-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-02-19
2022-12-30
2022-01-18
Pod przepiękną oprawą powyższej książki kryje się dziki, nieznany świat. Amazońska dżungla nie jest przyjazna tym, którzy mają złe zamiary. Co jeśli granica między dobrem, a złem jest tak niewyraźna?
„Stan zdumienia” to moje drugie spotkanie z autorką. Dawno temu czytałam „Dziedzictwo” i z perspektywy czasu oceniam te książki podobnie. Jest w nich coś fascynującego i coś, co mnie nudzi.
Szybki zarys fabuły: grupa naukowców w sercu amazońskiej dżungli pracuje nad lekiem, który może zmienić losy świata. Gdy do laboratorium koncernu finansującego całe przedsięwzięcie dociera informacja o śmierci wysłanego tam w celu kontroli postępów badacza, Marina wyrusza w podróż jego śladami. Musi odnaleźć doktor Swenson i poznać prawdę o śmierci Eckmana. Nie jest to jednak proste, a piętrzące się pytania nie znajdują jednoznacznych odpowiedzi. W dżungli łatwo bowiem zgubić siebie.
„Stan zdumienia” to przede wszystkim opowieść o podróży do miejsca rządzącego się własnymi prawami, którego osoby z zewnątrz nie potrafią zrozumieć. Przeciwstawiony plemiennym zwyczajom współczesny człowiek może je zniszczyć lub obserwować, nie oczekując zmian. Wewnętrzna walka między życiem w zgodzie ze sobą, a dostosowaniem się do tej nowej rzeczywiści była dla mnie najciekawszym punktem powieści. Moralne wybory bohaterów, ich przekonania i poglądy ścierają się na tak wielu płaszczyznach, że ciężko mówić tu o dobrych i złych. Warto jednak poznać tę historię i wybrać własną stronę.
I chociaż to wszystko wygląda naprawdę dobrze, to mam jeden spory zarzut, który mocno obniża moją ocenę powieści. „Stan zdumienia” jest fragmentami przegadany, nudny. Akcja rozwija się powoli co rozumiem, bo wprowadzenie w klimat powieści jest ważne. Ale kiedy można bez straty kartkować kolejne strony, traci to swój sens.
Dlatego „Stan zdumienia” Ann Patchett zostanie dla mnie dobrą powieścią z ciekawie rozbudowaną stroną moralną.
Pod przepiękną oprawą powyższej książki kryje się dziki, nieznany świat. Amazońska dżungla nie jest przyjazna tym, którzy mają złe zamiary. Co jeśli granica między dobrem, a złem jest tak niewyraźna?
„Stan zdumienia” to moje drugie spotkanie z autorką. Dawno temu czytałam „Dziedzictwo” i z perspektywy czasu oceniam te książki podobnie. Jest w nich coś fascynującego i coś,...
2022-02-16
Wraca moda na klasykę i bardzo mnie to cieszy. Po pierwsze, mam spore zaległości - nie oszukujmy się, kanon lektur szkolnych nie jest zbyt zachęcający. Dodatkowo to doskonała okazja dla wydawnictw, które dokładają starań aby nowe wydania przyciągały nie tylko amatorów klasyki. Wydawnictwo Dwie Siostry idąc tym tropem wydało w serii ŚWIEŻYM OKIEM powieść „Doktor Jekyll i Pan Hyde” Roberta Louisa Stevensona w przecudnej, bogato ilustrowanej odsłonie.
Dwoistość ludzkiej natury zawsze interesowała doktora Jekylla, ale jego bój o własne ja przyszedł wraz z medycznym eksperymentem, który przeprowadził na sobie samym. To wtedy dopuścił do głosu Pana Hyde’a - człowieka agresywnego, nieczułego na ludzką krzywdę, bezwzględnego. Są ze sobą nierozerwalnie związani, a zaciekłej walce między dobrem, a złem przygląda się bezsilny człowiek. Czytelnik.
Ten dobrze znany i wielokrotnie wykorzystywany w kulturze motyw, w czasach Stevensona mocno wyprzedzał epokę. Nauka do dnia dzisiejszego nie odpowiedziała na wiele pytań związanych z ludzką naturą. Dlatego wszelkie dywagacje na temat dobra i zła, kondycji człowieka i jego świadomości bycia istotą niejednoznaczną są zawsze aktualnym i dobrym tropem literackim.
I chociaż początkowo książka wydała mi się mroczną, gotycką powieścią o szalonym naukowcu, to szybko znalazłam w niej o wiele więcej. Język autora, charakterystyka bohaterów, dynamika, a raczej szalone tempo z jakim rozwija się ta powieść przyniosły dużo czytelniczej satysfakcji. Nie sposób nie wspomnieć o wydaniu opatrzonym niepokojącymi ilustracjami/kolarzami Adão Iturrusgarai. Już dawno nie widziałam tak idealnie dopełniającego się przekazu. Serdecznie polecam Wam zajrzeć do środka.
Wraca moda na klasykę i bardzo mnie to cieszy. Po pierwsze, mam spore zaległości - nie oszukujmy się, kanon lektur szkolnych nie jest zbyt zachęcający. Dodatkowo to doskonała okazja dla wydawnictw, które dokładają starań aby nowe wydania przyciągały nie tylko amatorów klasyki. Wydawnictwo Dwie Siostry idąc tym tropem wydało w serii ŚWIEŻYM OKIEM powieść „Doktor Jekyll i Pan...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-04
Czekałam aż szum wokół „Czułości” dr Sophie Mort nieco ucichnie, żeby trochę o książce przypomnieć i przede wszystkim powiedzieć, czemu według mnie jest warta więcej niż tuzin poradników.
Pierwsza rzecz, która może Was zrazić do tej lektury to polskie tłumaczenie tytułu. Oryginalny „A Manual for Being Human”ma zupełnie inny i o wiele bardziej odpowiadający treści wydźwięk. Według mnie „Czułość” to nie poradnik, a podręcznik pracy nad sobą. Nie daje złotych, sprawdzonych rad; zwraca się z czułością i uwagą w stronę odbiorcy, który szuka własnej drogi. I wymaga zaangażowania.
W pierwszej z trzech części autorka stara się odpowiedzieć na pytanie, skąd biorą się nasze problemu. Czy nasze dzieciństwo i okres dojrzewania pozwoliły rozwinąć skrzydła? Czy coś już wtedy wtłoczyło w nas obawy i lęki? To bardzo ważny rozdział również dla przyszłych rodziców, przed którymi staje dużo wyzwań związanych z wprowadzeniem do społeczności małego człowieka.
Drugi rozdział dotyczy sytuacji i towarzyszącym im emocjom, które nie pozwalają nam ruszyć z miejsca. O wewnętrznej krytyce, która jest jedną z silniejszych blokad oraz potrzebie przywiązania do drugiego człowieka.
Trzeci rozdział pozwala zrobić krok naprzód i działać. Dr Mort przygotowała ćwiczenia i praktyczne rady na bycie tu i teraz, życie zgodne ze sobą. I ta część wymaga dużego zaangażowania.
„Czułość” to według mnie książka terapeutyczna, która w prosty i przystępny sposób wprowadza czytelnika w zagadnienia psychologiczne. Autorka wyjaśnia mechanizmy, które każdy z nas doskonale zna, ale nie jest ich świadomy. Zwraca uwagę na wyrozumiałość względem siebie, o której często zapominamy. I bardzo mi się to podejście podoba.
Jeśli szukacie książki, która pozwoli Wam zrozumieć swoje wewnętrzne obawy i lęki, sięgnijcie po „Czułość” dr Mort, zapominając o poradnikowym podtytule.
Czekałam aż szum wokół „Czułości” dr Sophie Mort nieco ucichnie, żeby trochę o książce przypomnieć i przede wszystkim powiedzieć, czemu według mnie jest warta więcej niż tuzin poradników.
Pierwsza rzecz, która może Was zrazić do tej lektury to polskie tłumaczenie tytułu. Oryginalny „A Manual for Being Human”ma zupełnie inny i o wiele bardziej odpowiadający treści...
2022-10-17
Uczucia i emocje dziecka widoczne są jak na dłoni. Jeśli jednak ktoś tę dłoń odrzuci, widoczne stają się tylko wybuchy; momenty, w których dziecko traci poczucie bezpieczeństwa, poczucie sensu. I taka właśnie jest Arminuta - ta, która wróciła.
Trzynastolatka wyrwana z wygodnego, uprzywilejowanego życia trafia do ubogiej wioski i licznej rodziny, której dotąd nie znała. Nie rozumie decyzji matki, nie rozumie stanowczości ojca i tych drugich rodziców. O ich istnieniu nie miała pojęcia, a teraz to oni sprawować będą nad nią opiekę. Kłamstwa i przemilczenia wychodzą na jaw, a życie toczy się dalej.
Nie ma tu nikogo, kto chciałby cokolwiek tłumaczyć i odpowiedzieć na liczne pytania. Pełna żalu i niezrozumienia Arminuta zaczyna żyć życiem, w które została bez ostrzeżenia wrzucona. Dorasta, znajduje nowe możliwości i stara się odnaleźć drogę do tamtej matki. A może obie ją porzuciły?
„Porzucona córka” od pierwszych stron kradnie uwagę czytelnika. Autorka traktuje nas równie surowo jak swoją bohaterkę, wrzuca w sam środek zmian. Nie wiemy co tak naprawdę się stało, a wszystko na czym staramy się budować nasz osąd pochodzi od Arminuty. To jej oczami patrzymy na brudne rodzeństwo, biedę i nieudolność nowych rodziców.
Donatella Di Pietrantonio maluje słowem bardzo wyraźne i dotykające czytelnika obrazy. Jej opisy miejsc i zdarzeń choć proste, są bardzo plastyczne i jesteśmy dzięki nim w stanie zrozumieć lepiej emocje bohaterki - strach, odrazę, ale i wracające poczucie bezpieczeństwa czy spokój. Dziecięce spojrzenie na świat i dochodzenie do prawdy daje do myślenia przede wszystkim dorosłym, których złość staje się równie żywa podczas lektury.
Cieszę się, że to dopiero początek historii Arminuty i jej niepokornej siostry. Dwa tak różne życia zdają się uzupełniać i wiązać ich losy na nowo.
Uczucia i emocje dziecka widoczne są jak na dłoni. Jeśli jednak ktoś tę dłoń odrzuci, widoczne stają się tylko wybuchy; momenty, w których dziecko traci poczucie bezpieczeństwa, poczucie sensu. I taka właśnie jest Arminuta - ta, która wróciła.
Trzynastolatka wyrwana z wygodnego, uprzywilejowanego życia trafia do ubogiej wioski i licznej rodziny, której dotąd nie znała....
2022-12-17
Moje drugie (może trzecie) spotkanie z Fredrikiem Backmanem okazało się strzałem w sam środek tarczy. Dzięki lekturze wygrałam ogrom czytelniczej przyjemności, popłynęło sporo łez, a historia głównego bohatera oddała swoje ciepła i otuliła czytelnicze serce. To było najlepsze, warte każdej poświęconej minuty czytadło, które mogłam poznać wraz z końcem 2022 roku.
Ove przeszedł w życiu naprawdę dużo i można śmiało przyznać, że w pewien sposób „oddaje” to otoczeniu. Świat nie rozumie żelaznych zasad którymi się kieruje, a Ove zdaje się nie rozumieć świata pozbawionego jego jedynej przewodniczki - ukochanej żony, Sonji. Pozostaje więc zejść ze sceny, póki starcza na to sił. Ale ktoś ma tu zupełnie inne plany.
„Mężczyzna imieniem Ove” to przewrotna historia życia i prób jego zakończenia. Z jednej strony bywa niepoprawna i budzi wewnętrzny sprzeciw, z drugiej pokazuje życie takim jakie jest, bez zbędnego lukrowania. Dużo tu miłości, dużo bólu; dobrych zbiegów okoliczności i zwykłego pecha. To czuła, pełna wspomnień i nostalgii opowieść o życiu zwykłego człowieka, który nie ma po co żyć. A przynajmniej tak mu się wydaje, dopóki w jego życiu nie pojawia się ktoś zupełnie do niego niepasujący. Ktoś, kto łamie twarde zasady z rozbrajającym uśmiechem. Ktoś obcy, kto już niedługo zmieni całe życie Ovego i nada mu nowy sens.
Jeśli szukacie lektury, która zatrzyma Was na chwilę w miejscu, otuli i obudzi nadzieję na lepsze - sięgajcie po debiut Fredrika Backmana. Nie jest to literacka perła, poetyckie porównania zamieniono na siarczyste przekleństwa, a wielkie słowa na ciche, niewymagające komentarza małe gesty. Polecam serdecznie i jeśli tylko będę miała okazję sprawdzę, jak w filmowych butach Ovego odnalazł się Tom Hanks. Film w reżyserii Marca Forestera nosi tytuł „Mężczyzna imieniem Otto”.
Moje drugie (może trzecie) spotkanie z Fredrikiem Backmanem okazało się strzałem w sam środek tarczy. Dzięki lekturze wygrałam ogrom czytelniczej przyjemności, popłynęło sporo łez, a historia głównego bohatera oddała swoje ciepła i otuliła czytelnicze serce. To było najlepsze, warte każdej poświęconej minuty czytadło, które mogłam poznać wraz z końcem 2022 roku.
Ove...
2022-01-13
2022-02-21
Rose Pearlman książki wykorzystuje haft do tworzenia rzeczy użytkowych - przede wszystkim dywanów, ale i poduch, obrazów, torebek czy dodatków do domu. Na swojej artystycznej drodze łączy wiele technik, dzięki którym tworzy rzeczy piękne, ale i przydatne, które wyglądają dobrze nie tylko w galerii, ale i w naszym domu.
Nigdy nie pomyślałam, że haftowanie może sprawić mi radość, bo niewiele rzeczy, które wymagających skupienia i trzymania się wzoru to robi. Ale punch needling pozostawia wiele wolności i jest idealnym polem do popisu. Oczywiście, można planować i odtwarzać, ale największą radość niesie tworzenie czegoś tylko swojego.
I tak dzięki specjalnej igle tkackiej, tamborka, podkładu i włóczki można się świetnie bawić, kreatywnie wyżyć i… odpocząć. To fajna sprawa dla wszystkich, których przeraża delikatne i wymagające dużego skupienia liczenie oczek czy krzyżyków. Tutaj prowadzi Was bardzo dobrze opisana i poparta zdjęciami technika oraz własna wyobraźnia.
Rose Pearlman książki wykorzystuje haft do tworzenia rzeczy użytkowych - przede wszystkim dywanów, ale i poduch, obrazów, torebek czy dodatków do domu. Na swojej artystycznej drodze łączy wiele technik, dzięki którym tworzy rzeczy piękne, ale i przydatne, które wyglądają dobrze nie tylko w galerii, ale i w naszym domu.
Nigdy nie pomyślałam, że haftowanie może sprawić mi...
2022-03-10
W niedawno wydanej książce z serii słowackie klimaty Denisa Fulmeková zabiera nas do XVII wieku, w którym niezależna i radzącą sobie w życiu codziennym kobieta budzi lęk nie tylko w ludziach, ale i w rozwścieczonym duchowieństwie. Jeśli dodamy do tego zielarskie zdolności, otrzymujemy przepis na czarownicę, którą musi spotkać najgorsza kara.
Agatá jest samotną, żyjącą nieco na uboczu młodą kobietą. Dziedziczona po babce wiedza o ziołach, leczniczych miksturach i innych „czarach” dla jednych bywa ratunkiem, dla drugich sprawą na pograniczu dobra i zła. Skoro kobieta potrafi uleczyć, to i czar zły rzucić potrafi… Wyobraźnia mieszkańców miasteczka, podłe plotki i zawiść mogą sprowadzić na Agatę wiele nieodwracalnego zła. Jej naiwność, potrzeba bliskości i zrozumienia zostanie bowiem wykorzystana w najgorszy sposób. Brutalny, pozbawiony sprawiedliwości proces o czary zdaje się być jedyną drogą do wolności.
Powieść Fulmekovej jest prosta, pozbawiona metafor i kwiecistego języka. W sposób kronikarski i bardzo trafiający do czytelnika autorka buduje już od pierwszych stron obraz bohaterki; samotnej, opuszczonej, podatnej na nacisk niedbających o jej dobro ludzi. Od samego początku czuć napięcie, czuć nieuchronne zło, którego nie da się uniknąć. To bardzo smutna historia zarówno Agaty, jak i wielu innych kobiet sądzonych o czary. Nie tylko Salem może poszczycić się procesami czarownic - dużo bliżej znajdziemy księży, którzy odbierali życie znienawidzonym kobietom. A to właśnie historia jednej z nich.
Jeśli szukacie książki, która zabierze Was w zupełnie inny, choć wcale nie prostszy dla kobiet czas - sięgajcie po „Agatę” Denisy Fulmekovej. To pełna ludzkiej brzydoty historia, o ktorej trudno zapomnieć.
W niedawno wydanej książce z serii słowackie klimaty Denisa Fulmeková zabiera nas do XVII wieku, w którym niezależna i radzącą sobie w życiu codziennym kobieta budzi lęk nie tylko w ludziach, ale i w rozwścieczonym duchowieństwie. Jeśli dodamy do tego zielarskie zdolności, otrzymujemy przepis na czarownicę, którą musi spotkać najgorsza kara.
Agatá jest samotną, żyjącą...
2022-05-30
Nie zawsze muzyka staje ponad podziałami. Czasami jej polityczny wydźwięk niszczy nie tylko twórcę, ale zmienia bieg historii samego instrumentu. „Skrzypce Goebbelsa” w nostalgicznym, powolnym rytmie zabierają czytelnika do niespokojnej Europy czasu wojny, gdzie nikt nie jest bezpieczny.
Iacono Yoann opowiada opartą na faktach historię życia japońskiej skrzypaczki, która otrzymała od Goebbelsa niezwykły prezent. Skrzypce podarowane jej bowiem przez ówczesnego ministra propagandy III Rzeszy miały już swoją niechlubną, skrzętnie ukrywaną historię.
Ich pierwszy właściciel ukrył w instrumencie cząstkę siebie, którą Nejiko Suwa czuła przez lata grania na europejskich scenach. Jej stradivarius nie poddał się, a tylko poznanie jego prawdziwej historii mogło zbliżyć muzyka do instrumentu, a instrument do granej przez niego muzyki. Czy jednak prawdziwa historia skrzypiec wypowiedziana głośno może coś zmienić? Przekonajcie się sami.
„Skrzypce Goebbelsa” to mocno upolityczniona opowieść o wielkim talencie, miłości do muzyki, jej oddziaływaniu i zagubieniu człowieka w obliczu wojny. Życie uzdolnionej młodej skrzypaczki nie było niestety takie, jakiego ona sama się spodziewała. Samotna, otoczona przez obcych ludzi, wrzucona w wir historii. Brutalność wojny zestawiona została z dźwiękiem skrzypiec, wielki talent z cenzurą, muzyka klasyczna z wojenną propagandą. Niestety, mimo szczerych chęci nie znalazłam w „Skrzypcach Goebbelsa” tego, czego się spodziewałam. Ciężar powieści zdominowała historia i polityka, zostawiajac niewiele miejsca na relację muzyka z instrumentem. Zabrakło mi głosu Nejiko, który chociaż wrócił na ostatnich stronach powieści, zostawił duży niedosyt.
Miłośnicy nieśpiesznych powieści historycznych będą zadowoleni, ale ja nie potrafiłam znaleźć emocjonalnego punktu zaczepienia. Doceniam formę, doceniam treść, ale nie będzie to historia, która zostanie ze mną na dłużej.
Nie zawsze muzyka staje ponad podziałami. Czasami jej polityczny wydźwięk niszczy nie tylko twórcę, ale zmienia bieg historii samego instrumentu. „Skrzypce Goebbelsa” w nostalgicznym, powolnym rytmie zabierają czytelnika do niespokojnej Europy czasu wojny, gdzie nikt nie jest bezpieczny.
Iacono Yoann opowiada opartą na faktach historię życia japońskiej skrzypaczki, która...
2022-09-23
Nie sięgam zbyt często po literaturę hiszpańskojęzyczną. Całkiem niedawno przekonałam się do włoskich autorów, o czym niedługo opowiem, więc Hiszpania może stać się dla mnie drugim stopniem wtajemniczenia. Wszystko dzięki książce „Ośli brzuch”, która wykradła mi kilka chwil czytelniczego życia i nie żałuję żadnej z nich.
Andrea Abreu wrzuca nas w pewne gorące lato na Wyspach Kanaryjskich, gdzie wśród robotniczych dzielnic ubogiego miasteczka mieszka mała dziewczynka. Jej życie toczy się na dosłownie kilku uliczkach i punktach orientacyjnych, które każdy doskonale zna. Zna je z pewnością Isora, która nadała naszej bohaterce imię Shit. Dziewczynki razem i osobno wchodzą w trudny okres dojrzewania, każda w sobie tylko znanym rytmie.
Buzuje tu od emocji, które na tak małej przestrzeni nie mają szansy wybuchnąć w znany i oczekiwany sposób. Te małe eksplozje idą więc bokiem, ocierają się o przemoc werbalną i fizyczną. Nikt jednak ich nie powstrzymuje, nikt nie ma czasu na dorastanie kolejnego pokolenia robotników. Każdy radzi sobie sam. Aż przychodzi moment, który zmienia wszystko za szybko i zbyt brutalnie. Wtedy życia uczyć będzie samotność i smutek.
„Ośli brzuch” stawia przed czytelnikiem pewien opór. Pozwala patrzeć na wiele rzeczy dzięki kontrastom, zestawieniom pięknego z brzydkim. Nie wiem czy jest to hiszpańska odpowiedź na „Genialną przyjaciółkę” Eleny Ferrante, ale z pewnością jest to literatura dość niezwykła w swej bezpośredniości, która nie każdemu się podoba. Niezwykła w bliskości tematu ciała, dojrzewania, budzącego się pożądania i zarazem oddająca pewien cierpki posmak. Warto sprawdzić jak bardzo wyprowadzi nas ze strefy komfortu i czy w ogóle takie granice mamy. Dla mnie była to lektura ciekawa i cieszę się, że pojawiła się na księgarnianych półkach za sprawą ArtRage.
Nie sięgam zbyt często po literaturę hiszpańskojęzyczną. Całkiem niedawno przekonałam się do włoskich autorów, o czym niedługo opowiem, więc Hiszpania może stać się dla mnie drugim stopniem wtajemniczenia. Wszystko dzięki książce „Ośli brzuch”, która wykradła mi kilka chwil czytelniczego życia i nie żałuję żadnej z nich.
Andrea Abreu wrzuca nas w pewne gorące lato na...
2022-10-28
Saga rodzinna. Temat znany i często wykorzystywany w literaturze, bardzo wdzięczny i pozwalający autorom na snucie wielowątkowych historii. Wiemy jednak dobrze, że można tu równie łatwo zachwycić czytelnika, jak i popaść w banał.
„Koliber” to historia Marca Carrery, a Marco to tytułowy koliber. Niewielkich rozmiarów ptak, który w pędzącym wciąż świecie potrafi zatrzymać się w miejscu. Taki właśnie jest bohater książki - jego życie gna do przodu, zmienia się, daje szczęście ale i rani. Wywołuje ból, odbiera kogoś ważnego i podsuwa kogoś innego w zamian. Nie ma tu czasu na nudę, a Florencja lat siedemdziesiątych nie ogląda się na spóźnialskich.
Marco, bohater Sandro Veronesiego przeżywa swoje życie w pełni. Smakuje wielu emocji, trafia na dobrych i złych ludzi, ale wciąż z nadzieją patrzy w przyszłość. Neurotyczna żona, córka przywiązana niewidzialnym sznurkiem do ściany, przyjaciel przynoszący pecha. Ukochana z listów, niespodziewany sojusznik i ktoś, kto do samego końca będzie trzymał go za rękę. To wszystko składa się na piękną i niezwykłą historię zwykłego człowieka. Historię życia, które mogło się zdarzać blisko nas. Rodzina, która nie zawsze jest ze sobą dostatecznie blisko, ale zawsze potrafi znaleźć do siebie drogę.
Zarówno język jak i sam zamysł fabularny „Kolibra” bardzo mi się podobał. Było interesująco, ale i nostalgicznie. Polubiłam głównego bohatera. Jedynym zauważalnym dla mnie minusem była chaotyczna narracja, w której każdy rozdział to inny moment w historii Marco. Skoki w czasie wymagają dużego skupienia i łatwo się wśród tych wycinków pogubić. Z drugiej strony te fragmenty dają nam okazję do szukania przyczyn i skutków na swój własny sposób. Polecam Wam jednak lekturę smutnej, ale i dającej nadzieję na lepsze powieści. Właśnie takie sagi rodzinne chcę czytać i odkrywać. Bez zbędnego lukru, bez udawania.
Saga rodzinna. Temat znany i często wykorzystywany w literaturze, bardzo wdzięczny i pozwalający autorom na snucie wielowątkowych historii. Wiemy jednak dobrze, że można tu równie łatwo zachwycić czytelnika, jak i popaść w banał.
„Koliber” to historia Marca Carrery, a Marco to tytułowy koliber. Niewielkich rozmiarów ptak, który w pędzącym wciąż świecie potrafi zatrzymać...
2022-11-25
Nowy bohater stworzony przez Zygmunta Miłoszewskiego, autora jednej z moich ulubionych serii kryminalnych? Sprawdzam! Nawet, jeśli mogłabym być co najwyżej opiekunem docelowej grupy odbiorców.
Chociaż Elek, główny bohater „Hydropolis” nie ma nic wspólnego z Szackim (no może poza dość ciętym językiem jak na jedenastolatka), to z dużą ciekawością śledziłam jego losy. W pierwszym tomie jego przygód o wiele mówiącym tytule „Uciekaj” dzieje się bowiem naprawdę dużo i autor wrzuca nas w zupełnie inny, alternatywny świat.
Przed nami nowa rzeczywistość, zbudowana z zamieszkanych przez ludzi podwodnych kolonii, zamkniętych przestrzeni otoczonych wodą i wielu zasad, których nie wolno łamać. Jest nawet gorzej, bo ich złamanie grozi śmiercią tysięcy ludzi… Jak w tym wszystkim znaleźć miejsce na bunt dorastającego chłopca? Jak poznać sekrety siostry, kiedy z każdej strony ktoś słucha i ciężko o prywatność? I najważniejsze - czy można stąd bezpiecznie uciec?
Doceniam pomysł Zygmunta Miłoszewskiego na przeniesienie zwykłych problemów nastolatka do niezwykłego świata zbudowanego pod wodą. Elek dzięki siostrze poznaje prawdę o przenosinach do innych kolonii, co wywołuje zrozumiały bunt. Chłopiec zostaje wyrwany ze spokojnego życia, w którym chodzi do szkoły, podkochuje się w koleżance z przeciwnej drużyny, rywalizuje z przyjacielem i stara się żyć w zgodzie (względnej) ze swoimi mamami. Teraz musi zdecydować sam, jaką drogę wybrać.
„Hydropolis. Uciekaj” to podwodna przygoda, w którą zanurzyłam się z przyjemnością na kilka chwil. Akcja jest dynamiczna, a wydarzenia momentami wręcz dramatyczne (UWAGA - SPOILER DLA WRAŻLIWYCH DZIECI - scena utonięcia). Jestem ciekawa kolejnego tomu, bo koniec jak to u Miłoszewskiego, zostawia nas z tysiącem pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. Warto jednak ruszać głową od początku, bo każda historia ma drugie dno.
Nowy bohater stworzony przez Zygmunta Miłoszewskiego, autora jednej z moich ulubionych serii kryminalnych? Sprawdzam! Nawet, jeśli mogłabym być co najwyżej opiekunem docelowej grupy odbiorców.
Chociaż Elek, główny bohater „Hydropolis” nie ma nic wspólnego z Szackim (no może poza dość ciętym językiem jak na jedenastolatka), to z dużą ciekawością śledziłam jego losy. W...
2022-11-20
Przyglądacie się starości z dystansu, a na hasło „latka lecą” odpowiadacie szczerym żartem? A może ktoś bliski przechodzi właśnie przez tę niezapisaną granicę i szuka dla siebie nowego miejsca po drugiej stronie? Powyższa książka nie będzie poradnikiem czy drogowskazem, ale pozwoli spojrzeć na starość z wielu różnych perspektyw.
„Minuty. Reportaże o starości” Izy Klementowskiej to zebrane teksty o różnym poziomie literackości - niektóre przypominają sprawozdanie, inne zdają się być zbeletryzowaną opowieścią o życiu. Całość przyjemnie się ze sobą łączy i uzupełnia, co dla mnie było dużym plusem.
Bohaterowie „Minut” to ludzie w różnym, choć dość zaawansowanym wieku, bo i starość przychodzi do nich w rożnym momencie. Jedni prawie ją przegapili zajęci pracą, drudzy poczuli ją fizycznie. Tym drugim ciężko pogodzić się z ograniczeniami, pierwsi nie mogą zrozumieć kiedy minęły wszystkie te lata. Każda z tych historii daje czytelnikowi możliwość poznania, a być może też posmakowania towarzyszących tym zmianom emocji.
Dlaczego będę polecać „Minuty. Reportaże o starości” każdemu, kto tylko będzie chciał poświecić uwagę lekturze? Bo otwierają oczy i serce na to, co dzieje się obok nas. Tłumaczą uczucia i sposób patrzenia na świat osób samotnych, które żyją wspomnieniami i ciężko im z optymizmem patrzeć na to, co jeszcze przed nimi. Dają też nadzieję na dobrą starość, która mimo chorób pozwala nadal czuć się potrzebnym człowiekiem. Człowiekiem w ogóle.
Iza Klementowska poruszyła temat trudny w sposób przyjazny - oswaja starość, pokazuje ją z wielu stron. I pewnie, że nie każdego w życiu starość spotka, ale warto wiedzieć co czeka za pozbawioną magii granicą.
Przyglądacie się starości z dystansu, a na hasło „latka lecą” odpowiadacie szczerym żartem? A może ktoś bliski przechodzi właśnie przez tę niezapisaną granicę i szuka dla siebie nowego miejsca po drugiej stronie? Powyższa książka nie będzie poradnikiem czy drogowskazem, ale pozwoli spojrzeć na starość z wielu różnych perspektyw.
„Minuty. Reportaże o starości” Izy...
2022-12-13
2022-10-26
NIGDY nie marzyłam o olśniewająco białej sukni z welonem, stojącym u mego boku mężu i dzieciach, dla których jestem supermamą. W podwórkowych zabawach byłam babcią, dzieckiem, ewentualnie psem. Być może już wtedy wiedziałam, że w byciu dorosłym jest jakiś haczyk.
NIGDY nie wyobrażałam sobie własnego macierzyństwa, a na nieco późniejsze pytania „ile chciałabyś mieć dzieci?” odpowiadałam, że jedno w zupełności wystarczy. Wtedy jeszcze inna opcja nie wchodziła w grę, bo przecież każdy kiedyś będzie miał dzieci. Tak już ułożony jest świat, prawda?
NIGDY nie pomyślałam, że moja pewność straci solidne podstawy. Mam 32 lata i czasami zastanawiam się czy faktycznie czegoś bezpowrotnie nie tracę. Czy nie zawodzę oczekiwań innych? Czy starość wygląda inaczej, kiedy szklankę wody przynosi (jeśli znajdzie na to czas i ochotę) nasze własne dziecko?
Książka „Nigdy, nigdy, nigdy” Linn Strømsborg trafiła do mnie właśnie w TYM momencie. Przyniosła mi dużo pytań, garść odpowiedzi, kilka chwil zadumy i wiele łez, które widocznie musiały znaleźć drogę ucieczki z organizmu.
Bohaterka książki Strømsborg jest pewna, że nie chce mieć dzieci. Nie zmieni tego zagubiony partner i dopiero wchodząca w rolę mamy przyjaciółka. Nie zmienią płynące wciąż pytania oraz zakrawające o pewność stwierdzenia, że to wszystko jeszcze się zmieni. A może w życiu niczego nie możemy być pewni?
„Nigdy, nigdy, nigdy” to książka dla każdego - wątpiącego, szukającego, ale i zdecydowanego. Pozwoli spojrzeć na temat posiadania dzieci z dystansu. Dostrzec zarówno zmiany zachodzące w świeżo upieczonych rodzicach, ale i stanowczość osób świadomie wybierających życie bez potomstwa. Nie jest to literackie arcydzieło, ale tematyka stanowi tutaj największą siłę i jestem w stanie przymknąć oko na nieco kiczowaty ostatni rozdział. To książka potrzebna i ważna - warto o niej pamiętać.
NIGDY nie marzyłam o olśniewająco białej sukni z welonem, stojącym u mego boku mężu i dzieciach, dla których jestem supermamą. W podwórkowych zabawach byłam babcią, dzieckiem, ewentualnie psem. Być może już wtedy wiedziałam, że w byciu dorosłym jest jakiś haczyk.
NIGDY nie wyobrażałam sobie własnego macierzyństwa, a na nieco późniejsze pytania „ile chciałabyś mieć...
2022-11-10
Do ulubionych lektur szkolnych bez wahania zaliczyć mogę Mitologię Jana Parandowskiego. Czytana wielokrotnie, z każdym kolejnym razem odkrywa przede mną coś nowego, dotąd pominiętego lub rozumianego w odmienny sposób. I to właśnie cenię sobie najbardziej w utworach literackich opartych na mitologii. Od nas samych zależy ile weźmiemy z nich dla siebie.
W pięknie wydawanej przez @wydawnictwoalbatros serii butikowej ukazały się już trzy książki Madeleine Miller. Zarówno „Kirke” jak i „Pieśń o Achillesie” czytałam i słuchałam z wielką przyjemnością. Teraz przyszedł czas na krótkie (bardzo krótkie, niestety!) opowiadanie „Galatea”. I chociaż jak już dobrze wiecie krótką formę doceniam, tak tym razem czuję duży niedosyt.
Madeleine Miller w moim odczuciu świetnie radzi sobie z opisami miejsc i kreśleniem tła swoich powieści. Dobrze oddaje charakter przedstawianej postaci i zostawia czytelnikowi miejsce do własnych przemyśleń. „Galatea” przypomina mi jednak bardziej szkic niż samodzielny utwór… Zabrakło tu głębi i czegoś, co zatrzymałoby automatyczne przewracanie kolejnych stron tej uroczej książeczki, której przeczytanie zajmie Wam godzinę. Staram się docenić przedstawioną historię i znaleźć jej odbicie w rzeczywistości choć wiem, że nie zostanie ze mną długo. Wielka szkoda, bo motyw ożywionego posągu i przemocy skupionej wokół powołanej do życia przez Afrodytę kobiety jest naprawdę wart rozwinięcia. Opowieść o Pigmalionie i Galatei mogłaby opiewać na przynajmniej 300 stron, a to maleństwo można z łatwością przeoczyć na księgarnianej półce.
Do ulubionych lektur szkolnych bez wahania zaliczyć mogę Mitologię Jana Parandowskiego. Czytana wielokrotnie, z każdym kolejnym razem odkrywa przede mną coś nowego, dotąd pominiętego lub rozumianego w odmienny sposób. I to właśnie cenię sobie najbardziej w utworach literackich opartych na mitologii. Od nas samych zależy ile weźmiemy z nich dla siebie.
W pięknie wydawanej...
2022-11-11
Anna Sólyom przedstawia nam bohaterkę na życiowym zakręcie - długoletni związek rozpadł się, a praca zdaje się omijać czterdziestoletnią Nagore szerokim łukiem. Zbieg okoliczności prowadzi ją jednak do kociej kawiarni, w której oprócz „przerażających” kotów naszą bohaterkę spotka dużo dobra. Z pewnością więcej niż mogła się dotąd spodziewać.
„Kocia kawiarnia” to ciepła, dająca nadzieję opowieść o nadchodzących z najmniej oczekiwanej strony szansach na lepsze jutro. Wiele tu złotych myśli, których pokaźny zbiór zdaje się wypełniać każde wolne miejsce powieści. Nie trafił do mnie ani nieco naiwny i moralizatorski ton, ani bardzo prosty język, który nie stawia przede mną żadnego oporu. Przez powieść płynie się szybko i ciężko zaczepić się o coś naprawdę wartego uwagi. A najlepszym dowodem jest to, że zapamiętałam jedynie żenujące momenty, których nie ma sensu tu przytaczać.
Na przekór wszystkiemu co napisałam wyżej, książka wydana jest naprawdę pięknie. Zarówno wyklejka jak i portrety kotów umieszczone na końcu to przemiły dodatek. Ale tylko dodatek.
Bardzo chciałabym Wam napisać, że znalazłam w tej książce więcej. Niestety, akurat ta kawiarnia jest jedynie fajnym czytadełkiem do połknięcia na raz lub dwa razy i - w moim przypadku - niczym więcej. Nie żałuję czasu spędzonego z tą niedługą książką, ale też nic we mnie po niej nie zostało.
Jeśli znacie kocich maniaków, z pewnością docenią pomysł i przepiękne wydanie, ale ja pozostaję obojętna na ciepełko i uroki płynące z lektury „Kociej kawiarni”.
Anna Sólyom przedstawia nam bohaterkę na życiowym zakręcie - długoletni związek rozpadł się, a praca zdaje się omijać czterdziestoletnią Nagore szerokim łukiem. Zbieg okoliczności prowadzi ją jednak do kociej kawiarni, w której oprócz „przerażających” kotów naszą bohaterkę spotka dużo dobra. Z pewnością więcej niż mogła się dotąd spodziewać.
„Kocia kawiarnia” to ciepła,...
2022-09-23
Rośliny i grzebanie w ziemi to dla mnie obcy świat. Nawet cięte róże się mnie nie trzymają, nie wspominając już o bardziej wymagających kwiatach doniczkowych. Może tym ciekawsze było dla mnie przeglądanie się czułej pracy głównego bohatera książki „Do pralni” Sophie Daull od Wydawnictwa Format.
Przed laty pozbawił młodą dziewczynę matki. Teraz odsiedział swój wyrok i całe jego życie (a raczej to co z niego zostało) uległo zmianie. Szczęście nie trwało jednak długo.
Bohatera książki „Do pralni” spotykamy w wyjątkowej chwili. Jego spokojna praca w zieleni miejskiej i godzenie się z własną seksualnością przerywa pojawienie się pewnej kobiety. Kobiety teraz już dorosłej, której los najpierw odebrał matkę, a potem córkę. Premiera jej biograficznej książki jest doskonałą okazją do odwiedzenia nawet tych małych, zapomnianych miasteczek. Miejsc, w których każdy może schować swoje tajemnice.
Sophie Daull przedstawia nam dwie drogi poznania tej historii. Narracja podzielona jest bowiem między córkę ofiary i mordercę, i to w ich podświadomości szukamy odpowiedzi na rodzące się pytania. „Do pralni” to opowieść o krzywdzie, wybaczeniu i próbie życia mimo wszystko. To też historia ucieczki przed wyrzutami sumienia, które znajdują nas w najmniej oczekiwanym momencie i atakują z wielką siłą.
Nie wiedziałam gdzie prowadzi mnie autorka. Odczytywałam myśli obu stron, starałam się odnaleźć w nich punkt wspólny i wcale nie byłam pewna zakończenia tej historii, które zdaje się zostawiać uchylone drzwi dla naszej wyobraźni. Ostatnie słowo, podjęcie próby oceny bohaterów pozostaje otwarte i od nas zależy, co z nim zrobimy.
„Do pralni” nie jest literacko wybitne, chociaż ma swoje momenty. Stoi jednak historią, która ciekawi od pierwszych stron i nie oglądając się na nic, prowadzi do momentu kulminacyjnego. Warto sięgnąć!
Rośliny i grzebanie w ziemi to dla mnie obcy świat. Nawet cięte róże się mnie nie trzymają, nie wspominając już o bardziej wymagających kwiatach doniczkowych. Może tym ciekawsze było dla mnie przeglądanie się czułej pracy głównego bohatera książki „Do pralni” Sophie Daull od Wydawnictwa Format.
Przed laty pozbawił młodą dziewczynę matki. Teraz odsiedział swój wyrok i całe...
Ostatnia przeczytana w 2022 roku książka przyniosła mi tyle samo irytacji co zachwytu nad formą i przede wszystkim treścią. Mahomed Mbougar Sarr napisał bowiem powieść totalną, obok której ciężko przejść obojętnie. Można ją kochać, można się od niej boleśnie odbić, ale z całą pewnością warto podjąć to wyzwanie.
Od zawsze lubiłam książki o książkach, bibliotekach, pisarzach, pisarkach oraz tajemnicach ukrytych na kartach powieści. „Najskrytsza pamięć ludzi” mozolnie splata ze sobą wszystkie te wątki w zmiennych proporcjach. I być może właśnie te proporcje nie zawsze pozwalały mi zanurzyć się w niej bardziej niż na kilka-kilkanaście stron. Poetycki język również stawiał opór, ale powroty za każdym razem były tak samo dobre.
Przed Wami historia młodego pisarza i jego fascynacji pewnym dziełem literackim. Fascynacji, która pcha bohatera wciąż do przodu, zmusza do zadawania wielu pytań i szukania na nie odpowiedzi. To opowieść o poszukiwaniu siebie, co z pewnością Was nie zdziwi. Według mnie każdy „człowiek w podróży” ma pewne ukryte intencje.
Razem z Diéganem szukamy więc genialnego twórcy lub wielkiego mistyfikatora. Przemierzamy czasy i miejsca, poznajemy innych bohaterów tej historii, której zakończenie nie stanowiło dla mnie zaskoczenia. Ważna jednak była droga, jaką pokonałam.
„Najskrytsza pamięć ludzi” jest powieścią bogatą, składającą się z licznych, otwierających się przed nami historii. Jest filozoficzna, pełna zacieranych wspomnień i wrażeń, z których czytelnik składa własny obraz. Jest wymagająca, intensywna, wciąga i odpycha. Było to dla mnie literackie wyzwanie, które na długo zapamiętam i jeśli tylko potrzebujecie takiej właśnie książki - sięgajcie po Sarra koniecznie!
Ostatnia przeczytana w 2022 roku książka przyniosła mi tyle samo irytacji co zachwytu nad formą i przede wszystkim treścią. Mahomed Mbougar Sarr napisał bowiem powieść totalną, obok której ciężko przejść obojętnie. Można ją kochać, można się od niej boleśnie odbić, ale z całą pewnością warto podjąć to wyzwanie.
więcej Pokaż mimo toOd zawsze lubiłam książki o książkach, bibliotekach,...