Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Choć z malowaniem mam niewiele wspólnego, nie byłam w stanie przejść obojętnie obok tego przepięknego albumu Barrington Barber! Przed Wami prawdziwa uczta dla oka, jedyna w swoim rodzaju szkoła malowania bez wychodzenia z domu.



Książka została podzielona na cztery obszerne działy, dotyczą one kolejno: akwareli, akryli, olejów oraz kompozycji, techniki i stylu. Autor opracowania, który nota bene jest malarzem, poświęcił wiele miejsca nie tylko opisowi technik malarskich, lecz także wielu innym czynnościom, na jakie powinno się zwrócić uwagę w czasie pracy nad dziełem malarskim. Barber zaczyna od fundamentów, jakimi są kolory i farby. Wyczerpująco tłumaczy sposób używania poszczególnych rodzajów farb oraz krótko, lecz treściwie wyjaśnia najważniejsze zasady łączenia kolorów.



Na szczególną uwagę zasługuje estetyczny aspekt opracowania. W całej książce nie ma ani jednej strony, która nie zostałaby wzbogacona o kolorową ilustrację, dzięki czemu całość prezentuje się naprawdę majestatycznie. Oko samo leci do treści i, jak widać, przyciąga nawet osobę niezajmującą się malarstwem, ani profesjonalnie ani hobbistycznie. Świadczy to o użyciu chwytliwych metod zachęcających do poszerzenia swojej wiedzy z tego zakresu.



Barber krok po kroku zdradza czytelnikowi sekrety właściwego posługiwania się pędzlem. Przedstawia poszczególne etapy powstawania obrazu, co czytelnikowi wychodzi na korzyść. Tutaj niczego nie da się przeoczyć.



Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę świetną pozycję, nawet jeśli nie dzierżycie w dłoni pędzla. :)

Choć z malowaniem mam niewiele wspólnego, nie byłam w stanie przejść obojętnie obok tego przepięknego albumu Barrington Barber! Przed Wami prawdziwa uczta dla oka, jedyna w swoim rodzaju szkoła malowania bez wychodzenia z domu.



Książka została podzielona na cztery obszerne działy, dotyczą one kolejno: akwareli, akryli, olejów oraz kompozycji, techniki i stylu. Autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba pierwszy raz piszę o zbiorze dramatów, więc tym bardziej jest mi niezmiernie miło, że mogę Wam zaprezentować tak wyjątkową pozycję! Autorka antologii, Malina Prześluga, jest dramatopisarką, prężnie działającą również w dramaturgii dla dzieci. Młoda artystka, bo nie waham się w tym wypadku użyć tego słowa, jest także laureatką wielu prestiżowych nagród, takich jak Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego czy Medal Młodej Sztuki.

W prezentowanym zbiorze znajduje się osiem dramatów: "Stephanie Moles dziś rano zabiła swojego męża, a potem odpiłowała mu prawą dłoń", "Pustostan", "Garnitur prezydenta", "Czułość", "Nie ma", "Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi", "Debil" oraz "Kobieta i życie". Teksty dramatyczne zostały poprzedzone wstępem Jacka Sieradzkiego, który w dość oryginalny i nowoczesny sposób przybliża czytelnikom twórczość Maliny Prześlugi. Trzeba przyznać, że świetnie mu poszło, bo rzeczywiście po przeczytaniu tego zdania:

"Powinienem jeszcze dopisać parę słów dla pewnej grupy Czytelników tego tomu, którzy, jak przypuszczam, podążali przez dotychczasowe wywody z szeroko wybałuszonymi oczami, zastanawiając się, czy autorowi przedmowy przypadkiem palma nie odbiła."

...zostałam pozytywnie nastawiona do reszty książki. :)

Moim ulubionym utworem z tego zbioru jest pierwszy dramat pt. "Stephanie Moles dziś rano zabiła swojego męża, a potem odpiłowała mu prawą dłoń". Ten tekst różni się od pozostałych przede wszystkim formą, ponieważ częściej przypomina prozę niż dramat, przez co, moim zdaniem, jest przyjazny dla osób, nieprzepadających za typową konstrukcją dramatu. W tym przypadku psychikę głównej bohaterki poznajemy nieco głębiej. Jest to jedyna mówiąca bohaterka utworu, więc wszelkie pojawiające się w nas pytania konfrontujemy ze światopoglądem jednej postaci. Czy jest dzięki temu łatwiej zinterpretować całość? Okazuje się, że nie. Ostateczna ocena sytuacji i człowieka leży, co jasne, po stronie czytelnika, jednak wybór noty wcale nie jest oczywisty. W tym właśnie tkwi moc dramatów Maliny Prześlugi. Są to teksty, które jeszcze długo po lekturze pozostają z czytelnikiem, nie pozwalają o sobie zapomnieć.

Serdecznie polecam zbiór "To mogło być śmieszne, ale nie było", ponieważ stanowi on zaproszenie na wspaniałą intelektualną ucztę, jednocześnie pierwotną i wyrafinowaną. Symbolicznym zaproszeniem jest tutaj nie tylko sama antologia, lecz także jej ostatnie strony: "Co jeszcze mogło być śmieszne, czyli zapiski własne czytelnika". Świetny pomysł!

Chyba pierwszy raz piszę o zbiorze dramatów, więc tym bardziej jest mi niezmiernie miło, że mogę Wam zaprezentować tak wyjątkową pozycję! Autorka antologii, Malina Prześluga, jest dramatopisarką, prężnie działającą również w dramaturgii dla dzieci. Młoda artystka, bo nie waham się w tym wypadku użyć tego słowa, jest także laureatką wielu prestiżowych nagród, takich jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Anita była idealną kobietą. Piękną, przedsiębiorczą, zaangażowaną w związek z Adamem. Niestety, długie i monotonne leczenie niepłodności powoduje u niej drastyczne zmiany. Anita nie radzi sobie ze swoimi problemami. Znajduje nową osobliwą pasję, jaką jest podglądanie ludzi przez kamery miejskiego monitoringu. Dzięki temu kobieta choć na chwilę może zapomnieć o swoich troskach.
Brak dziecka i rozpadający się związek to tylko początek problemów. Anita zauważa w swoim domu coraz więcej rzeczy, które nie należą do niej... Z czasem zaczyna się robić coraz mroczniej... Czy ktoś czyha na życie Anity?


"Idealna" to thriller domestic noir, to znaczy dreszczowiec, którego fabuła ogranicza się do kameralnego miejsca akcji. Wzbudza to u odbiorcy dodatkowy dyskomfort, ponieważ naruszona zostaje przestrzeń intymna, bezpieczna, doskonale znana bohaterom książki. Tymczasem do tej przytulnej zamkniętej przestrzeni wdziera się zło. Jeszcze mroczniej robi się wtedy, gdy nie mamy pojęcia, skąd ono przyszło i czym tak naprawdę jest...



Książka Magdy Stachuli, której okładkę widać powyżej, to wydanie drugie - poprawione. Warto o tym wspomnieć, ponieważ pierwsze wydanie spotkało się z nieprzychylnymi komentarzami, odnoszącymi się do błędów w druku, niepoprawnie zbudowanych zdań czy niedostosowania języka do sytuacji. Czuję się jednak zobowiązana do obrony autorki. Po pierwsze, "Idealna" była debiutem, trudno więc oczekiwać fantastycznego tekstu. Po drugie, książka mimo wszystko zachwyciła odbiorców, szybko stała się bestsellerem. Rzeczywiście, trzeba przyznać, że sama intryga, choć momentami naciągana, hipnotyzuje czytelnika. Ja sama nie mogłam się od tej książki oderwać, o czym świadczy fakt, że przeczytałam ją w ciągu zaledwie dwóch dni.



Fabuła "Idealnej" dość długo się rozkręca. Przez jakiś czas na kartach powieści pojawiają się bohaterowie, którzy nie pasują do głównej linii fabularnej, przez co poznajemy dwie osobne historie i próbujemy zrozumieć, po co w ogóle zastosowano takie rozwiązanie. Jednak mniej więcej od połowy książka szybko nabiera tempa i nie zwalnia już do samego końca.



Po "Idealną" warto sięgnąć nie tylko ze względu na intrygę, lecz także poruszone tutaj problemy relacji międzyludzkich. Obserwując małżeński kryzys Adama i Anity, można by napisać mądry poradnik o tym, jak uniknąć rozwodu. W czasie lektury towarzyszyły mi jeszcze inne przemyślenia, dotyczące między innymi ludzkich priorytetów, wartości czy konsekwencji swojego postępowania. Znajdziemy tu odpowiedzi na każdy z postawionych problemów, choć nie zostały one podane na tacy. Myślę jednak, że każdy z łatwością je odczyta. :)

Anita była idealną kobietą. Piękną, przedsiębiorczą, zaangażowaną w związek z Adamem. Niestety, długie i monotonne leczenie niepłodności powoduje u niej drastyczne zmiany. Anita nie radzi sobie ze swoimi problemami. Znajduje nową osobliwą pasję, jaką jest podglądanie ludzi przez kamery miejskiego monitoringu. Dzięki temu kobieta choć na chwilę może zapomnieć o swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy jesteś singielką, pytają, kiedy w końcu sobie kogoś znajdziesz. Gdy jesteś w związku, padają pytania o ślub, a po ślubie przecież od razu muszą pojawić się dzieci! Znasz inny scenariusz? Nie ma mowy! Z tymi irytującymi pytaniami muszą sobie radzić bohaterki najnowszej książki Nataszy Sochy. Maja marzy o założeniu rodziny, ale, niestety, na horyzoncie brak odpowiedniego kandydata na męża. Z kolei Patrycja celebruje każdy moment swojego życia i ani myśli o marnowaniu czasu na niepotrzebne jej związki. Te dwie kobiety, mające skrajnie różne światopoglądy, spotkają się, a będzie to wyjątkowy moment, który zweryfikuje wszystkie ich plany i marzenia.

Choć opis książki sugeruje, że mowa będzie przede wszystkim o Mai i Patrycji, nie należy temu wierzyć. Bohaterki biorą udział w ambitnym przedsięwzięciu. Ich firmy odnawiają upadający hotel w Kołobrzegu. Ta inicjatywa wymaga współpracy całej licznej ekipy. Wspólne cele i codzienne trudy zbliżają do siebie ludzi, którzy zaczynają otwierać się przed sobą nawzajem, a z tego miejsca wystarczy zaledwie krok do płomiennego romansu albo... do przewartościowania swojego życia. Wraz z rozwojem fabuły czytelnik poznaje coraz więcej bohaterów, a każdy z nich ma do opowiedzenia swoją historię - szczerze mówiąc, niekiedy nawet ciekawszą niż Maja czy Patrycja. Natomiast to, co łączy wszystkich bohaterów i spaja całą książkę to problem stereotypizacji, z którą tak naprawdę każdy z nas walczy na co dzień. Na przykładzie bohaterów książki "Kiedy ślub?" widać gołym okiem, że pewne przekonania nie są ostateczne, a nawet my sami możemy się mylić, co do naszych potrzeb i pragnień. Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono...

Zgodnie z tym, co widnieje na okładce, można tu mówić o słodko - gorzkiej opowieści o marzeniach - swoich i cudzych. Mamy do czynienia z powieścią obyczajową, więc czytelników spragnionych mocnych wrażeń odsyłam do innych gatunków. Tutaj nie znajdziecie dramatów, a jedynie prozę życia, w tym przypadku pouczającą, przynajmniej dla niektórych. Mój zarzut dotyczy jednak języka, jakim książka została napisana. Odniosłam wrażenie, że jest on zbyt uproszczony. Jestem tym czytelnikiem, który w literaturze szuka tajemnicy, niedopowiedzeń albo przynajmniej dobrego warsztatu pod względem języka. Tutaj tego nie znalazłam. Jednak jeśli nie jesteście wrażliwi na kwestie lingwistyczne, a po obyczajówki sięgacie dla relaksu, a nie po to, by się czepiać tak jak ja teraz, możecie spokojnie sięgnąć po "Kiedy ślub?", a po lekturze zadać sobie kilka ważnych pytań, które znajdziecie w środku...

Gdy jesteś singielką, pytają, kiedy w końcu sobie kogoś znajdziesz. Gdy jesteś w związku, padają pytania o ślub, a po ślubie przecież od razu muszą pojawić się dzieci! Znasz inny scenariusz? Nie ma mowy! Z tymi irytującymi pytaniami muszą sobie radzić bohaterki najnowszej książki Nataszy Sochy. Maja marzy o założeniu rodziny, ale, niestety, na horyzoncie brak odpowiedniego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nora jest pisarką, która czerpie radość z przebywania we własnym towarzystwie. Nie lubi wychodzić ze swojej strefy komfortu i rzadko to robi. Któregoś dnia dostaje jednak zaproszenie na wieczór panieński swojej byłej przyjaciółki - kobiety, z którą nie miała kontaktu przez ostatnie dziesięć lat. Po przemyśleniu sprawy, Nora ostatecznie postanawia wziąć udział w imprezie, która odbędzie się w ciemnym, mrocznym lesie... Okoliczności spotkania są prowokujące - zbrodnia czyha za rogiem...

"W ciemnym, mrocznym lesie" to thriller, w którym groza umiejscowiona została w dwóch elementach: w przeszłości i w kłamstwie. Główna bohaterka po wielu latach milczenia musi stawić czoło temu, z czym nie poradziła sobie w przeszłości. Ruth Ware na przykładzie Nory wykazała, że zamiatanie problemów pod dywan nie jest słuszną drogą, a tylko odwleczeniem walki, którą i tak trzeba w końcu podjąć. Czas jednak działa na naszą niekorzyść. Pozostaje więc pytanie, czy Nora poradzi sobie ze swoimi upiorami z przeszłości...

Książka Ruth Ware ma wszystko, co powinien mieć dobry thriller: mroczny klimat, charyzmatyczni bohaterowie, wartka akcja i wciągająca fabuła. Odniosłam jednak wrażenie, że sam przebieg wieczoru panieńskiego mógł być bogatszy. Zabrakło mi w tym miejscu kilku dialogów więcej, kilku zagadek czy tropów. Krótko mówiąc: książka skończyła się za szybko. Autorka zdecydowała się na prowadzenie dwóch linii czasowych, co zdecydowanie zdynamizowało całość. Wiedząc, że z bohaterami stało się coś złego, czytelnik przyspiesza czytanie relacji z wieczoru panieńskiego, żeby w końcu dowiedzieć się, jak do tego doszło i kto jest winien. Okazuje się jednak, że wskazanie oprawcy wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać.

"W ciemnym, mrocznym lesie" to przyjemna lektura dla wszystkich fanów thillerów. Można ją spokojnie przeczytać w ciągu dwóch wieczorów i świetnie się przy tym bawić. Polecam! :)

Nora jest pisarką, która czerpie radość z przebywania we własnym towarzystwie. Nie lubi wychodzić ze swojej strefy komfortu i rzadko to robi. Któregoś dnia dostaje jednak zaproszenie na wieczór panieński swojej byłej przyjaciółki - kobiety, z którą nie miała kontaktu przez ostatnie dziesięć lat. Po przemyśleniu sprawy, Nora ostatecznie postanawia wziąć udział w imprezie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od wydarzeń opisanych w "Wybaczam Ci" minął rok. Ina Kobryn powoli układa sobie życie na nowo. Jednak pozory życiowej stabilizacji momentalnie odeszły w zapomnienie. Jedna niemądra decyzja przesądziła o tym, że Ina bynajmniej nie będzie cieszyć się spokojem w najbliższym czasie. Problemy zaczynają się nawarstwiać, a wraz z nimi pojawia się coraz więcej pytań... W międzyczasie siostra Iny przygotowuje się do ślubu z Gracjanem Pabstem. Jednak decyzja o zamążpójściu musi zostać gruntownie przemyślana, bowiem dziewczyna otrzymuje wiadomość o treści: "nie ufaj mu". Kto jest nadawcą wiadomości? Dlaczego i przed czym ostrzega?

Zarówno "Wybaczam Ci" jak i "Nie ufaj mu" nie są typowymi kryminałami. Zagadka, owszem, jest i to niejedna, ale droga do jej rozwiązania wygląda zupełnie inaczej niż w klasycznej konwencji, gdzie znajdziemy detektywa czy komisarza. W "Nie ufaj mu" cały ciężar mierzenia się z okrutną rzeczywistością na swoje barki przyjmuje Ina. Przyznać trzeba, że Remigiusz nie oszczędza swoich bohaterów... Ina, która była oszukiwana przez większość swojego życia, kolejny raz pada ofiarą niedopowiedzeń, kłamstw i zdradzieckiego milczenia. Czytelnik wraz z główną bohaterką dochodzi do momentu, w którym już nie wie, komu może ufać, jakie słowa są ważniejsze, a jakie bezwartościowe, gdzie leży prawda, a gdzie obłuda...

Od samego początku spodziewałam się, kto będzie winien, co teoretycznie nie świadczy dobrze o książce, której potęga tkwi w tajemnicy. Jednak w tym przypadku, biorąc pod uwagę problem, jaki został tu opisany i pewnego rodzaju ostrzeżenie dla wszystkich czytelników, jestem usatysfakcjonowana lekturą. Bez wątpienia akcja toczy się dynamicznie, nie ma tu miejsca na nudę nawet jeżeli przewidzicie zakończenie książki. Ponowne spotkanie z bohaterami "Wybaczam Ci" sprawiło mi wiele frajdy i umiliło dosłownie dwa wieczory (bo książki Remigiusza zawsze czytam w ekspresowym tempie - trudno się od nich oderwać). Jeżeli jesteście ciekawi, co Pabst ma za uszami, czy Ina poradzi sobie z kolejnymi kłodami, jakie życie rzuca jej pod nogi i czy ostatecznie Julia wyjdzie za mąż - koniecznie sięgnijcie po "Nie ufaj mu". Z mojej strony nie pozostaje mi nic innego jak polecić Wam tę przyjemną, pełną zagadek lekturę. :)

Od wydarzeń opisanych w "Wybaczam Ci" minął rok. Ina Kobryn powoli układa sobie życie na nowo. Jednak pozory życiowej stabilizacji momentalnie odeszły w zapomnienie. Jedna niemądra decyzja przesądziła o tym, że Ina bynajmniej nie będzie cieszyć się spokojem w najbliższym czasie. Problemy zaczynają się nawarstwiać, a wraz z nimi pojawia się coraz więcej pytań... W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lato to szczególny czas, kiedy chętniej sięgamy po książki i uciekamy do tych gatunków, które są dla nas najprzyjemniejsze. W moim przypadku mowa o kryminałach - w końcu to właśnie one mrożą krew w żyłach, a latem takie ochłodzenie przydaje się jak nigdy! :) Obserwując wypożyczenia w katalogach lokalnych bibliotek zauważyłam, że nie tylko ja namiętnie czytam kryminały. Warto jednak przyjąć strategię sięgania po nieco starsze pozycje, bo te nie raz mogą zaskoczyć... I właśnie takim zaskoczeniem był dla mnie "Zły" Leopolda Tyrmanda.

"Zły" to książka, która została wydana w 1955 roku. Była jedną z najchętniej czytanych pozycji, choć to stwierdzenie pewnie nie oddaje w pełni ogromu popularności, jaki wówczas zyskała ta książka oraz jej autor. Tyrmanda porównywano do Marka Hłaski, co samo w sobie było największym komplementem. A o czym opowiada ten literacki fenomen powojennej Polski?

Główną bohaterką "Złego" jest Warszawa, opisana barwnie i z rozmachem. Niektóre opisy kojarzyły mi się z tym obrazem miasta, jaki został przedstawiony u Żulczyka czy u Twardocha, choć oczywiście mowa o trzech różnych okresach. Jednak ich wspólnym elementem jest ukazanie tych stron miasta, które bynajmniej nie stanowią jego zalet. Warszawa niebezpieczna, tajemnicza, będąca zagrożeniem, wzbudzająca strach i niepokój - to drugie oblicze miasta, o którym nie chcemy wiedzieć...

"Zły" nie jest łatwą powieścią. Łączy w sobie wiele gatunków, choć zwykle klasyfikowany jest jako kryminał. Wartka akcja przeplata się z długimi, zawiłymi opisami Warszawy. Można odnieść wrażenie, że wszystkie elementy powieści są podporządkowane głównej bohaterce (Warszawie), nie powinny więc zbyt długo zajmować czytelników, bo odciągnęłyby ich uwagę od tego, co najważniejsze.

Powieść Tyrmanda to mieszanka historii, sentymentu, romansu, kryminału i wielu innych składników - nie sposób wymienić ich jednym tchem. Myślę, że w tej historii każdy znajdzie coś dla siebie, choć trzeba podkreślić, że fani współczesnych kryminałów raczej nie będą zadowoleni. "Zły" to powieść dbająca o artyzm, o wrażenia estetyczne i sztukę języka. Współczesne kryminały skupiają się na zaskakującej akcji, która rozwija się szybko i nie pozwala odłożyć książki na dłużej. "Zły" jest jednak opowieścią wymagającą delektowania się bez pośpiechu. Książkę serdecznie polecam wszystkim, z małą jednak uwagą, aby mieć świadomość, po jaki utwór sięgamy. :)

Lato to szczególny czas, kiedy chętniej sięgamy po książki i uciekamy do tych gatunków, które są dla nas najprzyjemniejsze. W moim przypadku mowa o kryminałach - w końcu to właśnie one mrożą krew w żyłach, a latem takie ochłodzenie przydaje się jak nigdy! :) Obserwując wypożyczenia w katalogach lokalnych bibliotek zauważyłam, że nie tylko ja namiętnie czytam kryminały....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy, kto kiedykolwiek otworzył podręcznik do języka polskiego doskonale wie, że sylwetki słynnych pisarzy są konstruowane dość osobliwie. Tadeusz "Boy" Żeleński powiedziałby, że wystawiamy autorom lektur szkolnych pomniki, tzn. idealizujemy ich, tworzymy mity, zakłamujemy rzeczywistość. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie próbował odpowiedzieć m.in. Jerzy Szaniawski w swoim genialnym dramacie pt. Żeglarz. Inni twórcy, tacy jak "Boy" czy współczesny nam Sławomir Koper ujmują ten problem w nieco inny sposób. Zamiast zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje, Sławomir Koper aktywnie "odbrązawia" pisarzy, co nierzadko spotyka się z krytyką... Na przykład w komentarzach pod banerami promującymi najnowszą książkę Kopra pojawiają się głosy oburzonych czytelników, którzy sprzeciwiają się "wyciąganiu brudów" na światło dzienne.

Najbardziej zacięty spór z "Boyem" toczył Karol Irzykowski, który w Beniaminku oskarża Żeleńskiego o nieetyczne rozsiewanie plotek, o pisanie na temat nieaktualnych już spektakli teatralnych (co kłóci się z ideą krytyki literackiej, która w przekonaniu Irzykowskiego winna dotykać spraw aktualnych i najnowszych), o żerowanie na cudzych błędach życiowych i o wykorzystywanie skandalu w celu własnych korzyści finansowych (napędzanie sprzedaży książek). „Boy” jednak broni się trafną uwagą, że pisarz: „w miarę przybywania coraz to nowych faktów, rewelacji, oświetleń wstaje przed oczyma każdego pokolenia wciąż nowy i wciąż fascynujący – nie posąg z brązu, ale żywy człowiek". Myślę, że pod ostatnim cytatem podpisałby się również Sławomir Koper.

Szokujące tajemnice autorów lektur szkolnych to najnowsza książka Sławomira Kopra. Jak sam tytuł wskazuje, autor wziął na tapet sylwetki znanych pisarzy, choć już we wstępie podkreślił, że nie są to zwykłe biografie. W omawianej książce znajdziecie przede wszystkim te fakty z życia autorów lektur szkolnych, które nierzadko są wstydliwe. W końcu encyklopedyczne formułki nigdy nie będą tak kuszące jak mało popularne szczegóły z życia danego pisarza. Specyfika ludzkiej natury ciągnie nas do tego, co znajduje się w cieniu, co jest sekretem, zagwozdką lub porażką, wstydem czy kompromitacją. Olga Tokarczuk, mówiąc o literaturze popularnej, wypowiedziała zdanie, które wpasowuje się również w kontekst sporu „Boya” i Irzykowskiego (czy Kopra i Irzykowskiego): „Jeżeli jest coś, co działa na ludzi to znaczy, że należy to wykorzystać”.

Myślę, że Sławomir Koper jest zafascynowany zderzeniem wybitnej twórczości, uszlachetniającej człowieka z szarą prozą codzienności, z którą pisarze często sobie nie radzili, uciekając w płomienne romanse, liczne używki czy alkohol. Szokujące tajemnice autorów lektur szkolnych to fascynująca opowieść o ludzkich słabościach i pokusach, z którymi walczyć muszą nawet najwybitniejsi tego świata. Jest to książka, która z jednej strony bawi, a z drugiej rodzi w naszej głowie bardzo ważne pytania, np. na temat stosowania określonych narracji w szkole, o przekłamywaniu biografii czy wartościowaniu życia człowieka.

Nie powiedziałam nic konkretnego na temat treści książki, ponieważ naprawdę nie chcę pozbawiać Was radości odkrywania. W ramach rekompensaty za to milczenie, załączam spis treści:


„Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę”. Gustaw i Maryla. Prawda i legenda o największej romantycznej miłości Mickiewicza
Ku pokrzepieniu serc i sakiewki. Mały rycerz i jego dziurawe kieszenie. Henryk Sienkiewicz w wersji finansowej
Urszulka w ogóle nie istniała, a Jan Kochanowski nie tylko wielkim poetą był, ale i zamożnym przemysłowcem? To wszystko lipa?
Mikołaj Rej. Pieniacz, żarłok i patriota. Żywot człowieka nie do końca poczciwego.
Gabriela Zapolska. Wszystkie sezonowe miłości autorki „Moralności pani Dulskiej”
Józef Kraszewski. Pracoholik – rekordzista. Największy szpieg wśród pisarzy i najskuteczniejszy agent wpływu warszawskiej finansjery
Janusz Przymanowski. Czterej pancerni i bujda na resorach. Komunistyczna bezpieka na tropach najpopularniejszego pisarza PRL-u.
Tańczący z faktami. „Jedyny prawdziwy polski Indianin”. Stanisław Supłatowicz - Sat – Okh i jego piętrowe konfabulacje.
Amazonia, Tahiti i Madagaskar. Arkady Fiedler. Podróżnik, odkrywca, wieczny emigrant. Dywizjon 303 i Patriotyczny Ruch ocalenia Narodowego.

Każdy, kto kiedykolwiek otworzył podręcznik do języka polskiego doskonale wie, że sylwetki słynnych pisarzy są konstruowane dość osobliwie. Tadeusz "Boy" Żeleński powiedziałby, że wystawiamy autorom lektur szkolnych pomniki, tzn. idealizujemy ich, tworzymy mity, zakłamujemy rzeczywistość. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie próbował odpowiedzieć m.in. Jerzy Szaniawski w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Będę szczera - czytanie dzienników zawsze przychodziło mi z trudem. Być może dlatego, że kiedyś nie umiałam ich czytać. Dopiero na studiach uświadomiłam sobie, że nie wszystko muszę analizować od deski do deski, a już zwłaszcza w dziennikach, których raczej nie czyta się ciągiem, za jednym podejściem. Dziennik nie jest powieścią i trzeba mieć tego świadomość. Ostatnio sięgam po książki z półki "dokumentu osobistego", bo zaczęła mnie fascynować relacja autora ze swoim własnym dziennikiem. Tyrmand opisał tę relację tymi słowami:

Gdy wychodziłem z domu, przyszło mi ni stąd, ni zowąd na myśl, że to, co piszę w dzienniku, może mieć wartość nieprzemijającą. Może nawet doniosłą. Już kiedyś o tym myślałem, lecz zdało mi się robieniem z siebie samego balona. Dziennik to psychiczne odprężenie na prywatny użytek i to musi wystarczyć. Dziś wydało mi się, że to, jeśli przetrwa i dotrze do drukarskiej prasy – zostawi po mnie ślad. W związku z czym wynikł nowy problem: kto jest tego adresatem? Po prostu Polacy i ludzie? Zbyt ryzykowne. Wolałbym za mych czytelników tych, którzy przetrwają komunizm. Ale tych także, co jeszcze nie zapomnieli jego trupiego ciężaru na grzbiecie i dławiącego uchwytu na szyi. To idealna publiczność, bezbłędny odbiorca. Taki tylko nasłodzi się naprawdę tym, co ja sam uważam w tym dzienniku za wartość – a mianowicie nieustępliwością.

Nie da się ukryć, że dziennik Tyrmanda jest popularnym tekstem - wznawiany przez Wydawnictwo MG, figurujący w spisie lektur dla studentów filologii polskiej... Dlaczego zatem warto po niego sięgnąć? W szkole stosunkowo niewiele czasu poświęcamy literaturze powojennej. Wiadomo, ogranicza nas przeładowany program i brak czasu. Jednak moim zdaniem realia powojennej Polski to ciekawa sprawa, a dzięki dziennikowi Tyrmanda mamy okazję poznać rodzimy kraj 1954 roku z perspektywy człowieka, który wówczas żył. Oczywiście, dziennik pokazuje tylko jedną stronę medalu, o czym świadczy fakt, że Tyrmand ciepło wypowiada się o Leninie. Jednak nie powinno to nikogo zniechęcać do lektury! Autor mówi o pisarzach, których nazwiska dziś są powszechnie znane, a którzy w 1954 roku dopiero debiutowali. Dla osób, które lubią literackie smaczki i mało znane ciekawostki, dziennik Tyrmanda to prawdziwa perełka.

Warto również zwrócić uwagę na to, że Tyrmand był pisarzem. Ten fakt ma ogromne znaczenie, ponieważ sam dziennik nie jest pozbawiony walorów estetycznych. Aż chciałoby się, żeby współcześnie pisane pamiętniki były prowadzone z taką dbałością o styl, bogate słownictwo, bardzo głębokie i osobiste przemyślenia... Dziennik Tyrmanda przedstawia ważny moment w historii Polski i polskiej literatury oraz przełom w życiu Tyrmanda (osobisty, indywidualny). Jeśli do tej pory nie sięgaliście po dzienniki, zdecydowanie powinniście to zmienić. A nie ma ku temu lepszej okazji niż wznowione wydanie w twardej oprawie od Wydawnictwa MG. Serdecznie polecam!

Będę szczera - czytanie dzienników zawsze przychodziło mi z trudem. Być może dlatego, że kiedyś nie umiałam ich czytać. Dopiero na studiach uświadomiłam sobie, że nie wszystko muszę analizować od deski do deski, a już zwłaszcza w dziennikach, których raczej nie czyta się ciągiem, za jednym podejściem. Dziennik nie jest powieścią i trzeba mieć tego świadomość. Ostatnio...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Aż ciśnie się na usta, żeby powiedzieć: "Dzięki Bogu!", w końcu któreś wydawnictwo zdecydowało się wznowić "Miasteczko Middlemarch"! Co prawda, nie czytałam wcześniej tej książki, ponieważ jest praktycznie nie do zdobycia. Zależało mi na wydaniu Prószyńskiego, ale za te pojedyncze egzemplarze, jakie możemy znaleźć na Allegro musielibyśmy zapłacić jak za zboże. Dzięki, MG! :)

"Miasteczko Middlemarch" to bardzo obszerna powieść, wydana w dwóch tomach po około 500 stron każdy. W przypadku takich utworów trudno jest określić, o czym one są. Zanim ktoś sobie pomyśli, że jestem nienormalna, bo nie wiem, o czym czytam, spieszę z wyjaśnieniem: nawet omawiając "Lalkę" Bolesława Prusa, która jednak liczy sobie mniej stron niż "Miasteczko Middlemarch", niekoniecznie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić główny temat powieści. "Lalka" dla każdego jest o czymś innym. Z "Miasteczkiem Middlemarch" jest podobnie.

Akcja powieści toczy się w latach 20. XIX wieku w Anglii. Posługując się malowniczymi opisami miasteczka Middlemarch i jego mieszkańców, George Eliot obrazuje czytelnikom całą panoramę ówczesnego świata. Porusza wiele problemów, dylematów moralnych i ustami bohaterów snuje filozoficzne rozważania o życiu i śmierci. Proza dnia codziennego przeplata się ze zmysłowymi uniesieniami i zagadkowymi, nieraz tragicznymi losami człowieka. To, co najbardziej lubię w wielkich klasycznych powieściach to mnogość ścieżek interpretacyjnych, ludzkich namiętności, próby dookreślenia, czym jest dobro, a czym jest zło. Czytając takie rzeczy, człowiek uświadamia sobie, że ludzkość zmienia się tylko pozornie. W rzeczywistości nadal rządzą nami takie same mechanizmy, jak ludźmi żyjącymi dwieście lat temu - nawet jeśli mowa o tych, którzy nie są naszymi rodakami. Myślę, że trud włożony w czytanie "Miasteczka Middlemarch" (nie jest to bowiem łatwe zadanie), zostanie każdemu wynagrodzony, ponieważ każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

Jeżeli lubicie powieści wiktoriańskie, z charakterystycznym klimatem, napisane kunsztownie i ze smakiem, "Miasteczko Middlemarch" jest dla Was! Mimo kilku dłuższych, nieco nużących fragmentów, uważam, że warto sięgnąć po ten klasyk i rozpływać się nad jego artyzmem. Serdecznie polecam!

Aż ciśnie się na usta, żeby powiedzieć: "Dzięki Bogu!", w końcu któreś wydawnictwo zdecydowało się wznowić "Miasteczko Middlemarch"! Co prawda, nie czytałam wcześniej tej książki, ponieważ jest praktycznie nie do zdobycia. Zależało mi na wydaniu Prószyńskiego, ale za te pojedyncze egzemplarze, jakie możemy znaleźć na Allegro musielibyśmy zapłacić jak za zboże. Dzięki, MG!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kryminalna zagadka, próba wyjaśnienia tajemniczej śmierci ojca, poszukiwanie zabójcy (lub zabójców), śledztwo, niepewność i niebezpieczeństwo. Brzmi jak dobry kryminał? Oczywiście! Jednak tym razem mowa o niezwykłym kryminale... Sprawa dotyczy wydarzeń, które miały miejsce w XVII wieku!

Tomasz Błudnicki wraca do swojego rodzinnego domu po ośmiu latach nieobecności spowodowanej sytuacją polityczną. Okres wojny i niewoli w końcu był już za nim. Jednak powrót do rodzinnego gniazdka nie jest oczekiwaną sielanką. Na miejscu okazuje się bowiem, że ojciec Tomasza nie żyje. Syn postanawia dowiedzieć się, co się stało. Jednak życie nie chce ułatwić mu zadania. Główny bohater walczy z demonami przeszłości, próbuje się odnaleźć w nowej sytuacji i... zakochuje się w pięknej szlachciance. Jak potoczą się losy Tomasza? Czy odnajdzie drogę do prawdy i szczęścia?

Józef Hen jest bardzo płodnym i poczytnym pisarzem. Żałuję, że dopiero teraz sięgnęłam po jego twórczość, ponieważ zakochałam się w "Crimen"! Promocyjne banery nie kłamały, reklamując tę powieść jako doskonały wehikuł czasu, z miejsca przenoszący nas do klimatycznego XVII wieku - barwnego świata powieści łotrzykowskich. Ten nieco mroczny klimat w połączeniu ze stylizowanym na staropolszczyznę językiem i zjawiskową panoramą społeczeństwa daje naprawdę wybuchową mieszankę. "Crimen" to istny dowód na to, że powieści historyczne są wciąż żywotnym gatunkiem literackim, który oferuje nam o wiele więcej niż tylko twórczość Sienkiewicza (choć tę również zaliczam do książkowych cudowności <3).

Fabuła książki rozwija się powoli, wymaga od nas nieco cierpliwości, jednak warto czekać na to, co nastąpi później. Oprócz wspólnych chwil spędzonych ze wspaniałymi barwnymi postaciami, "Crimen" oferuje czytelnikom o wiele więcej przygód i całkiem sporą dawkę wiedzy. Tak to już jest, że powieść historyczna wtłacza nam do głów wiedzę, którą przyswajamy mimowolnie. Uczymy się, przeżywając jednocześnie miłosne podboje bohaterów, ich radości, smutki, zdrady, zazdrości...

"Crimen" to doskonała propozycja dla wszystkich czytelników, którzy poszukują powieści nieoczywistej, z wątkiem kryminalnym i romansowym, ale również osadzonej w bardzo ciekawych, choć tragicznych czasach... Wiem na pewno, że moja przygoda z twórczością Józefa Hena dopiero się rozpoczęła...

Kryminalna zagadka, próba wyjaśnienia tajemniczej śmierci ojca, poszukiwanie zabójcy (lub zabójców), śledztwo, niepewność i niebezpieczeństwo. Brzmi jak dobry kryminał? Oczywiście! Jednak tym razem mowa o niezwykłym kryminale... Sprawa dotyczy wydarzeń, które miały miejsce w XVII wieku!

Tomasz Błudnicki wraca do swojego rodzinnego domu po ośmiu latach nieobecności...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Katarzyny Bereniki Miszczuk nikomu nie trzeba przedstawiać! Wszyscy doskonale wiemy, że mamy do czynienia z autorką, która już nie jeden raz zauroczyła nas swoją twórczością. Co prawda, ja jestem #teamjadiablica niż #teamszeptucha, co nie zmienia faktu, że wątki mitologii słowiańskiej w literaturze niezmiennie mnie fascynują. Tym razem sięgnęłam po książkę adresowaną do dzieci. O czym opowiada "Tajemnica domu w Bielinach"?



Najnowsza książka Katarzyny Bereniki Miszczuk to dziecięcy dreszczowiec. Rodzeństwo - Bogusia, Leszek, Tosia i malutka Dąbrówka - przeprowadzają się razem ze swoją mamą do Bielin. Do tej pory mieszkali w tłumnej Warszawie, dlatego do nowego miejsca jadą pełni obaw. Faktem jest, że obiecywano im wyremontowany, piękny dom, tymczasem rzeczywistość okazuje się zupełnie inna! Trafiają do starego domu cierpiącej na Alzheimera ciotki Mirki. Wszechobecny kurz i brud praktycznie uniemożliwia normalne życie, a wszelkie próby sprzątania są jak walka z wiatrakami. Wraz z upływem czasu okazuje się, że Bieliny kryją w sobie o wiele więcej niewyjaśnionych zjawisk i tajemnic...



"Tajemnica domu w Bielinach" to wspaniała przygoda dla każdego! Ja nie mogłam się oderwać, mimo moich dwudziestu kilku lat na karku. Kiedy byłam mała uwielbiałam wszelkie literackie sekrety, podejrzane widziadła, tajemnicze miejsca, niewyjaśnione sprawy z przeszłości... To zdecydowanie moje klimaty! Warto jednak zaznaczyć, że oprócz rozrywkowej warstwy, książka oferuje dzieciom dużo więcej. Za sprawą jednego z bohaterów, mojego ulubieńca, Leszka, dzieci mogą dowiedzieć się wielu ciekawostek na przeróżne tematy, np. co to jest Alzheimer czy jak wyglądają fale dźwiękowe. Ponadto rodzina Lipowskich ma swoje kłopoty, natury przyziemnej. Rodzice głównych bohaterów są po rozwodzie, w związku z tym życie całej rodziny przewróciło się do góry nogami. Autorka subtelnie porusza trudne dla dziecka tematy i podsuwa rozwiązania pewnych problemów. Biorąc pod uwagę ten dydaktyczny aspekt książki, myślę, że może ona działać jak remedium dla dzieci, borykający się z podobnymi dylematami jak jedna z głównych bohaterek "Tajemnicy domu w Bielinach".



Książkę zdecydowanie polecam! A komu? Wszystkim! Tym małym i tym nieco większym. :)

Katarzyny Bereniki Miszczuk nikomu nie trzeba przedstawiać! Wszyscy doskonale wiemy, że mamy do czynienia z autorką, która już nie jeden raz zauroczyła nas swoją twórczością. Co prawda, ja jestem #teamjadiablica niż #teamszeptucha, co nie zmienia faktu, że wątki mitologii słowiańskiej w literaturze niezmiennie mnie fascynują. Tym razem sięgnęłam po książkę adresowaną do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki A bodaj ci nóżka spuchła, czyli co nas śmieszyło i śmieszy Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek
Ocena 6,1
A bodaj ci nóż... Jerzy Bralczyk, Mic...

Na półkach:

Odkąd tylko pamiętam, zawsze uwielbiałam słuchać ludzi wypowiadających się błyskotliwie, na temat i z humorem. Teraz, na studiach, ogromną przyjemność sprawia mi słuchanie wykładowców - nie tylko na salach wykładowych, ale również w rozmowach prywatnych. Doktorzy i profesorowie literaturoznawstwa i językoznawstwa, związani z różnego rodzaju działalnościami kulturowymi, mają niesamowitą lekkość w formułowaniu myśli, zachowując przy tym poczucie humoru. Będąc osobą zwracającą uwagę na kulturę języka, nie mogłabym nie sięgnąć po najnowszą książkę Pana prof. Bralczyka.
A bodaj ci nóżka spuchła, czyli co nas śmieszyło i śmieszy to ciekawa książka nie tylko ze względu na treść. Tym, co przyciągnęło moją uwagę w pierwszej kolejności jest jej układ, kompozycja. Treścią książki jest wywiad prof. Bralczyka - jednego z najwybitniejszych polskich językoznawców z Michałem Ogórkiem, dziennikarzem i felietonistą. Obaj panowie mogą poszczycić się bogatym słownictwem, ciętym językiem i niezwykle eleganckim poczuciem humoru. Obaj posiadają również godną podziwu wiedzę z zakresu literatury i kultury. W swoim wywiadzie bardzo często odnoszą się do tekstów, których czytelnicy, szczególnie ci młodsi, mogą nie znać. I w tym miejscu należy pochwalić pomysł, jakim było umieszczenie tekstów, o których rozmawiają autorzy, w środku książki. Czytelnik nie musi podejmować wysiłku "guglowania" wszystkich tytułów, jakie padają w rozmowie. Potrzebne odniesienia ma od razu pod ręką.
Książka prof. Bralczyka i Ogórka to cudowna propozycja dla wszystkich - nie tylko tych zainteresowanych językiem. Autorzy książki na każdym kroku udowadniają, że humor jest wszechobecny i nie zawsze oczywisty. Prezentują różne rodzaje humoru, setki sytuacji, anegdot i osób, które dołożyły swoją cegiełkę do szerokiego już dyskursu o śmiechu. Wywiad sam w sobie jest zabawny, czyta się go szybko i z radością, poznając przy okazji teksty, do których pewnie nigdy byśmy nie sięgnęli. Okazuje się jednak, że po tej lekturze powstała cała lista książek, wierszy, filmów czy występów kabaretowych, które warto sobie odświeżyć lub poznać na nowo. Spędziłam przy tej książce dobre kilkanaście godzin i naprawdę nie chciałam jej kończyć. Myślę, że sięgnę po tę lekturę jeszcze wiele razy - ot tak, dla samej radości obcowania z tak niezwykłymi umysłami.
Gdzieniegdzie pojawiają się niewielkie rysunki, również zabarwione humorem. Oprócz nich w książce znajdziemy również pokaźny spis źródeł, co może być naszym punktem wyjścia do dalszego zgłębiania tematu. W końcu kto powiedział, że humor nie może być tematem pracy dyplomowej czy innej rozprawy naukowej? Bralczyk i Ogórek obracają pojęciem "humoru" i przyglądają się mu z różnych stron, rozważając przy tym kilkanaście aspektów, w jakich rozpatrujemy tę dziwną umiejętność ludzi - śmianie się.

Odkąd tylko pamiętam, zawsze uwielbiałam słuchać ludzi wypowiadających się błyskotliwie, na temat i z humorem. Teraz, na studiach, ogromną przyjemność sprawia mi słuchanie wykładowców - nie tylko na salach wykładowych, ale również w rozmowach prywatnych. Doktorzy i profesorowie literaturoznawstwa i językoznawstwa, związani z różnego rodzaju działalnościami kulturowymi, mają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom nieziemskich przygód Wiktorii Biankowskiej!

Główna bohaterka wiedzie szczęśliwe życie u boku swojego ukochanego Piotra. Sielanka nie trwa jednak długo. Wkrótce na Ziemi pojawia się Beleth i prosi Wiktorię o nie lada przysługę... Dziewczyna, myśląc, że sprawnie poradzi sobie z zadaniem, zgadza się pomóc. Okazuje się jednak, że kłopoty ciągle się mnożą i nic nie zapowiada happy endu.

Po przeczytaniu drugiego tomu nadal jestem zafascynowana tą serią! Autorka znowu zaserwowała mi wielką porcję wspaniałych przygód. Przy tej serii naprawdę nie można się nudzić! Każdy rozdział opowiada kolejną mini historię, przez co całość wygląda imponująco. Tym razem akcja przenosi się do Nieba, choć zahaczymy również o Piekło. Nie zabraknie nowych bohaterów, m.in. putt (mam nadzieję, że mogę to odmienić w ten sposób :D), tajemniczego Moroniego czy rodziców Wiktorii. Dobra wiadomość jest taka, że nie rozstajemy się z bohaterami pierwszego tomu! Tutaj znowu spotkamy Śmierć, której jestem ogromną fanką, w ciemnych korytarzach Piekła, przy pokojach z szóstkami, natkniemy się na Lucka, a seksowny Beleth i przebiegły Azazel będą nam nieustannie towarzyszyli.

Nowa lokalizacja gwarantuje czytelnikowi mnogość zachwycających miejsc. Poznając przygody Wiktorii, czytelnik może poczuć się tak, jakby był na wycieczce i poznawał nowe dzieła sztuki, zabytki, historyczne miejsca... Sama Wiktoria, choć nieco już oswojona ze światem pozaziemskim, w Niebie jest po raz pierwszy! Wszystko jest dla niej nowe, uczy się kolejnych zasad, poznaje etykietę Nieba oraz jego specyficznych mieszkańców. Jednym z moich ulubionych fragmentów tej części jest rozdział poświęcony opisowi niebiańskiej Administracji - śmiałam się na cały głos! :D

To, co autorce zdecydowanie nie wyszło to wątek romantyczny. Już w pierwszym tomie niezbyt mi się podobał, jednak to, co dzieje się w drugim wydaje się bardzo sztuczne i naciągane. Choć myślę, że jest to kwestia dyskusyjna. Każdy czytelnik może spojrzeć na to, co dzieje się pomiędzy Wiktorią, Belethem a Piotrkiem w inny sposób. Mnie rozwój wydarzeń w tym przypadku nie przekonał.

Jednak jedna drobna ryska nie przekreśla całej serii. Uwielbiam tych bohaterów, kibicuję im, jestem ciekawa, co wydarzy się dalej i z zapartym tchem sięgam po tom trzeci. Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, gorąco zachęcam do przeczytania! <3

Drugi tom nieziemskich przygód Wiktorii Biankowskiej!

Główna bohaterka wiedzie szczęśliwe życie u boku swojego ukochanego Piotra. Sielanka nie trwa jednak długo. Wkrótce na Ziemi pojawia się Beleth i prosi Wiktorię o nie lada przysługę... Dziewczyna, myśląc, że sprawnie poradzi sobie z zadaniem, zgadza się pomóc. Okazuje się jednak, że kłopoty ciągle się mnożą i nic nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Seria "Dożywocie" zyskała sobie ogromną popularność zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Zainteresowała również mnie, więc w końcu postanowiłam po nią sięgnąć. Czy było warto?
Fabuła pierwszego tomu opiera się na tym, że główny bohater - Konrad Romańczuk - dziedziczy dom. Okazuje się jednak, że mowa tu nie o zwykłym domku rodzinnym, a o gotyckiej willi. Żeby tego było mało, willa ma już swoich, bardzo specyficznych, mieszkańców... Żeby przybliżyć Wam nieco ich sylwetki oraz styl, w jakim utrzymane zostało "Dożywocie", wklejam tutaj opis z okładki:

Siła wyższa bez wątpienia jest kobietą, Pech bez wątpienia mężczyzną, a Licho... licho je tam wie. Poza tym płeć uczulonego na własne pierze anioła stróża z manią czystości to dla Konrada Romańczuka (głównej osoby tego dramatu) bynajmniej nie największy problem. Z połączonych mocy nadprzyrodzonego trio powstaje bowiem fatum z prawdziwego zdarzenia: klątwa ciekawych czasów. Będzie ona odtąd sprawowała dożywotni nadzór nad każdym krokiem Konrada, świeżo upieczonego spadkobiercy Lichotki, wiekowego domu z upiorną, gotycką wieżyczką rodem z kiepskich filmów grozy, oraz całym dobrodziejstwem inwentarza: nieszczęsną duszą panicza Szczęsnego, seryjnego samobójcy, poety, mistrza całorocznej depresji i haftu krzyżykowego - sztuk 1. Mackami szefa kuchni o chrupiącym imieniu, przybyłego wprost z głębin odwiecznego ZUA - sztuk minimum 8. Utopcami zawsze nie w tej łazience co trzeba - sztuk 4. Najprawdziwszą Zmorą w postaci charakternej kotki - sztuk 1 plus 4 kły i 18 pazurów w pakiecie. Wrednym różowym królikiem, niepozornym omenem straszliwej zagłady - zbiór nieprzeliczalny. Tylko właściwie kto tu kogo dostał w spadku: Konrad dożywotników czy dożywotnicy Konrada?

Musicie przyznać - brzmi cudownie! Już nie dziwię się wszystkim zachwytom nad tą serią. "Dożywocie" to książka lekka, niewymagająca, zabawna, ciepła i z humorem. Myślę, że to idealna lektura na odstresowanie się, na relaks z kubkiem dobrej herbaty w dłoni. Pomysł na fabułę był dość banalny i jednocześnie ciekawy. W końcu nikt nie wie, kto (lub co) mieszka w gotyckim zamku. Sama sceneria budzi wiele skojarzeń i jest idealnym punktem wyjścia do wykreowania mnóstwa ciekawych postaci oraz uwikłania je w sieć intryg. "Dożywocie" to również przykład książki łączącej pokolenia. Jestem przekonana, że bawić się przy niej mogą dosłownie wszyscy!

Oczywiście, wspomnieć należy o tym, że każdy z nas ma inne poczucie humoru i na pewno znajdą się tacy, którym styl Marty Kisiel po prostu nie będzie odpowiadał. Trudno tutaj konkretnie zdefiniować, dla jakich czytelników ta książka będzie odpowiednia. Myślę, że warto spróbować i przekonać się na własnej skórze. Do mnie ten typ humoru zdecydowanie trafił, dlatego książkę serdecznie polecam!

Jeśli czytaliście "Dożywocie", dajcie znać, czy Wy też jesteście #teamLicho! :)

Seria "Dożywocie" zyskała sobie ogromną popularność zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Zainteresowała również mnie, więc w końcu postanowiłam po nią sięgnąć. Czy było warto?
Fabuła pierwszego tomu opiera się na tym, że główny bohater - Konrad Romańczuk - dziedziczy dom. Okazuje się jednak, że mowa tu nie o zwykłym domku rodzinnym, a o gotyckiej willi. Żeby tego było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

The Crown. Oficjalny przewodnik po serialu to istotnie pozycja skierowana do widzów produkcji Netflixa The Crown. Jednak już na wstępie zaznaczę, że książka Roberta Lacey'a nie jest kolejnym produktem marketingowym, który ma na celu wyłudzenie pieniędzy od fanów serialu - i nic poza tym. Owszem, za sprawą tej produkcji mnóstwo osób zainteresowało się monarchią brytyjską, zaczęło śledzić jej losy oraz "guglać" w poszukiwaniu skandali, związków, sporów, historii... W morzu tak wielu źródeł trudno znaleźć coś rzetelnego i wartego naszej uwagi. Przyjrzyjmy się zatem książce Lacey'a...

Przewodnik rozpoczyna się od przedmowy Petera Morgana - scenarzysty The Crown. Mówi o tym, że z entuzjazmem podszedł do pomysłu Lacey'a, ponieważ mnóstwo osób, po obejrzeniu serialu, szukało dodatkowych informacji w Internecie. Każdy odcinek daje widzom jakąś wiedzę, którą jednak warto zweryfikować - nie mamy bowiem do czynienia z dokumentem historycznym, a z serialem kostiumowym, toteż wiadomo, że nie powinniśmy ślepo wierzyć w to, co dzieje się na ekranie. Robert Lacey, jako historyk monarchii, postanowił rozwiać wszystkie wątpliwości. W swojej książce jasno opisuje co jest prawdą, a co fikcją. Odnosi się do konkretnych odcinków, co jest o tyle pomocne, że można tę książkę przeglądać nawet podczas oglądania serialu lub bezpośrednio po skończonym odcinku.


Uważam, że ta pozycja jest obowiązkowa dla wszystkich fanów serialu, ponieważ daje naprawdę rzetelną i konkretną dawkę informacji. Przewodnik po The Crown to całe 425 stron cennych ciekawostek, ale również zdjęć - zarówno z serialu, jak i "z życia". Na końcu książki znajdziemy również inne, równie ciekawe smaczki takie jak: królewska chronologia wydarzeń (od 1947 do 1955), obsada serialu, wszystkie osoby związane z produkcją serialu oraz lista polecanych lektur. Polecam szczególnie tę ostatnią część, ponieważ teksty zostały wyselekcjonowane przez samego Lacey'a, który - ze względu na charakter swojej pracy - na tej tematyce zna się najlepiej! Teksty zostały podzielone na biografie królowej, biografie członków rodziny królewskiej, wspomnienia i pamiętniki oraz inne.

W tym miejscu warto również dodać, jak pięknie ta książka została wydana! Elegancka i dumna Claire Foy w centralnej części okładki, za nią zdjęcie prawdziwej Elżbiety II. Nad nimi srebrny, mieniący się w świetle, napis. A to wszystko w solidnej, twardej oprawie o kolorze głębokiej czerni. Wszystkie zdjęcia w środku są czarno-białe - również te z serialu! Jednak moim zdaniem jest to plus, ponieważ całość tworzy fantastyczny klimat i prowokuje do porównywania aktorów z historycznymi postaciami. Zdjęć znajdziecie tutaj naprawdę mnóstwo! A na początku, dla przypomnienia, wklejka z drzewem genealogicznym dynastii Windsorów. Myślę, że książka Lacey'a dla fanów serialu to prawdziwa gratka!

The Crown. Oficjalny przewodnik po serialu to istotnie pozycja skierowana do widzów produkcji Netflixa The Crown. Jednak już na wstępie zaznaczę, że książka Roberta Lacey'a nie jest kolejnym produktem marketingowym, który ma na celu wyłudzenie pieniędzy od fanów serialu - i nic poza tym. Owszem, za sprawą tej produkcji mnóstwo osób zainteresowało się monarchią brytyjską,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nagroda Pulitzera 2014, ekranizacja, którą już wkrótce ujrzymy, niesamowicie głośna książka Donny Tartt - Szczygieł.



Theo Decker traci matkę w zamachu, a sam cudem unika śmierci. Z ruin muzeum kradnie ulubiony obraz matki. Od tej pory Szczygieł zawsze będzie przy nim. Jednak z czasem cenny obraz wprowadzi Theo do bardzo niebezpiecznego świata handlarzy sztuką...



Szczygieł to książka, którą czyta się długo i z trudem. Porusza wiele ciężkich problemów, wymusza na czytelniku wzięcie ciężaru na swoje barki, wymaga skupienia i zaangażowania. Opowiada o młodym człowieku nierozpieszczanym przez życie. Theo jest ciągle w drodze, nie rozstaje się ze sztuką, wręcz przeciwnie - ciągle ją zgłębia, poznaje na nowo i szuka jej sensu. Sztuka to najwyższa forma wyrazu, jaką ludzkość może stworzyć, dlatego też książka o niej nie może być przeciętna. Donna Tartt wspięła się na wyżyny oryginalności tworząc obraz człowieka zdesperowanego, niespokojnego - z jednej strony tak dalekiego od zwykłych ludzi, a z drugiej strony mającego tyle wspólnego z każdym z nas...



Szczygieł zajął mi wiele czasu. Postawił przede mną mnóstwo pytań, nie na wszystkie dostałam odpowiedź. Wiem, że ta książka nie do wszystkich trafi, ale czy tego chcecie, czy nie, Donna Tartt stworzyła powieść o wszystkich ludziach. Theo tylko z pozoru wydaje się zachowywać irracjonalnie, jednak w głębi duszy czujemy, że sami moglibyśmy zrobić coś równie szalonego, o ile nie gorszego.



Moim zdaniem najlepiej jest nie wiedzieć o tej książce niczego! Usiąść do niej bez żadnych wcześniejszych przygotowań i po prostu wczuć się w ten mroczny klimat sztuki. To opowieść o człowieku niepotrafiącym rozliczyć się z przeszłością, o uzależnieniu od przedmiotu, który zamiast nam pomóc - tylko rozdrapuje stare rany i niszczy nas od środka.



Nie mogłabym nie polecić Wam tej książki, choć ostrzegam, że nie będzie łatwo. Przygotujcie się na lekturę pełną sprzeczności, lęku, strachu, mroku i... sztuki. Koniecznie sięgnijcie po ten jakże głośny tytuł i dajcie znać, jakie emocje wywołała w Was ta opowieść. :)





Książkę możecie zamówić tutaj: https://www.megaksiazki.pl/literatura-obca/1022705-szczygiel.html

Nagroda Pulitzera 2014, ekranizacja, którą już wkrótce ujrzymy, niesamowicie głośna książka Donny Tartt - Szczygieł.



Theo Decker traci matkę w zamachu, a sam cudem unika śmierci. Z ruin muzeum kradnie ulubiony obraz matki. Od tej pory Szczygieł zawsze będzie przy nim. Jednak z czasem cenny obraz wprowadzi Theo do bardzo niebezpiecznego świata handlarzy sztuką......

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Śnieżna siostra Lisa Aisato, Maja Lunde
Ocena 8,8
Śnieżna siostra Lisa Aisato, Maja L...

Na półkach:

Wiem, wiem... Mamy dopiero październik. Nigdy nie byłam zwolenniczką przeżywania świąt z tak dużym wyprzedzeniem. W końcu przed nami jest jeszcze Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, które również powinno się przeżywać - w ciszy, spokoju, zadumie... Więc to, delikatnie mówiąc, dziwne, że na rynku wydawniczym już możemy spotkać nowości świąteczne. Ale obok tego tytułu nie mogłam przejść obojętnie, dlatego w tym roku zacznę mówić o świętach już dziś.



Maja Lunde to bardzo znana autorka za sprawą swojej książki pt. Historia pszczół. Nie jestem miłośniczką tej książki, nie bardzo rozumiem jej fenomen, ale dałam autorce drugą szansę, bo chciałam sprawdzić, jak poradzi sobie z literaturą dziecięcą. Śnieżna siostra opowiada o dziesięcioletnim Julianie, który Wigilię przeżywa podwójnie - oprócz oczywistego święta, na ten dzień przypadają również jego urodziny. Jednak atmosfera w domu jest przygnębiająca... Rodzice Juliana po stracie swojej córki nie potrafią cieszyć się nadchodzącymi świętami.



Tymczasem Julian, próbujący zapomnieć o swoich smutkach, poznaje Hedvig - prawdopodobnie najszczęśliwszą dziewczynę na całym świecie! Zaraża Juliana optymizmem stając się tym samym jego przyjaciółką. Jednak w domu Hedvig dzieje się coś niepokojącego...



Książka została podzielona na 24 rozdziały - po jednym na każdy dzień adwentu. Przepiękna, wzruszająca historia, wydobywająca z czytelników wszystkie, nawet te najgłębiej skrywane emocje. Święta to czas nie tylko radości, ale również wzruszeń, wspominania bliskich zmarłych, celebrowania drobnych gestów i ulotnych chwil. Ta książka pozwoli Wam odpowiednio przygotować się do świąt - zarazi Was świąteczną atmosferą, rozbawi, wzruszy i nie pozwoli o sobie zapomnieć.



Nawet jeżeli nie przepadacie za świętami, dajcie szansę tej książce. Oprócz tego, że jest utrzymana w wigilijnym klimacie, mówi przecież o uniwersalnych wartościach, bliskich każdemu człowiekowi. Możecie przeżyć tę historię w duchu świąt, ale równie dobrze możecie wcale o tym nie myśleć! Poznajcie Juliana i Hedvig, przyjrzyjcie się tej relacji i wyciągnijcie z tej lektury niejedną lekcję. Serdecznie polecam!

Wiem, wiem... Mamy dopiero październik. Nigdy nie byłam zwolenniczką przeżywania świąt z tak dużym wyprzedzeniem. W końcu przed nami jest jeszcze Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, które również powinno się przeżywać - w ciszy, spokoju, zadumie... Więc to, delikatnie mówiąc, dziwne, że na rynku wydawniczym już możemy spotkać nowości świąteczne. Ale obok tego tytułu nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zakon Drzewa Pomarańczy, czyli najpopularniejsza książka ostatnich tygodni zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Potężna dawka fantastyki w najlepszym wydaniu. O czym opowiada ta ponad tysiącstronicowa cegła?

Pierwsze, co rzuca się w oczy to ogromna mapka na początku książki - ogromna, bo aż na trzy strony. Jednak najlepiej poznajemy królewiectwo (nie królestwo!) Inys, którym włada Sabran IX. Na jej barkach spoczywa ogromny ciężar odpowiedzialności. Przede wszystkim musi wydać na świat córkę, która przejmie władzę nad królewiectwem, a przy okazji wybrać odpowiedniego kandydata na męża, dzięki czemu nawiąże nowy sojusz. Tymczasem sytuacja polityczna staje się coraz bardziej niebezpieczna dla wszystkich, skrytobójcy tylko czekają na okazję, aby pozbyć się Sabran i zniszczyć Inys. Ead Duryan ma za zadanie bronić królowej, choć w rzeczywistości podlega zupełnie komuś innemu - tajemniczej organizacji czarodziejek.

W międzyczasie czytelnik poznaje drugą stronę mapy, czyli Wschód. Na Wschodzie spotykamy przede wszystkim Tane, która jest gotowa poświęcić dosłownie wszystko, żeby tylko spełnić swoje marzenie. Tane chce zostać jeźdźcem smoków, ale ten zaszczyt spotyka nielicznych. Wschód i Zachód nie potrafią dojść do porozumienia nawet w momencie, gdy wszystkim zagraża odradzająca się siła, gotowa zniszczyć wszystko, co napotka na swojej drodze...

Chyba jeszcze nigdy nie napisałam tak długiego wstępu, w dodatku unikając spojlerów. Nie dało się zrobić tego inaczej, ponieważ Zakon Drzewa Pomarańczy to naprawdę przeogromna, bardzo złożona powieść, z milionami bohaterów, wątków i wydarzeń. Jednak mimo swojej objętości i dość trudnej treści, czytelnik bardzo szybko i z łatwością poznaje świat wykreowany przez Samanthę Shannon.

Bohaterka, z którą związałam się najbardziej to zdecydowanie Ead. I to właśnie tę bohaterkę najbliżej poznajemy. Zaintrygowało mnie jej miejsce w królewiectwie Inys, jej charakter oraz historia. Jak to się stało, że buntownicza dziewczyna, która gardzi królową i nie jest za bardzo lubiana na dworze, przebywa właśnie tutaj? Przecież jest związana z zupełnie innym miejscem, o którym nikt inny nie ma pojęcia. Cała ta opowieść jest naprawdę wciągająca, szczególnie, że relacja między Ead a Sabran ulega gigantycznej zmianie, co zaskoczy chyba wszystkich czytelników.

Zakon Drzewa Pomarańczy to zdecydowanie feministyczna powieść, o kobietach, ale nie tylko dla kobiet. Moim zdaniem Samantha Shannon napisała książkę w duchu zdrowego feminizmu, tzn. nie obrażając przy tym mężczyzn i nie umniejszając ich roli w życiu. Wyszło jej to lepiej niż Bolesławowi Prusowi w Emancypantkach, gdzie każda kobieta jest delikatnie mówiąc głupiutka, więc ewidentnie coś poszło nie tak. Tutaj Samantha Shannon świetnie pokazała, że kobiece postacie mogą być wspaniałe, że kobiety potrafią stworzyć potężne państwo i zajmowaćsię czymś więcej, niż tylko plotkami i romansami. Uważam, że pomysł z królewiectwem jest jak najbardziej trafiony.
Czy w książce tak powszechnie wychwalanej coś mogło pójść nie tak? Wydaje mi się, że autorka przesadziła z fabułą, przez co mnogość wydarzeń, intryg, bohaterów i miejsc po prostu przytłacza czytelnika. W którymś momencie książki byłam już zmęczona fabułą, która rozwijała się w tak różnych kierunkach, że naprawdę czasami trudno było odnaleźć się w tym wszystkim. Myślę, że autorka mogła z czegoś zrezygnować albo z jednej książki stworzyć kilka tomów.

Mimo wszystko przy Zakonie Drzewa Pomarańczy spędziłam kilkanaście (o ile nie kilkadziesiąt) godzin poznając wspaniały świat smoków, magii, silnych kobiet i tajemniczych miejsc. Jeśli macie ochotę na potężną książkę, przy której spędzicie sporo czasu delektując się fantastyką, koniecznie sięgnijcie po najnowszą powieść Samanthy Shannon! Do wyboru macie dwie wersje - dwa tomy w miękkiej oprawie lub jeden tom w twardej oprawie. Nie daję tej książce najwyższej noty, raczej 4/5, ale to nadal bardzo wysoka ocena! Podsumowując, polecam i czekam na Wasze opinie. :)

Zakon Drzewa Pomarańczy, czyli najpopularniejsza książka ostatnich tygodni zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Potężna dawka fantastyki w najlepszym wydaniu. O czym opowiada ta ponad tysiącstronicowa cegła?

Pierwsze, co rzuca się w oczy to ogromna mapka na początku książki - ogromna, bo aż na trzy strony. Jednak najlepiej poznajemy królewiectwo (nie królestwo!) Inys,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Enola Holmes przejmuje dowodzenie w sprawie zaginięcia leworęcznej lady. Wciela się w postać Ivy Meshle, niejednokrotnie ryzykuje, ukrywa się i rozwiązuje kolejne zagadki. Czy Sherlock Holmes powstrzyma ją przed wyprawianiem głupot?



Drugi tom przygód Enoli przypadł mi do gustu o wiele bardziej niż pierwszy! Przede wszystkim fabuła jest lepiej skonstruowana, zagadka bardziej złożona, a Enola... coraz bardziej pomysłowa! Widać, że główna bohaterka wspaniale czuje się w swojej nowej roli. Stopniowo uczy się panować nad emocjami, poznaje mroczną stronę rzeczywistości i staje twarzą w twarz z wyzwaniami dorosłych ludzi. Coraz lepiej radzi sobie z trzymaniem języka za zębami i z udawaniem pani z wyższych sfer, czego szczerze nienawidzi!



Słowa Joanny Olech, które znajdują się na okładce drugiego tomu, tj. Ciekawa fabuła detektywistyczno - emancypacyjna to wspaniałe podsumowanie tej opowieści! Nie wspomniałam o tym przy pisaniu recenzji pierwszego tomu, ponieważ treści poruszających temat emancypacji kobiet było niewiele. Natomiast w drugim tomie autorka pisze o tym śmielej, pewniej i z jasnym przesłaniem: emancypacja jest dobra! Młodziutka Enola na samą myśl o tym, że musiałaby marnować czas na te wszystkie bzdurne rzeczy, których wymaga się od kobiet w XIX wieku aż czerwienieje ze złości. I nie ma się co dziwić! Oliwy do ognia dolewa Sherlock, który wierzy w to, że kobiety są mało inteligentne i gorsze od mężczyzn pod każdym względem. A to tylko dodatkowa motywacja dla Enoli, która za wszelką cenę nie chce wracać do domu!



Wspaniale jest patrzeć na to, jak podlotek poznaje świat - i to w pojedynkę! Enola jest wyjątkowo samodzielna i bystra. Czytelnik może być pewien, że któregoś dnia wyrośnie z niej wspaniała sufrażystka walcząca o lepszy byt dla kobiet. Ta bohaterka przekonała mnie do siebie już w pierwszym tomie, a teraz tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest warta uwagi.



Przepiękne okładki, duża czcionka i przyjemna fabuła - nie trzeba dodawać nic więcej. Serdecznie polecam serię o Enoli Holmes i mam nadzieję, że spędzicie przy niej miłe chwile. Nie zrażajcie się tym, że są to książki kierowane do młodszych czytelników. Starsi też mogą się przy nich świetnie bawić - ot, lekka lektura na rozluźnienie. Bez krwawych morderstw, ale za to z klimatem XIX - wiecznej Anglii.

Enola Holmes przejmuje dowodzenie w sprawie zaginięcia leworęcznej lady. Wciela się w postać Ivy Meshle, niejednokrotnie ryzykuje, ukrywa się i rozwiązuje kolejne zagadki. Czy Sherlock Holmes powstrzyma ją przed wyprawianiem głupot?



Drugi tom przygód Enoli przypadł mi do gustu o wiele bardziej niż pierwszy! Przede wszystkim fabuła jest lepiej skonstruowana, zagadka...

więcej Pokaż mimo to