rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Polecam też dla osób, które coś tam o mózgu musiały się dowiedzieć, ale wciąż mają problem z pewnymi kwestiami - w przyjemny sposób konsoliduje podstawową wiedzę na temat neuronauki :)

Polecam też dla osób, które coś tam o mózgu musiały się dowiedzieć, ale wciąż mają problem z pewnymi kwestiami - w przyjemny sposób konsoliduje podstawową wiedzę na temat neuronauki :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Martwe Dusze, czyli Historia rosyjskiego kombinowania.

Martwe Dusze, czyli Historia rosyjskiego kombinowania.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Z jednej strony rewelacyjnie pokazuje, co stało się z Kościołem w ostatnim wieku. Z drugiej miejscami zamiast krytyki teologicznej staje się długim, powtarzającymi się okrzykiem zirytowania. Polecam przy czytaniu odpuścić sobie część czwartą ;)

Z jednej strony rewelacyjnie pokazuje, co stało się z Kościołem w ostatnim wieku. Z drugiej miejscami zamiast krytyki teologicznej staje się długim, powtarzającymi się okrzykiem zirytowania. Polecam przy czytaniu odpuścić sobie część czwartą ;)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Być może będziecie kiedyś chcieli poczytać o tym, jak porównuję Ulryka do Karla Dedeciusa... Nie, prawda jest taka, że tę pracę przeczytają tylko dwie osoby (druga niepewna): ja i prowadzący moje zajęcia. Jednak historykom Ulryka polecam, z pewnością jest źródłem niezastępionym, zwłaszcza jeśli nie wiecie, ile zajmie Wam podróż z jednej polskiej miejscowości do drugiej.

Być może będziecie kiedyś chcieli poczytać o tym, jak porównuję Ulryka do Karla Dedeciusa... Nie, prawda jest taka, że tę pracę przeczytają tylko dwie osoby (druga niepewna): ja i prowadzący moje zajęcia. Jednak historykom Ulryka polecam, z pewnością jest źródłem niezastępionym, zwłaszcza jeśli nie wiecie, ile zajmie Wam podróż z jednej polskiej miejscowości do drugiej.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Och, bolało mnie serce nad brakiem poziomu. I to wykładowca literatury na Boga! Nie będę się rozwodzić, dopóki mój umysł w rekompensacie nie stworzy jakiegoś długiego, krytycznego tekstu na temat poziomu powieściopisarstwa w XXI wieku.

Och, bolało mnie serce nad brakiem poziomu. I to wykładowca literatury na Boga! Nie będę się rozwodzić, dopóki mój umysł w rekompensacie nie stworzy jakiegoś długiego, krytycznego tekstu na temat poziomu powieściopisarstwa w XXI wieku.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy czytam opowiadania Blixen w ogrodzie Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego czuję, jakbym była wśród tych jaworów i strumieni, nad którymi kochankowie dzielą się opowieściami. Wpatruję się w ciemnozielone i przejrzałe liście z pomponami beżowych nosków, w żółtawe drzewa zwiastujące jesień, w armię białych, siwych kłosów na czubku szuwar, mędrców kładących się pod mocnymi zrywami wiatru, który porwał i cisnął niegdyś w wodę notatkami mojej przyjaciółki upominając się o uwagę i refleksję. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.com/

Gdy czytam opowiadania Blixen w ogrodzie Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego czuję, jakbym była wśród tych jaworów i strumieni, nad którymi kochankowie dzielą się opowieściami. Wpatruję się w ciemnozielone i przejrzałe liście z pomponami beżowych nosków, w żółtawe drzewa zwiastujące jesień, w armię białych, siwych kłosów na czubku szuwar, mędrców kładących się pod mocnymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powierzchownie się przyglądając, czy też patrząc oczami dziecka, to książka o wzniosłych, kosmicznych przygodach, o planetach ważnych, o historiach sprzed mileniów, o rozciągliwym czasie. Przyglądając się głębiej zauważamy w tym ogromie zdarzeń małą, ale ważną dla kogoś Ziemię, jego małą galaktykę, dom Artura, który ktoś postanowił zburzyć, by wybudować autostradę. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.com/2017/09/autostopem-przez-galaktyke.html#more

Powierzchownie się przyglądając, czy też patrząc oczami dziecka, to książka o wzniosłych, kosmicznych przygodach, o planetach ważnych, o historiach sprzed mileniów, o rozciągliwym czasie. Przyglądając się głębiej zauważamy w tym ogromie zdarzeń małą, ale ważną dla kogoś Ziemię, jego małą galaktykę, dom Artura, który ktoś postanowił zburzyć, by wybudować autostradę. Więcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wołanie kukułki wspominam jako emocjonującą zachętę do czytania współczesnych powieści detektywistycznych. Jedwabnik nie podbił mojego serca, ale być może podkreślił tym znakomitość Wołania. Niestety Żniwa zła utwierdziły mnie w przekonaniu o fali opadającej. Oczywiście nie przeszkodziło mi to w połknięciu ich w całości.
Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2016/06/zniwa-za.html#more

Wołanie kukułki wspominam jako emocjonującą zachętę do czytania współczesnych powieści detektywistycznych. Jedwabnik nie podbił mojego serca, ale być może podkreślił tym znakomitość Wołania. Niestety Żniwa zła utwierdziły mnie w przekonaniu o fali opadającej. Oczywiście nie przeszkodziło mi to w połknięciu ich w całości.
Więcej na:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie moją rolą krytykować klasykę. A jest nią niewątpliwie „Rok 1984”. Być może winić mogę swój gust. Albo potrzebuję przeczytać powieść Orwella kilka razy, by zrozumieć fenomen zawartej w niej psychologii politycznej. Myślę jednak, że to kwestia mojego światopoglądu i wewnętrznej niezgody na umniejszanie jednostki. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2016/08/rok-1984.html#more

Nie moją rolą krytykować klasykę. A jest nią niewątpliwie „Rok 1984”. Być może winić mogę swój gust. Albo potrzebuję przeczytać powieść Orwella kilka razy, by zrozumieć fenomen zawartej w niej psychologii politycznej. Myślę jednak, że to kwestia mojego światopoglądu i wewnętrznej niezgody na umniejszanie jednostki. Więcej na:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam poczucie, że coś tracę nie czytając biografii. Gdy w ręce wpadło mi „Nic zwyczajnego” M. Rusinka od razu pomyślałam, że czas przerwać ten stan rzeczy. Po pierwsze książka wydawała się lekka (nie tylko krótka ale i niewymagająca), a po drugie wyglądała na taką, która bardziej niż w surowe fakty obfituje w anegdoty. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2016/08/nic-zwyczajnego.html#more

Miałam poczucie, że coś tracę nie czytając biografii. Gdy w ręce wpadło mi „Nic zwyczajnego” M. Rusinka od razu pomyślałam, że czas przerwać ten stan rzeczy. Po pierwsze książka wydawała się lekka (nie tylko krótka ale i niewymagająca), a po drugie wyglądała na taką, która bardziej niż w surowe fakty obfituje w anegdoty. Więcej na:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Można zacząć od futuryzmu. Od splątanego metalowego miasta pełnego rdzy. Od wind przemykających między kondygnacjami wielopiętrowych budynków. Od księgowych, urzędników, pogrążonych w liczeniu bogów. Od wizji koszmarnej nowoczesności obrysowanej na podstawie piętrowych sumeryjskich świątyń. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2017/07/anna-in-w-grobowcach-swiata-olga.html

Można zacząć od futuryzmu. Od splątanego metalowego miasta pełnego rdzy. Od wind przemykających między kondygnacjami wielopiętrowych budynków. Od księgowych, urzędników, pogrążonych w liczeniu bogów. Od wizji koszmarnej nowoczesności obrysowanej na podstawie piętrowych sumeryjskich świątyń. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2017/07/anna-in-w-grobowcach-swiata-olga.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Proza Munro zasłużyła sobie na Nobla psychologicznymi obrazami w trywialnych historiach poruszających codzienne, ważne problemy. W Coś o czym chciałam ci powiedzieć pisze głównie o kobietach, młodych, starych; nastoletnich, kilkudziesięcioletnich. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2017/07/cos-o-czym-chciaam-ci-powiedziec.html

Proza Munro zasłużyła sobie na Nobla psychologicznymi obrazami w trywialnych historiach poruszających codzienne, ważne problemy. W Coś o czym chciałam ci powiedzieć pisze głównie o kobietach, młodych, starych; nastoletnich, kilkudziesięcioletnich. Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2017/07/cos-o-czym-chciaam-ci-powiedziec.html

Pokaż mimo to

Okładka książki Najlepiej w życiu ma Twój kot. Listy Kornel Filipowicz, Wisława Szymborska
Ocena 7,6
Najlepiej w ży... Kornel Filipowicz, ...

Na półkach:

...Wpadły mi do ręki listy Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza. Ich romantyczna korespondencja ukazała mi nową formę epistolarną, przyziemną i żywą. Najlepiej w życiu ma twój kot, bo jest przy Tobie to tylko szczypta czułości, jaka spaja ich listy. Nawet w wydruku, eleganckim zespoleniu można poczuć ich bijące, zakochane serca. Gdy do gry wchodzą sławne kartki Szymborskiej rozwieszane w muzeach, uśmiech poruszenia jest tym większy. I zazdrość, bo chciałoby się zrezygnować z wielu darów XXI wieku, by mieć siłę co dwa dni wrzucać listy do skrzynki, gdy jest się rozdzielonym i dostawać równie często odpowiedź, odpisywać na zagubione, chaotyczne wątki, krótko i zwięźle, jakby się mówiło do tej osoby, a jednocześnie ze starannością i przemyśleniem, nie tak jak wyklepuje się wiadomości na Messengerze.
Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2017/08/pieko-pocztowe.html#more

...Wpadły mi do ręki listy Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza. Ich romantyczna korespondencja ukazała mi nową formę epistolarną, przyziemną i żywą. Najlepiej w życiu ma twój kot, bo jest przy Tobie to tylko szczypta czułości, jaka spaja ich listy. Nawet w wydruku, eleganckim zespoleniu można poczuć ich bijące, zakochane serca. Gdy do gry wchodzą sławne kartki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wbrew tytułowi będzie to tylko po trochu rzecz na temat owej książki i jej autora. Terry Pratchett, mistrz fantastyki, w Świecie Dysku znalazł miejsce również dla tych opowieści, które wydają się nie-wyjątkowe i przez to i wzgardzone. Przyprawia łyżką satyry wciągające historie, bawi się konwencją bajkowych stworzeń znakomicie odzwierciedlając ludzki świat.
Więcej na: http://mowaprosta.blogspot.se/2017/08/pieko-pocztowe.html#more

Wbrew tytułowi będzie to tylko po trochu rzecz na temat owej książki i jej autora. Terry Pratchett, mistrz fantastyki, w Świecie Dysku znalazł miejsce również dla tych opowieści, które wydają się nie-wyjątkowe i przez to i wzgardzone. Przyprawia łyżką satyry wciągające historie, bawi się konwencją bajkowych stworzeń znakomicie odzwierciedlając ludzki świat.
Więcej na:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla fanów ciekawych psychologicznych eksperymentów. Przyciąga do psychologii, choć stawia ją w "dziwnym" świetle. Przysiadając do tej książki miejsce na uwadze, że niektóre z owych "śmiesznych" eksperymentów to klasyczne badania, na których opierają się ważne teorie. No może oprócz tego o Monty Pythonowskim najśmieszniejszym żarcie na świecie!

Dla fanów ciekawych psychologicznych eksperymentów. Przyciąga do psychologii, choć stawia ją w "dziwnym" świetle. Przysiadając do tej książki miejsce na uwadze, że niektóre z owych "śmiesznych" eksperymentów to klasyczne badania, na których opierają się ważne teorie. No może oprócz tego o Monty Pythonowskim najśmieszniejszym żarcie na świecie!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie moją rolą krytykować klasykę. A jest nią niewątpliwie „Rok 1984”. Być może winić mogę swój gust. Albo potrzebuję przeczytać powieść Orwella kilka razy, by zrozumieć fenomen zawartej w niej psychologii politycznej. Myślę jednak, że to kwestia mojego światopoglądu i wewnętrznej niezgody na umniejszanie jednostki.

Wspominam przerabiany w szkole „Folwark zwierzęcy”, w którym tytułowy folwark staje się alegorią systemu autorytarnego. Na końcu trudno odróżnić świnie od ludzi, a książka zamyka się pozostawiając czytelnika z burzą myśli.
Od „Roku 1984” oczekiwałam podobnego, a nawet mocniejszego wpływu. W końcu, ile razy ktoś pytał mnie, czy może przeczytałam „Rok 1984” Orwella, a ja wstydliwie odpowiadałam: „Jeszcze nie”. Tymczasem spotkałam się ze światem ukazującym wizję autorytaryzmu totalnego i całkowitej inwigilacji. Orwell ukazał najczarniejszy scenariusz celowo, by przestraszyć. Pisana po wojnie książkach była wizjonerstwem. Uważa się, że Orwell bardzo trafnie przewidział następstwa polityczne, iż wiedział, w jakim kierunku podąża nasza cywilizacja.
Z pewnością nie można mu tego odmówić. W 1984 totalitaryzm wciąż panował w środkowo-wschodniej Europie. Przewidział, że rządy stalinowskie podąża w tym kierunku. Na realiach powojennej Rosji i na ruchach nazistowskich, której do tej wojny doprowadziły, oparł swoją wizję. Wiedział, jak wygląda komunizm w ZSRR, jak bezwstydnie szerzy się propagandę, kontroluje i prześladuje obywateli. Jak sami komuniści zostają wywożeni na Sybir, i nawet wtedy nie wyrzekają się swoich poglądów.
Większość szczegółów nie odbiega od rzeczywistości. Ale sklejone razem tworzą obraz nierealny, totalną antyutopię. Z drugiej jest to też obraz dystopijny, obraz upadającego świata i upadającej ludzkości. Wreszcie jest to utopia rządów autorytarnych, które chętnie upodobniliby swoje państwo do Oceanii.
Nie przekonuje mnie również narracja. Niektóre sceny uważam za „wyduszone”, podkoloryzowane w infantylny niemal sposób. (W tym przypadku zawsze obawiam się złych tłumaczeń). Nie rozumiem więc określenia „świetnie napisana”, której użył mój tata. Sama akcja wciągnęła mnie i w pewien sposób poruszyła. Zawiodły mnie jednak najistotniejsze opisy, zwłaszcza scen tortur i przesłuchań. Są zbyt rzeczowe, zbyt ścisłe, zbyt podkreślone uczuciami Winstona. Ból opisać można tylko prosto. Jak robił to Gustaw Herling-Grudziński w „Innym świecie”. Obiektywnie opowiadał, jak wyglądały przesłuchania, tortury, jakie zachowania wynikały z głodówki i przepracowania. Opowiadał z dystansem nawet swoje myśli, swoje emocje. Nigdy nikogo nie oceniał, nie obrażał. Ukazywał dobre i złe strony ludzi, których spotkał. Nie podkoloryzował nawet własnych uczuć, które doprowadziły go do Trupiarni. To było przejmujące.
Orwell opisuje subiektywnie i przekonuje nacechowanym emocjonalnie słowami i składniami o bólu przeżywany przez bohatera. Ale czy trzeba przekonywać, że uderzenie pałką boli? Że rażenie prądem to cierpienie nie do zniesienia?
Są momenty, którym trzeba przyznać świetne przedstawienie przebiegłości organów inwigilacyjnych. Zwłaszcza wyciągnięta na wierzch rozmowa o’Briena z Julią i Winstonem. Deklarują oni, że są w stanie zrobić wszystko dla opozycji. Gdy podczas przesłuchań Winston zarzuca Partii terror, odsłuchuje swoje własne słowa deklarujące terror. To, co robiono ze starymi dokumentami w Ministerstwie Prawdy przypomina realia współczesne. W archiwach niektórych gazet usuwane są fragmenty starych pism, które nie zgadzają się z frontem wybranym przez ową gazetę.
Szczegóły się zgadzają. Z propagandą spotykamy się nawet dziś Ale antyutopijność u Orwella wciąż nie leży w moich przekonaniach. Ponieważ w ustroju Oceanii nie ma miejsca na niezniszczalny czynnik ludzki. Owszem, Winston buntuje się przeciwko Partii. I owszem istniały w historii jednostki, które potrafiły się przyznać do wszystkiego i nawet w swoją winę uwierzyć. Ale czy wszyscy?
W „Roku 1984” nie ma miejsca na błąd systemu. Nawet gdy podczas manifestacji prorządowej nagle zmienia się wróg, z którym walczy Oceania, nikt nie zwraca uwagi na kłamstwo. Nie ma miejsca na popęd seksualny w szeregach wewnętrznej Partii, którą uosabia psychopatyczna postać o’Briena. Nie ma miejsca na uczucia religijne. Czy ludzie tracili wiarę w obawie przed represjami? Na pewno. Ale ilu przetrwało przy swojej wierze. Ilu trzymało się jej sztywno. W „Roku 1984” nikt już nie myśli o Bogu innym niż Wielki Brat. Są tylko zburzone lub przemienione na muzea kościoły.
Nie ma miejsca na nostalgię, nie ma miejsca na miłość. Nawet zakochany w Julii Winston wyrzeka się wszystkiego przy ostatniej z tortur. Czy rzeczywiście każdego można zniszczyć jego lękiem? Myślę, że nie. A jeśli lękiem byłaby utrata rodziny? Wciąż w człowieku nie umiera uczucie do bliźniego.
Nie ma wreszcie miejsca na prawdziwy proletariacki bunt. Bunt, który rozniósł monarchię. Bunt, który doprowadził do socjalizmu. A wreszcie bunt, który zniósł ten socjalizm w państwach pod wpływami ZSRR, w tym Polsce. Walka o dobre i godne życie. Przeciwstawienie się niesprawiedliwości.
Nawet z psychologicznego puntu widzenia, to wszystko, co zostało nakreślone u Orwella, jest totalną antyutopią. Światem złym do granic i nierealnym. Tego chciał Orwell. Ale pomniejszył w moich oczach człowieka. Pokazał go całkiem bezsilnego wobec systemu.
Jak wcześniej wspomniałam. Uproszczona wizja była trafiona. W 1984 wciąż panowały totalitaryzm, inwigilacja i rządy jednej, socjalistycznej Partii w środkowo-wschodniej Europie, do dziś w innych krajach świata, np. w komunistycznych Chinach czy Korei Północnej. Ale 5 lat po 1984 był też upadek Muru Berlińskiego i ogromne zmiany, które pozwoliły środkowej Europie uwolnić się z macek socjalizmu. I choć wciąż borykamy się z przeszłością, jesteśmy wolni.
Są też tacy, którzy wysuwają teorie spiskowe, iż jest wręcz przeciwnie. Że cały czas jesteśmy kontrolowani, na co pozwala zaawansowana technologia. To prawda, że niewiele trzeba by przejąć kontrolę nad naszą prywatnością. Ale nigdy nie będzie to kontrola totalna. „Cała nadzieja w prolach” mówił Winston zanim został aresztowany i miał rację.

Nawet jeśli grozi nam jeszcze koszmar komunizmu, to nigdy nie zgaśnie nadzieja. Historia to zagadka i nie można przewidzieć jej dokładnie. Można wysuwać trafne wnioski. Mieć wizję, jak Orwell, które dość zbliżenie, w przesadzony specjalnie sposób nakreślą przyszłość. Ale zasadą historii wciąż pozostaje zmiana.

Nie moją rolą krytykować klasykę. A jest nią niewątpliwie „Rok 1984”. Być może winić mogę swój gust. Albo potrzebuję przeczytać powieść Orwella kilka razy, by zrozumieć fenomen zawartej w niej psychologii politycznej. Myślę jednak, że to kwestia mojego światopoglądu i wewnętrznej niezgody na umniejszanie jednostki.

Wspominam przerabiany w szkole „Folwark zwierzęcy”, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł nasuwał mi na myśl utopijną wizję z Przedwiośnia. U Jeannette Walls Szklany Zamek też jest utopią, nieosiągalnym i niespełnionym marzeniem. Jednym z wielu takich marzeń, symbolem życiowej niemożności zdobywania niemożliwych szczytów. Choć często ograniczenia tkwią w nas.


Dla mnie była to smutna i nostalgiczna książka. Z początku gorycz jest ukryta, później powoli odkrywana przez dorastającą narratorkę, a zarazem główną bohaterkę wspomnień. Tym bardziej poruszających, że prawdziwych, spisanych przez dziennikarkę długo ukrywającą swoją faktyczną przeszłość.
Pierwsza opowieść, choć dopiero druga część książki, zatytułowana „Pustynia” to relacja z dzieciństwa. Niewyraźne, ale radosne chwile, idylla, w której kryją się mankamenty ignorowane przez słodką niewinność dziewczynki. Jeannette Walls traktuje ojca z ufnością i podziwem. Matkę przedstawia jako kobietę o artystycznej i niedocenionej osobowości. Wierzy jej ciągłym zapewnieniom, że ich trudny byt to przygoda. Kwestią dni jest spełnienie marzeń, a dni te upływają beztrosko, nawet gdy role dziecięcych łóżek zastępują kartony.
Czasem w tym dzieciństwie można odnaleźć siebie. W drobnych szczegółach, w wyidealizowanym przedstawieniu rzeczywistości. Lecz niekiedy obraz sytuacji podpowiada, że coś jest nie tak. Że nie ma nic dobrego w otwartych na noc drzwiach, przez które do domu wkradają się zboczeńcy ani w brudnej kuchni, w której grasują karaluchy.
Szklany Zamek to opowieść o odkrywaniu prawdy, o śmierci dzieciństwa a potem narodzinach niepokoju i nieufności. Opowieść płynna, czasem niechronologiczna, prowadzi nas przez kolejne etapy życia i kolejne domy biednej i zaniedbanej rodziny Wallsów, prowadzającej wręcz koczowniczy tryb życia.
Nie jest to jednak typowa bieda. Po przeczytaniu książki nasuwa się pytanie o granicę swobody i braku odpowiedzialności. Bieda Wallsów nie jest winą otoczenia ani władzy, mimo zapewnień Rexa. Autorka podkreśla to, nie kryjąc gorzkich faktów ze swojego życia.
Jeannette i jej rodzeństwo przebywają wyboistą drogę od sielanki niezwykłego życia do desperackiej chęci ucieczki od niego. Po tej ucieczce opowieść jest mniej szczegółowa i jakby pośpieszna. Konstrukcja płynności rozpada się, ale wciąż trzyma się czytelnika refleksja. Jeannette Walls wychodzi z opresji, ale nie może zapomnieć. Próbuje zrozumieć swoją przeszłość i nikogo nie usprawiedliwia.
Lektura głęboka i pouczająca. Pokazująca problemy, jakich zwykły człowiek nie doświadcza i rodzinę, od jakich zwykły człowiek stroni. A kto wie, czy historia którejś z tych rodzin nie jest gorzką opowieścią Wallsów?
A jednak Jeannette Walls uważa swoje dzieciństwo za szczęśliwe. Być może wspominając je, myśli głównie o przepięknych chwilach ze swoim ojcem, o inteligencji rodziców, o rzeczach, których ją nauczyli, a których inni nie znają. To szokujące dla niektórych, ale dla mnie zrozumiałe. Wiele faktów budzi niesmak i oburzenie. A jednak ona podkreśla magiczne chwile, patrzenie na gwiazdy, szukanie skarbów, noce pod gołym niebem.
I życiową naukę płynącą z trudnych chwil, które sprawiają, że teraz Jeannete Walls nie żałuje.
Opowieść jest zaskująca. Pierwsza część zatytułowana "Kobieta na ulicy" przedstawia krótką rozmowę autorki i jej matki. Jeannette Walls może sobie pozwolić na taksówkę, eleganckie ubranie, ma dom i godne życie. Jej matka jest bezdomna i źle ubrana. Ale niczego od córki nie chce. Nie tego potrzebuje od życia.
Jeannette Walls wyciągnęła ze swojego dzieciństwa to, co najlepsze. Teraz szokuje swoją postawą czytelników i młodzież. A nawet swoje rodzeństwo. Nieodpowiedzialność jej rodziców była niezwykła, dla wielu godna potępienia.
Natomiast ona mówi, że gorsze od głodnych dzieci są dzieci niekochane.

http://mowaprosta.blogspot.com/2016/07/szklany-zamek.html

Tytuł nasuwał mi na myśl utopijną wizję z Przedwiośnia. U Jeannette Walls Szklany Zamek też jest utopią, nieosiągalnym i niespełnionym marzeniem. Jednym z wielu takich marzeń, symbolem życiowej niemożności zdobywania niemożliwych szczytów. Choć często ograniczenia tkwią w nas.


Dla mnie była to smutna i nostalgiczna książka. Z początku gorycz jest ukryta, później powoli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siedem fantastycznych opowieści to właściwie dziesiątki pomniejszych historii. Niektóre długie przepływają przez kolejne strony wciągając bezlitośnie. Inne trwające nie dłużej niż jeden akapit rozpamiętuje się najżywiej...

http://mowaprosta.blogspot.com/2016/06/siedem-fantastycznych-opowiesci.html#more

Siedem fantastycznych opowieści to właściwie dziesiątki pomniejszych historii. Niektóre długie przepływają przez kolejne strony wciągając bezlitośnie. Inne trwające nie dłużej niż jeden akapit rozpamiętuje się najżywiej...

http://mowaprosta.blogspot.com/2016/06/siedem-fantastycznych-opowiesci.html#more

Pokaż mimo to


Na półkach:

Siedem fantastycznych opowieści to właściwie dziesiątki pomniejszych historii. Niektóre długie przepływają przez kolejne strony wciągając bezlitośnie. Inne trwające nie dłużej niż jeden akapit rozpamiętuje się najżywiej...

http://mowaprosta.blogspot.com/2016/06/siedem-fantastycznych-opowiesci.html#more

Siedem fantastycznych opowieści to właściwie dziesiątki pomniejszych historii. Niektóre długie przepływają przez kolejne strony wciągając bezlitośnie. Inne trwające nie dłużej niż jeden akapit rozpamiętuje się najżywiej...

http://mowaprosta.blogspot.com/2016/06/siedem-fantastycznych-opowiesci.html#more

Pokaż mimo to


Na półkach:

(…) Mam dla ciebie prostą radę. Jesteś smutna, ponieważ chcesz być najlepsza, a ludziom jakoś nie udaje się być najlepszymi... Ale już samo to, że się starają, oznacza, że robią coś dobrego, gdyż w przeciwnym razie byliby często bardzo źli. Wyobraź sobie, kiedy masz jakieś trudności i nie wiesz, co zrobić (...), JAK NA TWOIM MIEJSCU ZACHOWAŁBY SIĘ ANIOŁ.

Jak zachowałby się anioł? Czy odpowiedzieć na to pytanie mogą sobie tylko wierzący? Czym jest anioł w kontekście moralnym i światopoglądowym? Nie jest bóstwem, lecz skrzydlatym stróżem. Jest człowiekiem. Ideałem człowieka. Wzorem, na którego podobieństwo zostaliśmy stworzeni. Człowiek jest dobry. Tak można byłoby się odnieść do kwestii anioła. Człowiek jest dobry i jeśli tę dobroć w sobie zachowuje jest aniołem. Każdy akt miłości wobec innych, każdy miły gest, każdy uśmiech, wszystko to z osobna to aniołowie. Jak zachowałby się anioł? Ten cytat każe sam siebie powtarzać. Pierwsza historia, a ja otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć tak prostym słowom. Odpowiedź na to zdanie jest rozwiązaniem wszystkich problemów. Satysfakcja ze spokoju, jakie daje anielskie zachowanie, da nam o wiele więcej od korzyści, na jakie liczyliśmy. Więc jak zachowałby się anioł?

Eudard Martin to nie tylko prozaik, lecz jak można poznać po specyficznym stylu, także i poeta. Urodzony w 1951 roku Czech pisze powieści, opowiadania, sztuki teatralne, lecz jak dla mnie jego największym sukcesem jest ten oto poradnik. Nie ma tu typowych psychologicznych odpowiedzi na pytania „co zrobić, gdy...”. Zestawienie autentycznych historii, które autor zbierał przypuszczalnie już od dłuższego czasu to krótka szkoła życia sprytnie działająca na wyobraźnię. Za nim się spostrzeżesz utkną w tobie oczywiste, a z drugiej strony niesamowite prawdy, które zakręcą łzę w oku i zmusza cię do przemyśleń. Jak zachowałby się anioł? To tylko jedna z wielu refleksji.

Ciekawą rzeczą jest niewielka obszerność historii, nie trwających dłużej niż kilka stron, często mniej niż trzy. Interpunkcja, powtórzenia a także forma grają ogromną rolę w odbieraniu opowiadań. To nie są bowiem zwykłe teksty, to przesłania! Dlatego bulwersuje się na samą siebie, gdy zamiast skupić się na tym co najważniejsze, denerwują mnie te niedopowiedzenia, to że nie mogę poznać odpowiedzi, wyjaśnień, zostawionych prywatności opowiadających. Nie na tym polega ta książka. Nie na tym, by poznać ciekawą historię. By dowiedzieć się dlaczego sąsiadka tak bardzo nienawidziła swojego sąsiada, albo co stało się z tymi, którzy szli na pierwszy ogień ku barykadzie. Musimy wejść głębiej. Musimy ujrzeć wnętrze słów. Historia jest bowiem tylko ich powierzchownym ubraniem, jest realną przypowieścią. Lecz treść jest w przesłaniu. Samym przesłaniu. Jeśli je zrozumieliśmy, nie musimy czytać dalej. Tak właśnie tworzy i trochę bawi się z nami Eduard Martin, zmuszając ludzki umysł do zaciekawienia. Bo czy ktoś kiedykolwiek zastanawiał się dlaczego ta jedna owca uciekła pasterzowi? Jaki grzech popełniła? Dlaczego postanowiła uciec? Lecz w tym przypadku niedomówienie zostało podkreślone, by jeszcze mocniej podkreślić małostkowość zewnętrzności.


Cała książka i wszystkie jej rozdziały nie są ułożone w sposób neutralny. Widać tu z góry zaplanowaną kompozycję. Początkowe historie są łagodne, opowiadają o miłości, potem przechodzą w coraz to silniejsze emocjonalnie. Bardzo podobała mi się historia o „Chłopcu, który wart byłby grzechu”. Wstrząsnęła mną podobnie jak inne opowiadania o odrzuconych ludziach chorych, o strachu i niepotrzebnej ostrożności, o egoizmie, który owłada głupota. Historia była tak ciekawa, że nie mogłam przestać jej czytać, nawet gdy musiałam już wysiąść z tramwaju. Niedopowiedzenie zabolało mnie tym bardziej. Lecz potem zaczęła się część bardzo dotkliwa. Anielska Szkoła Miłości to taka książka, którą mógłbyś połknąć, gdyby nie gorycz, zmuszająca cię do odpoczynku po każdej stronie. Tematyka śmierci była dla mnie tak wstrząsająca, że robiłam duże przerwy między historiami na otrząśnięcie się z wrażeń. Geniusz Martina polega na tym, że w niewielu słowach potrafi przyciągnąć, by potem móc tobą potrząsnąć w najmniej spodziewanym momencie. Dziękuję mu jednak za to, bo rzucił mi nowe światło na poruszone przez niego problemy. Książka ta bowiem nie tylko uczy kochać, uczy też żyć.

(…) Mam dla ciebie prostą radę. Jesteś smutna, ponieważ chcesz być najlepsza, a ludziom jakoś nie udaje się być najlepszymi... Ale już samo to, że się starają, oznacza, że robią coś dobrego, gdyż w przeciwnym razie byliby często bardzo źli. Wyobraź sobie, kiedy masz jakieś trudności i nie wiesz, co zrobić (...), JAK NA TWOIM MIEJSCU ZACHOWAŁBY SIĘ ANIOŁ.

Jak zachowałby się...

więcej Pokaż mimo to