-
ArtykułyNowa powieść Wojciecha Chmielarza „Zbędni”– zostań recenzentką/recenzentem książki!LubimyCzytać1
-
ArtykułyUlubienica przedszkolaków powraca. „Basia. Jestem w sam raz” w kinach już od 7 czerwcaLubimyCzytać1
-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
Biblioteczka
Emocjonujące zakończenie serii :) Świetna książka na jesienny weekend. Walka o odzyskanie kontroli nad Pragą, wyjaśnienie wielu tajemnic dotyczących bohaterów. No i oczywiście Walter i jego marzenia o byciu pianistą. Bardzo polecam.
Emocjonujące zakończenie serii :) Świetna książka na jesienny weekend. Walka o odzyskanie kontroli nad Pragą, wyjaśnienie wielu tajemnic dotyczących bohaterów. No i oczywiście Walter i jego marzenia o byciu pianistą. Bardzo polecam.
Pokaż mimo to2019-02-14
2018-06-01
2018-03-14
Od kilku lat w literaturze istnieje tendencja do traktowania młodszego czytelnika po macoszemu. Powieści młodzieżowe bywają irytująco naiwne - konflikty w nich wytworzone sprawiają wrażenie sztucznych, a zachowania bohaterów są irracjonalne. Można w nieskończoność wymieniać tytuły książek z gatunku Young Adult, które biją po oczach szablonowością. Dodatkowy problem pojawia się jednak, gdy książki te w założeniu powinny mieć mroczny, poważny charakter - bo jak autor ma wyważyć obraz bezlitosnego, brutalnego świata tak, by był on adekwatny dla młodszej grupy odbiorców?
"Paradoks marionetki: Sprawa Zegarmistrza", to najlepszy przykład, że tego typu kompromis jest możliwy. Autorka przedstawia obraz Pragi, której nie znamy i który od pierwszej strony trzyma czytelnika w napięciu. Pozwala nam zagłębić się w świat praskich legend oraz obserwować jak ożywają one na naszych oczach.
W "Paradoksie" intryguje rozbudowany świat. Czytelnik może odnieść wrażenie, że każdy element tła opowieści został dopracowany i przemyślany. Na szczególną uwagę zasługują tutaj bohaterowie. W niektórych książkach duża ilość postaci działa na niekorzyść opowieści. W tym przypadku jednak, historie poszczególnych bohaterów wbijają się w pamięć, sprawiają, że żaden z nich nie pozostanie czytelnikowi obojętny.
Lekki styl opowieści sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Mimo, momentami ciężkiego i przygnębiającego charakteru, "Paradoks" wciąga bez reszty, pozwalając na oderwanie się od rzeczywistości.
Od kilku lat w literaturze istnieje tendencja do traktowania młodszego czytelnika po macoszemu. Powieści młodzieżowe bywają irytująco naiwne - konflikty w nich wytworzone sprawiają wrażenie sztucznych, a zachowania bohaterów są irracjonalne. Można w nieskończoność wymieniać tytuły książek z gatunku Young Adult, które biją po oczach szablonowością. Dodatkowy problem pojawia...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-12
2017-09-20
Są dwa rodzaje kaca książkowego. Pierwszy, gdy skończyło się czytać wyjątkowo męczącą książkę. Złe wrażenie pozostawione przez lekturę, powoduje, że czytelnik reaguje wstrętem na widok jakiegokolwiek tekstu. Nawet uniwersyteckie broszurki odstraszają wtedy swoim wyglądem. Znacznie przyjemniejszy rodzaj kaca książkowego następuje wtedy, gdy po skończeniu czytania, nie możemy wyjść ze świata przedstawionego. Myślimy o bohaterach, koniecznie chcemy wiedzieć, co stanie się dalej. Takie odczucia miałam po przeczytaniu „Paradoksu Marionetki” Anny Karnickiej.
Książka opowiada o dziewiętnastoletnim Martinie, którego największym marzeniem jest dołączenie do Praskiej Szkoły Lalkarzy. Próbując zarobić na wymarzoną marionetkę, trafia do tajemniczego antykwariatu Petry Althan. Tam też dowiaduje się, że wymarzona uczelnia nie jest wyłącznie miejscem, w którym szkoli się artystów. Pod nazwą prestiżowej szkoły ukryto Kolegium Iluzji i Manipulacji, a Martin został uwikłany w skomplikowany proces rekrutacyjny, który może przejść tylko jedna, najlepsza z zaproszonych przez dyrektora osób.
Opis z okładki, a także szata graficzna, mogą nieco mylić. Jak dla mnie sam opis sugeruje bardziej, iż opowieść dotyczy wydarzeń, które będą miały miejsce po przejściu przez Martina egzaminu wstępnego. To również wzbudzało we mnie pewne obawy odnośnie tego, że „Paradoks” to kalka innych historii o szkole magii, takich jak „Harry Potter” J.K.Rowling bądź „Trylogia Czarnego Maga” Trudi Canavan. Zamiast tego autorka położyła nacisk na sam proces rekrutacyjny, przełamując tym samym schematy i tworząc dobrej jakości powieść młodzieżową z elementami detektywistycznymi.
CD. na http://zasypanaksiazkami.blog.pl/2017/09/27/nie-szukaj-drogi-znajdziesz-ja-w-sercu/
Są dwa rodzaje kaca książkowego. Pierwszy, gdy skończyło się czytać wyjątkowo męczącą książkę. Złe wrażenie pozostawione przez lekturę, powoduje, że czytelnik reaguje wstrętem na widok jakiegokolwiek tekstu. Nawet uniwersyteckie broszurki odstraszają wtedy swoim wyglądem. Znacznie przyjemniejszy rodzaj kaca książkowego następuje wtedy, gdy po skończeniu czytania, nie możemy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-14
Mało który autor wzbudza we mnie taką sympatię jak pani Dorota Gąsiorowska. I nie mówię tu o samych książkach! Odkąd przeczytałam „Obietnicę Łucji”, autorka urzekła mnie swoim stosunkiem do czytelników. Wystarczy zajrzeć na jej fanpage na Facebooku. Mimo dość pokaźnej bazy fanowskiej (blisko 3200 osób to całkiem sporo), pani Dorota stara się utrzymać kontakt z każdą osobą. Charakteryzuje się wysoką kulturą osobistą, a także zaangażowaniem – odpisuje niemal na wszystkie komentarze czytelników. Ale, ale! To w końcu miała być opinia o książce! Nie bez powodu jednak zaczęłam od Facebooka.
Z jednej strony każda książka powinna bronić się sama. Ja kocham jednak, gdy autor pokazuje jak bardzo zaangażowany jest w świat, który tworzy. Od czasu premiery „Melodii zapomnianych miłości”, na fanpage’u autorki zaczęły się pojawiać zdjęcia przedstawiające głównych bohaterów oraz miejsca charakterystyczne dla powieści. To świetny pomysł! Z podobnym spotkałam się w przypadku kampanii reklamowej książki „Zatopić Niezatapialną” Anny Hrycyszyn. Ale o tym wspominałam w innej recenzji :)
„Melodia zapomnianych miłości” to powieść obyczajowa. Opowiada historię Bianki, która będąc w złej sytuacji finansowej, otrzymuje propozycję pracy od Klary. Klara mieszka we dworze z niewidomym synem Samem oraz wiernym lokajem Vincentem. Bianka wyrusza do oddalonego setki kilometrów Kazimierza nad Wisłą, by pomóc Samowi odzyskać chęć do życia i powrócić do dawnej pasji, jaką jest muzyka.
Pierwszą rzeczą, na którą pragnę zwrócić uwagę, jest niesamowite dopracowanie bohaterów. Każda postać ma swoją historię – z pozoru nieistotne wątki bohaterów drugoplanowych przyciągąją uwagę i pochłaniają czytelnika bez reszty. Ba! Czasami miałam wrażenie, że historia babci Serafiny, czy nawet właścicieli pobliskiej plantacji winorośli przyciąga moją uwagę bardziej niż wątek główny. Czy to wada? Nie sądzę. Cała książka utrzymana jest w dosyć powolnym, kojącym tempie. Przypomina mi to trochę rozwój akcji w serii o Ani z Zielonego Wzgórza. Jednak mimo tego spokojnego tempa, wszystko wokół żyje. Miasto, dwór, bohaterowie… Opowieść po prostu przyciąga.
Druga sprawa, to obrazowość. Mało która książka tak bardzo zachęciła mnie do podróży, jak „Melodia zapomnianych miłości”. Zabytki Kazimierza i inne pobliskie lokacje… Opisy autorki działają na wyobraźnię i przede wszystkim na zmysły. Sztuką jest stworzyć taki tekst, który jednocześnie oddając klimat miejsca, nie zanudzałby czytelnika i zmuszał do przerzucenia kilku kartek. A tak zupełnie odchodząc od tematu, imponuje mi to, że pani Dorota wszystkie książki pisze ręcznie. Zaglądając na jej fanpage, moglibyście dostrzec zdjęcia zapisanego stosu zeszytów. Ale podobno pisanie bez użycia komputera pomaga aktywować nasze kreatywne i zmysłowe części mózgu. Pisanie na komputerze dopiero wszystko w logiczny sposób porządkuje (przynajmniej tak twierdzi Katarzyna Bonda).
Nie będę się za dużo rozpisywać – książka jest naprawdę dobra i zasługuje na każdą minutę poświęconą jej czytaniu. Chciałam tylko wspomnieć jeszcze o mojej ulubionej bohaterce – babci Serafinie. Archetyp mędrca zamknięty w postaci starszej kobieciny. Na pewno polubicie bystrość jej umysłu, połączoną z przezorną zabobonnością, tak charakterystyczną dla dawnej polskiej wsi.
Mało który autor wzbudza we mnie taką sympatię jak pani Dorota Gąsiorowska. I nie mówię tu o samych książkach! Odkąd przeczytałam „Obietnicę Łucji”, autorka urzekła mnie swoim stosunkiem do czytelników. Wystarczy zajrzeć na jej fanpage na Facebooku. Mimo dość pokaźnej bazy fanowskiej (blisko 3200 osób to całkiem sporo), pani Dorota stara się utrzymać kontakt z każdą osobą....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-05
W zeszłym roku przeczytałam debiutancką książkę Magdy Stachuli. „Idealna” zachwycała – zarówno pomysłem, formą (narracja prowadzona równolegle z perspektywy czterech postaci robiła wrażenie na czytelniku), ale i również lekkim stylem pisania. Dlatego też otrzymując od wydawnictwa Znak Literanova propozycję zrecenzowania kolejnej książki „polskiej mistrzyni thrillera psychologicznego”, nie wahałam się zbyt długo.
Wobec „Trzeciej” byłam bardzo wymagająca. Po pierwsze dlatego, że wydawnictwo Znak określa Magdę Stachulę jako mistrzynię w swoim gatunku. Opowieść miała spędzać sen z oczu oraz intrygować (podobne słowa znajdowały się na okładce „Dziewczyny z pociągu”, wobec której czytelnicy nadal mają podzielone opinie). W rzeczywistości pierwsze dwieście stron, zarówno strukturą, jak i pomysłem przypomina debiut autorki. Kilka wątków, które z pozoru się nie łączą, dopiero na końcu ukazują zaskakujące, zwalające z nóg zakończenie. Praktycznie do końca książki miałam pewność, że schemat znany z „Idealnej”, wykorzystany ponownie nie zadziała. Czekało mnie jednak miłe zaskoczenie, chociaż… Wciąż mam wrażenie, że „Trzecia” jest lepiej wykonaną wersją pierwszej książki autorki. Na pewno będę czekać na kolejną publikację, by sprawdzić, czy po raz kolejny wykorzysta sprawdzoną technikę, czy pokusi się o zupełnie nowy pomysł prowadzenia fabuły.
Główna bohaterka jest terapeutką, co również sprawiło, że wyjątkowo skrupulatnie patrzyłam autorce na ręce. Magda Stachula nie pominęła jednak żadnego aspektu tej pracy. W przystępny sposób przedstawiła czytelnikowi specyfikę zawodu, drogę szkolenia, a także ewentualne trudności podczas prowadzenia terapii. Research został przeprowadzony z dokładnością i wiernością realizmowi. Punkt zaliczony.
Rozłożenie narracji pomiędzy trzech bohaterów pozwoliło na sprytne ukrycie intrygi książki. Wiem, że piszę bardzo ogólnikowo, jednak trudno jest wyjaśnić sprawne fabularnie zagranie autorki, nie zdradzając zakończenia powieści. Z drugiej strony momentami wątki prowadzone w postaci narracji Lilliany oraz Antona wydają się sztucznie wydłużone i niepotrzebne. Po zapoznaniu się z całością książki czytelnik może odnieść wrażenie, że został zagadany milionem sytuacji, które w ostatecznym rozrachunku i tak nie wpływały na rozwój fabuły. Szczególne zarzuty mam tu wobec motywu, wyjaśniającego nietypowy tytuł powieści. Samo określenie „Trzecia” jest efektem wątku drugoplanowego.
Wyjątkowo podoba mi się skład książek Magdy Stachuli. Wygodny dla oczu druk oraz krótkie rozdziały sprzyjają szybkiemu czytaniu „Trzeciej”. Praktycznie każda scena stanowi osobny rozdział, dzięki czemu, nawet czytając wyrywkowo w ciągu dnia, łatwo odnaleźć się w całości fabuły. Pierwszoosobowa narracja również nadaje tekstowi przyjemny rytm. Z drugiej strony w książce spowodowała ona pewne rozleniwienie czytelnika. Przedstawienie wszystkich emocji bohaterów w formie strumienia świadomości minimalizuje konieczność wykorzystania wyobraźni.
W zeszłym roku przeczytałam debiutancką książkę Magdy Stachuli. „Idealna” zachwycała – zarówno pomysłem, formą (narracja prowadzona równolegle z perspektywy czterech postaci robiła wrażenie na czytelniku), ale i również lekkim stylem pisania. Dlatego też otrzymując od wydawnictwa Znak Literanova propozycję zrecenzowania kolejnej książki „polskiej mistrzyni thrillera...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-11
Pewnie każdy z nas zna uczucie trzymania w rękach nowonarodzonego dziecka. Czułam się bardzo podobnie, mogąc przeczytać historię „Niezatapialnej” zaledwie kilka dni po jej lutowej premierze! Wydanie książki poprzedziła fantastyczna akcja reklamowa wydawnictwa Genius Creations. Kilka dni przed premierą mogliśmy zobaczyć zdjęcia kobiet stylizowanych na główne bohaterki powieści. Jedni powiedzą, że to wyręczanie naszej wyobraźni. Dla mnie stanowiły niesamowity wstęp do świata przedstawionego w książce. Dzięki wcześniejszemu zapoznaniu się z wizerunkami bohaterek, miałam wrażenie, że znam je od zawsze.
Premiera odbyła się tydzień przed Dniem Kobiet. Wiele osób przy okazji 8 marca wspominało, że rzadko główne bohaterki są kobietami – a jeżeli już tak się zdarzy, to one muszą być ratowane z opresji. Tutaj sytuacja ma się zupełnie inaczej…
„Marita nie była głupia; żadna z dziewcząt na „Niezatapialnej” nie była.”
Co więcej! Mamy do czynienia z jedyną damską załogą piracką… w historii? Stawiam dobre, hiszpańskie piwo, temu, kto zna opowieść o kobietach dokonujących abordażów. Ba! Jedynym mężczyzną na pokładzie „Niezatapialnej” jest kucharz – tak nawiasem mówiąc, przesympatyczna postać. Wyobrażacie to sobie? Załoga kobiet i jeden facet. Czy jest ktoś, kto odważyłby się stawić im czoła? Nie powiem. Przeczytacie sami.
Załoga na „Niezatapialnej” to jedna wielka rodzina. Czytając opowieść, ma się wrażenie, że każdą z dziewczyn zna się od wieków. Kass, Nes, Grację, Heile. Zresztą, wyobraźnia podpowiada mi, że warto byłoby stać się częścią tej wariackiej ekipy. Książka zawiera wszystko, czego moglibyśmy się spodziewać po klasycznej opowieści o piratach. Śpiewy, tańce, dużo alkoholu i… wątek miłosny? Czy bezwzględna kapitan pirackiego statku może nagle się zakochać?
Książka została napisana w przystępny sposób. Czyta się ją szybko, język jest zgrabny i płynny. Szczególne wrażenie wywarły na mnie opisy, które poruszają każdy zmysł czytelnika. Autorka przywiązała ogromną uwagę do szczegółów – wygląd karczmy, zapachy, dźwięki – wszystko opisane z ogromną dbałością. Część opowieści stanowią także retrospekcje. Płynne operowanie czasem pozwala zachować dynamikę książki, mimo fragmentów o polityce i historii (jak dla mnie te wątki zawsze spowalniają opowieść).
Na uwagę zasługują także opisy relacji i emocji. Stosunki pomiędzy bohaterami są naturalne. Każda postać została dokładnie przemyślana i dopracowana przez autorkę. Musiało to być nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę ilość bohaterów, którzy przewinęli się przez opowieść. Jednak za największy plus książki uważam zgrabne ujęcie tematyki zmysłowości pomiędzy postaciami. Dawno nie widziałam tak delikatnych i zgrabnych opisów najbardziej intymnych momentów życia bohaterów.
„Niezatapialna” od tej pory będzie należeć do moich ulubionych książek. Polecam każdemu – na naładowanie energii, przeżycie niesamowitych przygód oraz emocji – przyszykujcie się na chwile wzruszenia, napięcia i śmiechu. Koniecznie musicie się dowiedzieć, czy komuś udało się „Zatopić Niezatapialną”.
Pewnie każdy z nas zna uczucie trzymania w rękach nowonarodzonego dziecka. Czułam się bardzo podobnie, mogąc przeczytać historię „Niezatapialnej” zaledwie kilka dni po jej lutowej premierze! Wydanie książki poprzedziła fantastyczna akcja reklamowa wydawnictwa Genius Creations. Kilka dni przed premierą mogliśmy zobaczyć zdjęcia kobiet stylizowanych na główne bohaterki...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-29
2016-12-12
Bardzo dobra antologia o doskonałych, różnorodnych bohaterach :) daje szansę na chwilę refleksji nad tym, czy współczesna literatura nie robi się trochę nudna, gdy pomijamy w niej osoby z niepełnosprawnościami bądź po prostu osoby neuroróżnorodne.
Bardzo dobra antologia o doskonałych, różnorodnych bohaterach :) daje szansę na chwilę refleksji nad tym, czy współczesna literatura nie robi się trochę nudna, gdy pomijamy w niej osoby z niepełnosprawnościami bądź po prostu osoby neuroróżnorodne.
Pokaż mimo to