-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2020-12-26
2020-12-20
www.tinarecenzuje.pl
Znacie takie powiedzenie, że wszystko co powiesz, może zostać odwrócone przeciwko Wam? Wyobraźcie sobie, że stało się coś strasznego, a Wy jesteście w sytuacji z dwoma wyjściami, jednak wystarczy tylko pobieżna analiza, żeby zdać sobie sprawę, że żadna z opcji nie jest dobra. Co wtedy, gdy w obu przypadkach zyskując coś, jednocześnie będziecie tracić? Czy da się wyjść z patowej sytuacji cało?
Tymi słowami wstępu zapraszam Was do recenzji powieści Pani Gillian McAllister, pod tytułem „Wszystko co powiesz”. Zainteresowałam się książką, ponieważ spodobał mi się opis na tylnej okładce. Natomiast przysłowiową kropkę nad „i” postawiła minimalistyczna, pobudzająca skojarzenia, a dodatkowo przyciągająca wzrok okładka przedstawiająca pomieszczenie z dwoma oknami, stół z dwoma krzesłami, na jednym siedzi kobieta, drugie jest przewrócone.
Gillian McAllister – pisze od wczesnych lat, odkąd sięga pamięcią. Z wykształcenia i zawodowo prawniczka, mieszka w Birmingham (miasto w Anglii). Jej debiutancka powieść pod tytułem „Wszystko oprócz prawdy” (2019, Prószyński i S-ka), uplasowała sobie miejsce w pierwszej dziesiątce bestsellerów według „Sunday Ttimes”.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka istnieje od 1990 roku. Marka jednego z najpopularniejszych i największych wydawnictw z Polsce. Co roku na ich półkach pojawia się blisko 200 tytułów z różnych dziedzin. Dzięki różnorodności książki trafiają do sporego grona odbiorców, bez względu na wiek. Są także jednym z czołowych wydawców e-booków w Polsce.
Prawie noc. Wybierasz się do pubu. Wracasz sama do domu. Odgłos kroków, coraz bardziej donośny. Ktoś Ciebie śledzi. Jest coraz bliżej. To z pewnością jest ten facet, który jakiś czas temu Ciebie nachalnie zaczepiał. Nie ma innej opcji. Działasz pod wpływem impulsu, ciemność potęguje Twój strach. Odwracasz się. Z całej siły odpychasz nieznajomego od siebie. Jemu dzieje się krzywda. Miał wypadek. Nie rusza się.
Co teraz robisz? Dzwonisz na numer alarmowy. Czekasz na policję, a następnie wstawiasz się na rozprawę sądową. A potem tylko marzysz, żeby najbliższe dla Ciebie osoby nie odwróciły się od Ciebie. A może jednak uciekasz z miejsca przestępstwa? Siedzisz jak zaklęta. Tłumaczysz się sama przed sobą: samoobroną, strachem, paniką. Postanawiasz uciec, daleko od miejsca wydarzeń. Już na zawsze. Jaki jest Twój wybór?
Co tutaj się zadziało?
Początek książki bardzo fascynujący, ukazujący przestraszoną kobiecą naturę, czuć ten dreszczyk emocji. Klimat jest. Jednak z czasem powyższe elementy idą w zapomnienie, zastępują je nudne, długie opisy, wartkość, mimo iż nie była zaskakująca, osiada całkowicie. Tłumaczenie jest poprawne, jednak samą książkę czyta się bardzo ciężko, na skutek rozwlekania fabuły w nieskończoność. Zagłębiając się w treść zadawałam sobie pytanie, kiedy autorka w końcu przejdzie do jakiś konkretów, jak na początku, niestety nie zapowiadało się na poprawę.
Powieść została podzielona na dwie perspektywy „ujawnić”- zostać, oraz „zataić” – uciec. Cała fabuła jest prowadzona w narracji pierwszoosobowej, oczami Joanny Olivy, czyli głównej bohaterki. Niestety sama w sobie lektura im dalej, tym staje się coraz mniej interesująca. Męczyły mnie postacie, z którymi, mimo usilnych prób, nie mogłam nawiązać nici porozumienia. Są tacy nienaturalni, sztuczni, odpychający swoją idealnością, to drugą stroną medalu. Wpadają od skrajności po skrajność, irytują „nadinteligencją”, to „głupotą”. Bardzo ciężko było mi ukończyć „Wszystko co powiesz” Pani Gillian McAllister. Jest to tak mało ciekawa powieść, że szkoda czasu. Nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
Znacie takie powiedzenie, że wszystko co powiesz, może zostać odwrócone przeciwko Wam? Wyobraźcie sobie, że stało się coś strasznego, a Wy jesteście w sytuacji z dwoma wyjściami, jednak wystarczy tylko pobieżna analiza, żeby zdać sobie sprawę, że żadna z opcji nie jest dobra. Co wtedy, gdy w obu przypadkach zyskując coś, jednocześnie będziecie tracić?...
2020-12-14
www.tinarecenzuje.pl
„Nigdy, przenigdy nie zapominaj, ile jesteś WART!”.
Tym razem chciałabym zaprezentować Wam historię głównej bohaterki – Klary, która została przedstawiona w lekturze Pani Anny Listowskiej, pod tytułem „Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” (2020, Warszawska Firma Wydawnicza), jak w późniejszym czasie okazuje się w dużej mierze nawiązującej do motywu miłosnego, jednak nie jest to ‘tandetne’, przereklamowane uczucie niczym żyli długo i szczęśliwie.
Autorka urozmaica historię serwując czytelnikowi całą masę problemów społecznych, takich jak między innymi: samotność, mentalność ludzką, jaką jest bezpodstawna ocena drugiego człowieka, czy potrzebę posiadania kogoś, na kim możemy bezgranicznie, bezinteresownie polegać. Twórczość jest z pewnością poruszająca. Pozwala spojrzeć na życie z innego punktu widzenia, być może takiego, którego nie byliśmy w stanie doświadczyć… A może właśnie posiadamy takowe spojrzenie, ale je odrzucamy? Zapraszam do dalszej recenzji.
Warszawska Firma Wydawnicza (WFW) - powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O Warszawskiej Firmie Wydawniczej można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Klara jest nastolatką z zewnątrz wyglądającą na szczęśliwą, jednak nikt nie wie, że wewnątrz niej toczy się walka. Boryka się z samotnością, żyje z dnia na dzień, bez żadnych perspektyw na dalsze życie. Nie posiada nikogo bliskiego, brakuje jej pasji, którą mogłaby zastępować wszędzie będącą pustkę. Nie umie czerpać z egzystencji przyjemności, ani innych sił witalnych. Jej życie nabiera kolorów wraz z pojawieniem się Daniela, a ich znajomość w błyskawicznym tempie przeradza się w poważne uczucie, jakim jest miłość, ta natomiast w bardzo bolesny sposób ukazuje jej czym jest sens życia.
„Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” Pani Anny Listowskiej, zdecydowanie jest ‘problematyczną’ powieścią, czyli taką która porusza wiele można rzecz odchodzących od przyjętej przez społeczeństwo norm zachowań. Wręcz je uwypukla, na każdym kroku pokazuje, jak to właśnie one są ważne w życiu każdego człowieka, oraz jak odbiera takowe zachowanie osoba trzecia – obserwator. Przez cały przebieg fabuły natrafimy na dość sporo ciekawych myśli życiowych, które dają do myślenia, nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie, zmuszają czytelnika do zatrzymania się nad fragmentem tekstu, poświęcenia mu więcej czasu, refleksji.
Styl pisania, bardzo przyjemny dla czytelnika. Historia przedstawiona w książce jest banalna, przewidywalna, jednak swoją prostotą potrafi wciągnąć czytelnika w swój wyimaginowany, a jakże rzeczywisty świat całą swoją siłą. Bardzo trudno jest się od niego oderwać chociaż na chwilę. Fabuła jest jednowątkowa, widziana oczami głównej bohaterki – Klary, to z nią przeżywamy wzloty i upadki, to z nią cieszymy się i płaczemy, książka wywołuje wiele skrajnych emocji, porusza. Lektura została podzielona na trzynaście, bardzo króciutkich rozdziałów. Niestety, każdy z tytułowych aspektów, jak na przykład: miłość, czy śmierć, zostały tylko pobieżnie nakreślone, a szkoda, bo to naprawdę były ciekawe, wartościowe, intrygujące, wnoszące coś do życia epizody.
Spodziewałam się kolejnej, nudnej powieści. Jednak nie tym razem „Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” zdecydowanie jest inny, godny poświęcenia mu niewielu (powieść liczy nawet nie sto stron) czasu. Zdecydowanie polecam, to była bardzo intrygująca lektura, która zapada w pamięci na bardzo długo. Czytajcie, warto.
www.tinarecenzuje.pl
„Nigdy, przenigdy nie zapominaj, ile jesteś WART!”.
Tym razem chciałabym zaprezentować Wam historię głównej bohaterki – Klary, która została przedstawiona w lekturze Pani Anny Listowskiej, pod tytułem „Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” (2020, Warszawska Firma Wydawnicza), jak w późniejszym czasie okazuje się w dużej mierze nawiązującej do...
2020-11-30
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.
„Małe sekrety” autorstwa Jennifer Hillier z początku może wydawać się być najzwyklejszą powieścią bazującą na uprowadzeniu dziecka, widzianą oczami z jednej strony roztrzęsionej, na skraju załamania, natomiast z drugiej bardzo zdeterminowanej by walczyć o swojego syna matki. Wkrótce jednak okazuje się, że nie tylko motywem przewodnim jest popełnione przestępstwo na czteroletnim Sebastianie, ale także misternie utkane intrygi, kłamstwa małżeńskie, tajemnice te duże i te małe.
Sprawia to, iż książkę Pani Jennifer Hillier można nazwać bez skrupułów przedstawicielką nurtu domestic noir, jest to tak zwana kobieca odpowiedź za wszelkie krzywdy wyrządzone im samym. Jak same nazewnictwo wskazuje, domestic oznacza, że coś dzieje się w domu, rodzinie, przeważnie fabuła toczy się tylko i wyłącznie w najbliższym otoczeniu, natomiast noir przypisuje się znaczenie wszelkiej maści zagrożenia przeszłego i teraźniejszego. Nie znajdziemy tutaj zatem krwawej jatki, a zamiast tego autorka ukazuje dokładny opis stanu psychicznego głównej bohaterki, który potrafi być niekiedy bardziej przerażający, niż przemoc fizyczna.
Jennifer Hillier – kanadyjska pisarka, przez osiem lat mieszkała w Stanach Zjednoczonych, w Seattle, gdzie też odbywa się fabuła powieści „Małe sekrety” ( 12 listopada 2020, wydawnictwo Muza). Na chwilę obecną mieszka w Toronto wraz z mężem i synem. Jej idolem wśród pisarzy jest Stephen King. Pisarka należy do organizacji, której misja jest zrzeszanie autorów tworzących kryminały, takich jak: Crime Writers of Canada, Mystery Writers of America, oraz International Thriller Writers.
Marin Machado ma wszystko co jest potrzebne do pozornego szczęścia: udane małżeństwo, z mężczyzną, którego kocha na zabój, sieć świetnie prosperujących salonów do stylizacji włosów, oraz długo wyczekiwanego, czteroletniego synka - Sebastiana, dla którego dobra zrobiłaby dosłownie wszystko, łącznie z oddaniem za niego własnego życia. Pewnego świątecznego dnia sielanka rozwala się na milion kawałków, a wszystko to za sprawą odebrania matce tego co dla niej najdroższe – jej dziecka, które zostaje uprowadzone. Szesnaście miesięcy później, nadal nie ma żadnych wieści odnośnie popełnionej zbrodni, a samo śledztwo zostaje umorzone na skutek braku dowodów.
Pogrążona w ogromnym smutku, żalu i złości Marin myśli o najgorszym -śmierci dla siebie. Żeby tego było mało, sypie jej się małżeństwo, a od wynajętej prywatnie detektyw, która miała pomóc w odnalezieniu jej syna, dowiaduje się, iż Derek – jej mąż zdradza ją z dużo młodszą od siebie dziewczyną. Ta wiadomość sprawia, że zraniona kobieta chce walczyć, nie zamierza stracić dwóch najważniejszych dla siebie osób na tym świecie. Już jedna strata wyrządziła wystarczające szkody na jej psychice. Zdeterminowana Marin postanawia stanąć do batalii z przeciwnościami losu… Czy uda jej się osiągnąć to czego najbardziej pragnie?
„Małe sekrety” ukazuje jakie konsekwencje potrafi za sobą nieść chwila nieuwagi, która jest jakże istotna w przypadku wyjścia z małym, ciekawym świata dzieckiem. Fabuła jest banalna, przewidywalna, nic ciekawego, nie przykuwa uwagi na dłużej. Typowy scenariusz nieradzącego sobie z problemami rodzica i ucieczka w bardziej komfortowe środowisko, gdy druga strona toczy zaciętą walkę. Początek książki spodobał mi się, nawet zaintrygował, jednak im dalej w treści, tym wątek porwania zostaje coraz bardziej zepchnięty na drugie tory, a ja tym samym czułam się coraz bardziej zawiedziona.
Powieści zdecydowanie brakuje wartkości, bardzo ciężko było mi przebrnąć przez strony pełne opisów. Do stylu pisania nie mogę się przyczepić, bo ten jest przejrzysty, natomiast sama fabuła jest wielowątkowa, zwarta. Sądząc po opiniach, które już się pojawiły – w większości zresztą bardzo pochlebne, zastanawiam się, czy otrzymałam ten sam egzemplarz. Ku mojemu niedowierzaniu, tak, to jest ta sama książka. Robiąc pierwsze podejście (a było ich wiele) do pasma przygód Marin i jej rodziny miałam wrażenie, że to właśnie będzie TO. Jednak jak szybko się nakręciłam, tak prędko się odkręciłam. Według mnie potencjał książki został całkowicie zaprzepaszczony. Szkoda, bo początek był naprawdę obiecujący. Coś nie „zagrało” u mnie. Nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.
„Małe sekrety” autorstwa Jennifer Hillier z początku może wydawać się być najzwyklejszą powieścią bazującą na uprowadzeniu dziecka, widzianą oczami z jednej strony roztrzęsionej, na skraju załamania, natomiast z drugiej bardzo zdeterminowanej by walczyć o swojego syna matki. Wkrótce jednak okazuje...
2020-11-27
www.tinarecenzuje.pl
Zakochanie jest bardzo specyficznym, rządzącym się swoimi prawami zjawiskiem. Wnosi do egzystencji pozytywne myślenie, wiele radości, świat widziany jest jakby przez różowe okulary. Innym razem potrafi sprawić, by po dawnym optymizmie nie zostało dosłownie nic. Jest to stan, w którym jeden organizm jest „związany” z drugim w sposób emocjonalny. Towarzyszą temu ciągłe, wręcz niekiedy nachalne myśli, które poświęcone są w większości tylko i wyłącznie adorowanej osobie w każdym możliwym czasie, oraz scenerii.
Cały świat prezentuje się wtedy gustownie, jak z bajki, chciałoby się napisać „i żyli długo i szczęśliwie”… Do czasu, aż w skrajnych przypadkach, pozytywne uczucie zostanie zastąpione negatywną, wręcz destrukcyjną chęcią posiadania na własność, co prowadzi tylko do jednego- do katastrofy. Zatem, czy idealny żywot tak naprawdę istnieje? Jak niewiele potrzeba, aby z perfekcyjnego życia stał się horror? Zapraszam do lektury „Chodź za mną” (2020, wydawnictwo Burda Książki) Pani Joanny Opiat-Bojarskiej.
Joanna Opiat-Bojarska - urodzona w Poznaniu, jedna z najbardziej popularnych w Polsce autorek powieści kryminalnych. Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Zamiłowanie do pisania pojawiło się czystym przypadkiem, podczas upadku na zdrowiu. Debiutującą książką była powieść autobiograficzna pod tytułem „Kto wyłączy mój mózg” (2011), w której opisuje swoją walkę z chorobami takimi jak: paraliż ciała i dolegliwością autoimmunologiczną. Mówi się o pisarce, że wyrzucona przez drzwi, powróci oknem z uśmiechem goszczącym na jej twarzy, oraz w szpilkach przyodzianych na stopach. Opracowała według wielu osób wzór na idealną lekturę, musi zawierać te elementy: realizm, emocje i masę zwrotów akcji.
ONA – Ewa, gwiazda na jednych z portali społecznościowych. Zakochana w prawie idealnym facecie, z którym spędza wymarzony weekend. Nic jednak nie trwa wiecznie, przekonuje się o tym, gdy dosłownie ułamek sekundy burzy jej dotychczasową oazę spokoju, wytchnienia, zaspokojenia.
ON -Artur, dla niego sekunda oznacza niemalże wieczność. Namacalne to staje się, gdy wychodzi sam z mieszkania i musi dojść do celu. Nie cierpi litości ze strony drugiego człowieka, oraz białej laski, która powinna stać się jego nieodłącznym atrybutem. Mimo, iż jest niewidomy, widzi więcej, niż inni.
„Chwila nieuwagi. Uderzenie. KREW.”.
Znacie to uczucie, jakby cały świat nagle stanął w miejscu, a potem nagle ktoś klika przewijanie jakby na pilocie, a on przyspiesza gwałtownie? Czy masz świadomość, że zaufanie jest czymś tak luksusowym, że nie każdy może zostać nim obdarzonym? Ewa straciła właśnie czujność, w konsekwencji czego teraz walczy o własne życie.
Uwielbiam powieści Pani Joanny Opiat-Bojarskiej, za między innymi to, że są charakterne, co to znaczy? Posiadają cięty język, nieszablonowość, a sama pisarka nie owija w bawełnę. Mam wrażenie, jakby przyjmowała zasadę „białe jest białe, czarne jest czarne”. Atutem jest również wprowadzona wielowątkowość, a przy czym brak chaosu. Twórczyni „Chodź za mną” stopniowo buduje napięcie i odkrywa tajemnicę przed czytelnikiem. Jeśli myślisz, że już w połowie książki znasz zakończenie… to masz rację, tak Ci się tylko wydaje, nie raz, nie dwa odbiorca trafi na fałszywy trop.
Książka jest przepełniona emocjami, zarówno pozytywnymi, jak i tymi skrajnymi, co sprawia, że staje się bardzo realistyczna. Z całą pewnością trzyma w napięciu, nigdy nie jest wiadome jak potoczy się dalsza fabuła – jest ona nieprzewidywalna, niebanalna, dopracowana w najmniejszym szczególe. W powieściach Pani Opiat-Bojarskiej zwykle zostają poruszane problemy społeczne, tak i było tym razem. Nie zdradzę Wam jaki problem tym razem się ukazał, sami przekonajcie się.
Nie znalazłam minusów w książce. Autorka miała rację, stosując wyżej wymienione elementy (realizm, emocje, zwroty akcji) stworzy arcydzieło, tak też się stało. Jestem zachwycona powieścią, która tak mnie pochłonęła, że zapomniałam co to jest rzeczywistość. Z całą pewnością jest to jeden z lepszych kryminałów, który czytałam do tej pory. Jak najbardziej polecam, warto.
www.tinarecenzuje.pl
Zakochanie jest bardzo specyficznym, rządzącym się swoimi prawami zjawiskiem. Wnosi do egzystencji pozytywne myślenie, wiele radości, świat widziany jest jakby przez różowe okulary. Innym razem potrafi sprawić, by po dawnym optymizmie nie zostało dosłownie nic. Jest to stan, w którym jeden organizm jest „związany” z drugim w sposób emocjonalny....
2020-11-22
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiejszą recenzję powieści fantastycznej, zacznę dość niecodziennie, bo od krótkiej historii. Zastanawialiście się czym jest tytułowy kurhan? Otóż jest to miejsce pochowania pewnej kobiety o imieniu Ollia. Wszystko zaczęło się kilka wieków wcześniej, kiedy to nad niezbyt wielkimi księstwami sprawowali władzę miejscowi władcy. Jednym z mocarzy był niejaki Leon Dobry, natomiast władczynią przeciwnego królestwa została niejaka Ollia.
Darzyła ona ogromną sympatią jedynego z synów swojego przeciwnika. Dwudziestopięcioletni młodzieniec odrzucił zaloty kobiety. Zraniona władczyni zaczyna myśleć nad zemstą, w konsekwencji czego postanawia plądrować przeciwną osadę… Tak prezentuje się namiastka historii kurhanu. Jeśli Was zaciekawił fragment, to pełną wersję znajdziecie w powieści Pana Jacka Mariusza Wichera, pod tytułem „Tajemnica starego kurhanu”, która ukazała się w 2020 roku, nakładem wydawnictwa AlterNatywne.
Wydawnictwo AlterNatywne – swoją siedzibę posiadają w Poznaniu. Kierują się stwierdzeniem „mniej oznacza lepiej”- mniej wydanych pozycji, oznacza szersze pole promocji, oraz reklamy dla każdej twórczości po etapie selekcji. Co łączy się też ze zdecydowanie wyższą jakością edytorską. Wydawca zajmuje się promocją książki na długo przed jej oficjalną premierą, pragną dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców przed ujrzeniem przez publikację światła dziennego. Ponadto starają się, aby powieści były dopasowane pod ich odbiorców, dlatego też regularnie badają rynek, aby móc dostosować woluminy do potrzeb, oraz oczekiwań.
11-letni Lucas i jego młodszy brat- Max, wraz z rodzicami: Joanną i Jackiem Strongwind’ami, zamierzają przeprowadzić się do nowego, pięknego, wymarzonego domu. Nowa lokalizacja wydaje się na pierwszy rzut oka być bez żadnej skazy, po prostu idealna. Piękne widoki, okazały las, cisza, czego można więcej chcieć? Pewnego dnia chłopcy postanawiają zbadać wszelkie dary natury, w tym teren nadmiernie porośnięty drzewami. Podczas wyprawy do lasy, po pewnym czasie bracia tracą orientację w przestrzeni, w konsekwencji czego nie mają pojęcia, jak wrócić do domu.
Po pewnym czasie niczym dobry duch, a może zjawa, na ich drodze pojawia się nieco ekscentryczna staruszka, która jednocześnie oferuje swoją pomoc w odnalezieniu trasy powrotnej. Czy chłopcy mogą zaufać kobiecie? Dlaczego nie powinni zbliżać się do tajemniczego pagórka? Jakie konsekwencje poniosą z zakazanej wyprawy do lasu? Co mają wspólnego z ich nowym miejscem zamieszkania czasy, kiedy to panował podział na księstwa, natomiast ich władcy nie byli dla siebie przychylni? Dlaczego odległa przeszłość ma tak ogromny wpływ na małego Maxa i jego rodzinę?
„Tajemnica starego kurhanu” Jacka Mariusza Wichera, jest w moim odczuciu istną sinusoidą fabularną. Pierwszy strony okazały się być bardzo fascynujące, co za tym idzie – zachęcające, po fali dobrego nastawienia ukazuje się bardzo nudna, wręcz odpychająca część poświęcona zdecydowanie mało atrakcyjnej historii z czasów przeszłych. Kolejno ponownie poziom satysfakcji z lektury wzrasta, żeby po chwili na nowo skierować się ku nizinom. Język pisania jest przejrzysty, prosty, przyjazny czytelnikowi.
Powieść wyróżniają użyte formy grzecznościowe typowe dla starszego pokolenia. Fabuła jest wartka, jednowątkowa, nieskomplikowana, twórczość czyta się ni to przyjemnie, ni to tragicznie. Bohaterowie są bez płci, ledwo co nakreśleni. Podsumowując: „Tajemnica starego kurhanu” jest historią lekką, mało wymagającą ze strony odbiorcy. Idealna na odpoczynek po ciężkim dniu. Nie wnosi ona niczego wartościowego, zero jakiegokolwiek przekazu. W moim odczuciu lektura wypadła bardzo średnio, w kierunku słabym, jednak z braku innych książek można przeczytać.
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiejszą recenzję powieści fantastycznej, zacznę dość niecodziennie, bo od krótkiej historii. Zastanawialiście się czym jest tytułowy kurhan? Otóż jest to miejsce pochowania pewnej kobiety o imieniu Ollia. Wszystko zaczęło się kilka wieków wcześniej, kiedy to nad niezbyt wielkimi księstwami sprawowali władzę miejscowi władcy. Jednym z mocarzy był...
2020-11-20
www.tinarecenzuje.pl
Tym razem pod lupę idzie powieść autorstwa Katrine Engberg, pod tytułem „Szklane skrzydła motyla” (2020, wydawnictwo Zysk i S-ka). Odkąd pamiętam, lektury, których okładki przedstawiały wizerunek motyla, zawsze kojarzyły mi się bardzo pozytywnie. Sądzę, że przyczyną takiego myślenia jest fakt, iż jedna z moich wielu ulubionych książek posiada zarówno w tytule, jak i na oprawie graficznej tego kolorowego, pięknego owada, o którym wspominałam troszkę wyżej.
Dlatego czystą formalnością był wybór powyższego thrillera, nie dość, ze przyciągnął mnie okładką, to zatrzymał tytułem. Jeśli jesteście równie bardzo ciekawi wrażeń po przeczytaniu „Szklanych skrzydeł motyla” jak ja, zapraszam do dalszej części recenzji, gdzie postaram się zrobić dokładniejszą analizę książki.
Katrine Engberg – 45-letnia duńska autorka kryminałów. Oprócz pisania posiada również status szanowanej tancerki, reżyserki w teatrze, a także telewizji, ponadto niegdyś zajmowała się choreografią. Jej debiutancka powieść – „Stróż krokodyla” została wydana w 2016 roku, przyniosła ona bardzo szybko sukces w formie popularności i rozgłosu. Dzięki niej zaczęła się seria kryminałów osadzonych w starej Kopenhadze, atutem powieści są postacie, których nie da się nie polubić.
Pisarka jest znana z mrocznych klimatów na tle psychologicznym, oraz masy wątków fabularnych (tak zwana wielowątkowość). Książka „Szklane skrzydła motyla”, dość szybko uplasowała sobie miejsce na liście bestsellerów, była nominowana do wielu renomowanych literackich nagród w Danii. Prywatnie autorka mieszka w Osterbro w Kopenhadze z synem – Cassiusem, oraz mężem – Timmem.
Pewnego deszczowego poranka, wykonujący swoją pracę roznosiciel gazet znajduje w centrum Kopenhagi ciało martwej kobiety, które zostało wrzucone do fontanny. Ku zdziwieniu organów śledczych, nigdzie nie było żadnych śladów krwi, które jednak powinna się znaleźć, patrząc na to w jaki sposób została zabita przedstawicielka płci pięknej. Wszystkie poszlaki wskazują na to, że zabójca swojej ofierze upuścił krew.
Kilka dni później pojawiają się kolejni denaci, najpierw w fontannie znajdującej się przed Szpitalem Krajowym, a następnie w pobliskim stawie ulokowanym w centrum miasta. Wszyscy poszkodowani pracowali niegdyś w jednym miejscu – w ośrodku terapeutycznym dla dzieci „Motyl”, który zakończył swoją działalność kilka lat temu, na skutek samobójstwa jednej z pacjentek. Ponadto poszkodowani zostali pozbawienie życia w jeden i ten sam sposób – pozostawiono ich na wykrwawienie się, sprawca użył do tego rzadkiego rodzaju narzędzia jakim był skalpel nie z tej epoki.
Pierwsze co rzuca się w oczy w „Szklane skrzydła motyla” to ogromna ilość postaci, z jeszcze większą liczbą wątków. Kapitalnym jak dla mnie zabiegiem było przedstawienie początkowych rozdziałów, zaczynając co każdy epizod od nowej persony, na początku pojawia się pytanie w głowie „ile tych bohaterów jeszcze będzie?”, aby na końcu zrozumieć, że jest to jedynie zagrywka, która ma na celu nawiązanie do jednego z głównych wątków. W taki sposób autorka prezentuje to co ma do zaprezentowania, a jednocześnie nie zraża do swojej twórczości czytelnika. Brawo.
Powieść wciąga, że nie można się od niej oderwać. Czuć grozę, natomiast fabuła galopuje, nie można się nudzić, dodatkowo nie ujrzycie nudnych, długich opisów. Zdecydowanie jest to pasjonujący thriller z motywem zemsty. Zabójca prowadzi nierówną grę – podobnie jak tytułowe „Szklane skrzydła motyla” sprawia on wrażenie niewidocznego, a wręcz nieuchwytnego. Na mnie twórczość Pani Katrine Engberg zrobiła piorunujące wrażenie. Nie myliłam się, że motyl musi oznaczać „coś bardzo dobrego”. Powieść ląduje na liście moich ulubionych książek, naprawdę warto. Czytajcie.
www.tinarecenzuje.pl
Tym razem pod lupę idzie powieść autorstwa Katrine Engberg, pod tytułem „Szklane skrzydła motyla” (2020, wydawnictwo Zysk i S-ka). Odkąd pamiętam, lektury, których okładki przedstawiały wizerunek motyla, zawsze kojarzyły mi się bardzo pozytywnie. Sądzę, że przyczyną takiego myślenia jest fakt, iż jedna z moich wielu ulubionych książek posiada zarówno w...
2020-11-15
www.tinarecenzuje.pl
Fani powieści fantastycznych zgłoście się! Przychodzę do Was z recenzją książki z tego gatunku. Talindu to baśniowe miejsce, gdzie wszystko jest po prostu piękne, nieskazitelne, nieskalane jakimkolwiek złem, tak bardzo nierealne. Grunt ten jest stworzony dla różnego rodzaju oryginalnych istot żywych, które potrafią dostrzec więcej, niż przeciętny człowiek żyjący na naszej planecie. Przez wiele lat organizmy te nie potrzebowały symbiozy aby żyć, jednak z czasem zaczęło się to zmieniać na skutek nadejścia czegoś bliżej nieokreślonego, co powoduje naruszenie budowanej wieki równowagi. Nikt nie wie co to za zjawisko, które ukazuje się pod postacią ciemności. Po pewnym czasie zrozumieli jednak, że nadchodzi apokalipsa... Zapraszam Was na recenzję „Talindu” autorstwa Darii Zalewskiej.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Wyobraźcie sobie, ze gdzieś jest taki mały, tajemniczy świat, gdzie roślinność kwitnie w niecodzienny sposób. Cała materia ukazana jest w bardzo wyrazistych, przyciągających uwagę kolorach, a co najlepsze ona potrafi żyć. Istnieją organizmy, które chciałoby się napisać na pozór, jednak rzeczywiście posiadają cechy ludzkie. Tajemnicą ich jest, że przyodziane zostały w ubarwienie dopasowane pod swoje osobiste JA, natomiast wszystko to przypieczętowane zostało idealnie dopasowanym imieniem pod całokształt. Zmysłem, których ich wyróżnia jest natomiast wzrok – posiadają szersze pole widzenia, niż jakakolwiek inna istota ludzka. Pytanie teraz brzmi, czy można nazwać to darem, a może karą?
Nasz glob skrywa ogromną ilość sekretów, jest miejscem zamieszkania dla wielu złych mocy, które skrywają się w ciemnościach, zakamarkach miast. Istnieje jednak światełko w tunelu dla zabłąkanych dusz, które mają dość wojen i chciałyby stać się lepsze. Gdzieś na tym świecie istnieje KTOŚ, kto pokłada nadzieję w każde inne, nowe, lepsze życie. Chociaż ta osoba sama jest nieświadoma, to jednak czuje, że nie pasuje do tutejszego klimatu.
Będąc „na świeżo” po lekturze mogę wiele o niej napisać. Nie ukrywam, że jestem rozczarowana, liczyłam na coś zgoła bardziej ciekawszego, zdecydowanie mniej chaotycznego. Tymczasem dostałam zupełne przeciwieństwo tego, na co miałam nadzieję. Powieść mimo iż ma mniej niż dwieście stron, dłuży się niemiłosiernie, miałam wrażenie jakby fabuła stała w miejscu. Ciągnie się jakby miała co najmniej kilkaset stron więcej. Wszystko to jest zasługą braku wartości, zamiast tego czytelnik otrzymuje nadmiar bajkowych opisów. Bohaterowie to jakaś porażka, ich postępowanie kierowane nie wiem czym, nie jest adekwatne do wieku, zachowują się co najmniej infantylnie. Nie mogłam załapać tej „standardowej” nici porozumienia z żadnym z wykreowanych postaci. Porażka.
Już nie wspomnę o jakże bardzo niedopasowanych, nudnych dialogach. Moim zdaniem coś poszło nie w tę stronę, co powinno. Po opisie, który znajdziemy na tylnej okładce, myślałam, że będzie to powieść trochę bardziej poważniejsza, na wyższym poziomie. Tymczasem otrzymałam, nie obrażając autorki, książkę, którą miałam wrażenie jakby pisało dziecko. Jak widać z powyższych wniosków temat mnie nie porwał, jego potencjał został zatracony w czymś co można nazwać namiastką powieści. Lektura okazała się nie być w moim typie. Zdecydowanie nie jest godna poświęcenia jej zbyt wiele czasu. Cieszę się, że mam już ją za sobą. Nudno, nudno i jeszcze raz nudno. Nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
Fani powieści fantastycznych zgłoście się! Przychodzę do Was z recenzją książki z tego gatunku. Talindu to baśniowe miejsce, gdzie wszystko jest po prostu piękne, nieskazitelne, nieskalane jakimkolwiek złem, tak bardzo nierealne. Grunt ten jest stworzony dla różnego rodzaju oryginalnych istot żywych, które potrafią dostrzec więcej, niż przeciętny...
2020-11-12
www.tinarecenzuje.pl
Co to takiego jest inkubacja? I nie mam tutaj na myśli pojęcia medycznego, chodzi o termin odnoszący się do procesów myślowych. Otóż jest to zjawisko, dzięki któremu śniący ma wpływ na to co mu się objawi podczas drzemki, konsekwencją tego są tak zwany świadome sny. To sytuacja, gdy człowiek w fazie sennych rojeń posiada pełną świadomość tego co się dzieje, ponadto ma pełną i nieograniczoną kontrolę nad marami. Pozwala mu to na dowolne kształtowanie świata marzeń.
Każdy, nawet najbardziej nierealna zachcianka może stać się rzeczywistością. A to wszystko na tle zbrodni popełnionej w charakterze rytualnym, budzącym paniczny strach postaci Czerwonorękiego, oraz demonów nawiedzających pewne miasteczko. Czy może być bardziej fascynujący motyw? Dla mnie jest to strzał w dziesiątkę. Jestem ciekawa jednak jak podejdzie do tematu autor – Alex North. Zapraszam na recenzję powieści, której swojej premiery doczekała się 28 października 2020 roku. „W cieniu zła” ukazała się nakładem wydawnictwa Muza, któremu jednocześnie dziękuję za lekturę.
Alex North – urodził się i mieszka w Wielkiej Brytanii z żoną i synem. Zajmuje się tworzeniem kryminałów, które niegdyś publikował pod innym nazwiskiem. Do napisania „Szeptacza” (2019, Wydawnictwo Muza) zainspirowało go jego własne dziecko, który twierdziło, że „bawi się z chłopcem mieszkającym w podłodze”. Debiutancka powieść – „Szeptacz” wyróżniła się spektakularnym sukcesem na polskim i międzynarodowym rynku wydawniczym.
Prawa do wydania powieści sprzedano do 25 krajów, szykuje się również ekranizacja książki, zapewnili ją sobie bracia Russo, którzy jednocześnie są twórcami filmów z serii Avengers.”W cieniu zła” jest drugą powieścią autora, jeśli ufać recenzjom to i lepszą, to z kolei stawia Alexa Northa w gronie najwybitniejszych twórców mrocznej strony literatury.
Paul Adams, kiedy był jeszcze nastolatkiem lubił przychodzić ze swoimi kumplami do Gritten Wood – przerażającej dzielnicy, która mieściła się na skraju gęstego lasu. Już sama myśl o tym miejscu powoduje panikę, a legenda, która głosi dodatkowo, że przestrzeń ma swoje mroczne tajemnice dodatkowo potęguje negatywne emocje. Z czasem niewinne wygłupy nabierają brutalnego charakteru.
Dwadzieścia pięć lat wcześniej na jednym z placów zabaw doszło do morderstwa, które Paul doskonale zachował w pamięci. Dobrze znał nie tylko denata, lecz także oprawcę – Charliego Crabtree, który na ziemi obok zwłok odcisnął krwawe ślady własnych dłoni. Po jakimś czasie chłopak zniknął i nigdy go nie odnaleziono.
Wydarzenia z przeszłości odbiły się mocno na psychice Paula. Kiedy już myślał, że udało mu się odciąć od tych przerażających wydarzeń i opuszcza rodzinne miasto, nagle na skutek wypadku swojej rodzicielki i jej ciężkiego przedśmiertnego stanu, musi powrócić i zmierzyć się z demonami czekającymi na niego. Ku swojemu przerażeniu mężczyzna odkrywa, że w miasteczku dochodzi do wielu morderstw, a wszystkie wyglądają jak te sprzed ćwierć wieku. Koszmar minionych lat powrócił i w dalszym ciągu zbiera swoje krwawe żniwo.
„W cieniu zła” jest powieścią o oryginalnej tematyce, przedstawionej w przejrzysty sposób, który ma zamiar zainteresować i przyciągnąć czytelnika. Tak też właśnie się dzieje. Książkę czyta się szybko, mimo iż fabuła za specjalnie nie galopuje. Alex North w swojej twórczości wykorzystuje dwie płaszczyzny czasowe: czasy teraźniejsze, a następnie retrospekcję o 25 lat. Ciekawy zabieg czasowy, jeśli spojrzeć pod pryzmat tego, że jeden z bohaterów żyje w obu czasach, co za tym idzie – ujrzymy dokładne nakreślenie charakteru bohatera teraz i kiedyś, pojawią się przemyślenia, spekulacje.
Napięcie towarzyszy czytelnikowi już od pierwszych stron, utrzymuje się cały czas. Książka jest bardzo mroczna, natomiast tajemnica jest tak namacalna, gęsta, że można ją kroić nożem. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, jednak nie zawiodłam się. Lektura wciągnęłam mnie jak dawno żadna inna. Bywały momenty, że fabuła stawała się wręcz męcząca, jednak kiedy miałam już odkładać powieść na później, zawsze pojawiał się nagły zwrot, który nie pozwalał oderwać się od wykreowanego świata. Jestem zadowolona. Czytajcie.
www.tinarecenzuje.pl
Co to takiego jest inkubacja? I nie mam tutaj na myśli pojęcia medycznego, chodzi o termin odnoszący się do procesów myślowych. Otóż jest to zjawisko, dzięki któremu śniący ma wpływ na to co mu się objawi podczas drzemki, konsekwencją tego są tak zwany świadome sny. To sytuacja, gdy człowiek w fazie sennych rojeń posiada pełną świadomość tego co się...
2020-11-08
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję Wydawnictwu Muza za powieść do recenzji.
Zapewne znacie, a może nawet i lubicie popularną serię filmów pod tytułem „Oszukać przeznaczenie”? Jeśli tak, to świetnie, ponieważ debiut literacki „Nas dwoje” autorstwa Holly Miller jest oparta na bardzo zbliżonej fabule, z małymi odstępstwami i trochę na okrojoną skalę śmiercionośną. Nie pojawi się żadna rzeź, jednak łzy jak najbardziej. Jeśli zatem lubicie poruszające książki na powyższej zasadzie, to będzie gratka dla Was. Przy zagłębianiu się w treść tej najsmutniejszej powieści roku, zaufajcie mi, że może przydać się pudełko chusteczek.
Książka opowiada historię dwóch młodych ludzi, których potężne uczucie do siebie jest z góry skazane na niepowodzenie. Nie zabraknie sytuacji bez wyjścia, a także tych trudnych, wymagających radykalnych decyzji, których konsekwencje są nieodwracalne. Pisarka daje do myślenia i jednocześnie stawia pytanie czytelnikowi „czy lepiej jest kochać i tę miłość bezpowrotnie stracić, czy nie kochać wcale”. Tymi słowami wstępu chcę Was zaprosić do pięknego świata, pełnego emocji.
Holly Miller – pisarka pochodząca z Wielkiej Brytanii, zakochana w książkach. Dzieciństwo spędziła w Bedfordshire (hrabstwo ceremonialne we wschodniej Anglii). Od czasów szkoły wyższej pracuje jako marketingowiec, copywriter, oraz redaktor. Jednak nic nie przegoni jej największej pasji, jaką jest tworzenie nowych powieści. Autorka zadebiutowała powieścią „Nas dwoje”. Prawa do wydania książki zostały sprzedane w 23 krajach. Holly Miller na dzień dzisiejszy mieszka w Nortfolk (wschodnia Anglia) ze swoim mężem i pupilem rasy border collie.
Dwudziestoośmioletni Joel jest singlem od istotnego momentu w swoim życiu, w którym postanowił, że nigdy więcej się nie zakocha. Chłopak posiada niesamowity dar, miewa prorocze sny. Wizje tak realne, że każdorazowo po przebudzeniu jest w ciężkim szoku. Wszystkie one dotyczą osób, które coś dla niego znaczą. Zatem ma świadomość, że jeśli kogoś obdarzy uczuciem, tę osobę momentalnie może spotkać coś złego. Pewnego razu na jego drodze pojawia się trzydziestoczteroletnia urocza Callie, przez którą nie wytrzymuje w swoim postanowieniu, Młoda kobieta jest dla niego jedyną szansą na szczęście, którego tak bardzo mu brakuje. Ona natomiast niedawno straciła kogoś ważnego dla siebie – swoją przyjaciółkę, która odeszła z tego świata na skutek wypadku.
Emocjonalnie dziewczyna jest w rozterce, dominuje u niej smutek i przygnębienie. Po utracie bliskiej dla siebie osoby, stara się pomóc jej mężowi w prowadzeniu kawiarni. Jej praca jest monotonna, do czasu aż pojawi się w niej tajemniczy, nieco specyficzny chłopak o imieniu Joel, wtedy też się przekonuje się, ze trafiła na miłość swojego życia. To dzięki niemu się uśmiecha, nie może przestać myśleć o nim, tęskni kiedy go nie ma, z niecierpliwością czeka na moment, kiedy znowu go zobaczy, natomiast jej życie nabiera odpowiednich barw. Oboje chciałoby się powiedzieć, że są dla siebie stworzeni. Młodzi, spragnieni miłości, szukający sensu życia. Wszystko byłoby jak w bajce, ale tylko Joel wie jak ta historia się zakończy…
Zdecydowanie jest to najsmutniejsza i najpiękniejsza powieść roku. Wylałam podczas czytania morze łez. Już od samego początku czuć jest tę powagę treści książki, zdecydowanie to nie jest lekka lektura. Daje do myślenia, wywołuje skrajne emocje, to są jedne z nielicznych epitetów, które można przytoczyć. „Nas dwoje” została napisana na swój sposób trudnym językiem, lecz nie w formie archaicznej. Twórczość można zaliczyć do powieści, które absorbują całą uwagę czytelnika, dlatego też wskazane jest tylko i wyłącznie na niej się skupić. Fabuła toczy się swoim tempem, nie jest one ślimacze, ani też w drugą stronę – nie galopuje. Autorka w mistrzowski sposób nakreśla emocje towarzyszące głównym, młodym bohaterom.
Niestety ale pojawia się też ogromna dysproporcja między dialogami, a nieco długimi i nie zawsze tak samo fascynującymi opisami. Tego drugiego elementu jest zdecydowanie więcej, to one nadają w głównej mierze ten przygnębiający nastrój powieści, to one są winne tych przelanych łez. Jednak z całą pewnością mogę napisać, że dla takiej książki było warto doświadczyć rozkładu emocjonalnego na czynniki pierwsze. Obok lektury nie można przejść obojętnie, składania ona do szukania rozwiązania. Z całego serca polecam.
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję Wydawnictwu Muza za powieść do recenzji.
Zapewne znacie, a może nawet i lubicie popularną serię filmów pod tytułem „Oszukać przeznaczenie”? Jeśli tak, to świetnie, ponieważ debiut literacki „Nas dwoje” autorstwa Holly Miller jest oparta na bardzo zbliżonej fabule, z małymi odstępstwami i trochę na okrojoną skalę śmiercionośną. Nie pojawi się...
2020-11-06
www.tinarecenzuje.pl
Nadszedł czas na długo wyczekiwaną przeze mnie książkę autorstwa Pana Ryszarda Ćwirleja, pod tytułem „Szybki szmal”. Swojej premiery doczekała się 28 października 2020 roku, nakładem Wydawnictwa Muza, któremu jednocześnie pragnę podziękować za powieść do recenzji – dziękuję. Lektura jest trzecią w kolejności historią z cyklu: „Aneta Nowak”. Uprzednio ukazały się: tom I – „Jedyne wyjście” (2020, Wydawnictwo Muza), oraz część druga – „Ostra jazda” (2020, Wydawnictwo Muza). Pan Ryszard Ćwirlej ma specyficzny styl pisania, który na pewno nie każdemu się spodoba, jednak w mój gust wpasowuje się idealnie. Jak dla mnie pisarz jest mistrzem w tworzeniu kryminałów neomilicyjnych, które jednocześnie posiadają wielowątkową fabułę, oraz rozbrajające niekiedy poczucie humoru.
Napięcie utrzymuje się już od pierwszych stron, aż ku końcowi. W kilku słowach: nie można nudzić się, nie ma takiej możliwości. Sam Pan Ryszard każdorazowo zastawia pułapkę na czytelnika. Sztuką jest oderwać się od wykreowanego świata tuż przed zakończeniem powieści, można nawet pokusić się o określenie, że jest to niemożliwe do wykonania. Tak wygląda standardowy scenariusz odnośnie książek pisarza, jednak jak to się mówi: „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, więc jeśli jesteście ciekawi jak wypadł „Szybki szmal” na tle innych książek – zapraszam do dalszej recenzji.
Ryszard Ćwirlej – polski autor książek kryminalnych, dziennikarz, wykładowca akademicki. Jedna z jego wielu powieści „Błyskawiczna wypłata” zdobyła nagrodę przyznawaną na Festiwalu Kryminalna Piła w 2015 roku dla najlepszej miejskiej powieści kryminalnej. Dzięki nakładowi Wydawnictwa Muza zostało wydane 9 powieści, w tym między innymi: „Trzynasty dzień tygodnia” (2019), „Śmiertelnie poważna sprawa” (2018), „Milczenie jest srebrem” (2017), „Śliski interes” (2016). W 2018 roku, autor został laureatem Nagrody Wielkiego Kalibru i Nagrody Wielkiego Kalibru Czytelników.
Rok 1984, sierociniec we Wronkach. To tutaj w grudniową noc wybucha pożar, w którym śmierć ponosi ośmioro dzieci, oraz dyrektor przybytku. Dochodzenie w sprawie tego wydarzenia prowadzą lokalne organy śledcze, natomiast Komenda Wojewódzka uprzednio poinformowana o tragedii wysyła na miejsce swoich dwóch najlepszych funkcjonariuszy: porucznika Mirosława Brodziaka, oraz chorążego Teofila Olkiewicza. Z poszlak wynika, że wszystkiemu winna była instalacja elektryczna.
Rok 2019, Szamotuły. Po zakończeniu szkoły wyższej w Szczytnie – absolwentka Aneta Nowak planuje powrót do lokalnej komendy policji. Już na wstępie zostaje przydzielona do istniejącego już zespołu dochodzeniowo- śledczego trudzącego się nad śmiercią tajemniczego mężczyzny, który powiesił się we własnym mieszkaniu. Jednak czy na pewno było to samobójstwo?
Tymczasem podczas współpracy z niemieckimi oddziałami policji, poznańskie CBŚP (Centralne Biuro Śledcze Policji) natrafia na ślad przemycania ogromnego ładunku narkotyków, który ze stolicy Niemiec ma trafić do nowo wybudowanego magazynu na terenie Szamotuł. Co mają ze sobą wspólnego na pozór te trzy inne sprawy? Śledztwo odnośnie pierwszej zostało już dawno zakończone, druga wygląda jak rutynowe dochodzenie, natomiast trzeci incydent jest monitorowany przez wyższe służby specjalne. Czy podkomisarz Anecie Nowak uda się znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania? Czy poradzi sobie z rozwiązaniem zagadki?
Pan Ryszard Ćwrlej nie osiada i tym razem na laurach, można powiedzieć, że jest coraz lepiej. Wszystkie wątki są bardzo ciekawie przedstawione w sposób uniemożliwiający chaos, z tym, że niektóre rozpoczynają się i kończą w tym samym tomie, natomiast jeszcze inne ciągną się przez wszystkie powieści składające się na dany cykl, także warto czytać od początku. Bohaterowie częściowo zostali przeniesieni z poprzednich części, także nie żegnamy się z ulubionymi postaciami, co za tym idzie – pojawiają się również wspomnienia.
Fabuła galopuje, akcja pogania akcją. Czyta się błyskawicznie, nie można odejść od świata przedstawionego przez pisarza, coś niesamowitego. Zdecydowanie kolejny raz jestem zadowolona i tak już chyba pozostanie jeśli chodzi o twórczości Pana Ćwirleja. Jak najbardziej polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny tom (to jest ta wcześniej wspomniana pułapka, z której nie da rady wyjść bez szwanku). Czytajcie.
www.tinarecenzuje.pl
Nadszedł czas na długo wyczekiwaną przeze mnie książkę autorstwa Pana Ryszarda Ćwirleja, pod tytułem „Szybki szmal”. Swojej premiery doczekała się 28 października 2020 roku, nakładem Wydawnictwa Muza, któremu jednocześnie pragnę podziękować za powieść do recenzji – dziękuję. Lektura jest trzecią w kolejności historią z cyklu: „Aneta Nowak”. Uprzednio...
2020-10-24
www.tinarecenzuje.pl
„Ziołolecznictwo Ojców Bonifratrów” autorstwa Ojca Teodora Bogdana Książkiewicza, jest poradnikiem skierowanym do świadomego społeczeństwa, czyli takiego, które lubi racjonalne patenty na poprawę stanu zdrowia, czy urody. Jest to idealna lektura dla tych, którzy chcą zmniejszyć poziom odczuwania bodźców, a może i nawet całkowicie zneutralizować używając przy tym substytutu medycyny szpitalnej, czyli sposobów pozaszpitalnych. Zioła potrafią być tak samo skuteczne jak produkty farmaceutyczne, a niekiedy nawet i skuteczniejsze, dodatkowo często ich smak jest przystępny, podawane w dogodnym dla chorego postaci.
Książka ma na celu podpowiedzieć jak wzmocnić i uodpornić na niekorzystne czynniki zewnętrzne organizm coraz to starszego współczesnego człowieka. Trzeba mieć na uwadze, że podobnie jak „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, tak jednorazowa terapia z zakresu ziołolecznictwa nie przyniesie pożądanych rezultatów. W takim leczeniu potrzeba między innymi cierpliwości, ogromnej determinacji, systematyczności, jak i konsekwencji w dążeniu do wyznaczonego celu. Efekty w wielu przypadkach będą zadowalające. Dlaczego zatem nie spróbować?
Ojciec Teodor Książkiewicz – urodził się w 1940 roku w Męczennicach, w Ziemi Sandomierskiej. Od 1957 roku przebywa w Krakowie, gdzie też wstąpił do zakonu Ojców Bonifratrów. Już od najmłodszych lat interesował się wszelkiej maści ziołami, których właściwości można wykorzystać z powodzeniem w medycynie naturalnej. Swoją dotychczasową wiedzę pogłębiał i praktykował w zakonie.
Jest autorem między innymi takich poradników jak: „Ziołolecznictwo Ojców Bonifratrów dla kobiet” (2007, Wydawnictwo Oficyna Wydawnicza RYTM), „Ziołolecznictwo Ojców Bonifratrów dla dzieci” (2001, Wydawnictwo Oficyna Wydawnicza RYTM). Artykuły na temat ziół Ojca Książkiewicza można przeczytać także w wybranych czasopismach medycznych, oraz obejrzeć w wybranych programach telewizyjnych.
Od ponad 400 lat pomagają w chorobie cierpiącym na całym świecie, tacy są właśnie Ojcowie Bonifratrzy. W poradniku autorstwa Ojca Teodora Książkiewicza znajdziemy zatem: zestawienia gotowych przepisów na mieszanki ziołowe, które mają na celu podwyższenie odporności, a także pomóc w walce z chorobami. Autor dba także o zdrowie psychiczne i fizyczne odbiorcy książki, przejawiają się także porady dietetyczne. Następnie fani kosmetyków naturalnych znajdą coś dla siebie. Nie zabraknie tabel, wykresów, kaloryczności, dziennych wskazań do spożycia ilości pierwiastków i minerałów, wykaz warzyw i owoców wraz z ich objaśnieniem oddziaływania na organizm ludzki. A tuż na samym końcu znajduje się słowniczek roślin leczniczych.
Poradnik jest jedną wielką encyklopedią o ziołach, napisany bardzo przejrzystym, zrozumiałym językiem. Pojawia się urozmaicenie, gdyż oprócz samego „suchego” tekstu, autor stawia również na innego rodzaju formy przekazu informacji, takie jak: zestawienia, tabele, czy ciekawostki. Ogromnym plusem jest spis ziół leczniczych również z nazwami w języku łacińskim na końcu książki i ich ‘rozkład na czynniki pierwsze’ - jak działa, na co pomaga, co w sobie zawiera. Z całą pewnością lektura jest bardzo rzetelna, natomiast wiedza autora przeogromna. Dla tych mniej zorientowanych w temacie, na każdą z prezentowanych dolegliwości, których zresztą jest cała masa zostały przygotowane przepisy z uwzględnionymi konkretnymi ilościami danych ziół. Nic tylko parzyć, przygotowywać i cieszyć się pozytywnymi skutkami i to w sposób naturalny. Czy można chcieć czegoś więcej?
Lektura zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, jest w niej wszystko czego oczekiwałam po takiego rodzaju książki. Jestem zdania, że jeśli odbiorca interesuje się naturalnymi metodami i chce pomóc sobie zarówno w sposób wewnętrzny, jak i zewnętrzny (zdrowie, uroda) to dobrze trafił, gdyż mam pewność, że jest to odpowiedni poradnik dla wyżej wymienionego grona odbiorców, każdy znajdzie coś dla siebie. Polecam tę kopalnię wiedzy dla każdego. Czytajcie, zapisujcie, testujcie, a przede wszystkim bądźcie konsekwencji w działaniu, a potem cieszcie się rezultatami.
www.tinarecenzuje.pl
„Ziołolecznictwo Ojców Bonifratrów” autorstwa Ojca Teodora Bogdana Książkiewicza, jest poradnikiem skierowanym do świadomego społeczeństwa, czyli takiego, które lubi racjonalne patenty na poprawę stanu zdrowia, czy urody. Jest to idealna lektura dla tych, którzy chcą zmniejszyć poziom odczuwania bodźców, a może i nawet całkowicie zneutralizować...
2020-10-22
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe za powieść do recenzji.
Jeszcze wczoraj miała wszystkich, natomiast dzisiaj został jej tylko i wyłącznie ON. Jak dla mnie już pierwsze zdanie brzmi bardzo ekscytująco, a to dopiero początek. Przejdźmy dalej zatem. „Amerykański brud” Jeanine Cummins nie bez powodu został okrzyknięty najważniejszą, wywołującą wiele skrajnych emocji powieścią naszych czasów, gdyż zdecydowanie trudno temu zaprzeczyć, tak po prostu jest. Historia ukazuje jak potężny na sile potrafi być instynkt rodzicielski.
Do czego zdolna jest odpowiednio zdeterminowana matka, aby zapewnić bezpieczeństwo i odpowiedni byt dla swojego dziecka. Kropkę nad przysłowiowym „i” stawia umieszczony na tylnej okładce opis, który wywołuje niepokój, intryguje, a także daje do myślenia. Skoro taki fragment tekstu już sam w sobie potrafi wywołać tyle emocji, to ciekawa jestem jakie wrażenia wywrze na czytelniku cała powieść. Jeśli również jesteście zaintrygowani – zapraszam do dalszej lektury.
Jeanine Cummins – Amerykańska pisarka, tworzy między innymi książki z gatunku: thriller i kryminał, oraz powieść obyczajowa. Jej twórczości są ściśle powiązane z: rodziną i jej problemami, dojrzewaniem, oraz relacjami po traumatycznych przeżyciach. W Polsce zadebiutowała powieścią „Amerykański brud”, książka pojawiła się nakładem Wydawnictwa Niezwykłe, premiera odbyła się 7 października bieżącego roku. W formie ciekawostki - prawa autorskie do wyżej wymienionego woluminu zostały sprzedane do blisko 28 krajów jeszcze przed oficjalną premierą lektury. Sama powieść nazywana jest współczesną wersją „Gron gniewu”.
Dla niego – swojego syna zrobi wszystko, przywiąże sobie broń do nogi, którą jest gotowa w każdym momencie zaatakować wroga. Wskoczy na dach pędzącego transportu, aby mieć pewność, że uda im się uciec. A co najważniejsze, dla niego znajdzie największe z możliwych pokładów siły, aby nigdy nie poddać się. Ona - Lydia Quixano Perez, pracuje w księgarni, on – Sebastian, jest dziennikarzem, on – Luca - bardzo zdolny ośmioletni syn, we trójkę tworzą wspaniałą rodzinę, mieszkają w Acapulco. Sielanka trwa do czasu, aż do miasta nie wkraczają nieobliczalne, rządne trupów kartele narkotykowe. Wtedy nikt nie wie jeszcze jak bardzo zmieni się dotychczasowe życie.
Tymczasem Lydia gromadzi w swojej księgarni powieści, te które jej się podobają i takowe, które mniej przypadły do gustu. Niestety jest świadoma tego, że prawdopodobnie nigdy się nie sprzedadzą. Pewnego razu w jej pracy pojawia się tajemniczy, przystojny mężczyzna. Od pierwszego wejrzenia wpadają sobie w oko. Javier chce kupić cztery książki – dwie z całości to ulubione twórczości kobiety. Po czasie Lydia dowiaduje się, że owy mężczyzna jest szefem kartelu, który przejął miasto. Gdy Sebastian – dziennikarz i mąż kobiety publikuje informacje o tajemniczym gościu żony… następuje rzeź. Czy uda im się uciec na tyle daleko, aby poczuć się bezpiecznie? Czy ta sadystyczna gra kiedyś się skończy?
„Amerykański brud” Jeanine Cummins zaskakuje po całości, już od pierwszych stron podnosi ciśnienie czytelnika, które nie odpuszcza aż do końca. Ciekawi, intryguje, wywołuje bardzo wiele emocji od przerażenia, po współczucie, przez radość z małych, aczkolwiek bardzo istotnych na tle wszystkiego rzeczy. Ciekawy, wpadający w mój gust styl pisania, natomiast tłumaczenie to istna perełka, bardzo spodobały mi się wtrącenia w języku hiszpańskim, wraz z ich objaśnieniami na dole strony. Fabuła przemyślana, dopracowana nawet w najmniejszym stopniu, galopuje, nie sposób nudzić się przy tak obszernej książce, temat został maksymalnie wykorzystany, zresztą w genialny sposób.
Nieustanna walka o przetrwanie, niekiedy krwawe obrazy, naturalni bohaterowie i ich autentyczne, pełne podziwu zachowania, to tylko kilka z wielu elementów godnych pochwały. Autorka wyśmienicie nakreśliła emocje towarzyszące głównej bohaterce – Lydi, które także przenoszą się na czytelnika. Coś niesamowitego. Lektura jest bardzo realistyczna, cała intryga mogła mieć miejsce w rzeczywistości, a to tylko ukazuje ogromną wartość lektury. Książkę czyta się błyskawicznie, z zapartym tchem, zapada w pamięci. Zostałam wkręcona po całości w pasmo przygód Lydi i jej ośmioletniego syna. „Amerykański brud” Jeanine Cummins jest zdecydowanie godną lekturą do przeczytania dla każdego. Szczerze polecam, czytajcie, nie zawiedziecie się.
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe za powieść do recenzji.
Jeszcze wczoraj miała wszystkich, natomiast dzisiaj został jej tylko i wyłącznie ON. Jak dla mnie już pierwsze zdanie brzmi bardzo ekscytująco, a to dopiero początek. Przejdźmy dalej zatem. „Amerykański brud” Jeanine Cummins nie bez powodu został okrzyknięty najważniejszą, wywołującą wiele...
2020-10-16
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję Wydawnictwu Muza za powieść do recenzji.
„Morderców tropimy w czwartki” autorstwa Richarda Osmana to powieść optymistyczna, a jednocześnie poruszająca. Zawarty w niej brytyjski humor, sprawia, że twórczość trafi zarówno do tych młodszych, jak i starszych czytelników. Cała intryga toczy się na tle wbrew pozorom niebanalnej zagadki kryminalnej. Jest to lektura z nietuzinkowymi bohaterami, których naprawdę można darzyć sympatią.
Każdy z nich jest inny, jednak razem tworzą bardzo wybuchową paczkę przyjaciół - detektywów. Twórczość jest początkiem pisarskiej kariery autora, jednak już zyskała wielki podziw wśród między innymi takich twórców jak: Harlan Coben, Shari Lapena, czy James Oswald. Trwają negocjacje nad ekranizacją powieści. Jeśli jesteście ciekawi co grupa dających się lubić emerytów jest w stanie zrobić dla dobra śledztwa, zapraszam do lektury.
Richard Osman – pisarz, prezenter telewizyjny, oraz producent pochodzący z Wielkiej Brytanii. Stał się celebrytą dzięki teleturniejom emitowanych przez BBC. Swego czasu – jako dyrektor kreatywny Endemol UK zajmował się transmitowaniem bardzo wielu programów rozrywkowych przez Channel 4. „Morderców tropimy w czwartki” (premiera w Polsce – 14.10.2020) jest jego pierwszą powieścią, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Muza. Autor posiada konto na Twitterze, gdzie obserwuje go blisko milion osób.
W Coopers Chase – luksusowym ośrodku dla seniorów czwórkę zupełnie innych od siebie emerytów: Joyce, Elizabeth, Ron i Ibrahim łączą dwa elementy, a mianowicie bycie dociekliwym i rozwiązywanie niekiedy bardzo krwawych zagadek, oraz Czwartkowy Klub Zbrodni, do którego cała czwórka zależy. Wtedy też omawiają kryminalne sprawy policyjne sprzed lat, które nie zostały rozwiązane. Przeglądają te stare zżółknięte akta, kiedy nagle okazuje się, że tuż pod ich nosem obyło się prawdziwe morderstwo. Dla przyjaciół-detektywów, to nie lada gratka, ponieważ tu i teraz pozbawiony życia zostaje miejscowy deweloper. Czy ta niekonwencjonalna ekipa poradzi sobie z prawdziwym winnym? Czy uda im się powstrzymać zabójcę, nim będzie za późno?
„Morderców tropimy w czwartki” autorstwa Richarda Osmana jest bardzo lekką powieścią połączoną z jak na lekarstwo brytyjskim, niewymuszonym humorem. Ku mojemu zaskoczeniu pojawia nawet się element Polskości – a mianowicie emigrant z Polski pracujący na ‘budowie’ u popularnego dewelopera. Na tym niestety kończą się według mnie zalety recenzowanej książki. Niestety, ale dla mnie to nie było udane spotkanie z historią czwórki przesympatycznych emerytów. Zacznę od podstawy – powieść miała na celu bawić, a przynajmniej tego oczekiwałam od ‘humoru’, jednak nic z tych rzeczy. Lektura nie zachęca do dalszego czytania , nie śmieszy, dodam więcej - ledwo wciągnęła w swój świat, cała fabuła toczy się bardzo powoli, na spokojnie, bez większej grozy, czy napięcia, w ślimaczym tempie, które doprowadza bardziej do senności, niż do ciekawości.
Pojawiają się krótkie rozdziały, ogromna liczba wątków i jeszcze więcej imion bohaterów, według mnie za dużo wszystkiego. Przytoczony aspekt zniechęcił mnie do takiego stopnia, iż miałam ochotę odłożyć książkę i nie wrócić już do niej. Lektura jakby trochę była wzorowana na rasowym kryminalne Pani Agathy Christie, oczywiście w gorszym wydaniu. Więc jeśli lubicie powieści na tej same zasadzie, jestem pewna, że będziecie wniebowzięci, oraz, że na pewno nie będziecie mogli oderwać się od wykreowanego świata. „Morderców tropimy w czwartki” zdecydowanie nie przypadła mi do gustu, preferuję bardziej bać się, niż udawać śmiech jak w tutejszej powieści. Nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
Dziękuję Wydawnictwu Muza za powieść do recenzji.
„Morderców tropimy w czwartki” autorstwa Richarda Osmana to powieść optymistyczna, a jednocześnie poruszająca. Zawarty w niej brytyjski humor, sprawia, że twórczość trafi zarówno do tych młodszych, jak i starszych czytelników. Cała intryga toczy się na tle wbrew pozorom niebanalnej zagadki kryminalnej....
2020-10-04
www.tinarecenzuje.pl
“Nieobecną” autorstwa Jaime Jo Wright bez dwóch zdań można zaklasyfikować do kategorii: powieść gotycka, czyli do takiej, gdzie fabuła odgrywa się zwykle w czasach średniowiecznych, a intryga jest tak namacalna, że można ją „kroić ją nożem”. Miejsce prezentowane w powieści jest jak grób, z którego po otwarciu wypływają wszelkie tajemnice, czy przewinienia, o których nikt nie miał pojęcia i nie chciałby mieć. Tym razem do recenzji lektury zachęciła mnie legenda o Misty Wayfair, oraz motyw przewodni powieści - opuszczone miejsce tuż za mostem, w lesie, nazywane niegdyś zakładem dla obłąkanych.
Jednak może nie do końca takim wyludnionym jak z zewnątrz wygląda... Natomiast elementem, który postawił przysłowiową kropkę nad „i” jest przepiękna, skrywająca potężną intrygę, mroczna oprawa graficzna. Nie sposób od niej się oderwać, tak przyciąga uwagę, a jakże trafnie opisuje nastrój powieści. Nie pozostaje nic innego jak sprawdzić chwytliwość mrocznej legendy głoszonej w wyimaginowanym gotyckim świecie.
Jaime Jo Wright – autorka pochodząca ze Stanów Zjednoczonych (Wzgórza Wisconsin). Jej powieści są zwykle przepełnione romantyzmem z przełomów wieków, natomiast w tle rozgrywa się solidna tajemnica. Na co dzień pracuje na stanowisku Dyrektora ds. Rozwoju i Sprzedaży. Prywatnie żona nauczyciela wspinaczki skałkowej, mama córeczki i syna na którego mówi pieszczotliwie „Piotruś Pan”. Jest członkiem ACFW (American Christian Fiction Writers), czyli Amerykańskich Pisarzy Chrześcijańskich.
Thea Reed miała bardzo ciężkie dzieciństwo, została porzucona pod sierocińcem. Po wielu latach braku kontaktu z rodziną postanawia zawitać do miasta z dzieciństwa, aby odnaleźć swoją matkę, dowiedzieć się dlaczego ją zostawiła. Jej prywatne śledztwo doprowadzą ją aż do ruin ośrodka dla obłąkanych w Pleasant Valley w stanie Wisconsin. Kobieta wykorzystuje swoje doświadczenie w wykonywaniu zdjęć pośmiertnych aby dostać się do szpitala i odkryć jego sekrety. Nie wie jednak, że jej dochodzenie o prawdę obudzi niegdyś uduszoną i zrzuconą do studni Misty Wayfair, która nawiedza okolicę, zapowiadając tym samym szybką śmierć.
Tymczasem sto lat później Heidi Lane otrzymuje niepokojący list od swojej chorej na demencję matki. Treść otrzymanego pisma składnia kobietę do odwiedzenia Pleasant Valley. Pewnego razu zauważywszy ducha kobiety, który nawiedza ruiny zakładu dla obłąkanych, w ten sposób poznaje legendę o Misty Wayfair. Tym samym jej życie staje się zagrożone, zaczyna toczyć walkę z przeciwnościami losu uzbrojonych w siły paranormalne, gdzie tylko jedna strona wyjdzie z niej zwycięsko. Czy odważy się dowieść prawdy kosztem własnego życia?
„Nieobecna” Jaime Jo Wright brzmiała bardzo obiecująco, do tego stopnia, że aż nie mogłam się doczekać kiedy zabiorę się za egzemplarz. Celowo użyłam czasu przeszłego, ponieważ realia były trochę inne. Pierwsze co rzuca się w oczy i utrudnia zrozumienie czytanego tekstu to tłumaczenie, które jest tak toporne, iż trzeba się bardzo mocno skupić nad powieścią, a nawet niekiedy powtórzyć akapit. Czytelnik otrzymuje dwa bardzo zbliżone do siebie wątki, przez co oba mylą się ze sobą, różnice są niewielkie, przykładowo jeden jest z 1908 roku, a drugi współczesny. Podobieństw jest znacznie więcej, a jeśli dodać fakt dublujących się niektórych bohaterów to jesteśmy świadkami chaosu z którym ciężko sobie poradzić.
Autorka wraz z upływem stron, nie spiesząc się odkrywa tajemnicę, tak więc wartkość nie porywa. Panuje tendencja nagłego skoku ku wyżynom pod względem napięcia, a następnie niczym łeb na kark, drastycznie ono spada. Wniosek jest taki: tak szybko jak odbiorca zacznie cieszyć oko, takim drobnym, jednak zdecydowanie najciekawszym elementem w całej powieści, tak szybko zostanie mu to odebrane. Moim zdaniem książka nie jest kryminałem, ani też powieścią typu fantasy. Trafniejsze byłoby określenie literatura obyczajowa z paranormalnymi elementami z kryminałem w tle. Temat sam w sobie miał potencjał, jednak według mnie nie został on należycie przedstawiony. Jestem rozczarowana.
www.tinarecenzuje.pl
“Nieobecną” autorstwa Jaime Jo Wright bez dwóch zdań można zaklasyfikować do kategorii: powieść gotycka, czyli do takiej, gdzie fabuła odgrywa się zwykle w czasach średniowiecznych, a intryga jest tak namacalna, że można ją „kroić ją nożem”. Miejsce prezentowane w powieści jest jak grób, z którego po otwarciu wypływają wszelkie tajemnice, czy...
2020-10-01
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiejszą recenzję zacznę nietypowo, bo od znanego chyba większości cytatu, nawiązującego do stwierdzenia, iż grzeczne dziewczynki lubią niegrzecznych chłopców. Jeśli przyjrzeć się dokładniej znaczeniu tych słów, można potwierdzić w wielu przypadkach ich słuszność. Nie bez powodu nawiązałam do nich, gdyż powieść Pana Wiesława Hopa pod tytułem „Długa noc” będzie bardzo mocno na powyższym stwierdzeniu bazować.
Wystarczy tylko jeden mężczyzna, jedno słowo, jedno spojrzenie aby wpaść w sidła zauroczenia, a odpowiednie pielęgnowane zainteresowanie sobą nawzajem zaowocuje miłością. Tak też się dzieje w recenzowanej przeze mnie powieści, gdzie główna bohaterka – Agnieszka, zakochuje się od pierwszego wejrzenia w bardzo przystojnym, trochę starszym od siebie mężczyźnie, dla niego jest w stanie porzucić całe swoje dotychczasowe życie, stać się kimś inny. Nie podejrzewa jednak, że świat nie jest tak kolorowy jak jej się na pozór wydaje…
Wydawnictwo CM zostało założone w 2009 roku, początkowym celem było publikowanie informacji turystycznych zaczerpniętych z Internetowego Przewodnika Turystycznego. Pierwszy wydany przewodnik z serii „Zapomniane miejsca”, oraz te kajakowe zyskały bardzo duże zainteresowanie wśród odbiorców lubiących takową tematykę. Ciekawostką jest fakt, że wydawca kontynuuje serie po dzień dzisiejszy.
W 2011 roku wydawnictwo postanowiło poszerzyć swoje horyzonty o powieści podróżnicze, natomiast dwanaście miesięcy później światło dzienne ujrzał pierwszy kryminał. Przez 12 lat swojej działalności mogą się pochwalić 400 wydanymi książkami, w tym około 150 egzemplarzy mrocznej strony literatury i około 80 sztuk powieści poświęconej podróży.
Chcąca iść na medycynę Agnieszka Drozd zadłuża się w starszym od siebie chłopaku, tajemniczym, zabójczo przystojnym Andrzeju Dżonie. Rodzice dziewczyny są przeciwni tej znajomości, bowiem uważają, że nie jest to odpowiedni kandydat dla ich córki. Dochodzi do kłótni o mężczyznę, po której kilka dni później Agnieszka postanawia wyjechać w Bieszczady. Zaniepokojeni brakiem jakiejkolwiek wiadomości od młodej kobiety, wynajmują prywatnego detektywa – Józefa Biesiadę, aby ten sprowadził dziewczynę do domu.
Po jakimś czasie na jaw wychodzi, że partner Drozd jest byłym gangsterem, co by wyjaśniało mieszkanie w zamożnej dzielnicy, czy drogi samochód. Józef ustala, iż Agnieszka przebywa w hotelu w Polańczyku, jednak gdy dociera na miejsce okazuje się, że została ona uprowadzona. Tymczasem w Zielonej Polanie – posiadłości biznesmena z Sanoka, detektyw odnajduje zwłoki dwóch mężczyzn, oraz ślady, które wskazują na to, że była tutaj też przetrzymywana sama poszukiwana.
To nie miało tak wyglądać, zdecydowanie nie było to udane spotkanie z powieścią pod tytułem „Długa noc”. Pierwszy człon tytułu odzwierciedla drogę jaką przebyłam, aby przebrnąć przez tekst i nie chodzi tutaj o ilość stron, bo ta jest bliska 300 stron. Mam na myśli styl pisania, który nie przypadł mi do gustu, początek jest niczym tani wątek miłosny dla niezaspokojonych seksualnie osób, zdecydowanie niesmaczny. Fabuła toczy się w nieznośnym żółwim tempie, miałam wrażenie, że im dalej jestem tym bardziej doskwiera mi znużenie.
Pan Wiesław zastosował wielowątkowość, na dwóch równoległych torach przemieszczają się dwie historie: jedną z nich jest motyw detektywa poszukującego zaginionej dziewczyny, natomiast drugi - poczynania Agnieszki Drozd. Ogromnym minusem na tle całej powieści było wyolbrzymianie, pisarz ma do niej ogromną tendencję, robi z igły widły, jest to bardzo irytujący zabieg. Fabuła nie zapada w pamięci, brakowało mi jakiegokolwiek napięcia, dialogu – tego też jest jak na lekarstwo, czy chociażby nagłych zwrotów akcji, zamiast tego czytelnikowi serwowane są nudne opisy. Jestem zniesmaczona powieścią, jak dla mnie klapa po całości. Nie polecam.
#Sztukater.pl
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiejszą recenzję zacznę nietypowo, bo od znanego chyba większości cytatu, nawiązującego do stwierdzenia, iż grzeczne dziewczynki lubią niegrzecznych chłopców. Jeśli przyjrzeć się dokładniej znaczeniu tych słów, można potwierdzić w wielu przypadkach ich słuszność. Nie bez powodu nawiązałam do nich, gdyż powieść Pana Wiesława Hopa pod tytułem „Długa...
2020-09-24
www.tinarecenzuje.pl
Jest to moje kolejne spotkanie z twórczością Pani Tess Gerritsen, poprzednie odbyły się kilka lat temu. Niestety wtedy lektury nie podeszły pod mój wybredny gust. Jednak postanowiłam dać kolejną szansę, potem było już zdecydowanie w lepiej. Autorka należy do jednych z najbardziej popularnych i poczytnych twórców thrillerów. Powieści te słyną z błyskawicznie toczącej się, konkretnej fabuły już od pierwszych stron, z niekiedy drastycznymi opisami popełnienia zbrodni, czy miejsc dokonania czynu. Te dwa elementy sprawiły, że i mnie Pani Tess złapała w swoje sidła i tak oto przychodzę do Was z recenzją książki, która ukazała się nakładem wydawnictwa Harper Collins, pod tytułem „Z zimną krwią”.
Tess Gerritsen – amerykańska pisarka thrillerów, z zawodu internista. Swoją pierwszą powieść wydała w 1987 roku (Polska, rok 2008) – „Telefon o północy”, każda kolejna książka sprawiała, że postać pisarki stawała się coraz bardziej popularniejsza. Punktem kulminacyjnym okazał się rok 1996, kiedy to na światło dzienne wyszedł pierwszy thriller medyczny, pod tytułem „Dawca” (Polska, rok 2008), warto dodać, że prawa filmowe do niego nabyła wytwórnia Paramount. Powieści pisarki stały się tak dochodowe, że zrezygnowała ona z wyuczonego zawodu na rzecz tworzenia. Lektury, które wychodzą spod ręki Pani Tess nie schodzą z list bestsellerów, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także na całym świecie. Jej teksty przetłumaczono na 35 języków, natomiast sprzedaż przekroczyła ponad 30 milionów sztuk.
Ślub miał być jednym z najszczęśliwszych dni dla Niny Cormier, może i byłby taki, gdyby kandydat na męża nie zostawił jej przed ołtarzem, oraz niespodziewany wybuch bomby, kiedy to zła, zapłakana starała się opuścić jak najszybciej świątynię niedoszłej ceremonii. Niedługo potem tajemniczy oprawca próbuje zepchnąć jej samochód z drogi i zostawia mało przyjemną, wręcz śmiertelną niespodziankę w jej mieszkaniu. Początkowe wątpliwości rozwiewają się tak szybko jak się pojawiły – to nie przypadek, Nina miała zginąć. Nigdy nie miała problemów z prawem, nie ma wrogów, a jednak ktoś usilnie próbuje jej się pozbyć… Czy uda jej się ocalić jej własne życie?
„Z zimną krwią” Tess Gerritsen z pewnością jest powieścią wciągającą, tego nie można jej zaprzeczyć. Pochłania w swój wyimaginowany świat bez reszty. Autorka po raz kolejny zaczyna książkę z przytupem, od pierwszych stron oj dzieje się, a żeby było jeszcze lepiej to pozostaje tak do ostatniej kartki. Coś niesamowitego. Bez zbędnych, nudnych opisów, zamiast tego nieszablonowe postacie o wyrazistych charakterach i oryginalnym postępowaniu. Fabuła nie toczy się, ona galopuje, trzyma przeważnie w napięciu, a jeśli wymienić przy tym wielowątkowość to prawdziwy rollercoaster. „Z zimną krwią” jest mieszanką gatunkową, pojawia się sensacja, elementy mrocznej literatury, a nawet wątek miłosny.
To wszystko sprawia, że lektura moim zdaniem bardziej trafi do damskiego grona, niż do męskiego. Intryga zapada w pamięci, natomiast powieść jest tak lekka, że śmiało można ją czytać o każdej porze. Osobiście nie zawiodłam się i tym razem mogę powiedzieć, że jestem zadowolona, z pewnością to było udane spotkanie. Jedyne do czego mogę się przyczepić – za mało grozy, liczyłam, że będzie więcej, poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń. Było jak powinno być, a nawet lepiej. Podczas zagłębiania się w treść bawiłam się wyśmienicie. Śmiało czytajcie, jestem pewna, że nie zawiedziecie się. Polecam z całego serca, to była udana przygoda, a sama pisarka ma naprawdę talent.
www.tinarecenzuje.pl
Jest to moje kolejne spotkanie z twórczością Pani Tess Gerritsen, poprzednie odbyły się kilka lat temu. Niestety wtedy lektury nie podeszły pod mój wybredny gust. Jednak postanowiłam dać kolejną szansę, potem było już zdecydowanie w lepiej. Autorka należy do jednych z najbardziej popularnych i poczytnych twórców thrillerów. Powieści te słyną z...
2020-09-15
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki Szymona Hintzke pod tytułem „Ciemniejsza strona nocy”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poligraf. W tej powieści przeniesiemy się do czasów… młodości, kiedy też różne, niekiedy bardzo negatywne myśli przychodzą osobie dorastającej do głowy, w tym też nieodłączna fala buntu - gdy cała egzystencja jest ‘na nie’. Lektura ma na celu pokazanie, że nawet z najbardziej patowej sytuacji można wyjść obronną dłonią, czasami wystarczy tylko iść uparcie na przód, a przysłowiowe światełko w tunelu wcześniej, czy później objawi się. Bardzo często, do osiągnięcia upragnionego sukcesu potrzeba wiele czasu, jednak nie należy się poddawać, tylko wytrwale dążyć ku celu. Motywem przewodnim powieści jest w głównej mierze desperacka próba spełnienia marzeń, uwolnienie się od okropnej przeszłości, oraz cena, jaką przyjdzie zapłacić za upragnioną wolność.
Szymon Hintzke – bardzo młody autor tworzący powieści fantastyczne, jak i te kierowane dla młodzieży. Zadebiutował książką „Aavariis. Strach i samotność” (Wydawnictwo Poligraf, 2019 rok). Ostatnią lekturą jak do tej pory jest „Ciemniejsza strona nocy”. W planach ma kolejną powieść, która ma być miksem gatunkowym, jej roboczy tytuł to „Poszukiwacz wspomnień”. Sam pisarz jest introwertykiem, ceni sobie spokój, który kreuje sobie poprzez zagłębianie się w treść książek. Do jego zainteresowań można także zaliczyć jazdę na jednośladzie, dokształcanie się w pisaniu, czy granie na konsoli.
17-letnia Lucy Schroeder jest niczym nie wyróżniającą się chodzącą do szkoły nastolatką, jak większość społeczeństwa w takim wieku ma swoje wybryki, co noc toczy batalie z własnymi myślami, niepowodzeniami, czy nie zawsze trafnymi wyborami. Pragnie odzyskać to co niegdyś utraciła – zrozumienie, akceptację. Nie rozumie dlaczego los ciągle zsyła jej kłody pod nogi, dlaczego musi borykać się ze swoimi problemami w samotności. Nie mogąc sobie poradzić z niedogodnościami losu, obwinia wszystkie jej znane osoby o nie. Wraz z upływem czasu, okazuje się, że nie był to najlepszy pomysł, gdyż teraz musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i popełnione błędy. Czy uda jej się osiągnąć to o czym najbardziej pragnie?
To nie była łatwa książka, tylu problemów społecznych to chyba jeszcze nigdy nie spotkałam w jednej powieści, przewija się między innymi: przemoc domowa, alkoholizm, wyalienowanie, czy gwałt… Nie zabraknie także odmiennej orientacji seksualnej, czyli ogólnie wielki miks wszystkiego i niczego, ponieważ każda kwestia została omówiona pobieżnie. Początki książki wchodzą w bardzo smutne klimaty, wręcz depresyjne, są one dokładnym odzwierciedleniem nastawienia głównej bohaterki. Z czasem im zmienia się humor postaci, tym metamorfozę przechodzi również fabuła, aż w końcu staje się stabilna, przyjemniejsza w zapoznawaniu się z nią. Autor już na starcie przechodzi do konkretów, nie bawi się zbędne, nudne, nikomu niepotrzebne opisy. Książkę czyta się bardzo szybko, na mnie powieść, mimo iż zasób słów ubogi – zrobiła pozytywne wrażenie. Pochłonęła mnie w swój świat do reszty.
Lektura została podzielona na trzy wielkie rozdziały, kolejno: „Miasto szczurów”, „Dawna miłość”, „Ostatnie poświęcenie”, te zaś na mniejsze podrozdziały. Powieść jest prowadzona w pierwszej osobie, z licznymi dialogami, przebieg wydarzeń widzimy oczami Lucy – głównej bohaterki, to z nią upadamy i wznosimy się. Zabrakło mi głębszej charakterystyki postaci, Pan Szymon nakreślił tylko pobieżnie wygląd, omijając przy tym to co najważniejsze, czyli charakter. Miałam wrażenie, jakby momentami lektura była mało realna, wręcz wyidealizowana, przykładem może być nagła troska pracodawcy o przyszłego niedoszłego pracownika, coś niecodziennego. „Ciemniejsza strona nocy” jest powieścią wykreowaną przez młodego człowieka, sądzę że do tejże kategorii wiekowej trafi najcelniej.
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki Szymona Hintzke pod tytułem „Ciemniejsza strona nocy”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poligraf. W tej powieści przeniesiemy się do czasów… młodości, kiedy też różne, niekiedy bardzo negatywne myśli przychodzą osobie dorastającej do głowy, w tym też nieodłączna fala buntu - gdy cała egzystencja jest...
2020-09-12
www.tinarecenzuje.pl
„Czasoprzestrzeń” Pani Katarzyny Kromki jest powieścią nietuzinkową, nie tylko ze względu na formę, czy sposób przedstawienia, ale także o niezwykle ciekawej jak dla mnie tematyce, mowa o dorastaniu, poszukiwaniu własnego miejsca na świecie. Kiedy to z beztroskiej dziecięcej egzystencji, w której to jesteśmy otoczeni rodzicielskim murem, a rzeczywistość wydaje się namacalnie idealna, bez nawet najmniejszej skazy przychodzi czas, aby przenieść się w wymiar dorosłości. W tym momencie diametralnie zmienia się wcześniejsze złudne myślenie na bardziej realne, powstają rozterki i jeszcze więcej powodów do radości. To właśnie powyższa myśl zachęciła mnie do zagłębienia się w treść. Byłam przygotowana naprawdę na wiele, ale takiej twórczości się nie spodziewałam.
W 1992 roku, czyli dokładnie 28 lat temu powstało Wydawnictwo Poligraf, założycielami są syn i ojciec. Pierwszą wydaną książką były „Sekrety Sanktuarium w Bardzie”. Następnie pojawiła się na rynku wydawniczym „Tradycyjna Medycyna Chińska” w czterech woluminach. Obie twórczości szybko zyskały popularność, a samo wydawnictwo zaczęło się specjalizować w medycynie naturalnej, i ezoteryce. Jak opowiada Karol Kuczyński – jeden z założycieli, największy sukces dopiero nadszedł, było nim wydanie feng shui, czyli starożytnej sztuki aranżacji pomieszczeń rodem z Chin. Ogromnym posunięciem do przodu okazała się również sprzedaż wysyłkowa, kiedy to Internet jeszcze nie był tak rozwinięty, wtedy to też umieszczali fotografie niekiedy na całą stronę w pismach „branżowych”, gdzie odbiorcy byli pod wrażeniem poruszanych tematów w powieściach.
Bardzo młoda postać wkraczająca w dorosły świat. Dziewczyna, która sporą część życia spędziła zgodnie z naturą na wsi, pełna dziecięcej naiwności. Teraz, już trochę starsza, bardziej dojrzała pragnie spełniać swoje nawet te najskrytsze marzenia. Dostrzega, że etap jej wcześniejszej egzystencji od teraźniejszej różnią się od siebie znacząco, zaczyna więc się uczyć postępować w nowym świecie zgodnie z jego zasadami. Pragnie zostać człowiekiem sukcesu, być sławną, co pozwoli zapomnieć jej o demonach przeszłości, lecz rzeczywistość nie jest taka kolorowa jak się wydaje, tu też nie dostaje tego co by chciała w pełni. Bohaterka za wszelką cenę chce odzyskać wcześniej utraconą pewność siebie, poczucie wartości. Czy uda jej się pokonać wszystkie czyhające na nią niebezpieczeństwa? Czy jej dni będą tylko i wyłącznie walką o przetrwanie?
Biorąc pod recenzję książkę Pani Katarzyny Kromki pod tytułem „Czasoprzestrzeń” myślałam, że będzie ona opowiadaniem z dużą ilością dialogów, kilkoma bohaterami, rozwiniętą fabułą, może nawet i subtelnymi opisami przyrody, otoczenia... Jak się okazało trochę później, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, moim oczom ukazał się utwór wierszowany, który opowiada historię młodej kobiety. Książka nie ma jednak nic wspólnego z wierszami serwowanymi niegdyś w szkole, tutaj nie ma potrzeby czytać między wierszami, historia jest jasna, przejrzysta, oraz klarowna w przekazie.
Aby szybciej zrozumieć przekaz lektury, autorka zastosowała zabieg symboliki, wraz z jej objaśnieniem na ostatnich kartkach utworu, dzięki czemu czytanie staje się o wiele przyjemniejsze. Same zestawienie powyższych porównań dodaje autentyczności dla całej fabuły, odwzorowują one naturę głównej bohaterki, jej wady i zalety.”Czasoprzestrzeń” jest moim debiutem pod względem recenzowanych powieści wierszowanych, jednak sądzę, że jak najbardziej udany. Do póki nie oswoiłam się z formą, strony mijały powoli, później coraz szybciej. Pomysł Pani Katarzyny Kromki uważam za oryginalny, godny podziwu, jednak znalazłam też kilka minusów: lektura nie zapada w pamięci, więc najlepiej jest ją czytać jednym tchem, w innym wypadku trzeba robić małe retrospekcje. Kolejna według mnie wada to wartkość - momentami historia za bardzo ciągnie się. Można przeczytać.
www.tinarecenzuje.pl
„Czasoprzestrzeń” Pani Katarzyny Kromki jest powieścią nietuzinkową, nie tylko ze względu na formę, czy sposób przedstawienia, ale także o niezwykle ciekawej jak dla mnie tematyce, mowa o dorastaniu, poszukiwaniu własnego miejsca na świecie. Kiedy to z beztroskiej dziecięcej egzystencji, w której to jesteśmy otoczeni rodzicielskim murem, a...
2020-09-04
www.tinarecenzuje.pl
Internet w dzisiejszych czasach jest tak nieodłącznym elementem naszego życia, że wykorzystujemy go praktycznie do wszystkiego – kupujemy, uczymy się, szukamy nowych zainteresowań, rozwijamy swoje pasje, relaksujemy się, a nawet pracujemy zdalnie, czy poznajemy nowe osoby. Dzisiaj poruszę tę ostatnią kwestię, gdyż mimo większych, czy mniejszych obaw ten sposób na zawieranie nowych znajomości staje się coraz to popularniejszy i to na całym świecie. Według statystyk w Polsce taki sposób uznaje ponad 5 milionów osób.
Poprzez natłok pracy, innych obowiązków nie zawsze potrafimy wygospodarować sobie chociaż odrobinę czasu, aby poznać kogoś w tak zwanym realu, dlatego na pomoc przychodzi nam wszechobecny Internet, gdzie wystarczy po prostu napisać w dowolnym momencie i czekać na dalsze rozwinięcie, a nuż poznamy kogoś ciekawego, a kto powiedział, że zaraz musi to być coś poważnego. Poradnik „Miłość na celowniku. Jak szukać, żeby znaleźć?” autorstwa Joanny Godeckiej i Sylwi Stodulskiej – Jurczyk, według przesłania ma nas nakierować jak poszukiwać, żeby odnaleźć. Dlatego zapraszam Was na recenzję bardzo kontrowersyjnej książki. Czy można wynieść z niej coś wartościowego? A może to jeden wielki bełkot jakich mało? O tym przekonacie się w dalszej części.
Joanna Godecka – członkini, oraz terapeutka Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach (TSR). Jest również ‘życiowym trenerem’ (life coach), oraz dyplomowanym coachem oddechu. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku dziennikarskim. Na swoim koncie ma wiele poradników psychologicznych, między innymi: „Nie odkładaj życia na później”, czy „Przestań się zamartwiać”.
Sylwia Stodulska – Jurczyk – od 12 lat bada życie singlów zamieszkujących w Polsce, jak i poza jej granicami. Jest administratorką na jednym z portali randkowych w dziale porad, służy wsparciem dla nieszczęśliwych partnersko osób, które na skutek czego są sami, często nie z wyboru. Sukcesem dla autorki są wiadomości o złączeniu się dwóch osób tworząc tym samym związek.
Bardzo duża liczba osób nie traktuje poważnie aplikacji randkowych, które często można spotkać w Internecie, twierdząc tym samym, że tylko ten ‘gorszy sort’ tam się znajduje. „Miłość na celowniku. Jak szukać, żeby znaleźć?” nie ma zadania przekonywać czytelnika do zmiany postawy, pokazywać zalet i negatywów, ani porównywać czy prezentowana forma jest lepsza, a może gorsza od poznawania kogoś realnie. Lecz jej celem jest spróbować zobrazować pewne zjawiska, których nie powinniśmy ignorować. Dzięki potędze sieci możemy nawiązywać kontakty z osobami z dowolnego miejsca na świecie. Mamy szansę poznać kogoś „nadającego na tych samych falach”, czyli osobę o podobnych zainteresowaniach, czy pasjach i wcale nie trzeba czekać na specjalną okazję, gdyż kontakt z drugim człowiekiem jest czymś oczywistym i prostym.
Zwyczajowo do książek, które stanowią remedium na coś podchodzę z wielkim dystansem, nie każda takiego typu lektura może poszczycić się korzystną opinią, dlaczego? Ponieważ w wielu z nich są same brednie, gdzie autorzy wydają się być wszechwiedzący, mimo iż praktycznej wiedzy jest tam jak na lekarstwo. Niemniej jednak czasami uda się wyłapać co ciekawsze zwroty, warte przemyślenia i dla nich właśnie warto zagłębić się w treść. „Miłość na celowniku. Jak szukać, żeby znaleźć?” jest bardzo ciekawie skonstruowanym poradnikiem, jest on zbudowany na zasadzie pytanie i odpowiedź, jedna z autorek podaje nurtującą kwestię wśród singli, natomiast druga próbuje jak najrzetelniej odpowiedzieć, podając przy tym namacalne dowody z życia wzięte, zaciągnięte z portali randkowych.
Ponadto, żeby ułatwić podróż po samotnym świecie, autorki wpadły na pomysł, żeby najważniejsze kwestie wypunktować po skończeniu rozdziału. Bardzo ciekawy styl pisania, jest on tak lekki, wpadający w mój gust, że aż chce się czytać, to też strony upływają błyskawicznie, naprawdę ciężko było mi się oderwać od poradnika, mimo że nie jest on jakiś bardzo wartościowy, pisarki nie przedstawiają nic, co można by uznać za nowym, raczej same logiczne fakty uporządkowane kategoriami, poparte opowieściami prawdziwych ludzi w wirtualnym świecie. Szału nie było, jednak można przeczytać.
www.tinarecenzuje.pl
Internet w dzisiejszych czasach jest tak nieodłącznym elementem naszego życia, że wykorzystujemy go praktycznie do wszystkiego – kupujemy, uczymy się, szukamy nowych zainteresowań, rozwijamy swoje pasje, relaksujemy się, a nawet pracujemy zdalnie, czy poznajemy nowe osoby. Dzisiaj poruszę tę ostatnią kwestię, gdyż mimo większych, czy mniejszych obaw...
www.tinarecenzuje.pl
Z lekcji geografii, a może i zainteresowań własnych posiadamy zapewne wiedzę o konkretnym obszarze sfery niebieskiej, ustalonym przez Międzynarodową Unię Astronomiczną, zwanym w skrócie gwiazdozbiorem. Nie bez powodu zaczęłam w takowy sposób recenzję, ponieważ wyżej wymieniony element ma się sporo do recenzowanej powieści pod tytułem „Gwiazdozbiór”, autorstwa Pani Marty Zaborowskiej.
W tym wypadku jednak nie to jest najbardziej istotne, najważniejszy jest fakt, iż w gwiazdozbiorze, gwiazdy składające się na całość nie są ze sobą w żaden sposób powiązane fizycznie, ich bliskie położenie jest skutkiem tylko i wyłącznie rzutowania geometrycznego. Jeśli dodać do tego informację, że śmierć jest jedną z najtrudniejszych sztuk, jednak artysta z krwi i kości nie cofnie się przed żadnym wyzwaniem… To szykuje nam się kawał solidnej lektury na tle artystycznym. Jesteście gotowi? Zatem zapraszam do dalszej części.
Marta Zaborowska – polska autorka kryminałów i thrillerów, z wykształcenia politolog, zawodowo współpracuje z międzynarodową instytucją zajmującą się finansami. Debiutancką powieścią jest „Uśpienie” (2013, Czarna Owca), która jednocześnie otwiera cykl: Julia Krawiec. „Gwiazdozbiór” został nominowany w 2016 roku do Nagrody Wielkiego Kalibru. Autorka na swoim koncie ma jak do tej pory 6 powieści.
Wydawnictwo Czarna Owca – na polskim rynku jest od 1991 roku, wcześniej funkcjonowało pod nazwą Jacek Santorski & Co. W ofercie można znaleźć powieści z gatunków między innymi takich jak: kryminał i thriller zarówno polskich autorów, jak i tych topowych zagranicznych. Inna literatura rodzima i obca, powieści obyczajowe współczesne i historyczne. Książki przeznaczone dla dzieci, oraz młodzieży, literatura faktu, czy wszelkiego rodzaju poradniki. Siedziba firmy znajduje się w Warszawie.
Szkoła dla młodych utalentowanych ludzi, gdzie nie liczą się pieniądze, a umiejętności, nazywana Fabryką Talentów. Pewnego dnia wstrząsa nią tragiczna wiadomość o śmierci jednego z jej wychowanków - dziewięcioletniego chłopca. W odstępach czasowych zostają dokonane kolejne morderstwa na uczniach placówki. Autopsja każdego z denatów wskazuje na kalectwo, które raz na zawsze przekreśliłoby ich karierę.
Śledztwo prowadzi Julia Krawiec. Podczas dochodzenia, do warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych wpływa tajemniczy list, jego zawartość przeraża wszystkich. W przesyłce są rysunki, na których ktoś uwiecznia moment śmierci dzieci. Czy detektyw Krawiec zdoła znaleźć artystę psychopatę, nim zginie kolejny młody człowiek? Czy uda jej się pokonać własne lęki, które wróciły do niej wraz z rozpoczęciem śledztwa?
Byłam bardzo mile zaskoczona stylem pisania Pani Marty, tak bardzo przypominał mi on stosowany przez jedną z moich ulubionych autorek kryminałów i thrillerów, nawet objętościowo było podobnie, „Gwiazdozbiór” liczy blisko 500 stron. Moje pozytywnie zaskoczenie trwało jednak tylko do czasu. Im dalej w treści tym było coraz gorzej. Niestety jak w większości tego typu obszernych powieściach, ma się wrażenie, że autorki idą na ilość a nie jakość, tak było i tutaj. Zbyt dużo opisów, co powoduje, że wartkość spada, w konsekwencji czego fabuła jest mało dynamiczna, odpychająca, zachęca bardziej do spania, niż do czytania.
Postacie bardzo realistyczne, niekiedy skrajne, porządnie nakreślone pod względem charakteru. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, a więc czytelnik jest tylko obserwatorem, to również oznacza umykanie emocji, czy co ciekawszych wydarzeń, gdyż nie można się skupić na jednej postaci, natomiast jesteśmy z każdą po trochu. Pomysł na książkę uważam za oryginalny, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Za dużo opisów, stron. Za mało dynamiki, napięcia, nagłych zwrotów. Początek bardzo obiecujący, dalsza część nie przypadła mi do gustu. To nie dla mnie. Nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
więcej Pokaż mimo toZ lekcji geografii, a może i zainteresowań własnych posiadamy zapewne wiedzę o konkretnym obszarze sfery niebieskiej, ustalonym przez Międzynarodową Unię Astronomiczną, zwanym w skrócie gwiazdozbiorem. Nie bez powodu zaczęłam w takowy sposób recenzję, ponieważ wyżej wymieniony element ma się sporo do recenzowanej powieści pod tytułem „Gwiazdozbiór”,...