-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
Z dodatkami do serii zawsze jest kłopot: czy to tylko naciąganie wiernych czytelników, czy też może faktycznie nowe i niezbędne informacje odnośnie ukochanej serii? Jeśli mowa o „Szklanym Tronie” to zdecydowanie to drugie!
Niemalże każdy książkoholik mniej lub bardziej zapoznał się z piękną i bezwzględną zabójczynią, czyli Celaeną Sardothien. Jednak czy to nie dziwne, że nastoletnia perfekcjonistka znalazła się nagle w niewoli? Jak mogło do tego dojść? Jak wielki błąd musiała popełnić, że spotkał ją tak straszliwy los? Odpowiedzi na te i zapewne o wiele więcej pytań można znaleźć w nowelkach „Zabójczyni”, które odnoszą się do wydarzeń sprzed pierwszego tomu. Każde z opowiadań jest niezwykle wciągające i jestem przekonana, że każde z nich będzie miało wpływ na dalsze tomy. Teraz jestem już w trakcie czytania „Imperium burz” i czuję, że historia zaczyna powracać do samego początku, a to jak Sarah J Maas ma wszystko zaplanowane zachwyca mnie coraz to bardziej z każdym kolejnym tomem!
Są zapewne i tacy, którzy nie mieli jeszcze okazji czytać żadnej książki z serii (gdzie Wy żyjecie?!) i zadają sobie pytanie: w takim razie od którego tomu zacząć? Są dwie możliwości: czytać najpierw „Szklany Tron” a dopiero później „Zabójczynię” lub na odwrót. Osobiście polecam drugi sposób, który sama przetestowałam. Czytając najpierw nowelki możemy lepiej poznać Celaenę, jej niesamowite życie w Gildii i wielu bohaterów, którzy będą odgrywali bardzo znaczące role w dalszych tomach. Dodatkowo są bardzo wciągające, nie można się przy nich nudzić, a zakończenie powoduje falę łez i natychmiastową chęć sięgnięcia po kolejne książki!
Niezależnie od tego, czy „Zabójczyni” będzie początkiem przygody z Celaeną, czy też nie jej lektura jest ABSOLUTNIE OBOWIĄZKOWA i niezbędna do zrozumienia tego wszystkiego, co dzieje się na kartach tej przecudownej serii! Naprawdę nie ma na co czekać! 😁😊
Z dodatkami do serii zawsze jest kłopot: czy to tylko naciąganie wiernych czytelników, czy też może faktycznie nowe i niezbędne informacje odnośnie ukochanej serii? Jeśli mowa o „Szklanym Tronie” to zdecydowanie to drugie!
Niemalże każdy książkoholik mniej lub bardziej zapoznał się z piękną i bezwzględną zabójczynią, czyli Celaeną Sardothien. Jednak czy to nie dziwne, że...
Gdy skończyłam czytać „Imperium burz” nie mogłam zasnąć-nagle całe zmęczenie zniknęło, moje oczy pomimo późnych godzin nocnych były jak pięć złotych, a w głowie panował chaos. Czytelnikom poprzednich tomów te objawy raczej nie są obce, ale na pewno po najnowszym się one nasilą. Sarah J Maas weszła na nowy poziom grania na uczuciach i dowiodła, że od samego początku każdy wprowadzany wątek ma znaczenie, a nowelki nie są byle jakim dodatkiem, tylko pełnymi istotnych informacji opowiadaniami! 😏
W poprzednich częściach czułam znużenie czytając rozdziały o Wiedźmach, natomiast teraz były one równie fascynujące jak pozostałe. Historia rozrosła się do ogromnych rozmiarów i już ciężko uznać jeden wątek za ważniejszy od reszty, gdyż wszystkie razem idealnie się uzupełniają. Każdą postać można lepiej poznać, a u niektórych zauważyć wielką przemianę i ewolucję charakteru. Mi nawet udało się wreszcie troszkę bardziej polubić kilku bohaterów, a i żaden mnie do siebie nie zniechęcił 😃😊
Akcja wciąga od pierwszych stron i nie zwalnia aż do samego końca! Naprawdę ciężko odłożyć książkę na bok, a niestety nie da się jej przeczytać za jednym razem (tak przynajmniej myślę, bo ponad 800 stron to już wyzwanie!). Pragnienie poznania zakończenia jest bardzo silne, ale chęć delektowania się historią jest równie wielka. Wydawało mi się, że na ten tom czekałam całą wieczność, jednakże teraz, gdy mam go już za sobą, ten czas jest niczym w obliczu oczekiwania na finał historii 😱. Podejrzewam, że przed ostatnią częścią będę musiała zrobić re-read, ponieważ po pierwsze: nie wiem czy wytrzymam tak długo bez tego świata, a po drugie: nie chcę, aby jakikolwiek, choćby najmniejszy szczegół mi umknął🙊.
Chociaż „Imperium burz” skończyłam czytać kilka dni temu, to nadal nie mogę się pozbierać. Jeśli książka jeszcze przed Wami-gorąco polecam sięgnąć po nią jak najszybciej, ale przygotujcie się na wiele różnych emocji: od uśmiechów poprzez frustrację aż do wylewania morza słonych łez!
Gdy skończyłam czytać „Imperium burz” nie mogłam zasnąć-nagle całe zmęczenie zniknęło, moje oczy pomimo późnych godzin nocnych były jak pięć złotych, a w głowie panował chaos. Czytelnikom poprzednich tomów te objawy raczej nie są obce, ale na pewno po najnowszym się one nasilą. Sarah J Maas weszła na nowy poziom grania na uczuciach i dowiodła, że od samego początku każdy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ruszamy ku największej z przygód bez żadnych hamulców!
Ostatni tom genialnej serii Jakuba Ćwieka okazał się równie emocjonujący co poprzednie! Wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, a każde zapisane i przeczytane zdanie utwierdza w przekonaniu, że autor od początku do końca miał pomysł na fabułę. Każda niepozorna wcześniej postać, każda linijka ma znaczenie. Wiele zwrotów akcji i dramatycznych wydarzeń to dla Chłopców codzienność, lecz takiego końca chyba nikt się nie spodziewał.
Niektórzy Chłopcy wyruszą na spotkanie z największą z przygód, inni pozostaną wierni dawnym nawykom, pozostali postanowią zmienić się całkowicie, a może nawet i… dorosnąć? Oczywiście wszystko to zasieje dookoła spustoszenie i typowy zamęt, ale przecież cel uświęca środki, a najważniejsza jest rodzina, prawda? Można tylko przypuszczać, że takim mottem kierowała się Dzwoneczek, lecz nawet i ona zauważyła, niestety po czasie, jak wiele nieodwracalnych szkód zostało wyrządzonych. Coraz bardziej widoczna staje się przemiana bohaterów na przestrzeni całej serii, to jak zmieniają się ich wartości i jak poszczególne przeciwności losu zahartowały ich charakter. W tej części pojawia się też więcej sam Piotruś, Cień i oczywiście sam Pan Proper. Można pomyśleć, że wszystko to prowadzi do wielkiego finału i ostatecznego starcia. No cóż, i tu pojawia się element zaskoczenia, który mnie usatysfakcjonował, ale jest tak nietypowy, że polecam każdemu przekonać się o tym na własnej skórze.
Ruszamy ku największej z przygód bez żadnych hamulców!
Ostatni tom genialnej serii Jakuba Ćwieka okazał się równie emocjonujący co poprzednie! Wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, a każde zapisane i przeczytane zdanie utwierdza w przekonaniu, że autor od początku do końca miał pomysł na fabułę. Każda niepozorna wcześniej postać, każda linijka ma znaczenie. Wiele zwrotów...
Nie oszukujmy się- życie Rudolfa Gąbczaka to pasmo nieszczęść: nieudane, dobiegające końca małżeństwo, brak stałej pracy pomimo niebywałego talentu aktorskiego, za mało rudych włosów na głowie i za dużo cyferek na wadze, a sam Rudolf otrzymuje kieszonkowe od piętnastoletniego bratanka Gonzo, który robi karierę na youtube. Do tego mając trzydziestkę na karku „mężczyzna” musi wprowadzić się do matki będącej nie wiadomo dlaczego terapeutką, a która z racji bycia świeżo upieczoną wdową postanowiła sprowadzić do domu Romeczka, czyli swojego nowego chłopaka. Pewnie gdyby nie dziewięcioletnia córka Bronia, to Rudolf by się załamał, ale przecież musi dawać dziecku przykład i zapewnić jak najlepszą przyszłość! Problemów jest już wystarczająco dużo nawet jak na ponad stukilowego człowieka, ale to nie koniec! W kraju dzieje się coraz gorzej, a jednym ze sprawców jest obecny premier rządu, czyli nie kto inny jak kumpel z młodości BB Blacha. Rozwój tych wszystkich wydarzeń zmierza nieubłagalnie do „stanu wyjątkowego”.
Dawno, a nawet bardzo dawno czytałam książkę równie śmieszną jak „Rudolf Gąbczak i stan wyjątkowy”. Naprawdę nie oczekiwałam, że aż tak przypadnie mi ona do gustu i rozbawi do łez. Największym plusem i zaskoczeniem okazało się dla mnie to, jak świetnie zostały ukazane typowo polskie zachowania, zetknięcia różnych charakterów i światopoglądów. Książka Joanny Fabickiej pomimo lekkiej formy jest przesiąknięta inteligentnym żartem w oparciu o dość aktualne wydarzenia w kraju i na świecie. Wiadomo, że nie każdemu się spodoba, bo poruszane są w niej dość drażliwe dla Polaków tematy, ale myślę, że warto dać jej szansę i przeczytać z przymrużeniem oka.
Nie oszukujmy się- życie Rudolfa Gąbczaka to pasmo nieszczęść: nieudane, dobiegające końca małżeństwo, brak stałej pracy pomimo niebywałego talentu aktorskiego, za mało rudych włosów na głowie i za dużo cyferek na wadze, a sam Rudolf otrzymuje kieszonkowe od piętnastoletniego bratanka Gonzo, który robi karierę na youtube. Do tego mając trzydziestkę na karku „mężczyzna” musi...
więcej Pokaż mimo to