rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Romanse oraz powieści obyczajowe to takie gatunki obok których nie mogę przejść obojętnie. Te pozornie delikatne historie relaksują mnie najbardziej i cenię je za to, że zazwyczaj kończą się dobrze. Dają one taką nadzieję na to, że mimo niepowodzeń życiowych, gdzieś tam czai się szczęście, na które tak czekamy.

Michalnie wydawało się, że ma udane życie. Za kilka miesięcy miała wyjść za człowieka, którego kochała, jest zdrowa, ma dobrą pracę. Nic nie wskazywało na to, co miało się wydarzyć. Po upojnym wieczorze ze swoim mężczyzną kobieta budzi się rano, ale w mieszkaniu jest dziwnie cicho. Okazuje się, że brakuje szczoteczki do zębów mężczyzny, jego ekspresu do kawy, ubrań oraz... jej pierścionka zaręczynowego. Wyniósł się z jej mieszkania i życia, a pożegnanie napisał na małej karteczce. Michalina wpadła w rozpacz i wcale się jej nie dziwię. W wyniku wielu informacji główna bohaterka postanawia wyjechać do miasta, które uwielbia, czyli do Gdańska. Porzuca swoje dotychczasowe życie, wsiada w pociąg i odjeżdża. Na pomorzu czeka na nią Krzysiek, czyli jeden z dwóch przyjaciół, którego poznała podczas studiów. Można stwierdzić, że w życiu Michaliny znajduje się bardzo wielu mężczyzn, ale tego najważniejszego spotyka w windzie, gdy ubrana w piżamę, okulary przeciwsłoneczne oraz na kacu wraca ze sklepu. Można pomyśleć, że nie będzie to zbyt udane pierwsze wrażenie, prawda?

Okoliczności sprzyjających decyzjom Michaliny było naprawdę wiele, ale nie chcę ich zdradzać, aby zbyt dużo nie powiedzieć. Wszytskie te pojedyńcze informacje mają wpływ na dalsze życie bohaterki oraz fabułę książki. Pod pozorem zwykłego romansu autorka przekazuje czytelnikom wiele cennych wartości.

Michalina całe życie mierzy się z tym, że wszyscy, którzy się do niej zbliżają robią to tylko po to, aby poznać jej ojca - popularnego aktora. Kobieta przez to często wpada w stany, które określiłabym jako ataki paniki. Boi się, że każdy chce ją tylko wykorzystać dla swoich zysków. Czasami jej strach za bardzo nią kierował i to, ile razy działała pod wpływem swoich emocji było naprawdę przerażające. Bardzo jej współczułam, ponieważ przez ten strach i panikę mogła stracić to, co ważne - miłość.

W książce autorka umieściła dwie bardzo wyjątkowe postacie - Mikołaja oraz Maksa. Bohaterowie z sektrum autyzmu. Każdy z nich jest inny oraz wyjątkowy. To było dla mnie cenne doświadczenie, autorka pokazała, że życie z osobami ze spektrum autyzmu jest niezwykłe oraz też pełne wyzwań. To pewnie tylko niewielki ułamek tego, z czym muszą mierzyć się opiekunowie czy rodzice, jednak dzięki temu miałam wrażenie jakby ta historia była bardziej realna. Bohaterowie musieli stawić czoła realnym problemom, a nie tylko swoim uczuciom.

Główny wątek romantyczny był pełen wzlotów, upadków, niepewności i tak naprawdę dopóki nie przeczytałam epilogów do końca nie byłam w stanie przewidzieć jak ta historia się zakończy. Jakub oraz Michalina to dwie dusze, które musiały siebie odnaleźć, czasami gubił ich brak porozumienia oraz porywczość. Szybko poddawali się gwałtownym uczuciom, które powodowały to, że historia nie powinna szczęśliwie się zakończyć. Na szczęście w porę potrafili pójść po rozum do głowy i porozmawiać raz jeszcze. Ich znajomości była bardzo burzliwa, ale też pełna chemii.

Książka jest pełna ciekawych postaci, całego wachlarza emocji oraz uroku. To naprawdę dobry romans, którego akcja rozgrywa się w Gdańsku. To jedno z najpiękniejszych miast, w którym byłam, a widzieć te wszytskie miejsca oczami bohaterów to niezwykła przygoda. Książkę czytało się naprawdę przyjemnie, świetnie, że autorka uraczyła nas epilogiem, w którym podsumowała dalsze losy bohaterów. To była naprawdę dobra wycieczka do Gdańska podczas której poznałam wielu wspaniałych ludzi.

Romanse oraz powieści obyczajowe to takie gatunki obok których nie mogę przejść obojętnie. Te pozornie delikatne historie relaksują mnie najbardziej i cenię je za to, że zazwyczaj kończą się dobrze. Dają one taką nadzieję na to, że mimo niepowodzeń życiowych, gdzieś tam czai się szczęście, na które tak czekamy.

Michalnie wydawało się, że ma udane życie. Za kilka miesięcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Luty od zawsze kojarzy mi się z miłością, oczywiście za sprawą święta zakochanych, czyli walentynek. Najważniejsze to, aby zawsze okazywać sobie uczucia, a nie tylko tego jednego dnia. Uwielbiam miłosne historie, więc wiadomo, że w lutym tym bardziej się nie ograniczałam. "Słodkie przeznaczenie" w pierwszej kolejności przykuło moją uwagę piękną graficzną okładką, a następnie opisem. Tak, jak słodka jest oprawa, tak i historia praktycznie nie odstaje.

Ich pierwsze spotkanie to totalny przypadek i to w jaki efektowny sposób. Wyobraźcie sobie, biegniecie sobie przez uroczy las, a przed wami jest ktoś inny, nagle ta osoba zbacza z trasy i wywraca się. Podbiegacie do niej by pomóc i nagle czujecie TO COŚ. Właśnie w taki sposób Mia i Archer się poznali, a żeby nie tracić czasu od razu postanowili się ze sobą spotkać. W weekend po tym wydarzeniu bohaterowie umówieni są na wyjazdy ze swoimi znajomymi, więc nie będą mogli zobaczyć się przez te kilka dni. Kolejnym zbiegiem okoliczności jest to, że jednak jadą na ten sam wyjazd, a Archer jest bratem towarzysza życia najlepszej przyjaciółki głownej bohaterki. Czy to nie jest słodkie przeznaczenie?
Podczas weekendu Archer oraz Mia nie mogą się od siebie oderwać i coraz bardziej się poznają, mają wrażenie, jakby znali się już wczaśniej. Jak się domyślacie - para weszła w związek, który przez większość czasu był pełen uniesień oraz pięknych chwil, ale również doświadczyli wydarzeń, które wystawiło ich związek na próbę.

Na łamach tej książki autorka opowiedziała swoim czytelnikom bardzo wyidealizowaną, przesłodzoną i przekoloryzowaną historię miłosną. Bohaterowie przez większość czasu nie doświadczają przykrych sytuacji, a nawet można pokusić się o stwierdzenie, że ich życie to bajka. Przypadkowe spotkanie doprowadziło do tego, że od razu strzeliła ich strzała amora.
Język, którym Patrycja opowiada nam historię jest raczej prosty, ale z tego, co się dowiedziałam taki był plan. Moją ulubioną postacią jest przyjaciółka głównej bohaterki, której humoru nie brak. Uwielbiałam te momenty, kiedy się pojawiała i czekałam, kiedy jej wypowiedź znowu mnie rozbawi. Oprócz tego była bardzo empatyczną postacią, na którą Mia w szczególnych momentach mogła liczyć.

Szczerze napiszę, że momentami ta historia była dla mnie tak słodka, że aż traciłam nią zainteresowanie i po prostu musiałam na chwilę od niej odpocząć. Jednak ciekawość co wydarzy się dalej szybko zwyciężała. Autorka każdy rodział kończyła specjalnymi przemyśleniami bohaterów, co urozmaicało lekturę, dodatkowo wspomnę, że akcja jest przedstawiona z perspektywny Mii oraz Archera.

Według mnie "Słodkie przeznaczenie" opowiada o marzeniu, które być może ma wiele z nas - idealne życie, idealny partner, brak zmartwień i po prostu wszytsko co najlepsze. To była naprawdę przyjemna przygoda i cieszę się, że mogłam jej doświadczyć.

Luty od zawsze kojarzy mi się z miłością, oczywiście za sprawą święta zakochanych, czyli walentynek. Najważniejsze to, aby zawsze okazywać sobie uczucia, a nie tylko tego jednego dnia. Uwielbiam miłosne historie, więc wiadomo, że w lutym tym bardziej się nie ograniczałam. "Słodkie przeznaczenie" w pierwszej kolejności przykuło moją uwagę piękną graficzną okładką, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Popłynę przed siebie jak rzeka" wzbudziło moją ciekawość w chwili, gdy spojrzałam na okładkę. Poczułam spokój, którego ostatnio tak bardzo mi brakuje i wiedziałam, że o czymkolwiek byłaby ta historia to na pewno w jakiś sposób mi się spodoba. Te piękne, delikatne kolory i krajobraz nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Gdy dostałam już do ręki swój egzemplarz to nie mogłam oderwać oczu od tego, jak pięknie jest wydany. Po przeczytaniu mogę śmiało stwierdzić, że ta książka jest tym, na czym ostatnio w literaturze mi zależy.

Victoria Nash nie ma lekko w swoim nastoletnim życiu. Po śmierci mamy oraz innych bliskich osób na jej barkach spoczęła odpowiedzialność za prowadzenie domu. To ona musiała przygotowywać posiłki dla ojca, brata, wujka i siebie. To ta dorastająca dziewczyna musiała przejmować się tymi wszytskimi obowiązkami domowymi, w których nikt jej nie pomagał. Pewnego dnia, całkiem przypadkiem, spotkała Wilsona Moon. Przez swoją oryginalność a także przyjazne zachowanie chłopak zawrócił, zresztą z wzajemnością, młodej dziewczynie w głowie. To były chwile, w których Victoria mogła poczuć się dziewczyną taką, jak wszytskie inne.

Na każdej stronie dla mnie czuć ból oraz smutek. To nie jest wesoła, zabawna opowieść, o której można innymi opowiadać anegdotki. To pełna żalu, rozpaczy, winy oraz niesprawiedliwości historia o życiu dojrzewającej dziewczyny, którego żadna z nas nie chciałaby przeżyć. Brak wsparcia i zrozumienia to coś, z czym Victoria musiała zmagać się na co dzień. To nieliczne chwile z Wilsonem pokazywały szczęśliwe oblicze bohaterki, gdzie i ja cieszyłam się razem z nią.

Bardzo wstrząsnęły mną te momenty, kiedy Victoria dorastała, a nikt nie wytłumaczył tej niewinnej dziewczynie, co się z nią dzieje i jakie zmiany zajdą w jej ciele. Ten brak wspacia uderzał mnie najbardziej.

W tym całym smutku i żalu możemy obserwować dojrzewanie oraz zmiany zachodzące w Victori. Jej upór oraz odwagę, do której dojrzewała. Wiele decyzji, których się podjęła nie przyniosło jej zwolenników, ale bohaterka działała według swojego sumienia, co dla mnie było bardzo na plus.

"Popłynę przed siebie jak rzeka" nie jest historią z wartką akcją oraz z dużą ilością dialogów. To raczej opowieść w większości składająca się z opisów, wspomnień Victorii, jej uczuć, przemyśleń i tego, jak ona postrzegała świat. Jednak ta bryła tekstu nie była nudna oraz mimo mojej frustracji z powodu tego, co spotykało Victorię, byłam zaciekawiona co wydarzy się dalej. Sunęłam oczami po słowach z zapartym tchem budując sobie obraz życia bohaterki oraz świata, w którym musiała żyć.

Potrzebowałam takiej historii, z której emocje aż będą się wylewać i taką właśnie otrzymałam. Na pewno na długo nie zapomnę tej książki. To jest jedna z najlepszych książek, jaką w ostatnim czasie przeczytałam. Ze łzami w oczach przewracałam ostatnie kartki, bo czułam jak wiele emocji musiało kosztować to główną bohaterkę. Zamykając książkę miałam przeczucie, że nie żałuję ani jednej minuty spędzonej na czytaniu.

"Popłynę przed siebie jak rzeka" wzbudziło moją ciekawość w chwili, gdy spojrzałam na okładkę. Poczułam spokój, którego ostatnio tak bardzo mi brakuje i wiedziałam, że o czymkolwiek byłaby ta historia to na pewno w jakiś sposób mi się spodoba. Te piękne, delikatne kolory i krajobraz nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Gdy dostałam już do ręki swój egzemplarz to nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytanych książek Lucy Score na swoim czytelniczym koncie mam całkiem sporo. Mogę samozwańczo nazwać się ekspertką i wielką fanką jej twórczości. Po prostu uwielbiam jej styl, humor oraz najprościej pisząc historie, które tworzy. Zwykle opowieści osadzone są w małych miasteczkach i to jest jakby głównym motywem, ale w serii o Riley Thorn absolutnie nie jest to głównym wątkiem. Jednak czy nazwałabym to wadą? Absolutnie nie! Ta seria książek ma swój niesamowity charakter podsycany romansem, kryminalnymi zagadkami oraz często niegrzecznymi żartami.

Po tragicznych wydarzeniach z pierwszego tomu, gdzie Riley ledwo uszła z życiem, bohaterowie starają się zbudować swoje nowe przyzwyczajenia oraz rutynę. Riley oraz Nick zamieszkali razem, ale w sielance ciągle przeszkadzają im uparci, starsi sąsiedzi. Można zauważyć, że bohaterka coraz bardziej przyzwyczaja się do swoich "mocy", które skutecznie ignorowała większość swojego życia. Dzięki swoim parapsychicznym zdolnościom dostaje propozycję wzięcia udział oraz pomocy w kolejnym śledztwie. Oczywiście ukochanemu Riley bardzo to się nie podoba, ale kobieta jest na tyle uparta, że stawia na swoim.

W ciągu akcji przeplatają się dwa wątki kryminalne - jeden prowadzony przez komisarza Webera, a drugi przez ukochanego Riley - Nicka Santiago. Panowie za sobą nie przepadają, co tylko urozmaica wymianę zdań między bohaterami oraz podsyca emocje. Riley bierze udział oczywiście w obu tych sprawach.

Podobało mi się to, że jako czytelniczka mogłam obserwować zachodzące zmiany w Riley oraz Nicku. Zarówno te, które w ich zachowaniu oraz uczuciach, a także te, które działy się między nimi. Pan Santiago sam przyzaje się przed nami, że pierwszy raz zależy mu tak bardzo na drugiej osobie i to widać na różnych polach. Mimo, że niektóre zachowania były trochę dziwne i rozumiem zdenerwowanie Riley to bardzo mnie one rozczulały. Cudowne było obserwować jak lód w jego sercu topnieje, a zastępują go gorące uczucia względem ukochanej.

Riley należy do topki moich ulubionych bohaterek, ma cięty język, ale również miękkie serce. Dla niej rodzące uczucia się do Nicka były również czymś nowym, ale oboje stanęli na wysokości zadania i zamiast uciekać przed nimi, stawili im czoła, a raczej po prostu się im poddali. Nasza bohaterka zaczęła akceptować swoją inność, chociaż ciągle przychodzi jej to z trudem i wcale się nie dziwię skoro przez większość życia uważała tą część siebie za dziwną. Proces akceptacji raczej nie przyjdzie jak za pstryknięciem palcami, mimo, że jej babcia bardzo by tego chciała.

Szczerze mówiąc nie byłam w stanie przewidzieć końcówki i chyba to najbardziej mi się spodobało. Dopóki nie otrzymałam rozwiązania nie przyszłoby mi na myśl jak ta historia się potoczy. Na wspomnienie również zasługuje to, że książka jest napisana z humorem, który akurat mi podpasował. Świetnie się bawiłam z Riley Thorn i całą ekipą, nie raz zaśmiałam się na głos, ponieważ wydarzenia, które przytrafiały się bohaterom były momentami tak absurdalne oraz przezabawne. Ze swojej strony mogę tylko polecić przygody Riley Thorn i czekam na dalsze tomy!

Przeczytanych książek Lucy Score na swoim czytelniczym koncie mam całkiem sporo. Mogę samozwańczo nazwać się ekspertką i wielką fanką jej twórczości. Po prostu uwielbiam jej styl, humor oraz najprościej pisząc historie, które tworzy. Zwykle opowieści osadzone są w małych miasteczkach i to jest jakby głównym motywem, ale w serii o Riley Thorn absolutnie nie jest to głównym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie można odmówić Lucy Score tego, że jest specjalistką od małych miasteczek. Mistrzyni w tworzeniu specyficznego klimatu oraz przeuroczych mieszkańców, a ja to totalnie uwielbiam. Kocham zatracać się w tych miejscach, bo czuję się tam tak bardzo swojsko. Na dodatek tam zawsze coś się dzieje. Witam was w Knockemout po raz drugi i na szczęście nie ostatni!

Nash Morgan po wydarzeniach z "To, co zostaje w nas na zawsze" nie jest w najlepszej kondycji fizycznej i psychicznej. Co dzień zmaga się z demonami, które go prześladują, a wszelkie dostępne środki na niego nie działają. Czuje, że żyje w czarnej dziurze, z której nie ma ratunku. Pewnego dnia do mieszkania obok jego wprowadza się znajoma jego brata - Angelina. Kobietę do Knockemout sprowadziła pewna sprawa, ale od początku wprost nie opowiada o tym, czym się zajmuje.

Między Nashem a Liną czuć chemię, on przystojny, wysportowany, a ona piękna, tajemnicza i nieco niebezpieczna. Czy można trafić na lepszą mieszankę? Na pewno nie w Knockemount!

Podoba mi się to, że wykreowani bohaterowie są tacy swojscy i prawdziwi. Smutne jest to, co męczy Nasha, ponieważ on ciągle myśli, że skoro jest dorosłym mężczyzną to nie powinien czuć słabości. Jego lekarstwem poniekąd okazała się Angelina, o której nie może zapomnieć, co też działa w drugą stronę. Lina to kobieta, która między innymi przez swój zawód twierdzi, że nie zależy jej na stałym związku, że po prostu się do tego nie nadaje. Można powiedzieć, że kocha tą swoją wolność, ale czy do końca?

Cała historia opiera się na wielkiej chemii oraz emocjach, ale nie można zapomnieć o wątku kryminalnym, który rozpoczął się w pierwszym tomie - poszukiwania Duncana Hugo trwają nadal, jednak nie będę wam zdradzać za wiele, bo naprawdę ten wątek ciągnie tą historię w górę. Kolejną cechą Lucy Score jest to, że oprócz małych miasteczek uwielbia i dobre kreuje wątki kryminalne.

Dopełnieniem tego romansu na pewno są sceny erotyczne, które są napisane w naprawdę dobry sposób. Lucy Score naprawdę genialnie włada piórem, a opisy idealnie pasują do emocji, które towarzyszą bohaterom. Podsumowując, czy czekam na kolejny tom? Z niecierpliwością! Kocham, kocham, koooooocham historie stworzone przez autorkę. Jestem w stanie stwierdzić jedno, że "To, co skrywamy przed światem" spodobała mi się bardziej niż pierwszy tom. Naczelny gbur Knockemout Nash Morgan, pod tymi wszystkimi pozorami, który stwarza okazuje się naprawdę przeuroczą i wrażliwą osobą. Jeśli czytaliście "To, co zostaje w nas na zawsze" to polecam Wam sięgnąć też po drugi tom!

Nie można odmówić Lucy Score tego, że jest specjalistką od małych miasteczek. Mistrzyni w tworzeniu specyficznego klimatu oraz przeuroczych mieszkańców, a ja to totalnie uwielbiam. Kocham zatracać się w tych miejscach, bo czuję się tam tak bardzo swojsko. Na dodatek tam zawsze coś się dzieje. Witam was w Knockemout po raz drugi i na szczęście nie ostatni!

Nash Morgan po...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moonshine Kiss Claire Kingsley, Lucy Score
Ocena 7,6
Moonshine Kiss Claire Kingsley, Lu...

Na półkach:

Po raz trzeci odwiedziłam Bootleg Springs i powiem wam, że to była chyba najbardziej przełomowa wizyta, jaką tam złożyłam. Kolejny raz muszę powiedzieć, że uwielbiam to małe miasteczko oraz ich mieszkańców.

Tym razem akcja skupia się wokół Bowiego Bodina oraz Cassidy Tucker. Historia zaczyna się osiem lat wcześniej niż bieżące wydarzenia, aby lepiej nakreślić charakter ich znajomości. Wiedzieliśmy, że musiało dojść do czegoś między bohaterami, ale dopiero teraz dowiadujemy się co dokładnie. Dziewiętnastoletnia Cassidy była na zabój zakochana w nieco wycofanym, ale jakże nieziemsko przystojnym Bowiem. Splot wydarzeń poprowadził do tego, że mężczyzna złamał dziewczynie serce, a koniec końców mieszkają obok siebie... w jednym bliźniaczym domu.

W związku z wydarzeniami, o których dowiedzieliśmy się w poprzednich tomach, a o których nie chcę za dużo mówić, po raz kolejny otwarta została sprawa zaginięcia Callie Kendall, a do Bootleg Springs sprowadza się detektyw Connelly, który nie wierzy w rzetelność tutejszych policjantów. Cassidy jako zastępczyni szeryfa, który jest również jej ojcem, postanawia włożyć sto procent siebie, aby rozwiązać tą sprawę. Niestety to, że jest przyjaciółką Bodinów wiele razy skomplikuje jej życie, będzie rozdarta między obowiązkami zawodowymi, a szczerością w przyjaźni ze Scarlet czy Bowiem.

Urzeka mnie za każdym razem życzliwość mieszkańców Bootleg Springs oraz to, jak bardzo są oni skupieni na bronieniu swojej społeczności. Uwielbiam ten zabawny klimat, który trwa już od pierwszego tomu. Uwielbiam to, jak każda część skupia się na innych bohaterach, dzięki czemu mam możliwość poznania każdego bliżej. Kryminalna sprawa, którą miasto żyje już od wiele lat jest tak ciekawie złożony, że po prostu nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Najchętniej przeczytałabym wszystko na raz, aby jak najszybciej wszystkiego się dowiedzieć.

Kocham "Moonshine kiss" za Bowiego i Cassidy, ta wyczuwalna między nimi chemia od pierwszych stron jest porywająca oraz frustrująca. Oczywiście nie może pójść wszystko łatwo, nie mogą po prostu ze sobą być, ponieważ jedna złożona obietnica potrafi psuć naprawdę wiele. Czekam z niecierpliwością aż kolejny raz będę mogła odwiedzić Bootleg Springs i znowu poczuć ten niesamowity klimat.

Po raz trzeci odwiedziłam Bootleg Springs i powiem wam, że to była chyba najbardziej przełomowa wizyta, jaką tam złożyłam. Kolejny raz muszę powiedzieć, że uwielbiam to małe miasteczko oraz ich mieszkańców.

Tym razem akcja skupia się wokół Bowiego Bodina oraz Cassidy Tucker. Historia zaczyna się osiem lat wcześniej niż bieżące wydarzenia, aby lepiej nakreślić charakter ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powroty bywają trudne, niestety. Im więcej czasu upływa tym mam wrażenie, że jest jeszcze ciężej. Jednym z motywów w książce, o której chcę Wam dzisiaj opowiedzieć jest właśnie przyjazd bohaterki do rodzinnego miasta. Eliana nie jest tym zachwycona, wręcz przeraża ją ta sytuacja. Dwa lata przebywała poza Monterey, ponieważ pewne wydarzenia zmusiły ją do przeprowadzki do ojca.

Eliana już niedługo po przyjeździe spotyka Logana, który na swoim ciele posiada jeszcze więcej tatuaży, a jego dusza jakby była jeszcze bardziej mroczna. Chłopak jest strasznie opryskliwy i wręcz wulgarny względem głównej bohaterki, jednak to tylko pozory, bo gdy tylko nadarza się okazja by jej pomóc, rzuca się do tego od razu.

Czytelnik na początku nie ma pojęcia czemu Logan zachowuje się tak okropnie względem Eliany, dowiadujemy się prawdy stopniowo. To było bardzo ciekawe i zarazem przyciągało mnie tylko do tej historii, bo ja z natury jestem bardzo ciekawską osobą. Nie da się nie zauważyć tego, że bohaterowie czują do siebie przyciąganie, ale przez pryzmat wydarzeń z przeszłości, gniewu oraz rozżalenia nie potrafią zdecydować się jednoznacznie.

Podczas czytania "Dancing with the Devil" miałam wrażenie, że Eliana oraz Logan właśnie wokół siebie tańczą. Nie znam się na stylach oraz rodzajach tańców, ale ich relacje dokładnie do tego można porównać. Raz się przyciągają, raz od siebie odchodzą, ale ciągle jest gdzieś tam ta nić, która ich łączy.

"Dancing with the Devil" jest niestety dosyć krótką historią, a szkoda. Brakowało mi rozwinięcia niektórych wątków, a wydarzenia działy się tak szybko, że czasami potrzebowałam takiego wydłużenia, aby zrozumieć pewne decyzje bardziej oraz oswoić się z nimi. To nie jest historia dla osób poniżej 18 roku życia, a tym bardziej dla wrażliwych. Bohaterowie są dosyć wulgarni, co osobiście mi nie przeszkadza, a na dodatek spotkała ich cała masa przykrych i wpływających na ich życie wydarzeń. Podczas czytania czułam przeróżne emocje i to akurat bardzo mi się podobało, bo momentami miałam wypieki na twarzy, żeby za kilkanaście stron powstrzymywać łzy smutku.

Żałuję, że nie jest to dłuższa historia, bo przeczytałam ją bardzo szybko, przez co nie mogłam się nią podelektować tak, jak lubię najbardziej. Książka zawiera sceny erotyczne, które czasami dosadnie opisują chwile, jakie doświadczają bohaterowie. "Dancing with the Devil" naprawdę mi się podobało, nawet pomimo tych wszystkich przykrych wydarzeń, których bohaterowie musieli doświadczyć. Pióro autorki przypadło mi do gustu i koniecznie muszę przeczytać "You are my desire", by sprawdzić, która ostatecznie bardziej mi się spodoba, a potem zostaje mi tylko czekać na kolejne historie Joanny Wiśniewskiej.

Powroty bywają trudne, niestety. Im więcej czasu upływa tym mam wrażenie, że jest jeszcze ciężej. Jednym z motywów w książce, o której chcę Wam dzisiaj opowiedzieć jest właśnie przyjazd bohaterki do rodzinnego miasta. Eliana nie jest tym zachwycona, wręcz przeraża ją ta sytuacja. Dwa lata przebywała poza Monterey, ponieważ pewne wydarzenia zmusiły ją do przeprowadzki do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu drugiej części Dreadful moim głównym stwierdzeniem jest to, że autorka ma zamiłowanie do trzymania czytelnika w chorym napięciu, a zakończenia są takie nieoczywiste oraz niespodziewane. Otchłań ciszy i spokoju, które dodane jest pod tytułem na okładce w ogóle nie pokrywa się z prawdą, ponieważ to tak naprawdę przeciwieństwo tego, co ogólnie w tej książce się działo…

Po wydarzeniach z pierwszej części, gdzie większość przyjaciół Effie musiała wyjechać, następuje spokój. Dziewczyna tęskni za swoim ukochanym Lucasem, a towarzystwa dotrzymuje jej Max. Taka sielanka trwa do pewnego momentu – pewnego dnia Max informuje Effie, że musi wyjechać, a na jego miejscu pojawia się Anthony. Nikt nie chce bohaterce wytłumaczyć o co chodzi, co się dzieje, ani w co się tak naprawdę wpakowali. Pewnego wieczoru wszyscy wracają i dopiero wtedy rozpoczyna się rollercoaster, szczególnie, gdy siostra Lucasa – Risky – przyznaje się, że zapisała ich jako drużynę do zawodów Czarnej Gwiazdy.

Myślałam, że po pierwszym tomie, kiedy dowiedzieliśmy się prawie wszystkiego na temat ekipy z Gold Coast już niczym więcej autorka mnie nie zaskoczy. Oczywiście czekałam na tą kolejną część z niecierpliwością, ale tak nie do końca byłam przekonana. Otchłań ciszy i spokoju okazała się być o wiele brutalniejszą oraz łamiącą serce lekturą. Ten wątek romantyczny jest teraz raczej tłem, bo mnogość innych wydarzeń nie pozwala się mu wybić.

Nie wiem dlaczego miałam wrażenie, że to będzie słodka historia. Może przez tą piękną okładkę, która w swojej uroczości niewiele zdradza. Ohanka pisze naprawdę niesamowicie. Ciężko było oderwać mi się od lektury, ale jednocześnie robiłam sobie bardzo często przerwy, aby starczyło mi jej jak najdłużej. Jednak jest to najbardziej brutalna książka, jaką miałam okazję od dawna przeczytać. Może sceny, gdy giną niektórzy bohaterowie nie są szczegółowo opisane, ale sam pomysł na zawody Czarnej Gwiazdy oraz zasady temu towarzyszące to naprawdę mocny wątek.

Dreadful to opowieść o tym, do czego ludzie są zdolni, kiedy kieruje nimi rządza zemsty. Czułam, jak od bohaterów bije wiele negatywnych emocji. Miałam wrażenie, że momentami te postacie są niemal namacalne. Jednak to nie jest wszystko, ponieważ piękne jest to, jak bohaterowie pielęgnują swoją przyjaźń oraz zażyłość, stawiają siebie na piedestale, ponieważ nikogo innego nie mają. Autorka pokazuje, że więzy krwi nie są potrzebne, aby stworzyć rodzinę. Podoba mi się również to, że żadna postać nie jest przypadkowa, bo każdy ma zadanie, które musi wykonać, a nie po prostu znika w tłumie innych.

Końcówka, jak w przypadku pierwszej części, wbiła mnie w fotel. Jestem bardzo ciekawa trzeciego tomu. Po prostu nie mogę doczekać się rozwiązania tych wszystkich tajemnic, bo tutaj zagadka goni zagadkę. Mam nadzieję, że więcej bohaterów już więcej nie poświęci swojego życia, bo bardzo się z nimi wszystkimi zżyłam.

Po przeczytaniu drugiej części Dreadful moim głównym stwierdzeniem jest to, że autorka ma zamiłowanie do trzymania czytelnika w chorym napięciu, a zakończenia są takie nieoczywiste oraz niespodziewane. Otchłań ciszy i spokoju, które dodane jest pod tytułem na okładce w ogóle nie pokrywa się z prawdą, ponieważ to tak naprawdę przeciwieństwo tego, co ogólnie w tej książce się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sidecar Crush Claire Kingsley, Lucy Score
Ocena 7,4
Sidecar Crush Claire Kingsley, Lu...

Na półkach:

Często zdarza mi się tak, że pierwszy tom serii/trylogii/dylogii czy czegokolwiek, co ma kontynuację podoba mi się bardziej. Uwiebiam te rozpoczęcia, gdzie dopiero poznaję bohaterów oraz otoczenie. To magiczne początki, jak w miłości pobudza motylki w brzuchu. Skoro taki jest wstęp to się domyślacie, że w serii o "Tajemnicznym miasteczku Bootleg Springs" drugi tom podobał mi się bardziej. Jednak nie chcę przesadzać z tymi zachwytami, bo po prostu Bootleg Springs oraz jego mieszkańcy to niesamowite połączenie.

"Sidecar crush" opowiada historię Jamesona oraz Leah Mae. Znają się od dziecka, ale po zaginięciu Callie Kendall matka Leah Mae zabroniła dziewczynce odwiedzać ojca w małym miasteczku. Bohaterowie nie widzieli się od tych ostatnich wakacji tyle lat temu... Zły stan zdrowia ojca kobiety doprowadza do tego, że wraca do rodzinnego miasta. Gdy Jameson widzi Leah Mae w telewizji głęboko ukryte uczucia znowu wypływają na powierzchnię. Kiedy wpadają na siebie po tylu latach od razu między nimi iskrzy, ale niestety problemem jest to, że kobieta jest już zaręczona...

Historia Jamesona oraz Leah Mae była cudowną przygodą. Moim głównym takim odczuciem jest to, że była bardziej cukierkowa. Może ze względu na to, że znali się od dzieciństwa i same miłe wspomnienia ich łączyły. Cudownie było wrócić do Bootleg Springs, które tak mi się spodobało. Nadal jest specyficznie oraz wesoło.

Główna bohaterka mimo swoich wewnętrznych rozterek potrafiła podjąć mądre decyzje i ta konsekwencja jej czynów oraz jej myśli bardzo mi się podobała. W romansach rzadko zdarzają się kobiety, które w miarę szybko potrafią podjąć decyzje, od których będzie zależeć całe ich przyszłe życie. Jameson to całkowite przeciwieństwo Leah Mae - skryty w sobie mężczyzna, który nie zadaje się praktycznie z nikim innym oprócz rodziny. Utalentowany, ale nie chcący się chwalić swoimi umiejętnościami. Jak dla mnie para bohaterów idealnych, ale nadal ludzkich.

Jedynym dla mnie minusem jest to, że niewiele więcej w sprawie Callie Kendall się nie dowiedziałam. Miałam nadzieję, że autorki pociągną dalej ten wątek, bo w pierwszej części spuściły na nas taką bombę. Momentami miałam wrażenie, że dają nam jakieś poszlaki, szczególnie gdy Bodinowie sprzątali swój rodzinny dom, ale niestety - w tym tomie nic więcej się nie dowiedziałam. Szkoda, bo ten wątek jest naprawdę ciekawy i na swój sposób również napędza tą historię.

"Sidecar crush" zwiera sceny erotyczne, które oczywiście nie są przeznaczone dla osób, których wiek nie odpowiada, aby doświadczać takich momentów, nawet w wymiarze literackim. Uważam jednak, że napisane są ze smakiem oraz wyczuciem chwili, dla mnie po prostu Lucy Score oraz Claire Kingsley są mistrzyniami w tym gatunku.

Podsumowując, "Sidecar crush" to naprawdę dobra kontynuacja, jednak nie polecałabym jej osobom, które nie zaznajomiły się z pierwszym tomem. Ja jestem zachwycona i czekam na dalsze części, bo uwielbiam Bootleg Springs oraz mieszkańców tego małego miasteczka. Cała historia jest doprawiona specyficznym humorem, który pokochałam od pierwszych chwil.

Często zdarza mi się tak, że pierwszy tom serii/trylogii/dylogii czy czegokolwiek, co ma kontynuację podoba mi się bardziej. Uwiebiam te rozpoczęcia, gdzie dopiero poznaję bohaterów oraz otoczenie. To magiczne początki, jak w miłości pobudza motylki w brzuchu. Skoro taki jest wstęp to się domyślacie, że w serii o "Tajemnicznym miasteczku Bootleg Springs" drugi tom podobał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiem Wam, że twórczość Camille Gale była mi totalnie obca, ale gdy zaznajomiłam się z opisem "Ukrytych intencji" poczułam, że może być to książka dla mnie i mały spoiler - nie zawiodłam się ani trochę!

Cassie wie, że jest adoptowana. Pewnego dnia rejestruje się na portalu FindMyDNA i trafia tam na potencjalnie swoją kuzynkę. W takim przypadku ciężko już cofnąć się z decyzją i popychana chęcią poznania swoich biologicznych rodziców nawiązuje z Morgan. Nasza bohaterka postanawia wyruszyć z wizytą by poznać swoją rodzinę. Dowiaduje się od nich, że prawdopodobnie jest córką samego Logana Sandersa i od tej pory jej życie wywraca się do góry nogami, bo chęć poznania biologicznych rodziców była ogromna. Wpadła na sprytny plan zatrudnienia się w firmie mężczyzny by być jak najbliżej niego. Jednak Cassie poznaje tam nie tylko swojego być może ojca, ale również opryskliwego Huntera Day, który zdenerwował ją już pierwszym pytaniem na rozmowie kwalifikacyjnej. Co z tego wyniknie?

"Ukryte intencje" to naprawdę hot biurowy romans z nutką tajemnicy. Wkręciłam się w tą historię już od pierwszych stron. Naprawdę trudno było mi się oderwać, bo chciałam od razu poznać całą prawdę. Być może rozwiązanie okazuje się banalne, ale mnie i tak usatysfakcjonowało.

Kiedy Hunter i Cassie spotykają się pierwszy raz, czuć między nimi chemię. Niby to tylko wymyślona historia spisana na papierze, ale napięcie było odczuwalne cały czas. Bardzo spodobało mi się to, że bohaterowie nie tworzyli w swoich głowach sztucznych problemów, tylko gdy poczuli, że rodzi się między nimi uczucie to podeszli do tego jak normalni ludzie, a nie ciągle unikali wymyślając liczne powody dla których nie mogliby być ze sobą. Na plus są też uszczypliwości, którymi siebie obdarowywali – niekiedy było to naprawdę zabawne.

"Ukryte intencje" to świetna jednotomówka, napisana tak, by się od niej nie można było oderwać. Przeplatana tajemnicami, z dobrze wykreowanymi bohaterami - miałam wrażenie, że każdy spełnił swoją rolę i to naprawdę fajne. Nie było ani jednej postaci za mało czy za dużo. Dodatkowym plusem jest to, że historia spisana jest z perspektywy różnych osób, więc od każdego czytelnik może dowiedzieć się czegoś innego, ale splata to się w jedną idealną całość.

Książka zawiera sceny erotyczne, które napisane są ze smakiem oraz wyczuciem chwili, ale jednak nie polecałabym "Ukrytych intencji" czytelnikom, którzy do takich opisów są za młodzi.

Ta historia jest po prostu dobra, jak dla mnie idealna do wzięcia ze sobą na plażę czy nad jeziorko by podczas odpoczywania móc sobie coś przeczytać. Mi naprawdę się spodobała, jest pełna wszystkiego, co lubię.

Teraz moją nie taką ukrytą intencją jest zapoznanie się z innymi książkami Camille Gale, bo jeśli będą tak samo świetne jak ta to chyba znalazłam kolejną ulubioną autorkę.

Powiem Wam, że twórczość Camille Gale była mi totalnie obca, ale gdy zaznajomiłam się z opisem "Ukrytych intencji" poczułam, że może być to książka dla mnie i mały spoiler - nie zawiodłam się ani trochę!

Cassie wie, że jest adoptowana. Pewnego dnia rejestruje się na portalu FindMyDNA i trafia tam na potencjalnie swoją kuzynkę. W takim przypadku ciężko już cofnąć się z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Whiskey Chaser Claire Kingsley, Lucy Score
Ocena 7,5
Whiskey Chaser Claire Kingsley, Lu...

Na półkach:

Czy mam słabość do małych miasteczek? Oczywiście! To one kryją najciekawsze i czasami nieodkryte jeszcze tajemnice. Poza tym za sprawą Lucy Score, która ma chyba jeszcze większą słabość ode mnie do małych miasteczek, odkrywam kolejne literackie miejscowości, które przyciągają do siebie z wielką siłą.

Do Bootleg Springs przybywa Devlin McCallister - skompromitowany polityk oraz adwokat. Zamieszkał w chacie swojej babci by ukryć się przed mediami oraz odpocząć od tego, co go spotkało. Mężczyzna jest pełen żalu oraz złości, którą skutecznie w sobie kumuluje. Nienawidzi tego miasteczka, jest wkurzony na to, co go spotkało, a na dodatek na posesji obok urządzono ognisko, podczas którego uczestnicy nie zachowują ciszy nocnej. Zdenerwowany wychodzi ze swojego tymczasowego lokum by uciszyć towarzystwo i w tym momencie poznaje Scarlett Bodine. Jeszcze nie wie jak bardzo jego życie zmieni się przez tą uroczą kobietę.

Scarlett to dla mnie bohaterka idealna - silna, pozytywna, zadziorna, piękna. Z tego, co spotkało ją w dzieciństwie uczyniła swoją siłę, a nie topi się w smutku oraz żalu. Jest niezwykle pewna siebie, ale też popełnia błędy i potrafi się do nich przyznać. Jej relacja z Devlinem na początku jest dosyć dziwna, ale czytelnik od początku czuje, że między postaciami narodzi się wielkie uczucie, mimo, że oni udają, że nie. Uwielbiam ten styl Lucy Score, gdzie tak na prawdę w każdej historii nie wiemy czy na pewno zakończy się ona happy endem. Fabuła jest tak skonstruowana, że podejrzewamy, że będzie szczęśliwe zakończenie, ale w pewnym momencie wydarza się coś, gdzie zaczynamy w to szczęśliwe zakończenie wątpić.

Bracia Scarlett zasługują, aby ich perypetie opisać w kolejnych tomach - każdy z nich jest inny pod względem charakteru, co jest niezwykle ciekawe. Bodinowie mają swoje tajemnice, a to tylko podkręca ciekawość poznania kolejnych tomów. Samo miasteczko oraz tajemnicze zniknięcie nastolatki sprzed wielu lat to naprawdę super motyw. W "Whiskey Chaser" czytelnik dowiaduje się historii miasteczka, a także poznaje wszystkich mieszkańców oraz ich zwyczaje. Bootleg Springs to specyficzna miejscowość, którą bardzo polubiłam.
Nie będę ukrywać, że "Whiskey Chaser" gorąca opowieść to na pewno powieść dla osób pełnoletnich, gdyż zawiera opisy scen erotycznych.

Powieść Lucy Score oraz Clarie Kingsley jest pełna namiętności, miłości, tajemnicy oraz humoru. Obok tej historii nie można przejść obojętnie.

Czy mam słabość do małych miasteczek? Oczywiście! To one kryją najciekawsze i czasami nieodkryte jeszcze tajemnice. Poza tym za sprawą Lucy Score, która ma chyba jeszcze większą słabość ode mnie do małych miasteczek, odkrywam kolejne literackie miejscowości, które przyciągają do siebie z wielką siłą.

Do Bootleg Springs przybywa Devlin McCallister - skompromitowany polityk...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Twoi rodzice zaciągają kredyt żebyś Ty mogła wyjechać do Stanów na studia, bo tam też studiuje miłość twojego życia. Perspektywa oraz możliwości są cudowne, ale co byście zrobili, gdyby okazało się, że po tylu latach znajomości - osoba, która była ci najbliższa, postanawia z tobą zerwać? Właśnie w tym tragicznym momencie poznajemy Melissę oraz wkraczamy do jej życia.

Co najlepiej zrobić po rozstaniu? Ogarnąć się na bóstwo i wyjść na imprezę, by myśli mogły skupić się na czymś innym – na to właśnie namówiła bohaterkę jej współlokatorka Alex. Okazuje się, że z pozoru niewinne wyjście będzie miało ogromne znaczenie dla dalszych losów Melissy. Podczas wydarzenia poznaje chłopaków należących do bractwa, którzy niedawno przybyli do Stanów z Irlandii po to, by studiować. Noel Hamilton wysuwa się na pierwszy plan. Przystojny, stanowczy, lubiący dobrą zabawę oraz kobiety – po prostu ideał, o którym marzy każda dziewczyna.

Dziewczyna na początku jest bardzo niechętnie nastawiona wobec Noela, ale coraz ciężej jest jej odpierać zainteresowanie chłopaka. W pewnym momencie chemia między nimi przekracza wszelkie normy, a w sumie to dopiero początek tego, co ich czeka.

Nie mogłam oderwać się od historii Melissy, zauroczyłam się już od pierwszego rozdziału. Podobało mi się to, że ciągle było czuć napięcie, czy to między bohaterami czy ogólnie podczas przebiegu fabuły. Momentami było mi ciężko odgadnąć co może stać się dalej, bo wyobraźnia autorki jest nieprzewidywalna.

Kolejny aspekt na plus to według mnie, że w jednym tomie czytelnik otrzymuje pełną historię Mel oraz Noela. Bardzo lubię, gdy fabuła jest dokończona, a zakończenie nie pozostawia złudzeń. Uważam, że to najlepszy prezent jaki Weronika mogła nam czytelnikom zrobić.

Powtarzam nie od dziś, że jestem fanką wszelkich miłosnych historii, a ta na pewno do dołączy do grona moich ulubionych. Jestem oczarowana mnogością wątków oraz tym, że to nie była po prostu kolejna przeczytana książka, o której prędzej niż później zapomnę.

Weronika Mucha-Kępińska ma ten dar, że potrafi czytelnika trzymać w napięciu - czy to w takiej historii miłosnej jak “Can’t let go” czy w innych jej pracach, które miałam okazję przeczytać na Wattpadzie. Sinusoida wydarzeń jest niesamowita, w jednym momencie cieszyłam się, że w końcu bohaterowie będą mogli cieszyć się swoim szczęściem, by w za kilka stron zagryzać ze złości wargi, bo zdarzyło się coś, czego nie przewidziałam. Może momentami miałam wrażenie, że akcja dzieje się dziwnie za szybko, ale po co jeszcze bardziej utrudniać życie bohaterom. W fabułę wplecione są przeróżne wydarzenia, które czasami łamały mi moje czytelnicze serduszko.

Uważam, że “Can’t let go” to dobry debiut oraz świetna historia. Wszystkim miłośnikom miłosnych historii powinna przypaść do gustu. To świetna propozycja na chłodne popołudnie, bo na pewno umili Wam czas oraz rozgrzeje wasze serduszka.

Twoi rodzice zaciągają kredyt żebyś Ty mogła wyjechać do Stanów na studia, bo tam też studiuje miłość twojego życia. Perspektywa oraz możliwości są cudowne, ale co byście zrobili, gdyby okazało się, że po tylu latach znajomości - osoba, która była ci najbliższa, postanawia z tobą zerwać? Właśnie w tym tragicznym momencie poznajemy Melissę oraz wkraczamy do jej życia.

Co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uczucia nie wybierają momentu, w którym się pojawiają. Człowiek nie jest w stanie przewidzieć swoich emocji na kilka dni czy kilka minut w przyszłość. Tak samo główna bohaterka "Światła w oknie" nie była w stanie przewidzieć tego, jak straszny los ją spotka ani tego, co zdarzy się w późniejszym czasie.

Margarete Rosenbaum to cudowna kobieta. Niestety jej przekleństwem jest pochodzenie, ponieważ jest Żydówką, która żyła podczas drugiej wojny światowej. Jej wybawieniem okazuje się bombardowanie Berlina, ponieważ dom, w którym pracowała został doszczętnie zniszczony, a właściciele oraz ich córka nie mieli tyle szczęścia i zginęli. Skrada dokumenty nieżyjącej już Annegret i postanawia udawać, że jest Niemką. Ucieka do Lipska, by tam pod fałszywymi danymi pracować w bibliotece, a także by uciec przed resztą rodziny Huber, która miała to szczęście i przeżyła - teraz jej największym strachem jest to, aby Wilhelm oraz Reiner nie dowiedzieli się, gdzie dziewczyna przebywa, bo na pewno odkryją jej tajemnicę.

Wilhelm nie za bardzo angażuje się w swoją służbę - robi to, bo musi. Jest totalnym przeciwieństwem swojego brata oraz ojca. Jego interesuje sztuka, antyki oraz dobra zabawa. Gdy odkrywa, że Annegret to tak naprawdę Margarete, czyli pokojówka, która pracowała w jego rodzinnym domu. Postanawia uprzykrzyć dziewczynie życie oraz nie pozwala uciec jej z Paryża. Chce wykorzystać dziewczynę do przejęcia pieniędzy po rodzicach, ma do tego świetnie ułożony plan, ale nic nie kończy się tak, jakby każdy chciał.

Przez większość książki byłam niemal wykończona tym, jak wiele niepowodzeń doświadcza Margaret. Miałam wręcz ochotę, aby powyrywać te strony, tak by historia w końcu się odwróciła, a bohaterkę spotykały same pozytywne wydarzenia, a przyjemniej takie, które pokrywałby się z jej planami. Wilhelm swoim bezczelnym zachowaniem tak mnie irytował, że musiałam kilka razy odkładać książkę by ochłonąć. To, w jaki sposób odnosił się do Margarete czasami było ponad moje możliwości akceptacji. Niestety jestem w stanie wyobrazić sobie, że to jak on zachowywał się względem bohaterki to jeszcze nic w porównaniu do tego, jak mogło być w rzeczywistości podczas drugiej wojny światowej.

Tak jak napisałam na samym początku uczucia rządzą się swoimi prawami - Wilhelma i Margarete zaczyna łączyć coś niezwykłego, do czego nie mogą się przyznać. Coś, co dla wszystkich poza nimi musi pozostać tajemnicą.

"Światło w oknie" to historia pełna wielu wątków oraz kłamstw, którą trzeba czytać uważnie, bo czytelnik sam może pomylić się w tej zawiłości.

Podobało mi się to, że ta historia ciągle trzymała mnie w napięciu, bo nie wiedziałam czy za dwie strony plany Margarete się powiodą czy jednak nie. Ta książka to na pewno dobre wprowadzenie do całej serii, bo widziałam, że są kolejne tomy oraz mam nadzieje, że również będą dotyczyć życia Margarete/Annegret. Jestem bardzo ciekawa co zdarzy się dalej, bo końcówka za wiele nie mówi. Zdarzyła się jedna rzecz, ale coś czuję, że w drugiej części moje przypuszczenia mogą okazać się mylne. Według mnie to dobra historia i dobre wprowadzenie.

Uczucia nie wybierają momentu, w którym się pojawiają. Człowiek nie jest w stanie przewidzieć swoich emocji na kilka dni czy kilka minut w przyszłość. Tak samo główna bohaterka "Światła w oknie" nie była w stanie przewidzieć tego, jak straszny los ją spotka ani tego, co zdarzy się w późniejszym czasie.

Margarete Rosenbaum to cudowna kobieta. Niestety jej przekleństwem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak bardzo zaszokowany i zraniony musi być człowiek, by uciec bez niczego? W sumie tylko z kluczykami do auta w dłoniach… na to pytanie może odpowiedzieć bohaterka powieści „Dziewczyna na niby” – Harper.

Harper wybiegła z mieszkania, gdy zobaczyła swojego chłopaka w objęciach innej kobiety w dosyć intymnej sytuacji. Dziewczyna niewiele zastanawiając się wsiada do swojego auta i zamierza pojechać do swojej najlepszej przyjaciółki. Niepewnie jedzie w kierunku, w którym znajduje się miasto, gdzie mieszka Hannah, ale w pewnym momencie skończyło się jej paliwo. Na dodatek Harper jest świadkiem, jak pewien mężczyzna atakuje inną kobietę, ta rzuca się na dwa razy większego od niej mężczyznę i w wyniku szamotaniny traci przytomność. Gdy otwiera oczy nad nią stoi jeden z najprzystojniejszych mężczyzn, jakiego w życiu widziała – tak poznaje Luke, który BARDZO namiesza w jej życiu, a na dodatek znajduje się w miejscowości oddalonej o 4 godzinny od miasta przyjaciółki.

Układ jest prosty – ona udaje przez miesiąc jego dziewczynę, a on daje jej dach nad głową oraz pracę, by po rozstaniu mogła obmyśleć nowy plan na życie. Luke jest niesamowicie skrytym mężczyzną, do którego ciężko się przebić, ponieważ nałożył na siebie tyle warstw pancerza. Harper jest jego przeciwieństwem – wygadaną, śmiałą oraz przyciągającą różne przypadki osobą, która pomimo trudności, jakie przeżyła, stara cieszyć się pełnią życia. Jak to bywa – przeciwieństwa się przyciągają. Luke od początku mówi, że poza prostym układem nie jest w stanie nic więcej dziewczynie obiecać, jednak uczucia rządzą się swoimi prawami…

Ten romans był naprawdę gorący oraz pełen emocji. Czytałam z wypiekami na twarzy oraz z takim zaciekawieniem, że trudno było mi się oderwać. Całą historię praktycznie przeczytałam w jeden dzień, ponieważ nie byłam w stanie myśleć o niczym innym. Harper jako główna bohaterka bardzo przypadała mi do gustu, czasami bardzo zabawnie było czytać o jej kolejnych perypetiach oraz pomysłach. Uwielbiam tak odważne oraz otwarte postacie jak ta, to sama przyjemność móc spędzić czas z taką bohaterką. Luke, jak wspomniałam wcześniej to totalne przeciwieństwo Harper. Czasami miałam wrażenie, że on jest zbyt zagubiony żyjąc ciągle myślami w przyszłości i niesamowicie mnie tym denerwował.

Taka sinusoida, że raz jest dobrze, potem wydarza się coś złego, znowu dobrego i tak ciągle to naprawdę świetny pomysł na historię. Dzięki temu czytelnik się nie nudzi, a co więcej – nie może oderwać się od dalszych losów bohaterów. Dodatkowym atutem tej historii jest to, że opowiada dokładnie całą historię pary – byłam bardzo szczęśliwa, że autorka do końca doprowadziła całą sprawę, a nie kazała czekać na kolejny tom.

Bardzo dobrze czytało mi się opowieść o Harper i Luke, to naprawdę taka chwytająca za serce historia, czasami wydarzenia wydawały się takie… nierzeczywiste i jakieś za szybkie, ale to może urok bohaterki, że swoją charyzmą tak potrafiła zjednać sobie ludzi? Dla mnie jak najbardziej „Dziewczyna na niby” jest warta przeczytania i przeniesienia się do Benevolence. Z chęcią chciałabym poznać kolejne tomy tej serii.

Jak bardzo zaszokowany i zraniony musi być człowiek, by uciec bez niczego? W sumie tylko z kluczykami do auta w dłoniach… na to pytanie może odpowiedzieć bohaterka powieści „Dziewczyna na niby” – Harper.

Harper wybiegła z mieszkania, gdy zobaczyła swojego chłopaka w objęciach innej kobiety w dosyć intymnej sytuacji. Dziewczyna niewiele zastanawiając się wsiada do swojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno zrecenzować książkę, której głównym celem jest przedstawienie czytelnikowi kilku rad by mógł znaleźć szczęście. Wielką radością dla mnie jest to, że mogę czytać, bo chociaż mam wadę wzroku to noszę okulary i mam możliwość cieszyć się tym, że widzę otaczający mnie świat. Jestem wdzięczna za wiele osób oraz możliwości w swoim życiu. Jednak bywają takie momenty, gdy daleko nam do tego by codziennie się uśmiechać, bo zadziało się coś niemiłego. Ostatnimi czasy mam coraz większe wątpliwości, które skutecznie obniżają poziom mojego życiowego szczęścia, więc świetnie w czas otrzymałam tą książkę.

Pierwsza część książki to świetne wprowadzenie do tego, co przygotowała dla nas autorka. Niro Feliciano porusza bardzo dużo tematów, które są na czasie i pewnie dotyczą większości z nas. Czytając miałam wrażenie jakbym rozmawiała z koleżanką, a co więcej tekst jest tak napisany, że miałam wrażenie jakbym czytała powieść fabularną, a nie wstęp poradnika. Autorka wszelkie przykłady opiera na swoich doświadczeniach - zarówno życiowych jak i zawodowych. W ciekawy sposób opowiada o tym, o czym ta książka ma stać się dla czytającego. Są one ciekawe i celne, z przyjemnością przeczytałam pierwszą część.

Druga część zatytułowana "Osiem kluczy do zadowolenia" to wielka dawka informacji nie tylko psychologicznych, ale również biologicznych. Autorka opowiada o tym jak działa mózg, a nawet jaki wpływ na nasze ciało oraz organy mają poszczególne negatywne oraz pozytywne uczucia. Na szczęście Niro Feliciano nie skupia się tylko na naukowych aspektach, ale w każdym z rozdziałów porusza poszczególne tematy, które wpływają na poziom naszego zadowolenia oraz szczęścia. Tak jak wcześniej wspominałam każdy z nich jest poparty naukowymi faktami oraz doświadczeniami autorki. Rozdziały kończą się podsumowaniami "Przekręcanie klucza", gdzie reasumuje przeczytany rozdział oraz daje wskazówki do tego, co czytelnik powinien zrobić.

Na pewno to nie jest lektura na jedno popołudnie, według mnie potrzeba czasu, aby zdobyte informacje sobie przeanalizować i być może wdrożyć do swojego życia te cenne wskazówki, którymi autorka się z nami dzieli. Szczerze mówiąc dla mnie była to ciekawa lektura, otworzyła mi oczy na kilka spraw, o których albo nie chciałam myśleć albo akceptowałam takimi jakie są. Uważam, że ta książka do dobry dodatek do życia, tak jak suplement - nie zastąpi terapii u specjalisty.

Trudno zrecenzować książkę, której głównym celem jest przedstawienie czytelnikowi kilku rad by mógł znaleźć szczęście. Wielką radością dla mnie jest to, że mogę czytać, bo chociaż mam wadę wzroku to noszę okulary i mam możliwość cieszyć się tym, że widzę otaczający mnie świat. Jestem wdzięczna za wiele osób oraz możliwości w swoim życiu. Jednak bywają takie momenty, gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podejście do tej książki miałam bardzo sceptyczne, co jest śmieszne biorąc pod uwagę to, że kupiłam ten tytuł. Na szczęście ten sceptyzm rozwiały pierwsze rozdziały. Historia Avy i Caleba była bardzo dynamiczna, więc nie miałam czasu się nudzić. Pełna pasji, ukrytych uczuć, zabawna i po prostu niegłupia. Bardzo, ale to bardzo spodobał mi się ten tytuł i z wielką przyjemnością sięgnęłabym po kontynuację, o ile taka w ogóle powstała. 💖

Podejście do tej książki miałam bardzo sceptyczne, co jest śmieszne biorąc pod uwagę to, że kupiłam ten tytuł. Na szczęście ten sceptyzm rozwiały pierwsze rozdziały. Historia Avy i Caleba była bardzo dynamiczna, więc nie miałam czasu się nudzić. Pełna pasji, ukrytych uczuć, zabawna i po prostu niegłupia. Bardzo, ale to bardzo spodobał mi się ten tytuł i z wielką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cudze życie jest najbardziej interesujące, ekscytujemy się porażkami oraz wydarzeniami z życia osób popularnych. Celebryci często jak na tacy pokazują co u nich się dzieje, ale niektórzy na tyle chronią swoją prywatność, że człowiek jest jeszcze bardziej zaintrygowany. Dla mnie właśnie tajemnicą owiane jest życie chyba najbardziej popularnej europejskiej rodziny królewskiej, czyli brytyjskiej monarchii. Gdy otrzymałam możliwość przeczytania książki przygotowanej przez Andrew Mortona, jednego z najbardziej znanych biografów, wiedziałam, że lektura będzie niezwykle owocna oraz przyjemna.

Treści jako takiej oceniać nie będę, bo też nie chciałabym, aby ktoś oceniał moje życie. Mogę jedynie ocenić w jaki sposób życie sióstr Windsor została przedstawiona.
Tekstu oraz informacji jest naprawdę dużo, ale czyta się to w taki przyjemny sposób jakby czytało się książkę obyczajową. Pomimo mnogości imion, nazwisk, dat i wydarzeń naprawdę da się to wszystko ogarnąć. Czasami miałam właśnie wrażenie jakbym czytała jakąś wymyśloną historię, a nie skrót z czyjegoś życia.

"Prywatny świat sióstr Windsor" to na pewno książka dla osób interesujących życiem brytyjskiej rodziny królewskiej. Oprócz obszernej oraz przeciekawej treści znajdziecie w niej bardzo dużo fotografii, które przedstawiają momenty, o których czytamy. Najciekawsze jest to, że czytelnik ma możliwość poznania historii Elżbiety i Małgorzaty od ich najmłodszych lat oraz zobaczyć jak dwie siostry potrafią się od siebie różnić, nawet jeśli były wychowywane na dworze królewskim.

Biografia ta jest przygotowana kompleksowo - od świetnej treści po fotografie oraz samą oprawę. Uważam, że książka ta jest świetną opcją by komuś ją sprezentować. Dla mnie przeczytanie tej pozycji było wielką przyjemnością, poszerzyła moją wiedzę o życiu brytyjskiej monarchini oraz na pewno zaspokoiła ciekawość. Muszę poszukać i zapoznać się z innymi biografami, które wyszły spod pióra Andrew Mortona, bo ta była przygotowana na najwyższym poziomie.

Cudze życie jest najbardziej interesujące, ekscytujemy się porażkami oraz wydarzeniami z życia osób popularnych. Celebryci często jak na tacy pokazują co u nich się dzieje, ale niektórzy na tyle chronią swoją prywatność, że człowiek jest jeszcze bardziej zaintrygowany. Dla mnie właśnie tajemnicą owiane jest życie chyba najbardziej popularnej europejskiej rodziny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie za często sięgam po książki, w których akcja rozgrywa się w czasach bardzo mi odległych. Prawdopodobnie przez moją niechęć do historii, bo gdy sobie tylko przypomnę, jak w szkole katowali nas datami i przypisanymi do nich wydarzeniami to oblewa mnie zimny pot. Dużo dobrego przeczytałam i usłyszałam na temat książek Ałbeny Grabowskiej, więc postanowiłam swoją niechęć schować głęboko i spróbować zanurzyć się w jej najnowszej powieści z cyklu "Uczniowie Hippokratesa", czyli "Doktor Zosia".

Zosię Nibużankę poznajemy w momencie, gdy musiała przyjąć w gościnę swatkę. Bohaterka nie jest tym faktem zadowolona, bo nie uważa, by małżeństwo było jej do czegokolwiek potrzebne, ponieważ ona ma wyższe ambicje - chce zostać lekarzem. Losy Zofii pokazują, jak przed wojną były ciężkie losy kobiet, które z racji tego, że po prostu były kobietami nie były doceniane przez mężczyzn, a co gorsze - nawet gorzej traktowane. Bohaterka miała takie szczęście, że na swojej drodze spotkała Grażynę Ungerową dzięki której mogła zacząć pracę w Szpitalu Ujazdowskim, w którym osoby płci żeńskiej były traktowane na równi z mężczyznami i doceniane za ich umiejętności oraz ciężką pracę.

Główna bohaterka trzeciej części cyklu "Uczniowie Hippoktatesa" to świetna dziewczyna. Mimo, że akcja rozgrywa się w odległych dla mnie czasach świetnie rozumiałam jej rozterki, radości, smutki. Zosia to dziewczyna taka jak my - ambitna, charakterna, mocna, po prostu świetna babka. Realności dodaje jej to, że nie zawsze podejmowała dobre decyzje, na przykład zakochanie się w mężczyźnie, której zbyt dobrej opinii nie miał, a później zdradził ją, gdy ta była na wyjeździe. Podobało mi się to, jak ciężko pracowała i nie liczyła na pomoc innych. Ciekawie i pięknie było przeżywać jej losy, bo łatwo było się z bohaterką utożsamić. Upór tej bohaterki i chęć niesienia pomocy to coś co ujęło bardzo moje serce. Zosia mogłaby wyjechać z rodziną i chronić się przed bombardowaniami, ale ta z racji swojego zawodu postanowiła zostać w Szpitalu Ujazdowskim i ratować ludzkie istnienia.

"Doktor Zosia" to nie tylko historia o trudnych czasach dla kobiet, ale również straszny obraz drugiej wojny światowej. Przez losy Zosi, jej decyzje i wybory wędrujemy po Szpitalu Ujazdowskim okupowanym przez Niemców. Czytelnik ma okazję doświadczyć w jak ciężkich warunkach musieli pracować wówczas lekarze. Z bohaterką odwiedzamy przerażające ulice wojennej Warszawy.

Dodatkowym atutem tej książki jest to, że autorka do swojej historii wplątała autentyczne postacie, które nadają całej opowieści dużej realności. Ponadto między rozdziałami czytelnik ma okazję zapoznać się z historiami związanymi z wielkimi medycznymi odkrywcami. W tej sposób Ałbena Grabowska chciała przedstawić czytelnikowi z czym borykała się medycyna tamtych czasów, bo dla nas obecnie wszystko jest jasne i proste. Dla mnie historia Zosi była cudowną przygodą. Autorka prowadzi tą historię w tak piękny sposób, że ciężko oderwać się od lektury, mimo że całość ma 537 stron, a resztę stanowią biogramy. Ta historia natchniona jest wieloma emocjami - strachem, radością, miłością, zranieniem. Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem pióra Ałbeny Grabowskiej i na pewno sięgnę po inne jej powieści.

Nie za często sięgam po książki, w których akcja rozgrywa się w czasach bardzo mi odległych. Prawdopodobnie przez moją niechęć do historii, bo gdy sobie tylko przypomnę, jak w szkole katowali nas datami i przypisanymi do nich wydarzeniami to oblewa mnie zimny pot. Dużo dobrego przeczytałam i usłyszałam na temat książek Ałbeny Grabowskiej, więc postanowiłam swoją niechęć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłam naprawdę zaskoczona i zaszczycona, kiedy otrzymałam wiadomość od Antoniego Kędzierskiego z propozycją współpracy recenzenckiej do jego najnowszej powieści "Siła żaru". Przeczytałam opis i przejrzałam tych kilka opinii na lubimy czytać by dowiedzieć się, czy na pewno ta historia mi się spodoba. Naprawdę na początku nie miałam pojęcia na co się nastawić, więc gdy tylko egzemplarz do mnie dotarł wzięłam się za czytanie i już teraz mogę napisać, że przepadłam.

Pewnego dnia Katarzyna otrzymuje od swojego obecnego męża tajemniczą przesyłkę - list od jej dawnego ukochanego. Kobieta jest zdziwiona oraz zaintrygowana treścią. Przez miłość, która nie wygasła postanawia przyjąć zaproszenie, które zostawił jej mężczyzna i idzie do tajemniczego domu pośrodku lasu. Na miejscu przyjmuje ją Franciszek, który okazuje się być jej przewodnikiem po tym niecodziennym miejscu. Motywem przewodnim wędrówki Katarzyny są róże, odwiedza ona pokoje oznaczone właśnie tym symbolem, za każdymi drzwiami spotyka wyjątkowe na swój sposób osoby, które opowiadają jej swoje historie, a każda z nich ma pomóc bohaterce zrozumieć...

Muszę przyznać, że "Siła żaru" z pewnością jest powieścią niebanalną oraz niezwykle interesującą. Uroku dodaje jej niezwykła oryginalność, przeczytałam w swoim życiu naprawdę dużo książek i ta jest po prostu wyjątkowa, inna, zaskakująca na każdym kroku. Autor popisał się wielką pomysłowością, wrażliwością, bo zwykły człowiek nie mógłby napisać tak kunsztownej historii. Widać ogrom pracy jaka została włożona w tą opowieść.

Historia Katarzyny jest zaskakująca, końcowe rozdziały czytałam z zapartym tchem oraz niedowierzaniem. Wykreowałam sobie swój obraz bohaterki oraz jej losów, więc ostatni rozdział podważył wszystko to, co obrałam sobie za pewnik. Do końca czytelnik nie ma pewności co jest wymysłem bohaterki a co rzeczywistością, w której powinna się znajdować.
To nie jest typowa historia miłosna, a znacznie coś ciekawszego oraz innego.

Czy polecam "Siłę żaru"? Oczywiście! Mam wrażenie, że wyobraźnia autora nie ma granic, a w tej książce doskonale to pokazał. Uważam, że ta książka zasługuje na uwagę przez swoją wyjątkowość oraz oryginalność.

Byłam naprawdę zaskoczona i zaszczycona, kiedy otrzymałam wiadomość od Antoniego Kędzierskiego z propozycją współpracy recenzenckiej do jego najnowszej powieści "Siła żaru". Przeczytałam opis i przejrzałam tych kilka opinii na lubimy czytać by dowiedzieć się, czy na pewno ta historia mi się spodoba. Naprawdę na początku nie miałam pojęcia na co się nastawić, więc gdy tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zauważyłam, że ostatnio na rynek czytelniczy wracają popularne tytuły. To jest super, bo obecna młodzież może zachwycać się tym, czym zachwycaliśmy się parę lat temu. Wiem, co mówię, bo kilka lat temu prowadziłam bloga o tematyce książkowej i byłam aktywna w tym literackim świecie. "Brzydcy" Scott Westerfelda, czyli tegoroczne wznowienie Wydawnictwa Nowa Baśń nie mogłam sobie odpuścić. To świetna propozycja, obok której nie mogłam przejść obojętnie.

Tally Youngblood nie może doczekać się swoich szesnastych urodzin by stać się Śliczną i razem ze swoim przyjacielem zamieszkać w Mieście Nowych Ślicznych. Tak bardzo nie może doczekać się spotkania z Perisem, który przeszedł już przemianę, że postanawia wymknąć się z Brzydalowa. Mimo opracowanego planu oraz doświadczenia w podobnych wyprawach nie wszystko poszło po myśli bohaterki. Na końcu jest pewna, że została przyłapana, ale na szczęście okazało się, że to inna Brzydka - Shay. Dziewczyny zaprzyjaźniają się od razu, tym bardziej, że urodziły się tego samego dnia i będą operowane jednocześnie. Shay okazuje się mieć jeszcze większą buntownicze nastawienie i pewnego dnia postanawia uciec. Wtedy Tally wpada w naprawdę wielkie tarapaty, ponieważ dochodzi do tego, że odmówiono jej przemiany w Śliczną.

"Brzydcy" to dystopia, która trzyma w napięciu. Autor przedstawia czytelnikowi świat, w którym Brzydcy za pomocą operacji przekształcani są w głupiutkich Ślicznych, których większość czasu zajmują imprezy. Marzeniem każdego jest wyrwanie się w wieku szesnastu lat z Brzydalowa, w którym każda istota jest nieidealna do Miasta Nowych Ślicznych i przejść tą niesamowitą przemianę, w której za pomocą operacji lekarze wymieniają im nawet skórę, łamią kości, zmieniają absolutnie wszystko tylko po to, by każdy wyglądał podobnie.

Tally po czasie i przez pewne działania dochodzi do wniosku, że jej marzeniem nie jest zostać Śliczną, która zajmowałaby się tylko imprezami. Odkrywa inny świat i ludzi, którzy również sprzeciwili się takiemu porządkowi.

Jestem jednocześnie zachwycona i przerażona światem, który został wykreowany przez Scotta Westerfelda. Dla mnie Tally często zachowywała się dziecinnie, ale czego można wymagać od szesnastoletniej bohaterki, która przez całe swoje życia była karmiona takim, a nie innym porządkiem świata. Końcówka naprawdę mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale przez to jeszcze bardziej jestem ciekawa co będzie dalej. Swoją drogą dystopie kilka lat temu były niezwykle popularne i zauważyłam, że gatunek ten znowu wkracza na rynek wydawniczy.

Bawiły mnie określenia na przykład na liofilizowane racje jedzenia, autor musiał się napracować wymyślając nazwy dla różnych pojazdów oraz urządzeń, a także wymyślając historię, dzięki której bohaterowie żyli w takiej rzeczywistości.

Ze swojej strony jedynie mogę napisać, że naprawdę polecam "Brzydkich". Miła odskocznia od tych wszystkich romansów i obyczajówek, które głównie czytam.

Zauważyłam, że ostatnio na rynek czytelniczy wracają popularne tytuły. To jest super, bo obecna młodzież może zachwycać się tym, czym zachwycaliśmy się parę lat temu. Wiem, co mówię, bo kilka lat temu prowadziłam bloga o tematyce książkowej i byłam aktywna w tym literackim świecie. "Brzydcy" Scott Westerfelda, czyli tegoroczne wznowienie Wydawnictwa Nowa Baśń nie mogłam...

więcej Pokaż mimo to