Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Początek ciekawy i obiecujący, ale potem coraz gorzej. NIe mam pojęcia kto daje tak wysokie oceny, ale jeśli szukacie czegoś oryginalnego i miłego na wieczór, to Mrok we krwi nie jest dobrą pozycją. Przebrnąłem przez ponad 200 stron nie wiem na co mając nadzieje, ale z każdą "przygodą" byłem coraz bardziej znudzony. Najlepiej ducha tej książki oddaje chyba, że wszystkie "przygody" przebiegają według oklepanego schematu:
1. Bohaterowie (często na super ważnej misji od której zależy los świata) trafiają przypadkiem na ZŁYCH ludzi (żołnierzy, oprychów, itp itd.), którzy napadają na biednych wieśniaków, czy dziewice w opałach.
2. Wiedząc, że może to grozić ich misji rzucają się na ratunek.
3. Dzięki plot armorowi ratują w ostatniej chwili biednych nieszczęśników.
4. Plot armor znowu działa i dzięki temu wśród uratowancyh jest jakaś ważna postać dla fabuły.
5. Bohaterowie ruszają kilkadziesiąt kilometrów dalej i znowu przypadkiem trafiająna ZŁYCH ludzi, którzy męczą tych dobrych.

Nuda.

Początek ciekawy i obiecujący, ale potem coraz gorzej. NIe mam pojęcia kto daje tak wysokie oceny, ale jeśli szukacie czegoś oryginalnego i miłego na wieczór, to Mrok we krwi nie jest dobrą pozycją. Przebrnąłem przez ponad 200 stron nie wiem na co mając nadzieje, ale z każdą "przygodą" byłem coraz bardziej znudzony. Najlepiej ducha tej książki oddaje chyba, że wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciężko być oryginalnym pisząc o wikingach, gdyż temat to niezmiernie popularny od wielu, wielu lat, jednak Lewandowskiemu się o dziwo udało . Trochę się bałem sięgając po tę książke ze względu na trochę zbyt bajkową okładkę, obiecującą typowy kicz w stylu osierocony potomek mądrego wodza musi wyruszyć w podróż pełną niebezpieczeństw, aby zemścić się na zabójcy swego rodu po drodze zabijając tabuny wrogów. Jednak tego w opowiadaniach Lewandowskiego nie ma, jest za to dużo humoru i co najpiękniejsze - lekkość pióra, która gwarantuje świetne dialogi i barwne opisy, czy to bitew, czy żmudnych i brudnych czynności życia codziennego. No bo ile można czytać o nieustannych walkach i śmiałych intrygach pozwalających głównym bohaterom ominąć śmierci o włos? Tutaj bohater pół bitwy nie może się dopchać do przodu, a postrzelony w noge leży i dochodzi do siebie, a nie rzuca się na całą armie zabijając rycerzy w zbrojach płytowych swym groźnym spojrzeniem.
Co mnie szczególnie urzekło, to umiejętność autora dostosowania spojrzenia na świat bohaterów w odczuciu ich autentycznych kultur (a przynajmniej tego co o nich dzisiaj wiemy)

Ciężko być oryginalnym pisząc o wikingach, gdyż temat to niezmiernie popularny od wielu, wielu lat, jednak Lewandowskiemu się o dziwo udało . Trochę się bałem sięgając po tę książke ze względu na trochę zbyt bajkową okładkę, obiecującą typowy kicz w stylu osierocony potomek mądrego wodza musi wyruszyć w podróż pełną niebezpieczeństw, aby zemścić się na zabójcy swego rodu po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Większość autorów fantasy trzyma się utartych schematów - jedno wielkie cesarstwo, kilka pomniejszych królestw, parę miast-państw i gdzieś na obrzeżach tego barbarzyńcy, nomadzi i inni mongołowie, czasem magia jest na wymarciu, czasem czymś normalnym :), co samo w sobie nie jest niczym złym, bo zwykle historia i bohaterowie są tak wciągający, że są to tylko dekoracje. Jednak co jeśli do bohaterowie nie potrafią zaintrygować, a wielka wyprawa przez pół świata zajmuje 20 stron? Wtedy byle pierdoła potrafi oderwać od książki, do której potem nie chcę się już wracać. I tak jest niestety w przypadku Serca Lodu.
Przeczytałem pierwsze sto stron i po prostu kompletnie mnie nie obchodzi, co wydarzy się dalej. Może dałbym drugą szansę, gdyby nie styl pisania autora, którego nie cierpię, a który Piekara kiedyś w jednym wywiadzie ładnie przedstawił. Parafrazując:
"Spotyka się dwóch fizyków jądrowych i zaczyna dyskusje:
- Cześć Jurek, słyszałeś o tej nowej teorii ****. Jak wiesz jądro atomu podzielone jest na protony i neutrony...."
I następnie wykład na temat podstaw fizyki. Saulski robi to samo, długie monologi bohaterów, tylko po to, żeby czytelnik wiedział po pierwszych 50 stronach, jak wygląda historia świata i różnych krucjat. Jeśli jako pisarz nie potrafi tego zgrabniej przeprowadzić, to może niech lepiej nie pisze.

Większość autorów fantasy trzyma się utartych schematów - jedno wielkie cesarstwo, kilka pomniejszych królestw, parę miast-państw i gdzieś na obrzeżach tego barbarzyńcy, nomadzi i inni mongołowie, czasem magia jest na wymarciu, czasem czymś normalnym :), co samo w sobie nie jest niczym złym, bo zwykle historia i bohaterowie są tak wciągający, że są to tylko dekoracje. ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Słaba, a nawet bardzo słaba.

Po świetnych cyklach o Koniaszu i Baklym sięgnąłem po "Zakutego w stal" bez wahania, tym bardziej, że lubię klimat postapo. Niestety po rozpoczęciu czytania co kilka stron byłem zmuszony zerkać raz po raz na okładkę, aby się upewnić, czy na pewno widnieje na niej nazwisko "Zamboch". Po dobrnięciu do mniej więcej połowy dałem sobie spokój i opuściłem Sandersa wraz z jego czołgiem.
Odnoszę wrażenie, że "Zakuty w stal" jest książką pisaną na siłę, która z początku miała być opowiadaniem, ale z jakiegoś powodu autor postanowił je przekształcić w ponad 700 stron lania wody i nudnych monologów, co jest szczególnie zaskakujące, gdyż mocną stroną Zambocha była umiejętność tworzenia ciekawych i barwnych postaci o niebanalnych cechach. Tutaj jest na odwrót - autor wydaję się po prostu iść na łatwiznę i odhaczać kolejne "must be" w każdej średniawej książce.
A więc mamy:
- tajemniczy kapitan z tajemniczą przeszłośćią o tajemniczych motywach..
- główny bohater, który niby nic nie wie, ale potem jednak okazuję się być ekspertem we wszystkim...,
- olbrzymi i groźny kolega/przyjaciel, który jednak ma dobre serduszko...
- zły i głupi dowódca osobistej straży głowy karawany
- zły, duży, mściwy, głupi podkomendy złego i głupiego dowódcy
- kilka pięknych dam w opałach, które oczywiście od pierwszego spotkania z nudnawym głównym bohaterem wypowiadający jeden nieśmieszny żart zaczynają się w nim podkochiwać...

itd. itd. Ze wszystkiego najgorsze wydają mi się dialogi (a raczej monologi) głównego bohatera z jakimś tam specem od wszystkiego, podczas których dyskutują na przeróżne tematy, co ma najprawdopodobniej przybliżyć nam świat oraz jego historię, ale są one tak toporne i drętwe, że nawet wielka wojna AI z człowiekem wydaję się przez nie ogromnie nudna.

Nie polecam "Zakutego w stal" nawet na nudne wieczory - już lepiej przeczytać kolejny raz "Na ostrzu noża"

PS Nie jestem pewien, ale wydaję mi się, że tłumacz też dał strasznie ciała.

Słaba, a nawet bardzo słaba.

Po świetnych cyklach o Koniaszu i Baklym sięgnąłem po "Zakutego w stal" bez wahania, tym bardziej, że lubię klimat postapo. Niestety po rozpoczęciu czytania co kilka stron byłem zmuszony zerkać raz po raz na okładkę, aby się upewnić, czy na pewno widnieje na niej nazwisko "Zamboch". Po dobrnięciu do mniej więcej połowy dałem sobie spokój i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moim pierwszym wrażeniem po przeczytaniu ostatniej strony kolejnych przygód Mordimera Madderina było uczucie nasycenia, które niestety prysło w kilka chwil po tym gdy powróciłem do świata w którym jednak Jezus umarł na krzyżu. Czemuż to? Bowiem książka zapowiadana jako najgrubsza z całej serii praktycznie nic nowego nie wniosła do uniwersum Inkwizytorów, co może wadą samo w sobie nie jest, jednak grzechem autora jest nieposunięcie się w wątku fabularnym choćby o piędź. Mamy więc kolejną wyprawę i śledztwo, walkę z demonami i ratowanie świata przez Mordimera. Może i by to mogło mnie całkowicie zadowolić, gdyby nie to, że czekając tyle czasu jednak oczekiwało się czegoś więcej. Niestety, każda poprzednia część, nie dość, że chudsza, to zawierała przynajmniej dwa opowiadania, tutaj mamy jedno, którego obszerność nie została wykorzystana do rozwinięcia poprzednich wątków, czy odkrycia choćby kilku wydarzeń historycznych, które ukształtowały zastany świat, tak więc po raz pierwszy dzieło p. Piekary zaczęło się dłużyć i zniknęła obawa, która towarzyszy każdemu czytelnikowi przy dobrej lekturze, mianowicie ilość kart pozostałych do końca.

Tak więc jak zwykle pobożny Mordimer, aby móc przeżyć na czymś więcej niż wodzie i modlitwie bierze misję od Teofila Dopplera, z początku wydawać się by mogło niezbyt trudną, acz uciążliwą, gdyż musi się udać na północ do średniej wielkości miasteczka Emden. Tam oczywiście zadanie się komplikuje i wraz z kupcem, Oktawianem van Dijk, który to poprosił o pomoc musi udać się na wyspy Farskie, aby odnaleźć teścia, a zarazem przyjaciela i wspólnika rzeczonego kupca.

W książce jest wszystko, co czyniło książki Piekary tak miłymi w lekturze: brutalność świata, kryminale zagadki, piękne kobiety, szczypta mocy nadprzyrodzonych, ciekawe przemyślenia bohatera, niebezpieczne demony, a wszystko to w świecie, gdzie Jezus zszedł z Krzyża i pokarał tych, którzy w niego nie uwierzyli.
Moja ocena jednak to tylko 6, gdyż całość wygląda trochę jak robiona z szablonu (wymyślić jakąś historię i wstawić wszystkie wymienione wyżej cechy na chybił trafił), akcja momentami zbyt się ciągnie, a książka mimo swej objętości i czasu oczekiwania jest słabsza od poprzednich części.
Oczywiście "fani" i tak kupią, ale jak ktoś jest w trakcie czytania innych książek, bądź mu się jakoś szczególnie nie spieszy, a jednak chce przeczytać, to polecam poczekać na jakieś promocje, bądź też niech wypożyczy z biblioteki, gdyż wracać do Kościanego Galeona raczej się nie będzie.

Moim pierwszym wrażeniem po przeczytaniu ostatniej strony kolejnych przygód Mordimera Madderina było uczucie nasycenia, które niestety prysło w kilka chwil po tym gdy powróciłem do świata w którym jednak Jezus umarł na krzyżu. Czemuż to? Bowiem książka zapowiadana jako najgrubsza z całej serii praktycznie nic nowego nie wniosła do uniwersum Inkwizytorów, co może wadą samo w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka dobra, aczkolwiek nie poleciłbym jej w pierwszej kolejności, szczególnie ludziom nowym w świecie fantasy. Jej największym plusem są zdecydowanie bohaterowie, którzy są złożeni jak na ludzi i nieludzi przystało - nie jest to książka o dobrotliwych i pełnych wszelakich cnót bohaterach, którym jedynym marzeniem jest walka ze złem i ratowanie dziewic.
Urzekł też główny bohater, który marząc o chwale i przygodzie, gdy wbrew opisie książki wcale nie przypadkiem trafia w jej wir marzy tylko o powrocie do ciepłego łóżka i dawnej nudy, gdyż w opowieściach o wielkich bohaterach nie było wspomniane o bolącym zadku po całodniowej jeździe konnej, czy komforcie spanie w lesie w przemoczonych obraniach.

Jednak skupiając się na złożoności bohaterów, Williams zapomniał, bądź też nie miał pomysłu na wykreowany świat, który jest zupełnym przeciwieństwem skomplikowanych charakterów głównych postaci. Tutaj rządzi prostota w negatywnym tego słowa znaczeniu - jest kilka krajów, które zostały podbite w jedno królestwo, każdy składa się praktycznie tylko se stolicy, a kmiotki są pokazywane tylko wtedy, gdy trzeba zrobić jakąś większą rzeź.

Największym grzechem autora jest jednak ułatwianie sobie roboty "przeznaczeniem" i "zbiegami okoliczności" co w za dużej ilości staje się jedną z największych wad każdego fantasy, a tutaj spotykamy się z tym prawie na każdym kroku. Akcje w stylu "gdyby pojawił się minutę później wszystko by przepadło" są tutaj na okrągło, a ścieżki bohaterów splatają się w niemożliwych kombinacjach.

Mógłbym przyczepić jeszcze do trochę ubogiej religii i dziwnych stosunkach feudalnych, ale to już byłoby może za wiele dla Króla Burz i źle bym skończył

Książki jak już wspomniałem nie poleciłbym w pierwszej kolejności, ale gdyby ktoś naprawdę już miał problem ze znalezieniem dobrego fantasy, to "zapodałbym" mu "Smoczy tron", gdyż jednak jest to kawał poważnego fantasy w którym jeżeli się przymknie oko na liczne niedociągnięcia, to można znaleźć remedium na nudne wieczory.

PS Autora opisu tej książki powinno się wychłostać, gdyż jego opis można przyrównać do streszczenia Nowego Testamentu w poniższy sposób "Jezus, młody cieśla musi uratować świat przed złem razem z przypadkowymi ludźmi, którzy zostają jego Apostołami, ich drużyna zwana jest Ligą Dobra".

Książka dobra, aczkolwiek nie poleciłbym jej w pierwszej kolejności, szczególnie ludziom nowym w świecie fantasy. Jej największym plusem są zdecydowanie bohaterowie, którzy są złożeni jak na ludzi i nieludzi przystało - nie jest to książka o dobrotliwych i pełnych wszelakich cnót bohaterach, którym jedynym marzeniem jest walka ze złem i ratowanie dziewic.
Urzekł też główny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Witaj w świecie, gdzie cywilizacja legła w gruzach po starciu z potęgą Natury, a resztki ludzkości, której wydawało się, że potrafiła ujarzmić planetę żyje na małych skrawkach Ziemi, których nie wchłonął jeszcze tajemniczy i śmiercionośny Las.
Jeden z ocalałych, Stas Łogin, drobny myśliwy, żyje z dnia na dzień razem ze swoim przyjacielem i mentorem do czasu aż ten zostaje porwany. Stas ruszając w pogoń jeszcze nie wie, że będzie musiał się zmierzyć z demonami przeszłości o których pragnął zapomnieć, a w jego przeszłości tkwi klucz, który na zawsze zmieni jego przyszłość.

Książka bardzo dobra jako lekka lektura przed snem, akcja dzieje się praktycznie cały czas, a fabuła jest bardzo wciągająca. Jednak jest to bez wątpliwości dopiero otwarcie cyklu i autor dopiero zarysowuje główną fabułę, bo wbrew pozorom zagadek zamiast ubywać to przybywa wraz z kolejnymi rozdziałami. Tytuł jest daleko mylący, bo bohater raczej dałby się pokroić niż wejść na obecną chwilę do Lasu, a "jeden przeciwko wszystkim" tylko chwytem mającym zwabić wielbicieli heroic fantasy, którzy lubują się w bohaterach stawiających samotnie czoła dziesiątkom wrogów. W świecie Lewickiego samotna szarża nie jest najlepszym pomysłem, a przesiedzenie kilku godzin w bunkrze wydaje się lepszym pomysłem, niż stawienie czoła mutantom.

Książka nie posiada tak skomplikowanego świata, jak ten w Metrze, czy tylu rodzajów mutantów i niebezpieczeństw przyrody jak w Ołowianym Świcie, jednak można odnieść wrażenie, że autor nie chciał odkrywać wszystkich kart w pierwszym tomie i przygoda dopiero nas czeka.
Polecam.

Witaj w świecie, gdzie cywilizacja legła w gruzach po starciu z potęgą Natury, a resztki ludzkości, której wydawało się, że potrafiła ujarzmić planetę żyje na małych skrawkach Ziemi, których nie wchłonął jeszcze tajemniczy i śmiercionośny Las.
Jeden z ocalałych, Stas Łogin, drobny myśliwy, żyje z dnia na dzień razem ze swoim przyjacielem i mentorem do czasu aż ten zostaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka ma podobno być odpowiedzią na Grę o Tron. I w pewnym sensie nawet jest. W książce można znaleźć intrygę, bohaterów walczących po różnych stronach, wydarzenia z przeszłości, które odbijają się na losy książąt i krajów, walka o władzę miesza się z buntem wyzyskiwanych i bezkarnie krzywdzonych.

Dlaczego więc oceniłem tą odpowiedź na Grę o Tron jako książkę beznadziejną?
Bowiem autorka, która powinna być na zawsze zapomniana, wybrała się z motyką na słońce. Myślała, że jeżeli w jej książce będzie obecny każdy element, który dał Martinowi rozgłos, bogactwo i rzeszę czytelników, to ona też przynajmniej ten rozgłos i fanów uzyska. Jednak, gdy w Westeros intryga miesza się z intrygą, ma drugie i trzecie dno, a do stołu zasiada 5 graczy, którzy wzajemnie się zwalczają, to w Upadających Królestwach intrygą jest adoptowanie przez Króla dziewczynki, która według czarownicy będzie miała ogromną moc, tak więc można będzie ją wykorzystać. I tak jest ze wszystkim, prostota bohaterów, wojen, spisków, zdrad, czy fabuły jest porażająca i obrzydliwa.
Jeżeli Martin uśmierca któregoś bohatera, to jesteśmy wściekli, bądź prze szczęśliwi, tutaj tylko wzruszamy ramionami.

Jest to bez wątpienia jedno z najgorszych fantasy jakie czytałem, poszczególne elementy zamiast stworzyć spójną całość, tworzą niedorobionego bękarta, nad którym czytelnik nawet się nie zlituje, tylko najchętniej sam utopi.

Upadające Królestwa to odpowiedź miernoty na dzieło mistrza. Aspirując do tego tytuły trzeba zdawać sobie sprawę, że książka albo będzie arcydziełem, albo umrze zapomniana w jakimś zaułku, do którego niekiedy ktoś przypadkiem zawędruje i tak niewątpliwie stanie się z tym tytułem, który może być ciekawy jedynie dla fanów Zmierzchu, czy innego sztampowego ścierwa.

Książka ma podobno być odpowiedzią na Grę o Tron. I w pewnym sensie nawet jest. W książce można znaleźć intrygę, bohaterów walczących po różnych stronach, wydarzenia z przeszłości, które odbijają się na losy książąt i krajów, walka o władzę miesza się z buntem wyzyskiwanych i bezkarnie krzywdzonych.

Dlaczego więc oceniłem tą odpowiedź na Grę o Tron jako książkę...

więcej Pokaż mimo to