rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Nasze potyczki ze złem Warwick Johnson-Cadwell, Mike Mignola
Ocena 6,5
Nasze potyczki... Warwick Johnson-Cad...

Na półkach:

Mówiąc Mignola, myślę „Hellboy i B.B.P.O.”. Tak już mam i raczej nic tego nie zmieni. Utalentowany Amerykanin ma jednak na swoim koncie inne, zdecydowanie warte uwagi projekty. Jednym z nich są przygody wspomnianego wyżej duetu. Co ciekawe, w tym przypadku jego udział to przede wszystkim sami bohaterowie, ponieważ za scenariusz oraz rysunki odpowiedzialny jest Warwick Johnson-Cadwell.

Na komiks Nasze potyczki ze złem składa się kilka odrębnych opowieści, przy czym wszystkie łączy wspólny mianownik – walka z wampirami. Profesor i jego asystent tropią potwory, a następnie – wykorzystując wszelkie dostępne środki – je unicestwiają. Właściwie każda historia ma ten sam schemat: poszukiwanie istoty mroku, wpadnięcie w tarapaty, grande finale z wyjściem z sytuacji bez wyjścia. Proste jak osinowy kołek scenariusze pochłania się niczym wygłodniały wampir juchę swojej ofiary. Dzięki temu lub przez to (niepotrzebne skreślić) Nasze potyczki ze złem to lektura na jeden wieczór, do której raczej nie wrócisz, ale jest to ten rodzaj publikacji, który po przeczytaniu po prostu odkładasz na półkę i cieszysz się, że zasila Twoją bibliotekę.

Komiks oferuje właściwie wszystko, czego można oczekiwać po horrorze. Jednakże wszystko podano w taki sposób, że wymieszawszy poszczególne składowe otrzymujemy coś, czemu daleko do pełnokrwistej opowieści grozy. Znajdziesz tu mroczne, omijane przez ludzi zamczyska. Są też, a jakże, odrażające, żądne krwi potwory. Wreszcie, jest sama posoka. W środku znajdziesz też sporą dawkę czarnego humoru (dwaj skłóceni wampirzy lordowie rozbili bank).

Kreska Johnson-Cadwella to prawdziwa groteska. Z jednej strony mamy całkiem ciekawe projekty wampirów, a z drugiej dalece odbiegające od wszelkich standardów rysunki ludzi i zwierząt. Nie licz na naszkicowane z pietyzmem krajobrazy, czy przejmowanie się anatomią. Najciekawsze jest to, że rysunki Brytyjczyka doskonale pasują do koncepcji Mignoli. Horror jest tu bowiem jedynie punktem wyjścia, a obaj artyści nie boją się łamania sprawdzonych przepisów.

Pełna recenzja tutaj: https://ustatkowanygracz.pl/nasze-potyczki-ze-zlem-recenzja/

Mówiąc Mignola, myślę „Hellboy i B.B.P.O.”. Tak już mam i raczej nic tego nie zmieni. Utalentowany Amerykanin ma jednak na swoim koncie inne, zdecydowanie warte uwagi projekty. Jednym z nich są przygody wspomnianego wyżej duetu. Co ciekawe, w tym przypadku jego udział to przede wszystkim sami bohaterowie, ponieważ za scenariusz oraz rysunki odpowiedzialny jest Warwick...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-komiksu-battle-angel-alita-2/

Fabuła drugiego tomu kręci się wokół zawodów Motorballu – niezwykle widowiskowej dyscypliny sportu, wymyślonej ku uciesze mieszkańców Miasta Złomu. Wcześniejsze wydarzenia sprawiły, że Alita ucieka z domu swojego przybranego ojca – Ido – porzucając jednocześnie profesję łowcy głów. Bohaterka ma nadzieję, że dzięki brutalnym starciom na torze dowie się kim była przed wylądowaniem na złomowisku.

Dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom, Alita szybko wzbudza zainteresowanie mistrzów Motorballu, mierząc się w finale opowieści z czempionem Jasugunem. Droga do sukcesu nie jet jednak łatwa. Po drodze Alita musi mierzyć się nie tylko z rządnymi zwycięstwa oponentami, ale także najtrudniejszym do pokonania przeciwnikiem – sobą. Autor w genialny sposób pokazuje ogromne emocje, które targają Alitą, gdy pierwszy raz od rozstania widzi doktora Ido. W międzyczasie wracają demony przeszłości, a wśród nich śmiertelnie niebezpieczny, pogrążony w szaleństwie wróg.

Sam Motorball mogłeś zobaczyć w filmowej adaptacji, jednak tutaj mamy do czynienia ze znacznie brutalniejszą formą tej dyscypliny. Zawodnicy nie oszczędzają się wzajemnie, a tory są tak zaprojektowane, że nawet najmniejszy błąd – a o ten nietrudno – może kosztować nie tyle przegraną, co bolesny zgon.

Kishiro ponownie udowadnia, że jest geniuszem w opowiadaniu świetnych historii. Ta jest bowiem niezwykle wciągająca. Choć ponownie miałem do czynienia z opasłym tomem, lekturę skończyłem w jeden dzień. Od Battle Angel Alita #2 zwyczajnie ciężko się oderwać. Właściwie każdy element tej mangi jest dopracowany w najdrobniejszym detalu. Fabuła, o której wspomniałem wyżej, jest po prostu genialna, jednak równie istotne są niezwykle barwne postacie. Pragnąca poznać swoją przeszłość Alita. Tęskniący za nią Ido. Tajemniczy doktor Desty Nova. Pragnący splendoru, ale mający doskonałą świadomość swoich słabości Jasugun. Wreszcie plejada zawodników, których imiona inspirowane są nazwami broni.

Oczywiście wszystko to nie byłoby istotne, gdyby nie mistrzowska kreska autora. Każda strona to, podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, małe dzieło sztuki. Kishiro jest ekspertem zarówno w statycznych krajobrazach, jak i dynamicznych scenach akcji. Te ostatnie czasami robią z mózgu sieczkę, ponieważ niejednokrotnie musiałem się dobrze zastanowić co się odstawia na pojedynczym kadrze. Ostatecznie okazywało się, że wszystko jest przemyślane.

Końcówka nie pozostawia żądnych wątpliwości co do tego, o czym będzie traktował trzeci tom, więc z tym większą przyjemnością po niego sięgnę.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-komiksu-battle-angel-alita-2/

Fabuła drugiego tomu kręci się wokół zawodów Motorballu – niezwykle widowiskowej dyscypliny sportu, wymyślonej ku uciesze mieszkańców Miasta Złomu. Wcześniejsze wydarzenia sprawiły, że Alita ucieka z domu swojego przybranego ojca – Ido – porzucając jednocześnie profesję łowcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/ciemnosc-nad-miastem-recenzja-ksiazki/

Jeśli jesteś fanem przygód ekipy z miasteczka w stanie Indiana musisz wiedzieć, że Ciemność nad miastem nie zapewni Ci doznań rodem z serialu. Cytując klasyka, książka Adama Christophera ma małą „zawartość cukru w cukrze”. O co chodzi? Ano o to, że nie masz co liczyć na historię ocierającą się o sciencie-fiction polane thrillerowym sosem, w której pierwsze skrzypce grają ludzie obdarzeni wyjątkowymi zdolnościami. To niestety „tylko” kryminał z postaciami znanymi z produkcji Netflix.

W trakcie posiadówki w zasypanym śniegiem domku w Hawkins, Hopper opowiada Nastce o jednej ze swoich najtrudniejszych spraw, które miał do rozwiązania jako detektyw z wydziału zabójstw. Wszystko zaczyna się od poszukiwania seryjnego zabójcy, który na miejscu zbrodni zostawia ręcznie robione karty z wymalowanymi tajemniczymi symbolami. Do akcji szybko wkraczają federalni, odsuwając Jima i jego nową partnerkę od sprawy. Dwójka detektywów nie daje jednak za wygraną, co oczywiście szybko ściąga im na głowy kłopoty. W międzyczasie pojawia się człowiek, który niczym pastor skupia wokół siebie nie tyle gang, co niemalże całą armię fanatyków, głęboko wierzących, że nadchodzi apokalipsa i tylko „wierni” będą godni ją przetrwać.

Tak naprawdę jedynym minusem książki Ciemność nad miastem może być brak specyficznego klimatu Stranger Things. Jeśli jednak się z nim pogodzić, książka Adama Christophera okazuje się wciągającą powieścią kryminalną, z okultystycznym wątkiem w tle. Po lekturze będziesz bogatszy w wiedzę o przeszłości Hoppera. Autorowi udało stworzyć ciekawe dramatis personae, a poszczególne wątki zgrabnie połączyć w całość. Nie ma tu niepotrzebnych dłużyzn, a sposób narracji jest na tyle przemyślany, że zwyczajnie chce czytać się dalej, aby dowiedzieć się, co spotkało poszczególnych bohaterów. Najbardziej poruszył mnie wątek wewnętrznego konfliktu, z którym musiał radzić sobie Jim. Z jednej strony chciał za wszelką cenę chronić rodzinę, ale z drugiej, ze względu na wykonywaną pracę i zaangażowanie w „naprawę” Nowego Jorku, nie zawsze było to możliwe. Zmuszało go to do częstego podejmowania niezwykle trudnych decyzji.

Podobnie jak w przypadku Mrocznych umysłów, Ciemność nad miastem skierowana jest do młodszego, nastoletniego grona odbiorców. Nie znajdziesz tu sugestywnych opisów zgonów, czy wulgarnego słownictwa, które powinno być raczej powszechne wśród członków gangu. Hopper ciągle zastanawia się, czy Nastka jest wystarczająco dojrzała do wysłuchania jego opowieści, jednak sama opowieść tylko w jednym momencie może faktycznie wywołać dreszcz na plecach.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/ciemnosc-nad-miastem-recenzja-ksiazki/

Jeśli jesteś fanem przygód ekipy z miasteczka w stanie Indiana musisz wiedzieć, że Ciemność nad miastem nie zapewni Ci doznań rodem z serialu. Cytując klasyka, książka Adama Christophera ma małą „zawartość cukru w cukrze”. O co chodzi? Ano o to, że nie masz co liczyć na historię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/batman-to-mroczny-ksiaze-z-bajki/

Postać Mrocznego Rycerza miałem okazję poznać w niezliczonej liczbie interpretacji, przy czym najbardziej odpowiada mi zamaskowany Bruce Wayne, który się w tańcu nie certoli. Szczególnie w starciu z odwiecznym wrogiem – Jokerem, który wykorzystuje słabości Batmana na wszelkie możliwe sposoby.

Batman to postać niezwykle trudna do zdefiniowania. Z jednej strony mamy obrońcę Gotham, który nie spocznie, dopóki nie pozbędzie się bandyckiej zarazy trawiącej ulice miasta. Z drugiej natomiast jest twardo trzymający się zasad praworządności człowiek, który ograniczony przez własne idee, nawet w obliczu ekstremalnego zagrożenia, nie jest w stanie skutecznie wypełnić swojej misji. Mający doskonałą świadomość jego słabości Joker jest z kolei postacią, której zrozumieć się nie da.

Enrico Marini – człowiek odpowiedzialny za scenariusz oraz rysunki w komiksie Mroczny książę z bajki – wdarł się do DC Deluxe brutalniej, niż jakikolwiek artysta komiksowy w ostatnim czasie. Wayne, pochłonięty swoją krucjatą, dostaje pozew o ojcostwo. Joker, korzystając z okazji do spełnienia urodzinowego marzenia jego ukochanej – Harley Quinn – porywa domniemaną córkę miliardera. Przyparty do muru Batman rozpoczyna desperacką walkę z czasem, w której stawką może być życie niewinnej dziewczynki.


Mroczny książę z bajki to nowoczesna opowieść o doskonale wszystkim znanych motywach z bajek, które opowiadali nam rodzice na dobranoc. Oprócz samej walki dobra ze złem (przy czym w tym przypadku jest to wątek kurewsko trudny do jednoznacznego zdefiniowania), znajdziesz tu romans, tragedię, komedię oraz wiele, wiele więcej.

Całość spina świetna kreska, idealnie wpasowująca się w klimat mrocznej historii o tym, jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, aby osiągnąć swój cel. Zdecydowana większość plansz to małe dzieła sztuki, które zwyczajnie się podziwia, zatrzymując się na dłużej niż wymaga to przeczytanie to dialogowych „chmurek”. Zakończenie natomiast robi z mózgu mielonkę, pozostawiając odbiorcę z konkretnym mindfuckiem.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/batman-to-mroczny-ksiaze-z-bajki/

Postać Mrocznego Rycerza miałem okazję poznać w niezliczonej liczbie interpretacji, przy czym najbardziej odpowiada mi zamaskowany Bruce Wayne, który się w tańcu nie certoli. Szczególnie w starciu z odwiecznym wrogiem – Jokerem, który wykorzystuje słabości Batmana na wszelkie możliwe...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fear Agent, tom 1 Tony Moore, Jerome Opeña, Rick Remender
Ocena 6,5
Fear Agent, tom 1 Tony Moore, Jerome ...

Na półkach:

Rick Remender napisał genialny scenariusz. W Fear Agent znajdziesz wszystko to, co może oferować solidne SF. Począwszy od wartkiej akcji, nakręcanej kosmiczną intrygą, przeplataną świetnymi dialogami napakowanymi humorem i odrobiną romansu, a na podróżach w czasie i zabawach w boga skończywszy. Sama postać Hustona zasługuje na ogromne uznanie. To z jednej strony prostolinijny facet, najczęściej najpierw walący po ryju, a potem sprawdzający, czy dostała po nim właściwa osoba, a z drugiej człowiek skomplikowany, obciążony ogromnym bagażem życiowych doświadczeń. Polubiłem go od pierwszego wejrzenia, choć niejednokrotnie w trakcie lektury Fear Agent w myślach powtarzałem: „co za debil”.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-komiksu-fear-agent-1/

Rick Remender napisał genialny scenariusz. W Fear Agent znajdziesz wszystko to, co może oferować solidne SF. Począwszy od wartkiej akcji, nakręcanej kosmiczną intrygą, przeplataną świetnymi dialogami napakowanymi humorem i odrobiną romansu, a na podróżach w czasie i zabawach w boga skończywszy. Sama postać Hustona zasługuje na ogromne uznanie. To z jednej strony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Maria wraz z dwoma synami spędza ostatni dzień wakacji w małej górskiej chatce w okolicy niewielkiego miasteczka w południowej części Francji. Na samą myśl o powrocie, ze względu na kłopoty osobiste, zbiera się jej na wymioty. Nagle świat upada. Cazeaux zmienia się w ruinę, chłopcy gdzieś znikają. Szybko okazuje się, że okoliczne wioski i miasteczka również nie mają się najlepiej. Rozbitkowie, ze względu na brak zasięgu sieci komórkowej i zniszczone drogi, są zupełnie odcięci od świata. Do tego dochodzą brak prądu i bieżącej wody. Jak nietrudno się domyślić, pomiędzy ocalałymi szybko dochodzi do kłótni o zapasy żywności.

Nie miałbym nic przeciwko tak mało oryginalnej fabule, gdyby przepiękne rysunki były wystarczająco sugestywne. Niestety, w mojej opinii, nie są. Boli to tym bardziej, że Jean-Christophe Chauzy ma talent, którego według mnie nie wykorzystał. Co z tego, że kreska jest kapitalna, skoro nie czuć w rysunkach ogromu beznadziei sytuacji, w której znalazła się Maria i jej synowie?

Zdecydowanie zabrakło brutalności, o której mówi i myśli główna bohaterka.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-komiksu-reszta-swiata-1/

Maria wraz z dwoma synami spędza ostatni dzień wakacji w małej górskiej chatce w okolicy niewielkiego miasteczka w południowej części Francji. Na samą myśl o powrocie, ze względu na kłopoty osobiste, zbiera się jej na wymioty. Nagle świat upada. Cazeaux zmienia się w ruinę, chłopcy gdzieś znikają. Szybko okazuje się, że okoliczne wioski i miasteczka również nie mają się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Lastman Tom 1 Yves Bigerel, Michaël Sanlaville, Bastien Vivès
Ocena 6,9
Lastman Tom 1 Yves Bigerel, Micha...

Na półkach:

Zdecydowaną część historii stanowią pojedynki, w których Aldana kładzie na deski każdego, z kim przychodzi mu walczyć. W międzyczasie podrywa matkę Adriana i daje mu kilka cennych rad dotyczących walki. I to właściwie tyle. Trochę szkoda, że nie miałem okazji lepiej poznać Richarda. Komiks Lastman przeczytałem w niecałe dwie godziny. Co jednak ważne, nie ma mowy o uczuciu niedosytu. Wszystko dzięki temu, że twórcy na nieco ponad dwustu stronach zmieścili akcję, intrygę i flirt, a wszystko przyprawili solidną dawką humoru.

O samej kresce Bastien Vivès ciężko cokolwiek napisać. Niektórzy piszą o niej „europejska manga”, osobiście jednak jestem bardzo, ale to bardzo daleki od takiego określenia. Są to proste rysunki, raczej ubogie w detale, ale jednocześnie pokazujące wszystko, co trzeba pokazać, aby historia była wystarczająco ciekawa. Choć początkowo miałem mieszane uczucia, z każdą kolejną stroną coraz bardziej przekonywałem się do stylu Francuza. Najlepiej zerknij na przykładową planszę i sam oceń jego prace.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/komiks-lastman-1-recenzja/

Zdecydowaną część historii stanowią pojedynki, w których Aldana kładzie na deski każdego, z kim przychodzi mu walczyć. W międzyczasie podrywa matkę Adriana i daje mu kilka cennych rad dotyczących walki. I to właściwie tyle. Trochę szkoda, że nie miałem okazji lepiej poznać Richarda. Komiks Lastman przeczytałem w niecałe dwie godziny. Co jednak ważne, nie ma mowy o uczuciu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Doktor Strange, tom 1 Jason Aaron, Chris Bachalo
Ocena 7,3
Doktor Strange... Jason Aaron, Chris ...

Na półkach:

Aaron napisał bardzo dobry scenariusz. Dobry z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jest prosty, bez zbędnych, wciskanych na siłę wątków pobocznych. Po drugie, ponieważ od początku do końca trzyma w napięciu i jest konsekwentnie rozwijany, aby ostatecznie zakończyć się grande finale na miarę międzywymiarowej batalii. Warto zaznaczyć, że autor scenariusza miał dość trudne zadanie, ponieważ postać Doktora Strange’a nie wpisuje się w klasyczny szablon superbohatera-harcerza, gotowego poświęcić życie w obronie ludzkości. Stephen to arogancki dupek, w dodatku doskonale świadomy swojego charakteru. Zabrakło mi jedynie nieco szerszego opisania samej ideologii niszczenia magii przez głównego antagonistę i jego zastępy mechanicznych inkwizytorów. Owszem, pod koniec dowiesz się dlaczego tak bardzo nienawidzi wszystkiego, w czym tli się choćby odrobina magii, jednak nie ma nic o genezie powstania samych Empirikulów.

Cała recenzja na moim blogu: https://ustatkowanygracz.pl/komiks-doktor-strange-1-recenzja/

Aaron napisał bardzo dobry scenariusz. Dobry z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jest prosty, bez zbędnych, wciskanych na siłę wątków pobocznych. Po drugie, ponieważ od początku do końca trzyma w napięciu i jest konsekwentnie rozwijany, aby ostatecznie zakończyć się grande finale na miarę międzywymiarowej batalii. Warto zaznaczyć, że autor scenariusza miał dość trudne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to bezpośrednia kontynuacja Wieży, drugiego tomu perypetii Pamiętającego i Iskry. Duet trafia do podziemnego kompleksu, nazywanego Nową Polską. Głęboko w czeluściach wykopanych przez hitlerowców tuneli, kierowany przez bezkompromisowego Pułkownika, Riese dla jednych jest nadzieją na nowe życie, a dla drugich stacją końcową. Tysiące ogłupionych niewolników zwożonych sąsiednich enklaw umiera z wysiłku z przekonaniem, że ich poświęcenie zapewni lepszy byt ich najbliższym.

Pamiętający jako jeden z nielicznych zna zamiary Pułkownika i postanawia za wszelką cenę pokrzyżować mu plany. Zadanie nie będzie proste, jednakże wcześniejsze doświadczenie Ducha pozwala mieć nadzieję na jego powodzenie. Tu warto zaznaczyć, że zanim sięgniesz po Riese, najlepiej zapoznaj się z poprzednimi publikacjami autora. Chociażby dlatego, aby lepiej poznać Pamiętającego i Iskrę.

Robert J. Szmidt jest autorem, którego cenię głównie za to, że nie idzie na łatwiznę. Mam tu na myśli przede wszystkim to, że poniekąd wymusza na czytelniku zachęcanie szarych komórek do pracy. Nie podaje wszystkiego na tacy, dzięki czemu ta sama książka może oferować zupełnie inne doznania różnym czytelnikom. Wszystko zależy od tego, jak bardzo pozwolisz swojej wyobraźni działać i czy chce Ci się, czasami przez dłuższą chwilę, zastanawiać nad tym, co konkretnie autor, a ściślej bohater, miał na myśli.

Dokładnie taką książką jest Riese. Z jednej strony masz tu całą masę konkretnych faktów, przede wszystkim historycznych. Z drugiej natomiast, podanych w ten sposób, że poniekąd z automatu zaczynasz się zastanawiać nad tym, jak byś zachowywał się zrujnowanej atomową zagładą rzeczywistości 2035 roku.

Remer i Iskra są niczym ogień i woda, przy czym ich role w duecie często się zmieniają. Duch, najczęściej opanowany i skrupulatnie planujący każde działanie, jest dokładną przeciwnością impulsywnej i porywczej Iskry. Zdarza się jednak, że młoda dziewczyna i jej, wydawać by się mogło infantylne postrzeganie świata, okazuje się niezastąpiona, dostrzegając zupełnie nowe możliwości wyjścia z pozornie beznadziejnej sytuacji.

Szmidt nie idzie na żadne kompromisy, więc jak możesz się domyślać, Riese jest lekturą przeznaczoną dla nie tyle wiekowo, co mentalnie dojrzałego czytelnika. Tam gdzie trzeba, leje się krew, a tam gdzie jest ku temu okazja, autor serwuje humor dla kumatych. Znalazło się też miejsce dla nieco kontrowersyjnego tematu związanego ze zdrowiem najmłodszych, który traktuję jako puszczenie oka w kierunku dość, że się tak wyrażę, „zamkniętego” środowiska.

Wizja przyszłości według Roberta J. Szmidta sprawi, że po lekturze Riese zaczniesz doceniać to, co masz. Bieżącą wodę, zieloną trawę, a nawet srające na Ciebie gołębie. Autor nieustannie nawiązuje do tego, że ludzkość sama sobie zawdzięcza los, jaki ją spotkał.

Riese jest lekturą absolutnie obowiązkową nie tylko dla zagorzałych fanów Uniwersum Metro 2035. Wystarczy, że lubisz dobrą fantastykę, aby mógł z całego serca polecić Ci tę książkę. Ba! Polecam Ci całą trylogię, która tworzy niezwykły zbiór, wspaniale uzupełniający cykl wydawany przez Insignis.

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-riese/

Jest to bezpośrednia kontynuacja Wieży, drugiego tomu perypetii Pamiętającego i Iskry. Duet trafia do podziemnego kompleksu, nazywanego Nową Polską. Głęboko w czeluściach wykopanych przez hitlerowców tuneli, kierowany przez bezkompromisowego Pułkownika, Riese dla jednych jest nadzieją na nowe życie, a dla drugich stacją końcową. Tysiące ogłupionych niewolników zwożonych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cześć, jestem Adam. Jestem uzależniony od Stranger Things. Nie oglądałem kilka miesięcy a do premiery trzeciego sezonu tak daleko… Na szczęście są Mroczne umysły!

Na księgarniane półki trafił ostatnio prequel popularnego serialu opowiadającego o perypetiach grupki dzieciaków z Hawkins – małej, ale bynajmniej nie zwyczajnej mieściny w stanie Indiana. Mroczne umysły, autorstwa Gwendy Bond, to powieść, w której masz okazję poznać matkę Jedenastki. Musisz wiedzieć, że zanim zainteresujesz się tą książką, zdecydowanie polecam wcześniejsze zapoznanie się z produkcją Netflix. W przeciwnym wypadku Mroczne umysły będą średnich lotów powieścią z wątkiem paranormalnym.

Historia kręci się wokół doskonale znanego wszystkim fanom serialu laboratorium, którym dowodzi Martin Brenner – tajemniczy doktor chcący dowieść, że ludzie są wstanie dokonywać niezwykłych rzeczy. Pod pretekstem zwykłego naukowego eksperymentu tworzy grupę doświadczalną, do której trafia Terry Ives – nastolatka chcąca dokonywać w swym życiu wielkich rzeczy. Szybko okazuje się, że Brenner to człowiek niezwykle niebezpieczny, sięgający po wszelkie środki, aby osiągnąć wyznaczony cel.

Gwenda Bond w ciekawy sposób podkręca atmosferę zagrożenia. Z jednej strony mamy zwykłych, chcących wyrwać się z zadupia nastolatków, a z drugiej rządowy projekt, który na zawsze odmieni ich życie. W tle jest też konflikt wietnamski, znacząco wpływający na los Terry.

Jak zaznaczałem we wstępie, Mroczne umysły polecam przede wszystkim fanom serialu. W książce pojawia się masa smaczków dobrze znanych miłośnikom przygód dzieciaków z Hawkins. Są znajome furgonetki z laboratorium, potwory czające się „po drugiej stronie” czy wreszcie nawiązania do wydarzeń, które możesz pamiętać z poszczególnych odcinków produkcji Netflix.

Warto zaznaczyć, że lektura ewidentnie kierowana jest do jak najszerszego grona odbiorców, co widać w samym sposobie narracji. Ten jest, jeśli można to tak ująć, bardzo lekki. Dzięki temu Mroczne umysły czyta się niezwykle przyjemnie, aczkolwiek czasami brakuje tu charakterystycznego dla serialu klimatu. Niby są potwory o głowach przypominających słoneczniki, ale ich opisy nie wywołują niestety żadnych emocji.

Mroczne umysły to lektura, po którą miłośnicy serialu sięgnąć powinni jak najszybciej. Jako jeden z nich przez 4 dni czytania bawiłem się doskonale. Nie jestem natomiast pewien, czy najlepszym pomysłem jest rozpoczynanie swojej przygody z ekipą Hawkins od powieści Bond. Choć jest to prequel, nic nie stracisz najpierw oglądając produkcję Netflix,, a dopiero potem pogrążając się w lekturze. Tak czy siak – gorąco polecam!

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-mroczne-umysly/

Cześć, jestem Adam. Jestem uzależniony od Stranger Things. Nie oglądałem kilka miesięcy a do premiery trzeciego sezonu tak daleko… Na szczęście są Mroczne umysły!

Na księgarniane półki trafił ostatnio prequel popularnego serialu opowiadającego o perypetiach grupki dzieciaków z Hawkins – małej, ale bynajmniej nie zwyczajnej mieściny w stanie Indiana. Mroczne umysły,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Era mroku Dan Abnett, Aaron Dembski-Bowden, Christian Dunn, John French, Nick Kyme, Graham McNeill, Rob Sanders, James Swallow, Gav Thorpe, Chris Wraight
Ocena 6,8
Era mroku Dan Abnett, Aaron D...

Na półkach:

Cenię sobie szczególnie te antologie opowiadań, które uzupełniają moją wiedzą na temat uniwersum, o którym traktują. Gdy spojrzałem na listę autorów tworzących Erę Mroku wiedziałem, że będzie dobrze.

Graham McNeill, James Swallow, Nick Kyme, John French, Chris Wraight, Gav Thorpe, Dan Abnett, Rob Sanders, Aaron Dembski-Bowden. Dziewięciu autorów i tyle samo świetnych opowiadań. Era Mroku, pod redakcją Christiana Dunn, jest antologią, która zwyczajnie musi pojawić się w Twoim księgozbiorze.

Poszczególne opowiadania przedstawiają wydarzenia, które możesz znać z innych książek z uniwersum Warhammer 40 000. Co jednak ważne, autorzy postarali się o wplecenie swoich historii w tak umiejętny sposób, aby stanowiły uzupełnienie tego, co już wiesz o zupełnie nowe fakty.

Tym sposobem możesz podziwiać Ultramarines w boju, ale także zrozumieć, jak przemyślane były plany Horusa Luperkala, który wysłał swoich agentów nawet na najmniejsze planety, aby zasiać wśród ich mieszkańców ziarna herezji. Powrócisz też na zrujnowane wojną Prospero oraz poznasz historię Aksymanda, zwanego Małym Horusem. Każde z opowiadań to zupełnie inna historia, ale tworzą one ciekawe połączenie.

Szczególnie dobre, w mojej opinii, są opowiadania „Ostatni Upamiętniacz” oraz „Bestialska Broń”, napisane przez, odpowiednio, Johna Frencha oraz Aarona Dembskiego-Bowdena. Pierwsze jest wzruszającą historią Solomona Vossa, wsławionego upamiętniacza, który ostatecznie podzielił tragiczny los skazanych na zagładę przez Horusa ludzi. Drugie opowiadanie przedstawia spotkanie dwóch Prymarchów – Liona El’Jonsona z Konradem Curze – na planecie Tsagualsa. Starcie tytanów i ich najlepszych wojowników, jak na Dambskiego-Bowdena przystało, było epickie.

Era Mroku dostarcza niezapomnianych emocji. Znajdziesz tu krwawe batalie, lojalność, zdradę, intrygę. Jest tu więc wszystko to, za co można kochać Warhammer 40 000. Odpowiedzialny za tłumaczenie Krzysztof Kowalczyk stanął na wysokości zadania, zachowując niezwykły klimat Herezji Horusa. Co równie ważne – korekta również poradziła sobie bardzo dobrze, wyłapując niemalże wszystkie błędy.

Antologia Era Mroku, dzięki niezwykle mocnemu składowi autorskiemu, wypada wyjątkowo dobrze w porównaniu z pełnowymiarowymi publikacjami. Jeśli jesteś fanem Warhammer 40 000, nie możesz obok niej przejść obojętnie!

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-era-mroku/

Cenię sobie szczególnie te antologie opowiadań, które uzupełniają moją wiedzą na temat uniwersum, o którym traktują. Gdy spojrzałem na listę autorów tworzących Erę Mroku wiedziałem, że będzie dobrze.

Graham McNeill, James Swallow, Nick Kyme, John French, Chris Wraight, Gav Thorpe, Dan Abnett, Rob Sanders, Aaron Dembski-Bowden. Dziewięciu autorów i tyle samo świetnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia w Far Cry Odkupienie kręci się wokół dwójki bohaterów. Mary May jest młodą kobietą zdeterminowaną, aby wyciągnąć z szeregów kultu Bram Edenu swojego brata. Z kolei Will jest myśliwym działającym na terenie Ojca i jego „owieczek”.

Urban Waite w ciekawy sposób opisuje filozofię życia członków Bram Edenu i ich egzystencję. Z jednej strony pokazuje ich jako zelotów wielbiących Boga, a z drugiej jako bezwzględnych fanatyków, działających w myśl zasady „cel uświęca środki”. Idealnym tego przykładem jest ceremonia chrztu, do której przystępują, głównie pod przymusem, mieszkańcy hrabstwa Hope.

Akcja w Far Cry Odkupienie rozkręca się powoli. Kolejne rozdziały, w których przeplatają się losy Mary May i Willa, odkrywają coraz mroczniejsze tajemnice kultu Bram Edenu. Autor w umiejętny sposób zachęca do dalszej lektury, nie pozwalając oderwać się od książki.

Choć autor dotyka bardzo trudnych tematów, książka ewidentnie adresowana jest do nastoletniego grona odbiorców. Biorąc pod uwagę metody stosowane przez członków Bram Edenu liczyłem na nieco więcej brutalności, a tej po prostu brakuje. Owszem, nie ma wątpliwości, że do czynienia mamy z bandą obłąkanych popaprańców, którzy swoje postępowanie tłumaczą „wyższym celem”, jednak same opisy wydają się być zbyt ugrzecznione.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że po Far Cry Odkupienie śmiało mogą sięgać także dojrzali odbiorcy, chcący zwyczajnie ponownie zapuścić się na niebezpieczne tereny hrabstwa Hope.

Wydawnictwo Insignis przyzwyczaiło mnie do bardzo wysokiego poziomu swoich publikacji. Nie inaczej jest i w przypadku Far Cry Odkupienie. Począwszy od tłumaczenia, za które odpowiedzialny jest Jakub Radzimiński, przez samą korektę, która stanęła na wysokości zdania wyłapując niemalże wszelkie literówki, a na jakości samego papieru i oładki kończąc.

Czy warto sięgnąć po Far Cry Odkupienie? Zdecydowanie tak, szczególnie, jeśli jesteś fanem serii. A nawet jeśli produkcja Ubisoft jest Ci obca, z czystym sumieniem mogę polecić książkę Waita. Choć nie jest to arcydzieło, które przejdzie do historii, na pewno nie będziesz żałował wydanych na nią pieniędzy.

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-far-cry-odkupienie/

Historia w Far Cry Odkupienie kręci się wokół dwójki bohaterów. Mary May jest młodą kobietą zdeterminowaną, aby wyciągnąć z szeregów kultu Bram Edenu swojego brata. Z kolei Will jest myśliwym działającym na terenie Ojca i jego „owieczek”.

Urban Waite w ciekawy sposób opisuje filozofię życia członków Bram Edenu i ich egzystencję. Z jednej strony pokazuje ich jako zelotów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym zasiadł do pisania recenzji zaraz po zamknięciu Prospero w płomieniach, najpewniej skrzywdziłbym autora swoją opinią. Wszystko przez… tytuł. Ten ma sugerować, co czytelnik znajdzie w środku, a w przypadku rzeczonej książki jest on nieco mylący. Samej bitwie o Prospero i tragicznemu jej finałowi, który mogłeś poznać w książce Tysiąc synów, Abnett poświęca dosłownie kilkanaście stron. Jeśli uznałeś to za spojler – przepraszam. Wychodzę jednak z założenia, że jako autor recenzji mam obowiązek Cię o tym poinformować. Właśnie dlatego czułem się nieco zawiedziony. Pokonując kolejne rozdziały czekałem, aż Kosmiczne Wilki wreszcie ruszą do ataku na Magnusa i jego synów.

Po pierwszym uczuciu niedosytu, przyszedł czas na obiektywną ocenę. Prospero w płomieniach to absolutnie genialna książka, przybliżająca VI Legion Adeptus Astartes. Głównym bohaterem jest człowiek, Kasper Hawser, który w wyniku serii niefortunnych zdarzeń zostaje skaldem Kosmicznych Wilków i ma za zadanie tworzyć barwne historie o ich życiu, zwyczajach i tym, jak zachowują się w walce. Szczególnie ten trzeci aspekt jest warty uwagi, ponieważ uważani przez pozostałe Legiony za bezmyślne bestie, członkowie Watahy okazują się być rozważnymi wojownikami.

Otulony aurą tajemniczości VI Legion powoli otwiera się przed Hawserem, powierzając mu swoje najcenniejsze sekrety. Finał opowieści skalda jest na tyle zaskakujący, że z pełną odpowiedzialnością mogę napisać, iż był jednym z najlepszych, jakie do tej pory zaserwowała mi cała Herezja Horusa.

Dan Abnett przedstawił kodeks postępowania Kosmicznych Wilków w niezwykle… barwny sposób. Zachowujący się poniekąd jak dzikie zwierzęta członkowie Watahy są niezrównanymi w boju przeciwnikami. Każdy, kto staje im na drodze bardzo szybko przekonuje się, czym jest prawdziwa brutalność. VI Legion stosuje przemoc, której nie uświadczysz w działaniach innych Legionów Adeptus Astartes. Tym sposobem masz okazję bycia świadkiem prawdziwej rzezi, jaką Wilki serwują swoim wrogom.

W mojej opinii Prospero w płomieniach to bardzo dobra książka, a jedynym jej minusem jest tytuł, który może wprowadzać w błąd potencjalnego czytelnika. Sama zawartość to natomiast absolutne mistrzostwo. Genialnie prowadzona narracja sprawia, że ciężko oderwać się od lektury.

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-prospero-w-plomieniach/

Gdybym zasiadł do pisania recenzji zaraz po zamknięciu Prospero w płomieniach, najpewniej skrzywdziłbym autora swoją opinią. Wszystko przez… tytuł. Ten ma sugerować, co czytelnik znajdzie w środku, a w przypadku rzeczonej książki jest on nieco mylący. Samej bitwie o Prospero i tragicznemu jej finałowi, który mogłeś poznać w książce Tysiąc synów, Abnett poświęca dosłownie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dembski-Bowden w genialny sposób pokazuje, jak cierpliwi potrafią być bogowie Chaosu w dążeniu do realizacji swoich nikczemnych planów. Herezja nie dopadła prymarchy Niosących Słowo – Lorgara – szybko, lecz kiełkowała w nim przez długie lata, aby finalnie wydać skażony owoc, którym zaraził się cały Legion. Pierwszy heretyk to opowieść, która swój początek ma na długo przed zdradą, jakiej dopuścił się Mistrz Wojny. Autor przedstawia historię Zakonu Niosących Słowo w niezwykły sposób. Czytelnik ma okazję bycia świadkiem upadku jednego z najwierniejszych synów Imperatora oraz jego podopiecznych. Targany sprzecznymi emocjami, XVII Legion popada w obłęd, aby finalnie przeistoczyć się w demoniczne sługi Chaosu.

Pierwszy heretyk oferuje wszystko, za co można pokochać Warhammer 40 000 i Herezję Horusa: epickie batalie i brutalne starcia, intrygę i zdradę, honor i braterstwo, a nawet swoisty wątek miłosny. Gdy w ruch idą topory łańcuchowe i boltery, krew leje się strumieniami, a członki szatkowanych wrogów fruwają w powietrzu, barwiąc wszystko szkarłatem. Natomiast pradawne rytuały sprawiają, że w ich kulminacyjnym momencie żołądek podchodzi do gardła. Nie da się też nie odczuwać ogromnego współczucia dla synów Lograra, którzy będąc jednymi z najbardziej oddanych sług Imperatora zaczynają wątpić w słuszność swojej lojalności i są zwyczajnie zagubieni. Ostatecznie odwracają się od władcy ludzkości i dołączają do zdrady Mistrza Wojny.

Pierwszy heretyk jest prawdziwą skarbnicą wiedzy nie tylko o samych Niosących Słowo, ale także genezie herezji Horusa Luperkala oraz wiedzy o Osnowie i żyjących w niej nikczemnych pomiotach Chaosu. Dembski-Bowden stanął na wysokości zadania, dostarczając pełnokrwistą powieść z uniwersum Warhammer 40 000. Historia XVII Legionu jest na tyle ciekawa, że nie sposób oderwać się od lektury. Oprócz świetnych opisów starć, autor postarał się o ciekawe dialogi.

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-pierwszy-heretyk/

Dembski-Bowden w genialny sposób pokazuje, jak cierpliwi potrafią być bogowie Chaosu w dążeniu do realizacji swoich nikczemnych planów. Herezja nie dopadła prymarchy Niosących Słowo – Lorgara – szybko, lecz kiełkowała w nim przez długie lata, aby finalnie wydać skażony owoc, którym zaraził się cały Legion. Pierwszy heretyk to opowieść, która swój początek ma na długo przed...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki World of Warcraft: Przez mroczny portal Christie Golden, Aaron Rosenberg
Ocena 7,1
World of Warcr... Christie Golden, Aa...

Na półkach:

Choć Mroczny Portal został zniszczony przez siły Przymierza, a Horda zmuszona do odwrotu, po dwóch latach okazuje się, że Azeroth nie jest bezpieczne. Pozostający dotąd w ukryciu szaman Ner’zhul jednoczy rozbite i walczące między sobą plemiona, tworząc nową Hordę. Odnajduje sposób na ponowne otwarcie Mrocznego Portalu, wysyłając żądną zemsty i krwi armię wprost do Azeroth. Orkowie zawierają też niezwykłe przymierze z czarnymi smokami, co może okazać się katastrofalne w skutkach.

Ponieważ Przez Mroczny Portal popełnił duet doskonale znający World of Warcraft, liczyłem na pełnokrwistą opowieść o walce dobra ze złem, gdzie jednak nie wszystko jest tak oczywiste, jakim zdaje się być od początku. I właśnie taką książkę dostałem. Oprócz samej historii ponownej próby podboju Azeroth, znalazło się miejsce na intrygę, wątek miłosny oraz opowieść o braterstwie, lojalności i zdradzie. Są też dopełniające całości mniej lub bardziej przewidywalne zwroty akcji.

Sporo książek opartych na licencji World of Warcraft było zbyt „ugrzecznionych”. Szczególnie w trakcie epickich batalii brakowało sugestywnych opisów, które stosownie działałyby na wyobraźnię czytelnika. Autorzy Przez Mroczny Portal postanowili nieco zmienić tę tradycję, serwując fruwające w powietrzu czerepy, spopielane potężnymi zaklęciami truchła zielonoskórych i przecinane na pół orczymi toporzyskami siły Azeroth. Owszem, opisom nadal daleko do brutalnej jatki rodem z Warhammer 40 000, jednak jest wystarczająco dobrze. Bez wątpienia sporą rolę odegrał tu bardzo solidny przekład, za który odpowiedzialna jest doświadczona na tym polu Dominika Repeczko.

Przez Mroczny Portal w przystępny sposób przybliża historie znanych bohaterów Azeroth oraz Hordy. Co ważne, nawet jeśli nie czytałeś poprzednich publikacji, dzięki krótkim wtrąceniom wyjaśniającym wcześniejsze wydarzenia, nie powinieneś czuć się zagubiony. Oczywiście serdecznie polecam lekturę dotychczas wydanych książek z serii Blizzard Legends – dzięki temu będziesz doskonale wiedział kto jest kim i jakie pobudki nim kierują. Jednym z ciekawszych jest wątek Allerii i Turalyona, walczących z własnymi emocjami i rozsądkiem. Czy dawne uczucie ma szansę przetrwać w świecie zagrożonym inwazją Hordy?

Jeśli jeszcze nie złożyłeś zamówienia przedpremierowego, koniecznie jutro udaj się do najbliższej księgarni i nabądź swój egzemplarz Przez Mroczny Portal. To bardzo udana publikacja, w ciekawy sposób opisująca losy ludności Azeroth nękanej przez orczą Hordę. Znajdziesz tu wszystko, za co można pokochać World of Warcraft: epickie batalie, intrygę, miłość i zdradę.

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-przez-mroczny-portal/

Choć Mroczny Portal został zniszczony przez siły Przymierza, a Horda zmuszona do odwrotu, po dwóch latach okazuje się, że Azeroth nie jest bezpieczne. Pozostający dotąd w ukryciu szaman Ner’zhul jednoczy rozbite i walczące między sobą plemiona, tworząc nową Hordę. Odnajduje sposób na ponowne otwarcie Mrocznego Portalu, wysyłając żądną zemsty i krwi armię wprost do Azeroth....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W książce Kyme’a masz okazję poznać losy drugiej kompanii Ultramarines, której dowodzi Cato Sicarius. Anioły Imperatora stają do walki ze śmiertelnie niebezpiecznym wrogiem: rasą Nekrontyrów. Zbudowani z metalu, zdolni do samonaprawy oraz pozbawieni jakichkolwiek uczuć wrogowie nie cofną się przed niczym w drodze do jedynego celu: całkowitemu unicestwieniu zarazy trawiącej ich planetę, za którą uważają zamieszkujących jej powierzchnię ludzi i przybyłych im na pomoc Kosmicznych Marines.

Trzon fabuły stanowią oczywiście starcia z Nekronami, a kolejne wydarzenia i przewidywalne zwroty akcji są jedynie motorem napędowym nieustannej rzezi. Trup ściele się niezwykle gęsto, a lufy bolterów nie stygną. Dla złapania oddechu autor serwuje przerywniki w postaci retrospekcji z życia poszczególnych członków Zakonu. Dzięki temu stają się oni bliżsi czytelnikowi, a sama historia nabiera głębi. Upadek Damnosa w ciekawy sposób przedstawia relacje zwykłych ludzi walczących ramię w ramię z Utramarines. Wybrańcy Imperatora, postrzegający ludzi jako słabe istoty, ku własnemu zaskoczeniu dostrzegają w nich coś więcej, aniżeli tylko mięso armatnie.

Autor zadbał, aby opisy starć były wyjątkowo sugestywne. Nie ma wątpliwości, że ważą się losy świata, a jego mieszkańcy heroicznie przelewają zań swoją krew. Ćwiartowane ciała fruwają w powietrzu, a szatkowane straszliwą bronią Nekronów trupy barwią szkarłatem białych puch pokrywający całą planetę. Słowa uznania należą się tłumaczowi, który stanął na wysokości zadania, dbając o odpowiedni przekład, zachowując jednocześnie specyficzny klimat Warhammera 40 000. Nie mogło oczywiście zabraknąć kilku literówek, jednak są to pojedyncze przypadki, w żaden sposób nie wpływające na odbiór całości.

Nick Kyme zadbał, aby Upadek Damnosa potrafił wciągnąć nie tylko wartką akcją. Znalazło się tu miejsce również na intrygę, co ciekawe, snutą w szeregach Nekrontyrów. Oczywiste pobudki, którymi kierują się ich przywódcy okazują się jedynie preludium do późniejszych wydarzeń, mogących zmienić losy nie tylko samej planety.

Jeśli jesteś fanem Warhammera 40 000, Upadek Damnosa jest dla Ciebie lekturą absolutnie obowiązkową. Oprócz brutalnych starć znajdziesz tu odrobinę historii Zakonu, poznasz rasę Nekrontyrów oraz będziesz miał okazję spojrzeć na Ultramarines oczami zwykłych śmiertelników. Odwaga i honor!

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-upadek-damnosa/

W książce Kyme’a masz okazję poznać losy drugiej kompanii Ultramarines, której dowodzi Cato Sicarius. Anioły Imperatora stają do walki ze śmiertelnie niebezpiecznym wrogiem: rasą Nekrontyrów. Zbudowani z metalu, zdolni do samonaprawy oraz pozbawieni jakichkolwiek uczuć wrogowie nie cofną się przed niczym w drodze do jedynego celu: całkowitemu unicestwieniu zarazy trawiącej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/krew-pot-i-piksele-recenzja/

Jeszcze jako nastolatek wychowujący się na grach wideo, miałem dwa marzenia. Po pierwsze, chciałem móc pisać o ulubionym hobby. Tworzyć recenzje i testy, móc grać w długo wyczekiwane produkcje dużo wcześniej, niż reszta świata. Po drugie, pragnąłem tworzyć gry. Budować fantastyczne światy i wrzucać do nich wszelkiej maści potwory czekające na śmiałków pragnących złota i sławy; kreować niezwykłych bohaterów z super mocami i tym podobne.

Gdy pierwsze z powyższych udało mi się spełnić okazało się, że pisanie o grach nie jest tak cudowne, jak mogłoby się wydawać, a chęć pogrania bez konieczności przelania wrażeń na klawiaturę laptopa nader często pozostaje jedynie mrzonką. Cóż, przynajmniej drugie z marzeń nadal było aktualne. Dlaczego było? Ponieważ w trakcie kilkuletniej „kariery” miałem okazję spotkać wielu ludzi zajmujących się gamedevem oraz odwiedzić studia, w których powstają największe produkcje. Szybko przekonałem się, że jednak wolę grać w gry, aniżeli je robić. Wszystko przez to, że ich tworzenie to…
Krew, pot i piksele

Recenzja książki Krew,pot i pikseleJason Schreier, którego możesz kojarzyć z jednego z najpopularniejszych serwisów gamingowych – Kotaku – popełnił książkę, w której opisuje proces powstawania dziesięciu znanych produkcji. Tym sposobem możesz dowiedzieć się ile pracy kosztowało zrobienie Pillars of Eternity, Uncharted 4, Stardew Valley, Diablo III, Halo Wars, Dragon Age: Inkwizycja, Shovel Knight, Destiny oraz Wiedźmin 3. Do tego dochodzi nigdy nie ukończone Star Wars 1313.

Wiedziałem, że tworzenie gier to skomplikowany proces, niejednokrotnie słyszałem o trudnościach, jakie napotyka każda ekipa developerska, jednak informacje, które zawiera książka Krew, pot i piksele zwyczajnie powaliły mnie na glebę. Nie będę uchylał nawet milimetra rąbka tajemnicy, aby nie zabierać Ci przyjemności z lektury, ale wiedz, że będziesz czytał kolejne strony z szeroko rozdziawioną buzią.
Niezapomniana opowieść

To chyba najlepsze podsumowanie tego, jakie będę miał skojarzenie z Krew, pot i piksele. Ta książka to dziesięć niesamowitych opowiadań, które na długo zostaną w mojej pamięci. Twojej też, zapewniam, jeśli postanowisz sięgnąć po działo Schreiera. A zdecydowanie warto, ponieważ książka napisana jest niezwykle przystępnym językiem, a wypowiedzi rozmówców autora doskonale uzupełniają suche fakty.

Wydawnictwo Sine Qua Non, którego nakładem ukazała się Krew, pot i piksele, przyzwyczaiło mnie do doskonałej jakości swoich publikacji. Nie inaczej jest i tym razem. Owszem, trafiło się kilka literówek, jednak nie mają one żadnego wpływu na finalny odbiór całości. Zabrakło jedynie choćby kilku zdjęć, czy to rozmówców, czy samych siedzib firm.

Nie musisz być wielkim miłośnikiem gier wideo, aby sięgnąć po Krew, pot i piksele. Wystarczy, że choć trochę interesujesz się elektroniczną rozrywką. Ta książka jest niezwykłą opowieścią o tym, że tworzenie gier wideo jest wspaniałą przygodą, jednak bardzo często ukończenie pracy może okazać się niezwykle kosztowne…

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/krew-pot-i-piksele-recenzja/

Jeszcze jako nastolatek wychowujący się na grach wideo, miałem dwa marzenia. Po pierwsze, chciałem móc pisać o ulubionym hobby. Tworzyć recenzje i testy, móc grać w długo wyczekiwane produkcje dużo wcześniej, niż reszta świata. Po drugie, pragnąłem tworzyć gry. Budować fantastyczne światy i wrzucać do nich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/ziemia-zlych-urokow-recenzja/

Stalkerskie uniwersum rośnie szybciej niż radioaktywny grzyb. Kolejni rodzimi autorzy wkraczają do Fabrycznej Zony, serwując doskonałe potrawki ze wspomnianych jądrowców. Ziemia złych uroków, autorstwa Jacka Kolssa, tylko zaostrza apetyt na więcej!

Zono, ojczyzno moja. Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, komu „galareta” odrąbała nogi. Dziś piękność Twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo przed pijawką niemalże nawaliłem w gacie z trwogi… Tymi słowy można w skrócie opisać początek nowej stalkerskiej opowieści, w której masz okazję poznać Kojota – Polaka, który jak jeden z wielu trafił do Strefy z tylko sobie znanych powodów. Jak przystało na historię rodem z CzAES, bohater szybko pakuje się w kłopoty, mając na karku żołnierzy Kordonu. Stalker dostaje od mundurowych propozycję nie do odrzucenia, co w konsekwencji oznacza podróż w głąb Zony…

Co kryje ziemia złych uroków?

W skrócie: samo mięso. Ziemia złych uroków to pełnokrwista stalkerska opowieść, w której każdego dnia bezimienni desperaci walczą nie tyle o lepsze, lecz o jakiekolwiek jutro. Mutanty, anomalie i kryjące się w nich artefakty, uzbrojeni po zęby i nie zadający zbędnych pytań żołnierze, a wszystko to polane fabularnym sosem. Dokładnie to znajdziesz w książce Klossa.

Autor postarał się, aby opisy były sugestywne, dzięki czemu nie ma wątpliwości, że Strefa nie wybacza błędów. Jeśli takowy popełniasz, żywot kończysz w najlepszym wypadku z kulą w potylicy, a w najgorszym patrząc jak twoje wnętrzności wyżera któreś z Dzieci Zony. Tym sposobem na porządku dziennym są mocne słownictwo i przelewana niekoniecznie w imię wyższych ideałów jucha. Wprawdzie momentami przemyślenia Kojota trącają prypeć-kabanem (czasami zbyt wiele tu przydługawych opisów i metafor), jednak w ostatecznym rozrachunku Polak potrafi porwać swoją opowieścią bez reszty. Kończąc kolejny rozdział myślałem jedynie o tym, jak dalej potoczą się losy bohaterów, a chyba właśnie o to powinno chodzić w każdej powieści.

Kto łazi po ziemi złych uroków…

Ziemia złych uroków ma ciekawe dramatis personae. Każdy z bohaterów, może oprócz większości wojskowych, ma swoją historię i demony przeszłości, które wygnały go z Dużej Ziemi. Oprócz samych stalkerów, spotkasz zwykłych ludzi borykającymi się ze wszystkimi trudami codziennego życia w Zonie, oraz typowych oprychów spod ciemnej gwiazdy, chcących dorobić się na cudzej krzywdzie. Strefa natomiast, jak stereotypowa kapryśna kobieta, w zależności od humoru, albo patrzy łaskawym okiem na tych, którzy odważyli się zapuścić do jej wnętrza i daje im kolejną szansę, albo odwraca wzrok, pozostawiając na pastwę losu.

Ziemia złych uroków trafi na księgarniane półki dokładnie za cztery dni, 17 października. Jeśli jeszcze nie złożyłeś zamówienia przedpremierowego, nie zwlekaj, tylko rezerwuj swój egzemplarz. Jacek Kloss stanął na wysokości zadania i już nie mogę doczekać się kontynuacji przygód Kojota. Dobrej Zony!

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/ziemia-zlych-urokow-recenzja/

Stalkerskie uniwersum rośnie szybciej niż radioaktywny grzyb. Kolejni rodzimi autorzy wkraczają do Fabrycznej Zony, serwując doskonałe potrawki ze wspomnianych jądrowców. Ziemia złych uroków, autorstwa Jacka Kolssa, tylko zaostrza apetyt na więcej!

Zono, ojczyzno moja. Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-upadle-anioly/

"Upadłe Anioły" są bezpośrednią kontynuacją powieści Mitchela Scanlona – "Zstąpienie Aniołów". Po wydarzeniach na Sarosh Lion El’ Jonson odsyła Legionistów z Calibanu na rodzinną planetę pod pretekstem szkolenia nowych rekrutów chcących wesprzeć Wielką Krucjatę Imperatora. Ci jednak czują, że popadli w niełaskę Prymarchy Mrocznych Aniołów i zostają odsunięci na boczny tor.

Rzecz dzieje się w roku 200 Wielkiej Krucjaty Imperatora. Autor podzielił scenę na dwie planety – Diamat, na którym swoje działania podejmuje sam Prymarcha, oraz Caliban, gdzie z zupełnie nowym zagrożeniem muszą zmierzyć się Luther, Zahariel oraz wszyscy Astartes z Legionu Mrocznych Aniołów przebywający na macierzystej planecie. Historia Kronikarza i podopiecznego Jonsona jest w moim odczuciu zdecydowanie ciekawsza, aniżeli wydarzenia na Diamacie. Wielowątkowa fabuła wciąga niczym ruchome piaski na Marsie. Mike Lee zadbał, aby znalazło się miejsce nie tylko na charakterystyczną dla uniwersum Warhammer 40 000 rzeź, ale również solidną dawkę intrygi. Na pogrążonym w domowym konflikcie Calibanie dochodzi do rozłamu, a ziarno herezji zasiane przez Horusa zaczyna kiełkować w sercach tych, których Imperator uważał za swoich wiernych synów.

"Upadłe Anioły" to opowieść o honorze i lojalności, ale także o zepsuciu i zdradzie. Nie wszyscy mieszkańcy Calibanu chcą dołączyć do Imperatora, postrzegając przyłączenie rodzimej planety do Imperium jako zniewolenie, a nie szansę na rozwój. Mroczne Anioły wywodzące się z dzikiego niegdyś globu zmuszone są tym samym do walki z pobratymcami, co wystawia ich lojalność względem Przywódcy Ludzkości na ciężką próbę.

Autor poświęcił sporo miejsca na historię Calibanu, dzięki czemu "Upadłe Anioły" są doskonałym uzupełnieniem wiedzy o samej planecie i jej rdzennych mieszkańcach. Musisz jednak wiedzieć, że w książce sporo jest odniesień do wydarzeń opisywanych w książce "Zstąpienie Aniołów", dlatego chcąc być na bieżąco, zdecydowanie powinieneś zapoznać się z tą lekturą, zanim sięgniesz po Upadłe Anioły. Mike Lee w ciekawy sposób pociągnął rozpoczęte przez Scanlona wątki, uzupełniając je o własne pomysły. Tym sposobem dowiesz się więcej nie tylko o samym Zakonie i jego historii oraz tradycjach, ale także planecie i zamieszkujących ją niegdyś Bestiach.

W odróżnieniu do książki "Zstąpienie Aniołów", "Upadłe Anioły" są zdecydowanie bardziej zbalansowane, jeśli chodzi o stosunek akcji do intrygi. Trzon historii stanowi rozłam na Calibanie, ale jest on naturalnym przyczynkiem działań zbrojnych. A te mają rozmach. Walki toczą się nie tylko na powierzchni planet, ale również na orbicie. W starciach udział biorą piechota, pojazdy oraz potężne maszyny oblężnicze, jednym strzałem równające z ziemią całe miasta. Na ogromne uznanie zasługuje też „obsada”. "Upadłe Anioły" to istny spektakl oryginalnych postaci, z których każda, oprócz służby Imperatorowi, bądź rozważaniu nad sensem jego Krucjaty, jest absolutnym indywiduum. Zahariel, Luther, czy wreszcie sam Lion El’ Jonson to tylko najbardziej oczywiste przykłady. Do tego dołożyć można Zbrojmistrza Askelna, Drednota Titusa, czy wreszcie Mistrza Remiela.

Wydawnictwo Copernicus, którego nakładem ukazała się książka "Upadłe Anioły" poniekąd przyzwyczaiło mnie do literówek w swoich publikacjach. Jako człowiek kładący spory nacisk na poprawność językową, często zmagam się z rozmaitymi lapsusami. O ile na większość drobnych potknięć zazwyczaj przymykam oko, szybko o nich zapominając, o tyle są sytuacje, w których nie zwykłem milczeć. Korekta za wpadki pokroju „tą gadającą górę metalu” powinna stanąć przed plutonem egzekucyjnym. Szkoda, że w publikacji takiego formatu trafiają się takiej miary niedociągnięcia…

Wspomniane błędy są na szczęście jedynie niczym drobna rysa na solidnym ceramitowym pancerzu Astartes. W ogólnym rozrachunku "Upadłe Anioły" wypadają naprawdę dobrze. To kawał solidnej lektury, która wciągnie Cię bez reszty. Polecam z całego, zawsze wiernego Imperatorowi serca.

źródło: https://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-upadle-anioly/

"Upadłe Anioły" są bezpośrednią kontynuacją powieści Mitchela Scanlona – "Zstąpienie Aniołów". Po wydarzeniach na Sarosh Lion El’ Jonson odsyła Legionistów z Calibanu na rodzinną planetę pod pretekstem szkolenia nowych rekrutów chcących wesprzeć Wielką Krucjatę Imperatora. Ci jednak czują, że popadli w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mistrz Wojny, Horus Luperkal, zbiera pod swoim sztandarem kolejne Legiony, stając naprzeciw swemu twórcy – Imperatorowi. Każdy, kto stanie na jego drodze ma niewielki wybór. Albo zdradzi władcę Terry, albo zginie w koszmarnych cierpieniach. Dotychczasowe powieści tworzące Herezję Horusa skupiały się przede wszystkim na epickich bataliach pomiędzy poszczególnymi Legionami. Jak przyznaje sam Graham McNeill, odpowiedzialny za dwa wcześniejsze tomy cyklu, Fałszywych Bogów oraz Fulgrima, potrzebna była odmiana. Tym sposobem masz okazję przenieść się na powierzchnię Czerwonej Planety, gdzie kult Mechanicum zostaje podzielony wewnętrznym konfliktem, który swoje rozwiązanie musiał znaleźć w wojnie domowej…

Autor postarał się, aby historia Mechanicum była na tyle ciekawa, aby nie pozwolić oderwać się od lektury. Choć osobiście liczyłem, przede wszystkim, na starcia Tytanów oraz atomową pożogę, której efektem będzie morze przelanej krwi, musiałem długo czekać, aby Mars stanął w ogniu. Książka nie jest napisana w konwencji „bij-zabij-wszystko-na-śmierć”, jak ma to w zwyczaju określać twórca samej serii – Dan Abnett. Okazuje się bowiem, że trzon fabuły oparty został na postaci kobiecej, w dodatku w ogóle nie związanej z samym Mechanicum. Dalia Cythera była zwykłym skrybą wysłanym na Czerwoną Planetę w ramach kary za herezję, co było jedyną drogą ucieczki przed śmiercią. Adept Koriel Zeth – Mistrzyni Magmowego Miasta – dostrzegając jej unikalne zdolności, wyznaczyła jej zadanie, które na zawsze odmieniło życie dziewczyny.

Graham McNeill przeplata ze sobą wątki Dalii oraz władców poszczególnych Kuźni, którzy spiskują przeciw sobie. Ostatecznie historia ma swój podwójny finał. Z jednej strony piaski Marsa spływają krwią walczących sług Kuźni, a ziemia drży pod potężnymi nogami Tytanów. Z drugiej, głęboko pod powierzchnią, trwa cicha walka o najskrytsze tajemnice Czerwonej Planety i całego Mechanicum. W pewnym momencie, według mnie, autor nieco przesadził wplatając motyw pachnący najprawdziwszym fantasy, ale jest on na tyle ciekawie podany, że da się go strawić. Końcówka strony to właściwie jeden wielki opis niezapomnianych starć potężnych maszyn i ogromnych armii. Niestety, w moim odczuciu, nieco zabrakło poczucia, że gra toczy się o najwyższą możliwą stawkę, czyli losy całej planety, a nie tylko Kuźni. Owszem, momentami opisy sprawiają, że niemalże namacalnie odczuwałem ból Princepsów, których Tytany przyjmowały potężne salwy, jednakże mogło być nieco lepiej.

Mechanicum stanowi ogromną wartość dla serii ze względu na ogrom informacji o uniwersum Warhammer 40 000, które czytelnik może zgłębić dzięki lekturze rzeczonej powieści. Począwszy od technologii, przez prawa rządzące Kuźniami, na charakterystyce Bogów-Maszyn. Książka to prawdziwe kompendium wiedzy nie tylko o samym Mechanicum, ale także całym Imperium. Zastanawiam się jednak, czym kierował się tłumacz, Krzysztof Kowalczyk, przy niektórych nazwach własnych. Za przykład niech posłuży Maszyna Khaby, w oryginale znana jako Kaban Machine. Rozumiem, że mimowolne skojarzenie z wieprzem mogłoby zaburzyć powagę jej udziału w historii, jednak uważam, że to zbyt głęboka ingerencja. Korekta niestety również nie stanęła na wysokości zadania, przepuszczając zbyt wiele błędów, niestety nie tylko stylistycznych. W poprzednich publikacjach zdarzały się drobne potknięcia, ale w Mechanicum jest ich zwyczajnie za dużo.

źródło: http://ustatkowanygracz.pl/recenzja-ksiazki-mechanicum/

Mistrz Wojny, Horus Luperkal, zbiera pod swoim sztandarem kolejne Legiony, stając naprzeciw swemu twórcy – Imperatorowi. Każdy, kto stanie na jego drodze ma niewielki wybór. Albo zdradzi władcę Terry, albo zginie w koszmarnych cierpieniach. Dotychczasowe powieści tworzące Herezję Horusa skupiały się przede wszystkim na epickich bataliach pomiędzy poszczególnymi Legionami....

więcej Pokaż mimo to