-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant15
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać419
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2019-10-11
2017-03-27
Książka ta porusza niełatwe problemy: alkoholizm, pogoń za mamoną, niepełnosprawność, aborcję. Nie łudźmy się, że będzie to miła i łatwa lektura, za to na pewno da nam ona do myślenia.
Główny bohater, nomen-omen Robert, prowadzi dostatnie życie lekkoducha, często zmieniając partnerki i nie stroniąc od kieliszka. Wracając z jednej z pijackich imprez ma wypadek samochodowy, z którego wychodzi żywy, ale jest pogrążony w śpiączce. Dużo się mówi i pisze o stanie, w jakim człowiek znajduje się podczas śpiączki, prawdą jest, że dotąd niewiele o tym wiemy. Robert, znajdując się w stanie komy, czuje jakby duszą oddzielał się od ciała i wyrusza w osobliwą wycieczkę ze swoją nigdy nienarodzoną córeczką. Spotkanie z Zygotką stanowi najważniejszy punkt książki, więc nie będę nic pisać na temat jego przebiegu. Wystarczy dodać, że pod wpływem spotkania nienarodzonej nigdy córki, Robert postanawia odmienić swoje życie.
Po wyjściu ze szpitala jednak pierwsze kroki prowadzą go do tawerny- miejsca, gdzie zawsze lubił wypić, tym razem spotkanie z dawnym kompanem jak zwykle przeradza się w małą popijawę. Małą, bo przerwaną przez atrakcyjną panią doktor, która- co za przypadek- okazuje się być kuzynką Lucka, przyjaciela Roberta. I tutaj zdenerwowałam się po raz kolejny. Jak dwóch facetów, znających się "od piaskownicy", może nie znać nawzajem swoich koligacji rodzinnych?! Niestety błędów rzeczowych jest więcej: zacznijmy od opisu skrobanki, bardzo szczegółowego opisu, który za pewne miał za zadanie od wywołać szok i łzy. Jeśli chodzi o łzy, jestem pewna, że każda kobieta w głębi serca, czytając taki opis poczuła smutek, niejedna zapłakała, a którejś może serce pękło i wyrzuty sumienia nie dają żyć?... Czy taki był cel tego drobiazgowego opisu aborcji? Dodam tutaj tylko, że problem życia poczętego jest na tyle poważny, iż nie trzeba go dodatkowo ubarwiać. Chodzi mi tutaj o czas, w jakim Barbara rzekomo dokonała aborcji. Żaden lekarz nie ryzykowałby przeprowadzenia tego zabiegu powyżej końca trzeciego miesiąca ciąży, tak więc opowieści o aborcji w końcu 5-tego miesiąca wydają mi się naciągane (już od jakiegoś czasu wcześniaki urodzone w 6-tym m-cu, mają szansę na przeżycie- rzecz jasna w inkubatorze i odpowiedniej atmosferze). Znalazłam także błąd rzeczowy a propos śmierci Barbary- otóż, jeżeli Zygotka miałaby już 20 lat, w chwili jej poczęcia Robert miał najwyżej 23 lata, a Basia była kilka lat młodsza. Jeżeli więc powikłania po aborcji były powodem śmierci Barbary, dlaczego na jej nagrobku napisane jest: "żyła lat 29"? Być może jest to błąd powstały podczas druku, gdyż zauważyłam liczne błędy drukarskie (kontynuację wypowiedzi zaczynającą się od nowego akapitu i myślnika zamiast samego myślnika, błędy składniowe itd.) Jednak przy dobrej książce są to tylko niedogodności, choć momentami uciążliwe, to będące jedynie niedopracowaniem produktu, jakim jest książka.
Z początku chciałam zatutułować moją opinię "zabili go i uciekł" ale pomyślałam, że może to być różnie odebrane. Chodzi mi mianowicie o niesamowitą wręcz zdolność naszego bohatera do odradzania się, a właściwie do powstawania ze zmarłych. O ile ze śpiączki facet jak najbardziej miał prawo się wybudzić, to już stwierdzenie zgonu i pochowanie żywego człowieka uważam za grube nadużycie literackie. Przyznam również, że w innej książce, np w powieści łotrzykowskiej, fragment z idącymi "na robotę" Gienkiem i Kazkiem byłby rewelacyjny- zresztą osobiście bardzo lubię Roberta Gonga właśnie w takim wydaniu (przykładem jest "W pogoni za miłością" tego Autora), tutaj jednak jakoś nie pasuje.
Obawiam się, że nie potrafię obiektywnie ocenić "Anielskiej etiudy", gdyż książka ta ma tyleż świetnych cech, co tych, które mnie denerwowały. Na pewno pomysł, jaki zrodził się w głowie Autora był nietuzinkowy, jednak samo wykonanie już ma pewne- wspomniane wcześniej- minusy. Powieść ta ma duży potencjał, choć może to tylko moje osobiste zdanie? Wolę Roberta Gonga nie przeintelektualizowanego, piszącego o świecie, który jest dookoła- uwielbiam jego debiutancką powieść "W pogoni za miłością". Może postać Zygotki w jakimś stopniu ratuje "Anielską etiudę", jednak całość wypadła raczej średnio. Poprzez sentyment dla Autora przeczytam kiedyś jeszcze "Kokainową miłość", czekającą na półce" i mam nadzieję, że tam odnajdę odrobinę choć tych emocji, które towarzyszyły mi podczas czytania "W pogoni za miłością".
Książka ta porusza niełatwe problemy: alkoholizm, pogoń za mamoną, niepełnosprawność, aborcję. Nie łudźmy się, że będzie to miła i łatwa lektura, za to na pewno da nam ona do myślenia.
Główny bohater, nomen-omen Robert, prowadzi dostatnie życie lekkoducha, często zmieniając partnerki i nie stroniąc od kieliszka. Wracając z jednej z pijackich imprez ma wypadek samochodowy,...
2018-10-27
Jestem mile zaskoczona, jako że romans historyczny dotąd mnie specjalnie nie interesował, z wyjątkiem kilku ponadczasowych dzieł. Jednak, czytając takie dzieła jak "Pokonani" Gołowkiny czy "Krystyna córka Lavransa" koncentrowałam się na losach bohaterów, historia była jedynie tłem. W tym miejscu należą się ogromne słowa uznania dla Katarzyny Maludy, która potrafiła tak pokierować akcją, że wplotła w nią najważniejsze wydarzenia z okresu przed i powojennego oraz- rzecz jasna- I Wojny Światowej, sprawiając, że stanowią one część opowieści, którą snuje Autorka. Nie przesadzę, jeżeli napiszę że z książki tej nauczyłam się więcej nt. okresu wojennego niż z lekcji historii (którą to- niestety- nauczyciele raczej mi obrzydzili niż przybliżyli). Jestem pod wielkim wrażeniem wiedzy zawartej w samej fabule i przypisach, które pojawiały się w miejscach, gdzie wypadało rozwinąć jakiś temat, nakreślić np wypowiedź któregoś z bohaterów czy tp.. Brawo, Pani Kasiu!
Jednakże nie jest to książka do gruntu historyczna, gdyż na kartach powieści mamy szansę przeczytać, jak w tamtych ciężkich czasach żyli ludzie. Był to bardzo niepewny okres, zarówno dla kraju jak i dla człowieka- niepewność jutra, dezinformacja, nagłe zmiany całego życia- tak wyglądały wtedy losy Polaków (i nie tylko oczywiście, jednak skoncentruję się na naszych bohaterach). Główną bohaterką powieści jest Irena- dziewczyna z dobrego domu ale z własnym zdaniem, powiedziałabym że nawet nieco zbuntowana do pewnego czasu. Co czy kto odmieni Irenkę- tego nie zdradzę, los sprawi jednak że znajdzie się daleko od kochających rodziców podczas wojennej zawieruchy... Z drugiej strony mamy Jędrka Ojrzanowskiego- przystojnego młodego lekarza, który w 1913 roku zdecyduje się na wyjazd do Petersburga. Jakie będą skutki tej decyzji, przeczytajcie sami. Jednocześnie K. Maluda pokazuje życie mieszczaństwa na przykładzie rodziców Irenki i ich znajomych- trudności z przystosowaniem się do życia w nowych, zupełnie innych warunkach.
Muszę jednak dodać, że nie jest to książka "łatwa", do przeczytania w drodze do pracy czy poczekalni. Chwilami smutna, czasem- za sprawą opisanej sceny- sprawiała że się uśmiechałam... Aby w pełni zagłębić się w niepewny świat drugiej dekady XX wieku, trzeba usiąść w fotelu i dać się ponieść lekturze- wrażenia gwarantowane.
Dodam jeszcze, że dla mnie, jako dla Warszawianki, szczególnie miłe i ciekawe były wzmianki o moim mieście z czasów, kiedy Warszawa znajdowała się pod zaborami "wszechmocnej"- jak to się wówczas wydawało- Rosji. Kiedy wraz z Irenką przemierzałam ulice Śródmieścia południowego, w myślach porównywałam je z dzisiejszym wyglądem ulic. W ten sposób odkryłam wiele ciekawych rzeczy- np. na terenie byłych koszar na Nowowiejskiej mamy obecnie szpital psychiatryczny (czy nie zakrawa to na ironię?), Politechnika stoi tak jak przed stoma laty... Była to miła podróż ulicami mojego miasta- szkoda, że później było już mniej Warszawy, jednak jest to oczywiście moje subiektywne odczucie.
Ktoś za pewne zapyta: "gdzie są ci tytułowi kochankowie?". Odpowiem że są oni jak najbardziej obecni przez cały czas. Nie chcę jednak psuć nikomu radości z czytania.
Polecam, zarówno tym którzy kochają historię, jak i tym, którzy- tak jak ja- niezbyt pewnie czuliby się w książce gdzie podane są takie jej niuanse- dzięki przypisom Autorki mamy szansę dowiedzieć się czegoś, co powinien wiedzieć każdy Polak.
Jestem mile zaskoczona, jako że romans historyczny dotąd mnie specjalnie nie interesował, z wyjątkiem kilku ponadczasowych dzieł. Jednak, czytając takie dzieła jak "Pokonani" Gołowkiny czy "Krystyna córka Lavransa" koncentrowałam się na losach bohaterów, historia była jedynie tłem. W tym miejscu należą się ogromne słowa uznania dla Katarzyny Maludy, która potrafiła tak ...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-21
"Kredziarz"... Ciekawy tytuł, niosący zagadkę, na którą staramy się znaleźć odpowiedź. A jednak "Niczego nie zakładaj. Poddawaj wszystko w wątpliwość. Odrzucaj to, co wydaje się oczywiste"- jak mawiał ojciec Eddiego, głównego bohatera powieści. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda...
Złe rzeczy działy się za pewne w Anderbury dużo wcześniej, ale nagle zaczęto je zauważać w lecie roku 1986, kiedy do miasteczka przyjechał dziwny nieznajomy, a miejscowa ludność, żądna krwi, podsycana przez wielebnego Martina, protestowała pod kliniką, w której dokonuje się aborcji. Mamy też grupę naszych bohaterów- dzieciaki wystarczająco bystre, by widzieć niektóre rzeczy, ale jeszcze niewinne i nieco naiwne.
Autor zastosował w książce podwójny czas akcji: wydarzenia z roku 1986 przeplatają się z tymi z 2016. Wtedy to starzy przyjaciele znów zmuszeni są się spotkać, ale to już nieco inna historia, choć jak najbardziej powiązana z tym, co stało się w roku 1986. Tajemnic pojawia się jeszcze więcej...
Nie chcąc zdradzić zbyt wiele, napiszę tylko, że ja odrobinę się zasugerowałam tym początkiem "w stylu Kinga": obcy przybysz, dziwne rzeczy jakie zaczynają się dziać zaraz po jego przyjeździe, paczka dzieciaków, mających bezpośredni związek z niejedną tragedią która tego lata się wydarzyła. Jednak, w przeciwieństwie do horrorów Kinga, u C. J. Tudor nie ma żadnych nadprzyrodzonych mocy. Okazało się natomiast, że prawie każdy człowiek ma co najmniej jednego "trupa w szafie".
Powieść podobała mi się, aczkolwiek miałabym małą uwagę na nierówno rozłożone napięcie w książce- długo, długo "gra wstępna", a na ostatnich, niespełna stu stronach- rozwiązanie całej zagadki. No, może prawie całej, gdyż jak ktoś już tutaj zauważył, ja także nie dowiedziałam się, kto narysował sylwetki ludzików kredą po napadzie na wielebnego Martina.
Jeżeli chodzi o bohaterów, pomimo szczerych chęci nie mogłam się też przekonać do głównego bohatera- wcale nie chodziło o to, że jest to dziwak, ale był jakiś- pomimo wszystkiego, co miał "za uszami"- mdły i nieciekawy. Broń Boże nie chodziło o to, że postać Eda była niedopracowana- po prostu był takim typem człowieka, za jakimi nie przepadam. Jeśli chodzi o bohaterów, Autor z lekkością nakreślił wiarygodne postaci- podobały mi się zwłaszcza postaci kobiece: Nicky i Chloe. Ciężko momentami było uwierzyć, że jest to debiut- co nie ja jedna zauważyłam. Jeżeli tak, z niecierpliwością czekam na następne książki Autora.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca oraz portalowi LubimyCzytać.
"Kredziarz"... Ciekawy tytuł, niosący zagadkę, na którą staramy się znaleźć odpowiedź. A jednak "Niczego nie zakładaj. Poddawaj wszystko w wątpliwość. Odrzucaj to, co wydaje się oczywiste"- jak mawiał ojciec Eddiego, głównego bohatera powieści. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda...
Złe rzeczy działy się za pewne w Anderbury dużo wcześniej, ale nagle zaczęto je...
Poruszająca powieść o wydarzeniach, które wydarzyły się w niedalekiej przeszłości. Nie jest to literatura faktu, lecz powieść beletrystyczna, osadzona na jednej tragedii, jaką był wybuch reaktora w Czarnobylu, i innych znanych problemach końcu XX i początku XXI wieku, dotykających naszych sąsiadów z Ukrainy.
Mamy tutaj pozornie trzy różne historie. Walentyna Szczukina wraca po latach w miejsce, gdzie nikt nie mieszka i nie nadającej się do życia zonie i chyba ta samotność kobiety uderzyła mnie najbardziej. Jednak Walentyna ma cel- czeka na córkę, która wyjechała do Niemiec do pracy i nie daje znaku życia. Czytając tę historię czułam smutek i atmosferę jakiegoś zawieszenia w czasie.
Z drugiej strony mamy historię młodej Ukrainki, która w domu pewnego Niemca dochodzi do siebie po wydarzeniach, jakie ją spotkały i czeka na coś, co może nigdy nie nadejść.
Trzecia historia przedstawiona jest z punktu "ostatniego sprawiedliwego" policjanta na Ukrainie- Leonida Kyjana- którego przydzielono do grupy, mającej na celu rozwiązanie sprawy handlu dziewczętami z Ukrainy na zachód. Jednak nie wszystko jest takie, jakim się wydaje.
Losy trojga wymienionych wcześniej ludzi są w jakiś sposób powiązane, ale odpowiedź na to pytanie pozostawię czytelnikom.
Czytając, zastanawiałam się, jak dużo jest tutaj sytuacji prawdziwych. Cieszy mnie, że taka książka powstała- tragedia, jaka wydarzyła się w Czarnobylu, zbiera swoje żniwo do dzisiaj. Do dzisiaj pamiętam czerwonawy płyn- jod lub płyn Lugola, różnie go nazywano- który dostaliśmy w przedszkolu, kiedy radioaktywna chmura kierowała się w stronę Polski. Jednak jak wiele rzeczy zostało przemilczanych?
"Druga połowa nadziei"- książka o tak przejmującym tytule- to lektura, wobec której nie można przejść obojętnie. Porusza sprawy o których długo się nie mówiło, nie tylko kwestię Czarnobyla ale także sytuację na Ukrainie. Bohaterzy są tak wiarygodni, jakby Autorka opisywała żywych ludzi. A problemów tych jest o wiele więcej, niż wydaje się na początku.
To jedna z tych książek, których się nie zapomina, które należy wręcz przeczytać.
Za możliwość przeczytania tej książki chciałam podziękować wydawnictwu NieZwykłe.
Poruszająca powieść o wydarzeniach, które wydarzyły się w niedalekiej przeszłości. Nie jest to literatura faktu, lecz powieść beletrystyczna, osadzona na jednej tragedii, jaką był wybuch reaktora w Czarnobylu, i innych znanych problemach końcu XX i początku XXI wieku, dotykających naszych sąsiadów z Ukrainy.
więcej Pokaż mimo toMamy tutaj pozornie trzy różne historie. Walentyna Szczukina wraca...