-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać110
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik2
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Dobre opowiadanie powinno być zwięzłe, każde zdanie powinno wprowadzać nową informację lub wpływać na czytelnika, bezpośrednio rozwijać myśl poprzednią i wprowadzać do kolejnej. Dobre opowiadanie powinno być krótkie, a pozostawiać czytelnika z otwartą gębą na dłuższą chwilę. Takiej filozofii, filozofii współczesnego opowiadania, chyba nie podzielał Mann, który nie tylko umiał wprowadzić elementy nudy (nudy jako braku akcji) w swoje wielkie powieści, ale nawet i w tak skondensowany gatunek jak opowiadanie. W ten sposób np. w Mariu i czarodzieju czytelnik może utożsamić się z nudzącymi się bohaterami przedstawienia i współodczuwać z nimi kolejne etapy opowieści. Podobnie w Śmierci w Wenecji, powolny klimat opowiadania wciąga nas, zresztą z zaskoczenia, nie pozwala wejść w opowiadanie tylko na chwilkę, jak to nauczylismy się z nim czynić.
Rzeczywiście w Śmierci w Wenecji przez zdecydowaną większość opowiadania nie dzieje się nic wielkiego, wszystkie WYDARZENIA można zmieścić w jednym tylko fragmencie. Niemalże całość polega na ciągu myśli bohatera o pięknie godnych Platona, spostrzeżeń dotyczących Wenecji, przenikających przez leniwą, niezmuszającą do działania aurę wczasów. Taka opieszałość pisarza potrafi wytrącić czytelnika z równowagi, zmusić do odłożenia książki, z drugiej strony pozwala na wgłębienie się w fabułę z innego punktu widzenia. Ale choć rozumiem ten zabieg i całą historię, z perspektywy całej literatury, nie tylko Manna, ale również opowiadań czy powieści o podobnej stylistyce, nie jestem przekonany, czy Śmierć w Wenecji zasługuje na ten zachwyt. Notabene efekt znacznie pogarsza ekranizacja Viscontiego, która "narrację poprzez rozmyślania" sprowadziła do jeszcze mniej naturalnej formy - która w dziedzinie literatury jeszcze broniła się ciekawą konwencją.
Dobre opowiadanie powinno być zwięzłe, każde zdanie powinno wprowadzać nową informację lub wpływać na czytelnika, bezpośrednio rozwijać myśl poprzednią i wprowadzać do kolejnej. Dobre opowiadanie powinno być krótkie, a pozostawiać czytelnika z otwartą gębą na dłuższą chwilę. Takiej filozofii, filozofii współczesnego opowiadania, chyba nie podzielał Mann, który nie tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Czarodziejska góra" to książka, którą bardzo trudno opisuje się ze względu na jej wielozadaniowość i sposób kreacji. Jest to pełną gębą najważniejsze dzieło Tomasza Manna - nie ze względu na to, że jest najlepiej napisane czy że ma największą wartość moralną, ale pisane i poprawiane przez wiele lat, zarówno stylistycznie, jak i merytorycznie, nabrzmiało intensywnością i zapewne osobistością. Wielozadaniowa jest dlatego, że opisuje praktycznie wszystkie aspekty życia istotna dla Tomasza Manna, została zaprogramowana na arcydzieło, na życiowe wyznanie wielkiego pisarza, na twór absolutny i wyrażający całą esencję autora. Bardzo trudno o nim mówić bez zdradzania akcji, bo nie ma tu akcji w sensie stricto beletrystycznym - określana jest poprzez myśli i słowa bohaterów, które mają najczęściej zabarwienie dwuznaczne lub symboliczne i stanowią podstawę wiecznych przemian w każdym z nich. Nie da się więc pisać o "Czarodziejskiej górze" bez uchylania rąbka tajemnicy, a to już pewne znamiona kunsztu rzemieślniczego, jaki pisarz posiada.
Wierzchem góry lodowej jest motyw choroby - choroby Joachima Ziemssena do którego Hans przyjeżdża do sanatorium w "Berghofie" i choroby innych bywalców sanatorium, która od samego początku nabiera dwuznaczności. Na każdej stronie Mann wskazuje, czym może być choroba i czym może być życie "tu w górze". Po kuracji w Berghofie nikt nie schodzi na dół taki sam, a jeśli w ogóle schodzi, to tylko po to, żeby na górę wrócić.
Lwią część powieści zajmują dysputy Włocha Settembriniego i Leona Naphty, w których uczestniczy Hans Castorp. Mann odnotowuje i poddaje dialektyce niemal wszystkie antagonizmy filozoficzne - teizm i ateizm, relatywizm i absolutyzm moralny, tolerancja i fanatyzm, monizm i dualizm, wojnę i pacyfizm, agresję i bierność etc. etc. - dialektyka ta jest bardzo wiarygodne i całe systemy światopoglądowe przejmowane przez dwóch filozofów, których można wręcz uznać za symbole. Wydają się zresztą mówić zbiorowym głosem "swoich" epok: rozumu a wiary. Nieustające spory polegają na próbie wyłożenia większej ilości paradoksów i niejasności w poglądach przeciwnika. Pojedynki te wprowadzają rzeczywiście niezły zamęt, szczególnie, że intensyfikują odwieczne problemy filozoficzne, społeczne i polityczne w "małej przestrzeni" książki. Jakże jałowe są wszelkie spory!
Z tych rozmów wynika oczywiście bardzo wiele i każda z nich, czy to z samym Settembrinim czy pomiędzy dwoma dialektykami, wpływa bardzo na życie duchowe Hansa Castorpa, motywuje go, zmienia. Za Markiem Wydmuchem z posłowia do wyd. z 1982 roku powiem, że Hans Castorp, jak wszyscy bohaterowie Manna, miał wiele cech swojego twórcy - podobnie jak Tomasz Mann pochodził z nadmorskiego, "typowo mieszczańskiego" miasteczka, odziedziczył wielką fortunę i szkolił się do pracy, do której nieszczególnie się palił. Dla Manna literatura stała się przyczyną odbicia się od mieszczaństwa, dla Hansa Castorpa - czarodziejska góra-Berghof. Uczestniczenie Castorpa w życiu intelektualnym Settembriniego, którego traktował jako swego mentora, i Leona Naphty, stały się przyczyną przemian jego prostego, uporządkowanego umysłu mieszczanina. Zaczęły ozdrawiać jego umysł, niezależnie jak niewiele z nich wynikało.
Nie tylko one. Jest jeszcze ta-ona, Kirgizka, do której 23-latek nie może wypowiedzieć ani jednego słowa, dziewczyna trzaskająca drzwiami i bardzo go tym drażniąca, która w ogóle bardzo dziwnie na niego działa i intryguje, na tyle mocno, żeby przez cały okres pobytu w Berghofie ją bacznie obserwował, wytężał słuch na wykładach doktora Krokowskiego o tożsamości choroby i miłości.
Dla Hansa Castorpa jednak ważniejsze są jego własne pytania, których rozwiązania nikt się nie podejmuje. Pytania trochę zbyt nagminne i bardzo laickie, ale można to zrzucić na karb laickości samego Hansa Castorpa.
Dotyczą czasu, konkretniej porównywania czasu spędzonego na nizinie i tu, w górze - na temat czasu spędzanego aktywnie od czasu w którym wszystko się cyklicznie powtarza. Można by je nazwać rozważaniami na temat czasu rzeczywistego i psychologicznego, bo tym w istocie są, choć sięgają głębiej.
Próbuje przeniknąć niepodzielność czasu i jego istnienie, skoro składa się z nieskończonej ilości niezliczonych punktów. Podobnież, gdzie zaczyna się życie, skoro składa się z samych martwych komórek? Każdy w Berghofie jest w stanie nauczyć go w jakiejś dziedzinie wiedzy, ale pomimo tego problemy te nie wydają się być mniej ciążące.Im większą wiedzę zdobywa w dziedzinie filozofii, biologii, chemii - tym więcej tych pytań się nasuwa. Filozofia Castorpa na temat czasu i życia powoli sunie do przodu i z każdym dniem rozwija się.
A co z muzyką? Co z pięknem Wagnera? Tannhausera, którego Joachim tak kocha, i w którym może znaleźć ukojenie, kiedy czuje się opuszczony, samotny? A co z nadchodzącą wojną do której pułkownik Joachim Ziemssen, który jest żołnierzem, musi wyzdrowieć, by bronić Niemiec przed stagnacją? Co z tą wojną, która jakoś się przewija między stronicami i wydaje się być równie istotnym elementem całości?
Wszystko to daje wieloznaczny wizerunek choroby, bo rzeczywiście o chorobę tu wszędzie chodzi. Nie jestem pewien, czy do końca dobrze. Wiele opisywanych przez Manna rzeczy stanowi rzeczywistą krytykę choroby i ludzi, którzy uzależniają się od sanatoryjnego życia, szczycą się swą chorobą i umierają w niej - z drugiej strony choroba wydaje się być czymś dobrym, miłością, duchem, transcendentem, rozwojem. Ta dwuznaczność często przytłacza, wymaga - bywa trudnością, gdyż wiadomo, że nie mamy do czynienia ni to ze standardową powieścią realistyczną, ni z oniryczną parabolą.
Zresztą nie czyta się "Czarodziejskiej góry" zbyt sielankowo, bo wątki toczą się naprzemiennie, z różną intensywnością; przepełnione patosem i bojowniczością dialogi bywają ucinane jednym akapitem nim przejdzie się do śniadania, werandowania, koncertu muzycznego, przechadzki. Bywa to męczące, utrudnia czytanie, ale jest tylko dowodem na wielki format na jaki zdobył się Tomasz Mann. Ostatecznie skupiając w sobie tyle wątków (a także wiele innych, na tyle wynikowych z powyższych lub epizodycznych, że wstyd o nich pisać potencjalnemu czytelnikowi jeszcze przed lekturą "Czarodziejskiej góry") niemożliwe było uniknięcie takiej ilości przeskoków, żeby lektura pozostała zajmującą. Dla wielu osób filozoficzne dialogi będą bardzo wymagające, szczególnie, że Tomasz Mann zdaje się nie zamierza pomagać czytelnikowi w osądzaniu bohaterów i ich sporów.
Sposób nieingerowania narratora w prawie żadną sytuację jest z pewnością próbą zafundowania czytelnikowi trochę czarodziejskiej góry. Tomasz Mann z pewnością spisał się świetnie jako twórca jednej z nich - "Czarodziejska góra" ocieka mistycyzmem, sprawia, że człowiek przez okres jej czytania musi pozwolić się wchłonąć w atmosferę tego miejsca. "Czarodziejska góra" mnie jako tako nie zmieniła, nie mogę do końca nadać jej tego samego charakteru co przedmiot książki - ale na pewno świetnie oddaje problemy mieszczaństwa, w którym Mann dopatruje się, podobnie jak w "Buddenbrookach", pewnego rodzaju zła, dorobkiewiczostwa, zaniku ducha, i w PODOBNY sposób można ją rozumieć też dzisiaj. Ostatecznie uważam, że to przede wszystkim powieść o zbieżnościach i antagonizmach panujących - nie tylko w kulturze europejskiej.
"Czarodziejska góra" to książka, którą bardzo trudno opisuje się ze względu na jej wielozadaniowość i sposób kreacji. Jest to pełną gębą najważniejsze dzieło Tomasza Manna - nie ze względu na to, że jest najlepiej napisane czy że ma największą wartość moralną, ale pisane i poprawiane przez wiele lat, zarówno stylistycznie, jak i merytorycznie, nabrzmiało intensywnością i...
więcej Pokaż mimo to