-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiliana Więcek: „Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu wsparcia drugiego człowieka”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel34
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2020-11-22
2020-09-17
Karinkę „znam” od dawna. Czytałam jej debiut i kolejne powieści. To jedna z tych autorek, które bierze się w ciemno, bo wiem, że mnie nie zawiedzie. Kobieta ma pomysł na powieść, wie jak ją poprowadzić i na pewno nie sprawi, że rzucimy książką o ścianę. Ogromną przyjemnością było powrócić do dłoni, która stworzyła inne doskonałe historie.
Linda dowiaduje się, że jest chora. Oczywiście nie wierzy, że to właśnie jej się przytrafia, więc targają nią same negatywne emocje. Mimo to nie poddaje się i szuka wyjścia. Wtedy trafia na Fundację Ostatniej Szansy i podpisuje cyrograf, który określa warunki jej wyzdrowienia.
Nasza chora sama w sobie była nieco wkurzająca... Ale! To oznacza, że Karina odwaliła kawał doskonałej roboty, bo wiadomo, nie sztuką stworzyć bohatera, którego wszyscy będą lubili. Nie do końca ją polubiłam, mimo że została postawiona w sytuacji, która nieźle ją niszczyła. Od środka i na zewnątrz. Jej mąż Adam zdecydowanie jest moim faworytem, nawet jeśli nasza trzecia bohaterka, Nayhija robiła mu nieźle pod górę.
To jak Karina pokazała uczucia między bohaterami dla mnie jest idealne. Nie ma tu nic do dodania ani do ujęcia, a kierunek fabuły jaki obrała nie pozwolił mi się oderwać od powieści. Kłody jakie autorka rzucała naszym personom pod nogi były rewelacyjnie wkomponowane w całość historii, decyzje bohaterów wzburzały mi krew w żyłach, mimo że były one podejmowane w dobrej wierze. Nie mamy tutaj nie potrzebnych, długich opisów, wszystko jest składne i przyjazne czytelnikowi. Język autorki zmienił się na lepsze, nadal jest lekki i przyjemny, ale widać, że Karina nie próżnowała i stała się lepsza (o ile było to możliwe)! Erotyka jaka tu się pojawia nie jest niesmaczna, jest dobrze wkomponowana w całość i nie budzi w nas obrzydzenia.
Koniec końców, przyznaję się bez bicia, że nie spodziewałam się takiej opowieści. Wstępne słowa, pierwszy rozdział zapowiadał troszkę inną historię, ale to jak wykiwała mnie Autorka wcale nie wpłynęło na moje zainteresowanie!
Karinkę „znam” od dawna. Czytałam jej debiut i kolejne powieści. To jedna z tych autorek, które bierze się w ciemno, bo wiem, że mnie nie zawiedzie. Kobieta ma pomysł na powieść, wie jak ją poprowadzić i na pewno nie sprawi, że rzucimy książką o ścianę. Ogromną przyjemnością było powrócić do dłoni, która stworzyła inne doskonałe historie.
Linda dowiaduje się, że jest...
2020-09-10
Są takie sprawy, których nie mówi się na forum publicznym. Są takie rzeczy, które z emocjonalnej strony znamy tylko my sami. Są jednak też takie chwile, w których chcemy poruszyć ważny temat i trzeba wtedy uchylić rąbka tajemnicy. Po opisie można sądzić, że owa historia jest jedną z tych z humorem i perypetiami, w których Pociecha, którą wynosiło się pod sercem, rozrabia w zdrowiu i uśmiechu. Pytanie jednak co z tą drugą stroną medalu? Z kobietami takimi jak ja, które nie mogą mieć dzieci? Co i z ich uczuciami i tym co siedzi im w głowie? Takie sprawy ciężko określić słowami, bo to co przeżywa kobieta, której Natura zrobiła psikusa, nie jest lekkie ani przyjemne. Boryka się między złością, a żalem i rozczarowaniem.
Miałam wrażenie, że Autorka pospolicie mówiąc siedzi mi w głowie. Pisała o tym co ją spotkało i o myślach, a zarazem uczuciach jakie nią targały. Pani Ewelina zamykała się na świat, na męża, na pracę. Odliczała. Miała obawy. Opowiadała o nerwach, stresie i strachu. I o zawodzie, zmartwieniu, łzach. Oczywiście napomknęła też o pozytywach, ale najbardziej za serce ujęło mnie właśnie to, że była maksymalnie szczera. Cieszy mnie niesamowicie, że miała odwagę i samozaparcie, by głośno wyznać co się czuje w takich chwilach. Opisać nie opisane – wyznać to co siedzi w duszy najgłębiej. Najboleśniej.
Przykrą sprawą jest to, że opisała także szarą codzienną rutynę jaka panuje w szpitalach. Kiedy empatia jest niemalże na wagę złota i mają ją raptem osoby wybiórcze, które faktycznie są lekarzami z powołania. Wiem, że pielęgniarki nie mają lekkiego życia i pracy, ale czy podanie kilku łyków wody jest aż tak wielkim nadużyciem w stronę pacjenta by nie robić tego z łaską? Mnie się to w głowie nie mieści...
Ewelina jest przykładem na to, że jednak determinacja wcale nie jest taka zła. W końcu jak to mówią „nie znamy dnia, ani godziny” kiedy zobaczy się te dwie kreski na teście. I ja jako kobieta w podobnej sytuacji nie umiem stracić cicho tlącej się nadziei, że pewnego dnia będę mogła podejść do męża i powiedzieć do niego „tato” ze łzami w oczach.
Są takie sprawy, których nie mówi się na forum publicznym. Są takie rzeczy, które z emocjonalnej strony znamy tylko my sami. Są jednak też takie chwile, w których chcemy poruszyć ważny temat i trzeba wtedy uchylić rąbka tajemnicy. Po opisie można sądzić, że owa historia jest jedną z tych z humorem i perypetiami, w których Pociecha, którą wynosiło się pod sercem, rozrabia w...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-09
Nigdy nie spotkałam serii, która tak mocno trzymała mnie w swoim ryzach. Kiedy pojawiły się pierwsze przesłanki odnośnie tego, iż ma pojawić się zakończenie serii i dalsze losy naszych bohaterów, przebierałam nogami, by się dowiedzieć co będzie dalej! Książka jako główny sprawca przygód, książka jako powód waśni i dziewczyna, która okazała się być tak bardzo wyjątkowa, że chyba sama o tym nie wiedziała, a tak może brzmieć tylko doskonała powieść!
Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie nie ma już ucieczki. Nie ma wyjścia, jak stanąć twarzą w twarz ze złem, które czyha za każdym rogiem i okazać mu opór. W ostatniej części serii mamy nie tylko ucieczkę i magię! Mamy o wiele więcej, autorka poszła krok dalej i zaryzykowała więcej treści dla bohaterów, ich trudnych decyzji jak i ich emocji oraz działań, szczególnie, że są od wojny o krok, a Kelanna zaczyna zanikać w świecie. Utrudnieniem w całej fabule jest fakt, że nasza Sefia będzie szarpać się pomiędzy ratowaniem ukochanego, a przepowiednią, która zaprząta jej myśli niemalże do cna.
Przesiąknięta emocjami, decyzjami, przez które ważą się losy wszystkich – ani na chwile nam nie pozwoli się nudzić! Akcja jest wartka i niemalże pędzi, ale równocześnie statycznie prowadzi nas, krok za krokiem do zakończenia, które złamie nas w środku i zostawi ślad, którego nie usuniemy w żaden sposób. Bohaterowie zmieniają się stopniowo, wiadomo, ucieczka i ciągła obawa zmieni nawet najtwardszego wojownika, a tutaj mamy przecież nastolatków, którzy są obarczeni ogromną odpowiedzialnością. Język autorki jest świetny, czyta się ekspresowo, a dynamika zdarzeń jest genialnie skomponowana z całością.
Nigdy wcześniej nie miałam przyjemności czytać tak dopracowanej i świetnie skonstruowanej historii. Niebanalna fabuła, okraszona masą perypetii, z dialogami, które nie są sztywne niczym zeschnięty chleb. Mieszkanka strachu, oczekiwania i nadziei. Seria „Morza Atramentu i Złota” to najlepsza trylogia jaką przyszło mi czytać za niemalże całe moje życie i będę wielokrotnie do niej wracać, bo taka historię można przeżywać za każdym razem tak samo mocno, a taka sztuka nie każdemu się udaje!
Nigdy nie spotkałam serii, która tak mocno trzymała mnie w swoim ryzach. Kiedy pojawiły się pierwsze przesłanki odnośnie tego, iż ma pojawić się zakończenie serii i dalsze losy naszych bohaterów, przebierałam nogami, by się dowiedzieć co będzie dalej! Książka jako główny sprawca przygód, książka jako powód waśni i dziewczyna, która okazała się być tak bardzo wyjątkowa, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-11
Nie od dzisiaj wiadomo, że fantastyka jest rodzajem literatury, który porywa mnie zawsze bez końca. Nie musimy wspominać tu tylko o Harrym Potterze czy władcy Pierścieni, bo nie tylko tam były magiczne stworzenia, a książeczka, która mnie porwała pozwoliła trochę inaczej spojrzeć na różnorakie bestie 🙂
Może na początek zacznę od naszych bohaterów, których pokochałam całym swoim serduszkiem, chodź specjalne względy ma u mnie jednak nasz książę ciemności – królik (a może to zając? Nigdy nie umiałam tego rozróżnić) Kuushuna! Co jak co, ale ta właśnie postać ujęła mnie swoją przemianą i zachowaniem, które jednak udowadnia, że nikt nie rodzi się zły. Sama Ferry jest tak ludzka, taka urocza z masą wyrozumiałości dla każdego, że gdy akcja prowadziła nas do historii jej pochodzenia, wyłam jak bóbr! No i nie można zapomnieć też o nietoperku Toro, który rozkochuje w sobie każdego czytelnika!
Akcja owej książeczki, jest spójna i pięknie opowiedziana. Nasza dziewczynka (młoda dama w sumie) pomaga ludziom w małych metropoliach, które zostają napadane przez różne (tytułowe) mistyczne bestie. Spotyka zatem wiwernę, morderczego konia, syrenę, która wbrew pozorom pomaga, a także inne stworzenia. Zupełną kwintesencją owej historii jest dla mnie retrospekcja, w której dowiadujemy się skąd w ogóle są nasi bohaterowie. I to jest piękne. Ot tak, po prostu – piękne i porywające do tego stopnia, że oczy miałam niczym pięciozłotówki! A do tego śliczna kreska, która do tej historii jest perfekcyjna.
Nie ma co się kłamać, obwoluta jest genialna, historia fantastyczna, kreska śliczna – brać i czytać i nie ociągać się! Warte grzechu! ♥
Nie od dzisiaj wiadomo, że fantastyka jest rodzajem literatury, który porywa mnie zawsze bez końca. Nie musimy wspominać tu tylko o Harrym Potterze czy władcy Pierścieni, bo nie tylko tam były magiczne stworzenia, a książeczka, która mnie porwała pozwoliła trochę inaczej spojrzeć na różnorakie bestie 🙂
Może na początek zacznę od naszych bohaterów, których pokochałam całym...
2020-05-07
Znam wielu różnych ludzi – graczy, modelki, pisarki i artystów. Zawsze mocno takich dopinguje nie zależnie od tego co robią – czy to śpiewają czy tworzą muzykę czy są przewodnikami górskimi. Mimo wszystko usłyszałam od przyjaciela, że „artyści to w sumie stan umysłu – nigdy ich nie ogarniesz”. W sumie trochę się z nim zgadzam, ale faktem, że artystów można podzielić na dwie grupy – takich, którzy nimi są na prawdę, tworzą i spełniają się przy tym i na takich, których można określić jednym przysłowiem – „krowa, która dużo ryczy mało mleka daje” 🙂
Nasz bohater to artysta plastyk, ale taki prawdziwy z krwi i kości. Zaprzyjaźniamy się bardzo szybko i nawet żałujemy w jakimś stopniu, że go nie znamy tak osobiście, tak na poważnie, tak naprawdę. Poznajemy historię człowieka od jego najmłodszych lat, miałam nawet chwilami wrażenie, że w jakimś stopniu był on naznaczony, ale jego siła walki (?) o to co najważniejsze dla nas była dla mnie zupełnie genialna.
„Baku, Moskwa, Warszawa” to zupełnie inny rodzaj i poziom literatury jakiego oczekiwałam. Wróć. Ta pozycja przebiła moje oczekiwania. Spodziewałam się dobrej książki, a tutaj mamy historie, która w niejednym aspekcie nas zaskoczy. Przede wszystkim ogromny pokłon dla autora, który w swojej powieści stara się pokazać drogę porzucenia narzuconych nam stereotypów. Wolność i miłość to coś czego w dzisiejszych czasach jest zawsze mało, a tutaj mamy w gratisie poszukiwania właśnie tych dwóch ważnych spraw. Podróż jaką odbywamy poprzez słowa pana Marcina to głęboki wdech na to by otworzyć się i oddać emocjom jakimi szasta z każdej ze stron.
Mimo, że to debiut to pan Wysocki posługuje się językiem, który ani nie jest wygórowany ani nie jest pospolity, jest właśnie taki idealny, w sumie artystyczny, pełny kolorów, można nawet zarzucić melodię w opowiadanej historii. Relacje między ludzkie, bagaż życiowy no i historia oparta na faktach to całość, koło której nie można przejść obojętnie. Ja jestem zdecydowanie na tak i to była ogromna przyjemność czytać tak dobrą powieść!
Znam wielu różnych ludzi – graczy, modelki, pisarki i artystów. Zawsze mocno takich dopinguje nie zależnie od tego co robią – czy to śpiewają czy tworzą muzykę czy są przewodnikami górskimi. Mimo wszystko usłyszałam od przyjaciela, że „artyści to w sumie stan umysłu – nigdy ich nie ogarniesz”. W sumie trochę się z nim zgadzam, ale faktem, że artystów można podzielić na dwie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-28
Kiedy zobaczę tytuł, który opiera się na szpitalu psychiatrycznym, można powiedzieć, że dostaję amoku. Takie książki (przynajmniej te, na które trafiłam), mają rewelacyjną fabułę, doskonale dopracowane detale i interesują do ostatniej kartki, ostatniego zdania, ostatniego słowa. Jak nie przepadam za takimi czasami w książkach, tak ta historia zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Nasza powieść toczy się w XIX wieku, w szpitalu psychiatrycznym, gdzie trafia córka notariusza, która widzi zmarłych. To dzięki niej poznajemy dwie kolejne kobiety, bohaterki tej opowieści, surową oddziałową i młodziutką dziewczynę, która podjęła się leczenia po gwałcie. Każda z nich jest inna, każda wierzy w co innego, każda szuka możliwości wyjścia cało z opresji. A przecież to nie jedyne „pensjonariuszki”, które są skrzywdzone.
Nie umiem powiedzieć i określić jak mocne wrażenie zrobiła na mnie ta książka. Jestem oczarowana, historia jest bombowa, fabuła zachwyca, a wszystko jest napisane bardzo przyjemnym językiem pani Victorii. Mocno mnie bolało, kiedy to mężczyźni przeprowadzali na tych kobietach przeróżne eksperymenty, to oni grali pierwszy skrzypce w ośrodku i to oni decydowali o życiu nie jednej z nich. A wszystkie zachowania bardzo beznamiętne, obojętne i z podejściem, że przecież nic wielkiego, jeśli coś pójdzie nie tak. Łamało mi się serce, współczułam, płakałam, byłam oburzona przez niesprawiedliwość, zdruzgotana – nie wiem, jak mogę nazwać swoje emocje, podczas przygody z tą powieścią.
To rewelacyjna historia, pełna przekazu, uczuć, żalu… Autorka umiejętnie przekazuje nam pewne ostrzeżenie, ale nie zdradzę jakie – tego musicie dowiedzieć się sami. To genialna książka, która zostawia mocno wyryty znak w sercu. Chwilami miałam wrażenie, że „historia się powtarza” i wiele z tego co pani Mas zamieściła, nadal się dzieje, nadal jest praktykowane. Pokuszę się o stwierdzenie, że to prawdziwe dzieło literackie. Cieszę się, że dane mi było spotkać te kobiety, że mogłam przeżywać z nimi wydarzenia, śledzić je i wspierać w ich celach.
Kiedy zobaczę tytuł, który opiera się na szpitalu psychiatrycznym, można powiedzieć, że dostaję amoku. Takie książki (przynajmniej te, na które trafiłam), mają rewelacyjną fabułę, doskonale dopracowane detale i interesują do ostatniej kartki, ostatniego zdania, ostatniego słowa. Jak nie przepadam za takimi czasami w książkach, tak ta historia zrobiła na mnie ogromne...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-05
Nie od dzisiaj wiadomo, że jeśli na horyzoncie pojawi się bajka dla młodych czytelników, ja na pewno wsadzę do niej nos. Z czego to się bierze? Nie mam zielonego pojęcia, ale każda historia, która jest napisana dla malucha to coś, co pozwala wrócić na beztroskie łąki wyobraźni! Tym razem nie mogło być inaczej!
Pan Artur zabiera nas w świat, do krainy, „której nazwy nikt już nie pamięta”, gdzie Stary Dąb uważany jest za powód klęski owej miejscowości. Ziemia nie rodzi nowych roślin, zapasy w wiosce się kończą, jedynie studia nadal jest pełna wody, dzięki której życie jeszcze się tli. Kiedy Starszyzna zapowiada wyzwanie, które ma polegać na „rozmowie” z Dębem, nikt prócz Antosia nie ma odwagi wyruszyć przygodzie naprzeciw. Jak można się domyśleć, nasz mały chłopiec, pod osłoną nocy postanawia rozwikłać zagadkę i co więcej – zamierza pomóc sąsiadom jak i roślinom!
Pozwolę sobie zacząć od sprawy, która tutaj rozkochała mnie w sobie doszczętnie. Ilustracje jakie są zamieszczone raptem na pięćdziesięciu stronach są przepiękne! Nie które z nich są wkomponowane w tekst co potęguje mój zachwyt! Każda jedna strona jest zaznaczona obrazkiem żołędzia z listkami. Zresztą sami zerknijcie!
Co do samej historii, autor stworzył coś czemu nie sposób się oprzeć. Opowieść o przygodzie, której podjął się mały chłopiec, który swoim prostym myśleniem i bez żadnej agresji czy też przemocy pomógł swoim pobratymcom przed porzuceniem wsi. Mamy magię, mamy utożsamienie, mamy bohatera – czy potrzeba nam coś więcej? Język jakim posługuje się pan Jasiński jest prosty, płynny i zrozumiały (testowałam na moich sąsiadkach 6 i 8 lat), więc nie ma najmniejszego problemu w przyswajaniu czytanego tekstu. Przesłanie i baśń to zdecydowanie udany duet, koło którego nie można przejść obojętnie! Polecam!
Nie od dzisiaj wiadomo, że jeśli na horyzoncie pojawi się bajka dla młodych czytelników, ja na pewno wsadzę do niej nos. Z czego to się bierze? Nie mam zielonego pojęcia, ale każda historia, która jest napisana dla malucha to coś, co pozwala wrócić na beztroskie łąki wyobraźni! Tym razem nie mogło być inaczej!
Pan Artur zabiera nas w świat, do krainy, „której nazwy nikt...
2019-07-05
Panią Lindstein znam z serii z „Wysp Mgieł”. Pokochałam jej styl pisania od razu, od pierwszej strony, szczególnie, że tematyka sekty to dla mnie zawsze owiana tajemnicą kategoria. Kiedy Bukowy Las wypuścił zapowiedź o „Białej Krypcie” nie mogłam już zapomnieć o tej książce.
Ta książka dla mnie jest zupełna petardą. Nie ma zbędnych opisów, co zawsze przyprawia mnie o gęsią skórkę, ale jest za to wprowadzenie, które wyrobi w nas nawyk obracania się za siebie. Dani zostaje porwana, a Alex za wszelką cenę chce ją odnaleźć, bo wierzy, że siostra żyje.
Ta książka porywa nas w nurt swojej opowieści. Pokazuje jak ludzie, którzy na pozór są naszymi sprzymierzeńcami okazują się być ludźmi w maskach, a Ci, których byśmy nie posądzili o najmniejszy promyk empatii jednak staną za nami w każdej chwili. Historia dziewcząt przede wszystkim intryguje starą przepowiednią. Fabuła jest podzielona na rozdziały konkretne, nie za długie i narratorem zawsze jest jedna z sióstr. Czytałam z zapartym tchem. A czyta się lekko, bo autorka ma taki styl pisania, ze nie sposób się oderwać! Napięcie, strach, oczekiwanie, radość, wzruszenie – cała gama emocji, rollercoaster jaki tu spotkamy, uzależni nas od siebie i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Prywatne śledztwo Alex to zupełna poezja, a króciuteńkie rozdziały z Dani w roli głównej urzekały mnie swoją delikatnością, oczekiwaniem i strachem nad tym co będzie dalej. Takich historii nie powinno się omijać, powinno się je czytać i mieć świadomość tego, że nigdy nie wiemy co czai się za rogiem. Kilka razy pani Mariette używa wulgaryzmu, ale jest on tylko oddaniem napięcia w fabule; również erotyka, która ma tutaj znaczenie pojawia się raptem dwa lub trzy razy i jest naprawdę opisana w sposób „smaczny”, co oczywiście dodaje pikanterii sytuacji poza poszukiwaniami. Tajemniczy Zakon, który swoje macki zapuszcza na wśród elity społecznej i więcej jak jeden kraj, nie pozwala Alex spokojnie żyć. Taki thiller jest opowieścią z najwyższej półki,. Nie tuzinkowa fabuła, doskonale poprowadzone zdarzenia, wszystko spójne i konkretne. Zdecydowanie jestem na tak i mówię Wam, czytajcie! ♥
Panią Lindstein znam z serii z „Wysp Mgieł”. Pokochałam jej styl pisania od razu, od pierwszej strony, szczególnie, że tematyka sekty to dla mnie zawsze owiana tajemnicą kategoria. Kiedy Bukowy Las wypuścił zapowiedź o „Białej Krypcie” nie mogłam już zapomnieć o tej książce.
Ta książka dla mnie jest zupełna petardą. Nie ma zbędnych opisów, co zawsze przyprawia mnie o gęsią...
2019-04-03
Wiemy wszyscy bardzo dobrze i nie od dzisiaj, że ja, Owca, proszę państwa kocham książeczki dla dzieci. A opowieści biedroneczkowe są zdecydowanym strzałem w 10 – dla małych i dla tych dużych również!
Coś co porwało mnie doszczętnie jest oprawa graficzna, która jest niesamowicie przyjazna, że przyjemność z czytania jest dwa razy większa. Kolorowe karty owej opowieści są śliczne, a dodatkowo obrazki, które umilają nam zamieszczoną historię, na pewno będą doskonałą frajdą dla młodszego czytelnika.
Najważniejsze jednak jest to, co w środku. Autorka używa języka, który każdy zrozumie. Przenosi naszą rzeczywistość i na pewno w jakimś stopniu codzienność w świat zwierzaków co jest zdecydowanie pozytywnym zabiegiem. Pani Amelia zamieszcza tutaj opowiastki rodziców na wszelakie tematy – począwszy od starych telefonów stacjonarnych i towarów na kartki w sklepach, kończąc na tolerancji i wiary we własny siły i marzenia. Opowieści, które są uczące, bardzo codzienne i tak naprawdę zwyczajne – jakie można spotkać każdego dnia.
Wiemy wszyscy bardzo dobrze i nie od dzisiaj, że ja, Owca, proszę państwa kocham książeczki dla dzieci. A opowieści biedroneczkowe są zdecydowanym strzałem w 10 – dla małych i dla tych dużych również!
Coś co porwało mnie doszczętnie jest oprawa graficzna, która jest niesamowicie przyjazna, że przyjemność z czytania jest dwa razy większa. Kolorowe karty owej opowieści są...
2020-11-27
Uwierzycie, że kiedyś nie lubiłam czytać? Czytanie było dla mnie strasznie i niemalże wołami nie dało się mnie doczytania zaciągnąć, a dodatkowo „stare” lektury szkolne dolały oliwy do ognia. Dzisiaj dzieciaki nadal czytują „Dzieci z Bulerbyn”, a przecież ja też to czytałam ponad 20 lat temu. Nie rozumiem tego, bo mamy masę wspaniałych książek na rynku i tak po prawdzie można by już odświeżyć szkolne czytadła, no, ale nie o tym chciałam. Przychodzi zatem na usta pytanie co się stało, że jednak czytam? Fantastyka mną zawładnęła. Otwarła moje ślepe oczy i ukazała światy o jakiś mi się nie śniło, pomagając przekroczyć granicę, która blokowała możliwość zobaczenia wspaniałych rzeczy.
Kiedy zobaczyłam okładkę „Potomnych Kapłanek” zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Nie spodziewałam się, że będę mogła podpisać się pod tą powieścią. Jestem dumna, że mogę jej patronować. I jeśli ktoś mi powie, że dzisiejsi Autorowie nie potrafią pisać porządnych fantastyk to mówię Wam zamorduje go śmiechem! Pierwszy tom bitwy o nonsens wydawał mi się przerażający – nie ukrywam, że czytałam go na raty, bo to jednak porządny grubasek, ale już od pierwszych stron wiedziałam, że to jest to! Historia została urwana tak, by od razu przy kontynuacji wrzucić w wir zdarzeń!
Tak właśnie się stało, niby początek drugiego tomu zaczyna się spokojnie, ale już Wam mówię, że to zmyłka! To co zaserwowała nam pani Agata wyrwało mnie z laczków, a akcja byłą porządnie wartka i zaskakująca. Takie książki są warte każdej minuty, każdej chwili poświęconej na czytanie, a gdy kończymy to od razu mamy wrażenie pustki, że coś jest nie tak, a to są wrażenia po powieści. Nie znajdziemy tutaj nie potrzebnych postojów, albo za długich opisów. Historia złapie nas w swoje fantastyczne ramiona i będzie nimi otulać aż do ostatniego słowa. Świat jaki wykreowała pani Wilk nadal jest kolorowy i różnorodny. Elfy, demony i inne stworzenia będą towarzyszyć nam przez całą opowieść.
Bohaterowie są mocno charakterni, nie ma opcji, byśmy ich nie polubili. W końcu na pewno dopingujemy swojemu faworytowi jeszcze od pierwszego tomu. Jeśli boicie się, że mogą być chwile typowo słodko – lukrowo – pierdzące to też Was ucieszę – nie ma tu takich, więc historia jest doskonałą! Język pani Agaty jest idealny – kiedy mamy napięcie to czujemy je nawet w placach u stóp, kiedy przeżywamy przygodę to gęsia skórka nie schodzi z nas aż do kolan!
Całokształtem mogę powiedzieć jedno: zawsze gdy biorę do rąk fantastykę, mam wrażenie, że spotkałam już wszystko. I wierzcie mi na słowo: bardzo się mylę! ♥
Uwierzycie, że kiedyś nie lubiłam czytać? Czytanie było dla mnie strasznie i niemalże wołami nie dało się mnie doczytania zaciągnąć, a dodatkowo „stare” lektury szkolne dolały oliwy do ognia. Dzisiaj dzieciaki nadal czytują „Dzieci z Bulerbyn”, a przecież ja też to czytałam ponad 20 lat temu. Nie rozumiem tego, bo mamy masę wspaniałych książek na rynku i tak po prawdzie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-05
Kiedy kilka osób namawia nas na książkę to przychodzi taki moment, że człowiek nie waha się, gdy owa historia pojawia się na horyzoncie. Tak właśnie było kiedy widziałam tę okładkę u znajomych. Przyszła taka chwila kiedy nie mogłam przestać myśleć o tej historii i w końcu musiałam ją przeczytać. Nawet jeśli autorka była dla mnie ogromną zagadką, a nasze drogi wcześniej się nie skrzyżowały.
Początkowo myślałam, że ta opowieść łudząco podobna będzie do znanej każdemu „Romea i Julii”, ale jakże się pomyliłam! To zupełnie coś innego! Faktem są dwie nienawidzące się rodziny i młodzi ludzie, których łączy uczucie, ale ta powieść ma w sobie coś takiego świeżego, że nie ma możliwości się od niej oderwać (przeczytałam ją w jeden wieczór!). Jeden z większych plusów jaki tutaj mamy to historia opowiedziana z perspektywy Withney i Lincolna. Dodatkowo mamy też taką małą retrospekcję, która śmiałymi krokami od razu wrzuca nas na głęboką wodę fabuły. Kroczymy ścieżką, na której dowiadujemy się skąd wzięło się zainteresowanie między młodymi. Trafiamy na wydarzenia, które wyzwolą w nas różne emocje i sami zadecydujemy czy jesteśmy „za” owym związkiem czy też „przeciw”. Najlepsze, a może i najgorsze spotyka nas na końcu, a potem…. jest kolejny tom! Już szczerzę na niego zębiska, bo to co autorka z nami robi to istny roller coaster! Nie wiedziałam, że tak sprytny sposób można kogoś omotać słowami! Ogromnie się cieszę też, że nie jest to słodko – jednorożcowa powieść, która swoim lukrem będzie nam siedzieć na żołądku kolejne miesiące. To historia z nutą erotyzmu, który jest określany ze smakiem, a nie zwykłym,pustym pukankiem. Pani Meghan pokazała, ze można smutek i radość, sekrety i nie dopowiedziane rzeczy złączyć w całość i oddać czytelnikowi w dłonie.
Przymierzam się pełną parą do kolejnego tomu. Gdybym nie sięgnęła po tę powieść, żałowałabym bardzo mocno, a przecież chodzi o to, by sprawiać sobie masę radości, nawet w taki prosty sposób jak czytanie. I wierzcie mi na słowo, w tej książce nie ma się do czego przyczepić – ona po prostu jest idealna!
Kiedy kilka osób namawia nas na książkę to przychodzi taki moment, że człowiek nie waha się, gdy owa historia pojawia się na horyzoncie. Tak właśnie było kiedy widziałam tę okładkę u znajomych. Przyszła taka chwila kiedy nie mogłam przestać myśleć o tej historii i w końcu musiałam ją przeczytać. Nawet jeśli autorka była dla mnie ogromną zagadką, a nasze drogi wcześniej się...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-03
Muszę przyznać, że w ostatnich miesiącach (może też z powodu pandemii) pojawiło się na naszym rynku sporo debiutów. Doskonale mnie znacie i wiecie, że tacy Autorzy, jak już mnie zainteresują, mają specjalne miejsce w moim sercu i duszy. Tym razem wpadła w moje dłonie powieść, którą Autorka przygotowywała sama. Samo wydanie swojego „pisarskiego dziecka” jest ogromną rzeczą, a co dopiero samemu przygotowywać wszystko – począwszy od poprawek po wybór recenzentów i patronów. A często – gęsto ci, którzy piszą, dla swoich Czytelników przygotowują małe co nieco do książki.
Młoda malarka wiedzie spokojne i ułożone życie. Introwertyczna z jedną przyjaciółką, zamknięta na bodźce zewnętrzne odnajduje się w spokoju i tym, co robi. Jednak jej „chi” zostaje zakłócone przez poznanie Braci Roszczenko, którzy niosą ze sobą wiele niewiadomych. Nie spodziewa się jak piekielna, czeka ją przyszłość, po tym jak dwaj przystojni mężczyźni stanęli jej na drodze. Historia, która spoczęła w moich rękach, nie jest lekką przechadzką po porannej rosie. To powieść, która omota nas swoją fabułą i nie wypuści z objęć aż do ostatniej strony i ostatniego słowa. Narracja z punktu wybranego bohatera - jest strzałem w dziesiątkę. Jak się domyślacie, właśnie dzięki temu, możemy ich lepiej poznać, ich charaktery, zamiary, sekrety, uczucia.
Doskonale wykreowana fabuła. To jest pierwsze, co mi przychodzi do głowy. Cenię sobie Debiutantów, którzy zwracają uwagę na to, aby dialogi nie były drewniane i „kwadratowe” w stylu patologii spod bloku. Sami bohaterowie są charakterni, prawdziwi – działający chwilami pod wpływem emocji, których tutaj jest ogrom! Nie jednokrotnie łezka zakręciła się w oku, ale równocześnie, czytając, miałam kilka razy moment zadumy / zastanowienia (?). Autorka czaruje słowem, pisze przyjemnie i płynnie. A nasza strona uczuciowa zostaje poruszona do granic możliwości. Nie znajdziemy tutaj opisów, które ciągną się niczym guma na bucie, wszystko dzieje się składnie, konkretnie i zwięźle – co dodaje dodatkowego pazura.
Muszę przyznać, że w ostatnich miesiącach (może też z powodu pandemii) pojawiło się na naszym rynku sporo debiutów. Doskonale mnie znacie i wiecie, że tacy Autorzy, jak już mnie zainteresują, mają specjalne miejsce w moim sercu i duszy. Tym razem wpadła w moje dłonie powieść, którą Autorka przygotowywała sama. Samo wydanie swojego „pisarskiego dziecka” jest ogromną rzeczą,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-22
Od dawna uważam, że jednym z największych problemów świata jest podział ludzi ze względu na wygląd. Oczywiście nie tylko! Przecież najwięcej żarcików można opowiedzieć o rudych, a dlaczego? Przecież marchewkowy kolor włosów i piegi są wspaniałe! Zresztą dopiero od niedawna mówi się głośno, że rozmiar Plus Size ma potencjał, jest piękny i pożądany nie tylko w modelingu, ale i prawdziwym życiu (zresztą sama z takowego jestem). Jednak stygmatyzowanie i stereotypy powtarzane od lat, krzywdzą wiele osób nie tylko młodych, ale również i tych, którzy już zawalczyli o swoje zdrowie.
Tally czeka na swoje szesnaste urodziny, by stać się śliczną. Jej przyjaciółka, Shay, postanawia się sprzeciwić panującemu systemowi i ucieka. Po jej zniknięciu, Tally odkrywa, że cała otoczka „śliczności” to tylko sztucznie stworzony raj. Czy dziewczyna zdradzi przyjaźń czy wybierze próżne piękno? To, jak Autor skonstruował powieść, jest dla mnie mistrzostwem w czystej wersji. Zacznę od tego, że bohaterowie są rewelacyjnie wykreowani. Poznawałam ich, wyrabiałam sobie opinię na ich temat, a następnie, podczas czytania dochodziłam do wniosku, że źle ich oceniałam i zupełnie odkrywałam inne strony ich osobowości. To doskonały trik, który otwiera nam oczy na krzywdę, którą wpaja nam się od najmłodszych lat.
Fabuła jest poprowadzona spójnie, płynnie i wciągająco od pierwszych słów. Nie wiedziałam czego się spodziewać, bo wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z twórczością pisarza. I wierzcie lub nie, ale moją największą bolączką jest fakt, że nie sięgnęłam po ten tytuł wcześniej. Powieść kategoryzowana jest jako młodzieżowa, ale wychodzi z tego stereotypu i nawet jeśli opowiada o młodych ludziach, to jednak porusza tak aktualne problemy, tak prawdziwe i dosadne, że aż ma się ochotę krzyczeć. Próżne piękno, wpędzanie w poczucie bycia gorszym, przynależność do społeczności lub też wykluczenie, takie trochę klonowanie – upodabnianie jeden do drugiego – wszyscy gładcy, bez skazy, podobni.
Emocji nie brakuje, tak samo jak i napięcia, ze zdania na zdanie chcemy się dowiedzieć, co się wydarzy, a powieść nie daje się tak łatwo odłożyć na bok. Gdyby nie praca, pewnie zarywałabym nocki, by tylko dotrzeć ku końcowi, który mocno wyrwał mnie z butów i utwierdził tym, że kolejny tom będzie istną petardą. Nie zależnie od tego co napiszę, ta seria – tak, kolejny tom już prawie za mną – ten tytuł to jeden z najlepszych, jakie do tej pory przyszło mi trzymać w dłoniach.
Od dawna uważam, że jednym z największych problemów świata jest podział ludzi ze względu na wygląd. Oczywiście nie tylko! Przecież najwięcej żarcików można opowiedzieć o rudych, a dlaczego? Przecież marchewkowy kolor włosów i piegi są wspaniałe! Zresztą dopiero od niedawna mówi się głośno, że rozmiar Plus Size ma potencjał, jest piękny i pożądany nie tylko w modelingu, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-05
Chwilami miałam ochotę krzyknąć (wulgarnie oczywiście) „o kurde!”. Trzecia część serii jest dla mnie totalną petardą, a pani Magda po raz kolejny nie zawiodła mnie swoją twórczością! Fantastycznie czytało mi się dalsze perypetie już znanej nam czwórce przyjaciół oraz innych ważnych person. Tym razem poznajemy dalsze losy Ryby i Haskala, którzy przez nie domówienie (tak mi się wydaje, że to właśnie to) okazują sobie w końcu prawdziwe uczucie. Ala niestety nie zmienia się w ogóle, nadal jest zakompleksiona i na tyle zaślepiona Matserem, że nie widzi, że to takie pól dupy zza krzaka i zasługuje na coś lepszego. Burak kocha Luśkę z całego serca, nie będąc nachalnym, robiąc to tak na prawdę po cichu i nie inwazyjnie, co też zostaje mu wynagrodzone, po tym jak poniekąd ratuje dziewczynę przed bandytą. Kaśka oczywiście wpada w kłopoty – ona to faktycznie ma talent – i tym razem, prócz brodatego ukochanego na pomoc także idzie jej chłopak sprzed lat, Czaki. Mimo tego, że muzyk sam w sobie drażnił mnie jak fiks, to zapunktował faktem, że narobił rabanu po to by właśnie ratować życie Ryby. A całość sprowadza się do nowego zajęcia Zenona i jego szkolnych koleżków – chałturzenia. Panowie dostają ofertę pracy grania w jednym z bardziej znanych klubów „Ambasadorze”, dobrze zarabiają co Zenonowi jest na rękę, bo ma możliwość pomóc matce, która od dawien dawna choruje. Jak się dowiadujemy, Admin – szef lokalu, okazuje się być Wanią, którego już znamy właśnie z racji próby uprowadzenia i zamordowania Ryby. Dodatkowym atutem całej historii jest akcja, jaką nakręcił Grodecki – przyjaciel Haskala i poniekąd też samej Katarzyny. Mimo to więcej nie zdradzam, czytałam z zapartym tchem i czekam z utęsknieniem na „Mastera”, który swoją premierę ma we wrześniu :)
Chwilami miałam ochotę krzyknąć (wulgarnie oczywiście) „o kurde!”. Trzecia część serii jest dla mnie totalną petardą, a pani Magda po raz kolejny nie zawiodła mnie swoją twórczością! Fantastycznie czytało mi się dalsze perypetie już znanej nam czwórce przyjaciół oraz innych ważnych person. Tym razem poznajemy dalsze losy Ryby i Haskala, którzy przez nie domówienie (tak mi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-03
Poof! Poof! Poof! To jest totalny odlot! Bomba! I o kurca! Nie wiem jak mam napisać to co czuję, bo w mojej głowie jest totalne BOOOOM! Czy się spodziewałam takiego obrotu spraw? A skądże! Czegoś takiego to ja jeszcze nie czytałam! Mamy jego - „ochroniarza” z liceum i mamy ją - przygarnięta przez niego w przedziwnych okolicznościach. I wiecie co? Dopingowałam im, żeby zostali parą! Może to śmieszne, bo owa manga jest jak najbardziej mangą akcji, walk, przygody, ale tak! Liczyłam, że się zwiążą! Ależ jestem rozemocjonowana! Ta jednotomówka otworzyła bramkę na inne mangi tego typu. Zdecydowanie możemy podciągać to pod Science Fiction albo fantastykę i powiem Wam więcej, jest naprawdę genialnie skonstruowana. Rozdziałów jest kilka, każdy kończy się niczym odcinek anime, w najlepszym momencie, więc migiem czyta się kolejne strony, by chłonąć historię jednym niemalże haustem. Bardzo dobrze czytało mi się dość dużą czcionkę, która pomimo rozmiaru idealnie wpasowywała się w komiks, więc tutaj na pewno mega, super, duży plus, bo im mniejszy druk tym okularnikom takim jak ja ciężej się czyta. Kreska jest świetna! Szczególnie jak się leją po mordach – przepraszam za określenie, ale tu naprawdę spotyka się akcje, ale nie lelum polelum! Dodatkowo w książeczce znajdziemy coś co naprawdę ucieszyło moje oko – mianowicie nie wielki „Introduction” - świetny pomysł. Jeżeli ktoś nie nadążył w kwestii kto kim jest to nadrobi to w momencie najbardziej do tego odpowiednim, bo owy „przewodniczek” nie jest wstawiony ani za późno ani za szybko. Także jeśli szukacie mangi, która na długoooo potem zostanie Wam w pamięci z dobrym zakończeniem to jest kolejna pozycja z półeczki „MUST HAVE” ♥
Poof! Poof! Poof! To jest totalny odlot! Bomba! I o kurca! Nie wiem jak mam napisać to co czuję, bo w mojej głowie jest totalne BOOOOM! Czy się spodziewałam takiego obrotu spraw? A skądże! Czegoś takiego to ja jeszcze nie czytałam! Mamy jego - „ochroniarza” z liceum i mamy ją - przygarnięta przez niego w przedziwnych okolicznościach. I wiecie co? Dopingowałam im, żeby...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-17
Czytywałam wiele różnych pięknych mang. Ta staje na czele mojego gustu. Nie wiem do końca jakich słów używać, ale to jak autor pokazał wzajemne oddanie i poświęcenie dla drugiej osoby to przerosło wszelkie moje oczekiwania. Kiedy umiera nam ktoś bliski jak szybko przechodzimy z pamięci o tej osobie do codzienności? Akari Hokazano i Daichi Shiki. Ona nie żyje, a On nie umie o niej zapomnieć. By przywołać wspomnienia o ukochanej, jedzie do miejsca, w którym dziewczyna zginęła. Daichi namiętnie rozpamiętuje chwile spędzone z ukochaną. Wspólne obiady, wypady nad morze, spacery po parku czy tez zwykły czas spędzany w domu. Ich rozmowy, spotkania od najmłodszych lat, podarunki, które były od serca. Akari używając swojej niebiańskiej waluty (zbieranej poprzez wspominanie jej imienia), próbuje go odciągać od siebie - zrzuca i deszcz i grad i wichurę i wszelakie możliwe pogodowe anomalia, które nie zależnie od postaci, chłopaka nie odstraszają. Jej ostateczną decyzją jest zejście do świata ludzi, by oddać Daichiemu medalion, który od niego dostała za życia. Całej wędrówce młodzieńca do obserwatorium przygląda się jego koleżanka z młodych lat i pracy Minagi, która 'przypadkowo' wpada na Shikiego. Młoda dama uświadamia chłopakowi, że powinien się pożegnać raz na zawsze z ukochaną, której już przecież nie odzyska, że życie płynie dalej, a jego wspominanie zatrzymało go w jednym punkcie. Pełna emocji, dosadna, wspaniała opowieść o niekończącej się miłości.
Kolejna manga, która uderzyła w moje serduszko dogłębnie. Polecam każdemu kto uważa, że śmierć nie jest końcem, a początkiem i wcale smutne historie nie są złe.
Czytywałam wiele różnych pięknych mang. Ta staje na czele mojego gustu. Nie wiem do końca jakich słów używać, ale to jak autor pokazał wzajemne oddanie i poświęcenie dla drugiej osoby to przerosło wszelkie moje oczekiwania. Kiedy umiera nam ktoś bliski jak szybko przechodzimy z pamięci o tej osobie do codzienności? Akari Hokazano i Daichi Shiki. Ona nie żyje, a On nie umie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-25
Czuję się oczarowana. Pierwszy raz widzę okładkę i myślę sobie: „kurcze, to może być całkiem niezłe” - do tego tajemnicy tytuł i jestem kupiona. Tak wiem, wiele mi nie trzeba. A potem były trzy dni wolnego i mogłam sobie pozwolić na #kocysioweczytanie do późna, bo przecież zarwałam dla tej powieści pół nocy. Oj jakaż to była przenośność przekładać karty historii aż do 2.00 w nocy, a nie lecieć spać po 21.00, bo rano trzeba iść do pracy.
Anna znajduje się w samym środku ekstremalnej sytuacji. Miałam wrażenie, że jest trochę jak w masce, nie do końca jest tym kim powinna, albo może faktycznie jest? To bohaterka, która intryguje i takiej się właśnie mocno dopinguje. Fabuła podsycana jest cały czas intrygą i zagadkami, tajemnicami, które gdyby nie to, że mają taką, a nie inną specyfikę swojego jestestwa – o mało nie wyskakiwały by zza kołnierza tudzież zza rogu. W wyniku dziwnych zbiegów okoliczności, a może Losu, który zawirował całością, kobieta traci pracę i staje się głównym powodem zainteresowania przestępców.
Całość prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony idziemy przez historię z Anną, z drugiej zaś idziemy ramię w ramię z agentami, których zadaniem jest rozwiązanie zagadkowej śmierci. Autorka prowadzi nas przez kręty labirynt historii, gdzie nie spodziewamy się kolejnych korków. Bohaterów wartych uwagi jest kilku, a atmosferę podsycają nie koniecznie dobre wybory Anny. Sama młoda kobieta jest zaskakująca – nie wiadomo czy się ją lubi czy też nienawidzi, bo tak bardzo jest nie typowa. Pani Sylwia robi nam konkretną karuzelę podejrzeń do tego stopnia, że do końca nie wiemy kto jest winowajcą. Na to wszystko całość jest mocno budująca napięcie, a zakończenie powala nas na kolana i zostawia z tęsknotą i oczekiwaniem na kolejny tom.
Powieść czytałam z zapartym tchem. Język pani Brataniec jest świetny i rewelacyjnie można się wczuć w zdarzenia przez nią wykreowane. Drobiazgi, które wydawałoby się nie mają znaczenia, okazywały się elementami układanki jaką otrzymaliśmy w ostatecznym rozrachunku. Fabuła nie zwalnia ani na chwilę, więc zupełnie nie ma czasu na nudę! Podsumowując jeśli ktoś pragnie powieści, która jest wielobarwna i interesująca – zdecydowanie to jest właśnie ta książka!
Czuję się oczarowana. Pierwszy raz widzę okładkę i myślę sobie: „kurcze, to może być całkiem niezłe” - do tego tajemnicy tytuł i jestem kupiona. Tak wiem, wiele mi nie trzeba. A potem były trzy dni wolnego i mogłam sobie pozwolić na #kocysioweczytanie do późna, bo przecież zarwałam dla tej powieści pół nocy. Oj jakaż to była przenośność przekładać karty historii aż do 2.00...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-22
Niech nie omami Cię, drogi czytelniku, opis. To nie książka o macierzyństwie, porodzie i sprawach tym związanych. Ta książka to jedna wielka bomba emocjonalna, która rozbije Cię na miliardy kawałków, nie pozwoli odłożyć chusteczek i pozwoli zobaczyć, że nieplanowana ciąża pociąga za sobą odpowiedzialność nie tylko za maluszka.
Autorkę poznałam poprzez znaną każdemu aplikację – Instagram. Uznałam, że Daria jest warta uwagi, za samo to, że podjęła się tak trudnego tematu do swojej powieści. Nie zawiodłam się. Książkę ogromnie też polecała @kasia_recenzuje, więc uznałam, ze nie mogę przejść obok niej obojętnie. I to była jedna z najlepszych książek jakie miałam przyjemność trzymać w dłoniach w tym roku!
Siedemnastoletnia Marlena zachodzi w ciążę. Na domiar złego, ojciec jej dziecka porzuca ją bez mrugnięcia okiem. Jej świat się zawala, ale mimo wszystko nie jest sama. Przy naszej bohaterce zostaje jej matka – Bożena i siostra – Kamila. Jak wspomniałam wcześniej książki nie da się odłożyć na bok. Nie da się odłożyć też chusteczek, bo nigdy nie wiadomo kiedy zalejemy się łzami. Spodziewałam się, że ta pozycja jest ogromnie wzruszająca, ale fabuła przeszła wszelkie moje oczekiwania. Całość poruszyła moje serce do granic wytrzymałości. Łykałam stronę za stroną, linijkę za linijką, dopingując Marlenie ile fabryka dała. Chwilami chciałam naszą bohaterkę przytulic, głaskać po głowie, powtarzając „wszystko się ułoży, przecież Ci pomogę, nie jesteś sama!”. Nie umiem dobrać odpowiednich słów, by powiedzieć co czuję. Daria rozbiła mnie na miliony kawałków, a po kilku stronach rozbijała na kolejne. Dosadnie oddane opisy, które nie były sztuczne tylko zaostrzają apetyt na czytanie dalej. Lekki język, prawdziwe dialogi, nie wymuszone pozwalają porwać się w nurt dramatu jaki się rozegrał. Podział rozdziałów na bohaterów to zabieg, w którym zżywamy się z postaciami do cna. Wiemy co myślą, co czują, czemu postępują tak, a nie inaczej. I nie ma mowy o żadnym osądzaniu! Tu po prostu chce się wspierać nasze persony, chce się im pomagać, być z nimi z wiarą na lepsze jutro. Każda nuta moich emocji została poruszona do stopnia, którego już nie da się żywcem przekroczyć. To książka, którą zapamiętacie na długo. I nigdy o niej nie zapomnicie.
Niech nie omami Cię, drogi czytelniku, opis. To nie książka o macierzyństwie, porodzie i sprawach tym związanych. Ta książka to jedna wielka bomba emocjonalna, która rozbije Cię na miliardy kawałków, nie pozwoli odłożyć chusteczek i pozwoli zobaczyć, że nieplanowana ciąża pociąga za sobą odpowiedzialność nie tylko za maluszka.
Autorkę poznałam poprzez znaną każdemu...
Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie „spotykają się” w Internecie. Za moich młodzieńczych czasów tłumaczono w szkole, że w sumie internet prócz tego, że można znaleźć tam wiele przydatnych informacji, również ma swoją ciemną stronę, która zagraża i dzisiejszym dzieciakom. Broń Boże nie neguję tego. Niemniej jednak to utarło taki szlak, że w Internecie to jedynie można spotkać gwałciciela albo kogoś gorszego. Oczywiście i tacy się trafiają, ale to nie znaczy, że nie można tam poznać ludzi na poziomie czy też przyjaciół. Żywym przypadkiem takiego „dobrego zakończenia” jestem ja sama. Właśnie w Internecie, grze mmo rpg „Blade and Soul” poznałam mojego małżonka. Niejaki Kruszyn po dziś dzień powtarza, że jedną z lepszych decyzji było przyjechanie do Krakowa, by poznać mnie na żywo (wakacje, które rozpoczęły się pod Śnieżką, a skończyły nad morzem).
Internet to miejsce gdzie (jak Autor napomknął w opisie) gdzie wbrew wszystkiemu ludzie szukają miłości. Na pewno nie jest żadną tajemnicą, że tak jest łatwiej się przed kimś otworzyć, że tam właśnie pierwsze skrzypce gra jednak charakter i to co kryje nasze serce czy też dusza. Marcin podaje nam na tacy zbiór opowiadań, w których to poznajemy bohaterów zaabsorbowanych właśnie tym, by odnaleźć swoją drugą połówkę. Ogromnie mi się podoba, że oparł te historie i tych ludzi na prawdziwych faktach – przy okazji możemy zwiedzić kawał świata tak naprawdę nie ruszając się z domu. Pomijając jednak podróże, Autor z nutą humoru, ze wzruszeniem, ale i rozczarowaniem przedstawia jak bardzo świat wirtualny potrafi nas omotać, omamić. W końcu nie tylko same pozytywy można napotkać, bo przecież połowa świata internetowego to jednak oszuści. I nawet na takowych wpadali nasi bohaterowie – na mniejszą lub większą skalę.
Pan Wysocki przekazuje też starą dobrą prawdę: „ostrożności nigdy za wiele” - a dodatkowo podoba mi się, że nie ma tu pisania dla samego pisania – takiego wiecie, nie dostajemy masła maślanego rozsmarowanego po wielu kromkach, tylko opowiadania o żywych ludziach, którzy gdzieś sobie są, żyją i coś lepszego lub gorszego ich spotyka (może właśnie dlatego tak bardzo cenię sobie powieści Marcina). O języku wiele mówić nie muszę – jest lekko i przyjemnie – bezdyskusyjnie.
To kawał dobrej lektury i zachęcam do czytania, bo nie będzie tutaj słodko – pierdzących opowiastek, tylko świetną perspektywę na to, że internet wcale nie jest taki kolorowy jakby się wydawał. I co jak co, ale jest mi niezmiernie miło i czuję się ogromnie doceniona tym, że mogłam w dłoniach historie podobne do mojej właśnie spod Marcinowego pióra!
Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie „spotykają się” w Internecie. Za moich młodzieńczych czasów tłumaczono w szkole, że w sumie internet prócz tego, że można znaleźć tam wiele przydatnych informacji, również ma swoją ciemną stronę, która zagraża i dzisiejszym dzieciakom. Broń Boże nie neguję tego. Niemniej jednak to utarło taki szlak, że w Internecie to jedynie można spotkać...
więcej Pokaż mimo to