomimo łączącej ich wieloletniej przyjaźni zrobiło się między nimi jakoś niezręcznie i coraz częściej zapominają o tym, że są przyjaciółmi.

Z zewnątrz niektóre sytuacje wyglądały zupełnie inaczej, niż było faktycznie. Miriam dzięki małżeństwu z Konradem żyła luksusowo. Czy zatem z dawnym kochankiem rozstała się dla wygody, czy powód rozstania był zgoła inny? Adela i Konrad nieustannie skaczą sobie do gardeł, wzajemnie obwiniając się o to, co stało się z Miriam. Czy tylko to jest powodem ich konfliktów?

Sprawa się komplikuje, gdy pojawia się świadek, który widział Miriam żywą. Ta sprawa zaczyna Konrada przerastać i wydaje mu się, że zaczyna wariować. Nie wie, kto go okłamuje, a kto mówi prawdę. Czy może wierzyć, że dwa dni temu ktoś widział Miriam w przejściu podziemnym metra? Konrad nie wie, co to za gra i kto ją prowadzi, nie był na to przygotowany. Czy ktoś wie, kto przyłożył rękę do śmierci Miriam? Jak wśród tych sprzecznych informacji wyłuskać prawdę?

Z każdym rozdziałem wychodzi na jaw coraz więcej tajemnic wszystkich biorących udział w dramacie. Stan to dziwna i tajemnicza postać. Wspólnik i przyjaciel Konrada, natomiast widać wyraźnie, że coś przed nim ukrywa. Florian dużo wie na temat Miriam, chociaż podobno kochanka dawno z nim zerwała. Adela sprawia wrażenie wycofanej i uskarża się na dziwne dolegliwości, za to z Konradem łączy ją chyba coś więcej niż koligacje rodzinne. Natalia, która nie potrafi znieść zachowania swojego partnera i nie życzy dobrze swojej rywalce. W tle dziwna tajemnicza gra o życie, w którą Florian wciągnął Miriam, która nie znosiła stabilizacji, więc pozwoliła Florianowi wkręcić się w grę, której zasad do końca nie rozumiała, tak przynajmniej mu się wydawało. Czy kobieta zrobiła o jeden krok za daleko i doszło do tragedii?

Zachwyca warsztat pisarski autorki sposób, w jaki stopniuje napięcie i wciąż podbija ciekawość. Prowadzi narrację każdej postaci w pierwszej osobie, dając tym samym wgląd w myśli bohaterów, nie zdradzając przy tym istoty rzeczy. Ta powieść to żywa energia, chociaż pozornie wszystko toczy się powoli, to każda kolejna informacja spada jak ciężka kropla wody i rozbryzguje się na tysiące kropelek.

Całość historii uzupełnia dwójka zupełnie niepasujących do siebie śledczych. Nouman doświadczony policjant po traumatycznych przejściach i Shi Lu Azjatka, której zależy na karierze. Ich współpraca bardziej oparta jest na relacjach córki z ojcem niż służbowych. Ona odnosi się do niego z szacunkiem, a on do niej dobrotliwie. To para świetnych detektywów, która mimo dzielących ich różnic doskonale się uzupełnia. Z ogromnym zainteresowaniem śledzi się ich dedukcję i dochodzenie do prawdy. Nikt z bliskiego grona Miriam nie może czuć się bezpiecznie, bo dzięki drobiazgowemu śledztwu tej niecodziennej pary detektywów powoli na jaw wychodzą ich brudne sekrety. W chwili, gdy sieć misternie utkanych kłamstw zaczyna się rwać, by odsunąć od siebie podejrzenia, każdy staje przeciwko każdemu. 𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć to skomplikowana układanka, w której kolejne elementy powoli wskakują na swoje miejsce, lecz jej rozwiązanie i tak jest dość zaskakujące. 𝑃𝑜𝑑𝑜𝑏𝑛𝑜 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎, 𝑎 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑦 𝑜𝑑 𝑗𝑒𝑗 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑝𝑟𝑒𝑡𝑎𝑐𝑗𝑖.

Wszyscy mieli motyw, by zabić Miriam. Każde z bohaterów ma mroczne sekrety, które stopniowo wyłaniają się z ich narracji. Każdy na swój sposób jest winny. Adela z zaburzoną histrioniczną osobowością, Konrad, który ma wiele na sumieniu, a gdy miał szansę stać się dobrym człowiekiem, spieprzył wszystko koncertowo. Stan człowiek zagadka, sprawiający wrażenie oderwanego od rzeczywistości, pogrążony w buddyjskich historiach, będący pod urokiem Miriam. Natalia, szczerze nienawidząca rywalki i Florian wplątany w grę o życie. Były, czy także obecny kochanek Miriam? Im bliżej końca tym, coraz więcej wyskakuje niespodzianek jak diabeł z pudełka. Zaczyna się wątpić we wszystkich i we wszystko. 𝑂𝑘𝑎𝑧𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę, ż𝑒 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑐𝑖 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑙𝑖ż𝑠𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑚𝑖𝑒ć 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑎 𝑐𝑎ł𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑖n𝑛𝑒 𝑜𝑑 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒ń.

𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć to świetny kryminał połączony z dramatem i dreszczykiem thrillera. Napisany w doskonałym stylu, chociaż na koniec pozostał lekki niedosyt. Pomimo że każde z bohaterów dostało to, na co zasłużyło, nie został do końca wyjaśniony motyw gry, który miał duże znaczenie dla fabuły. I nie polubiłam bohaterów, nie nawiązałam z nimi żadnej więzi, dlatego było mi zupełnie obojętne co się z nimi stanie. Na plus, że autorka przedstawiła ich w różnym świetle, udowodniła, że nikt do końca nie jest ani dobry, ani zły. Ż𝑎𝑑𝑒𝑛 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑝𝑜𝑡𝑤𝑜𝑟𝑒𝑚. 𝑆𝑡𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑚 𝑤 𝑤𝑦𝑛𝑖𝑘𝑢 𝑑𝑒𝑓𝑖𝑐𝑦𝑡𝑢 𝑚𝑖ł𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑎𝑘𝑐𝑒𝑝𝑡𝑎𝑐𝑗𝑖. 𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć, przykuwa uwagę wielowątkową fabułą, misternie uknutą intrygą, nieoczekiwanymi zwrotami akcji w momentach, gdy wydaje się, że sprawa jest już rozwiązana. To świetny, zagmatwany, mroczny i nieoczywisty thriller, z niejednoznacznymi bohaterami, dokładnie taki jak lubię.

𝐾𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑗𝑒𝑠t 𝑛𝑎 𝑑𝑛𝑖𝑒, 𝑧𝑤𝑦𝑘𝑙𝑒 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑜𝑤𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑟𝑎𝑠𝑧𝑜𝑛𝑦 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢𝑟 𝑖 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑢𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎, 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑘ą𝑠𝑎 𝑏𝑒𝑧 𝑜𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎. 𝑀𝑒𝑐ℎ𝑎𝑛𝑖𝑧𝑚 𝑜𝑏𝑟𝑜𝑛𝑛𝑦 𝑢 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑎 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗, 𝑎𝑙𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑤 𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑤ó𝑐ℎ 𝑡𝑟𝑦𝑏𝑎𝑐ℎ : 𝑝𝑜𝑑𝑑𝑎𝑗 𝑠𝑖ę 𝑙𝑢𝑏 𝑠𝑡𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑑𝑜 𝑤𝑎𝑙𝑘𝑖.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗰𝗵𝗮𝗻𝗶𝘇𝗺 𝗼𝗯𝗿𝗼𝗻𝗻𝘆

𝑁𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒, 𝑤𝑖ę𝑐 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑤𝑖ą𝑧𝑦𝑤𝑎ć […] 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑑𝑧𝑖ę𝑘𝑖 𝑡𝑒𝑚𝑢 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑡𝑟𝑤𝑎ć 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 […]

Kiedyś po przeczytaniu 𝐿ę𝑘ó𝑤 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑘ó𝑟𝑛𝑦𝑐ℎ napisałam, że jest to thriller, który od samego początku zachwycił mnie stylem i niezwykłym klimatem. Podtrzymuję to stwierdzenie po przeczytaniu kolejnego thrillera Marty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗭𝗯𝗿𝗼𝗱𝗻𝗶𝗮 𝗻𝗶𝗲𝗺𝗮𝗹 𝗱𝗼𝘀𝗸𝗼𝗻𝗮ł𝗮

𝑃𝑟𝑎𝑐𝑎 𝑑𝑒𝑡𝑒𝑘𝑡𝑦𝑤𝑎 𝑝𝑜𝑙𝑒𝑔𝑎 𝑧𝑏𝑖𝑒𝑟𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑖𝑛𝑓𝑜𝑟𝑚𝑎𝑐𝑗𝑖, 𝑖𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑦𝑤𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑖 𝑎𝑛𝑎𝑙𝑖𝑧𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑝𝑜𝑑𝑜𝑏𝑖𝑒ń𝑠𝑡𝑤, 𝑟óż𝑛𝑖𝑐, 𝑎 𝑖𝑚 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑦 𝑚𝑎𝑡𝑒𝑟𝑖𝑎ł 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑎𝑤𝑐𝑧𝑦, 𝑡𝑦𝑚 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗.

Małgorzata Starosta to autorka wszechstronnie utalentowana, pracowita i przy tym niezwykle empatyczna. Imponuje mi swoją wiedzą, umiejętnościami i pomysłowością w kreowaniu kolejnych historii. 𝑆𝑝𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑙𝑜𝑟𝑑𝑎 𝑅𝑜𝑠𝑒𝑤𝑜𝑟𝑡ℎ𝑎 to doskonała, klasyczna powieść detektywistyczna, która usatysfakcjonuje wszystkich miłośników dobrego kryminału. 𝑆𝑝𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑙𝑜𝑟𝑑𝑎 𝑅𝑜𝑠𝑒𝑤𝑜𝑟𝑡ℎ𝑎 to dla mnie kryminał idealny, w którym autorka skupiła się przede wszystkim na zawiłościach ludzkich relacji i drobiazgowo prowadzonym śledztwie.

[…] 𝑗𝑎𝑘 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑚𝑦𝑙𝑖ć. 𝐽𝑎𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑚𝑦 𝑜 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑎𝑐ℎ, 𝑗𝑎𝑘 ł𝑎𝑡𝑤𝑜 𝑖𝑚 𝑢𝑓𝑎𝑚𝑦 𝑖 𝑢𝑙𝑒𝑔𝑎𝑚𝑦 𝑚𝑎𝑛𝑖𝑝𝑢𝑙𝑎𝑛𝑡𝑜𝑚. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒ś𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑖𝑤𝑛𝑖, 𝑚𝑖𝑒𝑟𝑧ą𝑐 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑤𝑜𝑗ą 𝑚𝑖𝑎𝑟ą, 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑝𝑖𝑠𝑢𝑗ą𝑐 𝑖𝑚 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑛𝑐𝑗𝑒, 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą𝑐, ż𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑎𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑚 ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑟a𝑤𝑑𝑧𝑖𝑤𝑎?

Jest rok 1959, ktoś pozbawił życia znanego arystokratę lorda Thadeusa Rosewhorda. Podejrzenie policji pada na członków rodu, więc córka lorda Ruth postanawia wynająć prywatnego detektywa, który ma udowodnić, że ojciec nie został zamordowany i żaden z członków jej rodziny nie miał z tym nic wspólnego. Detektyw Jonathan Harper jest dawnym znajomym Ruth, dlatego tę sprawę postanowiła powierzyć właśnie jemu. Po tragicznej śmierci ukochanej żony detektyw popadł w marazm i aktualnie nie prowadzi żadnej sprawy. Biuro funkcjonuje tylko dzięki zapobiegliwej asystentce pannie Hardcastle i podwładnemu Samowi Archerowi, który z niezrozumiałych dla Jonathana powodów lubi ganiać po ulicach Londynu i nakrywać niewiernych małżonków in flagranti. Sprawa śmierci lorda nieoczekiwanie dla niego samego zaintrygowała Jonathana i przywróciła do świata żywych. Nie bez znaczenia jest też życzenie lady Rosewhord, która oczekuje osobistego udziału Harpera w tej sprawie.

Małgorzata Starosta stworzyła niesamowity, oryginalny klimat arystokratycznego domu zamieszkałego przez grono rozmaitych krewnych, znajomych i jednego apodyktycznego lorda, który trzymał wszystko i wszystkich twardą ręką. I oto ten lord tuż przed przyjęciem urodzinowym zostaje zamordowany. Podejrzenie policji pada na członków zacnego rodu, każdy z nich bowiem w jakiś sposób życzył mu śmierci, bo wszyscy go nienawidzili, a zarazem mieli chrapkę na jego majątek. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszyscy są niewinni i nikt nie przyłożył ręki do zamordowania jubilata, ale drobiazgowe śledztwo Harpera wykazuje zgoła zupełnie coś innego. Lord nie był dobrym mężem ani ojcem. Był wyjątkowo skomplikowanym człowiekiem, o wielu twarzach i każdy, kto miał z nim kontakt, postrzegał go w inny sposób.

Jonathan Harper stara się uporządkować wszystkie zebrane informacje, złożone z setek nitek. Wciąż się w nich plącze, próbuje złożyć w całość, by po chwili wszystko rozsypywało mu się w drobne kawałki. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑟𝑑𝑢𝑗ą 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑧 𝑘𝑖𝑙𝑘𝑢 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤 𝑖 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑖ąż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑧 𝑝𝑟𝑎𝑔𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜ś: 𝑚𝑖ł𝑜ś𝑐𝑖, 𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖ę𝑑𝑧𝑦, 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖.

Carter zupełnie niechcący uruchomił lawinę zdarzeń. Trucizny, szantaże, sekrety, kłamstwa, nie był w stanie przewidzieć, co mogła jeszcze ukrywać ta rodzinka z piekła rodem, Jeśli udało mu się rozplątać jeden supeł, natychmiast pojawiały się dwa następne. Co udało mu się ustalić, po chwili okazywało się kłamstwem. Wciąż brakowało mu dowodów, solidnych faktów, wokół których mógłby zbudować logiczną teorię. Dla Roseworhtów nic się nie liczyło poza fasadą idealnej rodziny. 𝑊𝑏𝑟𝑒𝑤 𝑡𝑒𝑚𝑢, 𝑐𝑜 𝑤𝑘ł𝑎𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑔łó𝑤 𝑤𝑠𝑝ół𝑐𝑧𝑒𝑠𝑛𝑦𝑚 𝑚ł𝑜𝑑𝑦𝑚 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑙𝑒𝑛𝑖𝑜𝑚, 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑤𝑦𝑏𝑟𝑎ć, 𝑎𝑛𝑖 𝑜𝑑𝑟𝑧𝑢𝑐𝑖ć. 𝑂𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑤 𝑛𝑎𝑠 𝑝𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒, 𝑐ℎ𝑜ć𝑏𝑦 𝑤 𝑔𝑒𝑛𝑎𝑐ℎ.

Prywatny detektyw, Scotland Yard i dziennikarka na tropie wyjątkowo niechlubnego sekretu lorda, zawiła, ale bardzo logiczna sprawa kryminalna, to wszystko można znaleźć w 𝑆𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑙𝑜𝑟𝑑𝑎 𝑅𝑜𝑠𝑒𝑤𝑜𝑟𝑡ℎ𝑎 kryminale w starym dobrym stylu. Jest zbrodnia, potem drobiazgowo prowadzone śledztwo. Wszystko odbywa się na zasadzie dedukcji, logicznego kojarzenia faktów i łączenia tropów, powoli bez pośpiechu. Nie powoduje to jednak nudy, a wprost przeciwnie, książkę czyta się z dużym zainteresowaniem i przyjemnością. Śledzi się poczynania głównego bohatera, który w gronie kłamców próbuje znaleźć winnego śmierci lorda.

𝑆𝑝𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑙𝑜𝑟𝑑𝑎 𝑅𝑜𝑠𝑒𝑤𝑜𝑟𝑡ℎ𝑎 pierwotnie miała być opowiadaniem, ale zmieniła się w doskonały kryminał w klasycznym stylu, w najlepszym słowa tego znaczeniu. Małgorzata Starosta porównywana niejednokrotnie do Agathy Christie dorównuje mistrzyni na każdym polu, a przy tym nadal jest naszą Małgorzatą, która wokół prawdziwych zdarzeń potrafi usnuć własną historię, a robi to tak doskonale, że z łatwością można uwierzyć we wszystko, co napisała, niezależnie od tego, czy jest to prawdą, czy stricte hipotetycznymi rozważaniami autorki.

Nie zabrakło w powieści grona świetnie wykreowanych bohaterów, począwszy od postaci wciąż pogrążonego w żałobie po stracie żony Jonathana Harpera, jego asystentki panny Hardcastle, która daleka jest od wyobrażeń o asystentkach i ma swój spory niekwestionowany udział w śledztwie oraz całej rodziny Roseworthów, pozornie idealnej rodziny, gdzie każdy wydawał się podejrzany.

𝑆𝑝𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑙𝑜𝑟𝑑𝑎 𝑅𝑜𝑠𝑒𝑤𝑜r𝑡ℎ𝑎 to niesamowity kryminał, która usatysfakcjonuje najbardziej wymagającego czytelnika. Ta powieść od początku do końca jest fikcyjna, lecz zawiera całkiem sporo elementów, które autorka zaczerpnęła z historii. To wspaniałe połączenie wyobraźni autorki z inspirującymi prawdziwymi zdarzeniami. Zachwyca w tej książce dosłownie wszystko. Intryga kryminalna, stworzony klimat, plejada niesamowitych bohaterów i przepiękny język, jakim jest napisana.

Bardzo dobry kryminał retro, dziejący się w kręgach brytyjskiej arystokracji w latach pięćdziesiątych. W tle zmiany społeczne w Wielkiej Brytanii po upadku imperium, które odbiły swoje piętno na arystokracji. Całości dopełnia ogromny mroczny dom, pełen pokoi, korytarzy, schowków ze strasznie głośnym gongiem przy drzwiach, który mieszkańców przyprawiał nieomal o zawał serca. Wyśmienita lektura ze świetnie oddanymi realiami i językiem, jakim posługuje się ówczesna arystokracja. Doskonale wykreowany główny bohater, którego nie sposób nie polubić i jego niesamowita asystentka. Autorka puszcza także oczko w stronę literatury światowej.

To tak elegancka lektura, że palce lizać. Przyznaję szczerze, że czasem mam już dość tych wszystkich brutalnych kryminałów z domieszką sensacji, wypełnionych wulgaryzmami i poprawnych politycznie wątkami na pierwszym miejscu, więc kryminał Małgorzaty Starosty smakował mi niczym najlepszy rarytas. Czytać w obecnych czasach kryminał oparty na intrydze, detektywistycznym śledztwie, gdzie główny bohater dochodzi do wszystkiego drogą dedukcji i domysłów to dzisiaj rzadkość.

𝑊𝑖𝑒𝑟𝑧ę 𝑤 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑜 𝑖 𝑧ł𝑜 […] 𝐴 𝑡𝑎𝑘ż𝑒 𝑤 𝑡𝑜, ż𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑧ł𝑎 𝑏𝑒𝑧 𝑘𝑜𝑛𝑠𝑒𝑘𝑤𝑒𝑛𝑐𝑗𝑖, 𝑡𝑎𝑘 𝑐𝑧𝑦 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗 𝑜𝑛𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑛𝑎 𝑑𝑜𝑝𝑎𝑑𝑛ą.

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗭𝗯𝗿𝗼𝗱𝗻𝗶𝗮 𝗻𝗶𝗲𝗺𝗮𝗹 𝗱𝗼𝘀𝗸𝗼𝗻𝗮ł𝗮

𝑃𝑟𝑎𝑐𝑎 𝑑𝑒𝑡𝑒𝑘𝑡𝑦𝑤𝑎 𝑝𝑜𝑙𝑒𝑔𝑎 𝑧𝑏𝑖𝑒𝑟𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑖𝑛𝑓𝑜𝑟𝑚𝑎𝑐𝑗𝑖, 𝑖𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑦𝑤𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑖 𝑎𝑛𝑎𝑙𝑖𝑧𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑝𝑜𝑑𝑜𝑏𝑖𝑒ń𝑠𝑡𝑤, 𝑟óż𝑛𝑖𝑐, 𝑎 𝑖𝑚 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑦 𝑚𝑎𝑡𝑒𝑟𝑖𝑎ł 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑎𝑤𝑐𝑧𝑦, 𝑡𝑦𝑚 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗.

Małgorzata Starosta to autorka wszechstronnie utalentowana, pracowita i przy tym niezwykle empatyczna. Imponuje mi swoją wiedzą, umiejętnościami i pomysłowością w kreowaniu kolejnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞ł𝗮𝗺𝘀𝘁𝘄𝗼 𝗶 𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ść 𝑛𝑎𝑠 𝑘𝑠𝑧𝑡𝑎ł𝑡𝑢𝑗𝑒[…] 𝐼 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒ń 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑚𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑟óż𝑛𝑒 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑒[…]

𝑀𝑔ł𝑎 to nie jest pierwsza powieść Kamili Bryksy, ale moim zdaniem zdecydowanie najlepsza ze wszystkich, które do tej pory napisała. Z czym może kojarzyć się mgła? Nikt nie lubi, jak świat jest nią spowity, bo nigdy nie wiadomo, co się w niej czai. Ogranicza pole widzenia i nie da się przewidzieć, co może się z niej wyłonić. Tytuł książki idealnie oddaje stan umysłu Eweliny głównej bohaterki, która straciła pamięć. Z mglistej otchłani niepamięci kobiety wyłania się powoli nieprzyjemny obraz. Co takiego ukrywa Ewelina?


Ewelina nic nie pamięta. Czy to, że ma kłopoty z pamięcią, chce ktoś wykorzystać? Kto mówi prawdę, a kto kłamie? To, co wraca z jej zamglonej pamięci, niekoniecznie dla niej jest przyjemne. Lepiej czasem nie pamiętać, bo pamięć lubi płatać figle. Potrafi zniekształcać rzeczywistość jak mgła.

Gdy ma się kłopoty z pamięcią, każdy może wmówić, co chce, bo jak sprawdzić, co jest prawdą, a co nie. Ewelina wciąż błądzi we wspomnieniach, które są jak chwilowe przebłyski pojawiające się w jej głowie. Wszyscy wokół kłamią i mataczą, ale powoli okazuje się, że Ewelina wcale nie jest takim niewiniątkiem, jak na początku mogłoby się wydawać.

Mąż pod płaszczykiem opieki zaczyna coraz bardziej ingerować w życie Eweliny i przekraczać pewne granice, co zaczyna ją irytować. Karol natomiast czuje, że wszystko wokół niego jest nie tak. Nie podobał mu się psycholog żony, zachowanie szwagra. Zaczyna odnosić wrażenie, że nie tylko żona dziwnie się zachowuje, ale wszyscy dookoła.

Wszystko we Mgle jest zupełnie inne, niż na początku się wydawało. Żonglowanie wątkami i sukcesywne odsłanianie tajemnic tworzyło niesamowity klimat i wzmagało ciekawość. Wciąż mnożyły się pytania, na które nie było odpowiedzi, aż do samego końca, cała fabuła thrillera bowiem składa się z niedomówień i kłamstw. Autorka każdemu z bohaterów po kolei zdziera maskę i gdy ukazuje się jego prawdziwe oblicze, zaczyna się wątpić w prawdziwość swoich domysłów. Jeszcze bardziej zaciemniają obraz, wydarzenia przedstawione z perspektywy kilku osób i stopniowo uwalniane wspomnienia głównej bohaterki. Nadchodzi jednak moment, gdy ta mgła, w którą autorka opatuliła powieść, stopniowo się rozwiewa i naszym oczom ukazuje się obraz, który szokuje. Kamila Bryksy pozwala domyślać się, kto stoi za intrygą, ale nie daje pewności. Co chwila podrzuca nowy wątek i stara się, żeby jej misternie utkana intryga zbyt szybko nie znalazła wyjaśnienia. Tytuł tego świetnego thrillera ma wiele znaczeń i trzeba czytać książkę bardzo uważnie, żeby udało się je wszystkie odkryć. Zakończenie nie jest jednoznaczne, pozostawia spory margines na domysły i refleksje. Każdy będzie mógł je zinterpretować po swojemu.

𝑀𝑔ł𝑎 to thriller opowiadający o zawiłych relacjach międzyludzkich, mrocznych tajemnicach ukrytych gdzieś głęboko. Nie ma gwałtownych zwrotów akcji, atmosferę budują mnożące się nieustannie pytania i niedopowiedzenia. Pomysł z utratą pamięci może nie jest nowy, ale autorka ten zgrany motyw wykorzystała w bardzo oryginalny sposób, co w sumie wyszło na plus. Szczególnie zwraca uwagę kreacja postaci głównej bohaterki Eweliny. To postać niezwykle zagadkowa, której nie wiadomo czy współczuć, czy potępić. Podzielenie książki na Kłamstwo i Prawdę pozwala z góry założyć, że to, co czytamy w pierwszej części, może mijać się z prawdą, będzie tylko ułudą i oszustwem. W drugiej zaś wszystko, co zdołaliśmy sobie ułożyć w głowie, zostanie wywrócone do góry nogami. Nasz mózg i pamięć nadal dla naukowców stanowią wielką niewiadomą. Na pamięć nie można liczyć, wystarczy jedna chwila, by zaczęła nas zawodzić.

𝑀𝑔ł𝑎 to bardzo dobry, nieoczywisty thriller ze świetnie wykreowanymi postaciami, z doskonałą intrygą, w której aspekt psychologiczny ma niebagatelne znaczenie. Autorka głównie skupiła się na ukazaniu relacji między wszystkimi członkami rodziny, które od początku wydają się niejasne. Nie wiadomo kto faktycznie jest oprawcą, a kto ofiarą, bo niemal każdy bohater skrywa jakieś tajemnice, które stopniowo wychodzą na jaw, wprawiając w coraz większe osłupienie. Wszyscy kłamią, każdy ma swoje powody, by to robić, każdy myśli wyłącznie o sobie. 𝑀𝑔ł𝑎 to mroczna historia o manipulacji, bolesnych tajemnicach i próbie pokonania własnych demonów, a jedna zła decyzja zmieniła wszystko.



𝐿𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖 𝑢𝑚𝑦𝑠ł 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑖𝑑𝑦𝑤𝑎𝑙𝑛𝑦. 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑎𝑙𝑔𝑜𝑟𝑦𝑡𝑚𝑢, 𝑤𝑒𝑑ł𝑢𝑔 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑓𝑢𝑛𝑘𝑐𝑗𝑜𝑛𝑢𝑗𝑒

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞ł𝗮𝗺𝘀𝘁𝘄𝗼 𝗶 𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ść 𝑛𝑎𝑠 𝑘𝑠𝑧𝑡𝑎ł𝑡𝑢𝑗𝑒[…] 𝐼 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒ń 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑚𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑟óż𝑛𝑒 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑒[…]

𝑀𝑔ł𝑎 to nie jest pierwsza powieść Kamili Bryksy, ale moim zdaniem zdecydowanie najlepsza ze wszystkich, które do tej pory napisała. Z czym może kojarzyć się mgła? Nikt nie lubi, jak świat jest nią spowity, bo nigdy nie wiadomo, co się w...

więcej Pokaż mimo to